Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Basia Bagorro
Basia Bagorro , 23 lata

Proszę, pomóż mi żyć bez bólu❗️

Basia przez 19 miesięcy była zdrowym, prawidłowo rozwijającym się dzieckiem. Chodziła, zaczynała mówić, z radością odkrywała świat, który stał przed nią otworem. Jak widać na zdjęciu poniżej, była radosną dziewczynką, której uśmiech nie schodził z twarzy. Niestety na załączonym kolażu widać również, jak brutalnie odmieniło się nasze życie…  15 kwietnia 2003 roku skończyło się radosne i beztroskie dzieciństwo Basi. Na skutek tragicznego wypadku doznała uszkodzeń mózgowo – czaszkowych, których następstwem była śpiączka, obrzęk mózgu i niedotlenienie. Konsekwencją tego wypadku jest również spastyczny niedowład 4-kończynowy... Basia przestała chodzić i mówić – straciła wszystko, co już potrafiła. Naszym domem stały się szpitale i ośrodki rehabilitacyjne. Zamiast radości — wiele bólu i łez, zamiast wakacji — kolejny turnus rehabilitacyjny. Wielokrotnie (niestety bez efektu) miała podawany lek, który miał zmniejszyć jej napięcie mięśniowe. Przeszła bardzo wiele... Mimo wszystko Basia, gdy tylko nie odczuwa bólu, jest bardzo pogodna. Bardzo chętnie chodziła do szkoły specjalnej, gdzie uczyła się komunikacji alternatywnej umożliwiającej jej kontakt pozawerbalny z otoczeniem. Niestety w 2015 roku wszystko ponownie legło w gruzach… Stan Basi bardzo się pogorszył – doszło do zwichnięcia stawu biodrowego. Z powodu ogromnego bólu przestała chodzić do szkoły i siedzieć. Od grudnia 2015 roku do kwietnia 2017 roku przeszła 7 operacji... Niestety kilka miesięcy spędzone w łóżku bez rehabilitacji z ciągłym bólem doprowadziły do znacznej skoliozy. Ucisk na nerwy powodował ból i konieczna była kolejna operacja, tym razem kręgosłupa. Dzięki Waszej pomocy udało się uzbierać niewyobrażalną kwotę, która pozwoliła na przeprowadzenie operacji! Jesteście wspaniali, dziękuję to za mało… Wciąż jednak potrzebna jest Wasza pomoc! Po długich miesiącach w szpitalach i prawie 2-letniej przerwie, we wrześniu 2017 roku Basia wróciła do szkoły, a na jej twarzy znów zawitał uśmiech. Mogłyśmy wyjść z domu na spacer, na zakupy, do kina, do znajomych... Niestety pandemia pozbawiła Basię dostępu do rehabilitacji, co pogorszyło jej stan, zwiększając przykurcze i deformacje kostne. Przed Basią ciężka rehabilitacja – jedyna droga, aby jej stan się nie pogarszał. Niestety roczny koszt opiewa na kwotę 100 TYSIĘCY ZŁOTYCH! Tak bardzo chciałabym pozbawić ją cierpienia, niestety sama nie dam rady. Nie cofnę tego, co się stało, ale mogę starać się robić wszystko, by stan mojej Basi się nie pogarszał. Marzę o szczęśliwym życiu dla córki, pomożesz mi to zapewnić? Już raz otworzyliście dla nas serca, błagam – nie zamykajcie ich. Mama Basi Facebook Basi 🩵

21 722,00 zł ( 20,41% )
Brakuje: 84 661,00 zł
Magdalena Swat
Pilne!
Magdalena Swat , 45 lat

Nie chcę być własnością raka

Magdalena choruje od 2013 roku. To wtedy od lekarza usłyszała: „ma pani raka trzustki, zostało pani pół roku życia”. Magda żyje do dziś, prawdopodobnie tylko dlatego, że – jak sama powtarza – nigdy się nie poddała temu, co słyszała na temat swojego zdrowia.  Leczy się w Niemczech. Wydała już oszczędności swoje i rodziny, dziś w zbieraniu pieniędzy pomagają ludzie dobrej woli. Diagnozę usłyszała 9 lat temu. Musiała przejść pięć operacji, podczas których część jej narządów została usunięta. 2/3 trzustki, cała śledziona i woreczek żółciowy. Jej trzustka pracuje, ale musi być cały czas wspomagana. Przez ostatnie kilka lat wiele się wydarzyło, rozrywający ból fizyczny po każdym otwieraniu jamy brzusznej, dreny, sonda, cewnik, stawianie pierwszych kroków w balkoniku, strach i niepewność jak będzie tym razem i jak długo będę zależna od osób trzecich. To wszystko  połączone z uczuciem totalnej niemocy i bezsilności, kiedy chce się krzyczeć z bezradności, bo przecież umiera się, bo nie ma ratunku, bo nie ma leku na świecie, ale czy łatwo jest odejść ze świadomością, że jest leczenie, a nie ma na nie pieniędzy? Rak jest w stanie uśpienia. Magda nie jest zdrowa, bo tak naprawdę nie ma ani w Polsce, ani na świecie pacjenta, któremu oficjalnie udałoby się w pełni wyzdrowieć z nowotworu trzustki. Stan uśpienia choroby pozwala jej żyć, ale gdyby rak nagle zaatakował inne narządy, to dalsze leczenie nie byłoby już możliwe.  W Niemczech rozpoczęła kilka terapii, m.in. immunoterapię komórkami dendrytycznymi i terapię wirusami onkolitycznymi. Nie ma już innych metod leczenia, a terapia eksperymentalna jest przerażająco droga. Jeden wyjazd kosztuje 30 tysięcy złotych i zbiórka pieniędzy jest dla niej ratunkiem.  Na początku leczenia bardzo pragnęłam przeżyć jeszcze trzy lata. Przeżyłam. Gdy minęły te trzy lata, to bardzo chciałam przeżyć kolejne trzy. Przeżyłam dziewięć. I tak sobie myślę, że szkoda by było teraz umierać… Tak jak żołnierz wraca z pola bitwy czasem okaleczony, pozbawiony  kończyn, kaleki to jednak zwycięski i bohaterski tak ja powracam ze swojego pola minowego, pozbawiona kilku narządów i okaleczona jednak otwarcie mówię iż każde życie jakie by ono nie było jest lepsze, niż śmierć. Kiedyś lekarze odradzali mi robienia planów na przyszłość, moje życie było tu i teraz, po latach wyswobodziłam się z koszmarnych myśli i nauczyłam się cieszyć drobiazgami. Nabrałam apetytu na życie i dziś tak trudno mi z tego zrezygnować. Żyję dzięki eksperymentalnym lekom które zapobiegają rozsiewowi raka. Każda dawka w kwocie 30 tys. zł. Straciłam śledzionę, woreczek i większą cześć trzustki, jeśli przerwę terapię rak zaatakuje moją wątrobę i nerki. Bez zdrowych nerek i wątroby toczenie leków onkologicznych już nie będzie możliwe. Każda infekcja osłabia mój układ odpornościowy. Cały grudzień chorowałam na zapalenie ostre oskrzeli, jestem po 2 antybiotykach. Mój organizm po latach choroby i licznych operacjach jest bardzo słaby. Przejście 200 metrów powoduje zmęczenie a w nocy oblewają mnie poty. Po usunięciu dużej części trzustki zmuszona jestem brać leki na cukrzycę, która niszczy dno oka i powoduje że z każdym miesiącem coraz gorzej widzę. Cały czas przyjmuje leki wspomagające mój niewielki kawałek trzustki, leki wspomagające odporność, leki regulujące cukier i wiele innych. Bez Was nie poprowadzę dalej tej walki, zwyczajnie nie dam rady, nie mam na to sił. Kiedyś napisał do mnie młody mężczyzna niepracujący, uzależniony od używek i narkotyków, po odbytej karze więzienia. Podziękował mi w swojej wiadomości za pomoc.  Byłam bardzo zaskoczona, gdyż nic dla tego człowieka nie zrobiłam. Na to on mi odpowiedział, iż moja historia jest dla niego inspiracją i z niej czerpie siłę na zmianę swojego życia. Rzucił narkotyki, podjął pracę i dziś studiuje psychologię. Dotarło do mnie wtedy, iż najprościej zawsze jest się poddać to przecież to nic nie kosztuje, ale ja walczę już nie tylko dla siebie, ale dla tych wszystkich chorych z rakiem trzustki, aby każdemu z nich dać nadzieję na zwycięstwo i pokazać, że zawsze warto podjąć wyzwanie! Magda ––––––––––––––––––  Zbiórka w prasie:  portal.abczdrowie.pl polki.pl/magazyn  bydgoszcz.naszemiasto kobieta.wp.pl

21 397,00 zł ( 8,19% )
Brakuje: 239 773,00 zł
Jaromir Jasiński
Jaromir Jasiński , 3 latka

Jaruś potrzebuje Twojego wsparcia! POMÓŻ!

Dzieci zdecydowanie wprowadzają wiele szczęścia do życia rodziców. Szczególnie gdy pojawiają się na świecie we dwójkę. Gdy dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami bliźniaków byliśmy bardzo szczęśliwi! Niestety nagle pojawiły się komplikacje... Byliśmy na badaniu kontrolnym w 29. tygodniu ciąży, kiedy okazało się, że tętna naszych dzieci spadają. Konieczne było pilne cesarskie cięcie! Lekarze walczyli o naszych chłopców z wszystkich sił! Przez powikłanie, jakim jest zespół podkradania i niedotlenienie sytuacja jednego z naszych dzieci była cięższa... Jaruś urodził się taki malutki… Ważył zaledwie 600 gram i otrzymał tylko 1 punkt w skali Apgar. Jego stan był ciężki. W drugiej dobie życia przeszedł poważną operację z powodu perforacji jelita, która później niestety wystąpiła ponownie, wymagając kolejnego zabiegu i resekcji jelita. Synek trafił do Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie cały wykwalifikowany zespół neonatologów i innych specjalistów wspierał jego malutki organizm w funkcjonowaniu. Szczególnie układu oddechowego, krążeniowego, nerek oraz tarczycy. Tak bardzo baliśmy się o nasze dziecko! Przez skrajne wcześniactwo u Jaromira wystąpiły również poważne zaburzenia wzroku, przez co syn musiał przejść laseroterapię. Niestety do dziś nasze dziecko ma ograniczone pole widzenia. Jaruś został wypisany do domu dopiero po siedmiu miesiącach. Wrócił z sondą donosową, przez którą był karmiony przez kolejnych kilka miesięcy. Na szczęście dzięki włożonej ciężkiej pracy naszej i zespołu terapeutów nauczył się przyjmować pokarm doustnie. Nasz dzielny wojownik wywalczył to co najważniejsze – życie, lecz do chwili obecnej trudny start, problemy zdrowotne i rozwojowe stanowią wyzwanie w jego codziennym funkcjonowaniu…  Pomimo swojego wieku Jaruś znacznie odbiega rozwojowo od swoich rówieśników. Syn jeszcze nie chodzi, ani nie mówi. Wymaga stałej, zaawansowanej rehabilitacji oraz wsparcia rozwoju w zakresie procesowania sensorycznego, rozumienia, adaptacji do zmian w otoczeniu, koordynacji oko-ręka i wsparcia wzroku.  Nasze dziecko jest dzielnym, małym wojownikiem, jednak potrzebuje regularnego wsparcia wielu specjalistów, aby w przyszłości miał szansę na sprawnie funkcjonowanie. Jaruś jest objęty programem wczesnego wspomagania rozwoju, który zapewnia do 8 godzin w miesiącu specjalistycznej pomocy w rozwoju psychoruchowym i społecznym. Jest to jednak niewystarczające, dlatego zalecono nam skorzystanie z odpłatnych turnusów  rehabilitacyjnych. Poza turnusami zależy nam również, aby Jaromir uczęszczał na integrację odruchów wzrokowo-słuchowych i terapię Neuro Taktylną. W celu rozwinięcia umiejętności psychospołecznych potrzebuje też kompleksowej terapii w Terapeutycznym Punkcie Przedszkolnym, który zapewni mu przygotowanie do przejścia do przedszkola integracyjnego.  Niestety to wszystko generuje olbrzymie koszty i aby zapewnić synkowi optymalne szanse na rozwój, potrzebujemy wsparcia. Dlatego zwracamy się z ogromną prośbą o wsparcie. Pomóżcie Nam zawalczyć o przyszłość naszego synka! Rodzice Jaromira

20 891,00 zł ( 19,63% )
Brakuje: 85 492,00 zł
Marta Staszczak
2 dni do końca
Marta Staszczak , 25 lat

Tragiczny wypadek odebrał mojej córce sprawność❗️POMOCY❗️

Marta to młoda, zawsze uśmiechnięta dziewczyna, z głową pełną planów. Zawsze dbała nie tylko o siebie, ale również o najbliższe osoby w swoim otoczeniu. Całym sercem kochała zwierzęta, szczególnie psy. Niezwykle cieszyło mnie, że w swojej pracy mogła obcować z tymi oddanymi zwierzętami. Córka pracowała w warszawskim salonie dla psów jako groomer. Uwielbiała swoje dotychczasowe zajęcie. Jej dziecięcym marzeniem było prowadzenie schroniska dla zwierząt. Niestety sytuacja, w której się znalazła, stawia ogromny znak zapytania nad jej dalszym życiem i planami… W lipcu 2024 roku doszło do koszmarnego zdarzenia! Marta podróżowała jako pasażer w samochodzie. Niestety doszło do wypadku, w którym dotkliwie ucierpiała. Cały impet uderzenia skumulował się na prawej stronie auta, gdzie siedziała moja córka… W samochodzie znajdował się również jej pies, który niestety nie wyszedł z tego cało. Nie udało się uratować jego życia… Pomoc dla Marty dotarła dopiero po chwili. Świadkowie zdarzenia zawiadomili pogotowie. Liczyła się każda minuta, udzielenie pomocy musiało nastąpić jak najszybciej. Próba transportu helikopterem medycznym niestety się nie powiodła, dlatego ostatecznie Marta została przetransportowana do szpitala karetką. Wypadek córki był dla mnie ogromnym ciosem. Modliłam się, żeby Martunia przeżyła. Tylko to się liczyło! Na szczęście po dłuższym czasie udało się ustabilizować jej stan zdrowia. Mogłam odetchnąć z ulgą, jednak nie na długo… Lekarze poinformowali mnie, że jej powrót do zdrowia może potrwać długie miesiące! W wypadku najbardziej ucierpiała prawa strona ciała Marty. Poza licznymi złamaniami największym problemem okazał się uraz głowy. W związku z tym córka boryka się z zaburzeniami pamięci krótkotrwałej. Obecnie przebywa w szpitalu w Lublinie na oddziale traumatologii i powoli nabiera sił na dalszą wyczerpującą walkę o swoje zdrowie i powrót do sprawności. Najważniejsze w tym momencie jest jak najszybsze rozpoczęcie rehabilitacji ruchowej oraz neurologicznej. Szpital zaleca pobyt w profesjonalnym ośrodku, gdyż jego skuteczność jest najwyższa. Dla córki zrobię wszystko, co możliwe, jednak wiem, że w pojedynkę nie dam rady. Śródki, jakimi dysponuję wystarczą może na miesięczny turnus. A już teraz wiem, że potrzeby Marty są dużo większe... Nie mogę pozwolić na to, żeby brak środków stał się problemem w drodze do odzyskania przez nią samodzielności! Błagam – wesprzyj Martę. Każda złotówka pomoże jej w tej żmudnej i kosztownej drodze! Jeśli tylko wyciągniesz do niej pomocną dłoń, będzie miała szansę zacząć od nowa! Grażyna, mama Marty

20 619,00 zł ( 10,69% )
Brakuje: 172 084,00 zł
Dariusz Kosek
Dariusz Kosek , 28 lat

Okrutny wypadek odebrał Dariuszowi WSZYSTKO❗️Pomocy❗️

Darek to młody, 28-letni chłopak, który od lat prowadził własną firmę budowlaną i miał liczne grono przyjaciół. Uwielbiał podróże, był w wielu miejscach, jednak to tuż obok jego domu wydarzyła się straszna TRAGEDIA! W czerwcu 2024 roku Darek uległ wypadkowi samochodowemu. Jego stan był tak poważny, że musiał zostać przetransportowany helikopterem do szpitala! Nie było wiadomo, czy z tego wyjdzie. Miał aksonalny uraz mózgu, złamanie drugiego kręgu szyjnego oraz liczne urazy narządów klatki piersiowej. Tak bardzo się baliśmy, że nasz Darek umrze… Lekarze robili wszystko, co w ich mocy, by go uratować. Sytuacja była dramatyczna, nasz strach narastał z każdą kolejną minutą, ale udało się! To był prawdziwy cud, że Darek z tego wyszedł. Niestety, jego przyszłość nadal stoi pod znakiem zapytania… W tej chwili lekarze nie są w stanie nam zbyt wiele powiedzieć. Nie wiedzą, co będzie dalej i jakie będą długofalowe konsekwencje wielomiejscowych urazów. Darek na razie przebywa w śpiączce pourazowej, a gdy się z niej wybudzi, czeka go długi i trudny proces powrotu do zdrowia. Nie możemy czekać! Już dzisiaj wiemy, że Darek będzie potrzebował wielu rehabilitacji i pomocy specjalistów. To jedyna szansa na odzyskanie tego, co tak bezlitośnie zabrał mu wypadek. Przed nim jeszcze całe życie, wiele niezrealizowanych marzeń i planów… Nie chcemy siedzieć bezczynnie, dlatego postanowiliśmy założyć zbiórkę.  Zrobimy wszystko, żeby pomóc Darkowi, ale sami nie damy rady. Rehabilitacje i wizyty u specjalistów wygenerują ogromne koszty, których nie jesteśmy w stanie pokryć. Potrzebujemy Waszego wsparcia. Każda, nawet najmniejsza wpłata ma ogromne znaczenie! Rodzina Darka

19 805 zł
Marcel Borowski
Marcel Borowski , 14 miesięcy

Marcelek walczy od urodzenia❗️Potrzebna pomoc❗️

Marcel urodził się w 32 tygodniu. Potrzebna była pilna operacja jelit. Po zabiegu stan naszego maluszka był krytyczny. Każdego dnia pobytu na OIOMie baliśmy się o niego, ale wierzyliśmy, że będzie dobrze. W czasie okołooperacyjnym doszło do wylewu 4 stopnia do półkuli lewej. Znów świat się dla nas zawalił i wszystkie te chwile wydają się koszmarnym snem. Na dzień dzisiejszy Marcelek ma stomię i karmienie pozajelitowe ze względu na problem przyswajania witamin z pokarmu. Przebywa na oddziale żywienia. Wiemy już, że będzie potrzebna rehabilitacja, leczenie konsultacje specjalistów i odpowiedni sprzęt. Ale koszty są ogromne i nie poradzimy sobie z nimi. Oprócz Marcelka mamy jeszcze trójkę dzieci, które potrzebują rodziców i ich uwagi. Dlatego zwracamy się do ludzi dobrego serca o każde wsparcie, chociaż najmniejsze. Nawet symboliczna wpłata albo udostępnienie to dla nas ogromna pomoc i nadzieja, że nie będziemy musieli się martwić o leczenie Marcelka. Rodzice

16 787,00 zł ( 78,89% )
Brakuje: 4 490,00 zł
Lenka Dobrowolska
Pilne!
Lenka Dobrowolska , 7 lat

BIAŁACZKA wypełnia dzieciństwo Leny bólem❗️ Błagam, POMÓŻ❗️

Od lipca 2023 roku ciągnie się okropny koszmar, którego nikt nie był w stanie przewidzieć. Stan zdrowia Leny bardzo mnie niepokoił – córeczka słabła, była chuda i nie miała energii… Długo szukałam pomocy u różnych specjalistów. Gdy w końcu usłyszałam diagnozę, nie byłam w stanie w nią uwierzyć! „Ostra białaczka limfoblastyczna” – w tamtym momencie słowa lekarza zmroziły krew w moich żyłach, a spod stóp osunął się grunt… Nie dowierzałam, że to spotkało właśnie Lenkę! Moje ukochane, niegdyś pełne energii dziecko wyniszczał NOWOTWÓR! Nie takie miało być jej dzieciństwo! Po postawieniu diagnozy, trzy i pół miesiąca spędziłam z córeczką w szpitalu. W tym czasie przeprowadzano kolejne badania, a Lena przyjmowała chemioterapię. Nie sposób opisać, jak bardzo stresujący był ten czas. Wylałam litry łez, patrząc na wycieńczone ciało mojego dziecka, nie mogąc mu pomóc. Ta bezsilność nadal rozrywa mi serce każdego dnia… Lena stale musi przyjmować chemioterapię, która osłabia jej organizm. Wątroba i trzustka nie są w stanie wytrzymać tak intensywnego leczenia, dlatego konieczne jest robienie przerw. Pobyty w szpitalu są bardzo długie i wyczerpujące. Córeczka ciężko je znosi… Jej maleńkie ciało nie było gotowe na walkę o życie! Każdego dnia Lenie i mi towarzyszy wiele różnych emocji. Codziennie przeżywamy stres, złość, nerwy, rozpacz… Czasem pojawia się też radość, jednak szybko wraca niepokój i strach o to, co przyniesie kolejny dzień. Żaden człowiek nie powinien przez to przechodzić! Mimo osłabienia i bólu Lena dzielnie walczy o zdrowie, a ja wierzę, że w końcu wygra! Tak bardzo tęsknię za dawnymi czasami, pozbawionymi cierpienia... Cały czas mam nadzieję, że dobre chwile niedługo wrócą, a moja córeczka znów będzie szczęśliwą, energiczną dziewczynką sprzed choroby! Muszę zrobić wszystko, by Lena pokonała białaczkę! Niestety, ogromną przeszkodą są pieniądze… Specjalistyczne leczenie i rehabilitacja są bardzo kosztowne i sama nie dam rady dalej ich opłacać. To jednak jedyna nadzieja na powrót mojej córeczki do zdrowia! Błagam, pomóżcie jej w tej trudnej walce! Każda złotówka będzie na wagę złota! Anna, mama

14 523,00 zł ( 17,06% )
Brakuje: 70 584,00 zł
Ewa Kłos
Ewa Kłos , 16 lat

Rana po oparzeniu zrobiła dziurę w ręce mojej córki❗️POMOCY!

Ewa miała niesamowitego pecha. Uległa nieszczęśliwemu wypadkowi, który sprawił, że od kilku miesięcy nieprzerwanie walczymy o jej zdrowie.   Pod koniec maja zeszłego roku córka doznała oparzenia chemicznego przedramienia prawego. Wtedy był tylko czerwony ślad, ale i tak udałyśmy się do lekarza, gdzie poparzenie zostało zabezpieczone. Jednak z dnia na dzień, na jej ciele, zaczęła powstawać duża, czarna dziura!  Po wizycie na pogotowiu okazało się, że sytuacja jest poważniejsza – to III stopień poparzenia. Rozpoczęło się leczenie, które polegało na oczyszczaniu rany z martwicy przez miesiąc. Gdy rana została oczyszczona, konieczny był przeszczep skóry, ponieważ rana była zbyt głęboka, aby mogła sama się zagoić.  Operacja odbyła się 26.06.2023 roku, co wiązało się z dłuższym pobytem w szpitalu. Na szczęście przeszczep przyjął się i rana zaczęła się goić, choć potrzebowała czasu. Niestety, pewnego dnia zaczęły się pojawiać malutkie dziurki na bliźnie po przeszczepie… Rozpoczęły się nasze wędrówki po wielu lekarzach, ale żadna metoda leczenia nie pomagała. Rany nie chciały się goić i niestety było ich coraz więcej i stawały się coraz większe! Obie, moja córka i ja, byłyśmy przerażone! Podjęto więc natychmiastową decyzję o konieczności operacji wycięcia martwicy. Po zabiegu okazało się jednak, że dziury były bardzo głębokie i uszkodzone zostały nerwy i mięśnie! Córka musiała pozostać w szpitalu, gdzie zastosowano opatrunek podciśnieniowy z opatrunkiem barierowym.  Wszędzie szukałam pomocy dla mojego dziecka! W końcu zakwalifikowano Ewę do leczenia w komorze hiperbarycznej, które rozpoczęto 11 stycznia br. Na razie zaplanowano 30 sesji, być może ich liczba się zwiększy… Wszystko zależy od uzyskanych rezultatów.  Od momentu opuszczenia szpitala córka ma podłączony do ran specjalistyczny opatrunek, którego celem jest przyspieszenie procesu gojenia ran. Regularnie, co kilka dni, trzeba go wymieniać.  Nie byłam przygotowana na takie koszty, jednak są one niezbędne, ale Ewa mogła w końcu wyzdrowieć. Wiadomo także, czekać ją będzie także długa rehabilitacja. Całe leczenie trwa już bardzo długo, co jest dla nas obu dużym obciążeniem.  Będę wspierać moją córkę i nie pozwolę się jej poddać. Proszę jednak o pomoc w zapewnieniu jej specjalistycznego leczenia oraz późniejszej rehabilitacji. Dziękuję za każdy dobry gest, wykonany w naszą stronę.  Mama Ewy

13 968,00 zł ( 37,51% )
Brakuje: 23 267,00 zł
Joanna Ślużyńska
Joanna Ślużyńska , 21 lat

Podaruj Asi szansę na choć odrobinę samodzielności!

Nasza córka Joanna cierpi na niedowład czterokończynowy w wyniku nagłego zatrzymania krążenia. Jako mama jestem prawnym opiekunem córki. Asia urodziła się zdrowa, otrzymała 10 punktów w skali Apgar. Rozwijała się i rosła prawidłowo. Wszystko zmieniło się kiedy skończyła 2-latka… Na skutek przeziębienia i wysokiej temperatury trafiła do miejscowego szpitala. Tam zatrzymała się krążeniowo! Lekarzom udało się przywrócić funkcje życiowe naszej córki, ale od 19 lat jest osobą niepełnosprawną. Zatrzymanie krążenia spowodowało niedotlenienie struktur mózgu i trwałe jego uszkodzenie, co w konsekwencji poskutkowało utratą funkcji ruchowych i intelektualnych, dodatkowo wiele innych nieprawidłowych objawów neurologicznych ze strony ośrodkowego układu nerwowego.  Mózg Joasi został uszkodzony w takim stopniu, że dotąd zdrowe dziecko przestało chodzić, mówić, siadać… Lekarze określili stan córki jako wegetatywny. W jednej chwili nasz świat się zawalił. Musieliśmy pożegnać dawną Asię, a przyjąć zupełnie nową, inną, obcą. Całym sercem kochaliśmy ją i to właśnie miłość dała nam siłę do walki o zdrowie i przyszłość naszej małej córeczki.  Robiliśmy i robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby przywrócić naszemu dziecku  możliwie jak największą sprawność. Jedna chwila zmieniła nasze życie w ciągłą walkę, o zdrowie naszego dziecka. Dzięki intensywnej rehabilitacji i wielokierunkowej terapii Asia zaczęła do nas wracać. Powoli zaczęła mówić, najpierw krótkie wyrazy, obecnie całe zdania. Zgłasza swoje potrzeby i zachcianki. Opowiada co było w szkole, uwielbia książki. Niestety nie siedzi sama, nie chodzi, ma niedowład rąk i nóg. Porusza się na wózku i wymaga pomocy we wszystkich czynnościach. Cały swój czas i uwagę poświęcamy Joasi, jednak nieustannie przegrywamy ze spastyką, która nie pozwala naszej córce zapanować nad własnym ciałem. Dlatego, gdy dowiedzieliby się, że jest możliwość zakupu dla Asi elektrycznego wózka inwalidzkiego, którym będzie w stanie sama kierować – byliśmy w pozytywnym szoku! Córka była już na jeździe próbnej i tak jej się spodobało, że nie chciała z niego wysiąść. Wybrała sobie nawet kolor! Codziennie pyta nas, kiedy pojedziemy go odebrać. Wtedy pęka nam serce, ponieważ mimo częściowej refundacji, nie jesteśmy w stanie samodzielnie wygospodarować na to tak olbrzymiej kwoty! Do tego pozostało nam bardzo mało czasu, musimy dokonać wpłaty do końca roku, inaczej refundacja na wózek przepadnie! Nie możemy do tego dopuścić. Widzimy jak wiele dobra wprowadziłby ten sprzęt do naszego życia. Asieńka mogłaby poczuć, chociaż namiastkę samodzielności, a my odczulibyśmy wielką ulgę. Z całego serca prosimy o wsparcie. Wiemy, że kwota jest ogromna i pozostało tylko kilka tygodni, na jej zebranie, ale tylko z pomocą ludzi dobrych serc może nam się udać! Za każdą wpłatę będziemy niezwykle wdzięczni! Rodzice Joasi

12 354,00 zł ( 24,7% )
Brakuje: 37 646,00 zł