Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Anatol Awiorko
Anatol Awiorko , 5 lat

Anatolek potyka się o własne nóżki! Potrzebne badania, leczenie i rehabilitacja!

Kilka lat temu na naszym niebie rozbłysła najjaśniejsza gwiazda. Był to najpiękniejszy moment, jaki doświadczyliśmy w życiu. Radość z trzymania pociechy to uczucie, w którym każdy inny problem rodzica spada na dalszy plan. Otoczenie znika, a w dłoniach trzyma się cały świat zamknięty w kruszynie. Nazwaliśmy tę gwiazdę Anatol. Świeciła bardzo mocno, ale z czasem zaczęła gasnąć. Jej blask odbierały i nadal odbierają choroby…  Nasz syn wymaga całodobowej opieki. Pierwsze objawy choroby pojawiły się krótko po narodzinach — Anatolek miał bardzo niską wagę, widoczną asymetrię twarzy oraz problemy z napięciem mięśniowym. Gdy miał około półtora roku, zaczął chodzić na paluszkach. W końcu po licznych wizytach u specjalistów postawiono diagnozę: dziecięce porażenie mózgowe. Z czasem wystąpiła także padaczka. Anatol nie potrafi utrzymać równowagi, potyka się o własne nóżki i wymaga stałej uwagi. Chodzi na rehabilitację od ponad 3 lat, ale niestety efekty są niezadowalające. Po ostatniej konsultacji neurologicznej otrzymaliśmy skierowanie do poradni genetycznej, w celu wykonania badań genetycznych.  Dopiero po otrzymaniu wyników badań i szczegółowej diagnozy, lekarze będą mogli wdrożyć odpowiednie leczenie oraz skierować synka na terapię i rehabilitację dostosowane do jego indywidualnych potrzeb. Istnieje więc promyk nadziei dla naszego dziecka, który rozpala w naszych sercach ognisko wiary, że synuś stanie kiedyś na nogi. Anatol to wyjątkowo radosny chłopczyk, który od początku wykazywał duże zainteresowanie światem. Jest nadzwyczajne rozwinięty jak na swój wiek, ciekawi go otaczająca przestrzeń, zwłaszcza kosmos i świat dinozaurów, a ulubionymi zabawkami są klocki Lego. Jego pojawiający się w trakcie zabawy uśmiech, to dla nas wspaniały widok. Anatolek to Gwiazda na naszym niebie. Chcemy jak najszybciej zatrzymać jej gaśnięcie, żeby mogła błyszczeć światłem rozgrzewającym nasze serca. Dziękujemy Ci za każdą formę wsparcia. Rodzice Anatola

3 607,00 zł ( 16,95% )
Brakuje: 17 670,00 zł
Ola Kopczyńska
Ola Kopczyńska , 14 lat

Pomóż Oli zawalczyć o samodzielność!

Przez pierwsze lata po narodzinach Oli lęk o jej zdrowie i życie nie opuszczał nas ani na chwilę. Lekarze podejrzewali, że córka nigdy nie będzie w stanie mówić i chodzić oraz że prawdopodobnie będziemy musieli się szybko z nią pożegnać na zawsze… Mimo paraliżującego strachu, nigdy się nie poddaliśmy!  Z początku córka była pod opieką hospicjum domowego, ale rozwój Oli zaskoczył wszystkich specjalistów. Nauczyła się samodzielnie oddychać i mogła zostać wypisana z hospicjum. Kiedy córka miała pięć lat, wypowiedziała swoje pierwsze słowa – mama i tata. Łzy same płynęły nam po policzkach! Nie mogliśmy uwierzyć, że nasza córeczka mówi!  Ola cierpi na zespół Arnolda-Chiariego II i przepuklinę oponowo-rdzeniową. Porusza się na wózku i oddycha przez rurkę tracheostomijną. Jej życie wypełnione jest wizytami u specjalistów i rehabilitacją… A jednak, nigdy nie zapominamy o tym, jak wiele udało się już osiągnąć! Cieszy nas każda spędzona wspólnie chwila! Córka jest bystra, energiczna i stara się być jak najbardziej samodzielna. Niestety, bardzo mocno ogranicza ją brak windy w naszym domu. Poczucie, że nie może swobodnie poruszać się w miejscu, w którym spędza większość czasu powoduje u niej frustrację i smutek.  Bardzo chcemy to zmienić! Planujemy montaż specjalistycznej platformy pionowej, która umożliwiłaby Oli poruszanie się po całym domu bez przeszkód. Koszt zakupu takiej windy jest niestety bardzo duży i znacznie przekracza nasze możliwości finansowe. Częściowo dostaniemy dofinansowanie, ale nadal musimy kilkadziesiąt tysięcy dopłacić z własnych środków. Zwracamy się do Was z serdeczną prośbą o wsparcie! Ola ma możliwość osiągnąć samodzielność – musimy tę okazję wykorzystać! Wierzymy, że dzięki Waszej pomocy nasza córka ma szansę na lepsze jutro!  Mama Oli

4 087,00 zł ( 7,68% )
Brakuje: 49 105,00 zł
Gabriela i Marcel Gryglik
Pilne!
Gabriela i Marcel Gryglik , 13 lat

Potworny nowotwór odebrał życie matce trójki dzieci. Gabi i Marcel nadal walczą o zdrowie – POMOCY❗️

Nie zostało pani już wiele czasu, proszę zadbać o opiekę dla dzieci… Słowa docierały do mnie jak przez mgłę. Jeszcze kilka miesięcy temu lekarze przygotowywali plan terapii, a dziś rozkładają bezradnie ręce. W Polsce nie ma już dla mnie możliwości leczenia. Okrutny nowotwór kawałek po kawałku odbiera mi życie, a moim dzieciom mamę!  Problemy zdrowotne towarzyszą naszej rodzinie od dawna – moje starsze dzieci: Gabrysia i Marcel, chorują na wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Walka o ich zdrowie pochłonęła wszystkie moje siły i środki finansowe. Marcel przeżył już transfuzję krwi i razem z Gabrysią wielokrotnie przebywali na dziecięcych oddziałach gastroenterologicznych.  W zeszłym roku, dzięki wdrożonej diecie oraz terapii, dzieci miały okres remisji. Udało nam się nawet pojechać razem na urlop nad morze. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę… Nie mogliśmy się bardziej pomylić! Już na samym początku wyjazdu coś mnie zaniepokoiło – miałam niewyjaśnione krwawienia z dróg rodnych. Po powrocie z Kołobrzegu udałam się do lekarza, miałam nadzieję, że to nic groźnego. Niestety, badanie histopatologiczne nie pozostawiło wątpliwości – zaatakował mnie nowotwór. Podejrzewano, że to mięsak stromalny.  Byłam przestraszona, ale zmotywowana do działania. Liczyłam na to, że zasugerowany przez lekarzy zabieg wycięcia macicy pomoże. Niestety, nowotwór rozwijał się w przerażającym tempie: guz na macicy, który z początku miał 4 cm, zwiększył średnicę prawie trzykrotnie: do 11 cm! Po kilku tygodniach od zabiegu histerektomii przyszły wyniki badań wyciętych narządów. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam… Okazało się, że na lewym jajniku znajdował się kolejny, mniejszy guz. Wykryto również nacieki. Diagnoza, którą wtedy postawiono stała się moim wyrokiem: gruczolakomięsak trzonu macicy z przerzutami.  Lekarze skierowali mnie na chemioterapię. To ogromnie wycieńczające leczenie, jednak wiedziałam, że muszę być silna dla moich dzieci. Moje córki i syn przez lata widzieli, jak robię wszystko, by zadbać o ich zdrowie i teraz chcieli się odwdzięczyć. Gdyby miłość mogła leczyć byłabym najzdrowszą osobą na świecie! W międzyczasie trafiłam do szpitala z okropnym bólem brzucha spowodowanym skutkami ubocznymi wyniszczającej chemii. Tam rozpoczęto dalszą diagnostykę. I to był początek mojego końca… Okazało się, że pojawił się naciek nowotworowy na rdzeniu kręgowym i przerzuty do węzłów chłonnych w obrębie otrzewnej. Z powodów neurochirurgicznych niemożliwe jest leczenie operacyjne.  Nowotwór wszedł już w ostatnie stadium – IV B. To niepozorne oznaczenie jest postrachem każdego pacjenta onkologicznego. Powoli docierało do mnie, co to oznacza i w głowie miałam tylko jedno pytanie: jak mam przekazać dzieciom, że ich mama niedługo umrze? Nie mam już złudzeń – w Polsce nie ma dla mnie ratunku. Pozostała tylko radio- i chemioterapia paliatywna, czyli CZEKANIE NA ŚMIERĆ! Promykiem nadziei jest leczenie ostatniej szansy w Niemczech – terapia immuno-onkologiczna. To jednak ogromnie kosztowny wyjazd, a ja nie mam czasu ani możliwości zebrać tak wielkiej sumy.  Aktualizacja:  Z głębokim smutkiem i żalem przyjęliśmy informację o śmierci Marty. Ukochanej mamy trójki dzieci. Wierzymy, że jest już w świecie, w którym nie ma bólu i cierpienia... Niestety Gabrysia i Marcelek stracili nie tylko mamę, ale również największe oparcie i wojownika, który walczył o ich zdrowie. Prosimy o wsparcie dla rodziny, w tym najtrudniejszym momencie.  Ostatkiem sił Marta błagała o jedno – by nowotwór nie sprawił, że osieroci swoje ukochane dzieci. Nie byliśmy gotowi na jej odejście i dziś to my prosimy, abyście nie zostawiali Gabi i Marcelka w potrzebie oraz pomogli nam zadbać o ich zdrowie.  Bliscy

129 165 zł
Mariusz Wacławik
Mariusz Wacławik , 60 lat

Moją codzienność naznaczyła choroba Parkinsona... Proszę, POMÓŻ MI!

W 2012 roku mój świat na chwilę się zatrzymał. Dzień, w którym usłyszałem druzgocącą diagnozę pamiętam, jakby to było wczoraj… Wszystko, czym przejmowałem się do tamtej pory, nagle przestało mieć znaczenie. Najważniejsza stała się walka o zdrowie! Już od ponad dekady zmagam się z chorobą Parkinsona. Jest nieuleczalna, podstępna i odbiera mi panowanie nad własnym ciałem… Przez te lata nieustannej i nierównej walki, mój stan zdrowia znacznie się pogorszył!  Stale przyjmuję leki, które spowalniają postęp choroby. Niestety, mimo to cały czas odczuwam jej skutki. Jestem coraz słabszy, a samodzielne pokonywanie nawet krótkich dystansów stało się dla mnie niemożliwe!  Z początku ciężko było mi pogodzić się z chorobą i jej wpływem na moje życie. Nie jestem jednak w stanie się jej pozbyć… Na co dzień staram się radzić sobie najlepiej jak się da, ale jest mi bardzo trudno. Nigdy nie będę w pełni zdrowy, jednak pojawiło się światełko w tunelu! Nadzieją na znaczne polepszenie mojej codzienności jest wszczepienie stymulatora mózgu. Dzięki niemu miałbym szansę na poprawę sprawności ruchowej, a także zmniejszenie sztywności mięśni i drżenia rąk! Już raz pomogliście mi w walce z chorobą, za co jestem Wam bardzo wdzięczny! Jednak znów muszę zwrócić się z prośbą o wsparcie… Koszt operacji jest dla mnie zdecydowanie za duży, sam sobie nie poradzę! Codzienna walka z chorobą jest niezmiernie wyczerpująca… Tak bardzo chciałbym wrócić do życia sprzed diagnozy! Wszczepienie stymulatora jest dla mnie teraz jedyną szansą na odzyskanie sprawności! Proszę, pomóżcie mi! Będę wdzięczny za każdą złotówkę! Mariusz

680,00 zł ( 0,42% )
Brakuje: 158 895,00 zł
Miłosz Praclewski
Miłosz Praclewski , 9 lat

Trwa walka – Miłosz kontra MUKOWISCYDOZA! Prosimy o wsparcie!

Kiedy na świat przyszedł na świat mój młodszy synek Miłosz, miałam tylko jedno marzenie – aby nie otrzymał od losu tej strasznej diagnozy, którą parę lat wcześniej otrzymał jego starszy brat. Od razu po narodzinach lekarze wykonali konieczne badania, a ja drżałam o moje maleństwo. Niestety wyniki szybko potwierdziły ten najgorszy scenariusz – MUKOWISCYDOZA! Mogłoby się wydawać, że jeśli posiada się już jedno chore dziecko, to posiadanie drugiego z tym samym schorzeniem nie będzie aż tak trudne. Znałam już cały proces, wiedziałam jaki będzie schemat działania. Jednak na takie wieści żaden rodzic nie potrafi się przygotować… Byliśmy z mężem załamani.  Miłoszek codziennie wstaje wcześniej niż jego rówieśnicy. Musi przejść inhalację, drenaż, oraz przyjąć masę leków, aby wydzielina nie zalewała jego płuc i syn mógł funkcjonować. Gdy wraca ze szkoły powtarzamy proces i później jeszcze raz, zaraz przed pójściem spać…  Do tego dochodzi częsta rehabilitacja i wizyty u wielu specjalistów, bo Miłoszek poza mukowiscydozą cierpi również na inne dolegliwości. Zewnątrzwydzielnicza niewydolność trzustki, przewlekłe zapalenia oskrzeli, hipowitaminoza D, zaburzenia ze spektrum autyzmu, marskość wątroby… Musi tak wiele znosić mimo swojego młodego wieku! Razem z mężem walczymy każdego dnia, aby nasi synowie byli zdrowi i mieli zagwarantowaną dobrą przyszłość. Niestety jest nam niezmiernie trudno, bo kosztów każdego dnia przybywa. Dziś najciężej pokryć nam nie tylko leczenie, ale również sprzęt medyczny i turnusy rehabilitacyjne, których Miłosz potrzebuje, aby po prostu żyło mu się lepiej.  Dlatego przychodzimy do Was z ogromną prośbą. Wesprzyjcie nas w tej nierównej walce!  Rodzice Miłoszka 

6 247 zł
Helena Biga
Helena Biga , 12 lat

Helenka cierpi od urodzenia! Pomóż jej w walce z rzadką chorobą!

Życie Helenki nigdy nie będzie takie, jakiego jej życzymy. Okrutne choroby boleśnie ją naznaczyły. Zrobimy jednak wszystko, co w naszej mocy, by nauczyć córcię samodzielności. To mała wojowniczka, która udowodni wszystkim, że mimo przeciwności losu można żyć pięknie. W ciąży czuliśmy, że coś jest nie tak. Helenka rozwijała się zbyt szybko. Niepokoiło nas, że jest tak spokojna. Nie kopała nóżkami, nie ruszała rączkami. Wszystko szło innym torem, niż w przypadku pierwszej ciąży. Od razu po urodzeniu zdiagnozowano u Helenki bardzo słabe napięcie mięśniowe. Nie płakała, jak inne dzieci. Nadal była nieruchoma. Nie miała odruchu ssania, więc lekarze podjęli decyzję o karmieniu jej przez sondę. Wyglądała jak przepiękna laleczka, którą tylko drugi człowiek może wprawić w ruch. Z upływem miesięcy stan naszego dziecka nie ulegał znacznej poprawie. Wraz z jej wzrostem, rosły kolejne zdrowotne problemy. Badania ukazały nam dramatyczną prawdę. Nasza córeczka choruje na Zespół Pradera Williego! Choroba ta charakteryzuje się m.in. opóźnieniem w rozwoju mowy, czy stale towarzyszącym uczuciem głodu. Nasza codzienność polega na ciągłej kontroli posiłków Helenki. Głód jest na tyle niepohamowany, że musimy zamykać kuchnię na klucz. Uczucie wiecznego nienasycenia jest ogromną przeszkodą w jej codziennym funkcjonowaniu. Denerwuje się, kiedy widzi lub słyszy w swoim otoczeniu jedzące osoby. To dla niej bardzo trudne. Helenka zmaga się również z kifozą i początkującą skoliozą! Córeczka musi nosić gorset, choć często sprawia jej on niesamowity dyskomfort... Dodatkową przeszkodą są ogromne zaburzenia modulacji sensorycznej. To przez nie Helenka nie jest w stanie samodzielnie się ubierać, myć zębów, czy poprawnie trzymać w dłoni długopis. W tych z pozoru najprostszych czynnościach, nadal potrzebuje naszej pomocy. Co gorsza, słabe napięcie mięśniowe sprawia, że Helenka znacznie słabiej odczuwa ból. Choć z początku może wydawać się to pozytywne, absolutnie takie nie jest. To ważna reakcja, która wskazuje na to, że w organizmie dzieje się coś złego. Jej brak poważnie zagraża zdrowiu i bezpieczeństwu córki. Helenka jest nastolatką. Ma takie same potrzeby, jak jej rówieśnicy. Chciałaby kolekcjonować piękne doświadczenia i nawiązywać wspaniałe przyjaźnie. Jako rodzice, marzymy o tym samym. Leczenie i rehabilitacja, które są w stanie jej to zapewnić, generują jednak przytłaczające nas koszty. Prosimy o pomoc dla naszej córeczki. Bądźcie naszą nadzieją! Rodzice Helenki ➡️  Śledź walkę Helenki na Facebooku - Licytacje dla Heleny

13 322,00 zł ( 62,61% )
Brakuje: 7 955,00 zł
Łukasz Gaida
Łukasz Gaida , 16 lat

Przykurcze łamią zawiasy w protezie❗️Walczymy o sprawność Łukasza❗️

Mój syn Łukasz urodził się z niedorozwojem podudzia i stopy prawej, co wymagało wielu skomplikowanych zabiegów. Dlatego od urodzenia Łukasz nosi protezę, która umożliwiła mu normalne funkcjonowanie.  Niestety, problemy z nawet 40-stopniowym przykurczem to nie tylko utrudnienie w poruszaniu się. Przykurcz występuje akurat w takim miejscu na nodze, że zawiasy protezy nie wytrzymują i po prostu się łamią. Jeśli uda nam się uzbierać środki, operacja planowana jest na początku czerwca. Po niej Łukasz będzie musiał spędzić 6 tygodni w gipsie. Okres letni i wakacyjny będzie dla syna czasem walki o zdrowie. Jednak to konieczne. Od urodzenia syn leczony jest w niemieckiej klinice w Vogtareuth. Tam lekarze znają nasz przypadek doskonale, wiedzą, co i jak i będą w stanie bez problemu nawet dostosować do syna nową protezę. Ale tak jak pięknie to brzmi, tak koszty będą przytłaczające. Sama operacja to ponad 60 000 złotych, a co będzie potem? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że bez Waszej pomocy nie zdołamy uzbierać tak ogromnej kwoty. Szukamy, gdzie się da, ale sytuacja wciąż jest trudna. Dlatego jeśli zechcesz jakkolwiek wesprzeć Łukasza w jego walce, będziemy dozgonnie wdzięczni.  Beata, mama

31 445,00 zł ( 49,56% )
Brakuje: 31 996,00 zł
Sebastian Juskowiak
Sebastian Juskowiak , 27 lat

🚨 Nowotwór złośliwy pozbawił go nogi❗️Potrzebna pomoc 🚨

Nazywam się Matylda. W 2020. roku mój najmłodszy brat, Sebastian, otrzymał okrutną diagnozę — nowotwór złośliwy z mięśniem biodrowo-lędźwiowym. Brat przeszedł wówczas operację usunięcia guza, chemioterapię i radioterapię. Mimo że wydawało się, że wygrał tę trudną bitwę, niestety okazało się, że to była pierwsza runda... Sebastian wrócił do życia, spędzał czas z rodziną i przyjaciółmi, cieszył się każdą chwilą. Niestety los miał dla niego inny, dużo gorszy plan... Nastąpiła WZNOWA! Oprócz ciosu, który zadała bezlitosna choroba, pojawiło się jeszcze jedno – bezsilność. Noga Sebastiana została amputowana przy samej miednicy... To był jedyny sposób, żeby uratować życie mojego brata... Operacja została przeprowadzona 26. lutego 2024 roku. Sebastian na bloku operacyjnym spędził ponad 5 godzin, stracił ponad 3 litry krwi, ale lekarzom udało się pozbyć się niechcianego gościa z jego organizmu. Brat obecnie przebywa w domu, został wypisany ze szpitala, dzielnie stawia pierwsze kroki, uczy się żyć ze swoją niepełnosprawnością. Aby jednak mógł w pełni cieszyć się życiem, które wygrał ponownie, konieczna jest proteza, rehabilitacja i opieka lekarska. Niestety koszty, które musimy ponieść, przewyższają nasze możliwości finansowe. Jesteśmy zmuszeni prosić o pomoc, bo tylko to nam pozostało... Sebastian ma dopiero 27 lat i całe życie przed sobą. Okrutna choroba wyrządziła mu już ogromną krzywdę, ale mój brat mimo to chce żyć. I walczy! O swoją przyszłość, szansę na normalne funkcjonowanie, życie... Pomóż, z Twoim wsparciem ta nadzieja nie zgaśnie... To trudne chwile dla naszej rodziny, ale wiemy, że nasz brat jest niesamowicie silny. Dla niego, dla nas i dla wszystkich, którzy go kochają, zbieramy siły, aby stawić czoła tej trudnej sytuacji. Sebastiana czeka długie leczenie, protezowanie i intensywna rehabilitacja. Jeśli możecie nam pomóc w tej walce, będziemy niezmiernie wdzięczni za każde wsparcie. Siostra i najbliżsi

33 604,00 zł ( 12,63% )
Brakuje: 232 354,00 zł
Halina Kowalczyk
Pilne!
Halina Kowalczyk , 67 lat

Znowu toczę walkę o własne życie❗️Nadzieją jest drogie leczenie...

Pragnę jeszcze żyć i patrzeć, jak moje ukochane wnuki dorastają. Chcę być świadkiem ich radości, chcę pocieszać ich w ciężkich chwilach i pić wspólnie herbatę w babcinej kuchni. Nie będzie to jednak możliwe, jeżeli nowotwór odbierze mi życie! W 2020 roku zachorowałam na raka trzonu macicy. Po przejściu poważnej operacji zostałam poddana brachyterapii. Wydawało się, że sytuacja została opanowana i od tamtej pory będzie już tylko lepiej… Tak jednak nie było! Zgodnie z zaleceniami rzetelnie wykonywałam badania kontrolne. Jednak w 2023 roku okazało się, że mam zaawansowane guzy przerzutowe na płucach i wątrobie! Pojawiły się także nacieki na węzłach chłonnych!  Nie tak wyobrażałam sobie ten scenariusz! Miałam już za sobą jedną dramatyczną walkę i ciężko było mi znaleźć w sobie siłę, aby stoczyć kolejną… Świadomość, że mam dla kogo żyć, dodała mi jednak siły! Aktualnie jestem leczona agresywną chemioterapią. Jednak przy tak zaawansowanym nowotworze, skuteczność chemioterapii niedługo się wyczerpie. Boję się, że wtedy może stać się najgorsze! Odbyłam mnóstwo konsultacji lekarskich, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że jedynym alternatywnym dostępnym lekiem, który może mi pomóc, jest produkt podawany w ramach immunoterapii. Jeżeli zacznę przyjmować go równolegle ze standardowym leczeniem, jest wielka szansa na pokonanie tej paskudnej choroby!  Dlatego właśnie czytasz moją historię… Leczenie, które może zwiększyć moje szanse na przeżycie jest nierefundowane! Tylko jedna dawka leku kosztuje aż kilkanaście tysięcy złotych! Całe leczenie jest więc dla mnie i dla mojej rodziny zbyt drogie... Nie chcę zwlekać z ratowaniem swojego zdrowia do ostatniej chwili! Nie chcę stać w miejscu z założonymi rękoma i czekać, co przyniesie mi los. Nie chcę jeszcze odchodzić! Dlatego proszę o wsparcie, aby spełniło się moje jedyne marzenie: jak najdłużej być z moimi wnukami! Halina

1 042 zł