Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kajetan Gatzke
Kajetan Gatzke , 5 lat

Drugie starcie z SMA i walka o sprawność❗️Pomagamy Kajtkowi❗️

Pamiętamy, jak w maju 2020 roku otwieraliśmy zbiórkę na ponad 9 milionów złotych… Nie mogliśmy uwierzyć, że Kajtuś choruje na śmiertelnie niebezpieczną chorobą, czyli SMA. Walka trwała ponad 9 miesięcy i udało się! Zebraliśmy środki na najdroższy lek świata, czyli terapię genową. A teraz, 2 lata później znaleźliśmy się w miejscu, w którym kolejny raz musimy prosić Was o pomoc. O ratunek dla synka… By nie przekreślić tego wszystkiego, co przez lata uzyskaliśmy! Kilka tygodni przed zakończeniem zbiórki zmniejszyliśmy jej kwotę. Zrezygnowaliśmy z części środków potrzebnych na rehabilitację. Chcieliśmy jak najszybciej przyjąć terapię genową, by uratować Kajtka. Jego stan każdego dnia się pogarszał… Dzieliła nas też granica 13,5 kilograma, której nie mogliśmy przekroczyć. Postanowiliśmy poradzić sobie sami z kosztami rehabilitacji. Dzięki temu udało się przyjąć terapię genową, a synek zaczął robić ogromne postępy. Po miesiącu od przyjęcia leku poprawiła się mowa synka, a każdy dzień dawał nam szansę na jak najszybszy rozwój.  Kajtek ma teraz 4 latka. Siada w każdej pozycji, czworakuje oraz staje i stawia pierwsze kroki w ortezach. Nie ma także skrzywienia w Jesteśmy po pierwszej poważniejszej infekcji, z którą poradził sobie sam. Nie potrzebowaliśmy sprzętu, nie baliśmy się o jego życie. Cudownie odetchnąć z ulgą, jednak nie spodziewaliśmy się, że na naszej drodze znowu pojawi się ogromny problem, w postaci braku środków… Długo zastanawialiśmy się, czy uruchamiać kolejną zbiórkę. Mnóstwo różnych myśli kłębiło się w naszych głowach… Jednak wszystkie oszczędności i nadwyżkę kwoty wykorzystaliśmy na dotychczasową rehabilitację i sprzęt, który jest bardzo drogi. Przez to kolejny raz stanęliśmy w miejscu, w którym nie możemy pozwolić na to, by SMA wtargnęło do życia Kajtka i całej naszej rodziny! Dzielny, waleczny, z przepięknym uśmiechem na twarzy. Taki jest nasz Kajtuś. Po przyjęciu terapii genowej obiecaliśmy naszemu synkowi, że już nigdy nie będzie cierpiał tak jak wcześniej… Że zrobimy wszystko, by mógł zapomnieć o chorobie i cieszyć się wspaniałym życiem. Dlatego w tym trudnym dla nas momencie, jeszcze raz prosimy Was o pomoc!  Rodzice ➤ Obserwuj walkę Kajtka na FACEBOOK'U ➤ Wspieraj także poprze LICYTACJE

137 272,00 zł ( 49,62% )
Brakuje: 139 324,00 zł
Hubert Nosal
Hubert Nosal , 10 lat

Uwięziony w ciele 2-latka...❗️Operacje są jedyną szansą Hubcia – pomóż!

Ma tylko 83 centymetry, nie urósł ani o milimetr przez ostatnie lata... Zagrożenie białaczką, ciągły strach i niski wzrost – tym charakteryzuje się dysplazja przynasadowa McKusicka, na którą cierpi Hubcio. Choroba uwięziła go w ciele małego dziecka! By się z niego wyrwać, chłopiec potrzebuje szeregu bolesnych i skomplikowanych operacji – chce jednak ich bardzo, bo marzy o tym, by być większy – jak tata... Pomóż mu urosnąć! Rodzice Hubcia: Przez 7 lat szukaliśmy diagnozy, odpowiedzi na pytanie, co właściwie dolega naszemu synkowi! W końcu poznaliśmy odpowiedź. Niezwykle szokującą – choroba genetyczna. Poza tym, że Hubcio będzie bardzo niski, co utrudni mu samodzielne życie (nie ma nawet metra wzrostu...), to grozi mu też białaczka! Musimy być pod stałą kontrolą onkologa... Szukając pomocy dla synka, znaleźliśmy ją w Warszawie, w Paley European Institute. Hubcio został zakwalifikowany do wieloetapowego leczenia operacyjnego – rozpocząć je mogliśmy dzięki pomocy Darczyńców! Gdy byłam w ciąży, nic nie zapowiadało, że z synkiem jest coś nie tak. Robiliśmy wszystkie badania i chociaż lekarz wspomniał, że kości są nieco krótsze, stwierdził, że pewnie to nic takiego – to częsta przypadłość chłopców. W dniu porodu USG znów pokazało nieprawidłowości. Gdy Hubi przyszedł na świat, od razu trafił na rozmaite badania, jednak odpowiedzi na to, dlaczego jego kości są krótsze, nie znaleziono.  Mijały miesiące, a potem lata. Jeździliśmy od specjalisty do specjalisty, każdy rozkładał ręce. Dysplazja – to jedyne, co wiedzieliśmy. Skąd jednak się wzięła, jak leczyć synka? Nikt nie umiał nam powiedzieć.  W końcu poznaliśmy diagnozę i odpowiedź na piętrzące się latami pytania. Nasz synek choruje na rzadką chorobę genetyczną – dysplazja przynasadową McKusica, która charakteryzuje się nieprawidłowym wzrostem kości i chrząstek, a także niską odpornością organizmu. W skrajnych przypadkach może doprowadzić do rozwoju białaczki! Pod względem intelektualnym Hubcio jest jak zwykle dziecko – to mądry chłopiec. Chodzi do normalnej szkoły, choć jest mu coraz trudniej. Jego koledzy rosną z każdym miesiącem, on nie. Potrzebuje pomocy przy zapaleniu światła, wejściu na schody, przy skorzystaniu z toalety – jest coraz starszy i brak samodzielności bardzo go smuci. Żeby chociaż kilka centymetrów był wyższy!  By tak się stało, nasz synek przeszedł już wiele operacji, wiele jeszcze przed nim. W ostatnim czasie jego rączki zostały naprawione, choć nie obyło się bez powikłań... Hubcio jest bardzo świadomy. Wie, co go czeka, zawsze o tym z nim rozmawiamy. Jest na to gotowy, bo bardzo chce być większy!  Jednak czasami płacze, a nam wtedy pękają serca... Ostatnio, gdy okazało się, że kość się nie zrasta, konieczne było pobranie tkanki z biodra... Kolejna operacja, duża rana, ból... Gdy się obudził, zapytał mnie ze łzami: "Dlaczego, mamusiu, pozwoliłaś im wyciąć mi kość...?".  Już 24 stycznia rozpoczynamy kolejny etap leczenia. Tym razem wydłużanie kości udowych... Hubcio tak bardzo nie może się doczekać kolejnych centymetrów, które mu przybędą! Ma być ich aż 5 – dla synka to ogroma różnica! Przed nami jeszcze wiele etapów walki o zdrowie, sprawność i życie bez bólu. Będziemy iść tą drogą tak długo, jak długo Hubcio będzie tego chciał. On jest taki dzielny... Synek mówi, że chce być tak duży, jak tata, mieć proste kości i być zdrowy. Nie marzy o nowych zabawkach, tylko o tym… Chciałby po prostu żyć tak, jak inni chłopcy w jego wieku. Nieustannie się z nimi porównuje. Różnica jest przecież widoczna gołym okiem... Dzięki operacjom może stać się zdrowym i szczęśliwym chłopcem! Cena za to jest jednak gigantyczna… Prosimy o pomoc, by ten mały, wielki człowiek dostał swoją szansę. Bez Was się nie uda! Prosimy, bądź z Hubciem! ➡️ Strona Hubcia na FB: Duży jak tata ➡️ szczecin.tvp.pl – Od urodzenia walczy z dysplazją. By wyzdrowiał potrzeba pieniędzy 

49 539,00 zł ( 16,37% )
Brakuje: 253 067,00 zł
Dariusz Chruścicki
Pilne!
Dariusz Chruścicki , 51 lat

Darka zaatakował NOWOTWÓR❗️Śmiercionośna choroba nie odpuszcza❗️POMÓŻ❗️

Choroba Darka spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Wiedzieliśmy, że mąż jest w grupie ryzyka, jednak nawet w najgorszych snach nie przypuszczaliśmy, że ciemne chmury nadejdą akurat nad naszą rodzinę. Diagnoza zabrzmiała jak wyrok śmierci. Dziś nie mogę zrobić nic, tylko błagać o pomoc!  W marcu 2022 roku mąż zaczął się skarżyć na uporczywy ból brzucha. Był tak silny, że mój ukochany nie był w stanie usiedzieć na miejscu. Wiedziałam, że dzieje się coś poważnego. Darek niezwłocznie udał się do lekarza, który skierował go na kolonoskopię. Badanie jednak trzeba było przerwać, przez ogromnego guza! Wyznaczono kolejny termin, na którym badanie zostało przeprowadzone już w kompletnym znieczuleniu. Została wykonana także biopsja. Gdy otrzymaliśmy wyniki, poczuliśmy, jak życie wali nam się na głowę... Nowotwór jelita grubego IV stopnia z przerzutami do wątroby! Błagałam, aby obudzić się z tego koszmaru! Niestety, to nie był koniec złych wieści… Lekarze poinformowali nas, że guz jest zbyt duży, aby go usunąć. Operacja mogłaby wyłącznie pogorszyć stan zdrowia męża. Jedyną możliwością było rozpoczęcie chemioterapii paliatywnej, wyłonienie stomii i wspomaganie Darka równolegle suplementami… Tak trwamy do dziś. Nowotwór wykańcza organizm męża, a my walczymy o jego każdy dzień.  Darek jest tatą czwórki dzieci, wspaniałym mężem, dobrym człowiekiem. Nie rozumiem, dlaczego akurat jego musiał dopaść tak okrutny przeciwnik. Nasza sytuacja jest ciężka, kosztów cały czas przybywa, a ja czasem muszę wybierać czy wykupić receptę, czy wykonać opłaty. Do tego badania krwi męża w ostatnim czasie uległy pogorszeniu i jeśli nie będzie lepiej, nie otrzyma kolejnego podania chemii… Bardzo się boję. Patrzę na nasze dzieci, które nie wiedzą jak bardzo ich tatuś jest chory i łzy napływają mi do oczu. Ale póki serce Darka bije, będę walczyć! Niestety bez Waszego wsparcia nie dam rady. Dlatego dziś, z wszystkich sił błagam o pomoc! Pomóżcie nam stoczyć tę najcięższą walkę! Każda złotówka ma znaczenie.  Hania, żona Darka 

33 959,00 zł ( 53,2% )
Brakuje: 29 871,00 zł
Monika Wróbel
Monika Wróbel , 2 latka

Minął rok. Walczymy z mózgowym porażeniem dziecięcym!

Nasza druga córeczka – Monika, miała przyjść na świat w tym roku, tuż przed Bożym Narodzeniem. Poród zaczął się jednak nagle, trzy tygodnie wcześniej. Nie byliśmy przygotowani na to, co stało się później… Wylew krwi do mózgu sprawił, że córeczka była w krytycznym stanie! Monika urodziła się z infekcją wrodzoną – zapaleniem płuc, w wyniku którego już w pierwszej dobie życia została podłączona do respiratora. Pojawiły się zmiany zapalne w serduszku. Najgorsze było jednak to, co wydarzyło się w szóstej dobie jej życia. Monisia doznała krwawienia dokomorowego IV stopnia, najcięższej postaci wylewu krwi do mózgu, trwale go uszkadzającego. To jedno z najrzadszych powikłań... Od tej pory nasza przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania. Powiedziano nam, że możemy spodziewać się najgorszego. Monika może umrzeć, lub żyć w ciężkiej niepełnosprawności. Byliśmy przerażeni, ale te słowa nie pozbawiły nas chęci do walki! Nasza córka żyje, a my zdajemy sobie sprawę, że będzie potrzebować wielospecjalistycznej opieki i intensywnej rehabilitacji. Zamierzamy ze wszystkich sił walczyć o jej zdrowie! Zrobimy co w naszej mocy, by zapewnić córeczce odpowiednie leczenie.  Przed urodzeniem córek sama pracowałam jako fizjoterapeutka. Jestem świadoma jak wielkich nakładów pracy i pieniędzy wymaga proces rehabilitacji. Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie. Pragniemy zapewnić Monice jak najlepsze warunki do rozwoju. Nie pozwólmy, by pieniądze stały na drodze do jej szczęścia.  Ewelina i Adam Wróbel

33 741 zł
Tytus Tański
Tytus Tański , 8 lat

Walka Tytusa cały czas trwa. Pomóżmy!

Mój synek doświadczył wielu cierpień. Jego dzieciństwo nie miało tak wyglądać. Zdarzyło się jednak także coś pięknego. Tytus zobaczył, jak wielu dobrych ludzi jest wokół niego. Udzieliście mu pomocy, a ja, jego matka, już zawsze będę Wam za to wdzięczna! Nasza walka o lepszy rozwój trwa. Dlatego ponownie pragnę prosić o Waszą pomoc w dźwiganiu tego ciężaru, jakim jest mózgowe porażenie dziecięce.  Nasza historia: Mój synek urodził sie w 33. tygodniu ciąży. Jego siostra bliźniaczka jest zdrowa, jednak Tytus za swoje wcześniactwo wciąż płaci… Wystąpił u niego szereg kłopotów zdrowotnych, z których konsekwencjami mierzymy się niestety codziennie.  Tytus ma zdiagnozowane mózgowe porażenie dziecięce oraz niepełnosprawność intelektualną. Syn mówi tylko kilka słów. Porozumiewa się przede wszystkim za pomocą gestów, książki komunikacyjnej i mówika. Dzięki temu coraz więcej rozumie, a komunikacja z nim jest łatwiejsza.  Samodzielne poruszanie się jest niemal niemożliwe. Tylko dzięki bardzo intensywnej rehabilitacji Tytus mógł postawić swój pierwszy krok. Dzisiaj jedynie na krótkich dystansach może poruszać się przy pomocy chodzika lub mojej. To daje mi nadzieję, że kiedyś może być lepiej... Wiem, że jeszcze przez bardzo długi czas syn będzie potrzebował mojej całodobowej opieki oraz wsparcia ze strony fizjoterapeutów i innych specjalistów. Przed nami bardzo trudna i wyboista droga, jednak bez Waszej pomocy możemy jej nie pokonać!  Proszę, pomóżcie mojemu małemu wojownikowi! Jego tlenem stała się rehabilitacja, nie pozwólcie, aby jej zabrakło! Wiem, że tylko Wasze wsparcie może cokolwiek zmienić na lepsze.  Małgorzata, mama

23 886,00 zł ( 56,44% )
Brakuje: 18 434,00 zł
Vanessa Klepczyńska
Vanessa Klepczyńska , 14 lat

Vanessa walczy o przyszłość! Nie pozwólmy jej się zatrzymać!

Czy wiecie, jak to jest, kiedy Wasze dziecko płacze, a Wy nie potraficie ukoić jego bólu? Z pewnością każdy rodzic zdrowego dziecka przeżył taką chwilę i zostawiła w jego sercu bliznę. Rodzice dzieci niepełnosprawnych przeżywają podobne niemal każdego dnia, a dziś moja piękna i zdolna córeczka znów płakała – z niemocy, zmęczenia i rezygnacji. Vanessa ma 13 lat, dziecięce porażenie mózgowe – spastyczne, czterokończynowe, padaczkę lekooporną, poważną wadę wzroku, pęcherz neurogenny i problemy gastroendokrynologiczne. Ma też pełną świadomość swojej niepełnosprawności, w końcu przestała być dzieckiem i staje się dziewczynką, która wie… Wie, że czeka ją ogrom walki o normalność, sprawność i przyszłość, która innym dzieciom dana jest na start. Obowiązkiem moim i jej taty jest podarować jej to zwykłe nadzwyczajne życie, ale nawet dla nas, zakochanych w Vanessie bez pamięci, bywa to zbyt trudne, dlatego, kiedy ona płacze wali nam się świat. Wszystko zaczęło się od nagłego odejścia wód płodowych w 28 tygodniu ciąży. Vanesska urodziła się jako skrajny wcześniak z silnym niedotlenieniem. Była tak maleńka, a jednak drzemała w niej wojowniczka, która każdego dnia staje do walki o siebie. Kiedy skończyła 2 lata, padł na naszą rodzinę wyrok – dziecięce porażenie mózgowe. Po raz kolejny stanęliśmy do walki o nasze dziecko i z małej miejscowości przeprowadziliśmy się do Łodzi, po to, aby miała dostęp do najlepszych ośrodków leczniczych, specjalistów i rehabilitantów, ale choroba zawsze wyprzedzała nas o dwa kroki. Pojawiła się padaczka i leki, po których moja córeczka nie była w stanie funkcjonować – nadmierna senność zmieniła ją w śpiącą królewnę, która nie miała siły ćwiczyć. Do ukończenia 6 roku życia była trzykrotnie reanimowana, przeszła kilka operacji bioder, które unieruchamiały ją na miesiące, a finalnie i na lata. Do dziś nie chodzi i nie siedzi, chociaż z całych sił walczymy o to, by otrzymała najlepsze wsparcie. Nie możemy nawet odzyskać sprawności, którą miała jeszcze przed operacjami. Do tego doszły zabiegi ratujące wzrok, oraz leczenie napiętych mięśni toksyną botulinową i coraz bardziej wymagająca rehabilitacja.  Przy tym wszystkim pojawiła się nadzieja, bo Vanessa mówi, uczęszcza do szkoły, nawiązuje przyjaźnie, a jej rozwój znacznie przyspieszył. To jedyna szansa na to, aby nie zmarnować potencjału, który udało jej się wypracować, ale znów goni nas choroba i czas. Niestety zauważyliśmy, że ostatnie rehabilitacje przynoszą znikome efekty, ponieważ córka szybko rośnie i spastyka ją pokonuje. Jedynym rozwiązaniem, które na tę chwilę oferuje nam medycyna jest fibrotomia – zabieg polegający na nacięciu wybranych punktów. To zniweluje przykurcze bioder, kolan i rąk. Przykurcze są tak silne, że uniemożliwiają jej nawet podniesienie dłoni. Tylko tak jesteśmy w stanie zagwarantować jej na dalszy rozwój. Nie pozwólmy jej zatrzymać się w tej walce. Niestety koszt takiej operacji wynosi około 12 tysięcy złotych. Przy równoczesnych rehabilitacjach, które i tak muszą się odbywać, aby jej umiejętności się nie cofały, kosztach sprzętu np. wózka, siedziska, ale też zwykłych środków higienicznych, to kwota, którą nie dysponujemy. Tym trudniejsza do uzbierania, ponieważ staliśmy się rodziną zastępczą dla siostrzeńca męża. Tymka los również nie oszczędzał i potrzebuje specjalistycznego wsparcia, aby wzrastać w zdrowiu, w szczęściu i poczuciu bezpieczeństwa. Marzeniem Vanessy jest stanąć na nogach, chodzić, tańczyć i grać w piłkę – to jest możliwe! Ale najpierw musimy pokonać głównego wroga, czyli przykurcze. Kiedy to się już stanie, ona będzie wiedziała, jak walczyć dalej i jak wygrać tą nierówną i niesprawiedliwą walkę. Błagamy Was! Pomóżcie nam jej pomóc! Sandra i Krystian ➡️ Vaneska w Pytanie na sniadanie

9 223 zł
Marcin Chrześcijański
17:38:33  do końca
Marcin Chrześcijański , 19 lat

Pomóż Marcinowi odzyskać upragnioną sprawność!

Marcin to młody mężczyzna. Pełen energii, zawsze lubiany za swoją otwartość i poczucie humoru. Uwielbiał spędzać czas na świeżym powietrzu, łowić ryby i spotykać się ze znajomymi. Tak jak rówieśnicy miał plany i marzenia… Niestety wszystko zmienił nieszczęśliwy upadek! Nie wiem ile cierpienia jest w stanie udźwignąć jeden człowiek. Ale okrutny los z pewnością chce sprawdzić moje możliwości. Po śmierci męża wszystko musiałam wziąć na swoje barki. Jednak dzieci dawały mi ogromną siłę. Pogodziłam się z losem i z pokorą przyjęłam to, co mi pisane. Niestety nawet najwytrwalszym w boju, świat potrafi zawalić się na głowę… Nigdy nie zapomnę dnia, gdy nagle otrzymałam druzgoczącą informację o tym, że mój młodszy syn Marcin spadł z wysokości! Tak bardzo bałam się, że stracę kolejną najważniejszą osobę w moim życiu! Gdy dotarłam do szpitala usłyszałam od lekarzy, że syn jest w ogólnym stanie dobrym. Kamień spadł mi z serca i odczułam chwilową ulgę. Tymczasową, bo były też złe wieści. Marcin doznał złamania wybuchowego trzonu L1! Konieczna była pilna operacja, jednak nie rozwiązała ona wszystkich problemów. Syn do dziś zmaga się z niedowładem kończyn dolnych… Marcin ma szansę na powrót do sprawności, jednak wymaga to intensywnej rehabilitacji i wsparcia wielu specjalistów. A to niestety kosztuje majątek! Sama nie dam rady. Dlatego błagam Was o wsparcie! Syn nigdy nikomu nie odmawiał pomocy, a teraz pomocy potrzebuje on sam! Podarujcie mu szansę na lepszą przyszłość i odzyskanie upragnionej sprawności! Mama Marcina

8 838 zł
Łukasz Bojda
Łukasz Bojda , 20 lat

SMA pozbawia Łukasza sprawności! Ratuj!

Łukasz walczy z SMA od swoich trzecich urodzin. Nie zna innego życia niż to spędzone w gabinetach lekarskich i salach rehabilitacyjnych. Nasz syn wkracza w dorosłość. Pomóż mu w walce o lepszą przyszłość! Od chwili narodzin Łukasz był oczkiem w głowie całej rodziny. Uwielbiał biegać i bawić się od rana do wieczora. Zupełnie tak, jakby przeczuwał, że beztroskie dzieciństwo za chwilę bezpowrotnie minie… Wesoły chłopczyk z dnia na dzień zupełnie opadł z sił. Stronił od zabawy, ledwo trzymał się na nogach, często upadał. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Zaczęliśmy szukać ratunku na własną rękę. Neurolog, który przyjął nas prywatnie, od razu podejrzewał to, czego tak się baliśmy. Gdy usłyszeliśmy, że nasz syn może mieć rdzeniowy zanik mięśni, ugięły się pod nami kolana. Ta choroba powoli wyniszcza ciało, odbiera władzę w nogach i rękach. Obumierają mięśnie odpowiedzialne za przełykanie i oddychanie. Potem następuje to, o czym żaden rodzic nie chce myśleć... Nie było jednak czasu na rozpacz, trzeba było ratować Łukasza. Gdy zachorował, był malutki. Nie rozumiał, co się dzieje, dlaczego traci siły i jest coraz słabszy... Z czasem oswoił się z chorobą i cierpliwie znosił godziny męczącej rehabilitacji. Radziliśmy sobie, mimo przeciwności losu. Nikt z nas nie przewidział następnego ciosu. Gdy Łukasz skończył dwanaście lat, choroba zaatakowała ze zdwojoną mocą. Syn przestał chodzić, co go zupełnie załamało. Od tego czasu porusza się wyłącznie na wózku inwalidzkim. Dzielnie znosi rehabilitację, jednak najważniejsze, by była ona częsta i systematyczna. Dojazd do ośrodka jest często kłopotliwy... Na szczęście, zebrane przez lata doświadczenie stwarza nową szansę! Zakup sprzętu rehabilitacyjnego do domu rozwiązałby wiele z naszych problemów. Ćwiczenia na nim przynoszą Łukaszowi ogromną ulgę i są koniecznością. Uzyskaliśmy już połowę środków z dofinansowania. Musimy uzbierać brakującą kwotę, by szansa nie przepadła. Niestety, potrzebujemy w tym Waszej pomocy! Jesteśmy wdzięczni za dotychczasowe wsparcie w poprzednich etapach. Napełniliście nasze serca nadzieją i pomogliście nam, gdy najbardziej tego potrzebowaliśmy. Walka trwa, a my nie zamierzamy się poddać! Musimy uratować syna… Prosimy, pomóżcie nam w tym zadaniu! Rodzice

7 876,00 zł ( 38,96% )
Brakuje: 12 337,00 zł
Weronika Tumialis
Pilne!
Weronika Tumialis , 18 lat

Ratuj Weronikę❗️ Jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie❗️

Lek musi być podany jak najszybciej. Nie możemy czekać, nie możemy przekładać terminu. Od tego zależy życie mojej córki! Podczas rutynowych badań lekarz wykrył u Weroniki najpierw anemię plastyczną, a następnie po wielu badaniach ciężką postać niedokrwistości aplastycznej, zwaną inaczej aplazją szpiku. Ta choroba dotyka zaledwie 1. osobę na milion! W jednej sekundzie świat naszej rodziny wywrócił się do góry nogami. Życie mojej córki jest realnie zagrożone. Weronika już 2,5 miesiąca leży w szpitalu na oddziale onkologii i hematologii. Do domu przyjeżdża na krótkie przepustki i to jedynie wtedy, gdy wyniki badań na to pozwalają. W wyrwaniu się z czterech białych ścian przeszkadzają też ciągle podłączone kroplówki… Jednak są one niezbędne – przetaczanie krwi i leki podtrzymują moją córkę przy życiu. Mimo wielu badań nie znamy podłoża choroby. Lekarze wykluczyli aspekty nowotworowe. Jednak i bez tego choroba jest śmiertelna. Mamy tu do czynienia z brakiem krzepliwości krwi. Moja córka doznaje duszności, zawrotów głowy, ropnych zmian skórnych. Najgorsze są wybroczyny i siniaki wewnątrzskórne. W krytycznej sytuacji może dojść do krwotoku mózgowego, który prowadzi do śmierci. Taka sytuacja jest nie do przewidzenia. Może się wydarzyć w każdym momencie. To dlatego podanie leku jest tak pilne.  Leczenie jest bardzo kosztowne, nierefundowane. Lekarze zdecydowali o podaniu Weronice tymoglobuliny pochodzenia końskiego. Jednak by tak się stało, musimy zebrać tę zatrważającą sumę sięgającą prawie 50 tys. złotych. Sam nie damy rady jej zgromadzić. Jestem bezradny i zagubiony. Twoje wsparcie to moja ostatnia deska ratunku. Moja córka jest przecież taka młoda. 16 lat – tak mało, tak wiele życia przed nią... Przecież to dziecko ma tyle planów i marzeń. Weronika poszła do wymarzonego liceum o profilu wojskowym, jest w drugiej klasie. Tak bardzo chce wrócić do szkoły… Nie mogę jej zawieść. Proszę, pomóż mi. Liczy się każda złotówka!  Marek, tata Weroniki

5 376,00 zł ( 11,14% )
Brakuje: 42 880,00 zł