Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kamil Dudek
5:24:53  do końca
Kamil Dudek , 9 lat

RATUJMY chore serduszko Kamila❗️

Boję się, że jego serce już zawsze będzie w niebezpieczeństwie. Boję się, że choroba nie pozwoli mu bić, tak długo, jakbyśmy tego chcieli... Strach to nasza codzienność!  Kamilek urodził się z wadą serca HLHS, czyli bez lewej komory serca. Tak naprawdę jest to najcięższa wada serca, jaka występuje. Synek jest po trzech operacjach kardiochirurgicznych i wciąż czekamy na kwalifikację do kolejnej. Operacje serca za każdym razem wzbudzały w nas grozę. Były zagrażające życiu, trwały wieczność i odchodziliśmy od zmysłów...  Do czasu, do którego było to możliwe, korzystaliśmy z pomocy lekarzy. Staraliśmy się zgodnie ze wskazówkami lekarzy stosować leczenie, leki i terapie, które miały pomóc!  Niestety, z powodu arytmii serca i nadciśnienia płucnego Kamil nie kwalifikował się do trzeciego etapu leczenia HLHS... To nie może oznaczać końca ochrony jego życia! Chcemy walczyć o synka! Konsultujemy jego przypadek również z lekarzami w Bostonie, jednak być może uda się operację przeprowadzić w Krakowie. Koszty leczenia i dojazdów do specjalistów przerażają. Bardzo proszę o pomoc, o nadzieję, że serduszko Kamila w końcu da się uratować! Mirosław i Sylwia, rodzice

8 396 zł
Bogdan Nizioł
Bogdan Nizioł , 62 lata

Wypadek w pracy sprawił, że zostałem sparaliżowany – potrzebuję pomocy!

Nasza tragedia rozegrała się 13 maja 2018 roku. Mąż jak co dzień wyszedł do pracy, jednak tym razem z niej nie wrócił. Zasłabł, a następnie spadł z wysokiego rusztowania. Od tego czasu toczy dramatyczną walkę o zdrowie i sprawność...  Wystarczył ułamek sekundy, aby nasze życie całkowicie się zmieniło. Bogdan, będąc w pracy spadł z rusztowania, w wyniku czego doznał poważnych urazów. W krytycznym stanie trafił do szpitala, gdzie zaczęła się walka o jego życie. Upadek był tak mocny, że Bogdan doznał złamania kręgosłupa szyjnego, porażenia czterokończynowego, licznych złamań i paraliżu... Byłam przerażona... Patrzyłam na męża, który leżał w plątaninie kabli. Straszliwą pustkę i ciszę przerywały odgłosy urządzeń podtrzymujących życie. Wiedziałam, że nie mogę stracić nadziei...  Codziennie szeptałam mu do ucha, żeby walczył, żeby tylko się nie poddał... I choć wydawał się nieobecny, czułam, że wszystko słyszy. Bogdan przeżył. Po 5 miesiącach wrócił do domu. I choć od tych dramatycznych chwil dzielą nas 3 lata, stan mojego męża wciąż jest ciężki. Bogdan leży przykuty do łóżka z rurką tracheotomijną, która zapewnia drożność dróg oddechowych. Nie jest w stanie samodzielnie jeść, chodzić, ruszać rękoma czy nogami. Z silnego i zdrowego mężczyzny, w mgnieniu oka stał się kruchą istotą. Dla mnie jako żony i dla naszych synów to straszliwy widok…  Bogdan codziennie jest poddawany intensywnej rehabilitacji. Regularne ćwiczenia przyniosły już pierwsze efekty. Mąż nawiązuje kontakt, kiedy zadajemy mu pytania, potrafi na nie odpowiedzieć cichym głosem. Obecnie dążymy do tego, aby zaczął samodzielnie oddychać, a także usprawnił ręce, na tyle, by móc w przyszłości poruszać się na wózku.  Nauczyliśmy się ze sobą funkcjonować na nowo… Niestety, trudne chwile są jednak nieuniknione. Często zdarzają się momenty, w których czuję, że rzeczywistość nadal mnie przerasta. Wiem, że Bogdan będzie musiał być rehabilitowany wiele miesięcy, a może nawet lat, a nasz budżet już jest na wyczerpaniu... Koszty, które ponoszę podczas leczenia i rehabilitacji, są dla mnie ogromnym obciążeniem. Wiem, że intensywna rehabilitacja to jedyna możliwość na odmianę naszego życia...  Proszę pomóż...  Maria, żona

8 200,00 zł ( 10,41% )
Brakuje: 70 524,00 zł
Franciszek Demus
Franciszek Demus , 61 lat

Walka o powrót do zdrowia mojego ukochanego męża trwa! Błagam, pomóż!

Wróciliśmy z urlopu, wypoczęci i zadowoleni. Dwa dni później nasze życie runęło, chociaż to słowo nawet w połowie nie oddaje ogromu bólu i bezradności, która dobija mnie od dwóch miesięcy.  Mój ukochany mąż… Nigdy nie zrozumiem, dlaczego do tego doszło, jak to się mogło wydarzyć. Franek był policjantem, honorowym dawcą krwi, uwielbiał piłkę nożną. Lubił pracę, pomagał na gospodarce. Nic nie zdradzało zbliżającej się katastrofy – żadnego bólu głowy, gorączki, drętwienia rąk, podwyższonego ciśnienia. Absolutnie nic. Rano wypiliśmy jeszcze kawę, planowaliśmy dzień. Był ciepły wrześniowy ranek. Gdybym wiedziała, że to ostatnie chwile z moim mężem… Franek wyszedł z domu i nigdy nie wrócił. Zaczęłam zajmować się domowymi sprawami, gdy nagle przez okno zobaczyłam jak mąż upada przy aucie. W jednej chwili wybiegłam krzycząc o pomoc. Przybiegł sąsiad, rozpoczął resuscytację, następnie nadbiegł syn i przejął ratowanie swojego taty. Sekundy i minuty oczekiwania na pogotowie zdawały się być wiecznością. Rozpacz, nie mogłam oddychać, cała się trzęsłam.  Przyczyną był nagły zawał serca i niedotlenienie mózgu. Gdyby nie natychmiastowa reakcja Franka by już nie było. Od dwóch miesięcy leży w szpitalu – zaintubowany, karmiony za pomocą PEGa. Gdy go odwiedzamy patrzy na nas, mruga w odpowiedzi, a z oczu płyną mu łzy. Nie jestem w stanie znieść tej niemocy wobec jego cierpienia i bólu. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić, by go ratować. Każda próba zderza się ze ścianą oczekiwania, aż jego stan się polepszy. Pozostaje mi wierzyć, że jego siła i determinacja wygra z chorobą. Wtedy będziemy musieli działać na własną rękę, by odzyskiwał sprawność fizyczną. Od najmniejszych ruchów rąk i nóg, do samodzielnych kroków. To będzie nie lada wyzwanie – zarówno finansowe jak i fizyczne. Miesiąc w ośrodku fizjoterapeutycznym to koszt ok. 30 tysięcy złotych. A jeden miesiąc na pewno nie wystarczy. Błagam, pomóżcie…  Nie wiem jak długo dam jeszcze radę, ale dla Franka muszę. Czekam na niego każdego dnia, modląc się o cud. Myślałam, że tamtego strasznego dnia moje serce przestanie bić razem z jego sercem. Lecz póki ja się nie poddaję, Franek też się nie podda. Beata – żona Franciszka

45 608 zł
Piotr Diak
Piotr Diak , 29 lat

Piotrek cudem przeżył wypadek. Teraz potrzebuje cudu, żeby wrócić do zdrowia!

Piotrek ma zaledwie 26 lat, a dziś walczy o życie po strasznym wypadku, w którym ucierpiał, podróżując jako pasażer. Mój brat miał tak wiele planów i marzeń, których nie zdążył zrealizować… Walka o jego zdrowie to ogromne koszty, a mojej rodziny na to nie stać. Z całego serca proszę o pomoc… Piotrek jest najmłodszy z całej naszej piątki rodzeństwa. Zawsze czułam się za niego odpowiedzialna. Gdy był dzieckiem, opiekowałam się nim, pilnowałam, by zjadł, by ciepło się ubrał… Przecież jeszcze tamtego dnia zawiozłam mu pierogi, przywitaliśmy się, rozmawialiśmy. To po prostu niemożliwe, że teraz leży w szpitalu, w takim stanie... Gdy sąsiad przybiegł do nas powiedzieć, co się stało, poczułam, jak nogi się pode mną uginają. Nie mogę wziąć oddechu. Okazało się, że auto, którym podróżował, znalazło się w rowie i że Piotrek żyje, ale jak stan jest bardzo poważny. Gdy zobaczyłam pojazd, z którego wyciągnięto mojego, brata dziękowałam Bogu, że przeżył. To był cud… Ale to dopiero początek. Piotrek doznał rozległego urazu głowy. Nie jest tajemnicą, że po tak ciężkim urazie będzie potrzebował wielu godzin rehabilitacji. Bardzo kosztownej rehabilitacji, która może pomóc mu odzyskać sprawność.   To bardzo silny chłopak, wiem, że będzie walczył. Wiem, znam go. To jest też niezwykle wrażliwy człowiek, zawsze pomocny, empatyczny, delikatny… Tworzy własną muzykę, piszę do niej teksty, nagrywa. To jego bardzo wielka pasja i na tym polu chciał się rozwijać. On miał tak wiele planów, tak wiele w nim życia było. A dziś oddałabym wszystko, by do mnie mrugnął, powiedział, że wie, że słyszy, że wszystko będzie dobrze...  Bardzo się boje, że nie dam rady zebrać takich pieniędzy, by pomóc Piotrkowi. Dlatego proszę o pomoc. Pomóżcie mi o niego walczyć.  Agnieszka, siostra Piotrka

46 772,00 zł ( 41,95% )
Brakuje: 64 718,00 zł
Agnieszka Wielgołaska
Agnieszka Wielgołaska , 45 lat

Po narodzinach synka dowiedziałam się, że mam raka... Proszę, ratuj mnie!

Tak bardzo cieszyłam się, że już niedługo zostanę mamą. Czekałam na mojego synka pełna nadziei, ale i spokoju. Wierzyłam, że nic nie jest w stanie zniszczyć naszego szczęścia, które lada moment zaczniemy razem tworzyć.  Niestety, synek urodził się zbyt wcześnie, a ja niedługo po jego narodzinach dowiedziałam się, że zachorowałam na nowotwór złośliwy piersi… Nasze szczęście w jednej sekundzie prysło niczym bańka mydlana.  Nowotwór – taka diagnoza budzi strach i przerażenie. Nikt nie chce usłyszeć jej od lekarza, niestety zazwyczaj nie mamy na to wpływu. Dokładnie w kwietniu otrzymałam informację – nowotwór złośliwy piersi. Wiadomość o diagnozie spowodowała, że szybko spadliśmy z wyżyn szczęścia na samo dno rozpaczy…    Wiedziałam, że przy tak ciężkiej chorobie, niemal natychmiast muszę zacząć leczenie. Nie umiałam i nie umiem wyobrazić sobie, że mogłoby mnie zabraknąć...  Szybko rozpoczęłam życia na oddziale onkologii. Mocne dawki chemii z każdym dniem zabierały mi siły, niszcząc mój cały organizm... Czułam się coraz gorzej i słabiej... Nieustannie dręczyły mnie te same pytania – ile czasu mi zostało, czy mojemu dziecku będzie dane mieć mamę, jak długo będę mogła cieszyć się macierzyństwem? Strasznie się bałam...  I choć były momenty, w których mój organizm szykował już białą flagę, wiedziałam, że nadal muszę dzielnie walczyć – dla siebie, dla mojego maleństwa i ukochanego męża. Mimo tych diagnoz wiem, że nie mogę się poddać. Mam dla kogo walczyć, mam dla kogo żyć! Wciąż szukam jak najlepszego sposobu, by się skutecznie leczyć. Odwiedzam licznych lekarzy i specjalistów. Dalsze leczenie to jedyna szansa, aby mój synek wciąż miał mamę....  Pomóż...  Agnieszka 

21 619 zł
Robert Osowicki
Robert Osowicki , 52 lata

Robert walczył o życie jak lew - będę walczyć tak samo o jego zdrowie!

To miał być zwykły dzień. Taki, jakich przeżyliśmy razem już tysiące. Lipcowy poranek. Mieliśmy już plany na weekend. Zamiast tego skoro świt pod nasz dom przyjechała karetka, która zabrała w ciężkim stanie męża do szpitala. Okazało się, że to sepsa, wirusowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych oraz uszkodzenie nerek. Zaczęła się dramatyczna walka o życie Roberta... Z dnia na dzień stan męża się pogarszał i lekarze mówili, że jest to stan krytyczny i trzeba z każdą opcją się liczyć. Po siedmiu dniach pogarszającego się stanu zdrowia przewieźli go na intensywną terapię. Mąż był zaintubowany i wentylowany respiratorem z utrzymującym się niedowładem czterokończynowym. Przez ten cały czas, mimo pogarszających się prognoz Robert walczył i nie zamierzał się poddać. Przeżył także operację serca, chociaż rokowania były niepewne. Wiem, że cały czas walczył dla mnie i naszych córek.   Choć stan męża jest znacznie lepszy, to pozostała przed nim ostatnia prosta. Sepsa pozostawiła ślad, a mianowicie utrzymuje się całkowity niedowład czterokończynowy. Robert jest całkowicie świadomy i zdaje sobie sprawę, w jakiej sytuacji się obecnie znajduję. Potrzebujemy bardzo wsparcia i pomocy, aby Robert mógł odbyć 3-miesięczny intensywny turnus rehabilitacyjny. Liczy się dosłownie każda, nawet najmniejsza wpłata. Jeszcze wczoraj byłam zła na cały świat, ale skoro mąż się nie poddaje, to ja też nie! Zawalczcie o niego razem z nami. Tak bardzo o to proszę... Dziękuję wszystkim, którzy nas wesprą. Nigdy Wam tej dobroci nie zapomnimy! Żona Anna z córkami

41 571,00 zł ( 58,14% )
Brakuje: 29 919,00 zł
Jakub Tomczak
Jakub Tomczak , 13 lat

Kubuś kontra chłoniak Burkitta! Pomóż chłopcu pokonać nowotwór!

Żyjemy pomiędzy jedną chemią a kolejną. Odkąd u Kuby zdiagnozowano złośliwy nowotwór, trwa walka o jego życie. Prosimy, przeczytaj naszą historię i pomóż, by mogła trwać: Nie tak miały wyglądać wymarzone wakacje. Dopiero, co zakończył się rok szkolny, po którym Kuba miał rozpocząć zasłużony wypoczynek. Zaczynał się lipiec, a wraz z nim niestety nasz koszmar... To wtedy spadła na naszą rodzinę wiadomość, która spowodowała, że już nic nie wygląda tak, jak jeszcze przed chwilą. U Kubusia zdiagnozowano bowiem chłoniaka Burkitta jamy brzusznej, czyli nowotwór o wysokim stopniu złośliwości! Od razu trafiliśmy na onkologię! Kubuś, zamiast na boisku albo placu zabaw, wakacje spędzał na oddziale szpitalnym, przyjmując kolejne dawki chemii. Teraz mamy już grudzień, a chemioterapia cały czas trwa... Musimy przejść przez ten koszmar, by Kuba żył! Tylko tak możemy go ratować. Chcemy wierzyć, że to tylko stan przejściowy, niechciana przygoda, która po prostu minie, a onkologia będzie tylko przykrym wspomnieniem. Bardzo chcemy pomóc Kubusiowi przejść przez ten ciężki czas, by jak najszybciej wyzdrowiał, wrócił do szkoły, do swoich kolegów i koleżanek. Kuba tak bardzo o tym marzy, wciąż pyta, kiedy w końcu wyzdrowieje, kiedy nie będzie musiał wracać do szpitala... Synek wymaga specjalnych leków, rehabilitacji, dojazdów na leczenie. To wszystko wiąże się z kosztami, a nasze środki powoli się kończą. Wiemy, że Kuba może wygrać tę walkę! Prosimy o pomoc, o wsparcie, która pozwoli pokonać nowotwór! Rodzice Kuby

32 956 zł
Zuzanna Piotrowska
Zuzanna Piotrowska , 10 lat

Choroba, co kradnie mięśnie. Ratujemy Zuzię!

Gdy Zuzia miała 4 latka, dowiedzieliśmy się, że ciąży na niej wyrok. Że z każdym miesiącem jej mięśnie będą przestawały pracować, w końcu przykuwając naszą córeczkę do wózka inwalidzkiego... Każdego dnia walczymy o to, by Zuzia jak najdłużej mogła cieszyć się życiem... Prosimy o pomoc! Czy gdy zakładamy rodzinę, badamy sobie wszystkie geny? Czy przyszłoby nam do głowy, że będziemy mieli akurat takiego pecha spotkać drugą osobę, która też jest nosicielem tego samego wadliwego genu? Jesteśmy nosicielami, ale Zuzia zachorowała. Dystrofia chce odebrać naszej córeczce wszystko, a my nie możemy do tego dopuścić. Prosimy o pomoc… Choroba córeczki wywróciła do góry nogami nasze dotychczasowe życie. Zuzia zawsze była aktywną dziewczynką, jak to mówią — żywe srebro. Wesoła, energiczna dziewczynka, ale tej energii i radości jest w niej coraz mniej… Zaczęło się od chodzenia na palcach. Niby nic wielkiego, wiele małych dzieci ma z tym problem. Jednak u córki nie przechodził… Zaczęło mnie to niepokoić, poszliśmy więc do ortopedy i neurologa.  Na początku słyszeliśmy, że Zuzia z tego wyrośnie. Jednak kolejne badania neurologiczne pokazały, że to coś znacznie gorszego. Słowa, które usłyszeliśmy od lekarzy, po prostu nas zmroziły…  Dystrofia obręczowo-kończynowa to choroba, która powoli wyłącza mięśnie. Obecnie Zuzia chodzi i biega głównie na palcach. Coraz częściej potyka się, upada, bo nóżki odmawiają posłuszeństwa… Przeszliśmy badania genetyczne, okazało się, że oboje z mężem jesteśmy nosicielami wadliwego genu. Było 50% ryzyka, że dziecko urodzi się nosicielem, 25%, że będzie zdrowe i kolejne 25%, że przyjdzie na świat z wyrokiem… Wcześniej nie mieliśmy o tym pojęcia, nikt w rodzinie nie chorował, nie było podobnych przypadków. Zuzia miała ogromnego pecha... Choroba w późniejszym etapie może doprowadzić do pełnego unieruchomienia, problemów nawet z podniesieniem rąk, utrzymywaniem w nich przedmiotów, a nawet przekręcaniem się w łóżku! Ma negatywny wpływ na każdy aspekt codziennego życia... Osoby w zaawansowanym etapie choroby funkcjonują tylko dzięki wózkom elektrycznym. Gdy pomyślimy, jak straszny los czeka naszą córeczkę, do oczu napływają łzy. Jest jeszcze taka mała! Ma tyle życia przed sobą. Tak trudno pogodzić się z myślą, że miałaby je spędzić na wózku... Poprzednia zbiórka dla Zuzi pozwoliła nam rozpocząć terapię komórkami macierzystymi. W zeszłym roku zakończyliśmy pierwszą serię dziesięciu podań. Chcemy kontynuować terapię, ponieważ zauważyliśmy jej pozytywny efekt! Stan Zuzi nie pogarsza się, a siła mięśni wzrastała. Kolejna seria również zawiera 10 podań, jednak koszty niestety są wyższe, bo większa jest waga Zuzi, a liczba podanych komórek właśnie od niej zależy.  Nasza córeczka w tym roku zaczęła edukację w szkole – jest teraz w 1 klasie. Cały czas jest samodzielna, jednak w dalszym ciągu chodzi na palcach, co jest już zauważane przez jej rówieśników. Zuza lubi towarzystwo dzieci, lubi kontakt z nimi. Jest aktywną i radosną dziewczynką. Bardzo chcemy, by tak zostało! Tempo rozwoju choroby u każdego pacjenta jest inne. Pragniemy, aby Zuzia była jak najdłużej sprawna, mogła jak najwięcej korzystać z dzieciństwa, a potem młodości… Niestety, na razie na dystrofię nie ma żadnego lekarstwa. Jedyną szansą na zatrzymanie tej choroby są komórki macierzyste, które u Zuzi działają! Sami nie jesteśmy w stanie zapłacić za terapię, choć to jedyna szansa dla córeczki... Z całego serca prosimy, pomóż Zuzi, pomóż odroczyć wyrok! Mama

17 710,00 zł ( 11,24% )
Brakuje: 139 737,00 zł
Joanna Luty
Joanna Luty , 20 lat

Przyszłość Asi stoi pod znakiem choroby! Nie bądź obojętny – pomóż!

Okrutny los i natłok chorób zamyka Asię w czterech ścianach domu. Córka ma wiele marzeń i planów na przyszłość, jednak choroba nie daje za wygraną. Zrobimy dla niej wszystko, poprosimy o pomoc każdego… Chcemy zapewnić jej bezpieczną przyszłość, by z uśmiechem na twarzy wkroczyła w dorosłe życie! Asia choruje niemal od kiedy pojawiła się na świecie. Kiedy córeczka miała 7 miesięcy, musieliśmy zmierzyć się z niedoczynnością tarczycy. Dwa lata później, kiedy zaczęła pewniej chodzić, z martwicą główki kości udowej, która niemal zatrzymała jej rozwój. Kolejne problemy spływały na nas jak lawina... Dziś wiemy, że mają podłoże genetyczne, jednak nawet to nie pozwoliło nam ich przezwyciężyć.  Cały czas, właściwie od kiedy córka skończyła kilka miesięcy, walczymy z jej nadmierną wagą. Fakt, że lewa noga Asi jest o 2 centymetry krótsza od prawej, a każdy ruch powoduje ogromny ból, tylko komplikuje sytuację. Lata konsultacji, leczenia, podejmowania kolejnych terapii i badań zdawały się nie mieć sensu. Wiedzieliśmy jednak, że nie możemy się poddać! Na szali leży przyszłość Asi, o którą będziemy walczyć, dopóki starczy nam sił! Przecież warto mieć nadzieję... To ona gaśnie ostatnia!  Asia jest nastolatką, która mimo ogromu problemów i przeciwności, którym musi stawiać czoła, ma mnóstwo planów i ambicji, wciąż też głęboko wierzy, że lepsze jutro kiedyś nadejdzie. Codziennie zachwyca nas swoją siłą! Pilna uczennica, wierna przyjaciółka i zapalona podróżniczka, która lata temu wyruszyła w najważniejszą podróż - po własne zdrowie! Codzienna rehabilitacja, zakup leków i innych potrzebnych środków to ogromny koszt. Dlatego z całego serca prosimy, nie bądź obojętny i wesprzyj naszą córeczkę. Pomóż jej spełniać marzenia! Rodzice

4 688 zł