Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Rafał Kropski
4 dni do końca
Rafał Kropski , 48 lat

Tragiczny wypadek odebrał Rafałowi sprawność i możliwość pracy! Ratunku!

Nigdy nie sądziłem, że znajdę się w tak dramatycznej sytuacji. Jedna chwila, jeden moment całkowicie odmieniły moje życie i sprawiły, że muszę prosić Was o pomoc… W dniu 02.12.2023 r. byliśmy zaproszeni do koleżanki na imprezę urodzinową, która miała być wspólnym świętowaniem jej 40. urodzin. O godzinie 21 na środek sali wyjechał tort, wraz z dodatkową atrakcją, którą miała być "fontanna iskier". Koleżanka poprosiła mnie, abym razem z innym kolegą włączył atrakcję. Fontanna eksplodowała w mojej prawej dłoni, urywając ją.  Tego bólu nie zapomnę do końca życia. Eksplozja spowodowała również poparzenie nóg do tego stopnia, że jedna z nich musiała być szyta. Siła wybuchu była na tyle duża, że zrobiła dziurę w drzwiach i w suficie, a zdeformowana obrączka została odnaleziona w podziurawionych drzwiach. Po wypadku spędziłem prawie 3 tygodnie na oddziale ortopedii po przebytej operacji ratującej życie. W nowym roku czeka mnie kolejna operacja korygująca, mająca na celu zmniejszenie obecnych dolegliwości oraz usunięcie deformacji. Podczas wypadku byłem trzeźwy, z uwagi na przyjmowany antybiotyk. Zawsze z rozwagą, ze względu na wykonywany zawód, podchodzę do urządzeń stwarzających zagrożenie dla życia i zdrowia. Całe życie zawodowe poświęciłem mojej pracy i jednocześnie pasji, jaką jest motoryzacja – prowadzenie warsztatu elektromechaniki pojazdowej. Jestem praworęczny, więc utrata prawej dłoni to dla mnie jako mechanika nieopisany dramat. Straciłem nie tylko rękę, ale także możliwość pracy.  Ponadto, od 8 lat spełniam się jako płetwonurek. Jestem certyfikowanym instruktorem nurkowania, szkolę dzieci oraz osoby dorosłe na przyszłych nurków. Aktualna sytuacja nie pozwala mi na normalne egzystowanie, podstawowe czynności takie jak mycie i ubieranie się są dla mnie ogromnym wyzwaniem. Pieniądze ze zbiórki pomogą mi w rekonwalescencji oraz umożliwią zakup protezy, dzięki której w dużej mierze, moje codzienne funkcjonowanie pozwoli zbliżyć się do życia sprzed wypadku. Z całego serca proszę Was o pomoc i wsparcie. Wierzę, że dobro wysłane w świat, wraca z podwójną mocą! Rafał

247 624,00 zł ( 38,79% )
Brakuje: 390 674,00 zł
Tymon i Diana Prusek
Tymon i Diana Prusek , 2 latka

PILNE! Tymuś może w każdej chwili odejść! Siostra też potrzebuje pomocy!

Pewnie czytacie setki podobnych historii. Kolejna samotna matka walczy o życie swojego dziecka… Zbiera na leczenie… Szczególnie tu, na Siepomaga takich zbiórek jak moja jest mnóstwo. Jestem kolejną matką, samotnie wychowującą dwójkę małych dzieci, z których jedno jest bardzo chore i potrzebuje pomocy, by przeżyć.  Jednego dnia miałam wszystko: kochającego narzeczonego, cudowną córeczkę, kolejne dziecko w drodze, zaplanowany ślub. Gdy dowiedziałam się, że Tymek może urodzić się chory, mój narzeczony poprosił o zwrot pierścionka i zostawił samą. Dziś nie mam już nawet siły płakać. Mam 30 lat i przeszłam stan przedzawałowy. Leczę się psychiatrycznie, ale nie poddaję. Taki już los kobiety… muszę być silna – dla moich dzieci, dla mojego Tymusia. W przeciągu pierwszych 9 miesięcy życia Tymka walczyliśmy z: zapaleniem nerek, przewlekłym zapaleniem płuc, zapaleniem wątroby, kolejne problemy dochodziły. Ta lista się nie kończy… Kilka razy w miesiącu, w środku nocy ze snu wyrywa mnie buczenie maszyn, do których podłączony jest mój synek. Saturacja Tymka potrafi osiągnąć 82% i spadać. 71% to pewne niedotlenienie mózgu – skutki są nieodwracalne. Karetka, szpital, ratowanie mojego synka. Na to wszystko patrzy moja córeczka, która też jest chora - cierpi na hipotonię. Tymek nie ma odporności, ma stwierdzony refluks przełykowo-żołądkowy, podejrzenie mukowiscydozy, nie siedzi, ma problemy z przełykaniem, jego ciało jest wiatko, a gdy dotknie się palcem delikatnie jego policzka zaczyna się dusić. Mimo to mój synek jest zawsze uśmiechnięty i prawie w ogóle nie płacze! Nagłe ataki duszności powodują, że Tymek dostaje drgawek, sinieje, przestaje oddychać… To jest straszne - widzieć, jak Twój syn gaśnie i nic nie móc z tym zrobić. Leki na astmę, które przepisali nam lekarze – nie działają. Trafiamy kolejny i kolejny raz do szpitala. Medycy próbują unormować oddech mojego synka. I tak w kółko.  Nasza codzienność to rehabilitacja rozwojowa oraz oddechowa, leki, drenaże limfatyczne oskrzeli, specjalistyczne badania, które w większości musimy wykonywać w trybie pilnym, sprzęt medyczny...  Żeby Tymek mógł żyć, potrzebujemy specjalistycznego sprzętu: koncentratora tlenu, kamizelki oscylacyjnej i pulsoksymetru dla niemowląt, rehabilitacji, leków… te rzeczy nie są refundowane. To dopiero początek naszej drogi w leczeniu Tymka. Czekamy na potwierdzenie Mukowiscydozy… Przed nami kolejne prywatne badania genetyczne... Poznaj historię Diany: Córka jest wcześniakiem. Od urodzenia nie wyrażała potrzeb – nie płakała, gdy była głodna. Miała znikomy odruch ssania, od urodzenia wiotka. Urodziła się z prawą nóżką skierowaną do środka. Byłam u kilku ortopedów, ale wszyscy zgodnie stwierdzili, że wada zniweluje się z okresem wzrostu. Tak się niestety nie stało.  Dziś ma 5 lat i koślawość kolan. Stopy są skierowane do środka. Dalej walczymy o to, by skorygować stópki i kolanka. Rehabilitacja przynosi efekty, ale niestety jest kosztowna. Diagnozuję też córkę u psychiatry pod kątem ADHD oraz spektrum autyzmu. Córka ma wybiórczość pokarmową, zaburzenia sensoryczne. Potrzebuje wielu godzin terapii sensorycznej, stałych wizyt u psychologa, psychiatry, logopedy, a to wszystko generuję ogromne koszta.  Córcia jest bardzo nadpobudliwa. W ataku złości czy stresu objawia autoagresję i agresję – gryzie, szczypie, bije, uderza głową w podłogę. Czasami potrafi podejść do mnie z nożyczkami i mówić, że mnie potnie. Schowałam wszystkie ostre rzeczy, którymi może zrobić krzywdę sobie i innym.  W sierpniu miała pobrane próbki w UCK w Gdańsku pod kątem Miopatii Nemailnowej. Na marzec mamy termin, by zakwalifikować córkę do badań pod kątem dziecięcego reumatoidalnego zapalenia stawów. Nie mam już za co tego wszystkiego opłacić, by dokończyć diagnostykę. Wszystko zaczęło przerastać mnie finansowo. Błagam o pomoc! Pomóżcie mi uratować mojego syna i córeczkę! Sama sobie nie poradzę...  Kinga - mama Tymka i Diany ➤ FACEBOOK Tymka i Diany ➤ INSTAGRAM Tymka i Diany ➤ LICYTACJE dla Tymka i Diany ➤ TikTok ➤ TELEWIZJA GRUDZIĄDZ ➤ KWIDZYN - NASZE MIASTO Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

246 427,00 zł ( 72,07% )
Brakuje: 95 472,00 zł
Piotr Wiśniewski
Pilne!
Piotr Wiśniewski , 33 lata

Piotr walczy z nowotworem❗️Została ostatnia nadzieja – POMOCY❗️

Jestem Piotr, mam 32 lata, wspaniałą córeczkę i żoną, dla których chcę żyć i pokonać złośliwy nowotwór! Moja walka trwa od 3 lat i przypomina walkę z wiatrakami… Przez pierwszy rok słyszałem od okulistów, że “sobie wymyślam”. Dostawałem krople, ale było coraz gorzej! W końcu trafiłem na innego lekarza, który skierował mnie w trybie pilnym na rezonans. To, co usłyszałem, zwaliło mnie z nóg… “Nowotwór złośliwy zatoki szczękowej z penetracją do oczodołu lewego.” Byłem w szoku… Coś, co było bólem oka, coś, co zdaniem lekarzy sobie wymyślałem, przez rok złej diagnozy rosło w mojej głowie! Zostałem przyjęty do UCK w Gdańsku i tam przeszedłem operację usunięcia guza oczodołu lewego. I wydawało się, że to koniec trwającego miesiące koszmaru, że teraz już w końcu będzie lepiej! Niestety… Wizyta kontrolna pokazała, że nowotwór nie zginął, że wciąż rośnie! Walka zaczęła się na nowo… Tym razem zostałem skierowany do Narodowego Instytutu Onkologii w Krakowie. Przeszedłem terapię wiązką protonową. Przez kolejny rok wydawało się, że tym razem leczenie przebiegło pomyślnie! Ale nowotwór powrócił… Kolejna operacja usunięcia guza nie przyniosła żadnego rezultatu. Rozpaczliwie szukałem innych rozwiązań. Pojechałem do Gliwic z nadzieją, że tam otrzymam pomoc w wyleczeniu się z nowotworu! Zamiast tego usłyszałem, że nic nie mogą zrobić…  Można się poddać, prawda? Załamać, popaść w depresję. Ale ja mam dla kogo żyć, dla kogo walczyć! Mam córeczkę i żonę, moją rodzinę, która nie pozwala mi się załamać! Ostatnie pół roku wciąż żyliśmy nadzieją, że znajdzie się ktoś, kto pomoże mi wyzdrowieć! W końcu moja żona znalazła grupę w mediach społecznościowych, gdzie zrzeszyły się osoby z takim samym nowotworem, z którym ja walczę. Dzięki nim dowiedzieliśmy się o lekarzu z Wrocławia! To on dał mi nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone! Dowiedzieliśmy się o klinice MedAustron w Austrii. Pojawiło się światełko w tunelu, w mroku choroby!  Po rozmowach z kliniką zostałem zakwalifikowany do terapii cząsteczkowej (wiązką jonów). Usłyszałem, że lekarze z Wiednia dają mi 100% szans na wyleczenie i pozbycie się guza! Wszystko brzmi świetnie, ale na przeszkodzie stoją pieniądze. A raczej ich brak… Niestety terapia jest bardzo kosztowna i nie jest refundowana... Mimo pomocy mojej rodziny nie jesteśmy w stanie uzbierać takiej sumy… Moja terapia została wyceniona na 56,593,14 euro. Moje życie zostało wycenione…  Z trudem przychodzi mi prosić o pomoc, ale nie mam innego wyjścia. W Was – przyjaciołach, znajomych, ale też zupełnie obcych mi osobach – jest moja nadzieja na życie. Nie mam wiele czasu… Im szybciej uda się zebrać środki, tym szybciej pojadę do Wiednia.  Bardzo proszę o Wasze wsparcie.

242 520,00 zł ( 87,56% )
Brakuje: 34 425,00 zł
Marcelinka Żulińska
Marcelinka Żulińska , 22 miesiące

Serce Marcelinki na moment się zatrzymało❗️Pomóż nam w dalszej walce...

Marcelinka jest z nami od listopada 2022 roku. Była długo wyczekiwanym i naszym pierwszym dzieckiem. Wszyscy w rodzinie nie mogli doczekać się jej narodzin, a gdy już powitaliśmy ją na świecie, wniosła w nasze życie radość i szczęście nie do opisania.  W grudniu zeszłego roku, gdy przygotowywaliśmy się do Świąt Bożego Narodzenia… To miały być nasze pierwsze wspólne Święta… Zaniepokoił nas katar i kaszel u córeczki, który utrzymywał się od kilku dni. Skonsultowaliśmy się z lekarzem, ale wykonane badania nie wykazywały nic poważniejszego niż zwyczajne przeziębienie.  Kilka dni przed Wigilią znów próbowaliśmy skontaktować się z lekarzem, ale odmówił przyjęcia z uwagi na brak miejsc i zaprosił nas na wizytę na następny dzień. Niestety, jak się okazało – zaplanowana wizyta nie miała prawa się odbyć. Było już za późno…  20 grudnia około godziny 22.00 postanowiliśmy przewieźć Marcelinkę do szpitala. Poinformowaliśmy szpital w Piszu, że niebawem pojawimy się z niemowlakiem. Podczas transportu, po przejechaniu kilometra, serduszko Marceliny się zatrzymało! To były najdłuższe minuty w naszym życiu! Podjęliśmy próbę reanimacji córki. Trwała ona kilkanaście minut, następnie akcję przejęli ratownicy pogotowia. Nadzieja w nas nie umarła – usłyszeliśmy krótki płacz naszego maleństwa. Marcelinka trafiła do szpitala w Piszu, następnie została przewieziona do szpitala dziecięcego w Olsztynie na oddział intensywnej terapii. Po kilku tygodniach przeniesiono ją na oddział pediatryczny. Częściowo przywrócono jej funkcje życiowe, jednak zbyt długie niedotlenienie sprawiło, że Marcelinka nie oddycha samodzielnie, nie przełyka, nie otwiera oczu, nie reaguje na światło.  Gdy ustabilizowano stan Marcelinki, mała wojowniczka musiała przyjąć kolejny cios – posocznica, czyli sepsa. Marcelinka została wprowadzona w śpiączkę. Swoją postawą już nie raz udowodniła, że ma w sobie ogromną wolę życia.  Niebawem Marcelinka wróci do domu. Przygotowujemy się do tego, by córeczka mogła w nim na co dzień przebywać. Marcelinka wymaga wsparcia respiratora i jest karmiona sondą. Czeka ją długa rehabilitacja. Zwracamy się z ogromną prośbą o wsparcie, które pozwoli nam  pokryć koszty wizyt u specjalistów oraz umożliwi rehabilitację córeczki! Rodzice Marcelinki 

240 903 zł
Beata Szymańska
Pilne!
Beata Szymańska , 55 lat

❗️Po kolejnych przerzutach ratunkiem dla Beaty jest tylko zagraniczny lek. Pomocy!

Moja mama od siedmiu lat walczy z rakiem. Ostatnie wyniki badań są niestety bardzo złe. Leczenie w Polsce nie działa na przerzuty, a naszą ostatnią szansą jest lek, którego cena zwala z nóg. Całą naszą rodziną walczymy o to, by mama z nami została. Nie potrafimy sobie nawet wyobrazić innego scenariusza, dlatego proszę, przeczytaj jej apel i pomóż nam ją ratować: W grudniu 2013 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi z najgorszym z możliwych receptorów Her2 3+. Trzy lata później pojawiły się przerzuty do mózgu, niestety nieoperacyjne. Operacja piersi, naświetlania, chemioterapie, ból – tak wyglądało ostatnich siedem lat mojego życia. Niestety – niedawno pojawiły się kolejne przerzuty, a moją ostatnią szansą na życie jest nierefundowany lek... Od czerwca jestem w krytycznej sytuacji. Nastał ten dzień, kiedy kolejny raz nowotwór trafił do mojego mózgu. Sytuacja jest o wiele trudniejsza niż wcześniej, ponieważ w tym momencie moje dotychczasowe leczenie zostało uznane za nieskuteczne i obecnie przyjmuję chemię, która ma mnie chronić przed kolejnymi przerzutami, jednak nie działa na mózg. Ostatnie miesiące to ciągłe podróże po całej Polsce w poszukiwaniu ratunku. Szukałam również badań klinicznych, jednak obecnie nie ma akurat żadnych prowadzonych na ten rodzaj przerzutów... Przeszłam również trudny zabieg radiochirurgii metodą Gamma-Knife, w którego czasie metalowa rama została przywiercona śrubami do mojej głowy. Wiem, że gdyby nie moja rodzina – nie udałoby mi się przez to przejść... Za mną 7 lat walki z rakiem. Po tak długim czasie, operacjach i wielu cyklach chemii trudno jest nie bać się o swoje życie i z optymizmem patrzeć w przyszłość. Wierzę jednak, że mam na tyle siły, aby podnieść się kolejny raz. Tym bardziej że niedawno w USA pojawiła się dla mnie duża szansa. W maju tego roku do obiegu trafił lek, który skutecznie działa na zdiagnozowany u mnie typ nowotworu i przerzuty do mózgu! Lek nie jest jednak refundowany w Polsce, a miesięczna terapia kosztuje 78 tysięcy złotych. Niestety, pomimo oszczędności i dużego wsparcia rodziny, nie jesteśmy w stanie sfinansować nawet jednej dawki tego leku... W 2012 roku, chwilę przed zdiagnozowaniem u mnie nowotworu, mój syn obchodził swoje 18 urodziny.  Walczyłam o zdrowie, aby być przy nim, kiedy z młodego chłopaka będzie zmieniał się w mężczyznę. Teraz ma 26 lat, a mnie w międzyczasie udało się poznać i zaprzyjaźnić z jego narzeczoną. Pomimo mojej obecnej sytuacji, wierzę, że będzie mi również dane zatańczyć na ich weselu, zostać babcią i trzymać na rękach swoje wnuki! To moje największa marzenie... Mam dla kogo żyć, nie poddaję się i jestem zdeterminowana, aby ratować swoje życie. Tylko z Waszą pomocą będę jednak mogła leczyć się lekiem, który może mi realnie pomóc. Dziękuję wszystkim, którzy we mnie wierzą. I nie zamierzam się poddawać. To jeszcze nie pora, by się żegnać! Z nadzieją – Beata  Możesz również pomóc, biorąc udział w licytacjach:  

238 495,00 zł ( 36,17% )
Brakuje: 420 816,00 zł
Paweł Mackun
Paweł Mackun , 13 lat

Wada, która może odebrać sprawność postępuje... Pomóż w walce o sprawność Pawła!

O co walczymy? Pawełek to uśmiechnięty i pogodny dziesięciolatek. Niestety jego szanse na normalne życie pokrzyżowały współistniejące choroby. Robiliśmy i robimy wszystko, aby wyrównać Pawła szanse w życiu, żeby miał normalne dzieciństwo, mógł chodzić do szkoły i uczyć się z innymi dziećmi, żyć normalnie. Teraz stanęliśmy przed wyzwaniem zebrania środków finansowych na operację syna. Głównym celem operacji jest wydłużenie nogi o 7 cm, aby zapobiec dolegliwościom ortopedycznym, neurologicznym i skrzywieniu kręgosłupa. Nie jesteśmy w stanie sami pokryć kosztów operacji i rehabilitacji syna. Koszty są ogromne. Naszym marzeniem jest wyrównać szanse naszemu synowi i postawić go na dwie RÓWNE nogi. Dlatego też jako rodzice Pawła jesteśmy zmuszeni  prosić o wsparcie finansowe, bez którego nie podołamy dalszym kosztom leczenia syna. Paweł i jego historia choroby. Kiedy Paweł miał sześć miesięcy dowiedzieliśmy się, że ma zespół Recklinghausena. Choroba ta sprawiła, że Pawełek widzi tylko na jedno oko. Dodatkowo w rdzeniu kręgowym widoczne są powiększające się nerwiakowłókniaki, które mogą doprowadzić do skrzywień kręgosłupa. Kolejna diagnoza to zespół NOONAN. Konsekwencją tych chorób jest to, że w chwili obecnej lewa noga jest znacząco krótsza i nie rośnie. Różnica pomiędzy nóżkami cały czas się powiększa. Ma to wpływ na postawę ciała, sprawność fizyczną, w tym chodzenie i bieganie.  Występują bóle mięśni i stawów. Mimo że nasz syn jest obciążony chorobami genetycznymi i związanymi z tym dolegliwościami jest dzieckiem, które każdego dnia walczy o swoją sprawność i sukces w życiu, na co ma szansę. Jest członkiem drużyny piłkarskiej o nazwie Futbolowa Banda. Trenuje judo w Uczniowskim Klubie Judo 82. Trenuje ze wszystkich sił, bo chce być sprawny tak jak jego rówieśnicy. Aktywnie spędza czas z przyjaciółmi, angażuje się w naukę i to, czego na dziś potrzebuje to wsparcie w dalszym leczeniu i rozwoju.  Każda pomoc  jest bliska naszemu sercu. Prosimy o wsparcie w tej nierównej walce. Celina i Piotr, Rodzice Pawła

230 968,00 zł ( 83,63% )
Brakuje: 45 191,00 zł
Karina Franczuk
Pilne!
Karina Franczuk , 17 lat

Nowotwór zaatakował ją w trzeciej klasie liceum❗️Pomóż nam walczyć o Karinę❗️

Karina ma 17 lat. Poznałam ją trzy lata temu, gdy objęłam wychowawstwo kolejnej klasy w liceum w Błoniu. Do niedawna była pogodną, uśmiechniętą dziewczyną, pasjonującą się fotografią i rysunkiem, lubiącą zwierzęta i beztrosko spędzającą wolny czas w gronie przyjaciół. Jak każda nastolatka miała swoje plany i marzenia. To jej zwykłe życie zmieniło się niespodziewanie.  Kilka miesięcy temu – w listopadzie pojawił się ból nogi, z czasem coraz silniejszy i trudniejszy do wytrzymania, który w końcu uniemożliwił jej przychodzenie do szkoły. Rozpoczęła się żmudna diagnostyka, wizyty u lekarzy, badania… Opinie były różne, bardziej lub mniej niepokojące, ale nikt z nas nie podejrzewał najgorszego. W ferie zadzwoniła do mnie mama Kariny i płacząc, powiedziała, że u jej córki zdiagnozowano najcięższy nowotwór wieku dziecięcego – kostniakomięsak. Kolejne badania wykazały przerzuty – kilkanaście zmian w płucach. W szpitalu rozpoczęła się trudna walka o życie Kariny. Wdrożono chemioterapię i na kwiecień zaplanowano operację. Codzienność Kariny i jej mamy weszło w okrutny rytm: kilka dni w domu, wyjazd do szpitala, badania, kwalifikacja, chemia, płukanie, powrót do domu i znowu szpital… Czas naznaczony ogromnym bólem nogi, dziewczęcym smutkiem spowodowanym utratą włosów i lękiem, by infekcje nie zaburzyły cyklu podawania chemii.  Równocześnie to czas wielkiej determinacji w walce, nadziei, że ją wygramy i że spełni się marzenie Kariny, by w październiku, razem z przyjaciółmi, którzy tak mocno ją teraz wspierają, świętować „osiemnastkę”. A potem oczywiście studniówka i matura, bo Karina z wielką stanowczością zdecydowała, że choroba nie powstrzyma jej przed nauką. Chce ją dokończyć. Niestety, już i tak niezmiernie trudna sytuacja uległa pogorszeniu. Doszło do złamania zaatakowanej przez nowotwór kości. Lekarze zabezpieczyli nogę, zdecydowali o przerwaniu chemioterapii i przyspieszeniu operacji, której zasięg może okazać się bardzo radykalny… Niemożliwe stały się nawet krótkie pobyty w domu, bo Karina nie opuszcza szpitalnego łóżka, a ból jest nie do wytrzymania bez silnych leków. Promykiem rozjaśniającym tę ciemną rzeczywistość jest postawa naszej młodzieży szkolnej. Wspierają Karinę swoją obecnością i pomysłami jak zebrać pieniądze na leczenie. Jesteśmy pełni wiary, że Karina wygra swoją walkę i prosimy wszystkich ludzi dobrej woli, by jej w tym pomogli. Renata

228 521 zł
Jakub Gaj
Jakub Gaj , 28 lat

Udar mógł go zabić❗️Walka o przyszłość trwa❗️

Chcielibyśmy bardzo podziękować wszystkim zaangażowanym w zbiórkę pieniędzy dla Kuby. Dobroć ludzi przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Dzięki Wam Kuba jest w trakcie wysokospecjalistycznej i wielowymiarowej rehabilitacji w jednym z lepszych ośrodków tego typu w Polsce. Z każdym tygodniem zbliża się do celu, jakim jest odzyskanie sprawności po tak ciężkim udarze. Jednak to nie koniec walki. Dlatego po raz kolejny prosimy Was o pomoc! Nasza historia: „Być może dla świata jesteś tylko człowiekiem, ale dla niektórych ludzi jesteś całym światem” Kuba to nasz starszy syn. Zawsze pełny energii, radości, służący pomocą rodzinie i innym. Szczególnie uwidaczniał ją, będąc druhem ochotniczej straży pożarnej. Od dziecka marzył o tym, by zostać strażakiem.  Mundur, służba, to coś, co nakierowało jego plany życiowe. Jego marzenie spełniło się i z końcem października 2022 złożył przysięgę i został pełnoprawnym żołnierzem w 32. Bazie Lotniczej w Łasku. Szczęśliwy jak nigdy dotąd, pełny uśmiechu, opowiadający o swoich planach. Niespodziewanie całe jego życie zmieniło się diametralnie. 9 grudnia 2022 roku Kuba doznaje ciężkiego udaru pnia mózgu i móżdżka. Lekarze podejmują decyzję o operacji. Zabieg udaje się. Kuba żyje, ale jego stan określono jako krytyczny. Dla nas, rodziny, przyjaciół był to szok i niedowierzanie.  Początkowo lekarze nie dawali mu zbyt dużych szans na wybudzenie ze śpiączki. Konsekwencją udaru było porażenie czterokończynowe i ciężkie zapalenie płuc. Kuba, podłączony do respiratora, uwięziony we własnym ciele walczył o życie.  Po kilkunastu dniach udaje się próba wybudzenia ze śpiączki. Rozpoczyna się dla niego i dla nas największe wyzwanie w życiu. Nasz syn spędził na oddziale intensywnej opieki medycznej prawie 3 miesiące. Przez 3 tygodnie podłączony był do aparatury wspomagającej oddychanie.  Dzięki ogromnej pracy lekarzy, woli życia i chęci odzyskania sprawności, stan Kuby z tygodnia na tydzień zaczął się powoli poprawiać. Radość jednak nie trwała zbyt długo. Nasz syn zaczął stawać się słabszy, wyniki badań pogorszyły się, sugerując możliwość wystąpienia sepsy.  Kolejny raz Kuba pokazuje swój charakter i walczy. Po kilku tygodniach wyniki stabilizują się i jego stan zaczyna się poprawiać. Obecnie nasz syn przebywa na oddziale rehabilitacyjnym w szpitalu. Kuba zaczyna stawiać pierwsze kroki i robi niesamowite postępy! Choć wyniki są obiecujące, to przed nim wciąż wiele miesięcy rehabilitacji, do której jest bardzo zmobilizowany. Robimy co w naszej mocy, żeby pieniądze nie były nigdy przeszkodą. Aby Kuba mógł znów w pełni stanąć na nogi, cieszyć się życiem i pomagać innym, jak robił to wcześniej. Dziś jesteśmy niesamowicie wdzięczni, że pomimo początkowych bardzo złych rokowań, Kuba wygrał walkę o życie. By jednak mógł odzyskać to, co zabrał mu udar, dalej potrzebuje bardzo kosztownej, intensywnej i ciągłej rehabilitacji. Jej wartość jest dla niego bezcenna, jednakże przewyższa nasze możliwości finansowe. Ilość osób, które zaangażowały się w zbiórkę, udostępniały ją, wspierały w różnorodny sposób, była ogromna. Ta pomoc zwala z nóg. Dziś znów pełni nadziei prosimy o pomoc w dokonaniu kolejnego, małego cudu. Rodzice Kuby Kwota zbiórki jest szacunkowa

228 465,00 zł ( 68,83% )
Brakuje: 103 450,00 zł
Antoni Kiełek
Antoni Kiełek , 4 latka

Rodzice nie podołali, o Antosia walczy tylko babcia… Pomóż!

Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu cieszyłam się tak bardzo, jak wtedy, kiedy okazało się, że zostanę babcią. Gdy Antoś pojawił się na świecie, udowodnił mi, że można kochać jeszcze bardziej! Mimo przerażającej diagnozy, jaką jest wada mózgu, był dla mnie najpiękniejszy! Wiedziałam, że jego życie będzie oznaczało walkę o każdy dzień, wiele czasu spędzonego w szpitalu i cierpień, ale nie wiedziałam, że zostanę z tym sama… Jego biologiczni rodzice nie podołali tak poważnemu zadaniu, jakim jest wychowanie chorego dziecka. Antoś ma tylko mnie, a ja jego i robię wszystko, żeby mu pomóc. Mój wnuczek urodził się z wadą ośrodkowego układu nerwowego. To cud, że jest pośród nas. Lekarze mówili, że często wiąże się to z dużą umieralnością jeszcze w okresie noworodkowym. Antek okazał się silniejszy! Niestety mimo wielu starań jest dzieckiem leżącym, ma porażenie czterokończynowe i zmaga się z padaczką lekooporną. Wymaga stałej opieki i kontroli.  Nie jest nam łatwo, a problemów nadal przybywa. Zostaliśmy z dnia na dzień sami. Jego rodzice nie potrafią pomóc sobie, więc nie zdołali również Antosiowi. Zostałam prawnym opiekunem przewlekle chorego chłopca. Wszystko, z czym zmaga się Antoni, jest jak wyrok. Prawdopodobnie do końca życia będzie walczył o każdy następny dzień. Ciągle też będzie wymagał leczenia oraz rehabilitacji.  Niestety, kilka dni temu spadła na nas kolejna diagnoza, z którą tak trudno się pogodzić. Okazało się, że Antoś jest właściwie niewidomy, rozpoznaje jedynie cienie… Za nami już wiele godzin rehabilitacji, która wymaga sił od nas dwojga. Mój mały chłopczyk jest bardzo cierpliwy i wytrwały. Chwilami zdaje się, jakby wszystko rozumiał i wiedział, że jest to dla niego niezbędne. Wszystko znosi i współpracuje. Oczywiście bywają gorsze chwile, w których nie dajemy sobie rady i wydaje mi się, że to wszystko mnie przerośnie. Patrzę wtedy na jego buźkę i na nowo wiem, że jest tego wart.  To smutne, ale prawdą jest, że zostaliśmy na tym świecie sami. Jeśli ja o niego nie zadbam albo mnie zabraknie, nikt tego nie zrobi. Nie ubywa mi lat, nie wiem, jak długo będę mogła mu jeszcze pomagać. Wiem jedno, Antoś nie wybierał sobie takiego życia. Nie jest gorszy od innych dzieci i tak samo, jak inni mali ludzie, nie powinien cierpieć…  Opieka nad wnuczkiem to całodobowa praca. Leki, rehabilitacja, badania, a także turnusy rehabilitacyjne. Wszystko to pochłania ogromne kwoty pieniędzy. Bez nich nie będę w stanie pomóc Antosiowi… Muszę prosić o pomoc, bo w przeciwnym razie nie zapewnię mojemu wnukowi kolejnych dni na tym świecie. Mimo wszystkiego, co nas dotyka, jest dla mnie idealny i chcę dla niego dobrego życia. Chciałabym uchylić mu nieba i zrobić wszystko, żeby nie cierpiał. Proszę, pomóż mi w tym… Anna, babcia cudownego Antosia

217 665 zł