Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Aleksandra Głogowska
Pilne!
Aleksandra Głogowska , 23 lata

Lekarze dawali Oli jedynie 5% szans na przeżycie... Pomóż w walce z nowotworem mózgu❗️

Na początku tego roku moja siostra zadzwoniła do mnie z płaczem. W słuchawce usłyszałam jej roztrzęsiony głos: „Daria, coś się ze mną dzieje, od 3 dni słabo chodzę, lewa strona ciała odmawia mi posłuszeństwa i buzia mi opada… Byłam u lekarza, ale po antybiotyku już ledwo chodziłam…” W tym czasie byłyśmy z mamą zagranicą i wiedziałyśmy, że nie dotrzemy do mojej siostry na czas. Do szpitala pojechała z Olą nasza ciocia.  Siostra została od razu przyjęta na oddział, gdzie zrobili jej wszystkie badania.  Na drugi dzień dostaliśmy diagnozę. Nowotwór złośliwy mózgu – do natychmiastowego wycięcia. Moja siostra kiedy dowiedziała się, że musi mieć operację, stwierdziła, że tak trzeba i że nie może się załamać.  Za 4 dni Ola przeszła operację usunięcia nowotworu. Był to dla naszej rodziny ekstremalnie trudny czas – lekarze dawali Oli jedynie 5% szans na przeżycie. Stał się jednak cud – udało się usunąć nowotwór w całości.  To jednak nie zakończyło walki z chorobą. Ola przeszła także radioterapię oraz wciąż przyjmuje chemioterapię. Ciężko jest nie podziwiać, jak radzi sobie z tym wszystkim… Siostra kilka lat z rzędu udzielała się jako wolontariusz – to silna i wesoła dziewczyna. Każdego dnia wierzy w to, że wyzdrowieje. Skutkiem choroby i operacji jest kurczowe porażenie połowiczne lewej strony ciała oraz przykurcz stawu nadgarstka. Doszło także do rozwinięcia się trudności z mową, które utrudniają Oli komunikację. Aby mogła odzyskać sprawność i pełną samodzielność, potrzebuje intensywnej rehabilitacji ruchowej oraz terapii z neurologopedą. Te formy terapii są niezbędne, aby Ola mogła wrócić do życia, jakie znała przed chorobą. Równie ważne jest wsparcie psychologiczne, które pomoże jej odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Szanse na poprawę są ogromne, jednak wymaga to czasu, pracy i niestety – sporych środków finansowych. Jako rodzina i przyjaciele Oli robimy wszystko, aby jej pomóc, ale koszt dwuletniej rehabilitacji, wynoszący 50 000 zł, przerasta nasze możliwości. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie. Każda złotówka ma ogromne znaczenie i przybliża Olę do jej marzenia – powrotu do normalnego życia. Razem możemy sprawić, że Ola odzyska swoją dawną radość i samodzielność! Rodzeństwo Oli, rodzina i bliscy

36 370,00 zł ( 68,37% )
Brakuje: 16 822,00 zł
Monika Dudek
Monika Dudek , 36 lat

Policjantka cudem uniknęła śmierci! Potrzebna pilna rehabilitacja!

Wciąż pamiętam ten dzień, choć najchętniej wymazałbym go z pamięci. 16 kwietnia 2024 roku zadzwonił do mnie sąsiad córki. Z przerażaniem opowiadał, że Monika bardzo źle się poczuła, straciła czucie od tułowia w dół i teraz jadą do szpitala! To było jak najgorszy sen, niestety ten koszmar okazał się rzeczywistością… Razem z żoną od razu wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do szpitala. Dotarliśmy tam dopiero w nocy, bo mieszkamy daleko od córki. Po przeprowadzeniu badań okazało się, że w ciele Moniki pękł naczyniak tętniczo-żylny rdzenia kręgowego i doszło do krwotoku śródrdzeniowego! Lekarz od razu podjął decyzję o operacji, a ja nie wiedziałem, czy jeszcze zobaczę córkę… Na szczęście zabieg się udał, ale to nie był koniec walki. Ze względu na niewydolność oddechową i utrzymujące się zaburzenia połykania, Monika została przeniesiona na Oddział Intensywnej Terapii! Tam lekarze wykonali zabieg tracheostomii i stan córki się ustabilizował. Niestety, skutki krwiaka są widoczne do dziś… Monika nie czuje nóg, nie może chodzić, utrzymać w rękach przedmiotów czy samodzielnie zjeść posiłku. Obecnie przebywa na rehabilitacji w szpitalu i wytrwale walczy o powrót do sprawności. Nie mogę pogodzić się z tym, że moja ukochana córka, która została policjantką, by pomagać innym, sama potrzebuje pomocy!  Aby móc wrócić do pełni sprawności, Monika potrzebuje dalszych rehabilitacji, jednak już w prywatnym ośrodku. Razem z żoną chcielibyśmy zapewnić jej taką możliwość jeszcze w grudniu. Problem w tym, że to będzie bardzo długi i drogi proces. Miesięczny koszt pobytu w ośrodku wynosi około kilkudziesięciu tysięcy złotych… To niewyobrażalnie wysoka kwota, której ani ja, ani żona nie jesteśmy w stanie pokryć. Chcę jednak zrobić wszystko, żeby pomóc córce. Właśnie dlatego postanowiłem zwrócić się z prośbą o wsparcie. Tylko z Waszą pomocą Monika będzie mogła wrócić do zdrowia i ukochanej pracy! Tata

116 zł
Kubuś Kominek
Kubuś Kominek , 5 lat

Choroby odebrały Kubusiowi dzieciństwo! Pomóż chłopcu w walce!

Na tę chwilę czekałam od lat... Kubuś zakwalifikował się w końcu do przeszczepu szpiku! To krok milowy w jego leczeniu i bardzo chciałabym się z niego cieszyć. Jednak cały czas w głowie czai się okrutny lęk o życie synka! Lista diagnoz Kuby nie ma końca! Mam wrażenie, że jego stan stale się pogarsza. Synek choruje na hiperamonemię typu 2 i wrodzony brak odporności. Większą część życia spędza w szpitalach, ponieważ ciągle łapie nowe zakażenia, których przebieg jest coraz cięższy. Nawet w chwilach, które synek spędza w domu, nie może cieszyć się dzieciństwem... Nie wolno mu spotykać się z rówieśnikami w obawie przed złapaniem infekcji, nie korzysta z placu zabaw, piaskownicy ani basenów. Mimo to, Kubuś jest pogodnym chłopcem! Dużo się uśmiecha, jest energiczny. Nie umie mówić, ale czasem powtarza słowa, które usłyszy i rozumie proste komunikaty. Kubuś ma za sobą już przeszczep wątroby, którego byłam dawcą. Przeszczep się przyjął i miałam nadzieję, że stan synka się poprawi. Niestety, po pierwszych urodzinach Kubusia świat po raz kolejny runął wraz z nową diagnozą. W malutkim i osłabionym organizmie rozwinął się chłoniak, którego leczenie bardzo osłabiło Kubusia. Liczne diagnozy cały czas nie dają jednak synkowi odpocząć…  Teraz Kubusia czeka kolejny przeszczep – szpiku. Dawcą znów będę ja, ponieważ staram się pomóc w leczeniu synka na każdy możliwy sposób! Kuba cały czas wymaga stałej opieki, rehabilitacji oraz bardzo leków. To wszystko, chociaż jest niesamowicie potrzebne, niestety przekracza moje możliwości finansowe. Kubusiowi już zawsze będzie towarzyszyło widmo chorób. Mimo starań lekarzy, nie ma szans na to, że synek kiedykolwiek będzie zdrowy. Będę jednak walczyć o każdy wspólny dzień, bo czas spędzony z Kubusiem jest dla mnie bezcenny! Proszę, pomóżcie – Wasz mały gest może okazać się ratunkiem! Kochająca mama - Agata

3 567,00 zł ( 5,58% )
Brakuje: 60 263,00 zł
Miłosz Klimczak
Miłosz Klimczak , 42 lata

Siłacz z zanikiem mięśni

Co to znaczy być silnym człowiekiem? Czy silny jest ten, który na siłowni przerzuca wielkie ciężary? Ten, który ma ciało niczym grecki posąg? Miłosz z trudem utrzymuję w dłoni choćby długopis, ale ma w sobie siłę, której mogą mu pozazdrościć najlepsi kulturyści. Siłę, która od 39 lat pozwala mu umknąć przed śmiercią. Tak naprawdę nie powinien już żyć. Chorzy na dystrofię mięśniową Duchenne’a rzadko dożywają trzydziestki, Miłosz tymczasem ma już 38 lat. Tylko dzięki wyjątkowej determinacji i niezmierzonym pokładom optymizmu wciąż jest wśród nas. To wszystko zaczęło się lata temu. Miłosz był zwyczajnym, energicznym chłopcem. Jednym z tych dzieci, o których mówi się, że są jak żywe srebro. Nic nie zwiastowało nieszczęścia, które niebawem miało go spotkać. Miłosz miał 6 lat, kiedy jego rodziców zaniepokoiła wyraźna różnica w długości obu nóżek. Poszukiwanie przyczyny trwało miesiącami, dopiero gdy chłopiec trafił do kliniki w Bytomiu, zrozpaczeni rodzice usłyszeli tę potworną diagnozę... Chłopak miał żyć jeszcze co najwyżej kilkanaście lat. Miłosz nie rozumiał tego, co się wokół niego dzieje. Był przecież jeszcze małym chłopcem, nie wiedział, dlaczego odwiedza go co chwilę inny lekarz, po co tyle badań, leków. Wciąż był tym samym, pogodnym dzieckiem, ale choroba postępowała bardzo szybko. Dzień za dniem, jego mięśnie robiły się coraz słabsze. Kiedy dystrofia przykuła go do wózka, Miłosz miał zaledwie 11 lat… Chłopca było coraz mniej. Coraz trudniej było mu chodzić do szkoły. W chwili, kiedy miał powoli uczyć się samodzielności, choroba zabrała mu wszelką nadzieję na jej osiągnięcia. Niczym noworodek, wymagał opieki przy najprostszych i najbardziej intymnych czynnościach. Choć prognozy lekarzy nie pozostawiały choćby marginesu nadziei, rodzice Miłosza nie tracili wiary. Gdzie tylko mogli, szukali ratunku dla swojego syna. Światełko w tunelu pojawiło się w 2001 roku. To wtedy rodzice Miłosza dowiedzieli się o możliwość przeszczepu komórek mioblast. Chłopak zakwalifikował się na przeszczep, ale zabieg wyceniono na 150 tysięcy dolarów. Miłosz i jego rodzice rozpoczęli szaleńczą walkę o zbiórkę pieniędzy. Organizowali koncerty, festyny, pisali listy… Poruszyli niebo i ziemię po to, aby ich syn miał szansę na życie. Udało się, a Miłosz wyjechał do Korei Południowej na przeszczep. Poprawa zaskoczyła nawet lekarzy. Stan zdrowia Miłosza poprawiał się każdego dnia. Czynności, w których jeszcze niedawno wyręczali go najbliżsi, wykonywał zupełnie sam. Mógł samodzielnie jeść, pić, a nawet obrać sobie jabłko. Był szczęśliwy jak jeszcze nigdy dotąd, bo po raz pierwszy uwierzył w to, że nie żyję z wyrokiem, że jest sens walczyć, że z tym przeciwnikiem można wygrać, albo przynajmniej znacznie go osłabić. Aby utrwalić efekty przeszczepu, należało go powtórzyć po 4 latach. Niestety, bariera finansowa tym razem okazała się nie do pokonania... Komfort życia po przeszczepie trwał 8 lat. 8 pięknych lat, podczas których Miłoszowi tyle rzeczy zaczęło wychodzić, tyle osiągnął, bo przecież skończył wtedy liceum. 8 lat, po których choroba uderzyła ze zdwojoną siłą... To była dla Miłosza prawdziwa próba charakteru. Choć ponownie, nawet przy najmniejszej czynności, zdany był na pomoc innych, nie załamał się. Tak jakby wiedział, że żadne łzy nie są w stanie zmienić jego sytuacji. Swoim optymizmem zarażał innych. To swoim hartem ducha zaimponował tej kobiecie, która dzisiaj jest jego narzeczoną, która kocha go takim, jakim jest, a niepełnosprawność nie jest przeszkodą dla ich miłości. To dzięki swej niebywałej determinacji udało mu się znaleźć pracę, dzięki której czuje się ważny i potrzebny. Na przekór chorobie robił wszystko, by żyć normalnie. O przeszczepie komórek macierzystych dowiedział się z telewizji. Od razu zaczął działać. Konsultował się z osobami po przeszczepie i ze specjalistami. Szybko okazało się, że to dla niego szansa na normalne życie. Szansa ostatnia, bo postępująca choroba dawała coraz mniej czasu na skuteczne leczenie. Rodzinie Miłosza udało się zebrać pieniądze na kilka pierwszych podań komórek. Poprawa jest zauważalna gołym okiem. Miłosz znów lepiej oddycha, wyraźniej mówi. Cieszy się każdą drobnostką, którą może teraz zrobić. To jednak nawet nie półmetek, a żeby utrzymać ten stan, potrzebne są kolejne zabiegi. Koncerty, licytacje i festyny charytatywne to zbyt mało. Potrzebna jest Wasza pomoc, bo wiemy, że potraficie zdziałać cuda. Całe życie Miłosza to walka. O każdy oddech, o najmniejszy ruch, o każdy kolejny dzień. Pomimo całej swej determinacji, Miłosz samemu nie będzie w stanie wygrać. Potrzebuje Was. Śmierć zagląda mu w oczy od blisko trzydziestu lat, a teraz kiedy ma szansę ją pokonać, na przeszkodzie stoją tylko pieniądze...

45 557,00 zł ( 60,31% )
Brakuje: 29 975,00 zł
Karol Choroś
Karol Choroś , 31 lat

Karol ma zwyczajne marzenie – o własnych siłach chciałby iść na spacer!

Przeżyłam koszmar. Jeden z najgorszych. Na szczęście bezpośrednie zagrożenie odeszło i mój syn jest bezpieczny. Karol jednak nadal potrzebuje naszej pomocy.  Droga do odzyskania sprawności jest długa. Sama nie zdołam jej pokonać. Kolejny raz proszę więc o pomoc… Nasza historia: Karol to mój syn. Pogodny, otwarty, zawsze służący pomocą innym. A przynajmniej był taki do maja tego roku. Wtedy całe jego życie, plany, marzenia i pasje zmieniły się w walkę o sprawność i być może życie. Do wypadku doszło w trakcie pracy. Karol spadł z drabiny z wysokości około 3 metrów, upadając bezpośrednio na głowę! Do szpitala trafił z licznymi obrażeniami czaszkowo-mózgowymi i urazem kręgosłupa. W jego głowie powstały liczne ogniska krwotoczne, a także krwiak przymózgowy i śródmózgowy. Syn przeszedł kilka operacji. Teraz dzięki Waszemu wsparciu przebywa w ośrodku rehabilitacyjnym i powoli wraca do sprawności fizycznej i zdrowia. Jest to możliwe dzięki Wam! Codziennie wykonuje, przygotowane specjalnie dla niego ćwiczenia, które przynoszą dużą poprawę. Zaczyna wykonywać proste czynności, które jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie były możliwe.  Rehabilitacja połączona z fizjoterapią pozwala na powolne przywracanie utraconych po wypadku zdolności ruchowych. Karol pracuje z najlepszymi specjalistami, którzy posiadają doświadczenie w pracy pacjentami mającymi niepełnosprawność spowodowaną wypadkiem z wysokości.  Ćwiczenia wymagają ogromnego zaangażowania. Jednak są warte każdego wysiłku: widoczne postępy w powrocie do odzyskania sprawności sprzed wypadku, działają pozytywnie na psychikę Karola i zachęcają go do stałej współpracy z lekarzami. Mój syn ma coraz lepsze samopoczucie i dostrzega zmiany, jakie dokonują się z jego ciałem.  Karol ma marzenia, które motywują go do działania i wykonywania trudnych, a momentami bolesnych ćwiczeń. A o czym marzy? To proste: chciałby po prostu wstać z wózka inwalidzkiego, pójść na spacer, może kogoś odwiedzić, wrócić do pracy i do sportu. Syn chciałby po prostu zwyczajnie żyć. Pomóżmy mu dzisiaj i włączmy się do drugiej części zbiórki, która umożliwi mu powrót do pełnej sprawności fizycznej i zdrowia. Proszę o pomoc w spełnieniu jego marzenia. Nie bądźmy obojętni! Karol zawsze pamiętał o innych, lecz dziś to on potrzebuje wsparcia… Mama

85 036,00 zł ( 46,27% )
Brakuje: 98 736,00 zł
Michał Łuczak
Pilne!
Michał Łuczak , 38 lat

Oko w oko ze śmiercią❗️Bez Was Michał nie ma żadnych szans!

Grudzień 2019, wszyscy szykują się do Świąt, a w rodzinie Michała kolejny dramat... Po śmierci Taty, Profesora Jacka Łuczaka, Michał sam był bliski śmierci. Zaatakowały go duszności, a saturacje gwałtownie spadły. Wciąż żyje, dzięki szybkiej reakcji pielęgniarki i lekarki z hospicjum...  Michałowi wykonano tracheotomię i podłączono respirator – to uratowało mu życie! Teraz najbardziej potrzebna jest pomoc, bo z dnia na dzień Michał jest słabszy... Powrót do domu i kolejny etap w życiu naznaczonym cierpieniem. Dzięki Wam ten dzielny chłopak wciąż z uporem walczy o życie! Teraz, żyć, by zostać ze swoją córeczką, Michał musi zacząć nową terapię - Bio-immunologiczną, terapię, która opiera się na badaniach naukowych, sprawdza się w przypadku chorób auto immunologicznych, i przyniosła poprawę u kilku innych pacjentów.  „Proszę Cię, żeby w opisie było: wiem, że choroba pojawiła się po to, żeby pokazać, że będę pierwszym człowiekiem na świecie, który zostanie wyleczony. I jak będę zdrowy mam założyć fundację, która będzie leczyć pozostałych pacjentów z tą chorobą. Wiem, że to jest mój cel. Potrzebuję tylko Waszej pomocy, aby go zrealizować. Dobro zawsze wraca z nawiązką. Obiecałem córce, że zabiorę ją na koncert Metallica. Basiu popraw tylko gramatykę. I jakbyś mogła, to daj to na początku, lub na końcu.” – poprawiłam. I daję na początku. Bo dopóki Michał może dzielić się swoimi myślami chcę, by apel zaczynał się nim, jego emocjami, marzeniem, celem.   Prof. Jacek Łuczak część życia poświęcił, by wraz z garstką cudownych ludzi stworzyć niesamowite miejsce - Hospicjum Palium, gdzie ból „złych rokowań” łagodzony jest przy pomocy troskliwej opieki i odpowiedniej wiedzy medycznej. Mówimy, że karma wraca. Dobre uczynki, jak tarcza ochronna osłaniają to, co najcenniejsze. Ale los nie bywa sprawiedliwy. Zdarza się, że doświadcza nagle, niespodziewanie, okrutnie. Michał Łuczak, syn profesora, niedługo skończy 30 lat. Dwa lata temu zdiagnozowano u niego stwardnienie zanikowe boczne. Choroba postępuje szybko. Michał jednak nie poddaje się, walczy. Postanowił zostać pierwszym człowiekiem, który wygra z tą okrutną chorobą. Michał został uwięziony we własnym ciele, które odmawia wszystkiego. A przecież kiedyś było zupełnie inaczej. Zawsze uśmiechnięty, otoczony przyjaciółmi współzałożyciel zespołu muzycznego. Po studiach na poznańskiej politechnice rozwijał firmę i jednocześnie sprawował rolę troskliwego ojca dla swojej ukochanej córeczki. W maju „coś” zaczęło się dziać. Lekki niedowład prawej nogi. Potem niemoc sięgnęła po rękę. Z jednej strony ciała osłabienie przeszło na drugą. Październik był miesiącem ostatecznej diagnozy. SLA – stwardnienie zanikowe boczne. Choroba postępuje nadzwyczaj szybko, ma postać bardzo agresywną.   Michał daje z siebie wszystko mimo, że cierpi z powodu skurczy wszystkich mięśni. Doprowadzając do porażenia nerwów odbiera władzę nad ciałem, ale nie hamuje bólu.  Niezdolny do samodzielnego funkcjonowania Michał walczy z całych sił.  Michał oddycha już przez rurę od respiratora – standardowy scenariusz dalszych wydarzeń zwaliłby z nóg każdego bohatera. Kiedy choroba obejmuje mięśnie międzyżebrowe i przeponę, doprowadza do niewydolności oddechowej, a w konsekwencji do śmierci przez uduszenie. Była już wielotygodniowa antybiotykoterapia w celu wykluczenia boreliozy. Była nadzieja włożona w zabieg komórkami macierzystymi. Pozostała ostatnia szansa. Bardzo gorąco prosimy Was o pomoc -zgodnie z wolą Ś.P. profesora Jacka Łuczaka, lekarza o wielkim sercu, założyciela Hospicjum Palium, ojca Michała, w imieniu jego córeczki, mamy, rodzeństwa Heleny i Bartosza, ukochanej Cristine i wszystkich oddanych bez reszty Michałowi. Nadzieja umiera ostatnia! Michał przed śmiercią taty napisał – Myślałem, że wyzdrowiejesz, życie jest okrutne. A ja, jego brat Bartek, odpowiedziałem mu – Życie potrafi być okrutne, ale miłość zawsze wygrywa... Taka była wola taty... Ta zbiórka to ostatnie, co może zrobić dla swojego syna... ––––––––––– *Szacunkowa kwota zbiórki  

17 935,00 zł ( 14,04% )
Brakuje: 109 725,00 zł
Eliasz Czwarkow
3 dni do końca
Eliasz Czwarkow , 16 lat

16 lat i RAK kości❗️Jestem Eliasz i proszę Cię o ratunek❗️

Cześć, jestem Eliasz i mam 16 lat. Powinienem teraz zaczynać rok szkolny w liceum. Niestety tak nie jest. Będę się uczyć, ale w szpitalu. Niestety teraz to jest mój dom. 1,5 roku temu okazało się, że mam raka kości. Wtedy zaczęła się moja walka. Zapewne dla Ciebie moja zbiórka to tylko jedna z licznych akcji, ale dla mnie jest wszystkim... Wiem, czym jest nowotwór. Wiem, że można na niego umrzeć. Wierzę, że tak się nie stanie. Chciałem być piłkarzem. Przez chorobę nie mam już na to szans. Teraz chcę po prostu wyzdrowieć i żyć. Bardzo proszę o pomoc.  Mama Eliasza: Gdyby ktoś powiedział, że moje dziecko zachoruje na raka, nie uwierzyłabym... Eliasz był zdrowym chłopcem, uwielbiał sport. Grał w piłkę nożną. W lutym 2023 roku, kiedy wyszedł do szkoły, zerknęłam na niego przez okno i zauważyłam, że kuleje. Do ostatniego momentu zaprzeczał, że coś go boli.  Byłam przekonana, że po prostu zrobił sobie coś na treningu i nie chce powiedzieć, żeby nie rezygnować z piłki. To był początek naszego rodzinnego dramatu... W kwietniu moja młodsza córka złamała nóżkę. Tego samego dnia Eliasz wrócił ze szkoły, kulał już naprawdę mocno. Do chirurga zabrałam więc dwoje dzieci. Następnego dnia zadzwonili do nas z przychodni i zaprosili na rozmowę... Myślałam, że złamanie córki okazało się paskudne i że przygotowują nas na operację. Tymczasem okazało się, że u Eliasza znaleźli coś w kości piszczelowej i że to prawdopodobnie nowotwór... Wtedy skończył się świat. Badania potwierdziły nowotwór złośliwy - kostniakomięsaka. Życie dla nas podzieliło się na "przed" i "po". Łzy, zaprzeczenie, złość, strach, pytanie "dlaczego?"... Syn miał wtedy 15 lat. Wiek dojrzewania, hormony, przez co guz bardzo szybko rósł... Leczenie rozpoczęło się w trybie natychmiastowym. To był trudny czas, dla Eliasza i dla całej naszej rodziny. Długo nie wierzyłam w to, co się dzieje. Codziennie przychodziłam do szpitala, a i tak zastanawiałam się, jak to możliwe, że moje dziecko jest śmiertelnie chore? Jeszcze kilka tygodni temu Eliasz grał w piłkę, brał udział w olimpiadach z matematyki, pomagał babci, brał udział w szkolnej sesji zdjęciowej... A teraz walczy o życie. Widzieć, jak przez ból zmienia się Twoje dziecko, jego kolor skóry, jak w trakcie leczenia wypadają mu włosy – jest strasznym cierpieniem. Eliasz bardzo podupadł psychicznie, kiedy amputowano mu część kości i wstawiono implant. Tak lubił sport, żył nim. Regularnie otrzymywał nagrody jako najlepszy zawodnik. Już nigdy nie zagra w piłkę... W lutym Eliasz dostał ostatnią chemioterapię. Przeszliśmy wszystkie badania, PET pokazał, że jest czysto - syn jest w remisji! Niestety, niedługo dane nam było się cieszyć... Rana po operacji na nodze nie goiła się odpowiednio. Eliasz skarży się na ból, wciąż może przejść tylko niewielką odległość i to tylko o kulach. Badania wykazały powstanie stanu zapalnego w miejscu operacji. Co to jest, co jest powodem — lekarze nie potrafili odpowiedzieć. Umieramy ze strachu, że to wznowa, zaraz po zakończeniu protokołu leczenia... Lekarze zdecydowali o biopsji i o kolejnej operacji. Kolejny rok szkolny Eliasz wita więc znów w szpitalu... Będzie miał wymieniany implant. Operacja została podzielona na 2 etapy, czekają nas tygodnie, o ile nie miesiące w szpitalu, a potem długa rehabilitacja... Eliasz bardzo się boi, że amputują mu nogę i nie będzie mógł chodzić. Znów musimy prosić o pomoc, żeby zapłacić szpitalowi. Mamy dług w szpitalu jeszcze z czasów poprzedniego leczenia, a tu kolejna walka... Tak bardzo chcę, żeby syn w końcu wyzdrowiał, żeby ten koszmar skończył się raz na zawsze... To powinny być najlepsze lata życia Eliasza, a mijają wśród szpitalnych ścian, wypełnione cierpieniem i strachem. Syn chciał wrócić na boisko, teraz chce po prostu chodzić i żyć... Proszę Cię, spraw, żeby tak się stało. On ma dopiero 16 lat.

558 180,00 zł ( 100,17% )
Anna Misztal
14 dni do końca
Anna Misztal , 49 lat

Ta okrutna choroba zabiera siły, pozostawiając świadomość... Pomóżcie, proszę❗️

Dokładnie 17 maja 2022 r. moja żona została zdiagnozowana — stwardnienie zanikowe boczne tzw. SLA. Ta wiadomość ścięła nas z nóg. Przecież to niemożliwe, to bardzo rzadka i nieuleczalna choroba! Ania ma dopiero 46 lat. Mamy dwójkę dzieci 18-letniego syna i 24-letnią córkę. Przed nami wiele planów na przyszłość, w których nie ma miejsca na chorobę! Między innymi ślub naszej córki. Czy to nie powinno kojarzyć się z wielkim szczęściem?  W ciągu sekundy nasze życie rozsypało się jak domek z kart. Moja żona w lipcu skończy 47 lat. Problem rozpoczął się w sierpniu 2021 r. od bólu w nadgarstku, który wiązaliśmy z wakacyjnym urazem. Od października 2021 r. żona zaczęła odwiedzać lekarzy, ponieważ ból nie ustępował i w dość znaczny sposób osłabił dłoń. Podobnie zaczęło się dziać z drugą ręką. Lekarz rodzinny, neurolog, reumatolog, znów neurolog, specjaliści chorób mięśni z Warszawy i Lublina, coraz więcej badań, pobyt w szpitalu i nic... Brak konkretnej diagnozy. Stan zdrowia mojej ukochanej żony z tygodnia na tydzień się pogarszał. Początkowo drżały pojedyncze mięśnie, teraz drży całe ciało. Bolesne skurcze, bóle, coraz mniej siły, ciągłe zmęczenie, prawie brak tolerancja wysiłku — to codzienność mojej Ani. Oczywiście nie stanęliśmy w miejscu. Podjęliśmy leczenie u krakowskiego neurologa. Pan doktor w miarę szybko, po przebyciu kilku konkretnych badań, ustalił przyczyny dolegliwości. Niestety diagnoza była jednoznaczna.  Łzy w oczach żony, zapłakana twarz jej siostry — Kasi. Wydawało się, że nie może być gorzej. Ale nasz świat runął po usłyszeniu rokowań. Średnia przeżywalność to 3-5 lat. Na tę chwilę Ania chodzi do pracy, bo jak twierdzi „dopóki starczy mi sił, chcę pracować”. Jest najdzielniejszą kobietą na świecie! Jestem z niej ogromnie dumny, chociaż gdybym tylko mógł, oddałbym jej swoje zdrowie! Ta choroba jest OKRUTNA! Przy pełnej świadomości chorego, zabiera siłę w nogach i rękach – mięśnie zanikają, później wyłączają się te  odpowiadające za przyjmowanie pokarmów i oddychanie. Oczywiście wszystkiemu towarzyszy ciągły ból. Na stwardnienie zanikowe boczne nie ma lekarstwa. Jedyną „pociechą” jest lek, który może przedłużyć życie o kilka miesięcy. Wszystkie nasze dotychczasowe problemy zeszły na dalszy plan. Przez kilka tygodni najbliższa rodzina i przyjaciele desperacko przetrząsali Internet. Nawiązywali kontakty z ludźmi, którzy albo chorują, albo znają osoby chore na SLA. Brak możliwości leczenia konwencjonalnego wymusił na nas spojrzenie w kierunku innych metod. Przewijają się co pewien czas informacje o zatrzymaniu choroby, o ozdrowieńcach. Jest ich niewiele, ale znów napełniają serce nadzieją. Największą szansę na powstrzymanie tej strasznej choroby daje terapia w Niemczech. Niestety jest bardzo kosztowna. Koszt jednej kuracji waha się w granicach 55 – 70 tysięcy złotych (obecnie). Dodatkowo trzeba ją powtarzać, nawet do 10 razy! Musimy również szybko wdrożyć odpowiednią rehabilitację, suplementację i dietę. Badania wykryły u mojej żony boreliozę... Oprócz antybiotyków będą potrzebne m.in. leki przeciwgrzybicze, leki przeciwalergiczne, wspierające pracę układu pokarmowego (wątrobę, trzustkę), a w czasie antybiotykoterapii, probiotyki i suplementacja wspomagająca. Dodatkowo specjalna dieta...  Całkowity koszt walki z tą potworną chorobą stanowi dla nas olbrzymią barierę. Moja Ania to bardzo dobry człowiek. Zawsze wspierająca, potrafiąca słuchać drugiego człowieka, jest niezwykle empatyczna.  Uśmiechnięta i kochająca życie. Pokładamy ogromną nadzieję w ludziach o wielkim sercu. Wiara i Nadzieja umiera ostatnia... Nie pozwolę odejść mojej miłości! Jarosław, mąż Ani „Nadzieja przychodzi do człowieka wraz z drugim człowiekiem” Dante Alighieri

359 416,00 zł ( 55,34% )
Brakuje: 289 949,00 zł
Aleksander Bielecki
Pilne!
Aleksander Bielecki , 20 lat

Najtrudniejszy przypadek świata – Alek potrzebuje pilnej pomocy❗️

Trzy bardzo skomplikowane operacje, które mogły odbyć się tylko w USA, uratowały życie Alka. To była walka o cud, a ten cud trwa dzięki setkom Darczyńców! Nie sądziliśmy, że znów przyjdzie nam prosić o pomoc. Niestety, lekarze określają przypadek Alka jako najbardziej skomplikowany przypadek skoliozy na całym świecie! Czasami dzieją się rzeczy, które trudno przewidzieć…  Tak jest właśnie teraz. Dlatego bardzo prosimy o pomoc, bo już musimy znów stawić się w klinice, w której ratowano życie Alka! Lekarze muszą sprawdzić, skąd bierze się wysięk płynu i na miejscu podjąć decyzję, co robić. Bardzo potrzebujemy pomocy… Dziś Alek porusza się samodzielnie, a jego życie nie jest zagrożone! Za to będziemy wdzięczni wszystkim Darczyńcom do końca naszych dni. Pamiętamy o Was i myślimy ciepło codziennie, wciąż życząc samego dobra.  Konstrukcja, którą Alek ma zabudowaną w plecach, jest bardzo rozbudowana i wymaga stałego monitoringu. Od ponad pół roku fragment odcinka kręgosłupa między 9 a 11 kręgiem wymaga specjalnego zabezpieczenia. Utworzyła się tam „kaletka” – obrzęk z wysiękiem płynu. Bardzo się tym niepokoimy… Wszystkie aktualne badania i punkcję kręgosłupa przesłaliśmy do lekarza, który operował Alka w Stanach Zjednoczonych i bardzo dobrze zna jego przypadek. Stwierdził, że jest konieczność przeprowadzenia dodatkowych, specjalistycznych badań. Te niestety niemożliwe są do zrobienia w Polsce. Musimy już w lutym być w USA, niestety koszty są bardzo wysokie…  Na ten moment potrzeba nam ok. 100 000 zł na sam przelot, pobyt i badania na miejscu. Mamy tylko nadzieję, że nie trzeba będzie uruchamiać bloku operacyjnego i wykonywać żadnych skomplikowanych zabiegów. Wtedy koszta bardzo wzrosną…  Nie ma słów, które wyrażą naszą wdzięczność za Waszą całą dotychczasową pomoc. Chcemy, byście mieli świadomość, że nasz syn żyje dzięki Wam i lekarzom w USA. Bez Was operacje byłyby niemożliwe.  Tym trudniej nam kolejny raz prosić o pomoc, ale znów jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Będziemy wdzięczni za każde wsparcie w walce o życie bez bólu i powrót do pełnej sprawności Alka. Rodzice

97 071,00 zł ( 91,24% )
Brakuje: 9 312,00 zł