Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Klaudia Sobczak
Klaudia Sobczak , 16 lat

Przyszłość Klaudii jest w naszych rękach! POMOŻESZ?

DZIĘKUJEMY! W 2020 roku córka przeszła bardzo ważną i skomplikowaną operację kończyny dolnej lewej. Dzięki zbiórce w tamtym czasie i pomocy córka funkcjonuje sprawnej, spełnia marzenia. Przede wszystkim żyje bez bólu! Teraz na pierwszym miejscu staje rehabilitacja, na którą uczęszcza kilka razy w tygodniu. Wszystko po to, by nie zaprzepaścić szansy!  Nasza historia: Ta śliczna dziewczynka żyje z diagnozą mózgowego porażenia dziecięcego i IV z niedowładem kurczowym czterokończynowym. Klaudia urodziła się jako wcześniak w 26 tygodniu ciąży z 1 pkt Apgar! Całe jej życie to ciągła walka o sprawność fizyczną i psychiczną. Klaudia jako młoda dziewczyna nie ma normalnego, zwykłego dzieciństwa, jej życie toczy się innymi prawami... Cięgle rehabilitacje, zabiegi, konsultacje, kontrole u różnych specjalistów — to męczy Klaudie, a nam generuje ogromne środki. I tak na okrągło...  Żeby sama operacja nie poszła na marne Klaudia musi kontynuować fizjoterapie, która w tych czasach jest bardzo kosztowna. Godzina jej zajęć, to 220 zł, a córka potrzebuje ich kilku do kilkunastu w tygodniu i miesiącu. Rocznie ponad 44 000 zł. Klaudia przez ostanie dwa lata bardzo dojrzała, wzrost sprawił, że w córki organizmie pojawiły się wielkie zmiany i baczniej musimy kontrolować to jak zachowują się jej kości i mięśnie. Zwracam się ponownie do wszystkich ludzi o dobrym sercu o pomoc w zbiórce na kontynuację fizjoterapii córki!  Wiem, że choćbym robiła wszystko, nie będę w stanie sama pokryć wszystkich godzin i miesięcy rehabilitacji. Nie pracuję, bo samotnie wychowuję Klaudię. Oddałam jej swoje życie, zostawiając z tyłu plany i marzenia. Codziennie walczę razem z nią, by mogła w przyszłości żyć samodzielnie i cieszyć się każdym dniem. Na to zasługuje... Mama Klaudii 

8 201,00 zł ( 17,52% )
Brakuje: 38 608,00 zł
Szymon Mędrek
Pilne!
5 dni do końca
Szymon Mędrek , 21 lat

Mam 21 lat, nie chcę umierać... POMOCY❗️

Mam 21. Studiuje informatykę, w przyszłości chciałbym zająć się programowaniem. Możliwe jednak, że moja przyszłość nigdy nie nadejdzie... Ostatnio moje życie wywróciło się do góry nogami – otrzymałem diagnozę, która jest jak wyrok śmierci… Dziś każdego dnia walczę, by pokonać ZŁOŚLIWY NOWOTWÓR, ale bez pomocy nie dam sobie rady! Wszystko zaczęło się niepozornie. Byłem na treningu – chodzę na boks. Dostałem w tył głowy. Przez kolejne dni odczuwałem w tym miejscu ból, który był nie do wytrzymania. Pojechałem na SOR. Na miejscu badanie wykazało, że w mojej głowie jest guz! Byłem w szoku. Nie takiej informacji się spodziewałem!  Wciąż myślę, co by się ze mną stało, gdyby nie ten trening. Czy guz by mnie zabił, a ja nawet nie zdążyłbym dowiedzieć się o jego istnieniu? Na samą myśl przeszywa mnie zimny dreszcz… Nie miałem jednak zbyt wiele czasu, by się zastanawiać, bo lekarze od razu dali mi skierowanie na oddział do szpitala. Byłem przerażony… Przeszedłem operację usunięcia guza i czekałem na wyniki badań.  Kolejne dni ciągnęły się w nieskończoność. W końcu otrzymałem wynik. Diagnoza zwaliła mnie z nóg: MEDULLOBLASTOMA – nowotwór mózgu, 4. stopień złośliwości! Nie ukrywam, że kompletnie się załamałem. Nie byłem w dobrej formie… Po zabiegu miałem oczopląs, problemy z mową i poruszaniem się. Do dziś mówię wolno i niewyraźnie. Wymagam rehabilitacji, bez tego nie wrócę do sprawności… Jednak nie mogę skupić się na ćwiczeniach, gdy przed sobą mam do stoczenia o wiele ważniejszą walkę, gdzie stawką jest moje życie. Radioterapia, chemioterapia… Wiem jednak, że największe szanse na przeżycie da mi protonoterapia. Sam nie wiem, co mnie teraz czeka. Wkrótce zapadną decyzje. Chcę w pełni skupić się na leczeniu, a nie martwić o pieniądze. Mam piątkę rodzeństwa, moja najmłodsza siostra ma 7 lat. Moja rodzina nie ma środków, żeby mnie wesprzeć.  Nigdy nie sądziłem, że stanę na ringu z przeciwnikiem, z którym sam nie mam najmniejszych szans. Dlatego zwracam się do Was, bo bezradność i strach mnie wyniszczają mnie każdego dnia. Proszę, nie zostawiajcie mnie… Mam jeszcze wiele planów do zrealizowania. Chcę żyć! Szymon

41 363 zł
Tymek Kalata
Tymek Kalata , 13 lat

DMD – ta diagnoza to wyrok❗️Walczymy o cud dla Tymka❗️

Nasz każdy dzień to strach. Wyrywamy kartki z kalendarza, błagając, by nasz synek był z nami jak najdłużej. Najbardziej załamuje nas jego świadomość choroby – Tymek nie jest już małym chłopcem. Dlatego z całego serca błagamy Was – pomóżcie nam o niego walczyć! Czytamy zbiórki o kilkuletnich chłopcach, zbierających na najdroższy lek świata i łzy napływają nam do oczu. Początkowo byliśmy załamani, że dla Tymka nie ma szans na ratunek. Jednak proces kwalifikacji wciąż ulega zmianie. Medycyna idzie do przodu i pojawiają się nowe możliwości. Odzyskaliśmy nadzieję…  Nasz synek został zdiagnozowany bardzo szybko, bo już w wieku 6 miesięcy. Trafiliśmy do szpitala z powodu zapalenia pęcherza, skierowano nas na badania genetyczne. Gdy otrzymaliśmy wyniki, nie wiedzieliśmy, co nas czeka… Nie słyszeliśmy o takiej chorobie. Gdy mąż wpisał do wyszukiwarki DYSTROFIA MIĘŚNIOWA DUCHENNE’A nasz świat się zawalił… Od tamtej chwili nasza codzienność to nieustanna walka, aby utrzymać Tymka w dobrej kondycji jak najdłużej. Choroba doprowadza do degradacji wszystkich mięśni, w tym również oddechowych i mięśnia sercowego. To cud, że nasz syn w wieku 13 lat ma nadal zdrowe serce! Regularnie odwiedzamy kardiologa, kilka razy w tygodniu odbywamy prywatną rehabilitację. Robimy wszystko, by opóźnić rozwój tej bezlitosnej choroby. Przed nami trudny moment. Wiedzieliśmy, że on nadejdzie… Tymek do tej pory poruszał się samodzielnie, jednak jest coraz trudniej. Czeka go wózek. Syn nie chce się pogodzić z tą myślą. Wie, że jest chory, jednak nie potrafi zaakceptować wyroku, jaki zapadł na jego życie. Nam też trudno się z tym pogodzić, dlatego poruszymy niebo i ziemię, żeby mu pomóc. Szukamy dostępnych rozwiązań i wierzymy, że uda nam się uratować nasze dziecko. Jednak koszty, z którymi się mierzymy są ogromne… Rehabilitacja, suplementy, wizyty lekarskie i dojazdy od lat wycieńczają nasz domowy budżet. Dlatego każda wpłata to dla nas nieocenione wsparcie na tej trudnej drodze, za które z całego serca dziękujemy. Rodzice ➡️ FB: Tymek Kalata i jego walka o życie

22 850 zł
Karolina Dobrowolska
Karolina Dobrowolska , 38 lat

TO NIE JEST MOJA "URODA" - TO ENDOMETRIOZA! TO NIE MUSI BOLEĆ! Pomoc Karolinie w walce z Endometriozą

Kochani! Lata błędnych diagnoz, ograniczeń spowodowanych przez ból, doprowadziły mnie do miejsca, w którym dzisiaj jestem. W końcu, po niezwykle długim czasie otrzymałam trafną diagnozę – Endometrioza. Co gorsza, przez lata błędnego diagnozowania choroba rozwinęła się do stopnia, który utrudnia normalne życie i codzienne funkcjonowanie. Ogniska endometriozy znajdują się dziś niemalże w całej miednicy, powodując ból nie do opisania!  Szacowany koszt wykonania operacji endometriozy głębokonaciekającej, obejmującej m.in. mięśnie krzyżowe, otrzewną, narządy moczowe i ścianę jelita, to około 80 000 zł. Niestety uzbieranie takiej kwoty nie jest i nigdy nie będzie dla mnie osiągalne. Suma, która pozwoli mi odzyskać zdrowie jest poza zasięgiem mojego portfela. Jednak wierzę w dobro pomoc i ludzi. Obiecuję dalej szerzyć dobro, które mi okażecie. Będę wdzięczna za każdą złotówkę. Karolina    

3 493 zł
Gabriela i Marcel Gryglik
Pilne!
Gabriela i Marcel Gryglik , 12 lat

Potworny nowotwór odebrał życie matce trójki dzieci. Gabi i Marcel nadal walczą o zdrowie – POMOCY❗️

Nie zostało pani już wiele czasu, proszę zadbać o opiekę dla dzieci… Słowa docierały do mnie jak przez mgłę. Jeszcze kilka miesięcy temu lekarze przygotowywali plan terapii, a dziś rozkładają bezradnie ręce. W Polsce nie ma już dla mnie możliwości leczenia. Okrutny nowotwór kawałek po kawałku odbiera mi życie, a moim dzieciom mamę!  Problemy zdrowotne towarzyszą naszej rodzinie od dawna – moje starsze dzieci: Gabrysia i Marcel, chorują na wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Walka o ich zdrowie pochłonęła wszystkie moje siły i środki finansowe. Marcel przeżył już transfuzję krwi i razem z Gabrysią wielokrotnie przebywali na dziecięcych oddziałach gastroenterologicznych.  W zeszłym roku, dzięki wdrożonej diecie oraz terapii, dzieci miały okres remisji. Udało nam się nawet pojechać razem na urlop nad morze. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę… Nie mogliśmy się bardziej pomylić! Już na samym początku wyjazdu coś mnie zaniepokoiło – miałam niewyjaśnione krwawienia z dróg rodnych. Po powrocie z Kołobrzegu udałam się do lekarza, miałam nadzieję, że to nic groźnego. Niestety, badanie histopatologiczne nie pozostawiło wątpliwości – zaatakował mnie nowotwór. Podejrzewano, że to mięsak stromalny.  Byłam przestraszona, ale zmotywowana do działania. Liczyłam na to, że zasugerowany przez lekarzy zabieg wycięcia macicy pomoże. Niestety, nowotwór rozwijał się w przerażającym tempie: guz na macicy, który z początku miał 4 cm, zwiększył średnicę prawie trzykrotnie: do 11 cm! Po kilku tygodniach od zabiegu histerektomii przyszły wyniki badań wyciętych narządów. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam… Okazało się, że na lewym jajniku znajdował się kolejny, mniejszy guz. Wykryto również nacieki. Diagnoza, którą wtedy postawiono stała się moim wyrokiem: gruczolakomięsak trzonu macicy z przerzutami.  Lekarze skierowali mnie na chemioterapię. To ogromnie wycieńczające leczenie, jednak wiedziałam, że muszę być silna dla moich dzieci. Moje córki i syn przez lata widzieli, jak robię wszystko, by zadbać o ich zdrowie i teraz chcieli się odwdzięczyć. Gdyby miłość mogła leczyć byłabym najzdrowszą osobą na świecie! W międzyczasie trafiłam do szpitala z okropnym bólem brzucha spowodowanym skutkami ubocznymi wyniszczającej chemii. Tam rozpoczęto dalszą diagnostykę. I to był początek mojego końca… Okazało się, że pojawił się naciek nowotworowy na rdzeniu kręgowym i przerzuty do węzłów chłonnych w obrębie otrzewnej. Z powodów neurochirurgicznych niemożliwe jest leczenie operacyjne.  Nowotwór wszedł już w ostatnie stadium – IV B. To niepozorne oznaczenie jest postrachem każdego pacjenta onkologicznego. Powoli docierało do mnie, co to oznacza i w głowie miałam tylko jedno pytanie: jak mam przekazać dzieciom, że ich mama niedługo umrze? Nie mam już złudzeń – w Polsce nie ma dla mnie ratunku. Pozostała tylko radio- i chemioterapia paliatywna, czyli CZEKANIE NA ŚMIERĆ! Promykiem nadziei jest leczenie ostatniej szansy w Niemczech – terapia immuno-onkologiczna. To jednak ogromnie kosztowny wyjazd, a ja nie mam czasu ani możliwości zebrać tak wielkiej sumy.  Aktualizacja:  Z głębokim smutkiem i żalem przyjęliśmy informację o śmierci Marty. Ukochanej mamy trójki dzieci. Wierzymy, że jest już w świecie, w którym nie ma bólu i cierpienia... Niestety Gabrysia i Marcelek stracili nie tylko mamę, ale również największe oparcie i wojownika, który walczył o ich zdrowie. Prosimy o wsparcie dla rodziny, w tym najtrudniejszym momencie.  Ostatkiem sił Marta błagała o jedno – by nowotwór nie sprawił, że osieroci swoje ukochane dzieci. Nie byliśmy gotowi na jej odejście i dziś to my prosimy, abyście nie zostawiali Gabi i Marcelka w potrzebie oraz pomogli nam zadbać o ich zdrowie.  Bliscy

104 567 zł
Katarzyna Nowakowska
Pilne!
Katarzyna Nowakowska , 54 lata

Katarzyna opiekuje się niepełnosprawnym synem i walczy ze WZNOWĄ RAKA❗️ Ratunku❗️

Z całego serca dziękuję Wam za całe dotychczas okazane mi dobro. Myślałam, że z Waszą pomocą udało mi się wygrać z rakiem i zostawić onkologiczne piekło za sobą – już na zawsze.  Niestety, dziś po zaledwie 9 miesiącach remisji, po raz drugi staję do walki ze śmiertelnym nowotworem... Moja historia: Jestem mamą, kobietą po pięćdziesiątce. Mój syn jest już prawie dorosły, lecz ogranicza go niepełnosprawność. Macierzyństwo nie należy do łatwych zadań, ale jakoś dawałam radę. Boję się, że ono się skończy… I nie dlatego, że moje dziecko jest coraz starsze, ale dlatego, że mogę umrzeć… W styczniu 2021 roku spadła na mnie druzgocząca diagnoza – rak jajnika III stopnia. Z Waszą pomocą z całych sił walczyłam o zdrowie. Gdy myślałam, że najgorsze mam już za sobą – nastąpiła wznowa. Rak jajnika IV stopnia i nowe, rozsiane zmiany. Za mną już cztery operacje i sześć chemioterapii. Niestety, guz jest nieoperacyjny. Kiedy myślę, że syn zostanie bez opieki, serce mi pęka na miliony kawałków. Muszę chronić moje dziecko i być przy nim jak najdłużej się da, lecz wiem, że sama potrzebuję, by ktoś zaopiekował się mną. Lekarz na ostatniej komisji zauważył, że "kończą się dla mnie pomysły na leczenie". Obecnie zakwalifikowałam się do programu badań genetycznych. Jest szansa, że to właśnie tam znajdzie się dla mnie leczenie i otrzymam szansę na dalsze życie – szansę na dalszą opiekę nad moim synem. Nie znam dokładnych kosztów leczenia, lecz już teraz wiem, że będą bardzo wysokie. Niezbędna jest także wspierająca rehabilitacja oraz m.in. terapia tlenowa.  Niestety, nasze zasoby finansowe się kończą i jedyną szansą na przedłużenie mojego życia jest zwrócenie się do Was z prośbą o pomoc. Mój syn codziennie na mnie patrzy i gdy widzi, jak z dnia na dzień staję się coraz słabsza – cierpi razem ze mną.   Proszę, wyciągnijcie do mnie pomocną dłoń. Chcę żyć dla mojego dziecka jak najdłużej. Podarujcie mi więcej czasu – tylko o to proszę. Katarzyna

11 032 zł
Zuzia Banasiak
11 dni do końca
Zuzia Banasiak , 8 lat

Rzadka choroba genetyczna i tylko jeden ratunek – operacja! Pomóżmy Zuzi w walce o zdrowie!

Każdy rodzic marzy o tym, żeby jego dziecko było zdrowe. Jest to najważniejsza rzecz, która przysłania całą resztę. Niestety, w przypadku naszej córeczki o zdrowie i sprawność musimy jeszcze zawalczyć. Wszystko ze względu na diagnozę, którą otrzymaliśmy, gdy Zuzia miała zaledwie parę dni… Nasza córeczka choruje na ultra rzadką wadę genetyczną, zespół rzepkowo–paznokciowy. Dodatkowo zdiagnozowano u niej stopę płasko–koślawą, a także zespół wrodzonych wad rozwojowych dotyczący głównie kończyn. Wszystko to powoduje, że jej chód jest nieprawidłowy, a kręgosłup nadmiernie obciążony.  Przez wiele lat leczenie w Polsce odbywało się zachowawczo, zalecano nam rehabilitację, ćwiczenia i masaże. Nie zliczę ile ciężkiej pracy, potu i łez nasze dziecko zostawiło w gabinetach specjalistów. Przez 5 lat próbowaliśmy licznych metod terapii, łapiąc się nadziei, że któraś z nich umożliwi Zuzi normalne chodzenie. Niestety – bezskutecznie.  Zdesperowani parę tygodni temu pojechaliśmy do Wiednia na konsultację ortopedyczną do jednego z najlepszych i najbardziej polecanych w Europie specjalistów. Dopiero on wytłumaczył nam, czemu lata terapii nie przynoszą efektów. Zuzi potrzebne jest wydłużenie ścięgna Achillesa oraz operacja stawu kolanowego, ponieważ jej rzepka jest nieprawidłowo w nim osadzona.  Dowiedzieliśmy się także, że doktor operuje tego typu przypadki, kiedy dziecko ma 2,5 roku. Zuzia ma już 7 lat... Czyli operację powinna przejść już 5 lat temu! Dlaczego nikt nie powiedział nam tego wcześniej? Dlaczego nikt nie skierował nas na operację? Z tymi pytaniami pozostaniemy już na zawsze.  Przez te 5 lat córcia miałaby zupełnie inny komfort życia. Ja nie musiałabym zrezygnować z pracy, żeby się nią opiekować i wozić na codzienną rehabilitację i specjalistyczne zajęcia.  Rówieśnicy nie patrzyliby na nią przez pryzmat chorych nóżek. Nieprawidłowy chód i postawa nie niszczyłyby latami jej kręgosłupa…  Wiemy jednak, że nasz żal nie cofnie czasu i nie zmieni przeszłości. Możemy jednak zmienić przyszłość Zuzi i dać jej nadzieję na zdrowie i sprawność.  Rozpoczęcie leczenia w Austrii jest dla nas w tej chwili sprawą priorytetową, ponieważ wraz z wiekiem wada będzie się cały czas pogłębiać. Operacja może jednak zapoczątkować proces zdrowienia Zuźki. Nie będzie on łatwy, miły ani przyjemny – będzie ból, łzy oraz ciężka rehabilitacja po zdjęciu gipsu...... Chcielibyśmy, by istniała inna droga, ale tylko w taki sposób możemy pomóc jej skutecznie. Niestety, wycena zabiegu w Austrii przerasta nasze możliwości finansowe, dlatego musimy zwrócić się do Was o pomoc – bez niej nie damy rady uratować zdrowia Zuzi.  Prosimy, pomóżcie nam rozpocząć tę drogę. Wierzymy, że skończy się ona sukcesem, a w efekcie naszej ciężkiej pracy córka pójdzie przez życie na zdrowych nóżkach – tak jak inne dzieci. Marzymy o momencie, w którym zamiast martwić się lekarzem albo kolejną terapią, po prostu – pójdziemy razem na spacer. Rodzice Zuzi

123 810,00 zł ( 145,47% )
Karolina Zawadzka
Pilne!
11 dni do końca
Karolina Zawadzka , 34 lata

Pomóż Karolinie w walce z nieuleczalną chorobą!

Bardzo dziękuję Wam za wsparcie, które okazaliście mi w poprzedniej zbiórce. Dajecie mi nadzieję na lepsze jutro i na to, że będę mogła jeszcze szczęśliwie żyć… Niestety, aby tak się stało, ponownie potrzebuję Waszej pomocy… Proszę, poznaj moją historię: Choroba Devica to postępująca, rzadka choroba zapalna układu nerwowego o charakterze demielinizacyjnym, w której dochodzi do niszczenia osłonek mielinowych komórek nerwowych. Niszczy też rdzeń kręgowy i nerwy wzrokowe, w rzadkich przypadkach również mózg.  Zespół towarzyszy mi od dawna. Gdy zachorowałam, miałam 12/13 lat. Zaburzenia widzenia, problemy z chodzeniem, spowodowane niedowładem spastycznym kończyn dolnych i zaburzeniem czucia – to wszystko, z czym muszę się mierzyć. Z czasem trwania choroby rzuty pojawiały się częściej i były coraz silniejsze. Doszło do tego, że byłam w stanie ruszać tylko głową... Na moją chorobę nie ma skutecznego leku, który byłby w stanie, chociaż ją zatrzymać. Choroba odbiera wzrok, siłę w rękach i nogach.   Aktualnie mam duże zaburzenia widzenia, na lewe oko widzę ledwo – na prawe wcale. Cierpię też na porażenie spastyczne kończyn dolnych. Jestem ostrzykiwania toksyną botulinową, która trochę pomaga, ale niestety na krótko.  Dostałam skierowanie do neurochirurga w celu konsultacji wszczepienia pompy baklofenowej. Mam również zaburzenia czucia, a od pasa w dół nie czuje nic… Ostatnio jeszcze doszły inne objawy, takie jak nietrzymanie moczu, złożone zaburzenia gałko – ruchowe, silny oczopląs, opadanie powiek, straszne bóle głowy, wymioty, drżenia głowy i ciała. Lekarze mówią, że muszę mieć zmiany w pniu mózgu i móżdżku, dlatego takie są objawy i pomimo podania sterydów – drżenia i oczopląs nie mijają… Jedyną szansą jest operacja, na którą zdecydujemy się, gdy inne metody zawiodą.  Jej koszt jest jednak porażający. Aktualnie jestem w trakcie kwalifikacji do leczenia biologicznego w Warszawie. Wcześniej przyjmowałam leki w Łodzi, które przyniosły masę skutków ubocznych. Były to powikłania zakrzepowe, przeszłam trzy incydenty zakrzepowe w żyle szyjnej, głowie i całej lewej nodze i zakażenie sepsą. Leżałam na OIOMie, gdzie towarzyszył mi ogromny strach, płacz, a nawet żegnanie się z najbliższymi, bo bałam się, że nie przeżyję.  Nadal zbieram na przeszczep komórek macierzystych, rehabilitację, leczenie specjalistyczne i ewentualne operacje wszczepienia pompy baklofenowej i zniwelowania ataksji. Są to metody, które są dla mnie dużą szansą na walkę z chorobą, na którą nie wynaleziono jeszcze lekarstwa. Szansą – niestety, już teraz wiem, że bardzo drogą. Szansą, na którą sama nie mogłabym sobie pozwolić! Ale jest to dla mnie światełko w tunelu. Staram się pomimo trudności marzyć, że choroba kiedyś odpuści, a ja będę mogła jeszcze cieszyć się w miarę normalnym życiem, nie myśląc o tym, że w moim ciele jest przeciwnik tak trudny do zwalczenia... Bardzo Was proszę, pomóżcie mi, żeby ta nadzieja nie umarła. Bardzo Wam dziękuję za dotychczasowe wsparcie i pomoc. Jesteście dla mnie bohaterami. Karolina ➡️ Grupa licytacyjna na Facebooku ➡️ Licytuj i pomóż Karolinie!

121 947,00 zł ( 45,85% )
Brakuje: 144 011,00 zł
Maria Gądek
Maria Gądek , 8 lat

W życiu Marysi znowu pojawiły się przeszkody!

Dziękujemy. Dzięki Waszym wspaniałym sercom poprzednia zbiórka dla naszej córeczki nie osiągnęła 100%, a ponad 130%! Wiele Wam zawdzięczamy i jako rodzice nigdy o tym nie zapomnimy! Stanęliśmy jednak przed kolejnym wyzwaniem, kolejną diagnozą, przez którą znowu nie śpimy po nocach. Dlatego dzisiaj ponownie stajemy przed Wami, prosząc o wsparcie... Nasza historia:  Marysia to nasze trzecie dziecko. Niestety pozorne szczęście z jej narodzin nie trwało długo. Była bardzo płaczliwa i rozdrażniona. Wszyscy mówili nam, że taka jest jej uroda, a ja jako doświadczona mama na pewno sobie poradzę. Mimo zgłaszania niepokojących sytuacji, lekarze uciszali wszelkie wątpliwości.  Po latach walki możemy śmiało powiedzieć, że szpital to nasz drugi dom. Marysia często choruje na zapalenie górnych dróg oddechowych. W 2018 roku trafiliśmy do lekarza, gdzie okazało się, że oddycha przeponą brzuszną, w efekcie czego sinieje. Każda infekcja to dla niej tortura utrudniająca oddychanie! W lipcu 2020 roku córeczka miała pierwszy duży epizod padaczki. Nasz świat się zatrzymał. Bywało, że w ciągu dnia miała po kilkanaście ataków! Do tego Marysia ma cechy zespołu Arnolda-Chiariego, dziecięce porażenie mózgowe, opóźnienie psychoruchowe i dużą wadę wzroku. Rezonans wykazał także znaczne powiększenie się torbieli Jamy Vergi. Zakwalifikowano ją wówczas do jak najszybszej operacji, która 20 października 2020 roku uratowała jej życie. Od tego momentu zaczęliśmy przesypiać noce, co wcześniej graniczyło z cudem, jednak nasz strach całkowicie nie minął…  W kwietniu 2022 roku zdiagnozowano u Marysi Zespół Angelmana. Jest to wada genetyczna. Dlatego też córeczka potrzebuje jeszcze bardziej specjalistycznej pomocy, którą uzyskać może podczas rehabilitacji, a zwłaszcza turnusów. Nasze dziecko nie jest samodzielne, nie zgłasza swoich potrzeb. Dlatego potrzebuje całodobowej opieki. Nasza córeczka bardzo dużo przeszła. A teraz znowu pojawiła się kolejna kłoda pod jej malutkimi nogami. Czy i tym razem pomożecie nam usunąć wszelkie przeszkody, które stoją na drodze ku zdrowiu naszej córeczki? Prosimy o Waszą pomoc… Rodzice Marysi

511 zł