Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kalina Odzimkowska
Kalina Odzimkowska , 20 miesięcy

Każdego dnia strach o własne dziecko próbuje nas pokonać! Pomocy!

Kalinka to nasza wyczekana córeczka. Nie mogliśmy doczekać się chwili, gdy spojrzymy w jej maleńkie oczka i powiemy: „Jesteśmy Twoimi rodzicami, Kruszynko”. W naszych wyobrażeniach wyglądało to pięknie, jednak rzeczywistość odebrała nam to szczęście! Poród nastąpił nagle. Parametry życiowe Kalinki zaczęły spadać, a lekarze podjęli decyzję o cesarskim cięciu. Później było już tylko gorzej! W ciągu swojego krótkiego życia aż 5 miesięcy spędziła w szpitalu. Zamiast w swoim przytulnym pokoju, musiała spać w sali szpitalnej, a zamiast przytulanek, towarzyszyły jej te wszystkie maszyny, które czuwały nad jej stanem. Szczegółowe badania ujawniły rzadką chorobę genetyczną, wywołującą padaczkę wieku niemowlęcego i znaczne opóźnienie psychoruchowe. Ciężko było nam w to uwierzyć…  Nasza córeczka karmiona jest teraz przez gastrostomię ze względu na brak umiejętności połykania. To nie wszystko. Ostatnio została wyłoniona tracheostomia, aby zapobiec kolejnym zachłystowym zapaleniom płuc! Każdego dnia strach o własne dziecko próbuje nas pokonać, ale przecież nie możemy się poddać! Leczenie Kalinki wiąże się z częstymi pobytami w szpitalu, zakupem sprzętów rehabilitacyjnych i medycznych. Ogromną rolę odgrywa też rehabilitacja, a zwłaszcza turnusy.  Przed nami bardzo ciężka droga, ale musimy, chcemy nią podążać. Wiemy, że na jej końcu jest cel, o którym marzymy – zdrowie i sprawność naszego dziecko. Pomóż nam przemierzyć ten ciężki szlak, na którym czeka nas wiele przeszkód. Będziemy wdzięczni za Twój dobry gest.  Rodzice

16 551 zł
Janusz Mikołajczyk
Janusz Mikołajczyk , 51 lat

Tragiczny wypadek zniszczył życie Janusza❗️Potrzebna pomoc 🚨

Wtorek – 12. marca 2024 roku. To miał być zwykły dzień, jak każdy inny. Niestety dla nas skończył się tragicznie…  Właśnie tego dnia o godzinie 14:15 doszło do wypadku samochodowego, w którym brał udział mój tata. Doszło do zderzenia z innym samochodem, w wyniku którego tata przejechał na przeciwległy pas ruchu, auto zahaczyło o drzewo i koziołkowało na pobliskie pole. Tata niestety wypadł z samochodu i doznał szeregu bardzo poważnych obrażeń… Wraz z mamą w szpitalu dostałyśmy informację o połamanych żebrach, połamanej miednicy, pękniętej śledzionie, pękniętej przeponie oraz uszkodzonej wątrobie. Niestety to nie koniec… Wskutek wypadku i stłuczenia głowy powstało bardzo dużo drobnych krwiaków i pajęczynek rozsianych na całej głowie, co doprowadziło do śpiączki… Tata przebywa w szpitalu, jednak jedyną szansą na wybudzenie jest rehabilitacja neurologiczna, która niestety jest bardzo kosztowna... Miesięczny koszt pobytu w takim ośrodku to aż 20 tysięcy złotych! Tata do dnia wypadku pracował, uwielbiał majsterkować i spędzać czas z najbliższymi. Miał wiele planów do zrealizowania. W tym roku przypada 30. rocznica śluby jego i mamy, którą chcieli razem świętować podczas urlopu. Bardzo chciałabym, aby mogli zrealizować ten plan... Tata co roku – przed okresem letnim sprawdzał ze swoim 11-letnim wnukiem stanu roweru… W tym roku nie zdążył... Wszyscy bardzo na niego czekamy i wierzymy, że niebawem do nas wróci. Prosimy, pomóżcie nam odzyskać ukochanego męża, tatę, dziadka, przyjaciela… Nie możemy pozwolić, by to pieniądze stanęły nam na drodze. Jesteście naszą nadzieją. Wiemy, że z Wami możemy więcej… Wiemy, że z Wami może wydarzyć się cud! Córka Janusza

16 545,00 zł ( 31,1% )
Brakuje: 36 647,00 zł
Aleksandra Jakubiec-Wójtowicz
Aleksandra Jakubiec-Wójtowicz , 43 lata

Tak bardzo chcę żyć... Nowotwór nie może wygrać! Proszę, zawalczmy o to razem!

Czasami życie sypie się jak domek z kart i nie masz żadnego wpływu na to, jak się dalej potoczy… 18. urodziny córki  w szpitalnej kafejce przy pączku. 40. męża w szpitalnej stołówce przy ciastku. Niby nieważne, gdzie – ważne z kim, niemniej nie tak to sobie wyobrażaliśmy! Cześć, mam na imię Ola i nigdy nie było dla mnie rzeczy niemożliwych. Okazuje się jednak, że takie myślenie jest bardzo złudne. Można nawet „sięgać gwiazd”, ale tylko i wyłącznie wtedy, kiedy jest zdrowie… Moja choroba nadeszła nagle. Podczas rutynowej wizyty lekarskiej okazało się, że mam mięśniaki na macicy. Niezbędna była operacja. Sam zabieg, mimo że sam z siebie nieprzyjemny, był dopiero preludium do tego, co miało się stać… Dzień Matki w 2021 roku zapamiętam na zawsze. Nie dlatego, że było mi go dane spędzić w jakiś niezwykły sposób. Niestety nie! W tym dniu otrzymałam wyniki badań histopatologicznych, które brzmiały: nowotwór złośliwy trzonu macicy. Tak jak stałam, tak usiadłam… I w zasadzie do dziś nie jestem w stanie się podnieść… Kolejny cios to informacja, że to mięsak, czyli niecały 1% wszystkich nowotworów złośliwych. Nowotwór tak rzadki i przypadkowy jak wygrana w totolotka! Czy może być gorzej? Tak, niestety tak… Bardzo szybko trafiłam na Oddział Onkologiczny w Gliwicach. Po badaniach okazało się, że w jednym z jajników, które były pozostawione przy ostatniej operacji, bo wówczas były czyste, zaczęło coś rosnąć! Znów wylądowałam na stole operacyjnym, by to usunąć. Kolejny krok to chemioterapia, która zbiegła się z 18. urodzinami mojej córki… Łzy szczęścia przeplatały się ze łzami żalu i rozgoryczenia…  W sumie przeszłam wtedy 6 cykli chemii, czyli 12 wlewów. Zaczęły się słabsze dni, bóle kości, wypadanie włosów. Okazało się, że wejście na 3 piętro jest mega wyzwaniem, a wejście do wanny bez udziału kogoś z domowników – zbyt ryzykowne. W styczniu 2022 roku przyjęłam ostatnią dawkę z zaplanowanej chemii i wykonano mi kontrolny tomograf. Wykryto wtedy guzek na płucu! Na szczęście był mały, więc kazano tylko obserwować… Staraliśmy się powoli wracać do życia sprzed choroby, niemniej cały czas czuliśmy się, jakbyśmy żyli na tykającej bombie. Jakbyśmy czuli, że zaraz coś wybuchnie… I faktycznie, z opóźnieniem zapłonem, ale zaczęło wybuchać…  W kwietniu kolejny tomograf i delikatne powiększenie guzka. W sierpniu nastąpił cios, którego tak bardzo się obawialiśmy – mięsak się rozsiał i są przerzuty! W październiku dowiedzieliśmy się, jak wielkie żniwo zebrał mój przeciwnik: rozsiew procesu w postaci licznych guzów w obrębie jamy otrzewnej największy 73 mm, w miednicy 44 mm, dolne partie mięśni brzucha 37 mm, nad prawą pachwiną kilka guzków około 17 mm, w pęcherzu 46 mm, w płucu 2 guzki… Tak nie miało być! Miało być tak pięknie! Dlaczego znów wyszło inaczej? Zebrało się konsylium i podjęto decyzję o kolejnej chemii, tym razem w 3 cyklach. I znów wypadła ona dokładnie wtedy, gdy odbywała się ważna uroczystość w mojej rodzinie – 40. urodziny mojego męża. Urodzinowe ciacho spożywaliśmy na stołówce w szpitalu. Najważniejsze, że razem… Kolejna chemia to znów ogromne bóle. Były też lepsze dni, ale wiedziałam, że przede mną znów brak siły na podstawowe czynności, wypadanie włosów, brak apetytu… W grudniu 2022 roku wykonano ponownie kontrolny tomograf. Znów złe wieści – chemioterapia nie pomogła, są dalsze przerzuty i rozsiew… Kolejne konsylium i decyzja o zmianie chemii. Jest właśnie w jej trakcie. Jest różnie, bo wymiotuję, bolą mnie kości, ale nie poddaję się! Wierzę, że wyjdzie słońce i będzie lepiej!  Walczę z całych sił, jeżdżąc prywatnie od profesora do profesora i szukając pomocy jak się leczyć, aby żyć!  Czekam na wyniki badań Genova w Warszawie, aby dowiedzieć się, co można mi zaproponować. W maju 2023 mam mieć kolejny tomograf, aby zobaczyć, jak bardzo zmniejszyły się guzy – marzę, aby tak było! Jeśli tak się nie stanie, to pewnie czeka mnie kolejna chemia… I tak do końca aż się tego pozbędę! MUSZĘ, bo CHCĘ ŻYĆ! Gdy jesteśmy zdrowi, wiedziemy normalne życie. Pracujemy, więc mamy pieniądze na  kredyt, opłaty, życie. Jednak, gdy zdrowie nie pozwala na kontynuację pracy, to ukraca się dochód i zostaje sama renta. Wtedy jest naprawdę ciężko!  Dzięki wspaniałym osobom – rodzinie, przyjaciołom, pracodawcom, którzy są ze mną i moimi bliskimi od samego początku – przetrwaliśmy. Daliśmy radę przez te ostatnie blisko 2 lata i będę im za to dozgonnie wdzięczna. Jednak nadszedł moment, gdy muszę poprosić o wsparcie osoby z zewnątrz – niezwiązanych ze mną. Proszę, pomóżcie mi dalej żyć… Tak bardzo nie chcę umierać… Aleksandra

16 533 zł
Agata Jung
2 dni do końca
Agata Jung , 27 lat

Agata jest dzielna, ale sama nie wygra walki o sprawność! Pomożesz?

Moja walka trwa! Dzięki Waszej pomocy przeszłam operację bioder. To pozwoliło pozbyć mi się bólu, jednak to dopiero początek. Mam jednak siłę i motywację, by zdobywać kolejne cele na drodze do sprawności! Bardzo potrzebuję rehabilitacji. I pomocy, by móc za nią zapłacić… Przede mną także kolejne nierefundowane operacje. Proszę, bądź ze mną! Przez wiele lat nie mogłam się nawet wyprostować, bo kość biodrowa nie chciała się ruszać do tylu i do przodu przez swoje położenie. Po operacji jest o wiele lepiej, jednak nadal nie chodzę wyprostowana - nic nie dzieje się od razu. Jednak z każdym kolejnym miesiącem jest lepiej o kilka milimetrów! Wreszcie mogę też siedzieć i stać wygodnie, nie czuję kłuci i drętwienia. Probujemy chodzić na krótkie spacery, ale kolana są niestety coraz w gorszym stanie. Po 15 minutach ból staje się nie do zniesienia, o kolana odmawiają posłuszeństwa. Po domu w miarę się poruszam, jednak po wyjściu na zewnątrz i przejściu dłuższego dystansu jest źle - muszę wtedy usiąść choć na godzinę. Kości w kolanie nie są dobrze połączone - bez operacji nawet rehabilitacja nie pomoże w tym obszarze. Kolana są zgięte do przodu, a to utrudnia prawidłową postawę. Wciąż czekam na dokument z kosztorysem, ale z informacji od doktora wynika, że endoprotezoplastyka stawu kolanowego kosztuje 25-30 tys. zł, wiec operacja dwóch kolan może kosztować do 60 tys. zł… Do tego dojdzie operacja stopy, która wyniesie nawet 6 tysięcy. Jak tylko dostanę wszystkie dokumenty, na zbiórce pojawi się pasek. Niestety, nie mogę czekać, dlatego już dziś z całego serca ponownie proszę o pomoc. Dzięki Wam rozpoczęłam drogę, która pozwoli mi dojść do wymarzonej sprawności. Wierzę, że wiele dobrego jeszcze przede mną. Agata

16 519,00 zł ( 23,25% )
Brakuje: 54 521,00 zł
Kacper Turek
Kacper Turek , 21 lat

Umysł w ogniu❗️Trzeci atak choroby - proszę, pomóż Kacprowi!

Kiedy na początku 2018 roku czytałam książkę ‘Umysł w ogniu”, nie myślałam, że kilka miesięcy później coś podobnego wydarzy się z moim życiu... Czym jest autoimmunologiczne zapalenie mózgu? W najprostszych słowach organizm sam atakuje mózg. Można to porównać do tego, że mózg płonie i jest w ciągłym ogniu. Na przełomie czerwca i lipca 2018 roku mój syn Kacper miał pierwszy atak. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że jest to autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Kacper był kilkukrotnie przewożony z oddziału psychiatrycznego na oddział neurologiczny. Nigdzie nie wiedzieli, co mu jest. Pierwszy atak trwał dwa miesiące. Kacper miał wtedy 15 lat. Zaczął zachowywać się nielogicznie... Miał lęki, omamy, momentami zastygał, nie było z nim kontaktu, czasami był agresywny. Lekarzom nie udało się wtedy postawić właściwej diagnozy. Po dwóch miesiącach wyszedł do domu. Dalej był pod stałą opieką psychiatryczną i neurologiczną. Byłam najszczęśliwszą matką, że moje dziecko może powrócić do normalnego życia, do domu i rówieśników. Kacper był wtedy cały czas na lekach psychiatrycznych, dlatego przez pół roku miał jeszcze nauczanie indywidualne. Później wrócił do szkoły, sportu, po prostu do życia. W czerwcu 2020 roku, dokładnie dwa lata po pierwszym ataku, zauważyłam, że Kacper znów zachowuje się “dziwnie”. Pewnego dnia mnie nie poznał, zapytał, czy jestem jego matką. Od razu wezwałam karetkę... Wtedy z badań krwi wyszły przeciwciała NMDA - najgroźniejsze przeciwciała, które atakowały mózg Kacpra. W szpitalu podjęli leczenie sterydami i psychiatryczne. Robiłam wszystko, co mogłam, żeby pomóc mojemu synowi. Bezradność, która wtedy mnie ogarniała, to najgorsze uczucie, jakiego doświadczyłam, będąc matką. Lekarze wykluczyli obecność narkotyków i alkoholu. Szukałam rozwiązania wszędzie, dlatego sprawdziłam najlepsze kliniki w Polsce, które zajmują się podobnymi przypadkami. Tak trafiłam na klinikę ze Szczecina. Niestety okazało się, że konieczne są dalsze badania i konsultacje, które nie są refundowane. Po miesiącu Kacper znów wrócił do normalnego życia. Poznał dziewczynę, zaczął uprawiać sport, zdał prawo jazdy i cieszył się życiem. Teraz po kolejnych dwóch latach, kiedy Kacper ma już 19 lat, musimy przechodzić przez to jeszcze raz. Patrze na moje dziecko, które jest chore i nie mogę mu pomóc. Teraz, kiedy zachorował trzeci raz, pojawiają się kolejne pytania bez odpowiedzi... Dlaczego się to powtarza co 2 lata i w tym samym okresie? Niestety szpital leczy go neurologicznie sterydami i przeciwciałami, ale nikt nie umie znaleźć przyczyny nawracającego zapalenia mózgu. Muszę szukać pomocy gdzieś dalej, nie w Polsce... Kacper jest w lepszym stanie, jednak nie rozumie, co się z nim działo, dlaczego teraz trafił do szpitala... Szukamy pomocy, bo dotychczasowe leczenie nie przyniosło efektów ani znalezienia konkretnej przyczyny zapalenia mózgu. Dlatego teraz potrzebujemy pieniędzy na konsultacje, żeby móc znaleźć przyczynę i zaplanować nową ścieżkę leczenia. Wychowuję Kacpra sama z pomocą cudownych rodziców, niestety nie stać nas na prywatną diagnostykę. Piszę tutaj, bo wierzę, że znajdą się ludzie, którzy pomogą razem z nami wyleczyć Kacpra, żeby mógł żyć pełnią życia, bez obawy o kolejny atak... Nikt z nas nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji jak Kacper, nie kontrolować swojego zachowania i nie wiedzieć, co się z nim dzieje, co go czeka. Każda złotówka zbliża nas do celu, jakim jest zdrowe, szczęśliwe życie mojego dziecka. Za każde wsparcie, każdą złotówkę bardzo dziękuje i obiecuję, że zrobię wszystko, żeby Kacper wyzdrowiał...

16 474 zł
Monika Kubea
Monika Kubea , 45 lat

Pomóż mojej mamusi znów stanąć na nogi... Walczy z rakiem❗️

Moja ukochana żona i cudowna mama naszej córeczki zmaga się z największym przeciwnikiem życia. Jej walka zaczęła się, gdy miała zaledwie 16 lat i trwa do dzisiaj. Trzy słowa diagnozy były dla nas jak wyrok, który powracał jak bumerang – nowotwór rdzenia kręgowego, a dokładniej wyściółczak rdzenia kręgowego na odcinku piersiowym. Niestety przez te wszystkie lata, nasza codzienność zdominowana została przez niesamowity lęk i strach o życie Moniki. Kolejne wznowy oraz operacje były coraz trudniejsze, co spowodowało, że żaden z polskich neurochirurgów nie chciał podejmować się kolejnych zabiegów. Zdesperowani szukaliśmy pomocy dalej. Nie mogliśmy przecież tak łatwo się poddać. W 2020 roku, gdy pojawiła się kolejna wznowa, rozpoczęliśmy poszukiwanie neurochirurga wirtuoza, który podejmie się tak trudnej operacji. Niestety, wkrótce na świecie w zatrważającym tempie rozwinęła się pandemia, która jeszcze bardziej utrudniła całą tę sytuację. Szpital, na którego oddziale lekarze chcieli podjąć się tej skomplikowanej i wielogodzinnej operacji przekształcono na covidowy. Musieliśmy czekać, aż przyjdzie lepszy moment. Jednak jak mogłem czekać, gdy moja ukochana Monika cierpiała z bólu, a jej stan z dnia na dzień tylko się pogarszał? W tamtym momencie nikt przecież nie wiedział, jak długo to potrwa. Guz rozrastał się i rozrastał, powodując jeszcze więcej szkód. Potworny ból, zanik czucia od pasa w dół i rozpaczliwe poszukiwania w kraju i za granicami jakiejkolwiek pomocy – tak wyglądał każdy nasz dzień… Jedynym ratunkiem dla Moniki była silna morfina. W końcu w marcu 2022 roku udało się znaleźć lekarza, który postanowił nam pomóc. Operacja, mimo że przeprowadzona po mistrzowsku, odbyła się co najmniej o pół roku za późno. W wyniku tego Monika została osobą leżącą. Jest przez nas cewnikowana i stale potrzebuje opieki drugiej osoby. Rehabilitacja z NFZ jest przewidziana dopiero za rok. A to znów, zdecydowanie za późno! Nie możemy czekać i zaprzepaścić takiej szansy. Dlatego obecnie w warunkach domowych z własnych środków prowadzimy rehabilitację. Niestety pochłania to naprawdę wiele pieniędzy, a tylko długotrwała i regularna rehabilitacja daje nadzieję na powrót Moniki do sprawności.  Dlatego z całego serca prosimy wszystkich ludzi dobrej woli! Pomóżcie mi uratować żonę i zapewnić jej odpowiednie leczenie! Artur, mąż Moniki

16 448,00 zł ( 58,75% )
Brakuje: 11 548,00 zł
Gabryś Bezdel
Gabryś Bezdel , 2 latka

Jego kości łamały się zanim przyszedł na świat❗️Pomóż, oszczędź mu cierpienia...

Tam, gdzie powinien być bezpieczny — pod sercem mamy, chroniony przed całym złem tego świata, zawiodło go własne ciało. Pierwszy krzyk naszego synka był krzykiem pełnym bólu... Gabryś urodził się z bardzo dużą ilością przebytych złamań. Razem z nim przyszła na świat okrutna choroba, która zabrała naszemu synkowi zdrowie i normalne dzieciństwo. Gabriel urodził się 1 maja 2022 roku. Cierpi na wrodzoną łamliwość kości — rzadką chorobę genetyczną. Ma uszkodzony gen kodujący kolagen, przez co jego kości łamią się jak zapałki. Dla każdego rodzica jego dziecko wydaje się bezbronne i kruche, a Gabrysia słabe kości mogą dosłownie pęknąć przy byle dotyku. Chorzy na tę straszną chorobę mogą połamać się przy zwykłych codziennych czynnościach — zmianie pieluszki, kichaniu, wstawaniu, siadaniu... Zdarza się, że kości łamią się samoistnie podczas snu. Choroba synka jest nieuleczalna. My, rodzice możemy tylko łagodzić jej skutki i wzmacniać kości. Już teraz całe nasze życie podporządkowane jest walce o jego zdrowie. Jeździmy do Łodzi na cykliczną terapię lekiem, który ma za zadanie wzmocnić i uwapnić kości Gabrysia. Rehabilitacja to nieodłączny element naszego życia... Gabryś jest intensywnie rehabilitowany, niestety jest to rehabilitacja nierefundowana. Typ trzeci, na który cierpi Gabryś ma postać deformująco — postępującą, co oznacza, że nie wiemy, czy synek będzie chodził, czy wyląduje na wózku inwalidzkim. Jednak robimy wszystko, by tak się nie stało... Chcielibyśmy, aby na tyle, w jakim stopniu to możliwe miał szczęśliwe dzieciństwo, aby mógł żyć w miarę normalnie, mimo tej strasznej choroby. Wiemy jednak, że aby tak się stało, czeka go długa i wyczerpująca droga, a pewne rzeczy mogą nigdy nie być dla niego osiągalne... Cykliczne operacje wstawiania prętów do jego kości i niezbędna po nich rehabilitacja będą pochłaniać ogromne koszty. Potrzebuje kosztownych sprzętów ortopedycznych i wizyt specjalistów takich jak: neurolog, osteopata, kardiolog, audiolog, ortopeda, neurologopeda... Większość z tych konsultacji lekarskich jest nierefundowana. Jeżeli ktoś z Państwa zechce wesprzeć nas w walce o samodzielność naszego synka, będziemy Wam naprawdę wdzięczni. Tak bardzo chcemy dla niego życia bez ciągłego bólu... Rodzice Gabrysia

16 440 zł
Oliwia Rajchel
Oliwia Rajchel , 38 lat

Oliwia odczuwa ból od kilkunastu lat! Pojawiła się szansa na ratunek!

W każdej sekundzie niewyobrażalny ból przeszywa moje ciało. Cierpię każdego dnia i nic ani nikt nie jest w stanie mi teraz pomóc. Moje życie to męka. Nie mam już siły. Jesteście moją ostatnią nadzieją! Od przeszło dziesięciu lat zmagam się z konsekwencjami samochodowego wypadku, który zmienił moje życie w koszmar. Mój stan był tragiczny. Lekarze cudem mnie uratowali. Zdrowie pogorszyło się w 2021 roku. Na zewnątrz jednak nie widać, jak bardzo cierpię.  To właśnie wtedy doszło do powstania szczeliny i przetoki w okolicach dolnego odcinka pokarmowego. To podstawowy organ, o którym zdrowi ludzie zwykle nie myślą. Dopiero kiedy dotyka go choroba, okazuje się, jak bardzo jest ważny. Każdego dnia ból się nasilał.  Lekarze mieli problem z ustaleniem jednoznacznej diagnozy, więc problem ciągnął się latami. Czas, który mogłam przeznaczyć na leczenie, uciekał mi przez palce. Było coraz gorzej. Kiedy pojawiły się krwawienia, specjaliści podjęli decyzję o skomplikowanej operacji. Ta nie rozwiązała problemu. Rana nie chciała się goić. Zabieg powtarzano jeszcze dwa razy, z tym samym skutkiem. Każda operacja wiązała się z jeszcze większym bólem. Cierpienie było nie do wytrzymania. Płakałam na szpitalnym łóżku, licząc na koniec mojej męki. Byłam na skraju rozpaczy. Sytuacja się nie poprawiała… Od tego czasu nic się nie zmieniło. Jestem co prawda w domu, ale ból nie daje mi szans na normalne funkcjonowanie. Całe dnie spędzam w łóżku, coraz bardziej zamykając się w sobie. We wszystkim pomagają mi rodzice. Gdyby nie oni, nie wiem, jak by się to skończyło… Odczuwam ból w każdej sekundzie. Moja twarz jest spuchnięta od ciągłego płaczu i blada od cierpienia. Codziennie doświadczam stanów lękowych, podczas których z trudem łapię oddech. Stresuję się kolejnym krwawieniem i ryzykiem operacji. Czuję się jak w pułapce. Porzuciłam wszystkie moje plany i marzenia. Życie zdominowało cierpienie. Powoli nie daję rady. Moją ostatnią nadzieją jest leczenie w specjalistycznej, prywatnej klinice, w której zajmują się tak trudnymi przypadkami. Trzeba podejść do problemu inaczej niż dotychczas. Koszty z tym związane przewyższają jednak najśmielsze wyobrażenia. Innego ratunku nie ma. Próbowałam już wszystkiego… Chcę wierzyć, że będę kiedyś zdrowa. Pasmo nieustannego cierpienia, które towarzyszy mi tyle lat, musi wreszcie się skończyć. Nie chcę być ciężarem. Marzę o sprawności i życiu bez bólu. Proszę wszystkie osoby o wielkim sercu o każdą, nawet najdrobniejszą wpłatę. Uwolnijcie mnie ze szponów tej tragicznej sytuacji, błagam! Oliwia

16 430 zł
Kubuś Sienicki
Kubuś Sienicki , 22 miesiące

2. operacje serduszka przed Kubusiem – skutki uboczne spędzają sen z powiek!

Nasze życie zupełnie się zmieniło. Egzystowaliśmy wśród niepokoju, obaw, lęków oraz pytań, jak nasze dziecko przejdzie kolejne operacje… czy będzie żyło… Kubuś urodził się w listopadzie 2022 roku ze złożoną wadą serduszka, która została zdiagnozowana w 22. tygodniu ciąży. To HLHS, zespół niedorozwoju lewej komory serduszka. Jest to bardzo ciężka wada, która wymaga trzy etapowego leczenia. Pierwszą operację synek przeszedł już jako noworodek. Po niej parę dni leżał pod respiratorem z otwartą klatką piersiową, gdyż serduszko było za bardzo spuchnięte, by zmieściło się na swoim miejscu. Miał podłączony drenaż, który odprowadzał płyn z opłucnej. Zamiast rękoma mamy był otulony kłębowiskiem kabli… Widok rozdzierający duszę. Stan Kubusia był bardzo ciężki, ale stabilny. Przyjmował antybiotyki. W okresie pooperacyjnym doszło do niedodmy i sepsy odcewnikowej, co skutkowalo skokami saturacji. Nastepnie Kubuś wymagał drenażu. Był karmiony pozajelitowo, później dokarmiany sondą, a na końcu uczył się na nowo jeść z butelki.  Przed nami dalsza i długa droga. W maju czeka nas cewnikowanie serca i decyzja o kolejnej operacji. Trzecią Kubuś będzie miał robioną między 2. a 3. rokiem życia.  Skomplikowane operacje to jedno. Najtrudniejsze są ich skutki uboczne – sparaliżowany fałd głosowy, problem z przybieraniem na wadze, karmienie przez sondę. To są rzeczy, z którymi my i Kubuś musimy się zmagać na codzień. Bardzo prosimy o pomoc. Przed naszym kochanym synkiem jeszcze wiele walk, dużo wizyt w szpitalu i wyzwań, dlatego pieniądze, które zbieramy, przeznaczone będą na wizyty u specjalistów, leki, sprzęt, który będziemy musieli używać w domu oraz rehabilitacje. Za każdą pomoc z całego serca dziękujemy! Rodzice Kubusia wraz ze starszą siostrą Julitką

16 409,00 zł ( 44,06% )
Brakuje: 20 826,00 zł