Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Anna Osińska
Anna Osińska , 41 lat

Operacja nowotworu mózgu zamieniła się w walkę o życie i zabrała mi sprawność! Pomóż mi ją odzyskać!

Priorytety w moim życiu zmieniły się diametralnie po operacji usunięcia torbieli z okolic pnia mózgu we wrześniu 2017 roku. Po tygodniu konieczna była reoperacja z powodu wycieku płynu mózgowo-rdzeniowego, po której okazało się, że w płynie tym znajduje się jedna z najgroźniejszych na świecie, antybiotykooporna bakteria Acinetobakter Baumanni. Moje życie było poważnie zagrożone, przeszłam bardzo ostre, wielotygodniowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, po którym konieczna była trzecia operacja, wstawienia zastawki komorowo-otrzewnowej z powodu wodogłowia. Niestety w wyniku utrzymującego się wiele tygodni silnego stanu zapalnego nerwy w dolnym odcinku rdzenia kręgowego zostały uszkodzone. W styczniu 2018 r. całkowicie nie miałam władzy i czucia w nogach, nie byłam w stanie sama siedzieć, ani sama przekręcić się  na drugi bok. Byłam całkowicie zależna od innych, potrzebowałam pomocy przy wszystkich podstawowych czynnościach: ubieranie, toaleta, mycie, przygotowywanie posiłków... Nie poddałam się mimo pesymistycznych opinii lekarzy i od razu rozpoczęłam intensywną rehabilitację. Minęło 2 i pół roku moich codziennych zmagań z niepełnosprawnością. Za mną setki dni ćwiczeń, miesiące spędzone poza domem. Na szczęście mój stan powoli, ale systematycznie się poprawia. W dalszym ciągu poruszam się na wózku inwalidzkim, jednak jestem już w stanie przejść niewielką odległość przy pomocy chodzika. Małymi „krokami” dochodzę do upragnionego celu: lepszej sprawności i niezależności. Teraz już nie mogę się poddać i każda godzina ćwiczeń jest na wagę złota. Niestety, na termin na oddziale NFZ trzeba bardzo długo czekać i tak naprawdę udaje mi się dostać raz w roku na 2-3 tygodniowy turnus, gdzie przysługuje maksymalnie 1 godzina ćwiczeń dziennie. To jest kropla w morzu potrzeb. Aby były efekty, muszę ćwiczyć codziennie, po kilka godzin, tyle na ile tylko wystarcza siły. Marzę o powrocie do pracy, chciałabym być na tyle samodzielna, by nikogo nie obciążać swoją niepełnosprawnością. Żeby to się udało, potrzebna mi jest teraz Wasza pomoc. Zwracam się z prośbą o wsparcie w mojej dalszej walce, o umożliwienie mi kontynuowania leczenia i rehabilitacji z wykorzystaniem egzoszkieletu, którym dysponuje tylko kilka specjalistycznych ośrodków w Polsce. Każdy 2-tygodniowy pobyt w takim ośrodku to koszt około 8 tysięcy złotych. Dzięki dotychczasowej pomocy Darczyńców mogłam już kilkukrotnie skorzystać z tego urządzenia i za każdym razem przynosi to nadzwyczajne efekty. Bez Waszego zaangażowania i chęci pomocy nie byłoby to możliwe, dlatego z całego serca DZIĘKUJĘ i jednocześnie PROSZĘ o dalsze wsparcie i pomoc. Będę bardzo wdzięczna za każdą, nawet najmniejszą kwotę i udostępnienie mojej zbiórki. Anna

18 817,00 zł ( 70,97% )
Brakuje: 7 697,00 zł
Marcin Dzido
Marcin Dzido , 40 lat

Marcin jest sparaliżowany po tragicznym wypadku! Opiekuje się nim tylko starsza mama... Potrzebna nasza pomoc!

Przez większość życia byłem sprawnym, samodzielnym człowiekiem tak jak każdy z nas… Skończyłem trzydziestkę i byłem pewien, że czeka mnie jeszcze wiele lat zdrowego, szczęśliwego życia. Wystarczyła jedna sekunda, by wszystko brutalnie mi odebrano… Mam na imię Marcin i w lipcu tego roku minęły dwa lata od dnia, który zmienił moje życie. To był 12 lipca 2018 roku. Wtedy doszło do tragicznego w skutkach wypadku samochodowego. Straciłem panowanie nad autem, dachowałem. To, że żyję, to cud… Chwila, w której obudziłem się w szpitalu i okazało się, że nie mogę ruszać rękami ani nogami, była najgorszą w moim życiu. Okazało się, że doznałem poważnego urazu kręgosłupa i rdzenia kręgowego. Mam trwale uszkodzone odcinki C5, C6, C7… Jestem sparaliżowany. Porażenie czterokończynowe, wielopoziomowe uszkodzenie kręgosłupa szyjnego ze zwichnięciem jednostronnym... Pamiętam słowa lekarza i swoją pierwszą myśl - co teraz ze mną będzie...? Jak dam sobie radę? Czy będę kaleką do końca życia? Mam 36 lat. Jestem mężczyzną w sile wieku, który teraz powinien być u szczytu swojej formy, psychicznej i fizycznej… Tymczasem poruszam się na wózku. Mieszkam z mamą, bez jej pomocy nie byłbym w stanie funkcjonować. To ja powinienem być dla niej podporą i wsparciem, a dziś jestem całkowicie zależny od jej pomocy… Bez niej nie byłbym w stanie się ubrać, wykapać, przenieść z wózka na łóżko. Mama jest coraz starsza i coraz słabsza, nie ma już sił, by mnie dźwigać… Utrzymujemy się tylko z emerytury mojej mamy i niewielkiego zasiłku. Na same leki i artykuły higieniczne wydajemy miesięcznie 500 złotych… W dalszym ciągu potrzebuję również rehabilitacji, co wiąże się z ogromnymi kosztami. Wyczerpał się limit godzin, refundowanych przez NFZ, a to tylko kropla w morzu potrzeb… Kiedyś miałem wielkie plany na życie, teraz marzę tylko o jednym - żeby być choć trochę samodzielny… Żeby odciążyć trochę mamę, dać jej odpocząć. Nie jestem zdolny do samodzielnej egzystencji, wymagam stałej opieki drugiego człowieka. To moja tragedia. Jeśli coś stałoby się mojej mamie, to byłby też mój koniec… Widzę, że mojej mamie coraz bardziej brakuje sił, a przez to ja już teraz muszę walczyć o sprawność, o to, by być jak najbardziej samodzielnym człowiekiem. Pomóc mi w tym może tylko systematyczna, intensywna rehabilitacja. Błagam, pomóż mi zdobyć środki, które pozwolą mi o to zawalczyć! Nie chcę, by moje życie tak się skończyło... Marcin

10 708,00 zł ( 48,91% )
Brakuje: 11 185,00 zł
Alicja Magdańska
Alicja Magdańska , 21 lat

Kiedy ból nie daje o sobie zapomnieć... Pomocy!

Myśleliśmy, że choroba to wystarczające obciążenie. Wydawało nam się, że to doświadczenie to najgorsze, co wydarzyło się w naszym życiu, ale to, co przeszliśmy przez ostatnie lata, pokazało, że w naszej sytuacji niczego nie można być pewnym.  Alicja chorowała od urodzenia, na zespół wad wrodzonych, kiedy miała 4 latka zachorowała na skoliozę. Najgorsze jest to, że minęło kilkanaście lat, a nasze zmagania z chorobą wciąż trwają. Niestety, w tym przypadku czas nie leczy ran, a jedynie sprawia, że cierpienie jest coraz większe… To nie tak miało wyglądać. Alicja zamiast cieszyć się życiem, została naznaczona skoliozą mięśniowo-nerwową. Początkowo nie wyglądało to na poważnie, mieliśmy nadzieję, że lekarze pomogą nam szybko zapanować nad sytuacją.  Niestety, z biegiem czasu, przekonaliśmy się, że wada postępuje, a sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna. Głównie ze względu na to, że kąt nachylenia jest coraz większy, co utrudnia poruszanie czy chociażby siedzenie na wózku. W obliczu poważnego pogłębiającego się skrzywienia każda pozycja zdaje się być niewygodna… W 2016 roku miała zostać przeprowadzona operacja, wtedy kąt nachylenia kręgosłupa wynosił zaledwie 63 stopni. Splot nieszczęśliwych wypadków, komplikacji zdrowotnych doprowadził do tego, że operacja była odraczana co najmniej 5 razy. Wiodła nas nadzieja na poprawę, ale tak naprawdę sytuacja stawała się coraz gorsza. Skolioza postępowała tak szybko, że kąt nachylenia kręgosłupa wyniósł 124 stopnie. To niemalże dwa razy więcej niż początkowo! Niestety, kolejne ośrodki odmawiały operacji, a my mieliśmy uzbroić się w cierpliwość.  I właśnie to słowo: cierpliwość, już z nami zostało. Operacja, na którą tak czekaliśmy, skomplikowała naszą sytuację jeszcze bardziej. Liczyliśmy, że to koniec cierpienia Ali, że od tego momentu rozpocznie się całkiem nowy etap. Mieliśmy rację, ale ten etap nie należy do lepszych i szczęśliwszych… Po operacji stan Alicji był poważny, lekarze szybko podjęli decyzję o reoperacji. Niestety, ta również nie przyniosła oczekiwanych efektów. Nasze szanse malały w zastraszającym tempie… Komplikacje po operacji doprowadziły do tego, że Alicja straciła czucie w nogach, jej ciało jest jeszcze słabsze, odruchy neurologiczne nieprawidłowe…  Ciężko wyobrazić sobie skalę cierpienia, której doświadczyła nasza córeczka. Lata bólu, nawarstwiających się dolegliwości. Czujemy się jakbyśmy ją oszukali, bo zapewnialiśmy, że ta operacja wiele zmieni. Alicja doświadczona chorobą nauczyła się radzić sobie w najcięższych sytuacjach - nie załamuje rąk, mimo niepowodzeń bardzo intensywnie pracuje z rehabilitantami. Większość zabiegów, które musimy zapewnić naszej córce jest nierefundowana, a koszty rosną w zastraszającym tempie. By zadbać o nasze dziecko i walczyć z chorobą potrzebujemy wsparcia. Bez niego nie mamy szans zapewnić naszemu dziecku tego, co potrzebuje najbardziej. Bez niego nasze nadzieje na poprawę przepadną… Jedyne marzenie o tym, by Alicja w końcu przestała cierpieć, byśmy wreszcie odzyskali nadzieję na umiejętności, które w wyniku komplikacji po operacji wciąż pozostają poza zasięgiem naszej córki. Jeśli możesz, pomóż naszej córeczce w tej walce!  Życie nauczyło nas przygotowywać się na każdą sytuację, ale z ogromnym wyzwaniem wynikającym ze zdrowotnych problemów Alicji nie jesteśmy w stanie poradzić sobie sami. Od tego, czy zdecydujesz się nam pomóc, zależy nasza przyszłość. Możemy tylko prosić. W imieniu własnym i naszej córki, która pokonała drogę pełną przeszkód. 

17 151,00 zł ( 46,64% )
Brakuje: 19 615,00 zł
Mason Słowicki
Mason Słowicki , 6 lat

Twoja pomoc to jego szansa na życie bez bólu!

Świat się zawalił... Czy życie Masona musi być naznaczone niepełnosprawnością? Twoja pomoc to życie bez bólu! Chcielibyśmy podzielić się z Wami historią naszego synka. Pisanie o sytuacji, która nas spotkała, jest dla nas bardzo bolesne. Niestety dziś nie mamy wyboru...  Kiedy Mason przyszedł na świat, ważył niewiele ponad kilogram. Zaraz po porodzie trafił na Oddział Intensywnej Terapii. Za Masona oddychał respirator. Radość z narodzin synka przerodziła się w ogromny strach i bezsilność. Każdą noc przez trzy miesiące pobytu w szpitalu z synkiem, spędziłam na nasłuchiwaniu aparatu stymulującego oddech i bicie serca. Modliłam się z mężem przy łóżeczku o każdy jego oddech, o każdą przeżytą godzinę… Mogliśmy go dotykać tylko przez rękawiczki. Mój trzymiesięczny pobyt w szpitalu, bez możliwości wyjścia na zewnątrz był jak niekończący się sen. Nie można przelać na papier tego, co dzieje się w sercu matki, patrzącej na to, jak płynie życie na oddziale Intensywnej Terapii, kiedy spotykamy się z przedwczesnym porodem, jak i z przedwczesną śmiercią. .. Na naszych twarzach łzy szczęścia, ale i wielki strach. Zamykając drzwi szpitala, myślałam, że nasz koszmar się skończył, że w końcu wygraliśmy – jednak to nie była prawda. Synek ma Mózgowe Porażenie Dziecięce. W imieniu mojego dziecka – Masona, jak i w naszym – rodziców, chcemy z całego serca prosić Was o pomoc, o wsparcie finansowe, aby móc realizować rehabilitację. Jest ona bardzo ważna, aby Mason mógł stać się sprawnym fizycznie chłopcem. Mason musi być rehabilitowany 3-4 razy dziennie metodą Vojty. Każde ćwiczenia są dla niego ogromnym bólem i stresem, ale dzięki nim może uzyskać sprawność w rączkach i nóżkach. Może nauczyć się siadać i chodzić. Szanse na pierwsze kroki, życie bez bólu i szczęśliwe dzieciństwo mogą dać mu jedynie intensywne ćwiczenia. Każde ćwiczenia są dla niego ogromnym bólem i stresem, ale dzięki nim może uzyskać sprawność w rączkach i nóżkach. Może nauczyć się siadać i chodzić. Najważniejszym celem jest niedopuszczenie, aby mięśnie uległy dystrofii mięśniowej. Szanse na pierwsze kroki, życie bez bólu i szczęśliwe dzieciństwo mogą dać mu jedynie intensywne ćwiczenia. Proszę, pomóżcie Masonowi stanąć na nóżki. Liczy się każda kwota, choćby ta najmniejsza. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała prosić o pomoc w taki sposób, ale dla zdrowia i szczęścia synka zrobię wszystko.  Gosia, mama Masona

175 588,00 zł ( 73,35% )
Brakuje: 63 774,00 zł
Waldemar Kordulewski
Waldemar Kordulewski , 50 lat

Moja stara proteza się sypie. Pomóż mi kupić nową, bym nadal mógł być sprawny!

Moje życie 24 lata temu zmienił wypadek samochodowy. Auto stanęło w płomieniach, a ja tylko cudem uniknąłem śmierci. Po tym wszystkim zostały mi blizny i dramatyczne wspomnienia. Jest jeszcze jedno – w wypadku straciłem nogę. Lewą udało się uratować, prawej – niestety nie… Do sprawności sprzed wypadku nie wróciłem już nigdy. Tamtego dnia miałem tylko 21 lat. Byłem już wtedy samodzielnym człowiekiem, pracowałem jako budowlaniec. Miałem plany. Plany, które nie przewidywały tragicznego wypadku i utraty nogi. Uderzenie, trzask, ogromny huk – samochód, którym akurat jechałem stanął w płomieniach. Z samego wypadku niewiele pamiętam. W szpitalu lekarze mówili mojej rodzinie, że szanse na przeżycie są niewielkie. Obudziłem się po czterech dniach. Okazało się, że w płomieniach najbardziej ucierpiały moje nogi. Ucierpiały na tyle, że jedną trzeba było amputować. Dodatkowo miałem rozległe poparzenia ciała. 9 miesięcy spędziłem w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. To był czas pełen bólu i wielka próba siły fizycznej i psychicznej. Po tamtym czasie zostały blizny i puste miejsce po prawej nodze. Chociaż ciężko było się z tym wszystkim pogodzić, starałem się nie załamywać. Wtedy jeszcze nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, jak będzie wyglądało moje życie z niepełnosprawnością. Wyobrażałem sobie, że w miarę szybko wrócę do pracy. Nic bardziej mylnego…  Wszystkiego musiałem uczyć się na nowo – jak małe dziecko stawiałem pierwsze kroki. Od tamtego momentu minęło już dużo czasu. Została tylko stara, zniszczona proteza, która przestaje działać i spełniać swoje zadania. Po ponad 20 latach jest już bardzo mocno zużyta, dlatego potrzebuję nowej, która z kolei kosztuje bardzo dużo pieniędzy. Chciałbym jeszcze mieć szansę poruszać się lepiej, sprawniej, nie musieć się wstydzić dziurawej, pokruszonej protezy, która w każdej chwili może przestać działać. Wierzę, że dzięki Twojej pomocy będzie to jeszcze możliwe. Proszę, pomóż mi odzyskać to, co brutalnie zniszczył wypadek. Waldemar

7 555,00 zł ( 22,54% )
Brakuje: 25 956,00 zł
Michał Lubak
Michał Lubak , 26 lat

Kiedy los na starcie życia odbiera ci wszystkie marzenia...

Pamiętam ten wypadek, jakby to było wczoraj. Uderzenie, trzask pękającego kręgosłupa, a razem z nim mojego złamanego życia. Od tamtej chwili nic już nie jest takie same. Straciłem czucie w rękach, nogach… Cała moja sprawność i samodzielność rozpadła się na miliony drobnych kawałków, niczym pęknięta szyba w samochodzie. Od 8 miesięcy dzięki intensywnej rehabilitacji próbuję ją poskładać na nowo. To jednak kosztuje kosmicznie duże pieniądze… Wszystko to działo się w letni weekend. Od poniedziałku miałem podjąć nową pracę, w październiku czekał na mnie pierwszy rok studiów informatycznych. Życie właśnie rozcierało przede mną czerwony dywan, zapraszając do poznania uroków dorosłości. Nic z tego nie wyszło… Wypadek w ciągu kilku sekund zabrał wszystkie plany, marzenia. Może gdyby wtedy była gorsza pogoda albo gdyby mi się po prostu nie chciało. Dzisiaj to już nie ma znaczenia. Jest brutalna rzeczywistość, do której cały czas próbuję się przestawić. Diagnoza zmiażdżyła moje serce. Lekarze robili wszystko, co mogli zrobić, żeby mnie uratować. Byłem blisko, bardzo blisko przeniesienia się na ten drugi świat. Moi najbliżsi umierali ze strachu, nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Każdego dnia widzę, jak się martwią i przeżywają równie mocno, próbując wszelkimi sposobami postawić mnie na nogi. Tego długu wdzięczności nie spłacę pewnie nigdy. Litry przelanego potu, ból zesztywniałych mięśni, łzy, które płyną z bezsilności. Ćwiczę 5-6 godzin dziennie, próbując pobudzić organizm do działania. Po 8 miesiącach potrafię już samodzielnie przesiąść się z łóżka na wózek, założyć własnymi rękoma koszulkę. Takie proste rzeczy, a dla mnie to sukces na miarę wejścia na Mont Everest. Muszę dalej ćwiczyć i pracować, nie ma drogi na skróty. Niestety, turnusy opłacane przez NFZ już się skończyły, a dla mojej rodziny jest to ogromny wydatek finansowy. Dlatego proszę o pomoc… Ile z utraconej sprawności jestem w stanie odzyskać? Nie wiadomo. Medycyna nie zna odpowiedzi na to pytanie. Najgorsze, co bym mógł teraz zrobić, to usiąść i użalać się nad swoim losem. Kumple ze szkoły poszli na studia, zamieszkali samodzielnie, umawiają się z dziewczynami, czerpią z życia pełnymi garściami. Ja nie mogę, bo ręce i nogi nie chcą mnie słuchać, choć czasami krzyczę na nie ze złością, ile tylko siły znajdę w gardle. Proszę Cię o szansę, wsparcie. Sam nie dam rady, nic nie mogę zrobić… Michał

54 759,00 zł ( 51,36% )
Brakuje: 51 843,00 zł
Martyna Owczarek
Martyna Owczarek , 15 lat

Martynka chce mówić tak jak Ty! Pomóż jej walczyć o zdrowie!

Martynka skończyła w listopadzie 9 lat i dopiero od niedawna potrafi chodzić. Wszystko przez Mózgowe Porażenie Dziecięce, które mocno jej dokucza od pierwszych dni życia. Ćwiczenia, rehabilitacja — to nasza codzienność. Małymi krokami staramy się odzyskać utracone zdrowie, ale jest to bardzo trudna walka. Ogromną szansę na poprawę sprawności Martynki daje terapia komórkami macierzystymi. Niepełnosprawność… Odmieniamy to słowo przez wszystkie przypadki. Pojawia się na diagnozach, w orzeczeniu — wszędzie. Nigdy się go nie pozbędziemy, a nasza córeczka już zawsze będzie potrzebowała pomocy ze strony innych osób. Czasu nie cofniemy i to, co możemy zrobić, to spoglądać jedynie do przodu. Córeczka urodziła się z zaburzeniem rozwojowym. Już w wieku 7 miesięcy przeszła skomplikowaną operację kości czaszki — trigonocefalię. Później zaczęły się ujawniać kolejne problemy: hipoplazja przedniej części sierpa mózgu, obniżone napięcie mięśniowe, niedowład czterokończynowy, padaczka, autoagresja, cechy autystyczne. Tak wiele nieszczęść na jedno, tak małe dziecko… Czy można się przygotować do wychowywania dziecka niepełnosprawnego? Nie uczą tego w żadnych mądrych książkach ani w szkole rodzenia. Kiedy myśleliśmy, że najgorsze wieści mamy już za sobą, pojawiały się kolejne trudności i komplikacje. Ciągle pod wiatr, ciągle pod górkę… Nie mogliśmy się poddać. Szczególnie że Martynka tak bardzo nas potrzebowała. Niestety, córeczka wciąż nie potrafi mówić, a emocje wyraża przez krzyk, płacz lub po prostu pokazując rękami. Często jest sfrustrowana, że nie potrafimy jej zrozumieć. Serce się kraje, kiedy widzimy, jak próbuje się do nas przebić zza ciemnej zasłony swojej niepełnosprawności. Musimy jej to ułatwić tak bardzo, jak to tylko możliwe. Dlatego zdecydowaliśmy się na terapię komórkami macierzystymi. W mózgu Martynki doszło do wielu uszkodzeń i wierzymy, że część z nich da się odwrócić właśnie dzięki komórkom macierzystym. Chcielibyśmy usłyszeć wreszcie pierwsze słowa, nawet te najprostsze jak mama i tata. Jako rodzice o niczym innym nie marzymy. Koszty tej terapii przekraczają jednak nasze możliwości finansowe. Stąd nasza prośba o pomoc. Martynka wkrótce wkroczy w wiek dojrzewania. W jej ciele zaczną zachodzić zmiany, których nie będzie rozumiała. Każdy z nas przez to przechodził i doskonale wiemy, jak trudno się porozumieć z wszystkimi dookoła. A co dopiero, kiedy nie potrafi się mówić… Prosimy o szansę dla córeczki. Prosimy o otwarte i hojne serca. Ta nierówna walka o sprawność nigdy się nie skończy. Z Waszym wsparciem może być łatwiejsza... Agnieszka i Grzegorz - rodzice

47 712,00 zł ( 74,74% )
Brakuje: 16 118,00 zł
Mateusz Paszko
Mateusz Paszko , 36 lat

Po okropnym wypadku nadeszła kolejna walka o sprawność Mateusza... Pomóżcie!

Był ciepły piękny dzień, który niczym nie różnił się od pozostałych. Mateusz, aby odreagować,  po pracy poszedł pograć w siatkówkę plażową. Przed wyjściem obiecał, że niedługo wróci. Nikt nie spodziewał się, że to wydarzenie będzie początkiem trudnych chwil, które na zawsze odmienią jego życie...  Mateusz to pełen energii mężczyzna, zawsze z optymizmem gotowy do działania. Siatkówka była jego wielką pasją, a także sposobem na życie i relaks. Szybko osiągał swoje cele, co widać było nie tylko na boisku, ale także w jego miłości do gór. Pragnął zdobyć Mont Blanc w 2021 roku, jednak wtedy doszło do tragedii – wylewu krwi do mózgu... Dramat rozpoczął się w lipcu 2021 roku, kiedy podczas gry w siatkówkę piłka uderzyła go w głowę. Uderzenie okazało się bardzo bolesne, ale Mateusz zignorował je, wierząc, że to nic poważnego. Kilka dni później pojawiły się objawy – drętwienie kończyn, co doprowadziło do wizyty w szpitalu. Przez tydzień lekarze nie potrafili postawić diagnozy, aż w końcu okazało się, że Mateusz cierpi na rozwarstwienie tętnicy szyjnej. Karetka zawiozła go do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, gdzie przeprowadzono operację. Po zabiegu wydawało się, że wszystko się ułoży. Niestety, w nocy doszło do wylewu krwi do mózgu, a Mateusz zapadł w śpiączkę... Po dwóch operacjach i 1,5 miesiąca na intensywnej terapii Mateusz wciąż był w stanie krytycznym. Lekarze nie dawali mu nadziei, ale stopniowo jego funkcje życiowe się stabilizowały. W końcu zagrożenie życia minęło. Niestety Mateusz wciąż pozostawał w stanie wegetatywnym, z niedowładem czterokończynowym. Choć miał otwarte oczy, nie było z nim kontaktu... Od marca 2022 do kwietnia 2024 roku Mateusz przebywał w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym. Codzienna intensywna rehabilitacja, której koszt udało się pokryć dzięki poprzedniej zbiórce, pomogła mu w utrzymaniu mięśni i stawów w aktywności. Bardzo dziękujemy Wam za tamto wsparcie.  Niestety to nie koniec walki o powrót do zdrowia Mateusza. Ponownie prosimy o wsparcie, by móc kontynuować rehabilitację, która przynosi korzystne efekty dla jego zdrowia. Jednak koszty pobytu w ośrodku, przerosły możliwości całej rodziny. Dziś Mateusz jest w domu, w rodzinnej miejscowości, gdzie codziennie próbujemy przywrócić mu każdy ruch, uśmiech, a także pierwsze słowa. Choć wciąż nie mówi, nie je samodzielnie i nie porusza się, coraz częściej reaguje na żarty, uśmiecha się i śmieje. Niestety czasem się zdarza, że zamyka się w swoim cichym świecie... Opieka nad Mateuszem to praca wymagająca całodobowego zaangażowania. Potrzebne są fundusze na specjalistyczną opiekę medyczną, aby zapewnić mu jak najlepsze warunki do życia oraz szansę na większe postępy. Mateusz ma 36 lat i całe życie przed sobą. Miał wiele marzeń i planów, które teraz zostały zastąpione jednym – walką o powrót do sprawności. Serdecznie dziękujemy za pomoc okazaną Mateuszowi w poprzedniej zbiórce. Teraz przed nim kolejny bój. Prosimy Was o dalsze wsparcie. Bez tego nie jesteśmy w stanie udźwignąć kosztów związanych z jego dalszą rehabilitacją. Bliscy Mateusza

4 381 zł
Szymon Szyszka
Szymon Szyszka , 14 lat

Specjalistyczna terapia ogromną szansą dla mojego syna! Proszę, pomóż mu!

Pierwsze dni moje syna zaczęły się od wyczerpującej walki małego człowieka z własnym zdrowiem. Jeszcze zanim Szymon przyszedł na świat, los postawił przed nim wielką przeszkodę, ulokowaną w jego głowie. Żaden dorosły nie powinien doświadczyć tego, co przytrafiło się mojemu dziecku... Cytomegalia to okrutna choroba, która zaatakowała jego organizm już w okresie płodowym, a tym samym skradła Szymonkowi dzieciństwo. Myślałem, że to najgorsze, co mogło się wydarzyć. Jednak wkrótce pojawił się kolejny cios… Ta wrodzona choroba spowodowała poważne uszkodzenia w mózgu mojego dziecka. Następstwem tego stały się ciągłe napady padaczkowe. Od początku swoich dni syn cierpi z powodu padaczki lekoopornej, która zaczęła dawać o sobie znać już w drugim miesiącu życia... Każdy jej atak jest niestety codziennością Szymona, z którą zmaga się już kilkanaście lat...  Problemy zdrowotne zabrały Szymonowi tak wiele, a to nie koniec. Mój syn nie mówi, nie chodzi, porusza się tylko przy pomocy wózka inwalidzkiego.  Jedynym jego sposobem na odżywianie jest PEG, czyli specjalna rurka, przez którą dostarczane jest mu jedzenie.  Obecnie syn jest po operacji ortopedycznej, która polegała na podcięciu ścięgien. Zabieg był konieczny przez ciągłe przykurcze jego mięśni. Na szczęście wróciliśmy już ze szpitala i obecnie przebywamy w domu. Ale codzienność syna bywa wciąż trudna... To nie jest życie, jakie chciałbym dla Szymona. Każdy postęp w jego leczeniu jednak dodaje mi siły, by się nie poddawać. Potrzebuję Waszego wsparcia, ponieważ istnieje szansa... Rodzicielstwo jest teraz dla mnie stałą walką o każdą drobną poprawę zdrowia syna. Obecnie pojawiła się jednak iskierka nadziei dla Szymona. Otrzymaliśmy zgodę na eksperymentalną terapię komórkami macierzystymi, która może pomóc mojemu synowi! To daje mi nadzieję, że jego życie może się choć trochę zmienić na lepsze. Ta terapia to ostatnia szansa. Pięć podań komórek macierzystych – pięć szans na to, by Szymon mógł żyć z mniejszym cierpieniem. Jednak koszt tej terapii jest ogromny. Sam nie jestem w stanie pokryć takiej sumy. Dlatego proszę Was o wsparcie. Każdy okazany mojemu synowi gest dobra to ogromna nadzieja na dzień, w którym codzienność przestanie być ciężarem, a stanie się spokojem. Proszę, nie pozostawiajcie Szymona samego w tej walce z własnym zdrowiem! Tata Szymona

1 606,00 zł ( 1,99% )
Brakuje: 78 746,00 zł