Trudna codzienność i śmiertelna diagnoza❗️POMÓŻ❗️
Mam na imię Jola, od ponad 40 lat wychowuję niepełnosprawną córkę, a kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że jestem śmiertelnie chora. Moje życie nigdy nie było łatwe, a dziś, gdy każdego dnia budzę się z myślą o diagnozie, zdaje się być jeszcze trudniejsze. Nie ma dnia, bym nie zastanawiała się, jak dalej potoczą się moje losy. Każdego dnia odczuwam strach i paniczny lęk o własne życie, ale wiem, że nie mogę przegrać. Pod koniec grudnia wyczułam w mojej piersi zmiany, które bardzo mnie zaniepokoiły. Za namową syna, by jak najszybciej zdiagnozować, z czym mam do czynienia, od razu po nowym roku umówiłam się na wizytę. USG potwierdziły nasze przypuszczenia – w mojej piersi znajdowały się guzy… Kolejne konsultacje i biopsja nie pozostawiły już złudzeń. To złośliwy nowotwór piersi. Nie mogłam w to uwierzyć. Totalnie się załamałam. Zaledwie cztery lata temu straciłam ukochanego męża, z czym trudno było mi się pogodzić. Teraz musiałam stanąć do walki o własne życie. W kwietniu przeszłam mastektomię piersi. Jestem pod opieką onkologów. Obecnie czekam na plan leczenia. Z pewnością czeka mnie chemioterapia. Całą sytuację utrudnia fakt, że jestem mamą niepełnosprawnej córki, która, pomimo dojrzałego wieku, wymaga takiej samej opieki, jak kilkuletnie dziecko. Sylwia nie jest samodzielna. Muszę pomagać jej niemal w każdej czynności. W dodatku zmaga się z różnymi zaburzeniami podłoża psychicznego, dlatego wymaga dużej uwagi i spokoju. Potrzebne leki, zarówno jej jak i mi, dojazdy do lekarzy, odpowiednia opieka, konsultacje prywatne, to wszystko wiąże się z ogromnymi nakładami finansowymi, których po prostu nie mamy. Tak bardzo boję się, że to nie choroba, a pieniądze staną się powodem przegranej, a ja nie mogę do tego dopuścić. Sylwia potrzebuje zdrowej i pełnej siły mamy. Nie jest mi łatwo prosić, ale wiem, że nie mam innego wyboru. Pełna nadziei zwracam się do Was o pomoc. Każda złotówka i słowo wsparcia dodadzą nam otuchy i siły do dalszej walki! Jolanta z córką Sylwią