Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Antoninka Dróżdż
Pilne!
Antoninka Dróżdż , 5 lat

PILNE❗️Dziewczynka, która pewnej nocy straciła WSZYSTKO!

Antoninka w maju skończy 5 lat. Ma cztery siostry, trzech braci, niezwykłą Mamę, wspaniałego Tatę oraz ukochane psy. To wszystko nadal ma, choć oni wszyscy chwilowo nie mają Antoninki... Przed Wielkanocą dzieci złapały infekcję, zwykłą, typową, żołądkową. Mama wszystkich doglądała, aż skończył się dzień i rodzina poszła spać. W nocy niestety Antoninka poczuła się na tyle źle, że trafiła do szpitala, a tam już nastąpił ciąg tragicznych zdarzeń: diagnoza pękniętego żołądka, nagłe zatrzymanie krążenia i reanimacja przez 20 minut – na szczęście zakończona przywróceniem funkcji życiowych. Później operacja ratująca życie, wstrząs septyczny i śpiączka farmakologiczna. I cisza, straszna cisza czekania. I kolejne informacje: obrzęk mózgu i potrzeba nawiercenia czaszki, obrzęk krtani i tracheotomia... Wreszcie parametry się ustabilizowały i można było próbować wybudzać Antoninkę. W międzyczasie rezonans wykazał duże uszkodzenie mózgu, na skutek wcześniejszego zatrzymania krążenia. Antoninkę w końcu wybudzono, oddycha samodzielnie, ale teraz musi wrócić do tej dziewczynki, którą była: dziewczynki, roześmianej, rozgadanej, chodzącej, po prostu sprawnej. Antoninka ma siły do walki (udowodniła to w szpitalu, wprawiając lekarzy w zdumienie), ma najbardziej kochającą drużynę przy sobie: Mamę, Tatę, rodzeństwo i dwa psy. Potrzebuje tylko (i aż) pieniędzy na rehabilitację, na ciężką pracę minuta po minucie, godzina po godzinie. Ale tego w jej domu nikt się nie boi. Już robią, co mogą, ale nie wszystko mogą zrobić sami – mama razem z Antoninką niedługo przeprowadzają się na 4-12 miesięcy do Kliniki Budzik, żeby nie zmarnować ani minuty i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć – aż grymas na twarzy stanie się uśmiechem, aż pojawią się pierwsze słowa, pierwszy krok itd. Rodzeństwo Antoninki (najmłodsza Hania ma 3 lata) zostanie w tym czasie w domu pod opieką Taty, który musi zmierzyć się z samodzielną opieką nad dziećmi i pracą. To wszystko, co udaje się zrobić własnymi rękoma, swoim czasem, siłą, miłością – z tym dadzą sobie wszyscy w rodzinie radę. A największą robotę robi sama Antoninka. Ale resztę trzeba opłacić i stąd ta zbiórka. Antoninka wróci do nas, a z nią wróci dobro. Dziękujemy, Mama Gosia, Tata Jacek, Siostry: Zuzia, Zosia, Hania, Ola Bracia: Piotrek, Staś, Kacper oraz wierne psy Phoebe i Rufus.    

133 512,00 zł ( 31,37% )
Brakuje: 292 020,00 zł
Leo Siernicki
10 dni do końca
Leo Siernicki , 15 miesięcy

Otwórz swoje serce, by jego mogło bić jak dzwon... POTRZEBNA POMOC❗️

Ciąża przebiegała książkowo, synek po porodzie otrzymał 10 punktów w skali Apgar. Niestety moje szczęście nie trwało zbyt długo i już kilka godzin po narodzinach usłyszałam druzgocącą diagnozę, która zmieniła wszystko. Sprawiła, że już do końca życia będę martwić się o zdrowie i przyszłość Leo. Po kilku godzinach od porodu lekarze zabrali synka na rutynową kontrolę saturacji. Nie oddawali mi go przez 1,5 godziny, co wzbudziło we mnie strach i zaniepokojenie. Przeczucie podpowiadało mi, że coś jest nie tak, bo wiedziałam, ile trwa takie badanie. W końcu, po długim, niekończącym się oczekiwaniu, pani doktor poinformowała mnie, że Leosiowi spada saturacja i nie wiedzą, z czego to wynika. Szpital, w którym urodziłam Leo, nie posiadał oddziału neonatologicznego, więc poproszono o konsultację lekarzy z pobliskiego szpitala. Niestety nie mieli oni dla mnie dobrych wiadomości… Okazało się, że Leo ma złożoną wadę serduszka – Tetralogię Fallota. Nie wierzyłam w to, co usłyszałam... Chwilę później lekarze zadali mi pytanie, czy chcę ochrzcić synka. Na tamten moment nie wiedzieli, czy on w ogóle przeżyje… Nie docierało to do mnie. W trakcie ciąży dwa razy robiłam prywatnie badania prenatalne, które nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Byłam przekonana, że urodzę zdrowego, silnego chłopca… Rzeczywistość jednak nie pozostawiała złudzeń. Przeniesiono mojego Leo do innego szpitala, ja natomiast sama zostałam w tym, w którym go urodziłam. Przepłakałam całą noc, a na drugi dzień wypisałam się na własne żądanie, aby podpisać zgodę na transport dziecka do szpitala w Gdańsku.  Mój mały chłopiec powinien dorastać w domu, blisko swojego starszego rodzeństwa, które nie rozumiało, dlaczego brata nie ma już w brzuszku u mamy, ale z nimi, w domu też go nie ma… W drugiej dobie życia Leo został zaintubowany. Lekarze walczyli o to, aby nie zamknął mu się przewód Botalla. Był wspomagany oddechowo i przebył stentowanie metodą PDA. Ma zarośniętą zastawkę pnia płucnego, ubytek przegrody międzykomorowej, przerośniętą prawą komorę, i niedomykalność zastawki mitralnej i trójdzielczej. Przerażające informacje spadały na nas jak lawina, której moja miłość nie zdołała pokonać.  Po 3. miesiącach pobytu w szpitalach synek wrócił do domu. Od jego pierwszych chwil dzielnie walczymy, aby Leoś miał szansę na szczęśliwe życie. O niczym tak nie marzę jak o tym, by był zdrowy. Każdego dnia, gdy na niego patrzę, przepełnia mnie duma. Jest tak maleńki i bezbronny, a już toczy trudną, nierówną walkę. Zrobiłabym wszystko, by móc go przed tym ochronić. Dzięki zebranym środkom z poprzedniej zbiórki mogliśmy zapewnić Leo specjalistyczne leczenie, liczne konsultacje, urządzenia, które kontrolowały jego funkcje życiowe, konieczne do rozwoju rehabilitacje. W poniedziałek 1 lipca Leo przeszedł też najpoważniejszą i najważniejszą operację – korektę serduszka. Jesteśmy w Centrum Zdrowia Dziecka, wciąż na OIOM-ie. Monitorujemy stan Leo i czekamy na informacje o dalszym leczenu.  Aby jego serce biło jak dzwon, potrzeba nam wielu cegiełek dobroci. Proszę, nie odwracajcie wzroku i otwórzcie swoje serca dla mojego małego Leonka. Jest nam niewyobrażalnie ciężko, a to dopiero początek tej walki. Nie możemy się poddać. Wierzę, że z Waszą pomocą damy radę! Patrycja, mama Leosia ➡️ Licytacje - #piątkadlalwiątka

3 394 zł
Julia Widera
Pilne!
Julia Widera , 15 lat

Julcia walczy o życie i zdrowie - padaczka zmieniła je w piekło❗️Ratunku!

Wzywamy do pełnej mobilizacji! Z Julką jest naprawdę źle… Ta zbiórka miała być inna, ale telefon do mamy dziewczynki pokazał nam, że sytuacja jest dramatyczna. Julka w czwartek trafiła na OIOM, dziś samolot medyczny zabrał ją do szpitala w Gdańsku. Co minutę jej małym ciałem szarpią serie ataków… Drgawki, brak oddechu… Julcia przestała mówić, traci kontakt, jest przerażona. Pilnie potrzebna jest pomoc! Do zebrania będzie prawdopodobnie około 200 tysięcy złotych... Rodzice Julki błagają o ratunek: Codziennie jeździmy do szpitala, w którym leży nasza córeczka. Możemy zobaczyć ją tylko na chwilę… Na oddziale wprowadzono restrykcyjne zalecenia co do odwiedzin z powodu pandemii. Gdy wychodzimy, Julka płacze, my też… Powtarzamy, że to minie, że musi być silna. Płacze, że ona już nie chce, że nie ma już siły… Widok jej łez i cierpienia łamie nam serce. Jesteśmy bezradni wobec jej choroby. Lekarze też… Tylko 2 lata dane nam było cieszyć się zdrową córeczką. Potem zaczął się szpitalny koszmar. Julka z dnia na dzień czuła się coraz gorzej… Zespół hemolityczno-mocznicowy - tak brzmiała diagnoza, która wywróciła nasze życie do góry nogami. Nerki Julci przestały pracować, córeczka spuchła tak, że ledwo było widać jej oczy… Podłączono ją do maszyny, która dializowała ją przez 20 godziny na dobę. Już wtedy nasz świat się rozsypał, wiedzieliśmy jednak, że musimy być silni, by być wsparciem dla Julci. Modliliśmy się, by choroba zniknęła. Po trudnych 6 tygodniach nasze modlitwy zostały wysłuchane… Nerki podjęły pracę, są jednak uszkodzone na zawsze. Myśleliśmy, że już nic gorszego w życiu nas nie spotka. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że prawdziwa walka o życie Julci jest dopiero przed nami.  Gdy Julka miała 9 lat, zaczął się nasz prawdziwy koszmar. Córeczka cały czas wymiotowała, lekarze badali żołądek… Gdy straciła przytomność, trafiliśmy na dziecięcy oddział neurologiczny. Dopiero tam powiedziano nam, że to padaczka… Mimo wdrożenia leczenia choroba przybrała na sile. Julcia zaczęła mieć ataki o ogromnej sile. Wykrzywiała jej się buzia, ciałem wstrząsały drgawki, ręce i nogi paliły piekącym bólem. Traciła przytomność… W jednej chwili śmiała się, biegała, jeździła na rowerze. W drugiej leżała na podłodze z oczami wywróconymi na drugą stronę, drgając i walcząc o życie. Jeździliśmy od lekarza do lekarza, próbowaliśmy różnych leków, ale padaczka uodparniała się na każdy z nich. Choroba w mgnieniu oka przejęła kontrolę nad naszym życiem… Zniknęła beztroska, zaczęło się życie pod dyktando strachu. Każdy dzień to lęk, czy kolejny atak nie będzie tak mocny, że skończy się wezwaniem karetki i szpitalem. Każda noc to czuwanie, żeby Julka nie zrobiła sobie krzywdy, a przy ataku nie udusiła własną śliną. Napady to ogromne obciążenie dla mózgu, straszny wysiłek. Córeczka przestała pisać, czytać, zaczęła mieć kłopoty z mową, pamięcią. Przestała chodzić do szkoły. Wcześniej marzyła o tym, by być nauczycielką… W październiku Julka wpadła w stan padaczkowy. Ataki miała praktycznie cały czas… Najpierw co 15 minut, potem co 5, a na koniec już co minutę… Trudno to opisać, jeszcze trudniej przeżyć. Z oczu same kapią łzy – człowiek, gdyby mógł, zabrał jej ten cały ból, sam zachorował, żeby tylko ona przestała cierpieć! Julka przez 5 dni była w śpiączce. Patrzyliśmy, jak nasze wymęczone chorobą dziecko śpi i modliliśmy się, by burza w jej główce zniknęła na zawsze… Niestety, po przebudzeniu choroba wróciła ze zdwojoną siłą. Spędziliśmy na OIOM-ie 3 tygodnie, patrząc, jak padaczka zabija nasze dziecko. Kiedy kończył się jeden atak, zaczynał następny… Julka krzyczała z bólu, drgała, z ust ciekła jej ślina. Po lekach miała omamy. Kiedy cierpi dziecko, sekundy wydają się wiecznością… Julka umierała, a my razem z nią. Lekarze zdecydowali o wycięciu ogniska padaczkowego, by ratować życie Julki. Usunięto jedno z nich, ale miejsca zapalne zdążyły się rozlać i zająć część czołową mózgu. Ataki nie ustąpiły. Zdarzają się nawet 40 razy w ciągu dnia. Przez chwilę było już lepiej, Julka znów zaczęła mówić… Aż do ostatniego tygodnia. Julka płakała, gdy trafiła na oddział. Wiedziała, co ją czeka, pamięta dobrze tamten ból, tamten szok, gdy zobaczyła się w lustrze po operacji. Padaczka zabrała jej nawet ukochane złote włosy… Marzy nam się, by zatrzymać to piekło, w którym żyje nasze dziecko. Chcemy zabrać Julkę na diagnostykę padaczki do kliniki w Niemczech, w której leczy się najcięższe formy tej choroby. Czekamy na kosztorys, ale już teraz wiemy, że będą to ogromne pieniądze. Na leczenie naszego dziecka, wyjazdy do lekarzy, pobyty w szpitalach i leki wydaliśmy wszystkie nasze oszczędności. Prosimy o pomoc, bo jesteśmy pod ścianą. Pomóż nam ratować Julkę! ➡️ Licytacje dla Julii

739 132,00 zł ( 81,79% )
Brakuje: 164 458,00 zł
Sergiej Batiekin
Pilne!
Sergiej Batiekin , 58 lat

PILNE❗️On ma białaczkę, ja - raka płuc... Dziadek i wnuczek z onkologii proszą o życie!

Mój tata i synek walczą o życie! W ciągu kilku miesięcy dowiedziałam się, że dwóch najważniejszych mężczyzn w moich życiu umiera... Klimek walczy z białaczką. Być może część z Was go pamięta, to dzięki Wam, Darczyńcom Siepomaga, mój malutki synek ciągle ma szansę... Nie sądziłam, że to nie koniec tragedii, które spadły na naszą rodzinę. Raka wykryto także u mojego taty... Jestem tu po raz kolejny i błagam o pomoc! Siergiej: Być może Państwo już mieli okazję zapoznać się z historią Klimka Jarmaka - mojego ukochanego wnuczka. Klimuś jest moim oczkiem w głowie... Tego, ile osób otworzyło swoje serca i pomogło mojemu wnusiowi, nie zapomnę nigdy... Nie sądziłem, że za chwilę ja sam znajdę się w tejm samej sytuacji co wnuczek... 21 marca - Pierwszy Dzień Wiosny 2021 roku - był najgorszym w moim życiu. Wtedy okazało się, że Klimek ma białaczkę... Osłabienie i rozdrażnienie maluszka okazało się symptomami śmiertelnej choroby. Moja córka, mama Klimka, szalała z rozpaczy, a ja po raz pierwszy w życiu czułem się bezradny. Komu zawiniło takie małe, bezbronne dziecko, że jest tak chore? Klimuś miał wtedy dopiero 2 latka, to dopiero start życia, nie jego koniec... Myślałem wtedy tylko o ciężko chorym wnuczku i o zrozpaczonej córce, która była z nim w szpitalu. Z Klimkiem było źle... Bardzo się o nich bałem. Byłem słaby, do złego samopoczucia doszedł kaszel, ale o wszystko obwiniałem stres. Potem niestety zaraziłem się COVID-19, chorobę przeszedłem wyjątkowo ciężko. Długo nie mogłem dojść do siebie, zacząłem mieć problemy z oddychaniem. Podczas szczegółowych badań okazało się, że mam raka płuca. To było 3 miesiące po odkryciu u Klimka białaczki... Najtrudniejsze było patrzenie na rozpacz mojej córki... Synek umierał jej na rękach, do tego moja choroba. Wiedziałem, że muszę być silny i obiecałem jej, że nie poddam się, że wyzdrowieję - Klimek też. Że czeka nas jeszcze tyle pięknych chwil, oglądania razem bajek, grania w piłkę, chodzenia na spacery. Kazałem Klimkowi się nie martwić i powiedziałem mu, że będę walczyć razem z nim. Niestety, moja postać raka płuca okazała się bardzo trudna do leczenia. Na Ukrainie odmówiono mi pomocy - guz został znaleziony tuż przy aorcie serca i nie można było go zoperować. Było ogromne ryzyko, że umrę na stole operacyjnym... Nikt nie chciał podjąć się operacji. Niestety, brak leczenia był również skazaniem mnie na śmierć, tylko odroczoną w czasie... Kazano cieszyć mi się każdym dniem i czekać na koniec. Klimek leczył się wtedy już w szpitalu w Turcji, do którego wyjeżdża wiele osób z naszego kraju. Leczenie zaczęło przynosić efekty... Przyleciałem do wnuczka i córki. Nie chciałem być sam w ojczyźnie, skazany na pewną śmierć... Po zapoznaniu się z wynikami moich badań lekarze podjęli decyzję, że spróbują mnie uratować. Znalazłem się na tym samym oddziale co mój wnuk. Paradoksalnie, cieszyłem się, że jestem obok niego... Widział, że dziadek też jest łysy, że tak jak on wymiotuje po chemii. Że jesteśmy w tym razem.  Alina: To było trudne - patrzeć, jak na sąsiednich łóżkach zaparcie walczą o życie. Mój tata i mój syn. Cała nasza rodzina, chowając łzy, trzymała kciuki za swoich wojowników.  Siergiej: Przy takim wsparciu nie mogło być inaczej: w grudniu 2021 nastąpiła długooczekiwana remisja. Odetchnąłem, mając nadzieje, że choroba ustąpiła. Od stycznia do września 2022 wszystko było dobrze: stała remisja, dobre wyniki badań. Do czasu... Alina: Mieliśmy wracać już do domu, Klimek miał przyjmować tylko chemię wspomagającą i miało się to dziać w szpitalu na Ukrainie. Cieszyliśmy się, że najgorsze już za nami. Wtedy przyszła wojna... Wojska rosyjskie zaatakowały nasz kraj. Tata bardzo to przeżył. W październiku 2022 badania wykazały wznowę choroby... Tata przeszedł 8 kursów chemioterapii i 30 kursów radioterapii, teraz przed nim immunoterapia - to jedyny sposób na to, by pokona raka, by żyć... Tata chce walczyć, jest potrzebny mi i Klimkowi! Każdy człowiek chce żyć i my nie wyobrażamy sobie życia bez innego. Niestety na ratunek dla niego i synka wydaliśmy wszystkie oszczędności... Sprzedaliśmy wszystko, co mieliśmy. Nie mamy nic... Jesteśmy zmuszeni prosić o pomoc, ponieważ nie widzimy innego rozwiązania. Dziadek to filar naszej rodziny, to przykład dla Klimka, dla mnie. Proszę, nie odwracajcie wzroku, pomóżcie nam go uratować! Daliście szansę mojemu dziecku. Klimek odwiedza dziadka na dobrze znanym oddziale. Pozwólcie mi też uratować tatę...

340 788,00 zł ( 66,71% )
Brakuje: 170 022,00 zł
Paulina Kacprzyk
Pilne!
Paulina Kacprzyk , 29 lat

Ogromny guz w głowie Pauliny! Potrzebna PILNA operacja – POMOCY!

KRYTYCZNIE PILNA ZBIÓRKA! W mojej głowie jest guz, który w każdej chwili może mnie zabić! W Polsce nie ma dla mnie ratunku, dlatego szukam pomocy za granicą. Do 10 sierpnia muszę uzbierać ogromną kwotę na operację… Błagam o pomoc! Moja walka o życie trwa już 20 lat… Mam na imię Paulina i jestem młodą, aktywną, pełną życia kobietą, która od dziecka zmaga się ze skutkami operacji nowotworu mózgu. Cierpię na spastyczny niedowład prawej strony ciała. Wszystko zaczęło się, gdy byłam jeszcze bardzo mała. W 2001 roku rodziców zaniepokoiło to, że się przewracam, mylę literki, które już dobrze znałam. Okazało się, że w mojej głowie jest ogromny guz – naczyniak jamisty. Lekarze powiedzieli moim rodzicom, że guz położony jest w takim miejscu, że nawet jeśli przeżyję, to będę w stanie wegetatywnym… Miałam jednak wielkie szczęście, żyję i pomimo ogromnego cierpienia związanego ze spastycznością, mogę dalej walczyć! Gdy miałam 10 lat, byłam jedną z pierwszych osób w Polsce, które skorzystały z ostrzykiwania botuliną. Efekt był świetny, poprawiło to mój stan. Oczywiście często jeździłam też do sanatoriów, miałam rehabilitację. Pomimo problemów starałam się normalnie życie. Niestety pojawiły się u mnie napady padaczkowe… Na początku liceum w mojej głowie pękł naczyniak! Na szczęście dzięki operacji wyszłam z tego cało, napady padaczkowe ustały, a ja mogłam skończyć liceum i pójść na studia. Niestety moja radość nie trwała długo. Dostałam kolejnego wylewu, pękł następny naczyniak, musiałam przerwać naukę… Spastyczność wzmagała się, nie mogłam już funkcjonować bez bólu, sama się poruszać. Robiłam, co mogłam, żeby wyjść z tego stanu. Intensywnie się rehabilitowałam i z pomocą Boga i ludzi, mogłam wrócić na uczelnię! Udało mi się skończyć studia ekonomiczne! Nigdy się nie poddałam, liczyłam, że problemy z naczyniakami w końcu się skończą i zacznę normalne życie. I wtedy spadła na mnie najgorsza z możliwych wiadomości. Guz odrósł! Jest ogromny, atypowy, mocno powiązany z układem krwionośnym, w trudnym do zoperowania miejscu. Lekarze w Polsce odesłali mnie z kwitkiem, zalecili sprawdzanie ciśnienia i oszczędny tryb życia… Ale ja nie mogę przecież bezczynnie czekać aż dojdzie do tragedii, aż naczyniak doprowadzi do mojej śmierci albo znacznego pogłębienia się mojej niepełnosprawności. Próbowałam już różnych terapii, włącznie z elektrodą w mózgu i toksyną botulinową, wszystko pomaga tylko na chwilę. Po konsultacji w klinice w Niemczech wiem, że moje obawy w żadnym wypadku nie są przesadzone. Cytując profesora Daniela Hänggi z kliniki w Hannoverze – "sytuacja jest krytyczna i operacji należy dokonać tak szybko, jak to tylko możliwe". Koszty są jednak ogromne. Za zabieg i pobyt muszę zapłacić ponad 70 tysięcy euro! To dla mnie niewyobrażalna kwota, a czasu jest tak mało… Termin operacji to 14 sierpnia, a pieniądze trzeba wpłacić kilka dni wcześniej…  Jestem przerażona, że o moim życiu decydują pieniądze... Zrozumiałam, że nie mam wyjścia i muszę założyć tę zbiórkę. Wierzę, że ludzie o wielkich sercach pomogą mi zdobyć środki niezbędne do uratowania mojego życia! Będę wdzięczna za każdą wpłatę, każe udostępnienie! Paulina ➡️ Licytacje na Facebooku

309 724,00 zł ( 90,66% )
Brakuje: 31 888,00 zł
Antoni Wawak
14 dni do końca
Antoni Wawak , 3 latka

Tak wiele chorób w jednym małym Antosiu❗️Walczymy o lepsze jutro!

Antoś to nasz drugi, wymarzony synek, na którego narodziny czekaliśmy z niecierpliwością. Nie spodziewaliśmy się, że jeszcze w ciąży dowiemy się o tym, jak bardzo chore jest nasze dziecko… Czy można się na to przygotować? Baliśmy i wciąż boimy się o przyszłość Antosia. Zrobimy jednak wszystko, by była jak najlepsza. Potrzebujemy jednak Twojej pomocy… Ciąża przebiegała bardzo dobrze, aż do 6 miesiąca. Wtedy wykryto u synka wodogłowie. To był szok… Zaczęły się serie badań, wyjazdy do Katowic, by ustalić, czy poza wodogłowiem pojawią się jeszcze inne wady rozwojowe. Potem były coraz gorsze wiadomości…  Potwierdzono hipoplazję robaka móżdżku, brak ciała modzelowatego. Rezonans magnetyczny wskazał na nieprawidłową budowę kory mózgu. Pozostało nam czekać na poród, choć szczęśliwy czas oczekiwania zastąpił trudny do opisania strach… Antoś przyszedł na świat drogą cesarskiego cięcia, a chwilę potem został zabrany na OIOM. Dochodziły kolejne dramatyczne diagnozy: wodonercze, moczowód olbrzymi III i V stopnia. Synek został zacewnikowany. Nie miałam możliwości mieć go przy sobie, tulić i karmić. Jedyne co mogłam zrobić, to odwiedzać go w obecności pielęgniarek. Jeśli jego stan na to pozwalał, brałam synka w ramiona i powtarzałam, jak bardzo jest kochany… Po kilku dniach Antoś został przewieziony do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Ligocie. Tam odbyła się pierwsza operacja – do główki synka wszczepiono specjalną zastawkę. Potem kolejne zabiegi i pobyty w szpitalach. Aż dwa razy Antoś miał poważne zakażenie dróg moczowych – urosepsę! Konieczne było przetaczanie krwi. Pierwsze 2 miesiące życia synek spędził w szpitalu. Dojeżdżaliśmy tam każdego dnia, by choć pół godziny dziennie być przy nim – tylko na tyle pozwalał nam personel szpitala. Do dziś z trwogą wspominamy tamten czas, pełen bólu, cierpienia, bezradności i strachu. W każdej chwili modliliśmy się, by jak najszybciej mógł być w domu, z rodziną, która tak na niego czekała… Zanim synek wyszedł ze szpitala, po kolejnych tygodniach spędzonych na oddziale nefrologii, musiałam nauczyć się wszystkiego, by samodzielnie zajmować się nim w domu. Dzień opuszczenia szpitalnych murów był chyba najszczęśliwym w naszym życiu. Radość jednak nie trwała długo…  Po 5 dniach znów jechaliśmy do szpitala z kolejnym zakażeniem dróg moczowych. Od tamtego czasu powtarzało się to jeszcze kilka razy, za każdym razem strach był tak samo duży… Antoś jest pod opieką wielu specjalistów. Konieczne są konsultacje neurologiczne, nefrologiczne, neurochirurgiczne, urologiczne, kardiologiczne, audiologiczne, genetyczne, wizyty w poradni preluksacyjnej. Antoś potrzebuje też wizyt u neurologopedy, terapii oczu, licznych rehabilitacji metodą Vojty i Bobaty, które są dla nas światełkiem w tunelu i dają nadzieję na to, że nasz synek będzie się rozwijał, stanie kiedyś o własnych siłach i powie do nas “mamo” i “tato”... Robimy wszystko, żeby Antoś robił postępy. Nie ma dnia bez rehabilitacji, tygodnia bez wizyty u specjalistów. Mimo że jest znacznie opóźniony psychoruchowo, cieszymy się z małych rzeczy, które osiąga. Ma coraz więcej siły i potrafi samodzielnie utrzymać główkę, reaguje na nasze twarze i głosy. Uśmiecha się do nas, co więcej – dwa dni przed ukończeniem 9 miesięcy zaśmiał się na głos! Jego śmiech doprowadził nas do łez wzruszenia i szczęścia, bo widzimy, że robi kolejny krok do przodu, a rehabilitacje przynoszą efekty! Pieniądze ze zbiórki pozwolą nam pokryć koszty niektórych konsultacji, częstych wyjazdów do szpitala, prywatnych badań i rehabilitacji, bez których nasz kochany synek nie ma szans na prawidłowy rozwój... Z całego serca dziękujemy za pomoc, Paulina i Mateusz – rodzice Antosia

141 349 zł
Iga Kijkowska
11 dni do końca
Iga Kijkowska , 17 miesięcy

Iga musiała walczyć jeszcze zanim się urodziła! Niestety to nadal nie koniec...

Ciąża z Igą była zagrożona. Niestety był to zaledwie początek złych wieści. Problemy zdrowotne już od pierwszych tygodni życia nie odstępowały naszej córeczki nawet na krok! Nie wiemy, od czego zacząć. Wszystko wydaje się tak nierealne i wręcz niesprawiedliwie. To jednak nie może powstrzymać nas przed szukaniem sposobu, jak można pomóc własnemu dziecku.  Iga ma stwierdzoną asymetrię twarzy, asymetrię całego ciała oraz problemy z dystrybucją napięcia mięśniowego. Cały czas trwa także diagnostyka ze względu na niedosłuch lewego ucha. Nasze obawy na tym się nie kończą. Córeczka musi być pod stałą opieką kardiologa, ze względu na wrodzony otwór owalny w sercu!  Konsekwencji schorzeń Igi może być wiele, a największe to: problemy z prawidłową budową podniebienia, przyjmowaniem pokarmów, wykształcaniem się zębów, skrzywienie kręgosłupa, skrzywienie miednicy, problemy z samodzielnym poruszaniem się.  Z tego względu podjęliśmy szereg działań ratujących zdrowie naszej córki. Iga nadal pozostaje pod opieką poradni neurochirurgicznej, neurologicznej, chirurgii twarzy, audiologicznej, laryngologicznej, rehabilitacyjnej, kardiologicznej, neonatologicznej oraz okulistycznej. Tego jest tak wiele! Niestety to nie wystarcza i zostaliśmy zmuszeni do poszukiwania pomocy za granicą. Przy tak zaawansowanych problemach, tylko klinika w Berlinie potrafiła zaoferować pomoc. Po szczegółowych konsultacjach niemiecka klinika przygotowała dla Igi specjalistyczny kask korekcyjny, robiony na indywidualne zamówienie. Wizyty kontrolne w Niemczech są zaplanowane co kilka tygodni, a terapia kaskiem przewidziana jest na najbliższe 8 miesięcy. Podstawą leczenia Igi, oprócz wspomnianego kasku, jest intensywna rehabilitacja, którą córeczka odbywa dwa razy w tygodniu już od czwartego tygodnia życia! Rosnące koszty coraz bardziej nas przerażają! Liczne konsultacje ze specjalistami w Polsce oraz w Berlinie, a także rehabilitacja pochłonęły już nasze oszczędności. Przed nami jednak lata walki o Igę, a my jesteśmy na samym początku… Prosimy, pomóż nam to przetrwać! Dla nas liczy się tylko nasze dziecko, dlatego postanowiliśmy poprosić o pomoc! Rodzice Igi

55 009 zł
Emilka Tecław
Emilka Tecław , 4 latka

Znamy diagnozę, co dalej? Pomożesz nam walczyć?

Nasza Emilka przyszła na świat jako zdrowa dziewczynka. Nic nie zwiastowało, że w przyszłości przyjdzie nam mierzyć się z tyloma przeciwnościami. Wszystko zmieniło się, gdy skończyła 11 miesięcy. Zmartwiło nas to, że choć jest już w wieku, w którym powinna umieć siadać i raczkować, nadal tego nie robi. Staraliśmy się być jednak dobrej myśli i przekonywać samych siebie, że może po prostu potrzebuje na to trochę więcej czasu niż inne dzieci. Jednak, gdy skończyła 11. miesięcy, a my nie widzieliśmy żadnych postępów, natychmiast zaczęliśmy szukać przyczyny.  Początkowa diagnoza, jaką postawili lekarze to obniżone napięcie mięśniowe. Oprócz hospitalizacji na oddziałach neurologicznych i turnusach rehabilitacyjnych Emilka przeszła szereg badań, od tomografu po przewodnictwo. Wyniki były dobre, dlatego wciąż nie wiedzieliśmy, co jej dolega. Lekarze podejrzewali słusznie, że niewyjaśnione objawy mogą mieć podłoże genetyczne bądź metaboliczne. Na ten moment Emilka nie chodzi, nie mówi, nie okazuje przywiązania czy tęsknoty za kimś, cały czas trzyma rączki w buzi.  To zespół Retta. Niestety leczenie i badania pochłaniają wiele pieniędzy. Najważniejsze, by Emilka systematycznie uczęszczała na rehabilitację, a niestety ta refundowana jej tego nie zapewnia. Zajęć jest zbyt mało i za rzadko. Nie mamy innego wyboru, jak prosić Was o pomoc. Tylko w taki sposób będziemy mogli zapewnić Emilce rehabilitację i odpowiednie badania... Karolina i Adrian, rodzice Emilki Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

43 328,00 zł ( 67,88% )
Brakuje: 20 502,00 zł
Maciej Ciepliński
Maciej Ciepliński , 18 lat

Do szczęścia Maćka potrzeba niewiele! Twoje wsparcie jest na wagę złota!

Maciej urodził się 8 sierpnia 2006 roku. Już w dniu narodzin pojawił się u niego problem z oddychaniem. Synek nie płakał. Po dalszych badaniach okazało się, że urodził się w zamartwicy, z niedotlenieniem i z wrodzonym zapaleniem płuc. Kolejne tygodnie nie były łatwe ani dla Maćka, ani dla nas. Maciuś bardzo płakał, doszły do tego dziwne zachowania. Trafiliśmy na oddział neurologii i neuroinfekcji, gdzie po bardzo dokładnych badaniach stwierdzono małogłowie, padaczkę lekooporną i mózgowe porażenie dziecięce. Ataki padaczki pojawiały się codziennie. Zdarzały się takie dni, że było ich ponad 15 dziennie! Maciek wymagał rehabilitacji, ale napady padaczkowe niestety nie pozwalały nam na ćwiczenia. Obecnie syn ma skończone 16 lat. Nie chodzi, nie mówi, nie sygnalizuje potrzeb fizjologicznych. Wymaga opieki przez całą dobę. Jest podopiecznym Krakowskiego Hospicjum ks.J. Tischnera. Uczęszcza na zajęcia rewalidacyjno-wychowawcze i świetlicę terapeutyczną. Obecnie ataki padaczki się wyciszyły do 4 dziennie. Syn jest rehabilitowany, korzysta z wielu sprzętów ortopedycznych. Jest przesympatycznym chłopcem, wesołym i pogodnym. Kontakt z nim mamy wzrokowy, ale rozumiemy się bez słów. Przez tyle lat wypracowaliśmy już sposób komunikacji, dzięki któremu Maciek jest w stanie przekazać nam jak się czuje i czego potrzebuje. W obecnej sytuacji brakuje nam pieniędzy na pieluchomajtki, leki i sprzęt, z którego Maciej wyrasta... W naszej rodzinie pracuje tylko mąż. Ja zrezygnowałam z zatrudnienia, aby opiekować się synem. Mamy też 10-letnią zdrową córkę, która też ma swoje potrzeby. Wierzymy, że przy wsparciu dobrych ludzi wokół nas uda się zabezpieczyć środki na najważniejsze potrzeby Maćka.  Wdzięczni Rodzice *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

16 022,00 zł ( 75,3% )
Brakuje: 5 255,00 zł