Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marek Lewandowski
Marek Lewandowski , 54 lata

3 NOWOTWORY i niegojące się rany od kilku lat - ile Marek jeszcze wytrzyma❓

Wujek urodził się bez prawego przedramienia. Nauczył się z tym żyć, ale wcale nie było to łatwe. Trudności i wyzwiska jako dziecko, aż po zupełne usamodzielnienie. Pomimo wszystko, Marek żył normalnie, jak każdy z nas!  Zobacz, jak tragiczna jest jego historia: Po 30-stym roku życia zaczęły się problemy z łuszczycą. Po bezskutecznym pierwszym leczeniu, wujek zgodził się na kolejne podejście. Tym razem na leczenie biologiczne - podejmując ogromne ryzyko. Na początku była poprawa, jednak nie na długo. Życie rzucało mu kolejne kłody pod nogi... Niestety, lekarze oznajmili mu z czasem, iż organizm został zaatakowany przeznowotwór — chłoniak z komórek typu B (rok 2011). Po wyczerpującej chemioterapii i farmakologii udało się wygrać z nowotworem, ale łuszczyca przysparzała coraz więcej problemów... W 2013 roku wujkowi przyszło zmierzyć się z kolejnym atakiem nowotworu – tym razem był to potworniak jądra. Wujek nadal nie poddawał się i dzielnie znosił kolejne pobyty w szpitalach i poradniach. Jego organizm walczył z kolejną chemioterapią. Jednocześnie na jego ciele powstawało coraz więcej ran. Lekarze za przyczynę ran obwiniali łuszczycę, niestety po dokładniejszej diagnozie prawda była zupełnie inna... Owrzodzenia powstałe na niemalże całym ciele okazały się nowotworem – ziarniniak grzybiasty typu T (rok 2014). Ran na powierzchni ciała było aż 85. Leczenie obejmowało nie tylko chemioterapię, ale również naświetlanie, sterydoterapię, wszelką farmakologię dostępną w Polsce jak i za granicą. To wszystko trwało 3 lata i powoli niszczyło kolejną nadzieję na komfortowe życie. Żadne podejmowane leczenie wciąż nie przynosiło skutku, wobec czego lekarze zaproponowali przeszczep szpiku kostnego.  W lutym 2017 roku odbył się przeszczep. Wszystkie powstałe rany spowodowane ziarniniakiem grzybiastym zniknęły! Niestety wujek nie zaznał na długo spokoju i otworzyła się rana na łydce. W szybkim tempie powiększała swoją powierzchnię. Oczywiście jednocześnie organizm przeciwstawiał się kolejnymi objawami. Tak naprawdę do roku 2021 żadne leczenie w związku z powstałą bolesną raną na lewej łydce - nie dawało pozytywnego rezultatu, do momentu podjęcia leczenia specjalnymi opatrunkami.  Chwile nadziei, zabrane przez nieposkromiony, podstępny nowotwór, który nie chce mu dać spokoju! Wujek na chwilę zaznał ulgi, by cierpienie wróciło ZNÓW, PO RAZ KOLEJNY ze zdwojoną siłą! Ciągły brak finansów przekłada się  na stres, który wpływa negatywnie na leczenie. Wujek obecnie otrzymuje rentę w wysokości 2300 zł netto i z niej musi się sam utrzymać, zakupić najpotrzebniejsze leki i opatrunki. Wujek oprócz przebytych chorób na domiar złego zmaga się z twardziną – która jest kolejnym powikłaniem przeszczepu szpiku. Na chwilę obecną twardzina komplikuje dalsze leczenie oraz uniemożliwia mu przede wszystkim chodzenie. Wujek ma orzeczenie o niepełnosprawności, wymaga stałej pomocy, jednak najważniejsze jest tu wsparcie finansowe. Umożliwia ono podejmowanie leczenia... Proszę, pomóż mojemu wujkowi w jego niezwykle trudnej drodze!  Bardzo Cię potrzebujemy... Ola

9 138,00 zł ( 34,35% )
Brakuje: 17 458,00 zł
Marcelina i Małgorzata Budzińskie
Marcelina i Małgorzata Budzińskie , 2 latka

Urodziły się z chorobami – Pomóż im walczyć o przyszłość❗️

Jestem mamą piątki cudownych dzieci. Moje dwie córeczki, Marcelinka i Małgosia zmagają się z poważnymi problemami zdrowotnymi: 5-letnia teraz Małgosia urodziła się z zamartwicą poporodową. Lekarze walczyli o jej życie, a skutki są widoczne do dziś. Marcelinka jeszcze przed przyjściem na świat miała potwierdzoną achondroplazję i wady rozwojowe serca. Starsza z córeczek wciąż zmaga się ze skutkami zamartwicy. Lekarze mówili, że po urodzeniu będzie w stanie wegetatywnym. Mieliśmy szykować się na najgorsze, ale wbrew złym prognozom, Małgosia wciąż jest z nami.  Lekarze pokazali nam jak się nią zajmować i nie poddajemy się w walce o jej zdrowie. Dzisiaj córeczka ma problemy ze wzrokiem, niedosłuch, padaczkę i mózgowe porażenie dziecięce. Najbardziej problematyczna jest jednak wiotkość krtani. Małgosia nie potrafi jeść stałych pokarmów i musi być pod stałą kontrolą, by nie doszło do zakrztuszenia się. Ale na co dzień jest prawdziwym wulkanem energii. Bardzo szybko się „nakręca” i jest nadpobudliwa, co również chcemy sprawdzić pod kątem psychiatrycznym.  Fakt, że Małgosia urodziła się z problemami, sprawił, że nieco łatwiej było nam przyjąć chorobę Marcelinki. Mogliśmy się przygotować i mieć pewność, że z całych sił będziemy starać się zapewnić jej i jej siostrzyczce wszystko, czego potrzebują.  Marcelinka umysłowo rozwija się prawidłowo, ale ma problemy ruchowe. Nie chodzi, tylko „pełznie” po podłodze, ponieważ jej główka jest zdecydowanie za ciężka.  Po urodzeniu lekarze powiedzieli również, że narządy rozwijają się prawidłowo, ale klatka piersiowa nie. Żeby nie doszło do ciasnoty, jeździmy na kontrolę do kilku poradni, żeby w razie czego zadziałać natychmiast. Ale gołym okiem widać, z jakimi problemami jeszcze się zmaga. Jest malutka, będzie potrzebowała ortez i gorsetu, by wspomóc jej rozwój. Obie córeczki potrzebują stałego leczenia i rehabilitacji. Niestety to ciągnie za sobą ogromne koszty, z którymi nie możemy już sobie poradzić. Dlatego prosimy o pomoc. Nawet najmniejsza wpłata, udostępnienie czy dobre słowo to dla nas znaczące wsparcie i szansa, by dalej dbać o zdrowie i sprawność córeczek. Weronika, mama

2 444 zł
Agnieszka Korpik
Agnieszka Korpik , 46 lat

"Czy moje serce przestanie bić?" – Zbieramy na leczenie Agnieszki!

Nikt nie potrafi mnie zdiagnozować. Choroba po kolei zabierała mi wszystko, kolejny ruch ręka, kolejny krok, aż jednego poranka nie mogłam wstać z łóżka. Czułam się jak przygwożdżona. Ciało odmówiło posłuszeństwa.  Zaczęło się, gdy byłam nastolatką. Coraz gorzej chodziłam. W końcu przestałam zupełnie chodzić, a moje ręce stały się niewładne. Lekarze zdiagnozowali u mnie dziecięce porażenie mózgowe, ale po latach okazało się, że rozpoznanie jest błędne. Nadal nie wiem, z czym się mierzę. Lekarze nie potrafią powiedzieć, jak choroba będzie postępować, czy obejmie tylko kończyny, czy zatrzyma też pracę narządów… serca? Gdy miałam 25 lat, położyłam się i nie mogłam wstać. Moja samodzielność wtedy się skończyła. Czy bezpowrotnie? Miałam nadzieję, że nie. 8 miesięcy temu lekarz przyjął mnie do szpitala, by ponowić diagnozowanie i badania. Niestety odpowiedzi nie dostałam, a przez moje unieruchomienie nabawiłam się głębokiej odleżyny – na pół uda, aż do kości.  Doszło do zakażenia paciorkowcem… Trafiłam na oddział paliatywny. Pojechałam do szpitala 18 października 2022 roku, a wyszłam 16 czerwca 2023 roku.  Mieszkam w małej miejscowości wraz z mamą i dwójką niepełnosprawnego rodzeństwa. Nie stać nas na rehabilitantów, turnusy rehabilitacyjne, leczenie, a moja choroba bardzo szybko się pogłębia i atakuje nawet dłonie, powodując ogromny ból. Proszę, pomóż mi w tej nierównej walce. Agnieszka

2 855 zł
Ewa Ciba
Ewa Ciba , 50 lat

Wybuch w restauracji – Moja mama ma poparzenia III stopnia!

Dziś, 20 lipca o godzinie 8:30 wybuchł pożar w restauracji w Gorczenicy (powiat brodnicki) – poinformowały media. – Jedna osoba poważnie poparzona – tą osobą była moja mama! Sklep, w którym pracowała moja mama, jest w tym samym, parterowym budynku co restauracja. Właściciel jest ten sam, pracownicy się znają i ze sobą współpracują, w końcu sąsiadują ze sobą przez ścianę.  Najpierw moja mama usłyszała huk. Przestraszyła się, że może to rura pękła i leje się woda. Pobiegła szybko do kuchni. Okazało się, że to butla od gazu się rozszczelniła i gaz z ogromną siłą zaczął wylatywać, powodując hałas. Zaraz potem nastąpił wybuch… Helikopterem mama została przetransportowana do szpitala. Oparzenie objęło niemalże całe ciało – spalone brwi, rzęsy, część włosów, ręce, nogi. Od kolan w dół musiała zostać przeszczepiona skóra z ud niemalże w 100%. Reszta ciała w miarę się goi, jednak wymaga specjalnej pielęgnacji. By mama mogła wrócić do pełni zdrowa, niezbędny będzie szereg kosztownych zabiegów, godzin rehabilitacji oraz specjalistyczne środki do mycia ciała i pielęgnacji blizn.  Lekarze zalecili również wizyty w komorze hiperbarycznej, która znacznie pomaga w regeneracji skóry. Niestety wszystko to niesie za sobą wysokie koszty. Z całego serca proszę Cię o pomoc dla mojej mamy! Oliwia, córka Ewy ➡️ Groźny pożar restauracji w Gorczenicy. Jedna osoba poważnie poparzona – TVP3 BYDGOSZCZ

23 118 zł
Marta Śmigielska
Marta Śmigielska , 35 lat

Najpierw GLEJAK, teraz UDAR – Proszę, pomóż!

Tak naprawdę moja historia zaczyna się, gdy miałam 10 lat. Jak to dziecko, bawiłam się z przyjaciółmi na podwórku. Ganialiśmy się, wspinaliśmy się na drzewa. Jak to czasami bywa, jednego dnia spadłam z drzewa i zaczęłam kuleć. Można by pomyśleć, że to nic takiego. Pewnie skręciłam kostkę lub nadwyrężyłam nogę, źle stąpnęłam przy upadku… Tak też kulałam, noga bolała, lecz jednego dnia moja mama stwierdziła, że trwa to zdecydowanie za długo... Poszłyśmy do lekarza. Dwóch niezależnych lekarzy nic nie zdiagnozowało. Dopiero sąsiadka neurolog po przebadaniu wykryła guza mózgu – glejaka. Po operacji ruszyliśmy z radioterapią. Moje ciało znacząco odczuło wszystkie ingerencje. Zdiagnozowano u mnie zespół móżdżkowy spowodowany otwarciem czaszki na stole operacyjnym. Od tamtego czasu mam problemy z chodem, utrzymaniem równowagi, trudności z mową. Najpierw zaczęłam chodzić o kulach, a potem usiadłam na wózek. Gdyby tego było mało, w kwietniu tego roku doznałam udaru niedokrwiennego mózgu. Mam niewładną lewą stronę ciała. Pogłębił się też zespół móżdżkowy. Obecnie przechodzę rehabilitację w szpitalu.  Jest mi bardzo ciężko. Straciłam pracę, utrzymuję się jedynie z renty, a do spłaty mam jeszcze m.in. kredyt hipoteczny. To paraliżuje mój budżet, przez co nie stać mnie teraz na wydatki związane z chorobą. Bardzo proszę Cię o pomoc! Marta

3 010 zł
Rafał Wojciechowski
Rafał Wojciechowski , 14 lat

By autyzm nie odebrał mu radości z życia... Pomagamy!

Rafał urodził się zdrowy. Dzień, w którym przyszedł na świat, był najpiękniejszym dniem w moim życiu. Byłam najszczęśliwsza, że mam go już przy sobie. Nie spodziewałam się, że niebawem będę musiała walczyć o jego zdrowie i sprawność.  Przez pierwsze 3,5 roku życia synka mieszkaliśmy w Anglii. Rafał miał styczność z dwoma językami, w domu natomiast mówiliśmy tylko po polsku. Zauważyłam, że synek bardzo mało mówi i jest skryty. Od razu udałam się do lekarza, jednak specjaliści uważali, że wszystko jest w porządku i to bariera językowa sprawia, że Rafał ma trudności z mową. Zapewniali, że syna na pewno blokuje strach przed innym językiem. Niestety, z biegiem czasu, problemy wciąż nie ustępowały... Dziś jestem wdzięczna sobie, że podjęłam decyzję o powrocie do Polski. Synek trafił do przedszkola, do którego chodziły inne dzieci z orzeczeniami o niepełnosprawnościach. Nauczycielki, widząc zachowanie mojego synka, zasugerowały, żeby udać się na wnikliwe badania, które wykazały całościowe zaburzenia rozwoju. Dzięki temu u Rafała zdiagnozowano autyzm.  Od momentu postawienia diagnozy cały czas walczymy o zdrowie i sprawność Rafałka. Gdy stwierdzono u niego autyzm – zapisałam go do przedszkola prywatnego, w którym miał zapewnioną odpowiednią opiekę. Chodził również do poradni psychologiczno – pedagogicznej, psychiatry, logopedy i na zajęcia ruchowe. Przez te wszystkie lata, aż do teraz, staram się zapewniać mu możliwie prawidłowy rozwój i opiekę odpowiednich specjalistów. Rafał jest nastolatkiem i jego codzienność nie należy do najprostszych. Chodzi do szkoły integracyjnej, widzę, że szuka kontaktu z dziećmi i chce się bawić. Jest bardzo pogodny i towarzyski, pomimo swoich codziennych trudności. Potrzebuje czułości, często przytula się do dzieci – okazując im w ten sposób sympatię. Niestety nie zawsze potrafi się odpowiednio zachować... Jestem z niego dumna, bo radzi sobie z nauką. Bardzo się stara i każdego dnia walczy o swoje zdrowie. Ma jednak problemy z motoryką małą, porusza się samodzielnie, ale łapanie piłki może sprawiać mu kłopot. Mimo to cieszy się życiem i chce się rozwijać. Chciałabym zapewnić mu jak najlepszy rozwój. Zabieram go na turnusy rehabilitacyjne i pilnuję, aby był stale rehabilitowany. Niestety wszystkie te aktywności są bardzo kosztowne, a mi samej ciężko im sprostać. Bardzo proszę o pomoc, każda złotówka jest niezwykle cenna. Tylko regularne, intensywne zajęcia i wizyty u specjalistów pomogą Rafałowi w skomplikowanej rzeczywistości.  Mama Rafałka  

14 973 zł
Ala Cicha
Pilne!
Ala Cicha , 3 latka

Nasza kochana córeczka walczy z ciężką i podstępną chorobą❗️Prosimy o pomoc❗️

To tak okropnie niesprawiedliwe! Przez 9 miesięcy nosiłam pod sercem moją córeczkę, aby potem, prawie po dwóch latach dowiedzieć się, że jest śmiertelnie chora! My rodzice błagamy, POMÓŻCIE nam w tej nierównej walce, by OCALIĆ JEJ ŻYCIE!  Ostra białaczka limfoblastyczna stała się naszym najgorszym koszmarem. Naszym wrogiem, który postanowił zniszczyć nasze malutkie dziecko. Nie możemy na to pozwolić!   Wszystko zdarzyło się tak niespodziewanie. Nie byliśmy na to przygotowani. Widmo śmierci naszego ukochanego dziecka spadło na nas z dnia na dzień! Pierwsze objawy pojawiły się na początku marca. Przez kilka dni utrzymywał się stan podgorączkowy. Potem naszą uwagę przykuł dziwny zapach jej moczu. Natychmiast udaliśmy się do lekarza, który wykrył zapalenie układu moczowego. Przepisano antybiotyki, jednak stan Ali nie poprawiał się. Z dnia na dzień było tylko gorzej! Jej skóra stała się blada, a ona coraz bardziej osłabiona, apatyczna i senna… Pojawił się spłycony i ciężki oddech, a serduszko zaczęło coraz szybciej bić! W naszych głowach kłębiły się najgorsze myśli, najstraszliwsze przypuszczenia, którym ciągle próbowaliśmy kategorycznie zaprzeczać. Obawialiśmy się najgorszego… Kolejne badania. Kolejne konsultacje i narastające przerażenie. Usłyszana diagnoza pozbawiła nas tlenu. Po słowach lekarza: „OSTRA BIAŁACZKA” przez niekończącą się chwilę nie mogliśmy oddychać! Stan Alicji był na tyle krytyczny, że nie pozwolono na jej transport do specjalistycznego szpitala. Dopiero po zrobieniu dwóch transfuzji krwi i wyregulowaniu pracy serca, skierowano nas na oddział onkologii dziecięcej. Ostateczna biopsja szpiku pozbawiła nas wszelkich nadziei! W jednym momencie całe nasze dotychczasowe życie wywróciło się do góry nogami! Łzy nie chciały się zatrzymać. Wylaliśmy morze łez, zadając niekończące się pytania dlaczego spotkało to właśnie naszą Alunię!  Dopiero po kilku dniach dotarło do nas, że zaczyna się nierówna walka o życie i zdrowie naszej malutkiej córeczki. Ogarnął nas niewyobrażalny strach i niepewność co czeka nas w najbliższym okresie...  Alicja przebywa obecnie na oddziale onkologii i przyjmuje chemioterapię. Jest małą wojowniczką, która dzielnie przyjmuje sterydy i znosi liczne kroplówki, pobieranie i przetaczanie krwi, narkozy oraz wszelkie nakłucia, celem wykonania badań i podania chemii. Patrząc na nią, chce nam się płakać! Nie możemy jednak pokazać jej jak bardzo się boimy. Nie możemy pozwolić, aby wyczuła od nas strach. Nie możemy dokładać jej jeszcze większego ciężaru! Walka z chorobą zapowiada się długa, wieloetapowa i trudna. Chemioterapia może potrwać do 9. miesięcy! Potem czeka ją chemia doustna i całkowita izolacja od otoczenia, co potrwa nawet półtora roku! Cały nasz dotychczasowy świat się zawalił! Nasze kochane, zawsze uśmiechnięte, pogodne i dotąd zdrowe dziecko rozpoczęło walkę ze śmiertelną chorobą nowotworową! To wojna na śmierć i życie! Musimy zrobić wszystko, aby Ala ją wygrała. Dlatego błagamy o Waszą pomoc. Każdego dnia mamy ochotę krzyczeć ze złości, poczucia bezradności i bezsilności. Kochamy Alę całym sercem i dla niej jesteśmy zdolni do wszelkich poświęceń. Potrzebujemy Waszej pomocy.  Dziękujemy za okazanie dobrego serca.  Rodzice Alicji

33 493,00 zł ( 31,48% )
Brakuje: 72 890,00 zł
Tytus Tański
Tytus Tański , 8 lat

Walka Tytusa cały czas trwa. Pomóżmy!

Mój synek doświadczył wielu cierpień. Jego dzieciństwo nie miało tak wyglądać. Zdarzyło się jednak także coś pięknego. Tytus zobaczył, jak wielu dobrych ludzi jest wokół niego. Udzieliście mu pomocy, a ja, jego matka, już zawsze będę Wam za to wdzięczna! Nasza walka o lepszy rozwój trwa. Dlatego ponownie pragnę prosić o Waszą pomoc w dźwiganiu tego ciężaru, jakim jest mózgowe porażenie dziecięce.  Nasza historia: Mój synek urodził sie w 33. tygodniu ciąży. Jego siostra bliźniaczka jest zdrowa, jednak Tytus za swoje wcześniactwo wciąż płaci… Wystąpił u niego szereg kłopotów zdrowotnych, z których konsekwencjami mierzymy się niestety codziennie.  Tytus ma zdiagnozowane mózgowe porażenie dziecięce oraz niepełnosprawność intelektualną. Syn mówi tylko kilka słów. Porozumiewa się przede wszystkim za pomocą gestów, książki komunikacyjnej i mówika. Dzięki temu coraz więcej rozumie, a komunikacja z nim jest łatwiejsza.  Samodzielne poruszanie się jest niemal niemożliwe. Tylko dzięki bardzo intensywnej rehabilitacji Tytus mógł postawić swój pierwszy krok. Dzisiaj jedynie na krótkich dystansach może poruszać się przy pomocy chodzika lub mojej. To daje mi nadzieję, że kiedyś może być lepiej... Wiem, że jeszcze przez bardzo długi czas syn będzie potrzebował mojej całodobowej opieki oraz wsparcia ze strony fizjoterapeutów i innych specjalistów. Przed nami bardzo trudna i wyboista droga, jednak bez Waszej pomocy możemy jej nie pokonać!  Proszę, pomóżcie mojemu małemu wojownikowi! Jego tlenem stała się rehabilitacja, nie pozwólcie, aby jej zabrakło! Wiem, że tylko Wasze wsparcie może cokolwiek zmienić na lepsze.  Małgorzata, mama

24 838,00 zł ( 58,69% )
Brakuje: 17 482,00 zł
Krzysztof Godula
Krzysztof Godula , 59 lat

Pomóż nam przywrócić dawne, szczęśliwe życie...

Jestem żoną wspaniałego człowieka, cudownego męża, ojca i dziadka. Mężczyzny z pasją, kochającego góry, wspinaczkę, rower, spacery, podróże. Niestety w jednej chwili nasze szczęśliwe życie runęło jak domek z kart. Mąż miał poważny wypadek samochodowy, którego skutki ciągną się za nami do dziś.  To był dla mnie szok. Nikomu nie życzę, aby musiał odbierać telefon z tak przerażającą informacją. Jednego dnia wszystko jest dobrze, jesteśmy szczęśliwi, drugiego mój mąż walczy o życie…  W wypadku Krzysztof złamał kręgosłup. Po zdarzeniu trafił do szpitala, w którym przeszedł operację i został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Po dwóch tygodniach lekarze wybudzili mojego męża. Miał wiele szczęścia, przeżył, ale poza złamanym kręgosłupem wdało się też zapalenie płuc i niewydolność płucna. Krzysiu nie mógł samodzielnie oddychać. Jest świadomy, ale nie może też mówić. Jego rdzeń kręgowy nie został przerwany, ale mocno zmiażdżony. Obecnie, miesiąc po wypadku, utrzymuje się porażenie czterokończynowe, ale mąż się nie poddaje, walczy. Jest w szpitalu, w którym wykonuje ćwiczenia rehabilitacyjne. Pani doktor zaleciła znalezienie prywatnej kliniki, w której mój Krzysiu będzie miał szansę wrócić do sprawności. Walka jest niesamowicie trudna, wymagająca i nierówna.Po trwającej 16 tygodni rehabilitacji w Instytucie Medycyny Wsi w Lublinie stan męża znacząco się poprawił, za co jesteśmy bardzo wdzięczni całemu personelowi. Teraz kolej na rehabilitację prywatną. Wierzymy, że dzięki Waszemu wsparciu przyniesie ona kolejne dalsze sukcesy w odzyskiwaniu zdrowia. Mąż potrzebuje dobrej rehabilitacji, ale pobyt i leczenie w klinice, są niestety bardzo drogie. Sami nie damy rady. Nie odchodzę od komputera, cały czas szukam najlepszego miejsca, w którym moglibyśmy wspólnie walczyć o zdrowie Krzysia. Koszty leczenia powalają mnie na kolana. Wiem jednak, że będę walczyć do końca. Pragnę, aby mój mąż wrócił do mnie i do naszego dawnego życia. Żebyśmy mogli wybrać się wspólnie na spacer. Wierzę, że Krzysiu będzie mógł znów wspinać się po górach i razem ze mną podróżować.  Proszę wszystkich ludzi o wielkim sercu o wsparcie. Każdy grosz się liczy. Pomóżcie nam przywrócić dawne, szczęśliwe życie. Kochająca żona

68 809 zł