Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jolanta Kubikowska i Sylwia Rakoczy
Jolanta Kubikowska i Sylwia Rakoczy , 65 lat

Trudna codzienność i śmiertelna diagnoza❗️POMÓŻ❗️

Mam na imię Jola, od ponad 40 lat wychowuję niepełnosprawną córkę, a kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że jestem śmiertelnie chora. Moje życie nigdy nie było łatwe, a dziś, gdy każdego dnia budzę się z myślą o diagnozie, zdaje się być jeszcze trudniejsze. Nie ma dnia, bym nie zastanawiała się, jak dalej potoczą się moje losy. Każdego dnia odczuwam strach i paniczny lęk o własne życie, ale wiem, że nie mogę przegrać.  Pod koniec grudnia wyczułam w mojej piersi zmiany, które bardzo mnie zaniepokoiły. Za namową syna, by jak najszybciej zdiagnozować, z czym mam do czynienia, od razu po nowym roku umówiłam się na wizytę. USG potwierdziły nasze przypuszczenia – w mojej piersi znajdowały się guzy… Kolejne konsultacje i biopsja nie pozostawiły już złudzeń. To złośliwy nowotwór piersi. Nie mogłam w to uwierzyć. Totalnie się załamałam. Zaledwie cztery lata temu straciłam ukochanego męża, z czym trudno było mi się pogodzić. Teraz musiałam stanąć do walki o własne życie.  W kwietniu przeszłam mastektomię piersi. Jestem pod opieką onkologów. Obecnie czekam na plan leczenia. Z pewnością czeka mnie chemioterapia. Całą sytuację utrudnia fakt, że jestem mamą niepełnosprawnej córki, która, pomimo dojrzałego wieku, wymaga takiej samej opieki, jak kilkuletnie dziecko.  Sylwia nie jest samodzielna. Muszę pomagać jej niemal w każdej czynności. W dodatku zmaga się z różnymi zaburzeniami podłoża psychicznego, dlatego wymaga dużej uwagi i spokoju.  Potrzebne leki, zarówno jej jak i mi, dojazdy do lekarzy, odpowiednia opieka, konsultacje prywatne, to wszystko wiąże się z ogromnymi nakładami finansowymi, których po prostu nie mamy. Tak bardzo boję się, że to nie choroba, a pieniądze staną się powodem przegranej, a ja nie mogę do tego dopuścić. Sylwia potrzebuje zdrowej i pełnej siły mamy.  Nie jest mi łatwo prosić, ale wiem, że nie mam innego wyboru. Pełna nadziei zwracam się do Was o pomoc. Każda złotówka i słowo wsparcia dodadzą nam otuchy i siły do dalszej walki! Jolanta z córką Sylwią

3 556 zł
Damian Siuta
Damian Siuta , 31 lat

Damian zasługuje, aby o niego walczyć! Pomożesz nam?

Historia Damiana nie jest łatwa. Ani dla niego, ani dla nas – jego najbliższych. Jest wiele spraw, na które nie mamy już wpływu, np. wydarzenia z jego przeszłości. Nadal jednak możemy kreować dla niego lepszą rzeczywistość i przyszłość. Dlatego znaleźliśmy się w tym miejscu. Pełni nadziei szukamy pomocy dla naszego drogiego Damiana.  Czasami życie bardzo doświadcza. W takiej sytuacji znalazł się też Damian. Przez pewien okres przebywał w placówce opiekuńczo-wychowawczej, z dala od swoich najbliższych. Dla każdego dziecka jest to niezwykle trudna i ciężka do zrozumienia sytuacja. Dla Damiana także była… Bardzo chcielibyśmy na tym poprzestać i powiedzieć, że później zaczęło się już lepiej układać. Niestety. Doszło do nieszczęśliwego wypadku, wskutek którego Damian prawie stracił życie! Lekarze robili, co tylko mogli i na szczęście odnieśli zwycięstwo. Damian jednak stracił swoją dotychczasową sprawność. Zwykłe, codzienne czynności stały się dla niego nieosiągalne! Jego życie znowu tak bardzo się skomplikowało...  Dzisiaj Damian nie jest już w stanie samodzielnie chodzić. Zawsze muszą mu asystować dwie osoby. Nie mówi, więc komunikacja z nim jest bardzo utrudniona… Nawet zjedzenie posiłku jest już niemożliwe, bowiem musi być karmiony dojelitowo…  Lekarze dają jednak duże szanse na polepszenie jakości życia. Jedynym sposobem jest rehabilitacja. Nie ma innego wyjścia, nie ma innej metody, która mogłaby doprowadzić do odzyskania dawnej sprawności.  Damian wykazuje bardzo dużą wolę walki. Jest gotowy do bardzo ciężkiej pracy pod okiem wykwalifikowanych specjalistów, aby tylko znowu mógł chodzić, mówić… Pragniemy dołożyć wszelkich starań, aby Damian stanął na nogi o własnych siłach i mógł na miarę swoich możliwości cieszyć się życiem. Nie jesteśmy w stanie opowiedzieć całej historii tego człowieka, ale cała ta historia sprawiła, że chcemy o niego walczyć. Damian po prostu na to zasługuje! Zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Zebrane środki zamierzamy przeznaczyć na turnusy rehabilitacyjne. Wierzymy, że z Waszą pomocą uda nam się przywrócić Damianowi sens życia i wiarę w ludzi.  Dziękujemy.  Bliscy i przyjaciele Damiana

2 815,00 zł ( 17,64% )
Brakuje: 13 143,00 zł
Leonard Pawelec
Leonard Pawelec , 20 lat

Tragedia, która zabrała już zbyt wiele... Pomóż, Leonard może wrócić do zdrowia!

Leonard w grudniu skończył 19 lat, miał przed sobą całe życie. Kończył szkołę, w maju miał zdawać maturę, rozpoczął kurs na prawo jazdy. Wkraczał w dorosłe życie z głową pełną marzeń i planów na przyszłość. Jednak nieszczęśliwy wypadek wszystko przekreślił… Podczas letniego wypoczynku z przyjaciółmi nad wodą doszło do tragedii. Na pływającego Leonarda przypadkowo skoczyła inna osoba. Te sytuacja okazała się tragiczna w skutkach. Doznał on porażenia czterokończynowego (Tetraplegia). Podtopienie, przerwany oddech, złamanie, zapalenie płuc, gorączka... Leon wiele dni walczył, by zostać na tym świecie... Od tamtego feralnego dnia trwa walka o przywrócenie mu, choć w małym stopniu dawnego życia. Aktualnie Leonard przebywa na turnusie rehabilitacyjnym, gdzie pod okiem najlepszych specjalistów prowadzone są codzienne terapie i rehabilitacje, mające na celu poprawę jego sprawności. On i jego najbliżsi walczą z całych sił i wierzą, że jeszcze będzie dobrze. Miesięcznie turnus rehabilitacyjny to ogromny wydatek, który znacznie przewyższa możliwości finansowe rodziny. Leonardem od kiedy skończył 2 lata był wychowywany przez babcie. To ona przez te wszystkie lata wychowywała go, dbała by niczego mu w życiu nie brakowało. Teraz kiedy w końcu wkroczył w dorosłość i mógł odciążyć babcie z wielu obowiązków życia codziennego, przydarzył się wypadek… Skromna emerytura i niewielki zasiłek wystarczają zaledwie na podstawowe opłaty. Bez Waszej pomocy Leonard nie ma szans na powrót do sprawności. Zwracamy się do ludzi dobrego serca o wsparcie nawet minimalną kwotą, która może być nadzieją na lepsze jutro dla Leonarda. Dziękujemy bardzo za Wasze wsparcie. To młody chłopak zasługuje na szansę!  Najbliżsi 

13 724,00 zł ( 11,68% )
Brakuje: 103 755,00 zł
Gabryś Łoboda
Gabryś Łoboda , 8 lat

Gabryś chce chodzić jak inne dzieci... Potrzebne dalsze wsparcie!

Gabryś urodził się jako zdrowy chłopiec. Przez pierwsze dziewięć miesięcy jego życia tak nam się przynajmniej wydawało. Gdy jednak nie zaczynał raczkować, a w zasadzie czołgał się i nie potrafił się podeprzeć na kolankach i łokciach, zaczęłam się martwić o jego zdrowie.  Lekarze sugerowali, że synek ma wzmożone napięcie mięśniowe. Okazało się jednak, że to znacznie poważniejsza diagnoza. Kiedy Gabryś miał półtora roku, badanie rezonansem magnetycznym wykazało mózgowe porażenie dziecięce. Nasze życie wywróciło się do góry nogami! Zaczęła się walka o przyszłość synka. Intensywna rehabilitacja, hipoterapia, zajęcia z logopedą i pedagogiem - można by jeszcze wiele wyliczać… To daje nadzieję na walkę o jak największą sprawność Gabrysia. Syn porusza się w ortezach. Wciąż bardzo mało mówi. Za nim ostrzykiwanie toksyną botulinową i poważna pięciogodzinna operacja, mająca na celu zmniejszenie napięcia mięśni nóg. Synek bardzo chciałby chodzić samodzielnie, biegać, skakać jak jego rówieśnicy i bawić się ze swoją młodszą siostrzyczką, dlatego wymaga intensywnej rehabilitacji.  Koszty specjalistycznych turnusów są jednak ogromne. Jednorazowo wiąże się to z kwotą wynoszącą ponad 4 tys. złotych, a synek potrzebuje co najmniej kilka turnusów w roku.  Bardzo kochamy Gabrysia, ale miłością nie jesteśmy w stanie zapłacić za jego rehabilitację. Proszę, pomóżcie!  Oliwia, mama

45 908,00 zł ( 40,37% )
Brakuje: 67 805,00 zł
Andrzej Dłubak
Andrzej Dłubak , 72 lata

Andrzej cały czas walczy o swoją samodzielność. Potrzebne jest Twoje wsparcie!

Bardzo dziękuję w imieniu taty za Waszą dotychczasową pomoc. Dzięki Wam udało się zakupić wózek inwalidzki i zapewnić tacie specjalistyczną pomoc. To był dla nas ważny krok, który pozwolił ruszyć z miejsca! Aktualnie niezbędna jest dalsza rehabilitacja taty, który bardzo chciałby stanąć na własnych nogach.  Widząc postępy, jakie przynosi rehabilitacja, nie wyobrażam sobie przerwania tego procesu! Systematyczne ćwiczenia sprawiły, że tata uzyskał większą sprawność rąk oraz nauczył się przesiadać, np. z wózka na krzesło (ale tylko, jeżeli są na ten samej wysokości lub przesiada się z wyższego poziomu na niższy). To daje nam nadzieję, że można odwrócić skutki tego okropnego wypadku!  Celem rehabilitacji jest przebudzenie rdzenia kręgowego oraz zwiększenie wydolności fizjologicznej. Miesiące ciężkich ćwiczeń, wielu wyrzeczeń i wytrwałości przyniosły pierwsze efekty, które zwiastują, że będzie ich jeszcze więcej! Z powodu zatoru tętnicy płucnej, tata cały czas musi być także pod stałą kontrolą lekarzy oraz przyjmować leki.  Marzenie o jego sprawności i samodzielności jest w zasięgu ręki i co najważniejsze, istnieją realne szanse na jego spełnienie. Tata ma w sobie siłę, wytrwałość i wolę walki. Brakuje nam tylko środków finansowych, które mogą wszystko przekreślić...  Dlatego bardzo prosimy o dalsze wsparcie zbiórki. Będziemy wdzięczni za każdy drobny gest, który przybliży tatę do jego i naszego celu.  Agnieszka, córka Andrzeja

30 470,00 zł ( 93,14% )
Brakuje: 2 243,00 zł
Jadwiga Kleczkowska
Jadwiga Kleczkowska , 60 lat

Los dla Jadwigi był okrutny. Zbyt okrutny... Kiedyś pomagała innym - dziś czas na nas!

Jestem osobą mocno schorowaną. To trwa to już tyle lat, że nie pamiętam, jak to jest być zdrową. Dodatkowo co rusz rzucane mam przez życie kłody pod nogi. Jestem już u kresu sił… Wszystko zaczęło się 30 lat temu, kiedy urodziłam najmłodszą córkę. Przy porodzie nastąpiły komplikacje i lekarze musieli wykonać cesarskie cięcie. Zszywając mnie, przyszyli jajowód do jelita! Skutki tego była katastrofalne już wtedy, ale niestety trwają one do dziś… Wycięto mi połowę jelito, wszyto worek, a potem wyjęto. Po porodzie, zamiast tulić swoje dziecko, byłam przykuta do łóżka. 10 miesięcy leżałam w szpitalu, nie znając własnego dziecka! Nie dość, że cierpiałam fizycznie, to przechodziłam też katusze psychiczne… Moje matczyne serce wyło z rozpaczy! Kolejne lata przynosiły mi następne ciosy tak wielkie, że nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego to wszystko przytrafiło się właśnie mnie! Zawsze starałam się ludziom pomagać i to w sposób bardzo realny, rzeczowy wręcz. Mąż pracował za granicą, ja wychowywałam nasze trzy córki i dorabiałam nieformalnie jako telefonistka – dysponentka w radiu taxi. Mimo że nam się nigdy nie przelewało, to wiązaliśmy jakoś koniec z końcem i potrafiłam dzielić się tym, co mamy z innymi. Dziś mam nadzieję, że karma wróci i inni pomogą również mi… Przez jakiś czas wychowywałam moje wnuki. Jedna z moich córek niestety mocno się pogubiła w życiu. Bardzo mocno. Nie potrafiła między innymi być matką. Ja niestety nie byłam formalnie rodziną zastępczą dla moich wnuków. Nie mogłam, bo byłam zbyt schorowana! Gdyby nie to, być może tragedia, która nas spotkała, nigdy by się nie wydarzyła! Przez 4 lata byłam jak mama dla mojego wnuczka. Po tym czasie moja córka zabrała go jednak do siebie. Miała do tego pełne prawo, bo była jego prawomocnym opiekunem. Przez myśl mi nie przeszło, że wydarzy się aż taka tragedia... W dniu 5. urodzin mój śliczny, cudowny chłopiec – mój wnuczek został zamordowany przez własną matkę… To był moment, w którym rozpadłam się na milion kawałków. Równocześnie straciłam dwie bliskie mi osoby… Nawet teraz, po tylu latach nie jestem w sanie o tym spokojnie mówić i pisać. Żal, rozgoryczenie, smutek rozdzierają moje serce. W głowie kołacze cały czas jedna myśl – gdybym była zdrowa, to być może to by się nigdy nie wydarzyło… Tragedie, które mnie dotknęły, nie pozostały bez wpływu na moje zdrowie. Przeszłam w sumie trzy udary mózgu, choruję na cukrzycę oraz zmagam się z niewydolnością serca i płuca. Mam poważne zmiany kręgosłupa, które powodują u mnie problemy z chodzeniem. W związku z tym poruszam się przy balkoniku. Dzięki niemu mam możliwość wyjścia z domu. Bez niego byłabym zamknięta w czterech ścianach… To jednak nie wszystko. Uległam również wypadkowi, w wyniku którego mam złamanie przezkrętarzowe kości udowej prawej. Przekręciło mi się całe biodro! Miałam założone 28 szwów, 3 śruby i płyto-śrubę. Niestety kość nie chce się zrosnąć, a płyta w biodrze uciska na jelita, przez co jeszcze bardziej cierpię! Moja gastroenterolog rozkłada ręce, bo wyczerpaliśmy wszystkie dostępne metody leczenia. Badania typu kolonoskopia nie wchodzą w grę, bo jest obawa, że rozerwą mi jelita… Na domiar złego uznano mnie za osobę niepełnosprawną najpierw w stopniu znacznym, a później w umiarkowanym, choć mój stan zdrowia przecież nie uległ poprawie… Co rusz muszę walczyć z przeciwnościami losu. Jestem tym taka zmęczona! Odbijam się od drzwi różnych instytucji, aby uzyskać pomoc. Odebrano mi rentę, magicznie „uzdrowiono”, zabrano refundację na insulinę i wiele innych rzeczy… Jedyna moja nadzieja jest w Was – ludziach o złotych sercach. Rodzina niestety nie jest w stanie mi pomóc. Mąż niedawno zmarł, jedna córka mieszka daleko, druga ma niepełnosprawne dziecko i walczy jak lwica, by przywrócić mu zdrowie, trzecia odbywa karę… Utrzymuję się z renty i zasiłku pielęgnacyjnego. Miesięczna kwota moich dochodów jest zaledwie trzycyfrowa… Proszę, pomóżcie mi dalej się leczyć! Powoli tracę wiarę, że uda mi się wykupić leki, pójść prywatnie do lekarza… Tak bardzo tego potrzebuję, aby móc dalej w miarę funkcjonować!  Mimo że z jednej strony los tak bardzo odbiera mi siłę do życia, to  z drugiej strony nie chcę jeszcze umierać… Będę niewiarygodnie wdzięczna, jeśli zechcesz mi pomóc i wesprzesz moją zbiórkę. Jadwiga   

1 800 zł
Jan Czerwonko
Jan Czerwonko , 63 lata

Wnuki tak bardzo tęsknią za dziadkiem... Pomóżmy mu do nich wrócić!

Nasz tata to niezwykle pogodny i towarzyski człowiek. Razem z mamą prowadził spokojny tryb życia, w którym realizował się zawodowo, a w wolnym czasie uwielbiał jeździć na ryby. Zawsze optymistycznie nastawiony do życia i empatyczny. Taki typ człowieka, który nigdy nie zostawiał innych bez pomocy. Dziś jednak sam tej pomocy potrzebuje… To miał być dla taty dobry dzień. 18 stycznia 2023 roku przyleciał do Polski, ponieważ dzień później był umówiony na konsultację kardiologiczną. Ma zdiagnozowaną arytmię i zawsze dbał, by była ona pod kontrolą specjalistów. Wiedział, że ma, po co i dla kogo być zdrowy – dzieci i wnuki, to przecież cały jego świat… Od kilku dni czuł się jednak gorzej. Odczuwał duże zmęczenie, ale nie takie jak zazwyczaj. Sam przeczuwał, że to coś więcej, że to coś zupełnie innego...  W dniu przylotu trafił na SOR, gdzie okazało się, że doszło do krwawienia z tętniaka!  Błyskawicznie trafił na stół operacyjny, a myśmy przeżywały najtrudniejsze w życiu chwile. Ten strach, napięcie, czekanie… Nigdy więcej nie chciałybyśmy już musieć tego czuć! Nasze poczucie bezradności potęgował fakt, że rokowania po operacji były niepewne.  Pozostało nam czekać… Wiedziałyśmy, że tata jest silnym człowiekiem, ale właśnie wtedy pokazał jak bardzo! Stan taty, mimo że wciąż niepewny, zaczął się poprawiać. Dziś jest z nim kontakt, potrzebuje jednak rehabilitacji.  Teraz nie mamy innych marzeń, jak te, aby tata wrócił do nas w pełni sił. Jednak niezbędna do tego jest rehabilitacja, a to oznacza ogromne koszty! Dla nas nie do przeskoczenia...  Tato jest bardzo rodzinny i ceni sobie czas spędzany z wnukami, które go uwielbiają. Jest wspaniałym, wspierającym ojcem i dobrym człowiekiem, który zasługuje na szansę.  Dlatego prosimy Was o pomoc. Za każdy, najmniejszy gest i złotówkę, z góry serdecznie dziękujemy! Córki z bliskimi

29 609,00 zł ( 25,39% )
Brakuje: 86 987,00 zł
Wiesława Daroszewska
Wiesława Daroszewska , 59 lat

Mieć za co żyć, czy żyć jak najdłużej... Pomóżmy Wiesi zawalczyć o zdrowie!

Już od 13 lat życie mnie nie rozpieszcza. Nawet jeśli są okresy, gdy wydawać by się mogło, że teraz los idzie ku lepszemu, to następuje jakieś załamanie, które to wszystko niweczy…  Wszystko zaczęło się w 2010 roku, kiedy to zmarł mój ukochany mąż. Miałam wtedy zaledwie 44 lata, a już zostałam wdową! Wszystkie plany, marzenia o wspólnym życiu zostały mi tak brutalnie odebrane. Od tego momentu byłam zdana tylko na siebie, również w aspekcie finansowym. Zaledwie 3 lata później otrzymałam od życia kolejny cios – tym razem zdrowotny. Lekarze zdiagnozowali u mnie szpiczaka mnogiego. Jest to choroba nowotworowa układu krwiotwórczego. Szpiczak przebiega wieloetapowo, a jego pierwszym objawem są bóle kostne wynikające z niszczenia kości przez nowotwór, a także osłabienie i utrata masy ciała.  Pomimo wdrożonego od razu leczenia, a następnie jego kilkakrotnej zmiany, mój organizm na nie nie reagował. Dlatego w 2015 roku miałam wykonany autoprzeszczep komórek macierzystych. To przyniosło pożądany efekt i byłam w remisji! Niestety tylko przez 2 lata… Nie poddaję się jednak i wspólnie z lekarzami szukamy skutecznej metody leczenia. To powoduje, że aż 6 razy w miesiącu jeżdżę do kliniki na różnego rodzaju konsultacje i badania. Dodatkowo muszę często odwiedzać stomatologa, bo z uwagi na fakt, że choroba ta dotyczy kości, utrzymanie w dobrym stanie mojego uzębienia, jest bardzo istotne.  Chyba każdy z nas wie, jak kosztowne jest leczenie u dentysty… Oprócz tego dojazdy do kliniki i zakup leków pochłaniają całkowicie to, co otrzymuję w ramach renty rodzinnej! Stoję więc przed wyborem – mieć za co żyć na teraz, czy zadbać o swoje zdrowie, by żyć jak najdłużej. Proszę, pomóż mi zakończyć ten dylemat! Wesprzyj moją walkę o zdrowie i życie, bo bez Twojego wsparcia, będę zmuszona z niej zrezygnować… Wiesława

4 089 zł
Jacek Ratajczak
Jacek Ratajczak , 60 lat

Zakrzepica zabrała mi nogę... Teraz walczę o powrót do dawnego życia!

Niesamowite, jak jeden dzień, jedna chwila potrafią tak wiele zmienić w życiu. Muszę przyznać, że to, czym pewnego dnia obdarował mnie los, zupełnie się nie spodziewałam. W grudniu wszystko, co spokojne i dobre zamieniło się w ogromną niepewność i żal. Niespodziewanie, w ciężkim stanie trafiłem do szpitala, gdzie w wyniku zakrzepicy amputowano mi nogę.  Początkowo lekarze próbowali zrobić wszystko, by ją uratować. Niestety ponad 12 godzin silnego niedokrwienia, silny obrzęk i postępująca martwica były bezlitosne. Nie można było uniknąć amputacji. Po zabiegu obudziłem się w nowej rzeczywistości – w rzeczywistości, której nie znałem i w której na nowo musiałem nauczyć się żyć.  Mam 58 lat i można powiedzieć, że za mną naprawdę duży kawał życia. Trudno było więc mi się pogodzić z tym, że tak z dnia na dzień po prostu zostałem bez nogi. Mój dom i przestrzeń, w której spędziłem wiele lat przestały być dla mnie funkcjonalne. Poruszanie sprawia mi wiele trudności. Dom nie jest przystosowany do osoby niepełnosprawnej.  W dodatku chciałbym móc w przyszłości pójść na spacer o własnych nogach. Wiem, że jest to możliwe dzięki protezie. Niestety koszty leczenia, przystosowania domu i zakup protezy znacznie przekraczają moje możliwości. Nie jestem w stanie zebrać potrzebnych środków na remont i dalsze leczenie. Choć trudno mi prosić o pomoc, nie mam innego wyboru. Ta zbiórka i wasze wsparcie są dla mnie ostatnią nadzieją na to, że choć w małym stopniu będę mógł wrócić do dawnego życia, za którym tak bardzo tęsknie.  Jacek

5 647 zł