Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Alicja Kieliszek
Pilne!
Alicja Kieliszek , 3 latka

Okrutna choroba zabiera nam córeczkę❗️ Pomóż uratować Alusię!

Jest lek, który może powstrzymać chorobę naszej córki – ta wiadomość to spełnienie marzeń każdego rodzica chorego genetycznie dziecka! Usłyszeliśmy ją niedawno i nie mamy wiele czasu! Zespół Retta każdego dnia odbiera Alusi coraz więcej… Zaraz skończy dwa latka i zamiast rozwijać się – cofa się w rozwoju… Walczymy z czasem i z całego serca błagamy o pomoc dla naszej ukochanej córeczki!  Urodziła się jako zdrowe dziecko – 10 punktów Apgar, okaz zdrowia. Potem okazało się, że to dlatego, że jest dziewczynką. Chłopiec umarłby bardzo szybko lub nie przeżył porodu… Pierwsze tygodnie były wymarzone. Ale potem zaczęło się dział coś niepokojącego… Obniżone napięcie mięśniowe – niby nic, wiele bobasów się z tym mierzy. Dlatego od 4 miesiąca życia Ali zaczęliśmy rehabilitację. Córeczka była weselsza, wołała: mama, baba… Nie chciała jednak pokazywać paluszkiem na przedmioty, jak inne dzieci. Wiedzieliśmy, gdy czegoś chciała tylko dlatego, że patrzyła w tym kierunku. Lekarze zaczęli podejrzewać autyzm. “Autyści patrzą inaczej” – mówili jednak. Alunia stawała się coraz bardziej nieobecna, przygaszona, smutna. Jakby zamykała się we własnym ciele, a my nie umieliśmy je pomóc! A potem było jeszcze gorzej… W styczniu Alusia kolejny raz zachorowała na zapalenie płuc. Miała gorączkę i CRP tak wysokie, że prawie zapadła na SEPSĘ! Pękały jej maleńkie żyły, więc lekarze pod narkozą założyli wkłucie centralne. Wtedy zrobiliśmy badania genetyczne.  Ich wynik nas zszokował – zespół Retta. Nasz świat się zatrzymał… Nie umiemy wciąż się pogodzić z tą dramatyczną diagnozą! Na tę genetyczną chorobę cierpią tylko dziewczynki. Przypada na ok. 10 - 15 tysięcy urodzeń. Rzadka choroba będzie nam odbierać córeczkę wraz z jej wiekiem! Będzie postępować, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc… Aż już całe ciało będzie bezwładne i zostaną tylko oczka – wciąż świadome, cierpiące, jedyny sposób komunikacji ze światem…  Dziewczynki z zespołem Retta nazywane są “milczącymi aniołkami”. Mięśnie przestają działać, za to pojawia się padaczka. Bez naszej opieki Alunia już nie może sama funkcjonować! Każde osłabienie organizmu tylko pogarsza jej stan… Ostatnie zapalenie płuc w kwietniu i silne antybiotyki w zaledwie 2 tygodnie spowodowały olbrzymi regres! jej rączki już nawet nie chwytają… To dla nas kolejny cios po zaniku mowy. Alunia już nie powie “mama”... W mroku choroby i naszej rozpaczy pojawiło się światełko nadziei! W marcu tego roku w USA został zarejestrowany lek objawowy na zespół Retta! Gdy tylko się o nim dowiedzieliśmy, postanowiliśmy walczyć o lepszą przyszłość dla córeczki! Ten lek może zatrzymać postęp choroby do czasu przyjęcia terapii genowej (trwają intensywne prace nad podaniem jej dzieciom chorym na zespół Retta). Dla naszej córeczki to jedyna nadzieja! Chcemy zatrzymać Alunię w jak najlepszym stanie, przy ciągłej rehabilitacji. Widzieliśmy już efekty podania leku, na który zbieramy, na dziewczynkach w USA. Są one bardzo obiecujące! Lek ten zmniejsza stan zapalny mózgu wywołany chorobą. Mamy nadzieję, że organizm Alusi także tak dobrze na niego zareaguje. Jest jeszcze malutka, wciąż się rozwija, ale to dla nas ogromna nadzieja! Jesteśmy już po konsultacji z prof. Magdaleną Chrościńską-Krawczyk z Kliniki Neurologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Tą samą, która podaje terapię genową dla dzieci z SMA. Jeśli uda nam się zebrać pieniądze, lek dla Alicji zostanie sprowadzony ze Stanów i podany jej w Lublinie! Prosimy o pomoc, bo choć medycyna pozwala już walczyć z nieuleczalnym zespołem Retta, to wciąż są to nowe leki, nierefundowane… My nie mamy czasu czekać, aż cały proces zostanie zakończony. Alusia nie może czekać… Niestety, przy jej wadze koszt rocznego leczenia to ponad milion złotych (na ten moment szacowane, może ulec zmianie). Nie mamy takich gigantycznych środków…  Liczy się każda złotówka, najmniejszy gest – pomóżcie naszej Alusi! Ona jeszcze może mieć piękne życie,  jeszcze nie wszystko stracone! Dziękujemy za każde wsparcie.  Rodzice Ali: Ewelina i Rafał i braciszek Fifi

96 379,00 zł ( 9,05% )
Brakuje: 967 451,00 zł
Helena Leonarczyk
Pilne!
5 dni do końca
Helena Leonarczyk , 53 lata

Ukochana mama walczy o życie❗️Pomóż Helenie pokonać raka!

PILNE! Mam na imię Paulina i jestem córką najwspanialszej kobiety na świecie - Helenki. Mama walczy o życie, zmaga się ze śmiertelnym przeciwnikiem - nowotworem. Choroba mamy dotknęła całą naszą rodzinę... W imieniu taty, brata, mojej córeczki i swoim bardzo proszę o pomoc, byśmy nie stracili ukochanej żony, mamy i babci...  Rok 2021 okazał się najgorszym rokiem w życiu naszej rodziny. Już sam początek był dramatyczny, w styczniu mama trafiła do szpitala. Jej skóra i oczy były zupełnie żółte... Zachorowała na żółtaczkę. W szpitalu stwierdzono, że przyczyna stanu mamy jest znacznie bardziej poważna... Nikt z nas nie spodziewał się tak druzgocącej diagnozy.  Okazało się, że mama ma guza wnęki wątroby i brodawki Vatera... To bardzo rzadki rodzaj raka, ze względu na umiejscowienie powoduje trudności z oddawaniem żółci, stąd jednym z jego objawów jest właśnie żółtaczka. To był dla nas szok i ogromna rozpacz. Mama była gotowa do walki o życie, a ta okazała się wyjątkowo trudna. Najpierw endoskopowo wprowadzono jej protezę do przewodu żółciowego, by pobrać wycinek z guza. 2 marca 2021 roku odbyła się bardzo trudna i rozległa operacja, w wyniku której mamie usunięto m.in. głowę trzustki, dwunastnicę oraz drogi żółciowe. Rak brodawki Vatera należy do chorób typowo chirurgicznych, najskuteczniejszym sposobem leczenia jest właśnie operacja. Jeśli uda się wyciąć wszystko, wtedy niepotrzebna jest chemia i są duże szanse na wyzdrowienie.  Operacja w przypadku mamy powiodła się. Wróciła upragniona normalność, mama była pod kontrolą lekarza, dochodziła do siebie po operacji. Mieliśmy nadzieję, że już najgorsze za nami...  Niestety szczęście nie trwało długo. Podczas kontroli w grudniu okazało się, że jest podejrzenie zmian przerzutowych węzłów jamy brzusznej... To był dla nas ogromny szok. Choroba wróciła... Lekarze zdecydowali o włączeniu chemioterapii oraz radioterapii. 28 grudnia, zaraz po Świętach, mama stawiła się w szpitalu, by dostać pierwszą kroplówkę z chemią... Otrzymywała ją do września 2023 roku. W międzyczasie w sierpniu 2022 roku była podawana też radioterapia stereotaktyczna. Wydawało się, że mama jest na dobrej drodze do pokonania choroby. W kwietniu 2023 roku mama została szczęśliwą babcią małej Marty. Narodziny mojej córeczki dały mamie wielką motywację do niepoddawania się i szukania dalej czegoś, co pomoże jej wygrać z rakiem. Martusia jest jej oczkiem w głowie. Niestety - mimo leczenia badanie, wykonane 11 listopada 2023 roku, pokazało, że doszło do progresji choroby... Lekarze nie mieli dla nas dobrych wieści... W Polsce możliwości leczenia dla mamy wyczerpały się.  Zostaje tylko leczenie paliatywne, uśmierzające ból, które ma nie wyleczyć, ale kupić mamie czas... Albo bardzo silna chemia, która - lekarze nas uprzedzają - może prowadzić nawet do śmierci. Mama dostała pierwszy cykl, niestety zniosła go bardzo źle... Zaczęła cierpieć na neuropatię, dokucza jej ostry ból, drętwienie całego ciała.  Zrozpaczeni, zaczęliśmy szukać ratunku poza granicami naszego kraju... Szansa, która się pojawiła, to leczenie w Niemczech. Mama będzie pod opieką doktora Janusa Vorreitera oraz Prof. Dr. med. Johannes Sheele. Lekarze chcą zrobić wszystko, by zoperować mamę. Byliśmy już na pierwszym cyklu leczenia, na kolejny mamy wrócić w kwietniu i mamy ogromną nadzieję, że wtedy dostaniemy zielone światło co do operacji. Mama ma gorsze i lepsze dni, czasami nie ma siły, by wstać z łóżka, bo jest bardzo słaba, ale po zaczęciu leczenia w Niemczech widzimy ogromną poprawę. Niestety, wizyty, pobyt, operacja i leczenie są bardzo drogie... Na ten moment zdrowie i życie mamy zostało wycenione na około 200 tysięcy złotych. Bardzo proszę o pomoc w tej zbiórce, o nic nigdy bardziej nie prosiłabym na świecie! Mama jest dla mojej rodziny, dla mojego brata i taty najwspanialszą i najukochańszą osobą na świecie ❤️  Wierzymy, że czeka ją jeszcze wiele długich i szczęśliwych lat z rodziną. Liczymy na Waszą pomoc, na każdą złotówkę, na każde wsparcie. Nie wiem, jak będziemy mogli się odwdzięczyć, ale mam nadzieję, że dobro wróci do Was z podwójną siłą!  Dziękuję za każdy gest wsparcia! ❤️ Paulina, córka Heleny

62 379,00 zł ( 29,31% )
Brakuje: 150 387,00 zł
Rayyan Szczepaniak
Rayyan Szczepaniak , 11 lat

Bez kosztownej operacji mój synek nigdy nie będzie chodził❗️ POMOCY🚨

Dzięki pomocy dobrych ludzi 8 lat temu mój synek rozpoczął leczenie w USA. Długie, wieloetapowe, bardzo bolesne, ale niezbędne. Zaczynamy kolejną walkę, ale czy wygramy? Czy Rayyan będzie zdrowy?  Oto nasza historia: Mój świat miał odmienić cud narodzin mojego synka. Nie mogłam się doczekać tego wyjątkowego dnia, kiedy pojawi się na świecie i będę mogła go w końcu zobaczyć i przytulić. Niestety tuż po narodzinach Rayyana czar prysł... Synek urodził się z bardzo rzadką wadą układu kostnego – brakiem kości piszczelowej zwanym – Tibial Hemimelia i bez stawu kolanowego. Ma też narośl kostną oraz stopę końsko-szpotawą. Cierpi również na koślawość stawu biodrowego. Pomimo choroby jest bardzo wyjątkowym i dzielnym chłopcem. Jest moim bohaterem. Słowa lekarza: „nóżka Pani dziecka jest do AMPUTACJI” pamiętam jak we mgle, jakby to był tylko zły sen, z którego za chwilę się obudzę. Przecież miało być dobrze, lekarze zapewniali, że „da się to wyleczyć”. Nie wierzyłam, że to dotyczy mojego synka! Płakałam tak długo, że zabrakło mi już łez… Nie odpuściłam, a dzięki temu synek jest już po kilku etapach niezbędnego, ale przerażająco drogiego leczenia. Niestety nadal nie wiem, czy mogę dać mu gwarancje, że i tym razem się uda... Rayyana czekają kolejne operacje – PILNA operacja biodra oraz wydłużanie nóżki a w przyszłości endoproteza kolana.  To wszystko jest bardzo kosztowne… Nie mogę już znieść bólu i widoku synka, który marzy o tym, by w końcu móc się bawić jak inne dzieci. Niestety różnica między jedną a drugą nóżką Rayyana jest bardzo duża. Synek w domu jest w stanie poruszać się samodzielnie bez orto-protezy tylko ze względu na małą przestrzeń. Na dłuższe dystanse jest to niemożliwe i nie będzie możliwe bez kolejnych operacji...  Czas jest tutaj bardzo kluczowy. Nie możemy pozwolić, by wszystko, co udało nam się do tej pory osiągnąć, zostało zaprzepaszczone. Synek tyle już wycierpiał, tyle zniósł. Operacja, rehabilitacja i dalsze leczenie muszą być przeprowadzone natychmiast… Niestety nie mamy środków, które pozwoliłyby na pokrycie tych niewyobrażalnych kosztów.  Razem z moim synkiem ponownie bardzo Was prosimy o pomoc, żeby zakończyć tę walkę sukcesem. Już tyle cudownych serc sprawiło, że było nam łatwiej, że mogliśmy zapewnić Rayyanowi leczenie. Niestety to nie koniec. Prosimy, trwajcie przy nas. Dzięki Wam tutaj jesteśmy. I bez Waszej pomocy nie zakończymy tej walki... Mama

53 085,00 zł ( 6,04% )
Brakuje: 825 639,00 zł
Kasia Śliwa
Kasia Śliwa , 26 lat

Nie zdawałam sobie sprawy, że objawy choroby mogą mieć tak poważne skutki... Pomóż!

Niedawno spełniłam marzenie, którym było ukończenie studiów inżynierskich. Wiedziałam, że podjęcie tych studiów będzie dla mnie niesamowitym doświadczeniem. I było, do czasu, gdy w pewnym momencie mojego życia los zachwiał wewnętrzny spokój. Będąc na studniach II stopnia, zaczęły się pojawiać moje problemy ze zdrowiem. Objawy wydawały się powierzchowne, ale uciążliwe. Podwójne widzenie, kłopotliwe napicie się wody, opadanie powieki, otępiałość... W tamtym czasie nie wiedziałam, co mnie czeka... W maju 2023 r. usłyszałam diagnozę, która wpłynęła na całe życie – miastenia.  Na początku poczułam ulgę, ponieważ w końcu wiedziałam, co mi dolega. Niestety z biegiem czasu zaczął pojawiać się okropny strach, przerażenie i niemoc. Nic nie jest tak dotkliwym doświadczeniem jak uczucie, że coś odebrało mi marzenia. Choroba postępuję w bardzo szybkim tempie. Na początku dokuczały tylko dolegliwości oczne, obecnie choroba zabrała mi całe ciało... Codziennie czuję jej obecność. Czasem do takiego stopnia, że wydaje mi się, jakbym była tylko duszą umieszczoną w zużytym ciele z wyczerpanymi do zera bateriami... Przez chorobę jestem pozbawiona możliwości rozwoju, dlatego nie mogę pracować. Do końca listopada 2024 r. przyznano mi zasiłek rehabilitacyjny, ale co dalej? Ta niepewność nie daje mi spokojnie zasnąć. Leki, wizyty u lekarzy i dojazdy kosztują majątek... Muszę obecnie liczyć każdy grosz, by wystarczyło mi na życie do kolejnego miesiąca. Kiedyś, gdy byłam zdrowa, pomagałam każdemu, kto znalazł się w trudnej sytuacji życiowej. Niestety teraz sama potrzebuję pomocy. Miastenia przeszła w formę uogólnioną i niestety lekooporną. Szukanie nowych lekarzy oraz leków pochłania ogrom czasu i pieniędzy. Potrzebuję wsparcia finansowego na liczne wizyty u specjalistów. Muszę działać tu i teraz, by móc dalej jakoś żyć... W grę wchodzą tylko wizyty prywatne, a  te niestety kosztują... Miastenia nie jest jedynym moim problemem, ale chyba największym. Proszę każdego z Was o niewielką pomoc, która w małym stopniu odejmie mi problemów. Kasia

31 878 zł
Dominik Majka
Dominik Majka , 2 latka

Nasz synek zmaga się z głuchotą – potrzebna kosztowna operacja w USA❗️Ratunku❗️

W październiku 2022 urodził się nasz upragniony syn Dominik. Cała ciąża była zdrowa, książkowa... Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na całym świecie, gdy widzieliśmy na USG jego maleńkie rączki i stópki. Nie mogliśmy doczekać się, gdy weźmiemy już synka w ramiona. Niestety, niedługo po porodzie okazało się, że przed nami długa i ciężka walka o zdrowie Dominika. Synek urodził się z niewykształconymi małżowinami usznymi...  Tuż po porodzie mieliśmy nadzieję, że mimo wady uszek Dominik jest zdrowy, że to tylko defekt estetyczny, który nie położy się cieniem na rozwoju synka. Nadzieja szybko pękła niczym bańka mydlana – będąc jeszcze w szpitalu, dwukrotnie nie przeszedł badań przesiewowych. Niezbędne było pogłębienie diagnostyk i wykonanie dokładniejszych badań słuchu. Synek miał już wtedy pół roku... Widzieliśmy w domu, że reaguje tylko na głośne dźwięki i nie gaworzy. Niestety, wyniki badań potwierdziły ten najgorszy scenariusz – nasz synek zmaga się z głuchotą przewodzeniową! Dominik ma bardzo zwężone kanały słuchowe. Nie da się obecnie określić na ile zniekształcone mogą być kosteczki słuchowe, bo jest jeszcze za mały na takie badanie. Chwilowym ratunkiem są dla synka aparaty kostne, które przewodzą dźwięk do kości i dzięki którym słyszy prawie normalnie jak my...  Niestety, są one bardzo uciążliwe – na grubej opasce z gumy, która dociska uszy. Latem odparzają delikatną skórę, przesuwają się i piszczą nawet przy zwykłym przytuleniu się... A w jaki sposób odmówić dziecku przytulenia…? On jest taki malutki i tak bardzo potrzebuje miłości... Jako rodzice chcemy zrobić wszystko, by dać Dominikowi szansę na zdrowie i właściwy rozwój. Taką szansą jest specjalistyczna operacja w USA, dzięki której nasz synek będzie mógł nas normalnie słyszeć. Niestety… Kwota, której potrzebujemy, mimo nawet największych wyrzeczeń – przekracza nasze możliwości finansowe. Zwracamy się do Was z ogromną prośbą o pomoc. Każda wpłata to ogromna nadzieja na to, że Dominik będzie mógł nas usłyszeć. Wierzymy, że wspólnymi siłami możemy dać mu szansę na zdrowe i szczęśliwe życie! Rodzice ➡️ FB Dominika ➡️ Grupa licytacyjna na FB

95 339,00 zł ( 8,02% )
Brakuje: 1 091 989,00 zł
Zuzia Abucewicz
Zuzia Abucewicz , 20 miesięcy

Walczymy o każdy uśmiech Zuzi❗️

Pomoc Darczyńców jest dla nas cenniejsza niż złoto! Ale znów musimy prosić o pomoc, ponieważ koszty sprzętu i rehabilitacji nas przytłaczają! Nasza historia: Oczekiwanie na narodziny córeczki, było najpiękniejszym okresem w naszym życiu. Ciąża przebiegała książkowo, a po porodzie Zuzanka otrzymała 10 punktów w skali Apgar. Byliśmy najszczęśliwszymi rodzicami na świecie. To szczęście nie trwało jednak zbyt długo… Pierwsze 4 miesiące życia Zuzi wyglądały jak z bajki. Rozwijała się prawidłowo, była pełną radości i uśmiechu dziewczynką. Niestety z czasem zaczęliśmy zauważać coraz częstsze epizody, gdy wieczorami Zuzia stawała się bardzo niespokojna i mocno płakała. Wcześniej takie sytuacje się nie zdarzały. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, dlatego niezwłocznie skontaktowaliśmy się z pediatrą, który uznał, że to kolki. Nie dawało mi to jednak spokoju, Zuzia przy atakach płaczu gwałtownie machała rączkami, a one pojawiały się coraz częściej.  Poprosiłam o poradę zaufanego lekarza, który podtrzymywał, że Zuzia jest zdrowym dzieckiem, które musi się po prostu dłużej mierzyć z kolkami i nie ma powodu do niepokoju. Nie odpuściłam. Zuzanka robiła się coraz bardziej apatyczna, ospała, a przecież jeszcze przed chwilą była pełnym radości i energii dzieckiem.  Na szczęście pewnego razu udało mi się nagrać napady Zuzi – filmiki od razu wysłałam lekarzowi. Jego reakcja była natychmiastowa, a ja wiedziałam, że sytuacja jest poważna. Skierował nas na oddział neurologii rozwojowej w trybie pilnym. Tam lekarze nie pozostawiali już złudzeń i zdiagnozowali u naszej córki padaczkę.  Dzisiaj wcale nie jest łatwiej. Zuzanka potrzebuje rehabilitacji, turnusów, terapii wzroku, sprzętu... Kwoty, jakie są potrzebne na przykład na zakup pionizatora albo jednego turnusu rehabilitacyjnego przekraczają nasze możliwości finansowe. Prosimy, dla Zuzi zrobimy wszystko! Jesteście naszą nadzieją, Wasza pomoc da naszej córeczce szansę na zdrową i szczęśliwą przyszłość! Liczymy na Was… Rodzice Zuzanki Zobacz zmagania Zuzi...

51 281,00 zł ( 48,2% )
Brakuje: 55 102,00 zł
Hania Hryciuk
Hania Hryciuk , 8 lat

Trwa nieustanna walka o zdrowie i przyszłość małej Haneczki... Nie przechodź obojętnie!

Hania to moja mała iskierka, mój cud, który każdego dnia wypełnia nasze życie światłem i nadzieją. Kiedy patrzę w jej ufne, pełne miłości oczy, serce pęka mi z bólu na myśl o tym, ile cierpienia już doświadczyła. Mimo młodego wieku Hania zmaga się z ciężką, rzadką wadą genetyczną, która codziennie rzuca jej nowe wyzwania. Od urodzenia, w sierpniu 2016 roku, Haneczka walczy z szeregiem chorób: padaczką lekooporną, coraz słabszym słuchem i wzrokiem oraz problemami z przyswajaniem pokarmów. Codziennie przez kilkanaście godzin jest podłączona do pompy żywieniowej, która przez gastrostomię dostarcza jej potrzebnych składników. Lista diagnoz mojej Kruszynki jest długa: opóźnienie psychoruchowe, wrodzona cytomegalia, stopy końsko-szpotawe… Hania potrzebuje nieustającej opieki i specjalistycznego wsparcia. Jestem niezwykle wdzięczna za całą dotychczasową pomoc dla mojego dziecka. Dzięki Wam możliwe było zakupienie niezbędnego sprzętu oraz opłacenie leczenia i rehabilitacji. Niestety, walka Haneczki wciąż trwa i nadal potrzebujemy Waszego wsparcia... Każdego dnia staram się zapewnić córeczce wszystko, co może ulżyć jej w cierpieniu i wspierać rozwój. Niestety, koszty leczenia, rehabilitacji, sprzętów, okularów, aparatów słuchowych, a także specjalistycznej diety są ogromne. Leczenie wspierające tradycyjną terapię jest nierefundowane, a nasze możliwości finansowe są ograniczone. Pomimo najlepszych chęci nie jesteśmy w stanie udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego samodzielnie.  Stan Hani się pogarsza, a ja wciąż szukam kolejnych sposobów na to, by pomóc jej walczyć z licznymi diagnozami. Proszę, pomóżcie mi zawalczyć o Haneczkę!  Mama Hani

6 350 zł
Gabrysia Michalec
Pilne!
Gabrysia Michalec , 3 latka

Krytycznie pilne❗️Glejak chce odebrać Gabrysi życie❗️

Jeszcze chwilę temu byliśmy normalną, szczęśliwą rodziną. Wszystko zmieniło się w jednej sekundzie… Teraz walczymy o życie naszej ukochanej córeczki i błagamy, by ratunek przyszedł szybciej niż śmierć! Pomóżcie nam pokonać tę okrutną chorobę! U naszej Gabrysi zdiagnozowano złośliwy nowotwór mózgu – rozlany glejak o wysokim stopniu złośliwości. Lekarze poinformowali nas, że dla córeczki nie ma ratunku. Nie możemy zaakceptować wyroku śmierci! Będziemy szukać rozwiązań wszędzie – każdy rodzic na naszym miejscu zrobiłby to samo. Dopóki jest choć mała szansa, że pojawi się leczenie dla naszego dziecka, będziemy działać! Ciężko nam pozbierać myśli, bo to wszystko wydarzyło się tak szybko… Gdy zauważyliśmy drżenie dłoni u Gabrysi, natychmiast udaliśmy się do neurologa. Byliśmy zmartwieni, lecz w najgorszym scenariuszu nie spodziewaliśmy się, co za chwilę nas czeka… Córeczka bardzo denerwowała się na wizycie. Pani doktor zaproponowała, żebyśmy stawili się z Gabrysią na kilka dni na oddział, aby w spokoju wykonać poszerzoną diagnostykę. Nie czekając, wykonaliśmy zalecenia, mając nadzieję, że otrzymamy odpowiedź i będziemy mogli pomóc córeczce. 11 lipca 2024 roku wykonano badania. Tydzień później poinstruowano nas, że musimy koniecznie udać się do szpitala. Otrzymaliśmy tam informacje, które dosłownie zwaliły na z nóg. Okazało się, że w głowie naszej iskierki mieszka potwór – GUZ MÓZGU. Córeczka jest śmiertelnie chora… Szok i niedowierzanie – skąd u dziecka zdrowego, pełnego wigoru wzięło się to okropieństwo? Musimy szukać pomocy wszędzie, lada moment będziemy wysyłać próbki do Niemiec. Nie możemy bezradnie czekać, aż nasza kochana iskierka zgaśnie!  Gabrysia to najwspanialszy promyk. Jest zawsze uśmiechnięta, radosna. Nie wie z jak bezlitosnym przeciwnikiem się mierzy… Przytulamy ją z całych sił, głaszczemy piękne, bujne włoski i zapewniamy, że wszystko będzie dobrze. I sami chcemy w te słowa uwierzyć…  Jednak bez Waszej pomocy nic nie zdziałamy. Pomóżcie nam ocalić naszą córeczkę. Poruszmy niebo i ziemię, by Gabrysia wyzdrowiała… Bądźcie z nami w tych trudnych chwilach. Rodzice

257 534 zł
Anna Warmuz
Pilne!
Anna Warmuz , 38 lat

Trwa walka z bezlitosnym NOWOTWOREM ❗️ Pomóż Ani pokonać wroga ❗️

Poważne problemy zaczęły się bardzo niewinnie, na początku 2021 roku. Wtedy jeszcze nie spodziewałam się, że za rogiem stoi bezlitosny wróg, który ze wszystkich sił będzie próbował mnie pokonać. Walczę, choć momentami brakuje sił. Wiem jednak, że nie mogę się poddać. Prowadziłam bardzo aktywny tryb życia. Chodziłam na siłownię, uprawiałam jogę, wiele tańczyłam. Pracowałam na pełen etat, a dodatkowo pasjonowałam się wizażem. Niestety w pewnym momencie zaobserwowałam niepokojące objawy, krwawienia, za które był odpowiedzialny z pozoru niegroźny polip.  Zostałam skierowana do szpitala, ale na moje nieszczęście wtedy wybuchła pandemia COVID-19, która była przyczyną przełożenia operacji na inny termin. Czas mijał, działając na moją niekorzyść, ale szpital nie mógł mnie przyjąć. Przekładanie terminów znacznie odbiło się na moim stanie zdrowia. Finalnie przyjęta zostałam na początku 2022 roku. Wtedy otrzymałam tę straszną diagnozę. Lekarze wykryli nowotwór złośliwy dolnego odcinka jelita grubego. Mówili o 95% szans na wyleczenie radio i chemioterapią. To, pomimo ogromnego strachu, napawało mnie nadzieją. Dowiedziałam się jednak, że jeśli podejmę się naświetleń, będę bezpłodna.  Wylądowałam w szpitalu, gdzie rozpoczęłam naświetlania i chemioterapię. Czas mijał, a leczenie przynosiło ze sobą uciążliwe skutki uboczne: oparzenia w okolicy krocza, stany zapalne, nietolerancję pokarmową, wysypki i świąd. Wytrwałam i byłam z siebie bardzo dumna. Niedługo później okazało się, że wszystko się cofa, wyniki były dobre. Dbałam o siebie, chodziłam na badania kontrolne z nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Niestety lekarz podczas jednej z wizyt nie miał dla mnie dobrych informacji. Los zadał mi kolejny cios. NASTĄPIŁ NAWRÓT! Jedynym ratunkiem okazała się operacja, usunięcie odbytnicy oraz założenie kolostomii końcowej. Przeszłam operację, która na szczęście przebiegła pomyślnie. W ciągu dwóch dni byłam w stanie wstać, usiąść i przejść parę kroków. Ale za rogiem czekała kolejna straszna diagnoza. Okazało się, że nowotworu nie udało się usunąć w całości, lekarze zauważyli nieprawidłowości również na macicy. Miałam zostać przyjęta we wrześniu na operację usunięcia macicy oraz kawałka pochwy. Pobrano jeszcze wycinek z pęcherza, który również okazał się nowotworowy.  Czy to nie jest za wiele? Tak bardzo chciałabym móc powiedzieć „dość” i sprawić, że ten koszmar się skończy. Jednak każdego dnia, gdy się budzę, on trwa. Czekam na operację usunięcia macicy. Staram się wierzyć, że to już ostatnia, ale dostałam informację, że pojawiają się kolejne ogniska. Wróg nie odpuszcza.  Żyję na oparach z nadzieją na dobre wieści. Pracuję nad sobą u fizjoterapeuty, psychologa, dietetyka i wielu innych specjalistów. Niestety to wszystko generuje ogromne koszty – nie mogę pozwolić, by to finanse stanęły na drodze do zdrowia. Walczę, staram się ze wszystkich sił, ale potrzebuję Waszej pomocy. Proszę, wesprzyjcie mnie w tej niewiarygodnie trudnej walce, najważniejszej w życiu walce. Nie mogę przegrać. Ania

129 014 zł