Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Iwona Glazer
Pilne!
Iwona Glazer , 37 lat

Zabija ją własne ciało! Ocal Iwonę, nie ma czasu❗️

Ta zbiórka to moja ostatnia nadzieja, to moje wołanie o pomoc, błaganie o szansę na życie… Mój kręgosłup mnie zabija. Nie jestem stanie już sama oddychać. 24 godziny na dobę muszę być przypięta do respiratora. Ile jeszcze wytrzyma moje ciało? Bez operacji kręgosłupa nie mam zbyt wiele czasu… Moje życie ma swoją cenę. To cena operacji w klinice w USA. Operacji, która uratowała już Maję i która może uratować mnie! Jeśli tylko zbiorę niewyobrażalnie wielką sumę… W odruchu rozpaczy błagam o pomoc. Jesteś moją jedyną nadzieją! Choruję na kifoskoliozę piersiowo-lędźwiową dużego stopnia. Od roku mój stan dramatycznie się pogarsza, choroba postępuje szybko, jak nigdy dotąd! Poruszanie się i wykonywanie codziennych czynności sprawia mi ogromny kłopot. Nie mówiąc o oddychaniu… Dziś wymagam całodobowej tlenoterapii. Bez specjalistycznego sprzętu saturacje drastycznie spadają… Moim jedynym ratunkiem jest natychmiastowa operacja w USA, która kosztuje fortunę... Nigdy w swoim życiu nie prosiłam o pomoc, ale sytuacja, w jakiej się teraz znajduję, nie pozostawia mi wyboru. Wiem, że bez pomocy ludzi o wielkich sercach, bez Twojej pomocy, wkrótce może mnie tu nie być… Moja historia: Gdy przyszłam na świat, byłam okazem zdrowia. Dopiero w podstawówce stwierdzono skoliozę... Mimo moich sumiennych ćwiczeń choroba postępowała i tak w wieku 12 lat konieczna była operacja, która polegała na wstawieniu implantów po obu stronach kręgosłupa. Po operacji przez rok cieszyłam się szczęśliwym życiem, lecz pewnej nocy obudził mnie mocny ból w kręgosłupie. Nie było wyjścia - kolejna operacja usunięcia implantów, a potem jeszcze jedna, która polegała na założeniu specjalnego wyciągu. Spędziłam ponad 3 tygodnie w szpitalu. Wyciąg sprawił, że urosłam o 10 cm. Kolejny implant, gorset gipsowy, a potem okazało się, że na lewej łopatce zrobiła się odleżyna. Leczyłam ją rok… Gorset zdjęli mi, gdy miałam 15 lat. Miałam przejść operację, ale do niej nie doszło. Rosłam, wskutek czego groziło mi przebicie implantu w odcinku szyjnym. Pozostało mi być ostrożną do czasu operacji, która odbyła się w 2006 roku. Pół roku po operacji mój stan zaczął się pogarszać. Konieczny był koncentrator tlenu, pod którym spędzałam od 8 do 12 godzin codziennie. Tak było do początku lutego 2009 r. W pewnym momencie bardzo źle się poczułam. Byłam słaba, paznokcie i usta stały się sine. Trafiłam do szpitala. Nastąpiło zatrzymanie krążenia… Odratowali mnie i stwierdzili obustronne zapalenie płuc. Przez tydzień byłam w śpiączce farmakologicznej. Nikt nie dawał mi szans przeżycia.  Nie wiem jak, ale przetrwałam. Kolejne badania wykazały bezdech senny, musiałam zostać zaintubowana. Do domu wróciłam ze specjalistycznym sprzętem, który oddychał za mnie w nocy.  Widząc, jak moja kifoskolioza postępuje, wciąż szukałam specjalisty. Jeden z lekarzy stwierdził, że nie podejmie się operacji, bo po niej wyląduje na wózku. Mijały lata, następował coraz większy ucisk na płuca, miałam coraz gorszą saturację. W 2019 r. pojechałam na ustaloną wizytę do ortopedy, zlecił mi badania i zadeklarował, że podejmie się leczenia. Po wykonaniu badania okazało się, że mimo moich 32 lat choruję na zaawansowaną osteoporozę! Po miesiącu ponownie z moimi wynikami jechałam na konsultację z ortopedą. Miałam oczekiwać na termin przyjęcia do szpitala. Mijały miesiące, a ja nie dostałam żadnej odpowiedzi. Mój stan się pogarszał…  Moje życie to same ograniczenia. Nie mogę wyjść na spacer, spotkać się z przyjaciółmi, pojeździć na rowerze. Często sama nie daję rady nawet dojść do łazienki… Przez osteoporozę każdy dzień niesie ryzyko. Nie mogę dłużej czekać. Mój kręgosłup może tego nie wytrzymać! Jedyną dla mnie szansą bardzo kosztowna operacja w Stanach Zjednoczonych, gdzie będę miała zapewniony najlepszy sprzęt oraz wybitnych fachowców. Moja operacja została wyceniona na ponad 5 milionów złotych... Kwota kosmiczna, a do tego konieczna do zebrania w krótkim czasie. Skąd przeciętny człowiek ma wziąć takie pieniądze? Przecież to niemożliwe… Dlatego ta zbiórka, dlatego moje wołanie o ratunek... Proszę, błagam o wsparcie. Mimo kolosalnej kwoty do zebrania muszę mieć nadzieję, że mimo wszystko się uda. Innej szansy nie dostanę... Iwona ➡️ Strona Iwony - mojek2.pl ➡️ Fanpage Iwonki ➡️ Licytacje dla Iwonki ➡️ Instagram: Heart for Ivona ➡️ Kup płytę, pomóż Iwonie: Charytatywni Allegro onet.pl: Iwonę zabija jej własny kręgosłup. "Podobno życie to dar bezcenny, moje ma określoną cenę" nto.pl: Życie Iwony Glazer z Kluczborka zostało wycenione na 5 mln zł. Kręgosłup ją zabija. Konieczna jest operacja w USA nto.pl – Iwona Glazer z Kluczborka zbiera na kosztowną operację w USA. W pomoc kobiecie włączyło się środowisko polskich himalaistów i twórców vod.tvp.pl: Iwona w sprawie dla Reportera opole.tvp.pl nto.pl - Ciało Iwony Glazer powoli ją zabija. Mieszkanka Kluczborka zbiera pieniądze na ratującą jej życie operację 

2 210 893,00 zł ( 42,18% )
Brakuje: 3 030 200,00 zł
Antek Pietrzak
Antek Pietrzak , 6 lat

❗️Daliśmy mu nowy dom i miłość – Wciąż walczymy o zdrowie Antka❗️

Nikt na niego nie czekał. Nikt nie cieszył się z jego pojawienia na świecie. W szpitalu był sam. Bez żadnej rodziny, z ogromnym rachunkiem do zapłacenia. Ale pokochaliśmy go od pierwszego wejrzenia. Daliśmy dom, nazwisko, rodzinę i nieskończenie wiele ciepła. Antoś urodził się 2 miesiące za wcześnie w zamartwicy z niedotlenieniem. W pierwszych godzinach stoczył walkę na śmierć i życie. Przeżył cudem… W wieku 8 miesięcy neurolog postawiła diagnozę — mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe. Powiedziała, że nigdy nie będzie chodził, chwytał, całe życie będzie zależny od innych... My się jednak nie poddawaliśmy! Odwiedzaliśmy go codziennie w szpitalu. Zapoznawanie się z dzieciątkiem w towarzystwie personelu. My nieznający się na dzieciach totalnie i Antoś malutki tak bardzo, że żona, widząc go pierwszy raz, powtarzała to kilka razy w kółko. W końcu zabraliśmy Antka do domu. Radość ogromna, nasze dziecko wymarzone. Zaczęła się walka. Dzięki wsparciu ze zbiórek udało nam się odbyć terapię komórkami macierzystymi w Bangkoku, kontynuować rehabilitacje, terapie, masaże, ćwiczenia wzroku, słuchu. Wyprawy na drugi koniec miasta, od wizyty do wizyty. Wszystko po to, żeby mu pomóc. Wszystko po to, żeby spróbować odzyskać jak najwięcej z utraconego zdrowia… Antoś płaci ogromną cenę za nieswoje błędy, a my kochamy go nad życie. To uczucie w połączeniu z niesamowitą siłą naszego synka sprawiło, że zdarzył się cud. Dziecko, które miało być leżące, zaczęło samo siadać, raczkować, interesować się światem i nami. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, a z nami rehabilitanci i lekarze. Każdego dnia walczymy o kolejne postępy. Ten rok był dla nas i Antka przełomowy. Dziękujemy Wam z całego serca za pomoc w spełnianiu marzeń Antosia i naszych. Po udanej fibrotomii  we wrześniu i intensywnej rehabilitacji Antoś nie dość, że zaczął chodzić to jeszcze zbiega z i pod górkę, przekracza progi, wchodzi i schodzi ze schodów, tańczy i każdego dnia nas zaskakuje! Każda nowa umiejętność to dla niego mega radość i duma! Antek jest najdzielniejszym i najbardziej upartym małym mężczyzną, jakiego znamy. Upada, potyka się, ale wstaje i dzielnie idzie naprzód. Udało nam się w tym roku zrobić 3 turnusy wyjazdowe, ale rehabilitacja trwa cały czas. Antoś zszedł też zupełnie z leków na padaczkę i mamy nadzieję, że ona nigdy nie wróci. Dla mnie największą radością jest to, że Antoś po 6 latach powiedział „mama”  i teraz to słowo jest przez niego powtarzane 1000 razy dziennie, a ja mam łzy w oczach! Wciąż walczymy o mowę i to na niej oraz na intensywnej rehabilitacji chcielibyśmy się teraz skupić. W planach mamy turnusy, rehabilitację logopedyczną, zakup specjalnego roweru... Wszystko przed nami, ale przyszłość maluje się w barwach nadziei. Zrobimy wszystko, żeby pomóc naszemu synowi, ale finansowo sami tego nie udźwigniemy. Kochani po raz kolejny prosimy Was o pomoc finansową w realizacji marzeń naszego niezłomnego cudownego synka, który swoim uśmiechem i determinacją mógłby obdarować cały świat. Rodzice, Anna i Artur ➡️ Możesz pomóc, biorąc udział w LICYTACJACH

5 672,00 zł ( 6,45% )
Brakuje: 82 201,00 zł
Jarek Kociaba
Pilne!
Jarek Kociaba , 44 lata

Leczenie ostatniej szansy w walce z glejakiem❗️Pomóż Jarkowi❗️

Myśl o tym, że mógłbym zostawić moją żonę Agnieszkę i mojego psa Gaję – zupełnie samych, paraliżuje mnie każdego dnia. Mam glejaka – złośliwego guza mózgu. W Polsce już żadnych nadziei na wyleczenie… Moją nadzieją jest immunoterapia w Niemczech. Oczywiście nie obejmuje jej refundacja, a ja nie mam takich środków, by zapłacić za ostatnią szansę na moje życie…  Dlatego dziś jestem tu i bardzo proszę o pomoc – nawet najdrobniejszą. Terapia mogłaby się rozpocząć nawet jutro, jeśli tylko udałoby mi się zebrać środki. Niestety, mój czas się kurczy…  Lato 2023 – wtedy wszystko się zaczęło. Najpierw od delikatnych drgawek w okolicach klatki piersiowej, drżała mi też ręka i głowa. Lekarz znalazł niski poziom witaminy B12 i przepisał mi ją. W międzyczasie pojechałem – po upewnieniu się, że mi to nie zaszkodzi – na wakacje z żoną. Nie sądziłem, że być może to moje ostatnie wakacje w życiu… Niestety, choć poziom witaminy się unormował, objawy były coraz bardziej dokuczliwe. Dostałem skierowanie do szpitala. Tam po standardowych badaniach usłyszałem dramatyczną diagnozę – jest duży guz w mojej głowie!  Zgodziłem się na operację, choć lekarz przedstawił mi ryzyko. Wysokie… 27 lipca 2023 roku guz został usunięty. Okazało się, że to złośliwy glejak… On bardzo często wraca, niestety – chce odebrać życie… Zacząłem chemio– i radioterapię. Operacja na mózgu zostawiła po sobie skutki uboczne. Do dzisiaj walczę z niedowładem lewej nogi. Nie mogę już nawet iść z Gają do lasu na spacer… Ale to jest nic w porównaniu z walką z glejakiem.  Na początku stycznia miałem kontrolny rezonans. Nie spodziewałem się, że guz tak szybko wróci. Miałem nadzieję, że da mi więcej czasu…  Miałem dwie konsultacje w dwóch szpitalach. W jednym zalecają mi ponowną operację usunięcia guza, w drugim – odradzają. Tam lekarz stwierdził, że ona niewiele pomoże, a dodatkowo skończę albo na wózku inwalidzkim, albo przykuty do łóżka. Już do końca życia, które z glejakiem nie będzie długie…  Szukając innego sposobu walki o życie, który zminimalizuje ryzyko zostania “rośliną”, żona znalazła klinikę w Niemczech, w której specjalizują się w leczeniu guzów mózgu, w tym glejaków. Zaproponowano mi immunoterapię. Leczenie to daje duże szanse na przynajmniej zatrzymanie postępów choroby, a może nawet na cofnięcie się jej! W glejaku trudno mówić o całkowitym wyleczeniu. My – chorzy – walczymy o czas, o jak najlepszą jakość życia. O to, by trwało jak najdłużej… Chciałbym spędzić jeszcze wiele wspólnych chwil z żoną, z moimi bliskimi. Jeszcze zabrać Gaję na spacer… Ta szansa kosztuje ok. 400 000 zł. Choć cały czas biorę sterydy, a mój stan pozwala mi jeszcze pracować, sam nie jestem w stanie zgromadzić takiej kwoty. Całe życie moje i mojej żony wraz z diagnozą zmieniło się o 180 stopni. Nie myślimy i nie mówimy o niczym innych. Wszystko jest ukierunkowane na jeden cel – bym mógł żyć. Dlatego dziś bardzo Cię proszę o pomoc. Za każde, nawet najdrobniejsze wsparcie, z całego serca dziękuję. Jarek Synowie żony Pana Jarosława wyruszyli w podróż rowerową z Polski do Chorwacji. Akcja ma na celu zebranie środków na niezbędne leczenie! ⬇️ Jedziemy na rowerze z Polski do Chorwacji w celu zebrania pieniędzy na zbiórkę Jarka❗️

486 851,00 zł ( 92,45% )
Brakuje: 39 745,00 zł
Katarzyna Nowakowska
Pilne!
Katarzyna Nowakowska , 54 lata

Katarzyna opiekuje się niepełnosprawnym synem i walczy ze WZNOWĄ RAKA❗️ Ratunku❗️

Z całego serca dziękuję Wam za całe dotychczas okazane mi dobro. Myślałam, że z Waszą pomocą udało mi się wygrać z rakiem i zostawić onkologiczne piekło za sobą – już na zawsze.  Niestety, dziś po zaledwie 9 miesiącach remisji, po raz drugi staję do walki ze śmiertelnym nowotworem... Moja historia: Jestem mamą, kobietą po pięćdziesiątce. Mój syn jest już prawie dorosły, lecz ogranicza go niepełnosprawność. Macierzyństwo nie należy do łatwych zadań, ale jakoś dawałam radę. Boję się, że ono się skończy… I nie dlatego, że moje dziecko jest coraz starsze, ale dlatego, że mogę umrzeć… W styczniu 2021 roku spadła na mnie druzgocząca diagnoza – rak jajnika III stopnia. Z Waszą pomocą z całych sił walczyłam o zdrowie. Gdy myślałam, że najgorsze mam już za sobą – nastąpiła wznowa. Rak jajnika IV stopnia i nowe, rozsiane zmiany. Za mną już cztery operacje i sześć chemioterapii. Niestety, guz jest nieoperacyjny. Kiedy myślę, że syn zostanie bez opieki, serce mi pęka na miliony kawałków. Muszę chronić moje dziecko i być przy nim jak najdłużej się da, lecz wiem, że sama potrzebuję, by ktoś zaopiekował się mną. Lekarz na ostatniej komisji zauważył, że "kończą się dla mnie pomysły na leczenie". Obecnie zakwalifikowałam się do programu badań genetycznych. Jest szansa, że to właśnie tam znajdzie się dla mnie leczenie i otrzymam szansę na dalsze życie – szansę na dalszą opiekę nad moim synem. Nie znam dokładnych kosztów leczenia, lecz już teraz wiem, że będą bardzo wysokie. Niezbędna jest także wspierająca rehabilitacja oraz m.in. terapia tlenowa.  Niestety, nasze zasoby finansowe się kończą i jedyną szansą na przedłużenie mojego życia jest zwrócenie się do Was z prośbą o pomoc. Mój syn codziennie na mnie patrzy i gdy widzi, jak z dnia na dzień staję się coraz słabsza – cierpi razem ze mną.   Proszę, wyciągnijcie do mnie pomocną dłoń. Chcę żyć dla mojego dziecka jak najdłużej. Podarujcie mi więcej czasu – tylko o to proszę. Katarzyna

11 032 zł
Maria Gądek
Maria Gądek , 8 lat

W życiu Marysi znowu pojawiły się przeszkody!

Dziękujemy. Dzięki Waszym wspaniałym sercom poprzednia zbiórka dla naszej córeczki nie osiągnęła 100%, a ponad 130%! Wiele Wam zawdzięczamy i jako rodzice nigdy o tym nie zapomnimy! Stanęliśmy jednak przed kolejnym wyzwaniem, kolejną diagnozą, przez którą znowu nie śpimy po nocach. Dlatego dzisiaj ponownie stajemy przed Wami, prosząc o wsparcie... Nasza historia:  Marysia to nasze trzecie dziecko. Niestety pozorne szczęście z jej narodzin nie trwało długo. Była bardzo płaczliwa i rozdrażniona. Wszyscy mówili nam, że taka jest jej uroda, a ja jako doświadczona mama na pewno sobie poradzę. Mimo zgłaszania niepokojących sytuacji, lekarze uciszali wszelkie wątpliwości.  Po latach walki możemy śmiało powiedzieć, że szpital to nasz drugi dom. Marysia często choruje na zapalenie górnych dróg oddechowych. W 2018 roku trafiliśmy do lekarza, gdzie okazało się, że oddycha przeponą brzuszną, w efekcie czego sinieje. Każda infekcja to dla niej tortura utrudniająca oddychanie! W lipcu 2020 roku córeczka miała pierwszy duży epizod padaczki. Nasz świat się zatrzymał. Bywało, że w ciągu dnia miała po kilkanaście ataków! Do tego Marysia ma cechy zespołu Arnolda-Chiariego, dziecięce porażenie mózgowe, opóźnienie psychoruchowe i dużą wadę wzroku. Rezonans wykazał także znaczne powiększenie się torbieli Jamy Vergi. Zakwalifikowano ją wówczas do jak najszybszej operacji, która 20 października 2020 roku uratowała jej życie. Od tego momentu zaczęliśmy przesypiać noce, co wcześniej graniczyło z cudem, jednak nasz strach całkowicie nie minął…  W kwietniu 2022 roku zdiagnozowano u Marysi Zespół Angelmana. Jest to wada genetyczna. Dlatego też córeczka potrzebuje jeszcze bardziej specjalistycznej pomocy, którą uzyskać może podczas rehabilitacji, a zwłaszcza turnusów. Nasze dziecko nie jest samodzielne, nie zgłasza swoich potrzeb. Dlatego potrzebuje całodobowej opieki. Nasza córeczka bardzo dużo przeszła. A teraz znowu pojawiła się kolejna kłoda pod jej malutkimi nogami. Czy i tym razem pomożecie nam usunąć wszelkie przeszkody, które stoją na drodze ku zdrowiu naszej córeczki? Prosimy o Waszą pomoc… Rodzice Marysi

511 zł
Grażyna Rygiel
Grażyna Rygiel , 76 lat

Nasza mama stoczyła dramatyczną walkę o życie! Teraz toczy kolejną – o sprawność! POMOCY!

W 2023 roku tuż przed świętami Bożego Narodzenia nasza mama zaczęła się gorzej czuć. Była osłabiona, jakby walczyła z przewlekłą infekcją. Pozostawała pod stałą opieką internisty. Zalecone leczenie nie pomagało, a kiedy do listy niepokojących objawów doszedł ból ucha, mama ponownie udała się do doktora. Kolejnego dnia po wizycie zaczęła się okropnie czuć... Wymiotowała, kręciło jej się w głowie, nie mogła wstać z łóżka. Wezwaliśmy pogotowie, które zabrało mamę do szpitala. Tam zaczęła się dramatyczna walka o jej życie! Wieczorem otrzymaliśmy informację, że mamę przyjęli na oddział chorób wewnętrznych, gdzie zostanie poddana diagnostyce. Razem z tatą byliśmy bardzo przejęci, jednak trwaliśmy w nadziei, że mama trafiła w dobre ręce. Nie spodziewałyśmy, że rano okaże się, że w nocy musiała przejść operację ratującą jej życie! To było jak najgorszy koszmar, z którego nie mogłyśmy się obudzić. Gdy zobaczyłyśmy mamę przypiętą do respiratora, w śpiączce, byłyśmy przerażone! Okazało się, że lekarze wykryli u mamy przewlekłego ropniaka podtwardówkowego. Jej stan bardzo ciężki. Wprost mówiono nam, że mamy się pożegnać, bo jej organizm może nie wytrzymać tak dużego obciążenia! Nasza mama jednak okazała się niesamowitą wojowniczką. Z wszystkich sił walczyła o swoje życie. Dwa miesiące spędziła na oddziale intensywnej terapii w śpiączce, jednak później jej stan zaczął się stabilizować. Tuż przed Wielkanocą było na tyle dobrze, że mogliśmy przetransportować ją do ośrodka rehabilitacyjnego. Tam udało się odpiąć mamę od respiratora – co było ogromnym sukcesem. Niestety w wyniku choroby doszło do porażenia 2 kończynowego oraz uszkodzenia podstawowych funkcji życiowych... Za naszą mamą już prawie 5 miesięcy intensywnych zajęć. Widzimy ogromne postępy. Mama jest karmiona PEGiem, jednak zaczyna też normalnie jeść, dużo z nami rozmawia. Niestety przy spustoszeniu dokonanym przez chorobę rehabilitacja wymaga znacznie więcej czasu. Następnym kamieniem milowym, jakże trudnym do pokonania, jest wstawanie i możliwość przesadzania się z łóżka na wózek, czy skorzystania z toalety… Chciałybyśmy bardzo, aby mama mogła wrócić do domu. Tata bardzo za nią tęskni i jest gotowy się nią zająć przy wsparciu osoby do pomocy. Tak jak sobie obiecywali wiele lat temu… W zdrowiu i chorobie. Jednakże, zanim to nastąpi mama potrzebuje dalszej wielopłaszczyznowej rehabilitacji, którą zapewnia jej ośrodek rehabilitacyjny. Niestety pobyt tam jest niezwykle kosztowny…  Do tej pory starałyśmy się pokrywać wszelkie potrzeby z własnych środków, jednak przestajemy dawać radę i musimy zwrócić się do Was z prośbą o pomoc! Droga rodzino, przyjaciele i wszyscy ludzie dobrych serc prosimy, nie zostawiajcie naszej mamy w potrzebie! Ona nigdy nie pozostawała obojętna na prośby innych o pomoc. Wierzymy, że dobro do niej wróci!  Córki Grażyny

25 330,00 zł ( 23,81% )
Brakuje: 81 053,00 zł
Helena Leonarczyk
Pilne!
Helena Leonarczyk , 53 lata

Ukochana mama walczy o życie❗️Pomóż Helenie pokonać raka!

PILNE! Mam na imię Paulina i jestem córką najwspanialszej kobiety na świecie - Helenki. Mama walczy o życie, zmaga się ze śmiertelnym przeciwnikiem - nowotworem. Choroba mamy dotknęła całą naszą rodzinę... W imieniu taty, brata, mojej córeczki i swoim bardzo proszę o pomoc, byśmy nie stracili ukochanej żony, mamy i babci...  Rok 2021 okazał się najgorszym rokiem w życiu naszej rodziny. Już sam początek był dramatyczny, w styczniu mama trafiła do szpitala. Jej skóra i oczy były zupełnie żółte... Zachorowała na żółtaczkę. W szpitalu stwierdzono, że przyczyna stanu mamy jest znacznie bardziej poważna... Nikt z nas nie spodziewał się tak druzgocącej diagnozy.  Okazało się, że mama ma guza wnęki wątroby i brodawki Vatera... To bardzo rzadki rodzaj raka, ze względu na umiejscowienie powoduje trudności z oddawaniem żółci, stąd jednym z jego objawów jest właśnie żółtaczka. To był dla nas szok i ogromna rozpacz. Mama była gotowa do walki o życie, a ta okazała się wyjątkowo trudna. Najpierw endoskopowo wprowadzono jej protezę do przewodu żółciowego, by pobrać wycinek z guza. 2 marca 2021 roku odbyła się bardzo trudna i rozległa operacja, w wyniku której mamie usunięto m.in. głowę trzustki, dwunastnicę oraz drogi żółciowe. Rak brodawki Vatera należy do chorób typowo chirurgicznych, najskuteczniejszym sposobem leczenia jest właśnie operacja. Jeśli uda się wyciąć wszystko, wtedy niepotrzebna jest chemia i są duże szanse na wyzdrowienie.  Operacja w przypadku mamy powiodła się. Wróciła upragniona normalność, mama była pod kontrolą lekarza, dochodziła do siebie po operacji. Mieliśmy nadzieję, że już najgorsze za nami...  Niestety szczęście nie trwało długo. Podczas kontroli w grudniu okazało się, że jest podejrzenie zmian przerzutowych węzłów jamy brzusznej... To był dla nas ogromny szok. Choroba wróciła... Lekarze zdecydowali o włączeniu chemioterapii oraz radioterapii. 28 grudnia, zaraz po Świętach, mama stawiła się w szpitalu, by dostać pierwszą kroplówkę z chemią... Otrzymywała ją do września 2023 roku. W międzyczasie w sierpniu 2022 roku była podawana też radioterapia stereotaktyczna. Wydawało się, że mama jest na dobrej drodze do pokonania choroby. W kwietniu 2023 roku mama została szczęśliwą babcią małej Marty. Narodziny mojej córeczki dały mamie wielką motywację do niepoddawania się i szukania dalej czegoś, co pomoże jej wygrać z rakiem. Martusia jest jej oczkiem w głowie. Niestety - mimo leczenia badanie, wykonane 11 listopada 2023 roku, pokazało, że doszło do progresji choroby... Lekarze nie mieli dla nas dobrych wieści... W Polsce możliwości leczenia dla mamy wyczerpały się.  Zostaje tylko leczenie paliatywne, uśmierzające ból, które ma nie wyleczyć, ale kupić mamie czas... Albo bardzo silna chemia, która - lekarze nas uprzedzają - może prowadzić nawet do śmierci. Mama dostała pierwszy cykl, niestety zniosła go bardzo źle... Zaczęła cierpieć na neuropatię, dokucza jej ostry ból, drętwienie całego ciała.  Zrozpaczeni, zaczęliśmy szukać ratunku poza granicami naszego kraju... Szansa, która się pojawiła, to leczenie w Niemczech. Mama będzie pod opieką doktora Janusa Vorreitera oraz Prof. Dr. med. Johannes Sheele. Lekarze chcą zrobić wszystko, by zoperować mamę. Byliśmy już na pierwszym cyklu leczenia, na kolejny mamy wrócić w kwietniu i mamy ogromną nadzieję, że wtedy dostaniemy zielone światło co do operacji. Mama ma gorsze i lepsze dni, czasami nie ma siły, by wstać z łóżka, bo jest bardzo słaba, ale po zaczęciu leczenia w Niemczech widzimy ogromną poprawę. Niestety, wizyty, pobyt, operacja i leczenie są bardzo drogie... Na ten moment zdrowie i życie mamy zostało wycenione na około 200 tysięcy złotych. Bardzo proszę o pomoc w tej zbiórce, o nic nigdy bardziej nie prosiłabym na świecie! Mama jest dla mojej rodziny, dla mojego brata i taty najwspanialszą i najukochańszą osobą na świecie ❤️  Wierzymy, że czeka ją jeszcze wiele długich i szczęśliwych lat z rodziną. Liczymy na Waszą pomoc, na każdą złotówkę, na każde wsparcie. Nie wiem, jak będziemy mogli się odwdzięczyć, ale mam nadzieję, że dobro wróci do Was z podwójną siłą!  Dziękuję za każdy gest wsparcia! ❤️ Paulina, córka Heleny

44 350,00 zł ( 20,84% )
Brakuje: 168 416,00 zł
Jacek Tyrawski
Jacek Tyrawski , 44 lata

Wygrałem walkę o ŻYCIE! Dziś toczę kolejną, tym razem o sprawność – POMOCY!

5 października 2023 roku, to data, która zarówno dla mnie jak i dla całej mojej rodziny już zawsze będzie tragiczna. Wtedy dokładnie, w trakcie mojego pobytu na kontrakcie w Szwecji, doznałem rozległego wylewu krwi do mózgu. Gdyby nie szybka interwencja moich kolegów i natychmiastowa pomoc szwedzkiej służby zdrowia, pewnie nie pisałbym tych słów… Niezwłocznie zostałem przetransportowany do szpitala, gdzie lekarze musieli walczyć o moje życie. Przeszedłem dwie operacja, a później przez długi czas znajdowałem się w śpiączce farmakologicznej. Niestety, każda podjęta próba wybudzania mnie powodowała nagły wzrost ciśnienia śródczaszkowego… A to nie wszystko. Moja droga do ustabilizowania stanu zdrowia była niezwykle ciężka. Doświadczyłem kilku infekcji, począwszy od trzykrotnego zapalenia płuc, poprzez zapalenie opon mózgowych, zapalenie dróg moczowych, kończąc na zakażeniu COVID-19. Miałem założoną rurkę tracheostomijną, byłem karmiony za pomocą PEG-a i od nowa musiałem uczyć się oddychania oraz przełykania. Najtrudniejszą walkę wygrałem, ale czekały mnie kolejne ciężkie wyzwania. Po pobycie w szpitalu zostałem skierowany na rehabilitację. Trafiłem tam z wieloma problemami. Byłem otoczony troskliwą opieką i cały czas czuwał przy mnie mój kochany brat, który przyleciał do Szwecji zaraz po moim wylewie. By być przy mnie, zrezygnował z pracy. Kosztowało go wiele wysiłku i wyrzeczeń, ale dzięki niemu nie czułem się obco w obcym kraju. Moja sytuacja była naprawdę ciężka, ale przy wsparciu dobrych ludzi pokonałem większość trudności rzuconych przez okrutny los.  Dziś przebywam już w Polsce. Pragnę jak najszybciej powrócić do zdrowia i aktywności, zwłaszcza że trud opieki nade mną spoczął głównie na moim bracie i  mamie, która jest po poważnej operacji onkologicznej. Chciałbym im ulżyć i umożliwić mojemu bratu prowadzenie normalnego życia oraz realizowania swoich życiowych planów. Mam orzeczony znaczny stopień niepełnosprawności, ale poczyniłem już postępy. Samodzielnie wykonuję niektóre czynności pielęgnacyjne, spożywam posiłki, przy wsparciu logopedy przypominam sobie coraz więcej słów. Specjaliści uważają, że sporo mogę jeszcze osiągnąć. Niestety przede mną jeszcze długa i kosztowna droga. Bez pomocy ludzi dobrych serc nie dam rady! Aby kontynuować skuteczną rehabilitację w dobrych ośrodkach, specjalizujących się w tego typu przypadkach jak mój, potrzebuję kwoty ponad 200 tysięcy złotych. Wiem, że to bardzo dużo, ale liczę na Państwa wsparcie i życzliwość. Każda nawet najmniejsza wpłata jest dla mnie na wagę złota.  Jacek                                          

128 282,00 zł ( 60,29% )
Brakuje: 84 484,00 zł
Staś Wójcik
Pilne!
Staś Wójcik , 3 latka

POMOCY❗️"Zabójca dzieci" zabiera nam Stasia - grozi mu ŚMIERĆ❗️

Wiecie, co jest najgorsze w walce z chorobą? To, że cierpi dziecko, które kompletnie nie wie, dlaczego tak się dzieje. Podchodzę, ocieram łzy, całuję w czoło i pocieszam. To jedyne co mogę zrobić. Jestem przy nim i będę zawsze.  Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się u Stasia krótko po tym, jak skończył pół roczku. Zaczęło się od niewielkiego, jak wtedy myślałam, twardego siniaka pod kolankiem. Początkowo podejrzewano, że skóra Stasia w wyjątkowy sposób reaguje na uderzenia. Zaufałam lekarzom, ale gdy kilka dni później na jego małych pleckach, w okolicach nerek, zauważyłam kolejne zasinienie, zaczęłam rozumieć, że dzieje się coś o wiele poważniejszego. Dwa tygodnie później siniaki pojawiły się także wokół oczu… Byłam przerażona. Tuliłam synka w ramionach, choć sama okropnie się bałam. Nie rozumiałam, co się dzieje… Wizyty u specjalistów, badania i w końcu szczegółowa diagnostyka w szpitalu dały odpowiedź – to neuroblastoma IV stopnia – zabójca dzieci! Nie potrafię opisać żadnymi słowami, co czułam. Takich słów, po prostu nie ma… Potem wszystko rozegrało się już bardzo szybko. Musieliśmy działać od razu. Staś przyjął 11 cykli chemioterapii. W grudniu 2022 roku lekarze usunęli z jego ciałka guza nadnercza. Przez kolejne tygodnie wzmacnialiśmy leczenie immunoterapią i radioterapią. Żyliśmy z dnia na dzień, a gdy każdego dnia zasypiałam, modliłam się o CUD. Modliłam się o to, by rano obudzić się, tuląc ciepłą rączkę. Modliłam się o to, by Stasiu dał radę....  Niestety, w listopadzie mały zaczął pokazywać na główkę. Mówił, że bardzo boli, płakał. Choć w duchu prosiłam, by tak nie było, nasze przypuszczenia się potwierdziły – kolejny guz, tym razem twarzoczaszki… Dziś jesteśmy już po drugiej dawce chemii. Czekamy na dokładne wyniki badań, które pokażą, czy guz zareagował na leczenie. Od tego będą zależały kolejne miesiące walki.  Leczenie, wizyty, dojazdy do specjalistów mocno nadszarpnęły nasz budżet, dlatego choć nie jest nam łatwo, musimy prosić o pomoc. Trudno w tym momencie określić, w jak dużym zakresie będziemy jej potrzebowali. Wciąż czekamy na wyniki, ale wiemy, że w naszej sytuacji może zabraknąć już możliwości w kraju. Jeśli tak się stanie naszym ostatnim ratunkiem, będzie szpital w Barcelonie specjalizujący się w leczeniu takich dzieciaczków, jak Staś. Koszty takiej terapii, jak i samego pobytu są ogromne. W tym momencie nie mamy takich pieniędzy. Jeśli będziemy musieli z dnia na dzień wyjechać z Polski, by ratować życie synka, nie będzie już czasu na zbieranie środków…  Z tego miejsca, trzymając w objęciach mojego śmiertelnie chorego synka, błagam Was wszystkich, błagam Was o wsparcie, o pomoc...  On ma tylko 2 latka. Nie wie, nie rozumie, co się dzieje... Nie wie, że właśnie trwa walka o jego życie. Mama Stasia

599 435 zł