Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Justyna Wilk
Justyna Wilk , 32 lata

Straciłam nogę, ale nie stracę woli walki! Pomocy!

Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci. To moje największe skarby, którym uchyliłabym nieba. Niestety, od 6 lat walczę z okrutnymi chorobami. Chorobami, w wyniku których straciłam nogę…  Moja nierówna walka zaczęła się w 2018 roku. Kiedy byłam w 17. tygodniu ciąży, trafiłam do szpitala. Lekarze zdiagnozowali małopłytkowość, a potem skrzepy we krwi. Straszono mnie, że nie przetrwam ciąży, ale się nie poddałam! Urodziłam zdrową córeczkę. Niestety, moja choroba się nasilała. Pojawiły się też kolejne diagnozy i leczenie. Łącznie przeszłam ponad 30 zabiegów, ale nogi nie udało się uratować. Lekarze podjęli decyzję o amputacji. Nie mogłam w to uwierzyć! Byłam już mamą, bałam się, że nie poradzę sobie w opiece nad dziećmi, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać! Od lipca 2024 roku poruszam się na wózku inwalidzkim. Codzienne funkcjonowanie sprawia mi wiele trudności, nie jestem w stanie wykonywać nawet najprostszych czynności. Na szczęście mam wspaniałe dzieci, dwa skarby, które bardzo mnie wspierają. Szczególnie starszy synek – dzięki niemu mogę przejechać kilometr do sklepu… Walka o sprawność jest bardzo trudna. Moim jedynym ratunkiem są proteza i nowy wózek, ale ich koszt przewyższa moje możliwości. Mimo to wiem, że nie mogę się poddać! Chcę zapewnić moim dzieciom jak najlepszą opiekę, ale by to zrobić, najpierw muszę zadbać o swoje zdrowie.  Bardzo proszę o Wasze wsparcie, bo tylko dzięki niemu będę mogła walczyć dalej. Straciłam już nogę, ale nie chcę stracić woli walki...  Justyna 🎥 Reportaż o Justynie

23 645,00 zł ( 55,56% )
Brakuje: 18 909,00 zł
Krzysztof Suwada
Krzysztof Suwada , 54 lata

Pomóż mi odzyskać władzę w nogach!

Wydawało się, że nic nie zapowiada zbliżających się problemów zdrowotnych… Od jakiegoś czasu bolała mnie noga, jednak nie wyglądało to na nic poważnego. Sprawność fizyczna zawsze była dla mnie bardzo ważna – jestem pracownikiem budowlanym. To był szok, gdy w grudniu zeszłego roku w pewnej chwili zupełnie straciłem władzę w nogach! Po świętach trafiłem do szpitala, gdzie okazało się, że nerw w kręgosłupie przyblokował możliwość poruszania obiema nogami. Miałem nadzieję, że szybko odzyskam zdolność chodzenia, jednak okazało się, że będę musiał przejść operację! Miałem wiele obaw, ale lekarze przekonywali, że to jedyny ratunek... Na początku stycznia przeszedłem więc skomplikowaną operację kręgosłupa. Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z planem! Operacja udała się połowicznie – dzięki niej poruszam obecnie lewą nogą, jednak prawa w znikomy sposób reaguje na bodźce. Specjaliści są zdania, że mam szansę na odzyskanie władzy w nogach, jednak będzie to wymagać czasu i przede wszystkim intensywnej rehabilitacji! Obecnie jestem uwiązany do wózka – nie mogę pracować ani w pełni samodzielnie funkcjonować! Niestety, bez kosztownych i długotrwałych wysiłków nie ma możliwości, żeby władza w kończynach wróciła samoistnie.  W przywróceniu sprawności na pewno pomógłby mi turnus rehabilitacyjny, jednak jego koszt jest bardzo duży… Zdecydowałem się więc poprosić o Waszą pomoc! Każda złotówka to cegiełka dołożona do kolejnej godziny rehabilitacji. Poprzez darowiznę możecie podarować mi samodzielność!  Krzysztof

21 722,00 zł ( 17,04% )
Brakuje: 105 725,00 zł
Magdalena Swat
Pilne!
Magdalena Swat , 45 lat

Nie chcę być własnością raka

Magdalena choruje od 2013 roku. To wtedy od lekarza usłyszała: „ma pani raka trzustki, zostało pani pół roku życia”. Magda żyje do dziś, prawdopodobnie tylko dlatego, że – jak sama powtarza – nigdy się nie poddała temu, co słyszała na temat swojego zdrowia.  Leczy się w Niemczech. Wydała już oszczędności swoje i rodziny, dziś w zbieraniu pieniędzy pomagają ludzie dobrej woli. Diagnozę usłyszała 9 lat temu. Musiała przejść pięć operacji, podczas których część jej narządów została usunięta. 2/3 trzustki, cała śledziona i woreczek żółciowy. Jej trzustka pracuje, ale musi być cały czas wspomagana. Przez ostatnie kilka lat wiele się wydarzyło, rozrywający ból fizyczny po każdym otwieraniu jamy brzusznej, dreny, sonda, cewnik, stawianie pierwszych kroków w balkoniku, strach i niepewność jak będzie tym razem i jak długo będę zależna od osób trzecich. To wszystko  połączone z uczuciem totalnej niemocy i bezsilności, kiedy chce się krzyczeć z bezradności, bo przecież umiera się, bo nie ma ratunku, bo nie ma leku na świecie, ale czy łatwo jest odejść ze świadomością, że jest leczenie, a nie ma na nie pieniędzy? Rak jest w stanie uśpienia. Magda nie jest zdrowa, bo tak naprawdę nie ma ani w Polsce, ani na świecie pacjenta, któremu oficjalnie udałoby się w pełni wyzdrowieć z nowotworu trzustki. Stan uśpienia choroby pozwala jej żyć, ale gdyby rak nagle zaatakował inne narządy, to dalsze leczenie nie byłoby już możliwe.  W Niemczech rozpoczęła kilka terapii, m.in. immunoterapię komórkami dendrytycznymi i terapię wirusami onkolitycznymi. Nie ma już innych metod leczenia, a terapia eksperymentalna jest przerażająco droga. Jeden wyjazd kosztuje 30 tysięcy złotych i zbiórka pieniędzy jest dla niej ratunkiem.  Na początku leczenia bardzo pragnęłam przeżyć jeszcze trzy lata. Przeżyłam. Gdy minęły te trzy lata, to bardzo chciałam przeżyć kolejne trzy. Przeżyłam dziewięć. I tak sobie myślę, że szkoda by było teraz umierać… Tak jak żołnierz wraca z pola bitwy czasem okaleczony, pozbawiony  kończyn, kaleki to jednak zwycięski i bohaterski tak ja powracam ze swojego pola minowego, pozbawiona kilku narządów i okaleczona jednak otwarcie mówię iż każde życie jakie by ono nie było jest lepsze, niż śmierć. Kiedyś lekarze odradzali mi robienia planów na przyszłość, moje życie było tu i teraz, po latach wyswobodziłam się z koszmarnych myśli i nauczyłam się cieszyć drobiazgami. Nabrałam apetytu na życie i dziś tak trudno mi z tego zrezygnować. Żyję dzięki eksperymentalnym lekom które zapobiegają rozsiewowi raka. Każda dawka w kwocie 30 tys. zł. Straciłam śledzionę, woreczek i większą cześć trzustki, jeśli przerwę terapię rak zaatakuje moją wątrobę i nerki. Bez zdrowych nerek i wątroby toczenie leków onkologicznych już nie będzie możliwe. Każda infekcja osłabia mój układ odpornościowy. Cały grudzień chorowałam na zapalenie ostre oskrzeli, jestem po 2 antybiotykach. Mój organizm po latach choroby i licznych operacjach jest bardzo słaby. Przejście 200 metrów powoduje zmęczenie a w nocy oblewają mnie poty. Po usunięciu dużej części trzustki zmuszona jestem brać leki na cukrzycę, która niszczy dno oka i powoduje że z każdym miesiącem coraz gorzej widzę. Cały czas przyjmuje leki wspomagające mój niewielki kawałek trzustki, leki wspomagające odporność, leki regulujące cukier i wiele innych. Bez Was nie poprowadzę dalej tej walki, zwyczajnie nie dam rady, nie mam na to sił. Kiedyś napisał do mnie młody mężczyzna niepracujący, uzależniony od używek i narkotyków, po odbytej karze więzienia. Podziękował mi w swojej wiadomości za pomoc.  Byłam bardzo zaskoczona, gdyż nic dla tego człowieka nie zrobiłam. Na to on mi odpowiedział, iż moja historia jest dla niego inspiracją i z niej czerpie siłę na zmianę swojego życia. Rzucił narkotyki, podjął pracę i dziś studiuje psychologię. Dotarło do mnie wtedy, iż najprościej zawsze jest się poddać to przecież to nic nie kosztuje, ale ja walczę już nie tylko dla siebie, ale dla tych wszystkich chorych z rakiem trzustki, aby każdemu z nich dać nadzieję na zwycięstwo i pokazać, że zawsze warto podjąć wyzwanie! Magda ––––––––––––––––––  Zbiórka w prasie:  portal.abczdrowie.pl polki.pl/magazyn  bydgoszcz.naszemiasto kobieta.wp.pl

21 397,00 zł ( 8,19% )
Brakuje: 239 773,00 zł
Tosia Sitarz
Tosia Sitarz , 9 lat

Życie Tosi nie musi być cierpieniem❗️ Tata prosi o Twoją pomoc!

Tosia - moja malutka córeczka - jest dla mnie całym światem. Choć dałbym jej wszystko, tego, co najcenniejsze - ZDROWIA - nie mogę jej dać... Życie Tosi to szpital, walka z chorobą i bólem! Za nami jedna operacja, którą udało się zrobić dzięki Waszej pomocy, przed nami niestety kolejna. Drugie biodro Tosi wymaga pilnej naprawy, inaczej córeczkę czeka niewyobrażalne cierpienie... Jesteśmy w połowie walki, dlatego jeszcze raz bardzo proszę o pomoc! Jestem tatą Tosi. Dziewczynki, której niestety los poskąpił zdrowego, szczęśliwego dzieciństwa. Do tej pory pamiętam dzień, w którym okazało się, że zostanę ojcem. Już wtedy obiecałem sobie, że nigdy jej nie zawiodę, że zrobię, co tylko się da, by moja córeczka była szczęśliwa. Że będę dla niej wzorem i jeśli kiedykolwiek coś złego będzie się jej dziać - będę przy niej, żeby ją ratować. Niestety, ten moment nadszedł szybciej, niż myślałem... Antosia urodziła się w 38. tygodniu ciąży. Nie było jednak radosnych powitań... To były najtrudniejsze chwile, jakie przyszło przeżyć. Tosia żyła zaledwie kilkadziesiąt godzin, gdy zaczęła dramatyczną walkę o życie... Miała wstrząs septyczny, zapalenie opon mózgowych, doszło do wylewów dokomorowych III stopnia. Zamiast powrotu do domu po kilku dniach Tosię czekało 112 dni rozpaczliwej walki na OIOM-ie. Rokowania były bardzo złe... Tosia na szczęście przeżyła, ale to wszystko sprawiło, że nie jest zdrowa jak inne dzieci. Po powrocie do domu, rozpoczęła się walka o to, aby Tosia mogła z życia brać jak najwięcej. Niestety, los na całe życie naznaczył córeczkę schorzeniami, które będą z nią już zawsze. Córeczka ma Dziecięce Porażenie Mózgowe, padaczkę lekooporną, a także wodogłowie. Jest opóźniona w rozwoju - psychicznym i ruchowym... Małe ciało Tosi niestety jest jej wrogiem... Córeczka ma kłopoty z poruszaniem. O wszystko, co przychodzi tak łatwo innym dziewczynkom, ona musi walczyć z całych sił. Przed tym, co zgotował jej los, nie byłem w stanie jej ochronić... Można jednak jej pomóc, dlatego proszę o ratunek! Badania pokazały, że biodra Tosi są w tragicznym stanie... Konieczna była operacja. Dzięki Waszej pomocy Tosia przeszła pierwszą operację biodra w klinice w Aschau, gdzie leczy się dzieci z najcięższymi wadami rączek i nóżek. Funkcjonuje o niebo lepiej, pozycja siedząca nie sprawia jej bólu, wróciliśmy do pionizacji. Mamy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości, Tosia postawi swój pierwszy krok w specjalnym sprzęcie... Niestety, aby tak mogło się stać, konieczne jest zoperowanie drugiego biodra. Bez operacji nigdy nie ujrzę, jak moja córeczka biegnie do mnie z wyciągniętymi rączkami... Co więcej, chore ciało Tosi będzie się wykrzywiać, deformować, córeczka nie ma szans na postępy, czeka ją cierpienie... Operacja to konieczność. Zawsze wierzyłem w to, że niemożliwe nie istnieje, a przyszłość mojej córeczki mimo choroby, może być lepsza. Dziękujemy wszystkim za okazane serce i ośmielam się jeszcze raz prosić o pomoc, aby moja córeczka przeszła kolejną operację. To dla niej jedyna szansa... Adrian - tata Tosi

20 745,00 zł ( 36,07% )
Brakuje: 36 755,00 zł
Marta Staszczak
3 dni do końca
Marta Staszczak , 25 lat

Tragiczny wypadek odebrał mojej córce sprawność❗️POMOCY❗️

Marta to młoda, zawsze uśmiechnięta dziewczyna, z głową pełną planów. Zawsze dbała nie tylko o siebie, ale również o najbliższe osoby w swoim otoczeniu. Całym sercem kochała zwierzęta, szczególnie psy. Niezwykle cieszyło mnie, że w swojej pracy mogła obcować z tymi oddanymi zwierzętami. Córka pracowała w warszawskim salonie dla psów jako groomer. Uwielbiała swoje dotychczasowe zajęcie. Jej dziecięcym marzeniem było prowadzenie schroniska dla zwierząt. Niestety sytuacja, w której się znalazła, stawia ogromny znak zapytania nad jej dalszym życiem i planami… W lipcu 2024 roku doszło do koszmarnego zdarzenia! Marta podróżowała jako pasażer w samochodzie. Niestety doszło do wypadku, w którym dotkliwie ucierpiała. Cały impet uderzenia skumulował się na prawej stronie auta, gdzie siedziała moja córka… W samochodzie znajdował się również jej pies, który niestety nie wyszedł z tego cało. Nie udało się uratować jego życia… Pomoc dla Marty dotarła dopiero po chwili. Świadkowie zdarzenia zawiadomili pogotowie. Liczyła się każda minuta, udzielenie pomocy musiało nastąpić jak najszybciej. Próba transportu helikopterem medycznym niestety się nie powiodła, dlatego ostatecznie Marta została przetransportowana do szpitala karetką. Wypadek córki był dla mnie ogromnym ciosem. Modliłam się, żeby Martunia przeżyła. Tylko to się liczyło! Na szczęście po dłuższym czasie udało się ustabilizować jej stan zdrowia. Mogłam odetchnąć z ulgą, jednak nie na długo… Lekarze poinformowali mnie, że jej powrót do zdrowia może potrwać długie miesiące! W wypadku najbardziej ucierpiała prawa strona ciała Marty. Poza licznymi złamaniami największym problemem okazał się uraz głowy. W związku z tym córka boryka się z zaburzeniami pamięci krótkotrwałej. Obecnie przebywa w szpitalu w Lublinie na oddziale traumatologii i powoli nabiera sił na dalszą wyczerpującą walkę o swoje zdrowie i powrót do sprawności. Najważniejsze w tym momencie jest jak najszybsze rozpoczęcie rehabilitacji ruchowej oraz neurologicznej. Szpital zaleca pobyt w profesjonalnym ośrodku, gdyż jego skuteczność jest najwyższa. Dla córki zrobię wszystko, co możliwe, jednak wiem, że w pojedynkę nie dam rady. Śródki, jakimi dysponuję wystarczą może na miesięczny turnus. A już teraz wiem, że potrzeby Marty są dużo większe... Nie mogę pozwolić na to, żeby brak środków stał się problemem w drodze do odzyskania przez nią samodzielności! Błagam – wesprzyj Martę. Każda złotówka pomoże jej w tej żmudnej i kosztownej drodze! Jeśli tylko wyciągniesz do niej pomocną dłoń, będzie miała szansę zacząć od nowa! Grażyna, mama Marty

20 619,00 zł ( 10,69% )
Brakuje: 172 084,00 zł
Lenka Dobrowolska
Pilne!
Lenka Dobrowolska , 7 lat

BIAŁACZKA wypełnia dzieciństwo Leny bólem❗️ Błagam, POMÓŻ❗️

Od lipca 2023 roku ciągnie się okropny koszmar, którego nikt nie był w stanie przewidzieć. Stan zdrowia Leny bardzo mnie niepokoił – córeczka słabła, była chuda i nie miała energii… Długo szukałam pomocy u różnych specjalistów. Gdy w końcu usłyszałam diagnozę, nie byłam w stanie w nią uwierzyć! „Ostra białaczka limfoblastyczna” – w tamtym momencie słowa lekarza zmroziły krew w moich żyłach, a spod stóp osunął się grunt… Nie dowierzałam, że to spotkało właśnie Lenkę! Moje ukochane, niegdyś pełne energii dziecko wyniszczał NOWOTWÓR! Nie takie miało być jej dzieciństwo! Po postawieniu diagnozy, trzy i pół miesiąca spędziłam z córeczką w szpitalu. W tym czasie przeprowadzano kolejne badania, a Lena przyjmowała chemioterapię. Nie sposób opisać, jak bardzo stresujący był ten czas. Wylałam litry łez, patrząc na wycieńczone ciało mojego dziecka, nie mogąc mu pomóc. Ta bezsilność nadal rozrywa mi serce każdego dnia… Lena stale musi przyjmować chemioterapię, która osłabia jej organizm. Wątroba i trzustka nie są w stanie wytrzymać tak intensywnego leczenia, dlatego konieczne jest robienie przerw. Pobyty w szpitalu są bardzo długie i wyczerpujące. Córeczka ciężko je znosi… Jej maleńkie ciało nie było gotowe na walkę o życie! Każdego dnia Lenie i mi towarzyszy wiele różnych emocji. Codziennie przeżywamy stres, złość, nerwy, rozpacz… Czasem pojawia się też radość, jednak szybko wraca niepokój i strach o to, co przyniesie kolejny dzień. Żaden człowiek nie powinien przez to przechodzić! Mimo osłabienia i bólu Lena dzielnie walczy o zdrowie, a ja wierzę, że w końcu wygra! Tak bardzo tęsknię za dawnymi czasami, pozbawionymi cierpienia... Cały czas mam nadzieję, że dobre chwile niedługo wrócą, a moja córeczka znów będzie szczęśliwą, energiczną dziewczynką sprzed choroby! Muszę zrobić wszystko, by Lena pokonała białaczkę! Niestety, ogromną przeszkodą są pieniądze… Specjalistyczne leczenie i rehabilitacja są bardzo kosztowne i sama nie dam rady dalej ich opłacać. To jednak jedyna nadzieja na powrót mojej córeczki do zdrowia! Błagam, pomóżcie jej w tej trudnej walce! Każda złotówka będzie na wagę złota! Anna, mama

14 523,00 zł ( 17,06% )
Brakuje: 70 584,00 zł
Paweł Skibniewski
Pilne!
5 dni do końca
Paweł Skibniewski , 43 lata

BARDZO PILNE❗️Nowotwór mózgu zabija tatę!

Mam 43 lata i jestem ojcem dwóch wspaniałych synów: 11-letniego Stasia i 8-letniego Adasia. Moim największym marzeniem jest móc patrzeć, jak dorastają, wspierać ich w trudnych chwilach i cieszyć się ich sukcesami. Martwię się o to, że moje dzieci mogą mnie nie zapamiętać. Są w takim wieku, że wspomnienia mogą się zacierać, a ja chciałbym, aby miały mnie w swojej pamięci jako kochającego ojca, który zawsze był przy nich. Lubię słuchać dobrej muzyki, którą dzielę się ze swoimi przyjaciółmi. Trzy lata temu kupiłem gitarę, na której sam uczę się grać prawie codziennie. Muzyka daje mi wiele radości i jest dla mnie formą terapii. Niestety, teraz muszę stawić czoła najtrudniejszemu wyzwaniu w moim życiu. Glejak to choroba wymagającego skomplikowanego leczenia i podjęcia walki o każdy dzień życia. 11 września 2024 roku przeszedłem operację usunięcia guza w klinice neurochirurgii UCK WUM. Diagnoza: złośliwy guz mózgu – glejak IV. stopnia. Kolejnym etapem jest radioterapia oraz chemioterapia. Na tym kończą się dostępne i refundowane w Polsce metody leczenia. Moja kochająca żona Ania wspiera mnie z całych sił, ale kwota, którą musimy zebrać, przekracza nasze możliwości. Koszty dalszego leczenia są ogromne. Chciałbym rozpocząć terapię TTFields (Optune). Jest to nowoczesna metoda leczenia polem elektromagnetycznym, która może znacząco przedłużyć życie pacjentów z nowotworem mózgu. Niestety, terapia ta nie jest refundowana w Polsce, a jej miesięczny koszt wynosi ponad 120 000 złotych. Urządzenie trzeba nosić jak najdłużej, aby dało najlepsze rezultaty. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie finansowe. Każda, nawet najmniejsza kwota, przybliży mnie do celu, jakim jest pokonanie choroby. Wierzę, że dzięki Waszej pomocy będę mógł kontynuować leczenie i spędzić jeszcze wiele szczęśliwych chwil z moją rodziną. Z góry dziękuję za każdą, najmniejszą formę wsparcia i życzliwość. Wasza pomoc daje mi nadzieję i siłę do walki z chorobą. – Paweł Materiał o Pawle – KLIK   (początek od minuty: 7:14) Licytacje na FB – KLIK

7 351,00 zł ( 0,34% )
Brakuje: 2 120 309,00 zł
Filip Kuczyński
Filip Kuczyński , 11 lat

Trwa walka o sprawność i samodzielność mojego synka! Pomóż!

Kiedy patrzę na mojego synka, widzę niezwykle walecznego chłopca, który nigdy się nie poddaje. Gdybym tylko mogła podarować mu całkowitą sprawność, spełniłabym jedno z moich największych marzeń. Bardzo chciałabym, żeby Filip był w przyszłości w pełni samodzielny. Potrzebna mi w tym jednak Wasza pomoc! Pięć pierwszych dni życia mojego dziecka spędziłam na beztroskiej radości z upragnionego macierzyństwa. Pokochałam go od pierwszej chwili. Był najpiękniejszym, co mnie w życiu spotkało. Niestety, szczęście nie trwało zbyt długo… Podczas rutynowych badań lekarskich synek przestał oddychać! Byłam przerażona… To właśnie ten moment zaważył na całej jego przyszłości! Przez niedotlenienie Filip zmaga się z mózgowym porażeniem dziecięcym. W chwili diagnozy nie mogłam przestać myśleć o tym, jak moje dziecko poradzi sobie w przyszłości. Leczenie i rehabilitacja zostały wdrożone natychmiast. Za nami setki godzin specjalistycznych ćwiczeń, które stale poprawiają jego stan. Największe kłopoty sprawia jego lewa rączka. MPD powoduje, że prawie nie ma w niej czucia, a jej mobilność jest znacznie ograniczona. Filip nie potrafi zapiąć suwaka w swojej bluzie, czy zawiązać samodzielnie butów. Ma problem z każdą czynnością, wymagającą pracy obydwu dłoni. Zawsze, gdy zwyczajne czynności sprawiają Filipkowi trudność, na ratunek spieszy jego młodszy brat – Kamil. Chłopcy bardzo się kochają i są niesamowicie zżyci. Starszy synek czuje się odpowiedzialny za bezpieczeństwo młodszego. Cieszę się, że jestem ich mamą. Jedyne, czego nam brak, to pełna sprawność Filipa. To bardzo ambitny chłopiec, który marzy o karierze sportowca. Kiedy dzieci w jego wieku, okazują się lepsze w zwyczajnych, manualnych czynnościach, synkowi jest bardzo przykro. Widzę, jak emocjonalnie do tego podchodzi. Bardzo chciałabym mu pomóc… Dalsze leczenie i rehabilitacja generują jednak ogromne koszty. Będę wdzięczna każdej osobie, która wesprze mojego synka w trudnej walce. Marzę o jego bezpieczeństwie i samodzielności w dorosłym życiu. Proszę, pomóżcie nam! Mama Filipa

1 700 zł
Wiesława Janusz
Wiesława Janusz , 74 lata

Okrutna choroba wyniszcza organizm mojej mamy❗️RATUNKU❗️

Choroba, z jaką musi mierzyć się moja mama, jest niezwykle wyczerpująca i trudna. Zawsze była pełną energii, radosną kobietą. Niestety, choroba stopniowo zaczęła odbierać jej sprawność i dotychczasowe życie… Problemy zdrowotne mojej mamy zaczęły się w grudniu 2023 roku. Pierwszym niepokojącym sygnałem był znaczny spadek wagi. Z czasem mama chudła już coraz bardziej, a prawa strona jej ciała mniej się ruszała. Pojawiły się u niej też problemy z mową. Długo i niestety bezskutecznie szukaliśmy jednoznacznej diagnozy. Mama przeszła niezbędne badania, była na wielu wizytach u różnych specjalistów, jednak przez długi czas żaden nie potrafił dokładnie stwierdzić, co jej dolega. Wreszcie, w październiku 2024 roku u mamy zdiagnozowano stwardnienie zanikowe boczne! Diagnoza była ogromnym ciosem i szokiem. Na chorobę mamy nie ma leku. Jedynym ratunkiem i nadzieją jest specjalistyczna rehabilitacja i terapia, która złagodzi dolegliwości mamy, pomoże spowolnić rozwój choroby i zachowa choć część sprawności, która jej pozostała… Przed moją mamą długa i ciężka walka o zdrowie i lepszą codzienność. Chcę ją wspierać w tym wszystkim najlepiej, jak mogę! Staram się zapewnić mamie niezbędne sprzęty, ćwiczę z nią także w domu. Jednak najlepsze efekty przynoszą zajęcia ze specjalistami, które niestety są ogromnym kosztem… Stwardnienie zanikowe boczne to okrutna choroba, która każdego dnia kawałek po kawałku odbiera mojej mamie zdrowie i sprawność. Kiedy wtargnęła do naszej codzienności, wraz z nią pojawił się strach, ból i żal… Nie mogę pozwolić, by tak wyglądało życie ukochanej osoby! Walka o zdrowie mamy jest trudna i bardzo kosztowna. Tak bardzo chciałabym jej pomóc, jednak sama nie dam rady. Z całego serca proszę, wesprzyjcie moją mamę, by miała szansę na lepszą sprawność! Każda złotówka będzie na wagę złota! Hanna, córka Wiesławy

1 390,00 zł ( 3,26% )
Brakuje: 41 164,00 zł