PILNE❗️35 lat i wyrok śmierci - pomóż Łukaszowi wygrać z glejakiem i ŻYĆ!
PILNE❗️Mam 35 lat i zamiast robić plany na resztę długiego, szczęśliwego życia toczę walkę o to, by w ogóle trwało... Pod koniec zeszłego roku na mnie i moją rodzinę spadła druzgocąca diagnoza. Mam złośliwy, agresywny nowotwór mózgu - glejak w IV, najgorszym stopniu zaawansowania... Leczenie, kosztujące 200 tysięcy złotych, jest moją jedyną szansą na życie. Inaczej ten nowotwór to wyrok śmierci... Drodzy znajomi, przyjaciele i Wy - anonimowi Pomagacze, ludzie o wielkich sercach - zwracam się do was z ogromną prośbą o ratunek. Nigdy bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek i kogokolwiek będę błagał o pomoc. Nie sądziłem, że w wieku 35 lat będę zmagać się ze śmiertelną chorobą, że znajdę się na tej stronie... W najgorszych koszmarach nie przypuszczałem, że życie szykuje dla mnie taki przerażający scenariusz. Zawsze starałem się dawać sobie radę sam... Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że byłem wesołym człowiekiem, pełnym energii, chęci do życia i działania. Pracowałem i mieszkałem w Holandii. Z optymizmem patrzyłem w przyszłość. Dwa lata temu coś się zmieniło. Nagle zacząłem się źle czuć... Na początku wydawało się, że to nic groźnego - przemęczenie, przepracowanie... Niepozorne zawroty głowy, omdlenia... Z dnia na dzień dolegliwości jednak się nasilały... Dostałem udaru. Najadłem się wtedy strachu... Trafiłem do neurologa, przeprowadzone badania nie wykazały czegoś niepokojącego. Wydawało się, że to najgorsze, co może mnie spotkać i że będzie tylko lepiej... Kilka miesięcy temu objawy wróciły ze zdwojoną siłą... Kiedy straciłem przytomność, wezwano pogotowie. Wylądowałem w szpitalu w Holandii, gdzie trafiłem na stół operacyjny. W trakcie operacji pobrano mi kawałek tkanki mózgowej do badań. 48 godzin po operacji w miejscu pobranej tkanki dostałem wylewu... Moje życie było w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Liczyły się minuty... Potrzebna była natychmiastowa operacja, po której wystąpił paraliż całej lewej strony ciała. Byłem załamany, okazało się jednak, że to dopiero początek moich zmartwień... Po otrzymaniu wyników badań nadeszła rozpacz... Mój świat się zawalił, a wszystko, co było wcześniej, przestało mieć znaczenie. Nowotwór... Glejak IV stopnia. Bardzo złośliwy, śmiertelnie niebezpieczny i trudny do leczenia... W szpitalu przebywałem 3 tygodnie. Po początkowym szoku przyszła nadzieja i determinacja do walki. W Holandii umieścili mnie jednak w hospicjum bez żadnego dalszego planu leczenia. Wraz z rodziną postanowiliśmy o natychmiastowym transporcie do Polski. Szansę na życie dostałam od szpitala w Lublinie. Tam stosują jedną z najnowocześniejszych metod walki z tym nowotworem, jaki mnie zaatakował - terapią nanotermicznę. Nanocząsteczki hamują odrastanie guza, a nawet powodują jego cofanie. Niestety, nie jest to leczenie refundowane. Jego cena jest dla mnie i mojej rodziny niewyobrażalna... Kosztuje ponad 200 tysięcy złotych! Terapię trzeba przeprowadzić szybko, bo glejak jest jak tykająca bomba... Bez leczenia to po prostu Błagam Was o pomoc, każda złotówka się liczy. Dla mnie to leczenie to jedyna szansa nie tylko na powrót do zdrowia i normalności, ale i na życie... To szansa, że dla mojej rodziny nie będę tylko wspomnieniem. Mam 35 lat, nie chcę jeszcze umierać... Błagam o wsparcie, trzymajcie za mnie kciuki i módlcie się za mnie. Łukasz