Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Radosław Pawłowski
Radosław Pawłowski , 26 lat

Otrzymałem nową szansę od losu! Straciłem nogę, ale życie zostało.

Moje szczęśliwe życie w ciągu zaledwie chwili zamieniło się w koszmar! Miałem wszystko, o czym marzyłem - kochającą żonę, piękną córeczkę, pracę, przyjaciół, pasje, zdrowie… Niestety to ostatnie zostało mi brutalnie odebrane!  Zawsze kochałem motoryzację, motocykle były moją największą pasją. Prędkość, pęd wiatru… Jedna z przejażdżek skończyła się jednak tragicznie… Obudziłem się w szpitalu. Chwilę potem usłyszałem, że konieczna była amputacja nogi. Był to dla mnie szok, byłem przerażony, że nic nie mogę zrobić, cofnąć czasu, zastygłem! Nie da się opisać, co człowiek czuje w takiej chwili. Wypadek - codziennie słyszysz dźwięk syreny alarmowej, kiedy karetka lub straż pożarna wyjeżdża do kogoś potrzebującego. Zawsze sobie myślisz, że ciebie to nie dotyczy. Że tak dramatyczne historie przydarzają się innym. Życie pisze jednak zupełnie inne historie... W jednej sekundzie zawalił mi się cały świat. Miałem tyle planów i marzeń do zrealizowania. Wiedziałem jednak, że się nie poddam, nie mogę! Mam dla kogo żyć, dla kogo się starać. Przede mną bardzo długa droga do samodzielności, o której tak bardzo marzę. Chciałbym kontynuować i rozwijać pasję, wrócić do aktywności fizycznej, do pracy. Chodzić z żoną na spacery, biegać z córką po parku… Muszę mieć siły i sprawność, żeby ją wychować. To mój ojcowski obowiązek i brak nogi nie może być żadnym usprawiedliwieniem. Z tego się nie da zwolnić, jak z niechcianej lekcji wf-u.  Bez odpowiednio dopasowanej protezy nie mam jednak szans na normalne życie. Jestem zmuszony prosić o pomoc, gdyż sam nie zdołałam uzbierać potrzebnej, astronomicznej kwoty. Dostałem ogromną szansę od losu, żyję. Nie wolno mi tej szansy zmarnować! Z Twoją pomocą moje życie może wyglądać inaczej! Radek --- Możesz pomóc biorąc udział w LICYTACJACH

17 631,00 zł ( 18,43% )
Brakuje: 78 008,00 zł
Jakub Strzemkowski
Jakub Strzemkowski , 15 lat

Ogromne pieniądze na drodze do sprawności... Pomóż Kubie!

Niczego w życiu tak bardzo nie pragnę jak tego, by mu pomóc, by ulżyć mu w cierpieniu. Kuba ma 11 lat, grubą teczkę z historią chorób i trójkę rodzeństwa w domu. Jest dzieckiem, które wymaga szczególnej uwagi i wyjątkowego podejścia z uwagi na wiele zachowań trudnych, których ograniczeniem muszą zajmować się specjaliści z najwyższej półki.  Jego leczenie i rehabilitacja przez lata pochłonęły ogromne środki, a to dopiero początek drogi do lepszego jutra... Trzeba podjąć tytaniczną pracę, żeby Kubuś mógł w przyszłości normalnie i samodzielnie funkcjonować w środowisku. Nikt kto wcześniej nie miał do czynienia z taką sytuacją, nie potrafi sobie wyobrazić jak ogromne to wyzwanie.  Nadzieję daje pobyt Kuby w specjalistycznym ośrodku. Doświadczeni lekarze mówią, że widzieli już wiele takich przypadków i chcą podjąć rękawicę w walce o Kubę, jednak jest to potwornie kosztowna walka, której rodzice nie są w stanie samodzielnie opłacić. Stąd potrzeba założenia zbiórki i ogromna prośba o wsparcie dla tego wyjątkowego chłopca.  Chociaż nie brakuje nam determinacji i wiemy, że nie możemy się poddać, to batalii o przyszłość Kuby nie wygramy sami... Dlatego zwracamy się do Ciebie! Pomóż nam sprawić, że w naszym życiu znów zaświeci słońce! Wierzymy, że z Tobą nam się uda. Musimy wierzyć, bo co innego nam pozostało? Bliscy Kuby

7 435,00 zł ( 16,64% )
Brakuje: 37 246,00 zł
Adam Szymczykiewicz
Adam Szymczykiewicz , 21 lat

Brakuje nam sił, by dalej pchać wózek!

Mój syn Adaś jest uczniem 2 klasy technikum informatycznego. Jest niezwykle inteligentnym i zdolnym chłopcem, który powoli wkracza w dorosłość. Rozwijanie jego pasji oraz edukacja stają się jednak coraz trudniejsze. Adaś ma czterokończynowe porażenie mózgowe, przez co jego możliwości są bardzo ograniczone. Dlatego potrzebujemy Twojej pomocy! Mój syn jest jednak niezwykle dzielny i nie ustaje w poszerzaniu swoich zainteresowań! Wiek niestety robi swoje. Adaś z dziecka staje się mężczyzną. Jego waga i postura sprawiają nam coraz większe trudności w przemieszczaniu się wózkiem aktywnym. Biologii nie da się przeskoczyć, ale możemy się wspomóc fizyką i elektrotechniką. Adam, z powodu niedowładu prawej ręki, nie ma możliwości poruszać się samodzielnie. Nawet w szkole nieustannie potrzebuje pomocy, przez co często czuje się wykluczony z grona pełnosprawnych rówieśników. Niezbędne staje się zamontowanie napędu elektrycznego do wózka Adama. Niestety, ogromny koszt zakupu tego rodzaju kół  przekracza jednak nasze możliwości finansowe. Wszędzie poruszamy się pieszo lub komunikacją miejską, dlatego taki wózek odmieni całe nasze życie, a Adam uzyska choć częściową samodzielność! Proszę, wesprzyj nas! Bardzo liczymy na Twoją pomoc! Anna - mama Adama

15 685 zł
Marcin Buchta
Marcin Buchta , 45 lat

Aby ratować mi życie, lekarze musieli amputować mi nogę. Teraz walczę o sprawność!

Jestem zaledwie po 40-tce, a życie już wystawiło mnie na ogromną próbę. Zawsze byłem bardzo aktywny, pracowałem fizycznie, robiąc remonty i pracując na budowach. Dlatego ból nóg traktowałem jako zmęczenie, a opuchlizny tłumaczyłem przepracowaniem. Dopiero kiedy ból był nie do wytrzymania, poszedłem do lekarza. Diagnoza dosłownie ścięła mnie z nóg. Okazało się, że mam zaawansowaną miażdżycę i zakrzepicę. Z tego powodu trafiłem do szpitala, gdzie lekarze starali się uratować mi nogę, niestety bezskutecznie. Mój stan zaczął się pogarszać z godziny na godzinę. Lekarze wprowadzili mnie w śpiączkę farmakologiczną, ale wdała się sepsa. Moje życie zawisło na włosku. Tylko szybka amputacja nogi mogła mnie ocalić. Zapłaciłem wysoką cenę, nie spodziewałem się, że będzie mi jej tak bardzo brakować. Minęło już prawie pół roku. Operacja odbyła się w połowie lipca i powoli zaczynam oswajać się z nową rzeczywistością. Powiedzieć, że nie jest łatwo, to jak nic nie powiedzieć. Każda czynność, którą do tej pory człowiek wykonywał bez większego zastanowienia, dzisiaj wymaga nie lada wysiłku. Potrzebuję podpórki, kul, balkoniku, a czasami zwyczajnej ściany.  Jedyną nadzieją, żeby odzyskać choć część utraconej samodzielności, jest ciągła praca nad sobą. W moim obecnym stanie wymagam ciągłej rehabilitacji oraz zakupu protezy, która da mi szansę na powrót do dawnego życia i aktywności zawodowej. Niestety, przekracza to moje możliwości finansowe, dlatego proszę o pomoc. Wesprzyj moją zbiórkę nawet najmniejszą wpłatą. Marcin

7 888,00 zł ( 11,76% )
Brakuje: 59 166,00 zł
Michał Nowak
Michał Nowak , 31 lat

Wypadek prawie go zabił! Od kilkunastu lat, walczę o Michała każdego dnia!

Nasze życie zostało brutalnie podzielone grubą kreską - szczęśliwe lata znikają za mgłą przerażającej i trudnej rzeczywistości, która mija dzień za dniem. Zamiast poprawy, dostajemy kolejne wyzwania… Zamiast możliwości, bariery.  Początek i koniec. Michał jako 11-letni, mały jeszcze chłopiec został potrącony przez auto. Nie będzie kłamstwem, jeśli powiem, że po 16 latach na samo wspomnienie tego dnia wciąż mam gęsią skórkę. Nie skłamię, jeśli stwierdzę, że tego dnia życie całkowicie się zmieniło, a coś, co uważałam za stałe, zniknęło na zawsze.  Na początku stan był oceniany jako ciężki. Lekarze mówili, że młody organizm podejmie walkę, ale musimy być gotowi na wszystko. Przez kilka miesięcy żyliśmy w potwornej nieświadomości, Michał był w śpiączce. Nigdy tego nie zapomnę. Tych emocji, przerażenia, mieszanki nadziei i strachu. Te wspomnienia mimo upływu lat są wciąż żywe…  Teraz, mimo upływu lat wciąż borykamy się z konsekwencjami tej tragedii. Tragedia to w naszym przypadku odpowiednie słowo. Bo Michał nigdy całkowicie nie podniósł się po tym upadku. Ani ciało, ani umysł nigdy nie wróciły do tego, co było kiedyś.  Nigdy nie dowiem się, kim byłby mój syn po uzyskaniu dorosłości. Być może już nigdy nie porozmawiam z nim o zwyczajnych sprawach, nie poznam jego samodzielnej rzeczywistości. Ktoś nam to po prostu odebrał. I pozostawił nas z niepewnością i strachem już na zawsze… Dla Michała jest tylko jedna szansa na poprawę codzienności - intenywna rehabilitacja. Tę regularną prowadzimy każdego dnia przy wsparciu najlepszych specjalistów. To kosztowne, ale dające rezultaty rozwiązanie. By pobudzać ciało i umysł Michała do działania potrzebujemy iść krok dalej. Jeden turnus rehabilitacyjny w ciągu roku to absolutne minimum. Niestety, koszt takiej opieki, specjalistycznych zajęć to mnóstwo jest duży. W naszym przypadku zbyt duży. Proszę, pomóż nam zawalczyć o postępy Michała! O to, by wypadek nie oznaczał dla niego końca wszystkiego. Dla nas opieka nad chorym, niepełnosprawnym dzieckiem jest niezwykle wymagająca, ale robimy co w naszej mocy, by zawsze być przy nim. Zsynchronizowane kalendarze, całe życie podporządkowane pod to, by zapewnić Michałkowi wszystko, co niezbędne. Zrezygnowaliśmy z siebie, porzuciliśmy wiele, by nasz syn mógł żyć, a jego rzeczywistość nie przypominała niekończącej się męki.  Takich sytuacji jak nasza jest pewnie tysiące. Za każdą z nich kryje się osobisty dramat. Michał robi postępy, siada, porusza palcami, reaguje na głosy, poznaje twarze. Kiedy myśleliśmy, że powoli wychodzimy na prostą, na naszej drodze pojawiła się kolejna przeszkoda: padaczka lekooporna. Coś, co przekreśla postępy, o które bardzo długo walczyliśmy. Musimy być gotowi niemalże nieustannie na reakcję. W ciągu dnia, w środku nocy. Czuwać, by się nie zachłysnął, by nie zasłabł…  Wiem, że Michał ma jeszcze szansę na postępy. Nie znam matki, która na moim miejscu poddałaby się bez walki. Kilka sekund przekreśliło jego marzenia i szanse na przyszłość, a teraz my w codzienności walczymy o to, by każdy dzień oznaczał szansę. My nadziei nie stracimy nigdy, a ty możesz dać nam nową energię do działania - tchniesz wiatr w te żagle?

2 345,00 zł ( 12,33% )
Brakuje: 16 666,00 zł
Kamil Kłak
Kamil Kłak , 24 lata

Młode życie złamane przez straszny wypadek - pomagamy Kamilowi odzyskać sprawność!

Mam na imię Kamil, mam 21 lat. Do pewnego sierpniowego dnia byłem zdrowym, młodym człowiekiem z głową pełną marzeń i planów... Wsiadając tego dnia do auta, nie sądziłem, że w jednej chwili wszystko zniknie. Mało brakowało, a moje życie skończyłoby się trzy lata temu, kiedy miałem 18 lat... To, co działo się potem, znam tylko z opowieści najbliższych. Doszło do strasznego wypadku samochodowego... Sekundy, uderzenie i ciemność. Gdy karetka przywiozła mnie do szpitala, byłem w stanie krytycznym. Doznałem obrażeń wielonarządowych, ucierpiała szczególnie głowa. Rokowania nie były złe, one były po prostu tragiczne... Lekarze nie wierzyli, że przeżyje następny dzień. Dziś wiem, że dawano mi zaledwie 3% szans na życie... Trzy miesiące wcześniej skończyłem osiemnaście lat. Początek dorosłego życia o mało co stał się też jego końcem... Lekarze z wielką ostrożnością informowali rodziców o tym, co się dzieje, nie chcąc im robić nadziei. Śmierć miała 97% szans na zwycięstwo, ja zaledwie 3%. Mimo to wygrałem... Przeżyłem następną dobę, a potem kolejną... Walka toczyła się tak naprawdę o każdy dzień. Bardzo długo byłem nieprzytomny. Walczyłem o życie, nie zdając nawet sobie sprawy, co się dzieje dookoła i jaki koszmar przeżywa moja rodzina...  Wybudziłem się ze śpiączki, choć tez wydawało się, że to nigdy nie nastąpi... Moja wola życie okazała się silniejsza. Na początku nie mogłem samodzielnie jeść, mówić, nie wspominając o ruszaniu rękami i nogami, siedzeniu i chodzeniu. Byłem mniej samodzielny niż moje młodsze rodzeństwo... Wszystkiego musiałem uczyć się od porządku. Miałem 18 lat, a byłem jak malutkie dziecko. To, w jakim jestem teraz stanie, zawdzięczam lekarzom, rodzicom, którzy są przy mnie i mojej ciężkiej pracy na rehabilitacji. Niestety, nadal mam problemy z prawidłowym chodzeniem czy mówieniem. Potrzebuję dalszej rehabilitacji, która jest bardzo kosztowna. Walce o odzyskaną sprawność podporządkowałem całe życie... Trwa to już trzy lata. Obecnie jestem na rencie. Chciałbym wrócić do dawnego życia. Moim celem osiągnąć taką sprawność, abym mógł podjąć pracę, usamodzielnić się i żyć jak zwykły dwudziestolatek. Pozwoli mi na to pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie codziennie mógłbym ćwiczyć i wracać do zdrowia. Jednak niestety wiąże się to z ogromny kosztem, dlatego proszę Cię o pomoc. Wiem, że dostałem od losu drugą szansę. Cudem uszedłem z życiem, dlatego dziś każdy dzień doceniam podwójnie. Wierzę, że uda mi się odzyskać sprawność dzięki wsparciu, które od Was otrzymam... Wtedy zrobię wszystko, żeby oddać innym dobro, jakim ludzie o dobrych sercach obdarzyli mnie dzięki tej zbiórce. Kamil

22 113,00 zł ( 17,22% )
Brakuje: 106 249,00 zł
Dominika Gigoń
Dominika Gigoń , 24 lata

Życie Dominiki zacznie się na nowo, jeśli dasz jej szansę! Pomóż w walce z chorobą

Kiedy byłam w ciąży, marzyłam, że moja córka w wieku 20 lat będzie przebojową, pewną siebie kobietą. Marzyłam, że przed nią będzie roztaczała się wizja świetlanej przyszłości. Los bardzo boleśnie zweryfikował moje plany, marzenia i oczekiwania. Pokazał, że niczego nie można być pewnym.  Gdyby wszystko poszło po mojej myśli, dziś Dominika byłaby pełną energii młodą kobietą, przed którą świat stałby otworem. Jestem pewna, że miałaby mnóstwo marzeń, planów i pomysłów, w których chciałabym ją wspierać.  Moja córeczka przyszła na świat z ogromnymi problemami. Od urodzenia zmaga się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Nie potrafi i nie może poruszać się samodzielnie - jej ruch jest możliwy tylko dzięki specjalistycznemu wózkowi. To jednak nie koniec naszych problemów, bo ciało Dominiki jest jej wrogiem. Nie potrafi w pełni kontrolować swoich ruchów rąk, głowy. To dla niej potworne utrudnienie, szczególnie, że trudna droga przez rehabilitacyjne korytarze trwa już od wielu lat. Pogłębiające się skrzywienie kręgosłupa powoduje, że Dominika wciąż musi nosić gorset, który pomaga w korygowaniu wad.  Dominika, pomimo choroby, pomimo cierpienia, jest niezwykle pogodną i ciekawą świata osobą. Czasem podziwiam jej upór w dążeniu do celu. Czasem patrzę na nią z zachwytem, bo wiem, że każda czynność wymaga od niej znacznie większego wysiłku niż od zdrowego człowieka. To, z czym się zmagamy dla innych jest abstrakcją. Dla mnie codzienność to pokonywanie przeszkód, planowanie dalszego leczenia, domowe ćwiczenia, kontakt z rehabilitantami i nieustanna nauka, która bardzo pomaga mi we wspieraniu codziennej walki córeczki.  Dzięki temu, że codziennie wkładamy mnóstwo pracy w walkę o zachowanie minimalnej sprawności, efekty Dominiki niekiedy zaskakują. Wiemy jednak, że to, co robimy to tylko kropla w morzu potrzeb. Dla nas rehabilitacja jest jak lekarstwo - zamiast połykania tabletek i specyfików, moja córka żmudnie wykonuje kolejne powtórzenia jednego ćwiczenia. Przy jej dolegliwościach to jedno z niewielu rozwiązań, które ma realny wpływ na codzienność. Niestety, od jakiegoś czasu znajdujemy się w trudnym momencie. Przed nami wizja wstrzymania zabiegów. To nie może się wydarzyć! Koszty rosną, a ja z przerażeniem podsumowuje kolejne miesiące. Z trwogą planuję przyszłość, bo nie wiem, co przyniosą dni i miesiące. Stała rehabilitacja to ogromne koszty. Koszty, których sama nie jestem w stanie pokryć!  Proszę, daj mojej córce szansę. Życie i choroba tak wiele jej odebrały, a ja tak bardzo pragnę przekazać jej wreszcie dobre wiadomości. To, że intensywna rehabilitacja wciąż będzie możliwa będzie dla Dominiki niczym gwiazdka z nieba.  Tak bardzo chcę widzieć na twarzy mojej córeczki uśmiech. Powiedzieć, że zrobiłam co w mojej mocy, a dzięki wsparciu innych zwyczajnie nam się udało. W naszym życiu każdy mały sukces rośnie do niesamowitych rozmiarów. Proszę, dodaj nam skrzydeł do dalszej walki o przyszłość! Krok za krokiem… Podaj nam rękę i pomóż stawiać kolejne na trudnej drodze zwanej życiem. Choroba zabrała wiele, ale nie zniszczyła nadziei!  

11 357,00 zł ( 28,51% )
Brakuje: 28 473,00 zł
Marcin Nikiel
Marcin Nikiel , 41 lat

Leczenie doprowadziło na skraj tragedii. Pomóż mi zawalczyć o życie!

Operacje, komplikacje, amputacja. Tak wyglądała moja dotychczasowa droga. Wiem, że leczenie to długi i skomplikowany proces. W moim przypadku również niezwykle kosztowny… Jeśli nie znajdę pomocy na czas, moja nadzieja na przyszłoś przepadnie. Najgorsza jest świadomość, że zawiodę moją rodzinę, że nie będę dla niej wystarczającym wsparciem. Bycie ciężarem dla najbliższych - ta myśl nie daje mi spokoju.  Moje problemy zaczęły się dawno temu. Wtedy jednak nie zdawałem sobie sprawy, jak poważne będą konsekwencje, z czym przyjdzie mi się mierzyć w przyszłości.  Kiedy poznałem moją ukochaną, życie jawiło się w różowych barwach. Byłem pewien, że przed nami szczęśliwa przyszłość. Ślub, przyjście na świat kolejnej ważnej kobiety w moim życiu - maleńkiej Basi. W takich momentach ludzie nie myślą, że życie może zmienić się w koszmar, a sprawność traktują jak coś zupełnie naturalnego. Coś, co nigdy nie zniknie. Szczęście przesłonione przez ciemne chmury zaledwie rok po ślubie. Zaczęło się od niewielkiego zachmurzenia, zwyczajnego bólu, który może zdarzyć się każdemu raz na jakiś czas. Teraz już wiem, że to była cisza przed burzą. Kilka lat temu miałem cichą nadzieję, że regularne leczenie, przegoni problemy raz na zawsze. Przeszedłem 5 operacji - właśnie tyle razy dawano mi nadzieję na lepsze jutro, pożegnanie bólu i odzyskanie sprawności. Dokładnie tyle razy, przekonując się, że wcale nie jest lepiej, upadałem na samo dno… Ku mojej ogromnej rozpaczy okazało się, że próby ratowania mojej nogi przez lekarzy, okazały się nieskuteczne… 5 czerwca ubiegłego roku dowiedziałem się, że wszystko przepadło, zostanę poddany amputacji. Nie miałem nic do powiedzenia. W takich momentach ciężko myśleć o czymkolwiek. W głowie krążą myśli i jedno pytanie “co dalej?”. Miałem wrażenie, że w naszym życiu chmury przerodziły się w potężny huragan, pochłaniając wszystko, co spotka na swojej drodze. Znalazłem się nad przepaścią…  Mam szczęście, mam rodzinę. To dzięki bliskim przetrwałem najcięższy czas. To oni pomogli mi znaleźć sens dalszej walki. Bez nich dziś nie miałbym nic. Teraz czas się odwdzięczyć. Poświęciłem mnóstwo energii, włożyłem sporo pracy w to, by wyjść na prostą. Początkowo poruszałem się na wózku, później postawiłem pierwsze kroki w protezie. To niesamowite uczucie - znów stanąć na własnych nogach. Obecna proteza to szansa, ale jednocześnie ograniczenie. To podstawowy sprzęt umożliwiający przemieszczanie… Teraz marzenia sięgają znacznie dalej, chciałabym korzystać z pełni życia! Chcę się ruszać, chcę być aktywny! Towarzyszyć mojej córeczce w drodze przez życie, pokazywać jej świat i być żywym dowodem na to, że choroba nie oznacza końca świata. Niestety, nowa proteza to ogromne koszty. Środki, których nie zdobędę przez resztę życia, nie mam na to szans! Jedyną nadzieją na sprawność i spełnienie największego pragnienia jesteście Wy! Każda pomoc jest dla mnie na wagę nowego życia. Początku, o którym do tej pory mogłem tylko marzyć… Nadzieja. To jedyne, co teraz mam. Im szybciej dostanę pomoc tym lepiej, bo będę miał możliwość nauczenia się na nowo umiejętności. Bo dzięki temu złapię za rękę moją córeczkę, i pobiegnę z nią w stronę, którą wybierze. Bo nie będę wciąż powtarzać “nie mogę..”. Kolejną odmowę, chcę zamienić w możliwości, które wciąż przede mną.

4 241,00 zł ( 2,73% )
Brakuje: 150 866,00 zł
Bartłomiej Dziemianowicz
Bartłomiej Dziemianowicz , 36 lat

Mama walczy o przyszłość syna! Jesteś nadzieją na lepsze jutro

Mam 66 lat. Jestem już starszą, schorowaną można rzec powoli staruszką. Ale wciąż z uporem realizuję plan, który przygotowałam lata temu: chronić mojego syna przed skutkami tajemniczej, nieokreślonej choroby, która odebrała sprawność i zniszczyła życie.  Moje zadanie to najczęściej czuwanie. By niczego nie zabrakło, by zapewnić wszystko, co niezbędne do życia, funkcjonowania  Nic nie wskazywało na to, że czeka nas taka przyszłość. Nic nie zapowiadało zbliżającej się tragedii. Bartek miał 13 lat, kiedy zaczęły się pierwsze problemy. Początkowo myślałam, że to chwilowe osłabienie, że to choroba, którą z czasem da się wyleczyć. Niedługo, od pierwszych objawów minie 20 lat… To czas, który oznaczał dla nas przerażającą walkę, niepewność i strach. Zamiast właściwego leczenia zmagaliśmy się z kolejnymi objawami, dodatkowymi komplikacjami, poważnymi wyzwaniami.  Bartek zmaga się z wieloma problemami. W związku z chorobą przestał chodzić, ma problemy z oddychaniem, mową i jedzeniem. Dodatkowo boryka się z uszkodzeniem nerwu wzrokowego i niedoczynnością tarczycy. Problemy z jelitami doprowadziły do wielu komplikacji, a w efekcie też do zmiany codziennej diety. Wykluczenia początkowo były ogromnym wyzwaniem, ale to tylko kropla w morzu tego, z czym zmagamy się na co dzień… Leczenie, konsultacje, badania i rehabilitacja Bartka to ogromne koszty. Środki, które staram się zdobywać wszędzie, by pomóc własnemu dziecku. Bo nic nie boli bardziej niż obserwowanie z bliska cierpienia człowieka, którego kocha się całym sercem.  Kiedy myślałam, że jest źle, stało się coś, co na chwilę mnie załamało. Przez dolegliwości związane z chorobą i codzienny wysiłek, ja również zaczęłam tracić siły. Głównie w rękach, a to one odpowiadają za sprawne prowadzenie wózka, na którym Bartek się porusza. To ja jestem jego nogami… To postawiło nas przed ostatecznością - by syn mógł się swobodnie, a przede wszystkim samodzielnie poruszać potrzebuje wózka elektrycznego. To jednak ogromna bariera na naszej drodze, bo koszt takiego sprzętu to kilkadziesiąt tysięcy złotych! Z środków, które mamy co miesiąc ledwie wystarcza na realizację podstawowych potrzeb, leczenie całej rodziny pochłania ogromną część naszego budżetu. Potrzebuję pomocy! Nie dla siebie, dla mojego syna, którego przyszłość została brutalnie przekreślona przez postępującą chorobę... Jestem zrozpaczona, ale wiem, że muszę znaleźć w sobie siłę do walki. Od wielu lat szukam odpowiedzi na pytanie, co dolega mojemu synowi. Chciałabym poznać nazwę brutalnego schorzenia, które niszczy zdrowie mojego dziecka. Niestety, mimo ogromnego wysiłku wciąż leczymy się tylko objawowo. A ja tak bardzo chciałabym dać Bartkowi namiastkę życia. Normalnego. Takiego, w którym ból nie jest nieodłącznym towarzyszem. Samodzielności, której praktycznie nie doświadczył… Marzenie jest na wyciągnięcie ręki, ale pod jednym warunkiem - jeśli zbierzemy kwota, która na chwilę obecną wydaje mi się niesamowicie odległa. Nie tak wyobrażałam sobie jesień mojego życia. Macierzyństwo postawiło przede mną poważne wyzwanie, ale dopóki mam siłę, będę walczyć. Możesz mi pomóc, podarować wiarę w to, że w najważniejszej batalii nie zostałam sama.  Mama Bartka

11 392,00 zł ( 33,99% )
Brakuje: 22 119,00 zł