Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Olek Furman
Olek Furman , 4 latka

Nieleczony autyzm porywa do innego świata – ratuj Olka!

Myszek urodził się przez cesarskie cięcie z wybroczynami i zasinieniami okolic lędźwiowych oraz bladością ciała. USG przezczaszkowe wykazało konglomeraty torbieli w obu półkulach mózgu oraz cechy waskulopati (krzaczkowate zwapnienia) po stronie prawe – odpowiadającej za mowę. Teraz Oluś ma 2,5 roku. Żyje w swoim świecie i to my dopasowujemy się do niego. Nie jest zainteresowany zabawą z rówieśnikami. Odtrąca też własną siostrę. Brak reakcji na otoczenie, ludzi, swoje imię oraz odgłosy rozmowy. Występują echolalie popiskiwania i chrząkanie. Ogromny stres i traumę przynoszą obce pomieszczenia. Im mniejsze, tym gorzej – płacz krzyki, silny stres. Duża wybiórczość pokarmowa połączona z silnymi zaparciami, Olek nadal nosi pieluchy. Głównie pije mleko i kilka produktów w małych ilościach, a nawet kęsach, przez co ma niedowagę. Oluś jest bardzo kochanym ciepłym dzieckiem lubiącym przytulanie. Nie jest absolutnie agresywny. Ma swoje rytuały i kompulsywne zachowania, wszędzie chodzi z kocykiem i ustawia samochodziki w rządku. W każdym z tych aspektów Oluś potrzebuje terapii: logopedycznej, neofobii żywieniowej – zaburzeń jedzenia, hipoterapii, terapii ręki. Niestety leczenie jest długotrwałe, a rehabilitacja powinna być prowadzona z określoną systematycznością, aby były efekty. Dziękuję za wszelką pomoc. Nawet udostępnianie dalej to dla naszego Myszka szansa. Ewa, mama Olusia

3 093 zł
Wiktoria Musiał
Wiktoria Musiał , 20 lat

Jedyny cel - ocalić córkę! Pomóż Wiktorii!

Zawsze pragnęłam cudownego w swej zwykłości życia – ślicznego dziecka, kochającego męża, bezpiecznego domu. Nawet w najgorszych koszmarach nie myślałam, że moje szczęście może urodzić się chore, że każdy dzień bez ataków, bez płaczu będzie darem, za który gorąco będę dziękować Bogu. Mogłoby się wydawać, że najgorszy był dzień, w którym poznałam imię wroga, nękającego moją córeczkę. Było inaczej, usłyszałam, że Wiki ma autyzm i odetchnęłam z ulgą. Najboleśniejsze były dni bez diagnozy, wszystkie zlewały się w całość, czułam się tak, jakby los każdego dnia wymierzał mi cios w policzek. Teraz wiemy, z jakim przeciwnikiem walczymy. Lata niepewności przygotowały mnie na prawdziwe starcie. Moją bronią są niewyczerpane pokłady miłości do córki. Moim celem – ocalić Wiktorię! Matka zdrowego dziecka martwi się, że jej pociecha może stłuc sobie kolano, zostać wyśmiana w szkole, pokłócić się z koleżanką, zgubić ulubioną zabawkę. Myśli, problemy i lęki rodzica chorego dziecka są inne – chce dla niego wszystkiego, co najlepsze, a każdego dnia patrzy, jak jego największy skarb sobie po prostu nie radzi, nieważne, jak bardzo się stara. Nie chce bawić się na placu zabaw, boi się dźwięków, wybucha płaczem na widok innych dzieci, a na zabawki patrzy jak na przybyszów z innej planety. Początki wydawały się niewinne. Wiki urodziła się za wcześnie i ważyła niewiele. Lekarze poradzili, żebym ją obserwowała, byli jednak niemal pewni, że nie odcisnęło to piętna na jej zdrowiu. Do domu zabrałam śliczną, malutką dziewczynkę. Wierzyłam w to, że zdrową… Zaniepokoiło mnie to, że Wikunia dużo płakała, była bardzo niespokojnym dzieckiem. Jednak czerwona lampka zaświeciła się, kiedy Wiktoria skończyła rok, a nie miała sił, aby podnieść się z podłogi. Kilka miesięcy później zaczęła chodzić. To było wielkie szczęście, znak, że jej organizm, choć słabszy, nie poddaje się. Wiki zawsze uczyła się wolniej niż inne dzieci, bardzo trudno było nam przyciągnąć jej uwagę. Walczyłam o każdy uśmiech na jej twarzy. Twarzy, która chociaż urokliwa, z każdym miesiącem eksponowała coraz wyraźniejsze cechy dysmorficzne. Co było dalej? Konsultacje z neurologiem i podejrzenie zespołu Retta, który dotyka tylko dziewczynki. Nazywane są milczącymi aniołami… Zastanawiałam się, czy to możliwe? Czy naprawdę nigdy nie usłyszę głosu mojej córki, czy już zawsze będzie tylko cisza, przerywana złymi snami i krzykiem, z jakim Wiktoria budzi się w nocy, zalana zimnym potem? Patrzyłam na moją córkę, trzymałam jej rączkę, kiedy nieobecnym wzrokiem patrzyła w ścianę. Byłam przy niej, kiedy piekło dnia, życia codziennego, okazywało się nie do zniesienia. Wyniki badań genetycznych, konsultacje z szeregiem specjalistów i diagnoza, gdy Wiki miały 6 lat – autyzm, zaburzenie funkcjonowania ośrodkowego układu nerwowego. Jedno słowo, które mrozi krew w moich żyłach, a mojej córce nie pozwala normalnie żyć. Od kiedy wiem, że to autyzm, że to on kradnie mi moje dziecko, nienawidzę naszego wroga podwójnie. Robię wszystko, by wyrwać Wiki z jego objęć. By zamiast strachu i niepewności czuła moją miłość. Są jednak chwile, które mnie osłabiają, czasem wchodzę do pokoju Wikuni, a ona siedzi w kącie i rozmawia sama ze sobą. Zachowuje się tak, jakby była w transie, z którego nie potrafię jej wyrwać. Boję się, że pewnego dnia mi się to nie uda, dlatego walczę o każdą cząstkę mojej córki. Kosztowna rehabilitacja i zajęcia z terapeutami to jedyna nadzieja na to, że nastąpi przełom, a Wiki nie będzie skazana na niepełnosprawność. “Uratuj własne dziecko” - mój umysł skoncentrowany jest tylko na tym. Czuję się tak, jakby ktoś wyrył w nim to polecenie. Wikuni oddałam całe życie, jednak sama nie dam rady podarować jej zdrowia. Wiki ma szansę na normalny rozwój. Stymulacja mózgu pozwoli jej nauczyć się odbierać i integrować bodźce ze świata. Nie będzie już taka delikatna, nadwrażliwa na dźwięki, barwy, otoczenie. Zacznie reagować na swoje imię, spojrzy mi w oczy. Proszę o pomoc, by moje dziecko nie było skazane na cierpienie... Aldona, mama

11 987,00 zł ( 89,42% )
Brakuje: 1 418,00 zł
Aniela Połomska
Aniela Połomska , 8 lat

Mózgowe porażenie dziecięce – Anielka potrzebuje Twojej pomocy!

Anielka jest już 6,5-letnią dziewczynką o radosnym usposobieniu, z niespożytą energią i ciekawością świata. Urodziła się z wodogłowiem, które wymagało operacji, co wywołało niedowład prawej strony ciała, mózgowe porażenie dziecięce oraz opóźnienia w rozwoju poznawczym i mowy.  Od razu potrzebna była rehabilitacja, w trakcie której zrealizowaliśmy 6 dwutygodniowych turnusów, 135 prywatnych zajęć z rehabilitantami oraz ćwiczenia w domu. Anielka jest pod stałą opieką lekarzy specjalistów: neurolog, ortopeda, okulista. Dwukrotnie była na oddziale neurologii z powodu napadów padaczki. Na szczęście zastosowane leki ustabilizowały stan i pozwoliły wrócić do zajęć w przedszkolu specjalnym. Ostatnie lata przebiegły pod znakiem intensywnej i kosztownej rehabilitacji, polegającej na ćwiczeniu poszczególnych etapów rozwoju. W tej chwili Anielka porusza się samodzielnie oraz korzysta z ortez. Niepełnosprawność spowodowała opóźnienia w nabywaniu umiejętności i przez to również wymagała dodatkowego wsparcia. Pomimo to, Anielka aktywnie uczestniczy w zajęciach i rehabilitacji, a także chętnie poznaje świat, który ją otacza i czerpie z niego garściami. Ogromną radość sprawiają jej wycieczki rowerowe, co pozytywnie wpływa na sferę widzenia, postrzeganie i równowagę. Dalszy rozwój wymaga kolejnych kosztownych zajęć terapeutycznych, dlatego zapraszamy Cię do wspierania naszej córeczki. Bezdyskusyjnie każdą wpłatą pomożesz jej w rozwinięciu skrzydeł. Twoja pomoc pozwoli Anielce kontynuować zajęcia, które są niezbędne do prawidłowego rozwoju. Zebrane środki planujemy przeznaczyć na dojazdy do lekarzy, konsultacje, rehabilitację, zabiegi, leki, zaopatrzenie ortopedyczne i środki pomocowe, wspierające rozwój poznawczy. Dziękujemy Ci bardzo w imieniu Anielki! Rodzice wraz z najbliższą rodziną.  Kwota zbiórki jest szacunkowa. Przyjaciele Anielki — grupa licytacyjna 🩵 Facebook – Przyjaciele Anielki 💚

24 095,00 zł ( 90,59% )
Brakuje: 2 501,00 zł
Maja i Kaja Kędzierskie
Maja i Kaja Kędzierskie , 7 lat

Bliźniaczki z tą samą diagnozą. Kaja i Maja chorują na autyzm! Pomożesz?

Moje córeczki to skrajne wcześniaki. Urodziły się w już 29 tygodniu ciąży! Taki przedwczesny poród zawsze jest szokiem dla rodziców i rodziny. Tym razem trafiło na nas. Nasze wymarzone wcześniaczki nazwaliśmy Kaja i Maja. Kaja urodziła się z wagą jedynie 700 gramów. To była okruszynka! Majeczka ważyła dwa razy więcej, ale i tak wciąż mało – 1500 gramów. Z powodu skrajnego wcześniactwa dziewczynki potrzebowały intensywnej rehabilitacji ruchowej.  Do drugiego roku życia mogliśmy ją zapewnić. Cieszyliśmy się, bo dawała świetne rezultaty. Niestety diagnoza, którą usłyszeliśmy, gdy dziewczynki skończyły 3 lata była dla nas jak zderzenie się z rozpędzonym pociągiem.  Widzieliśmy, że mimo dodatkowych zajęć Kaja i Maja nie rozwijają się prawidłowo oraz w takim tempie jak inne dzieci. Żyliśmy nadzieją, że to tylko chwilowa dysproporcja, która po czasie się wyrówna. Niestety tak się nie stało. Zaczęliśmy ślepo błądzić po specjalistach. Jednak ciężko było trafić na takiego, który wiedziałby, jak nam pomóc. Po licznych badania usłyszeliśmy o spektrum autyzmu.  Dziewczynki mają już 5 lat i orzeczenie o niepełnosprawności. Ja jestem osobą niepracującą. Na codzień zajmuję się moimi chorymi córeczkami. Mąż pracuje na utrzymanie rodziny, ale pieniądze w zatrważającym tempie uciekają na rehabilitowanie dzieci. Większość zajęć, na które uczęszczamy, jest niestety prywatna. Od niedawna zaczęliśmy przygodę z turnusami rehabilitacyjnymi, jednak by ją kontynuować, potrzebujemy sporych funduszy.  Bardzo proszę Cię o pomoc dla naszych dzieci. Wiemy, że musimy im zapewnić leczenie, jednak bez Twojego wsparcia, nie jesteśmy w stanie podołać temu zadaniu. Już teraz dziękuję za każdą Twoją wpłatę dla Mai i Kai! Rodzice

10 939 zł
Daria Nożewska
Daria Nożewska , 36 lat

By życie Darii było choć trochę prostsze...

Gdy urodziła się Daria, usłyszałam od lekarzy, że może powinnam zbyt dużo do niej nie mówić, nie przyzwyczajać się, nie okazywać uczuć. Mówili, że moja córka nie przeżyje kilku tygodni, a za 1.5 roku zapomnę i urodzę kolejne, zdrowe dziecko. Te słowa próbowały przebić mur miłości do Darii, który zbudowałam od razu, gdy dowiedziałam się o ciąży. Nie udało się. Podczas ciąży czułam się doskonale. Byliśmy z mężem najszczęśliwsi, że powitamy naszą córeczkę i wydamy na świat nowe życie. Niestety przy porodzie pojawiły się komplikacje. Odeszły wody, ale akcja porodowa się nie rozpoczęła. Od lekarzy słyszałam, że nie ma rozwarcia i z taką informacją przeczekałam kilka godzin.  Po długim czasie lekarze zadecydowali o podaniu mi środka rozkurczowego, który miał przyspieszyć poród. Informowałam wielokrotnie, że mogę być uczulona na składnik zawarty w leku, ale nikt nie chciał mnie słuchać… Nauczyłam się już rozpoznawać, kiedy rozpoczyna się u mnie reakcja alergiczna i w tym przypadku przebiegała ona identycznie. Czułam, jak puchnie mi język, gardło, nie mogłam złapać oddechu. Wyrwałam strzykawkę pielęgniarce, ponieważ nikt nie reagował na moje słowa… Okazało się, że dawka, którą mi podali, spowodowała silną reakcję. Dopiero po mojej utracie przytomności i gdy zauważono, że akcja serduszka Darii niknie – zadecydowano o cesarskim cięciu. Moją córkę wyjęto spod mojego serca siną. Zanim ją zaintubowano, trzeba ją było reanimować. Na szczęście żyje. Niestety w tamtym momencie rozpoczął się nasz dramat i cały świat runął. Nie mogłam zobaczyć córki, nie mówiąc o żadnym dotknięciu czy przytuleniu jej. Lekarz na obchodzie powiedział tylko, że są problemy neurologiczne. Nikt nie chciał odpowiadać na moje pytania, stworzono wokół mnie otoczkę roszczeniowej matki. A ja po prostu potwornie bałam się o swoje dziecko… Dopiero po paru dniach, gdy z bezsilności płakałam w poduszkę, przyszła pielęgniarka i powiedziała, że moja córeczka jest na OIOMie dziecięcym. Zaprowadzili mnie do Darii, a podróż tymi długimi korytarzami zapamiętam do końca życia. Właśnie wtedy usłyszałam od lekarza, że mam nie przyzwyczajać się do dziecka, nie mówić do niej zbyt wiele i nie okazywać uczuć. Przecież za 1.5 roku mogę urodzić kolejne, zdrowe, a z tym będą same problemy.  Później pamiętam tylko, że zobaczyłam Darię w inkubatorze i pełno rurek dookoła niej. Nie mogłam jej nawet dotknąć i łzy po prostu zaczęły płynąć.  Przeszliśmy długą, wyboistą drogę. Trafiłyśmy do szpitala dziecięcego na oddział neurologiczny, gdzie po raz pierwszy usłyszałam tę straszną diagnozę: ciężka odmiana mózgowego porażenia dziecięcego. Lekarze zaplanowali rehabilitację – 2 razy w tygodniu po 20 minut. Wtedy zrozumiałam, że razem z mężem jesteśmy pozostawieni sami sobie i na własną rękę musimy znaleźć ratunek dla Darii. Nasza córeczka miała bardzo słabe odruchy, otwierała oczka, ale na jej buzi nie pojawiał się żaden grymas. Jęczała i popłakiwała, patrzyła w jeden punkt, nie ruszała rękami ani nogami. Pewnego dnia los się jednak do nas uśmiechnął – dostaliśmy list od ciotki męża, która mieszkała w Kanadzie. Poinformowała nas, że w Filadelfii jest Instytut i że można coś zdziałać, lecząc dzieci metodą Domana.  Uczepiłam się tej szansy i pokładałam w niej wszystkie swoje nadzieje. Napisałam list do Instytutu po polsku. Po 3. miesiącach przyszła odpowiedź... Zostaliśmy poinformowani, że przez Instytuty IAHP jest organizowany wyjazd do Włoch, gdzie rodzice uczą się jak postępować z dziećmi z uszkodzonym mózgiem. Zaproszeni rodzice, w tym my, mieli szansę przyjęcia do Instytutu w Filadelfii...  Zaczęła się walka o to, żeby nasza Daria zaistniała… Miałam kontakt z kobietą, która uzyskała pomoc w Instytucie i to dzięki niej, wiedziałam, jak postępować i jakich aktywności i stymulacji potrzebuje Daria. Wiązało się to z tym, że musieliśmy otworzyć swój dom dla wolontariuszy, gdyż do jednego ćwiczenia potrzebne były 3 osoby. Sami nie poradzilibyśmy sobie z rehabilitowaniem córeczki.  Pojawili się ludzie dobrej woli – wolontariusze pod postacią naszych sąsiadów i uczniów z pobliskich szkół. Od pierwszych dni ćwiczeń ludzi było tak dużo, że w naszym mieszkaniu nie było gdzie usiąść. Daria każdego dnia miała zapewnioną 11 – godzinną rehabilitację.  Po kilku miesiącach okazało się, że możemy wyjechać do Włoch. Tam otworzyli mi oczy na problemy Darii. Dowiedzieliśmy się, jak wiele można zyskać, pracując z mózgiem, stymulując wszystkie ścieżki neurologiczne, odpowiedzialne za jej zmysły. Po przebytym kursie dla rodziców zakwalifikowano nas do uczestnictwa w Instytutach IAHP w Filadelfii. Uczestniczyliśmy w tych programach 10 lat. 2 razy do roku wyjeżdżaliśmy do Filadelfii. Na szczęście zawsze znajdywali się ludzie o ogromnych sercach, którzy wspomagali nas finansowo. Każdy taki wyjazd to kwota 4500 dolarów. Co więcej, nawet gdy nie korzystaliśmy już z programów w Filadelfii, nasz dom pełen był wolontariuszy, którzy pomagali rehabilitować Darię. Rezultatem naszej ciężkiej pracy było uzyskanie świadomości Darii w otaczającym ją świecie, rozpoznawanie głosów najbliższych. Jeszcze wtedy widziała, więc nauczyliśmy ją rozpoznawać obrazki. Dalszym etapem było czytanie, oraz wiedza z różnych dziedzin nauki i życia. Daria przestała się bać dźwięków, ponieważ uczyliśmy ją rozróżniania odgłosów i sygnałów. Niestety, nie udało się jej nauczyć samodzielnego przemieszczania i chwytania przedmiotów.  Dziś córka ma 35 lat. Swoje życie spędza na łóżku, materacu do ćwiczeń lub w wózku inwalidzkim. Nie widzi, jest całkowicie sparaliżowana i uzależniona od pomocy innych ludzi. Musi być karmiona, ubierana i pielęgnowana. W dalszym ciągu też nie odzyskała mowy. Kontakt z Darią jest bardzo zawężony. Swoje potrzeby sygnalizuje uśmiechem, pojękiwaniem, napięciem mięśni. Dla nas rodziców i opiekunki jest to wyraźna i zrozumiała mowa ciała. Córeczka wymaga nie tylko stałej opieki, ale dalszej intensywnej rehabilitacji i leczenia, by utrzymać dobry stan jej zdrowia i nie pogłębiać dysfunkcji. Przynajmniej raz w roku Daria powinna uczestniczyć w turnusie rehabilitacyjnym, a jednorazowy koszt wyjazdu z opiekunem to około 7500 zł, na co coraz trudniej jest nam zebrać środki.  Ja od narodzin Darii nigdy nie wróciłam już do pracy. Jedyną osobą, która pracuje w naszym domu, jest mój mąż. Niestety problemy zdrowotne dotknęły również mnie. Dwa lata temu zdiagnozowano u mnie nowotwór. Na szczęście poradziłam sobie z chorobą, przeszłam przeszczep komórek macierzystych i wyniki są coraz lepsze. Szpiczak nie był na tyle silny, aby mnie złamać. Mam przecież cel – ze wszystkich sił chronić i dbać o moją córkę. Jednak mój organizm cały czas jeszcze dochodzi do siebie po chemioterapii.  Pomimo wszystkich problemów – staramy się cieszyć każdą chwilą. Wiemy, że Daria, choć nie reaguje, to słyszy nas, kocha i rozumie, że my kochamy ją. Ponad wszystko. Niestety dalsza, intensywna rehabilitacja jest bardzo kosztowna. Proszę, pomóżcie nam sprawić, że życie naszej córeczki będzie choć trochę prostsze. Rodzice Darii

275 zł
Kuba Karwowski
Kuba Karwowski , 4 latka

Chore serduszko i dodatkowy chromosom! Pomóż Kubusiowi!

Kubuś jest naszym 4. dzieckiem. Równie ukochanym i wyczekanym jak pierwsze. Niestety w przypadku naszego 2-letniego synka mierzymy się z szeregiem chorób. Ku naszej rozpaczy część z nich jest nieuleczalna. Na pierwszy rzut oka widać, że Kubuś dostał od losu dodatkowy chromosom – charakterystyczne oczka i rysy twarzy go nie ominęły. Zwykły spacerowicz, który zwróci na niego uwagę w parku, mógłby pomyśleć, że to może być jedyna przeszkoda, z którą przyszło nam się zmierzyć. Niestety tak nie jest. Kubuś urodził się z poważną wadą serduszka. Już teraz czekamy na operację, która zakończy ten rozdział choroby. Mamy ogromną nadzieję, że będzie w tej sferze pierwszą i ostatnią operacją. Tak bardzo chcemy zminimalizować Kubusiowi cierpienie, które w przypadku rekonwalescencji może być niewyobrażalne… Niestety lista chorób, na które choruje nasz synek, jest bardzo długa: wada wzroku, niedoczynność tarczycy, hipotonia, słabe napięcie mięśniowe. Kubuś ma 2 latka, a nadal nie mówi, ma problemy z jedzeniem, nie porusza się samodzielnie. Każda z tych niechcianych “niespodzianek” niesie za sobą nieuniknione konsekwencje. Synek musi być pod stałą opieką wielu specjalistów: kardiologa, neurologa, endokrynologa, okulisty. Bez rehabilitantów, intensywnej ćwiczeń i zajęć z neurologopedą jego rozwój stałby w miejscu.  Co ranek budzimy się z nastawieniem na walkę i ciężką pracę. To dzięki lekarzom, specjalistom i odpowiednim zajęciom w przyszłości Kuba będzie mógł samodzielnie funkcjonować. Niestety każda wizyta to duży koszt. Suma miesięcznego leczenia już nas przerasta. Sami nie damy rady pomóc Kubusiowi, dlatego bardzo prosimy o Twoje wsparcie! Jesteś naszą nadzieją na lepszą przyszłość synka. Dziękujemy Ci za pomoc! Rodzice Kubusia

1 438 zł
Aneta Piotrowska
Aneta Piotrowska , 33 lata

Choroba zabrała mi jedną nogę, o drugą wciąż walczę❗️ Proszę, pomóż mi...

Choroba tragiczna w skutkach była przez dwa lata mylona z boleriozą. Wszystko się zmieniło, dopiero gdy ból nie dawał mi spokoju, a na stopach pojawiły się rany… Wtedy pojawiła się diagnoza! Dzisiaj jestem po amputacji nogi i walczę, by to samo nie spotkało drugiej. Chciałabym tym razem zdążyć…  Witam. Nazywam się Aneta. Dla najbliższych po prostu Andzia. Mam 31 lat i od ok. 4-ech zmagam się z nieuleczalną chorobą układu krążenia — choroba Buergera. Schorzenie, które daje objawy i skutki będące identyczne z tymi w miażdżycy naczyń kończyn dolnych.  Choroba z roku na rok stopniowo odbierała mi sprawność i powodowała ogromny ból nawet w trakcie chodzenia. Podczas ostatniej, długiej hospitalizacji lekarze podjęli się ratowania mojej nogi. Próbowali udrożniania tętnic oraz terapię genową przy pomocy komórek macierzystych. Niestety bez rezultatów… We wrześniu b.r. przyszło mi podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu — decyzję o amputacji nogi. Była to bardzo wysoka cena za życie bez bólu!  Niestety nie jest to koniec moich zmagań z chorobą... Czeka mnie teraz trudna walka o drugą, również dotkniętą chorobą nogę. Jedynym ratunkiem dla niej jest jak najszybszy powrót do sportu i ruchu.  Czekam jeszcze na wygojenie się kikuta oraz zahartowanie go, ale optymistycznie wiosną chciałabym już wrócić do życia! Nie chcę być zależna od innych. Chciałabym spełniać marzenia, założyć własny zakład krawiecki — nie być na zasiłku, ani musieć prosić o dalsza pomoc.  Abym mogła stanąć na nogi i powrócić do aktywności fizycznej potrzebuje protezy podudzia dobrej jakości. Niestety proteza, w której bezpiecznie i bez przeszkód będę mogła uprawiać sport — jest bardzo kosztowna! Jej koszt na ten moment to ok. 100-120 tys. złotych, co niestety znacznie przekracza możliwości moje i mojej rodziny. Refundacje ze strony instytucji publicznych to maksymalnie 5-10% potrzebnej kwoty…  Dlatego zwracam się z prośbą o wsparcie mojej zbiórki i pomoc w powrocie do sprawności. Marzę, by jeszcze kiedyś pojechać na narty z córką, wybrać się na rodzinną wycieczkę rowerową lub móc zatańczyć z moim ukochanym… Proszę, pomóż mi zdążyć! Aneta Licytacje dla Anety

70 552,00 zł ( 55,26% )
Brakuje: 57 108,00 zł
Agnieszka Rademacher
Agnieszka Rademacher , 36 lat

Walka z chłoniakiem, walka o wszystko! Ratujemy Agnieszkę❗️

Kiedy poznałam diagnozę moje życie zostało postawione pod znakiem zapytania, a zwyczajna codzienność roztrzaskała się niczym szklanka – na milion kawałków... I choć od wielu miesięcy z pomocą specjalistów próbuję ją poskładać na nowo, wiem, że bez Waszej pomocy nigdy się to nie uda... Mam na imię Agnieszka. W ubiegłym roku miałam rozpocząć pracę w przedszkolu. Pamiętam jak bardzo cieszyłam się na pierwszy dzień w placówce. Moja radość była ogromna, niestety nie czułam się wtedy najlepiej... Od kilku dni męczył mnie uporczywy kaszel. Z powodu panującej pandemii i z uwagi na bezpieczeństwo dzieci postanowiłam skonsultować się z lekarzem, aby upewnić się, że to nic groźnego...  Podczas wizyty otrzymałam skierowanie na badania RTG, USG i tomografię... Mimo stresu, do samego końca wierzyłam, że wszystko będzie dobrze i lada moment uda mi się wrócić do normalnego życia. Niestety, tak się nie stało... Najpierw okazało się, że w moim śródpiersiu rozwija się wielki guz. Kilka dni później znałam już diagnozę - nowotwór, chłoniak Hodgkina. To działo się tak szybko... Przez długi czas nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Byłam przerażona, zdezorientowana.  Przecież jeszcze kilka dni temu wszystko było dobrze. Miałam szczęśliwe życie i snułam plany na przyszłość... A nagle, w mgnieniu oka znalazłam się w szpitalnym łóżku ze śmiertelnym wyrokiem... Słowa lekarzy do dziś wracają do mnie jak koszmary. Po kilku tygodniach, gdy minął pierwszy szok, zaczęło się działanie...  W lipcu rozpoczęłam leczenie, które trwa do dziś. Jestem w trakcie przyjmowania chemioterapii. Niestety, to dopiero początek. Przede mną jeszcze długa i kosztowna droga do zdrowia – kolejne cykle chemioterapii, wyczerpujące badania, leki i kontrole... Wydatki rosną z każdym dniem. Dlatego zwracam się do Was o pomoc! Każda podarowana złotówka da mi siłę do walki z nowotworem. Błagam, nie pozwólcie mi umrzeć! Tak bardzo pragnę żyć...  Agnieszka

1 908 zł
Patryk Kasjaniuk
Patryk Kasjaniuk , 7 lat

W drodze ku samodzielności z trisomią 21 - pomagamy Patrykowi!

Patryk urodził się z Zespołem Downa, zdiagnozowano u niego szereg wad współistniejących między innymi wadę serca (VSD), wadę wzroku i słuchu, niedoczynność tarczycy. Przez znaczne osłabienie mięśniowe Patryk swoje pierwsze kroki postawił po trzecich urodzinkach - dziś dzięki intensywnej rehabilitacji jest znacznie silniejszy. Synek potrafi biegać i skakać, jego napięcie mięśniowe się poprawiło, lecz nadal musimy systematycznie ćwiczyć, by Patryk mógł choć trochę dorównać swoim rówieśnikom. Zespół Downa wiąże się z opóźnieniem psychoruchowym, jednak Patryk dzielnie walczy każdego dnia, aby nadrobić zaległości, które dostał na samym starcie życia. Patry dzielnie ćwiczy na zajęciach pedagogicznych, logopedycznych, rehabilitacji, podczas terapii SI i terapii ręki. Każdy jego postęp to krok ku samodzielności, Patryk jest wesołym chłopcem, który potrafi cieszyć się z każdej chwili, przy czym także emanuje ogromną miłością. Pragniemy, aby Patryk nadal mógł systematycznie korzystać z terapii rozwijających: pedagoga, logopedy terapii SI, terapii rehabilitacyjnych, które wspomagają jego całościowy rozwój. Niestety koszty nieustannie rosną, coraz częściej są ponad nasze siły. Bez pomocy osób o dobrych sercach nie poradzimy sobie. Bardzo prosimy o wsparcie Patryka, o udostępnienie zbiórki. Rodzice Patryka

7 166,00 zł ( 40,09% )
Brakuje: 10 707,00 zł