Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Sylwia Żółcińska
Pilne!
Sylwia Żółcińska , 47 lat

RAK zabiera mnie mężowi i synkowi❗️Potrzebna BARDZO PILNA pomoc, liczy się każda chwila!

Mam na imię Sylwia, jestem żoną i mamą Szymonka, który chodzi do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Jestem też pacjentką oddziału onkologii... Choruję na raka płuc. To już IV stadium. Leczenie nie przynosi rezultatów i kończą się możliwości, by mi pomóc... Ta zbiórka to być może moja ostatnia szansa. Proszę o pomoc, bo rak to nie mój jedyny wróg, jest nim też czas... Leczenie powinno się zacząć JAK NAJSZYBCIEJ! Historia mojej walki z chorobą zaczęła się w 2020 roku. Bardzo często byłam chora, cały czas cierpiałam na zapalenie płuc... Potem zaraziłam się koronawirusem, co też przeszłam ciężko. Po przejściu COVID-19 lekarz zalecił mi zrobienie prześwietlenia płuc. Na badaniu wyszły niepokojące zmiany... Zapisałam się do onkologa i miałam nadzieję, że nie okaże się najgorsze. Niestety... Rak - kiedy słyszy się taką diagnozę, wszystko się zmienia... Wszystko przestaje mieć znaczenie poza jednym - tym, by wyzdrowieć, by żyć... Rak zdiagnozowany bardzo wcześnie daje duże szanse na to, że uda się go pokonać. Niestety, kiedy u mnie zdiagnozowano raka, guz był już tak duży, że nie nadawał się do operacji... Były przerzuty na drugie płuco i do węzłów chłonnych. Zaczęła się rozpaczliwa walka o życie... Choć nie kwalifikowałam się do operacji, miałam nadzieję, że leczenie mi pomoże... Zakwalifikowano mnie do programu lekowego. Pierwsze leczenie - immunoterapia - przez pewien czas przynosiło efekty... Całe życie podporządkowane było pod harmonogram cykli leczenia. Nowotwór nie rozsiewał się dalej, lekarze byli zadowoleni... W moje serce wróciła nadzieja. Niestety po jakimś czasie guz urósł... Leczenie przestało działać, we wrześniu 2023 roku okazało się, że doszło do progresji choroby. To był kolejny cios w samo serce... Kiedy zachorowałam, mój synek miał tylko 6 lat... Od 3 lat widzi mamę zmienioną nie do poznania... Mamę słabą, chorą, która często nie ma siły pomagać mu w lekcjach czy się z nim bawić. Najgorszy okres miałam chyba w listopadzie 2023 roku... Wtedy dostałam pierwszą chemioterapię, która po prostu ścięła mnie z nóg... Bardzo osłabiła mój organizm. Zmęczony dotychczasową walką organizm nie był przygotowany na tak silne i toksyczne leczenie... Miałam ciężką anemię, opuchnięte nogi, żyły, stan zapalny całego organizmu. Długo dochodziłam do siebie, bardzo schudłam, ważyłam 46 kilo... Skutki uboczne odczuwam do dzisiaj.  Nowy rok zaczęłam z nową nadzieją i z jednym pragnieniem - by pokonać chorobę. Jestem pod opieką innego szpitala, przyjmuję kolejną chemię, którą znoszę lepiej, potem czeka mnie chemia podtrzymująca w tabletkach. Szukam wszystkich dostępnych możliwości leczenia, niestety, nie mamy za bardzo z czego wybierać... Na szczęście pojawiło się zielone światło - jednak nie w Polsce, a w Niemczech. Zostałam zakwalifikowana do leczenia w Centrum Onkologii w Kolonii. Jestem po pierwszej wizycie i wiem już, że to leczenie może dać mi szansę na dłuższe życie.... Równolegle do chemioterapii przejdę tam immunoterapię, inną niż w Polsce. Składać się będzie z 3 cykli leczenia, między poszczególnymi cyklami będzie ok. 3 tygodni przerwy. Leczenie w Niemczech ma też wzmocnić wykończony organizm i dać mi siłę do dalszej walki o życie. Niestety koszty leczenia są bardzo wysokie. Gdyby miała pieniądze, mogłabym jechać do Niemiec już jutro... Niestety nie mam i przeraża mnie, że z każdym dniem moje szanse maleją! Rak jest bezlitosnym przeciwnikiem... Są chwile, w których jest bardzo ciężko, a ja bardzo się boję.  Moja rodzina składa się z trzech osób. Szymek jest w trzeciej klasie podstawówki, mąż pracuje w sklepie, a ja jestem na rencie. Nasza sytuacja finansowa jest bardzo ciężka: leki, dojazdy do Lublina na badania i leczenie, specjalne żywienie i ciągłe wizyty u różnych specjalistów pochłaniają cały budżet rodzinny... Potrzebuję wsparcia ludzi wielkiego serca, którzy podarują mi nadzieję na lepsze jutro i dadzą szansę na dłuższą obecność w życiu syna. Będę wdzięczna za każdą złotówkę, każde słowo wsparcia, każde udostępnienie. Chcę dożyć momentu, gdy Szymek kończy podstawówkę, dorasta, chcę go wychować i zobaczyć, jakim człowiekiem się staje. Nie chcę umrzeć na oczach mojego dziecka! Proszę, pomóż mi, nie ma chwili do stracenia...

49 643,00 zł ( 13,47% )
Brakuje: 318 883,00 zł
Joanna Majchrzak-Zakolska
Joanna Majchrzak-Zakolska , 40 lat

Trwa walka o powrót do rodziny. Pomagamy Joannie!

Piszę te słowa ze szpitala, póki jeszcze mogę. Boję się, że moje serce tego nie wytrzyma, że przestanie bić, choć ja tak bardzo chcę przecież żyć. Moja walka zaczęła się w 2010 roku. To wtedy przeszłam operację na otwartym sercu tzw. miectomie głęboką. Niestety, operacja nie pomogła na długo, ale dzięki niej mam wspaniałą córeczkę, która ma 5 lat i muszę dla niej żyć! Od 2017 roku zaczęły się pojawiać u mnie migotania przedsionków, a trzy lata później było już bardzo źle. Przeszłam około 30 kardiowersji elektrycznych, czyli zabiegów medycznych, których celem jest przywrócenie prawidłowego rytmu serca. W kwietniu 2021 roku  doszło do nagłego zatrzymania krążenia, po którym zapadłam w śpiączkę, byłam w stanie krytycznym. Lekarze dniami i nocami walczyli o moje życie.  Jestem już na skraju wyczerpania. Co chwilę ląduję w szpitalu, we wrześniu 2021 r. ablacja łącza przedsionkowo-komorowego, za serce pracuje już tylko kardiowerter, czyli wszczepiony defibrylator. Teraz doszła jeszcze kolejna pompa wspomagania serca przy oddychaniu, mam nadzieję, że nie zakończy się tak, jak ostatnio - silnym obrzękiem płuc i ponownym zatrzymaniem krążenia. Ja muszę żyć, muszę przetrwać. Dla mojej córeczki, dla rodziny, muszę być silna, jednak sama nie mam już skąd czerpać tych sił. Obecnie jedynym ratunkiem dla mnie jest przeszczep serca. Koszty związane z leczeniem, dzięki któremu mogę go doczekać, są ogromne. To dlatego jestem tutaj i proszę, pomóż mi walczyć o moje serce! Joanna

31 762 zł
Emilia Szumińska
Emilia Szumińska , 7 lat

Walczymy, by dowiedzieć się na co cierpi nasza córeczka!

Zdarza się, że matczyna intuicja wykryje problem dużo szybciej niż lekarze… Tak było w przypadku Emilki. Specjaliści z początku nie widzieli problemu i uspokajali nas, że wszystko jest w porządku. My jednak byliśmy pewni, że Emilka mierzy się z czymś poważnym! Gdy córeczka miała kilka miesięcy, zauważyliśmy, że jej ciało na przemian było zbyt wiotkie lub zbyt napięte. Kiedy w wieku 8. miesięcy nie potrafiła jeszcze siedzieć, byliśmy bardzo zaniepokojeni i szukaliśmy pomocy lekarzy. Niestety, do dziś nie otrzymaliśmy ostatecznej diagnozy! Rozpoznanie mózgowego porażenia dziecięcego jest wpisane do dokumentacji ze względów formalnych. Emilka ma diplegię spastyczną, czyli niedowład kończyn górnych i dolnych. Obecne są również deformacje spastyczne kończyn. Córeczka potrafi poruszać się tylko z pomocą ortez i kul. Bez nich nie mogłaby wyjść z nami na spacer czy do sklepu! Wszystko to sprawia, że każdy krok to dla niej ogromne wyzwanie.  Córeczka przeszła niedawno zabieg podania toksyny botulinowej, który znacznie poprawił jej sprawność. Wspaniale było obserwować, jak uśmiech rozjaśnia jej twarz, gdy chodzenie stało się łatwiejsze. Niestety, nadszedł moment, kiedy zastrzyk przestał działać. Niezbędne będą więc kolejne serie! Ogromnie przybija nas perspektywa, że Emilka nie może cieszyć się dzieciństwem tak, jak na to zasługuje. Za każdym razem, gdy widzimy, jak córka śledzi wzrokiem biegające i bawiące się dzieci, mamy łzy w oczach. Kolejną przeszkodą okazała się diagnoza autyzmu. Emilka była wcześniej bardzo wycofana i zamknięta w sobie. Na szczęście na naszej drodze pojawiło się przedszkole, w którym córka mogła uczęszczać na specjalne treningi – terapię sensoryczną, zajęcia logopedyczne, rehabilitację. Niezwykła zmiana zaszła także w jej psychice: córeczka stała się bardziej otwarta i uśmiechnięta. Naszą codzienność nadal jednak wypełnia niepewność, stres i lęk o przyszłość Emilki. W najbliższym czasie czeka nas konsultacja w poradni neurologicznej w Warszawie. Mamy nadzieję, że w końcu uda się odkryć, na co cierpi nasza córeczka. Wiemy, że czas gra tutaj wielką rolę! W trudzie dnia codziennego tli się płomyk nadziei – szansa, że Emilka będzie kiedyś chodzić samodzielnie. Do tego marzenia prowadzi wyboista droga, pełna wizyt u wysokiej klasy specjalistów w różnych częściach kraju i kosztownych turnusów rehabilitacyjnych.  Trudno było nam prosić o pomoc nawet najbliższych, ale przyszłość naszej córeczki jest najważniejsza. Stajemy dziś przed Wami z prośbą o pomoc – walczymy, by spełnić marzenie Emilki o samodzielności! Rodzice Emilki

30 653,00 zł ( 80,03% )
Brakuje: 7 645,00 zł
Zuzanna Witek
Zuzanna Witek , 7 lat

Nie wyleczymy jej nigdy, pomóc możemy zawsze! Wspieramy Zuzię!

Choć ciąża i poród przebiegały prawidłowo, tuż po narodzinach u Zuzi zdiagnozowano hipotrofię, a w pierwszej dobie żółtaczkę fizjologiczną. Trudno się zmierzyć z rzeczywistością, która w jednej chwili niszczy piękne wyobrażenie o rodzicielstwie i beztroskim dorastaniu własnego dziecka. Nie mieliśmy jednak wyjścia. Obiecałam sobie, że stawimy czoła przeciwnościom, choćby nie wiem co... Gdy Zuzia skończyła roczek jej rozwój psychoruchowy był bardzo opóźniony. Stwierdzono m. in. obniżone napięcie mięśniowe i wiotkość w stawach, dlatego od 5. miesiąca życia córeczka odbywa intensywną rehabilitację. Wciąż mieliśmy poczucie, że wiemy zbyt mało, że nie znamy przyczyn wszystkich dolegliwości, które w jednej chwili zawładnęły codziennością Zuzi. Właśnie dlatego konieczne stały się badania genetyczne. Od pewnego czasu wiemy, że córeczka zmaga się z chorobą genetyczną, która powoduje nieodwracalne zmiany i ma charakter patogenny. Zespół częściowej trisomii krótkiego ramienia chromosomu 9 z delecją; zespół aberracji chromosomowej w krótkim ramieniu chromosomu 9 - to tylko niektóre z groźnie brzmiących nazw. Z początku nie mówiły nam nic, nie dawały też odpowiedzi na pytania, które tak długo kumulowały się w naszych myślach. Dopiero później, gdy coraz więcej dowiadywaliśmy się od lekarzy, zrozumieliśmy jak trudna droga nas czeka. Zdiagnozowane u Zuzi zmiany są odpowiedzialne za opóźniony rozwój, nieprawidłowe napięcie mięśniowe, zaburzenia mowy, trudności w nauce i niepełnosprawność intelektualną. W późniejszej perspektywie mogą również pojawić się problemy z infekcjami dróg oddechowych, zaburzeniami widzenia, bólem, sztywnością i zwichnięciami stawów oraz skoliozą. Zuzia ma niecałe 5 lat, a już żyjemy ze świadomością, że jeśli nie podejmiemy teraz walki, czeka ją tak wiele cierpienia... Walczymy każdym możliwym sposobem, aby codzienność Zuzi nie była skazana jedynie na szereg wyrzeczeń i rezygnację z marzeń, aby córeczka nie straciła szansy na walkę o swoją przyszłość. Zuzia potrzebuje regularnych zajęć ruchowych i rehabilitacji pod okiem specjalisty, terapii logopedycznej, stymulacji narządów zmysłu. Oprócz tego ogromne nadzieje pokładamy w terapii komórkami macierzystymi, która w połączeniu z systematyczną rehabilitacją i zajęciami pod okiem specjalistów może przynieść pozytywne efekty. To dla nas, dla Zuzi, wielka szansa, pomost do lepszego jutra, który stałby na wyciągnięcie ręki, gdyby nie ogromna przeszkoda finansowa. Nie jesteśmy w stanie samodzielnie pokryć wszystkich kosztów, dlatego bardzo prosimy panstwa o wsparcie!  Agnieszka, mama

29 356,00 zł ( 38,21% )
Brakuje: 47 453,00 zł
Marianna Bernecka
7 dni do końca
Marianna Bernecka , 68 lat

SLA – tylko sprawność fizyczna może przedłużyć życie mojej mamy!

Na stwardnienie zanikowe boczne nie ma lekarstwa. Nie można cofnąć skutków tej podstępnej choroby, ale można ją spowolnić i podarować mojej mamie dodatkowe miesiące, a może nawet i lata życia. Dzisiaj pragnę prosić Was właśnie o to. U mojej mamy zaczęło się niewinnie… Kilka razy upadła, ale tłumaczyłam to sobie jej przemęczeniem. Może po prostu nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że dzieje się coś złego… Przez trzy lata mama jeździła po różnych szpitalach i robiono jej wiele badań. Jednak lekarze byli bezradni. Stan się pogarszał, a mama  zaczęła mieć trudności z chodzeniem i utrzymaniem równowagi! Wtedy już wiedziałam, że przyczyna może być poważna!    W 2022 r. mama trafiła dwa razy do szpitala: w Białymstoku i w Warszawie. W obu placówkach postawiono różne diagnozy, jednak lekarze nie byli ich pewni i zalecali dalszą obserwację. Przed nami stała więc perspektywa stwardnienia bocznego zanikowego lub zespołu sztywności uogólnionej.  Bałam się, bo nie wiedziałam, jak można pomóc mojej mamie. Taka bezsilność i niepewność są po prostu straszne! We wrześniu br. jej stan zdrowia uległ pogorszeniu! Pojawiły się trudności z przełykaniem oraz z mową!  Wtedy nasze wątpliwości zostały całkowicie rozwiane. Lekarze w końcu byli już pewni, że mama ma stwardnienie boczne zanikowe (SLA). Jest to nieuleczalna, śmiertelna i nieprzewidywalna choroba. Wraz z upływem czasu dochodzi do paraliżu ciała i organów odpowiedzialnych za przełykanie i oddychanie. Rokowania w przebiegu tej choroby są bardzo złe, a choroba rozwija się szybko i nie ma na nią leku. Jedyne, co można zrobić, to opóźnić jej postęp.  Najważniejsze jest utrzymanie dobrej sprawności fizycznej, co jest możliwe dzięki specjalistycznej rehabilitacji. Długość życia może się wydłużyć! Pragnę, aby moja mama miała właśnie tę szansę! Postanowiłam założyć zbiórkę, ponieważ rehabilitacja neurologopedyczna, której mama w tej chwili potrzebuje, jest bardzo kosztowna. Nie mam takich możliwości finansowych, aby ją opłacić. Chcę jednak zrobić wszystko, aby moja mama jak najdłużej cieszyła się życiem. Wiem, że sama nie dam rady jej tego zapewnić, dlatego proszę Was o pomoc. Będę bardzo wdzięczna za każdą formę wsparcia. Aneta, córka

25 540,00 zł ( 75,02% )
Brakuje: 8 503,00 zł
Sylwester Cieślak
Sylwester Cieślak , 57 lat

Wypadek zabrał mi tak wiele... Chciałbym chociaż odzyskać wzrok!

Choć od wypadku minęło wiele lat, ja nadal pamiętam, jakby to było wczoraj. Była zima, grudzień 94. roku. Myślami byłem już przy świętach Bożego Narodzenia. Miałem ostatni kurs w roku, jechałem do Danii. Niestety, zły los chciał, że nigdy tam nie dotarłem. Po drodze miałem wypadek, w którym mogłem stracić życie.  W tragicznym stanie zabrano mnie do szpitala w Niemczech. Tam walczono o moje życie. Doznałem wielu obrażeń. Miałem zgniecioną czaszkę. Byłem nieprzytomny. Przez prawie dwa miesiące niemieccy lekarze próbowali przywrócić mnie do sił i zdrowia. Udało się, choć było naprawdę ciężko. Za mną wiele lat leczenia i rehabilitacji.  Można powiedzieć, że na zawsze zostałem naznaczony przez tamten dzień. W wyniku uderzenia i zgniecenia głowy, nerw w prawym oku został przyciśnięty krwiakiem. Nie widzę na to oko. Szukałem pomocy w wielu poradniach. Radziłem się wielu specjalistom. W końcu pojawiła się nadzieja. Po 28 latach! Zostałem zakwalifikowany na wykonanie przeszczepu komórek macierzystych w Tajlandii, który daje szansę na odzyskanie wzroku. Niestety, wskutek utraty zawodu kierowcy ciężarówki oraz doznanych urazów, nie stać mnie na wykonanie tego zabiegu. Nie mam wystarczających oszczędności, a cena zwala z nóg. Potrzebuję ponad 120 tys. złotych! Nigdy nie straciłem nadziei i wiary, że kiedyś odzyskam wzrok. Teraz pojawiła się szansa, by naprawdę tak się stało! Ta zbiórka i Wasza pomoc są dla mnie ostatnią nadzieją, że uda mi się w końcu powrócić do pełnej sprawności. Chciałbym znów siedzieć za kierownicą ciężarówki. Ta praca była dla mnie moją pasją. Pomóż mi do niej wrócić! Pomóż mi odzyskać wzrok! Sylwester

23 135,00 zł ( 17,54% )
Brakuje: 108 748,00 zł
Nikodem Józef Fijałkiewicz
Nikodem Józef Fijałkiewicz , 2 latka

Nikoś kontra zespół Westa – Potrzebna pomoc❗️

Z ciężarem na sercu zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie dla naszego ukochanego synka, Nikodema, który w marcu 2024 roku skończy 2 latka. Nikoś boryka się z rzadką i trudną do zrozumienia chorobą – zespołem Westa, wynikającym z mutacji genowej w genie STXBP1.  Zespół Westa to bardzo niebezpieczne i ciężkie schorzenie. Nikodem w wieku 2 lat nie osiągnął jeszcze wielu etapów rozwojowych. Nie siedzi samodzielnie, nie trzyma główki, a jego mięśnie są bardzo napięte. Dodatkowo boryka się z wadą wzroku, co sprawia, że codzienne funkcjonowanie jest jeszcze trudniejsze. Najlepszą szansą na poprawę stanu zdrowia synka są intensywne turnusy rehabilitacyjne. Niestety, to bardzo kosztowna szansa, a nasze środki finansowe są już wyczerpane. Dlatego zwracam się z gorącą prośbą o pomoc. Wierzymy, że wspólnie możemy zdziałać cuda i dać Nikodemowi szansę na lepszą przyszłość. Dziękujemy z głębi serca za wszelką pomoc. Razem możemy sprawić, że Nikodem będzie mógł pokonać swoje trudności i cieszyć się życiem tak, jak inne dzieci. Rodzice Nikosia

15 542 zł
Alessandra Bielawska
Alessandra Bielawska , 47 lat

Groźna choroba neurologiczna odbiera mi sprawność! Pomocy!

Rok 2008 przyniósł mnóstwo bólu, cierpienia oraz niepewności, co przyniesie przyszłość. To właśnie wtedy zdiagnozowano u mnie straszną chorobę neurologiczną, która z każdym dniem brutalnie odbiera mi sprawność…  Według jednego ze specjalistów, choroba mogła wystąpić u mnie w wieku piętnastu lat, ale mój życiowy pęd nie pozwalał mi się zatrzymać. Schorzenie atakuje mózg, doprowadzając do uszkodzenia nerwów w ciele. Jego specyfika polega na tym, że moje zdrowie pogarsza się bez rzutu. Organizm nie daje znać o osłabieniu, powoli zabierając przy tym ważne życiowe funkcje.  Choroba odebrała mi sprawność lewej części ciała. Moja noga i ręka nie działają tak jak powinny. Sytuacja zmusiła mnie do poruszania się wyłącznie na wózku inwalidzkim. Gdyby nie to, całymi dniami musiałabym leżeć w łóżku. Dodatkową przeszkodą są zaburzenia równowagi oraz podwójne widzenie, które bardzo przeszkadza mi w czytaniu i pisaniu. Muszę zakrywać jedno oko lub mrużyć oboje, by wyostrzyć obraz. Niestety, obecny wózek nie jest dla mnie odpowiedni. To mój największy kłopot. Na aktualnym nie potrafię samodzielnie przesiąść się na fotel, czy toaletę. Podczas takich czynności niejednokrotnie z niego spadłam. Dawniej byłam bardzo aktywna. Wszędzie jeździłam rowerem, który dziś zamieniłam na wózek. Bardzo chciałabym zatrzymać rozwój choroby, by być w aktualnej lub lepszej formie przez kolejne lata. Z moim problemem da się żyć. Mam wspaniałego męża, który zawsze jest gotowy, by nieść mi pomoc. Chciałabym jednak być jak najbardziej samodzielna. Nowy wózek jest koniecznością. Niestety, jego koszt jest bardzo duży. Proszę, pomóż mi na niego uzbierać. Bez Ciebie nie dam rady! Aleksandra ➡️ SM jak Everest: „Nie pozwalałam sobie na słabość”

14 608,00 zł ( 81,25% )
Brakuje: 3 371,00 zł
Mateusz Kornecki
1 dzień do końca
Mateusz Kornecki , 29 lat

Rok temu w śpiączce, dziś walczy o zdrowie i sprawność❗️

Cuda się jednak zdarzają. Mateusz rehabilituje się w ekspresowym tempie! Dzięki Wam i Waszej pomocy może skupić się na tym, co teraz dla niego najważniejsze – rehabilitacji, która może mu pomóc w powrocie do zdrowia. Wasza pomoc jest niezbędna! Historia Mateusza: Mateusz to człowiek, którego synonimem może być sumienność. Wiemy, że kiedy już się wybudzi starczy mu sił i zapału do walki o zdrowie. Jedyną przeszkodą mogą być koszty leczenia. Przyjaciół ma się niewielu, ale za to Ci prawdziwi zostają na całe życie. Niektórzy z nas znają Mateusza już ponad 15 lat! Jesteśmy grupą znajomych, która przeżywa ze sobą wszystkie wzloty i upadki. Dlatego i dzisiaj nie mogło nas obok niego zabraknąć.  Mateusz zmroził nam wszystkim krew w żyłach, gdy dowiedzieliśmy się o wypadku... Miał niestety ogromnego pecha! Ale o ile można coś takie powiedzieć w tej sytuacji — byliśmy spokojni. Trafiło na gościa, który nigdy się nie poddaje i jest po prostu silnym wojownikiem!  19 lipca w wyniku nieszczęśliwego wypadku na rowerze trafił do szpitala wojskowego w Krakowie. Kornel (bo tak nazywają go najbliżsi) pokonywał jedną z przeszkód. Zawsze brał pod uwagę bezpieczeństwo. Miał na sobie kask i długo przed zjazdem obmyślał wszystko za i przeciw.  Zjechałem przed nim i obserwowałem jego podejście. Korni miał wielkiego pecha, bo o ile przeszkoda nie sprawiła kłopotu, to zrobił to rower. Złe ustawienie, upadek i tragedia. Widząc to wszystko, pomyślałem: „Skończy się złamaniem obojczyka”. Ale Mateusz nie wstawał… W taki sposób zaczęła się jego i nasza tragedia.  Mateusz był w śpiączce. Wcześniej podłączony do respiratora w końcu zaczął oddychać samodzielnie. Pod opieką medyczną oraz wsparciem swojej rodziny i najbliższych był w coraz lepszej formie. Rurka tracheostomiczna, odżywanie pozajelitowe, niedowład kończyn, wózek inwalidzki... To wszystko za nim. Dziś chodzi, a nawet próbuje biegać – chociaż musi jeszcze popracować nad równowagą. Mówi, chociaż czasami ślizga się po słowach, więc cały czas pracuje z neurologopedką oraz ćwiczy oczy, bo ma bardzo ograniczone pole widzenia z lewej strony. Stąd pomysł na aplikację pomagającą w ćwiczeniach. Robi ją dla siebie i innych. Ćwiczy też lewą rękę, która wciąż jest słabsza, nie pracuje tak, jak prawa. Jakby zapomniała, że może się prostować. Także w codziennym życiu. Bo na zajęciach rehabilitacyjnych na ściance jakby zapomina, że jest trochę niepełnosprawna. Ale potem szybko sobie o tym przypomina. Mateusz wciąż się rehabilituje i jeszcze długo będzie musiał walczyć o powrót do zdrowia. Jesteśmy za to nieustająco wdzięczni. Bo bez Was nie byłoby tego wszystkiego. Siła wielu małych kwot sprawiła, że mogliśmy RAZEM pomóc w wybudzaniu Kornela. Naszym celem jest teraz walka o to, by znowu RAZEM pomóc mu w rehabilitacji. Bliscy

14 206,00 zł ( 11,12% )
Brakuje: 113 454,00 zł