Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Anna Dyla
Anna Dyla , 50 lat

Nowotwór nie chce odpuścić! Wspólnie uratujmy zdrowie Anny!

Życie bywa niezwykle przewrotne. Kiedy wydaje Ci się, że wszystko jest w porządku, że codzienność układa się w spójną, szczęśliwą całość, przychodzi ten  jeden moment, który burzy wszystko. Niestety taki moment zatrząsł również moim życiem.  Nowotwór to mój silny przeciwnik, z którym próbuję wygrać już od kilku lat. Są dni lepsze i gorsze, jednak nadal nie udało mi się wyjść na prowadzenie. W 2019 roku zachorowałam na raka szyjki macicy. Przeszłam złożone leczenie chemioterapią, radioterapią i brachyterapią. Mój organizm jest niezwykle osłabiony, a moje kości stały się kruche i łamliwe... W 2021 roku złamałam miednicę, co jeszcze bardziej osłabiło moje ciało. A to jeszcze nie koniec leczenia...  Kolejny rok, kolejne złe informacje.  W bieżącym roku w marcu, po badaniach kontrolnych TK i rezonansie magnetycznym lekarze stwierdzili, że pojawił się naciek na kościach. Pojawiły się przerzuty... Teraz czeka mnie powtórne leczenie, kolejne miesiące przepełnione bólem, odbierającym mi szansę na normalne funkcjonowanie. Niestety, mój przeciwnik jest bezwzględny i trudny. Już teraz dotychczasowe leczenie pochłonęło wszystkie moje oszczędności. Wiem, że przede mną jeszcze długa i kosztowna droga do zdrowia – leczenie, badania, leki i rehabilitacja.  Mimo wszystko nie planuję się poddać! Jestem silna, wierzę, że pokonam raka! Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc i wsparcie – w tym przypadku finansowe. Nie marzę o niczym innym, jak o powrocie do normalności, zdrowia i sprawności...  Każda złotówka jest dla mnie najcenniejsza – jest na wagę życia! Anna

2 529 zł
Grażyna Jagłowska
Grażyna Jagłowska , 67 lat

❗️Moja mama walczy z groźnym nowotworem – proszę, pomóż!

Żyliśmy jak każda rodzina. Raz lepiej, raz gorzej, bliżej, dalej pokonując problemy życia codziennego. Niestety, w ostatnim czasie, z większym naciskiem na te duże. Kilka miesięcy temu pochowaliśmy moją ciocię – siostrę mojej mamy. Przegrała z nowotworem płuc. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, nikt w naszej rodzinie nie chorował wcześniej na nowotwór. To smutne zdarzenie rozpoczęło tylko falę nieszczęść… Ostatnio otrzymaliśmy kolejny cios — diagnoza nowotworowa mojej mamy. Kobiety, która całe życie była zdrowa, a teraz dopadł ją nowotwór złośliwy trzonu macicy z przerzutami. Ziemia się zatrzęsła, świat się rozpadł… Nic nie jest już takie same. Ale walczymy dalej, o jej zdrowie i życie wierząc, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Ta wiara trzyma nas przy nadziei, która podobno umiera ostatnia.  Mama miała być operowana niemalże natychmiast, okazało się jednak, że ma problemy z sercem oraz cukrzycę. Moja intuicja mówiła, że to jest znak, by się wycofać. Ci, co mnie znają wiedzą, że ona mnie nigdy nie zawodzi. Wbrew lekarzom, wbrew wszystkiemu ubłagałam mamę, żeby wypisała się ze szpitala. Jakże trafnie!  Pogłębiona diagnostyka pokazała, że są przerzuty i najpierw trzeba podać chemię i zawalczyć o zmniejszenie guza poprzez radioterapię. Mama dzielnie zniosła pierwszy etap leczenia. Obecnie czekamy na wynik RM - od niego zależy dalsza droga. Operacja - na co mamy wszyscy gigantyczną nadzieję i później dalsza chemia. Innej opcji nie biorę pod uwagę! Długo zastanawiałam się, czy założyć tę zbiórkę — nigdy nikogo o nic nie prosiłam. Zawsze radziłam sobie sama. Sama pokonywałam diagnozy medyczne i wiem jak trudna i kosztowna to jest droga. Obecnie nie mam możliwości bycia na co dzień ze swoją mamą — jestem 320 km do niej... Jedyne co mogę zrobić to pomóc jej z załatwianiem wszystkiego, ogarnianiem lekarzy, procedur, terminów etc. Za chwilę mama będzie potrzebowała opieki i rehabilitacji — i na to potrzebujemy pieniędzy. Walka o jej życie już się zaczęła. Po raz pierwszy w życiu oficjalnie mówię i proszę o POMOC. Anna, córka

6 057 zł
Abdumalik Rustambekov
Abdumalik Rustambekov , 10 lat

Mój syn nie przeżyje w takich warunkach i bez przeszczepu❗️Pomóż go ratować...

Nigdy nie zapomnę tej strasznej chwili, kiedy zamiast krzyku, który towarzyszy pojawieniu noworodka na świecie, usłyszałam przerażającą ciszę. Krew zastygła mi w żyłach, a za chwilę... Porodówkę wypełnił długooczekiwany płacz. Odczułam ulgę — moje dziecko żyje! Wtedy nie wiedziałam jeszcze ile strasznych diagnoz czeka na moje maleństwo... W domu Abdumalik był niespokojny, najwyraźniej coś go niepokoiło. Miał też problemy z brzuszkiem. Przeraźliwy płacz, problemy z jedzeniem. Wiele tak niespokojnych dni nie dawało mi spokoju…  Zwróciłam się po pomoc medyczną. Chodziliśmy od lekarza do lekarza, aż w końcu wylądowaliśmy na oddziale zakaźnym, gdzie minęło pierwsze 6 miesięcy życia mojego synusia… Szpital był jego domem!  Jak skończył rok, to pojawił się u niego dziwny kaszel. Biegając, od razu siniał, nie mógł nawet szybko chodzić. Słysząc kolejną diagnozę, rozpoczynaliśmy leczenie, ale cały czas dochodziły nowe objawy, nowe choroby, nowe leki. Nie wiedzieliśmy do końca, co dolega synkowi…  Dopiero jak Abduś skończył 5 lat, udało się wyjaśnić przyczynę wszystkich naszych nieszczęść: nadciśnienie wrotne, żylaki przewodu pokarmowego i zespół wątrobowo-płucny. W naszym kraju diagnoza trwała 5 lat, a szpitale przypominają więzienie. Wiele osób chce nam pomóc, ale niestety nie ma na to warunków...  Abduś musi mieć przeszczep wątroby, bez tego nie przeżyje! W Kirgistanie, skąd pochodzimy, nie ma warunków do wykonania operacji… Nawet postawienie właściwej diagnozy zajęło lekarzom kilka lat. Wiele tracimy pozostając w kraju. Mój synek musiałby trafić w ręce specjalistów.   Lekarze zgodzili się przyjąć nas na leczenie w Turcji, ale operacja jest bardzo kosztowna. Mój mąż jest taksówkarzem, ja natomiast jestem na urlopie macierzyńskim. Oprócz Abdusia, mamy jeszcze dwójkę dzieci. Nasza rodzina sprzedała, co mogła, ale i tak nas nie stać na zdrowie synka... Nie chce myśleć, że stracę swoje dziecko tylko przez to, że nie mam wystarczająco pieniędzy! Tak bardzo się boję...  Błagam, pomóżcie Abdusiowi, to małe, niewinne dziecko, które chce żyć! Madina, mama  

1 584,00 zł ( 0,6% )
Brakuje: 258 523,00 zł
Ola Tołwińska
Ola Tołwińska , 3 latka

Oleńka od pierwszych minut życia walczy z chorobą - pomóż maleństwu❗️

Jestem mamą 8-miesięcznej Oleńki. To moja gwiazdka z nieba, mój największy skarb. Jej uśmiech sprawia, że każdy dzień natychmiast staje się piękniejszy. Pomaga mi uspokoić strach wywołany potworną chorobą... Gdy Olunia miała kilka miesięcy, dowiedziałam się, że moja córeczka może umrzeć. Od tego czasu trwa dramatyczna walka o jej życie. Błagam, przeczytaj naszą historię i pomóż... Ola urodziła się 22 września 2021 roku, była śliczną zdrową dziewczynką... Otrzymała 10 punktów w skali Apgar. Nasza radość była ogromna, szczególnie moja. Miałam już 40 lat i bardzo pragnęłam dziecka... Niestety, szczęście prysło jak bańka mydlana. Pewnego dnia Olunia zrobiła się bardzo wiotka, przestała unosić główkę, ruszać rączkami i nóżkami. Trafiłyśmy do szpitala, a  tam usłyszeliśmy podejrzenie choroby genetycznej - Zespół Leighta. To nieuleczalna choroba, która doprowadzi do śmierci w wieku kilku-kilkunastu lat... Dla mnie jako matki był to najgorszy czas w moim życiu. Nie dawałam sobie rady po tym, jak usłyszałam taką straszną diagnozę... Ola była tak słaba, że serce pękało, a ja nie mogłam jej pomóc! W badaniach kontrolnych wyszedł drugi wyrok - kardiomiopatia przerostowa. Mówiąc prostym językiem, serce Oli to tykającą bomba - może zatrzymać się w każdej chwili. Wypisano nas do domu, w zaleceniach hospicjum domowe... Czekanie na śmierć. Ja jako mama nie mogłam w to uwierzyć. Zaczęłam szukać pomocy, czytałam po nocach artykuły na temat tych chorób, na temat leczenia, specjalistów... Udało nam się trafić do wspaniałej lekarki ze szpitala w Olsztynie, która wraz ze mną podjęła walkę o życie Oli. Zrobiła nam mnóstwo badań... Zespół Leighta na szczęście się nie potwierdził, ale szukamy nadal, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę jest Oleńce.Córeczka otrzymała tam też leki, tzw. koktajl mitochondrialny, którego efekt działania jest naprawdę niesamowity. Ola nabrała sił, zaczęła unosić główkę, ruszać rączkami i nóżkami. Dzięki zbiórce na Siepomaga, za co z całego serca dziękujemy wszystkim darczyńcom, rozpoczęła się rehabilitacja Oli. Bobath niestety nie sprawdziła się ze względu na chore serce Oli - był to zbyt duży wysiłek dla niej, bardzo się bała i płakała. Potem trafiliśmy na terapię MAES, z której jesteśmy naprawdę zadowoleni. Ola powoli robi małe postępy, co cieszy nas całym sercem... Niestety u Oli pojawia się atetoza, są to mimowolne ruchy np. rączek. Ola nie może tego kontrolować, więc podczas atetozy te rączki po prostu jej "pływają". Nie poddajemy się, będziemy walczyć o życie Oli. Wszystkim Darczyńcom dziękuję jako mama  i proszę Was o symboliczną złotówkę, która jest dla nas nieocenionym wsparciem. Leczenie dzieci niepełnosprawnych jest bardzo kosztowne, sama nie zdawałam sobie z tego sprawy. Jest jeszcze druga strona - ciężko chore dzieci często  z góry spisywane są na straty... Znalezienie opieki, lekarza specjalisty jest naprawdę bardzo trudne. Koszty leczenia rosną, a mi brakuje już oszczędności... Dlatego apeluję o wsparcie. Z Twoją pomocą będę w stanie zapewnić dziecku odpowiednie leczenie i rehabilitację! Dziękuję wszystkim z całego serca. Mama Oleńki

75 900 zł
Jan Wrzesiński
Jan Wrzesiński , 18 lat

Niebezpieczna choroba zaatakowała Janka! Pomóż!

Byliśmy w szoku. Jeszcze do niedawna nasz syn tryskał zdrowiem i energią. Biegał po boisku i realizował swoje sportowe pasje. Był typowym nastolatkiem, cieszącą się życiem i młodością. Niestety, do czasu... Niemal wszystko to zabrała mu choroba, która przyszła nagle, bez żadnej zapowiedzi w listopadzie  2021 roku... Janek źle się poczuł i stracił przytomność. Natychmiast zabraliśmy go do szpitala, gdzie przeszedł szereg szczegółowych badań. Wyniki wykazały, że w jego głowie, w części potylicznej znajduje się torbiel. Przeraziliśmy się, jednak lekarz prowadzący uspokajał nas mówiąc, że torbiele nie są groźne i Jaś powinien funkcjonować tak jak dotychczas.  Niestety, mimo zapewnień lekarzy uciążliwe objawy wciąż nie znikały. Janek nadal był osłabiony, miał zaburzenia równowagi, częste bóle głowy, wymiotował. Postanowiliśmy więc skonsultować się z innym specjalistą – neurologiem dziecięcym. Lekarz przeanalizował wyniki i przekazał nam informację, która ścięła nas z nóg – guz mózgu, naczyniak jamisty. Przeraziliśmy się. Nie mogliśmy uwierzyć w to co słyszymy...  Wiedzieliśmy jednak, że od razu musimy zacząć działać!  Natychmiast skontaktowaliśmy się z neurochirurgiem dziecięcym i zapadła decyzja o przeprowadzeniu operacji. Mimo wielu lęków i obaw – zabieg przebiegł pomyślnie. Po kilku dniach Janek został wypisany ze szpitala. Niestety, tylko na dwa tygodnie. W najbliższych dniach czeka go kolejna operacja spowodowana nasilającym się zaburzeniem słuchu oraz koordynacji. Nasza walka o zdrowie syna już teraz jest trudna, bolesna i niestety bardzo kosztowna. Przed nami jeszcze kolejne zabiegi, wyczerpujące badania, wizyty kontrolne i intensywna rehabilitacja. Koszty przerażają, jednak wiemy, że to jedyny sposób, aby uratować naszego syna.  Jaś jest piłkarzem i gra zawodowo w piłkę w drużynie Whitton Wanderers FC na pozycji lewego pomocnika. Piłka nożna to jego pasją i całym życiem, a więc poprawny przebieg rehabilitacji i leczenia jest konieczny, aby syn mógł wrócić na boisko.  Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak prosić Was o pomoc...  Rodzice

7 067,00 zł ( 16,6% )
Brakuje: 35 487,00 zł
Kornelia Maj
Kornelia Maj , 9 lat

Kornelka dzielnie walczy o swoją przyszłość - pomóż jej się rozwijać!

Kornelia urodziła się 6 października 2015 roku. Bardzo czekaliśmy na ten dzień, wydawało nam się, że jesteśmy na wszystko przygotowani, że tylko poród dzieli nas od pełni szczęścia. Niestety, Kornelia urodziła się w krytycznym stanie. Była reanimowana na sali porodowej, dostała adrenalinę, ponieważ nie wykazywała funkcji życiowych. W pierwszej minucie życia dostała 1 punkt. W kolejnych minutach wcale nie było lepiej... Pobrano jej krew do gazometrii, która potwierdziła silną kwasicę metaboliczną – pH krwi pępowinowej miało wartość 6.74, zaś niedobór zasad wynosił powyżej 18. Są to wyniki tak skrajnie niskie, że nie mówi się o rokowaniu. Literatura podaje graniczną wartość 6.7 – jest to strefa wewnątrzmacicznej śmierci płodu, śmierć biochemiczna. I moja córka urodziła się właśnie w takim stanie. Kornelia została zakwalifikowana do jedynej dostępnej w Polsce metody leczenia niedotlenienia okołoporodowego – hipotermii. Rozpoczęto bierne schładzanie i przewieziono ją do innego szpitala, który dysponował sprzętem do prowadzenia tej terapii. W momencie przyjęcia do Szpitala Dziecięcego w Lublinie temperatura ciała Kornelii wyniosła 33.6 stopnia Celsjusza. Hipotermię prowadzono 72 godziny, prowadzono analgosedację. Po upływie 72 godzin rozpoczęto stopniowe ogrzewanie ciała i zmniejszanie dawek leków usypiających, zwiotczających i przeciwbólowych. Dalej prowadzono szerokopasmową antybiotykoterapię, ze względu na rozwiniętą sepsę.  W pierwszych dobach lekarze kazali nam się cieszyć z każdej kolejnej godziny, którą przeżyła. Nie docierało do nas to, co się stało. Mieliśmy wrażenie, że to jakiś zły sen, koszmar, że obudzimy się kolejnego dnia, a Kornelia będzie spała w łóżeczku obok nas. Niestety, każdego dnia budziliśmy się, a jej nie było. Każdy dzień, który przeżyła, był dla nas cudem. Kornelia toczyła bardzo nierówną walkę, gdyż niedotlenienie jest jednym z najcięższych powikłań okołoporodowych. W 3 dobie życia nastąpiło zahamowanie pracy nerek, lekarze nie potrafili stwierdzić, czy jest to wynik uszkodzenia ich przez niedotlenienie, czy efekt kombinacji antybiotyków, leków i morfiny. Przez kilka dni żyliśmy w strachu, ale na szczęście parametry się poprawiły. Kornelia zaczęła wybudzać się ze śpiączki i mimo bardzo słabych reakcji neurologicznych lekarze dali nam nadzieję, że uszkodzenia mózgu prawdopodobnie nie są na tyle ciężkie, a nasza córeczka przeżyje... Po 20 dobach w szpitalu Kornelia została wypisana do domu z całym plikiem skierowań do różnych specjalistów. Wtedy zaczęła się nasza podróż od lekarza do lekarza. Rozpoczęliśmy także rehabilitacje. Córka aktualnie ma prawie 7 lat, a my cały czas walczymy o lepsze jutro. Każdego dnia Kornelia ma zajęcia rehabilitacyjne, które dają jej szansę na normalny rozwój. Zajęcia, na które uczęszcza, to hipoterapia, rehabilitacja metodą Bobath, rehabilitacja metodą Vojty, terapia Integracji Sensorycznej, zajęcia z pedagogiem/psychologiem, terapia logopedyczna, terapia neurologopedyczna, basen. Niestety, nie jesteśmy w stanie finansować niezbędnego leczenia. Same wizyty, badania, rehabilitacje to ogromne koszty. Potrzebujemy Twojej pomocy. Paulina i Andrzej, rodzice

9 429 zł
Krystyna Rynkart
Krystyna Rynkart , 76 lat

Ile może znieść jedna osoba? Podaruj Krystynie powód do uśmiechu...

Krystyna to kobieta, która w swoim życiu przeżyła już dość sporo, zaczynając od wychowywania swoich dwóch wnucząt po tym, jak jej jedyna córka się od niej odwróciła i postanowiła zacząć nowe życie. Przeżyła ciężką chorobę swojego męża, który chorował przez wiele lat na stwardnienie rozsiane. Na poczet jego choroby musiała wziąć wiele kredytów i korzystać z tak zwanych „chwilówek", aby zapewnić mu najlepszą opiekę i zagwarantować dobre warunki podczas choroby. Mąż zmarł w wieku 54 lat w kwietniu 2004 r. Niestety po prawie 16 latach nadal się to za nią ciągnie i komornicy zabierają z jej emerytury niemałe kwoty.  Teraz los nie oszczędził również Krystyny. Dzień przed Wigilią, czyli 23 grudnia 2021 roku, do babci zostało wezwane pogotowie. Z podejrzeniem udaru została zabrana od razu do szpitala. Okazało się, że przeszła zawał. Dodatkowo został wykryty guz lewego sutka, który najprawdopodobniej jest rakiem złośliwym, ale tutaj czekamy jeszcze na wyniki badań. Krystyna przed zabraniem do szpitala chodziła o kulach, ale umiała sama się umyć, zrobić jedzenie czy też przede wszystkim skorzystać z toalety. 12 stycznia w momencie wypisu ze szpitala okazało się, że nie chodzi już w ogóle, nie umie nawet stanąć na proste nogi, nie ma w nich po prostu czucia. Za długo leżała bez ruchu i lekarze nie dają jej już żadnych szans na to, aby mogła samodzielnie jeszcze kiedyś przejść, choć parę kroków.  Jej wnuk Marcin to 29-letni chłopak, który jako jedyny jej nie zostawił, który musiał zrezygnować z pracy, aby móc się zajmować babcią. Wprowadził się do niej, aby zapewnić babci wszystko, co jest jej potrzebne. W ich mieszkaniu nie ma warunków, aby zapewnić im wygodne życie, nie ma ciepłej bieżącej wody, mieszkanie ogrzewają tak zwaną „kozą”, która jest już stara i nie jest w stanie nagrzać całego mieszkania. Nie ma łazienki, jest jedynie toaleta. Są teraz w bardzo trudnej sytuacji finansowej, babcia musi już na stałe przyjmować leki na serce, osteoporozę, przyjmować zastrzyki przeciwzakrzepowe, antybiotyk i przyjmować inhalacje.  Jednym z naszych celów jest zakup łóżka rehabilitacyjnego oraz materaca przeciwodleżynowego. Najbardziej zależy nam na dostosowaniu mieszkania do babci potrzeb, zrobienie łazienki, w której moglibyśmy ją kąpać oraz podłączeniu ciepłej wody. Zbieramy również na zakup wózka inwalidzkiego, ponieważ taki „standardowy”, który udało nam się dostać z NFZ, jest niestety dla babci za wąski. Przyjmiemy każdą możliwą pomoc i z góry dziękujemy!  Bliscy

420 zł
Krzysztof Bielawski
Krzysztof Bielawski , 50 lat

Tragiczny wypadek na zawsze zmienił życie Krzysztofa. Potrzebna pilna pomoc!

Sekundy przekreśliły wszystko, co znałem i kochałem. Nie tak miał się skończyć tamten dzień, nie taki miał być finał wakacyjnego wyjazdu. Czy będę żył jak dawniej, korzystał z życia pełnymi garściami? Lekarze nie dają mi złudnych nadziei – ja jednak wiem, że tylko ciążka walką i uporem jestem w stanie, choć częściowo wrócić do sprawności.  To były wakacje w Czechach. Piękny sierpień. Wszystko było tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Niestety, te dobre chwile zostały zabrane przez tragiczne wydarzenie, którego byłem uczestnikiem. Uległem poważnemu wypadkowi na motorze. Uraz rdzenia kręgowego w odcinku lędźwiowym spowodował, że zostałem sparaliżowany od pasa w dół. Do tego liczne złamania kręgosłupa, żeber, obojczyka, łopatki… Uraz serca, niewydolność oddechowa. Jedna chwila –  długa lista konsekwencji.  Ja, zdrowy i pełen sił mężczyzna stałem się pacjentem szpitala, który walczy o życie… Śpiączka, w której byłam przerażała moich najbliższych. Ciężko było ocenić stan, w jakim znajdowałem. Liczyła się każda minuta. Cudem przeżyłem i jestem za to wdzięczny losowi. Wypadek dał mi do zrozumienia, jak bardzo cenię sobie życie, jak wiele mam do stracenia. Teraz biorę udział w najtrudniejszej bitwie – o sprawność. Jak to możliwe? Czy los zabrał mi naprawdę wszystko, nad czym pracowałem latami? Czy kiedykolwiek będę mógł zapomnieć, o wydarzeniach tego lata? W mojej głowie kłębiło się wiele pytań, miałem poczucie niesprawiedliwości, ale nigdy nie miałam chwili zwątpienia, ani jednej myśli, że się poddam. Lekarze nie dają mi złudzeń – na 90% będę poruszał się na wózku. Jednak widząc moją determinację, twierdzą, że najbliższe 2 lata będą znaczące. W zależności od tego ile i z jakiej rehabilitacji będę korzystał, moja szanse będą rosły lub malały…  Od czasu wypadku nie wyszedłem ze szpitala. Okres pandemii sprawił, że czas ten najgorszy czas spędzam sam, bez najbliższej rodziny. Na przełomie grudnia i stycznia zostanę wypisany do domu. Jest cień szansy, że nie spędzę świąt w szpitalu. Zrobię wszystko, by tak było… Tak bardzo tęsknie za domem, za spokojnym czasem z herbatą w ręku, za najbliższymi. Liczę, że nowy rok przyniesie mi szansę na nowe życie! Aby tak się stało, będę potrzebował rehabilitacji neurologicznej. Dodatkowo niezbędny będzie zakup wózka aktywnego i innych sprzętów rehabilitacyjnych. Niestety, aby dojść do zdrowia, potrzebuję Twojej pomocy. Nie wystarczy mi środków, aby zapewnić sobie odpowiedniego leczenia i rehabilitacji. Dlatego proszę, pomóż mi odzyskać samodzielne życie i wrócić do miejsca, za którym bardzo tęsknie i które bardzo kochałem!  Krzysztof ➤ Licytacje dla Krzysztofa     

66 231 zł
Faustynka Truchan
Faustynka Truchan , 7 lat

Zawalcz z nami o Fustynkę! Nie mamy czasu do stracenia!

Jedną z najtrudniejszych rzeczy w byciu rodzicem niepełnosprawnego dziecka jest przyjęcie prawdy. Towarzyszy temu lęk, zmęczenie, zwątpienie i przeraźliwy ból...  W dniu, w którym poznajesz diagnozę wszystko się kończy i zarazem zaczyna na nowo...  Ty wychodzisz ze szpitala po narodzinach dziecka z uśmiechem i nadzieją, my z listą specjalistów do odwiedzenia i lękiem. Ty zapisujesz malucha na rytmikę, my na rehabilitacje. Ty idziesz z maluchem na plac zabaw, my nie mamy tam czego szukać, bo place zabaw dla niepełnosprawnych dzieci są w Polsce prawie nie ma. Ty modlisz się, by dziecko nie zachorowało na katar, my by przez katar nie wylądowało na OIOM’ie.  Ty myślisz, kiedy ten mój mały dorośnie i wyfrunie z domu, my myślimy – kto się nim zajmie, kiedy nas zabraknie... Mimo tego wszystkiego i Ty i ja kochamy nasze dzieci najbardziej na świecie, rozpieszczamy je, mamy tyle samo nadziei, planów i marzeń, tylko po prostu są one inne... Opowiadam Wam to wszystko, bo chcę, żebyście choć trochę poznali naszą historię... ------------ Choć narodzony dziecka powinny wiązać się z radością, naszemu powitaniu towarzyszyło mnóstwo strachu. Faustynka za bardzo pospieszyła się z przyjściem na świat. W związku z tym, podczas porodu pojawiły się poważne komplikacje, które po urodzeniu doprowadziły do niedotlenienia i ubytków w tkance nerwowej mózgu. Co to oznacza? Już na samym starcie, nasza córeczka otrzymała od lekarzy długą listę straszliwych diagnoz – leukomalacja okołoporodowa, opóźnienie psychoruchowe, mózgowe porażenie dziecięce, niedowład czterokończynowy...  Przedwcześnie urodzone dzieci wymagają specjalistycznej opieki medycznej oraz specjalnych warunków dla kształtowania umiejętności samodzielnego funkcjonowania. Życie naszego maleństwa pozostawało w rękach lekarzy i aparatury. Wciąż mam przed oczami widok jej maleńkiego ciała, leżącego w plątaninie kabli....  Mimo że od tych tragicznych chwil dzieli nas już prawie 5 lat, to wciąż jesteśmy na początku naszej drogi... Nadal borykamy się z licznymi dolegliwościami i jesteśmy częstymi gośćmi w szpitalu. Z biegiem lat u Faustynki zdiagnozowano: zaburzenia wzroku, astmę, niedokrwistość. Do dziś nasza córeczka nie potrafi samodzielnie usiąść, stanąć, raczkować czy chodzić...  Każdy dzień jest pełen lęku i strachu o przyszłość naszego dziecka. Codziennie w pocie czoła zmagamy się z chorobami i ciężko pracujemy, by osiągnąć nawet najmniejsze postępy. Pod okiem specjalistów i rehabilitantów córeczka dzielnie walczy o sprawność i samodzielność.  Za parę miesięcy Faustynka przejdzie kolejny poważny i skomplikowany zabieg w swoim życiu. Tym razem na nóżki –  adduktorotomię. Już w tym momencie wiemy, że zaraz po operacji będzie potrzebować dalszej intensywniej rehabilitacji turnusów, sprzętu ortopedycznego…  Wykorzystujemy wszelkie możliwe zajęcia z terapeutami, jakie oferuje nam NFZ. Dodatkowo dużą część terapii realizujemy również w prywatnych placówkach. Jednak to wciąż za mało... Lekarze nieustannie ostrzegają, że czas ucieka...  Jeśli Faustynka nie zrobi samodzielnie swoich pierwszych kroków do 6. roku życia, to prawdopodobnie już nigdy tego nie dokona. Mamy bardzo mało czasu. Potrzebna jest natychmiastowa, wieloprofilowa terapia, rehabilitacja i specjalistyczne leczenie.  Pragniemy dać naszej córeczce szansę na dalszy rozwój, większą sprawność i lepszą przyszłość. Niestety, leczenie już teraz wiąże się z wieloma wydatkami, które coraz częściej są ponad nasze siły... Koszty stale rosną, a my wiemy, że sami nie jesteśmy w stanie zapewnić jej wszystkiego, co potrzebne. Nie pozostaje nam nic innego, jak prosić Was o pomoc... Bez Was to się nie uda. Rodzice Pomóc możesz również poprzez udział w licytacji na Facebooku: ➡️ Licytacje dla Faustynki Małej Kruszynki 💚

13 734 zł