Chcę być tatą i mężem, a nie ciężarem... Pomocy!
Boję się nie o siebie, ale o to, jak poradzą sobie one – moja żona i dwie córeczki. Jeszcze niedawno byłem zdrowym mężem i tatą… W szpitalu byłem tylko wtedy, gdy odwiedzałem Oliwkę. Chodziłem po korytarzu, umierając ze strachu, gdy miała operację serca… Dziś to ja jestem chory. Już nie chodzę – nie wstaję z wózka. Jestem sparaliżowany od pasa w dół. Proszę o pomoc, chcę być tatą, mężem, a nie ciężarem… To był majowy weekend, 2 lata temu. Mieliśmy jechać całą rodziną do Zakopanego. Tak czekaliśmy na ten wyjazd… Wiola, moja żona, pakowała rzeczy naszych dzieci. Ja bawiłem się z córeczkami, tak jak co wieczór… Majeczka w trakcie zabawy skoczyła mi na plecy. Wtedy poczułem przeszywający ból… Poszedłem spać, mając nadzieję, że ból przejdzie. Obudziłem się o 2 w nocy. Czułem drętwienie i mrowienie w plecach, promieniujące do nóg… Nie mogłem już zasnąć. Łudziłem się, że to przemęczenie, przeciążenie organizmu. Byłem aktywnym facetem, praca, sport… W piłkę nożną grałem od 12. roku życia, byłem kapitanem w naszym lokalnym klubie. Boisko było całym moim życiem. Byłem w dobrej formie i kondycji, co też przydawało się w opiece nad dziećmi. Myślałem, że tak będzie zawsze. Wieczorem nie mogłem już chodzić. Wiola nie pozwoliła mi dłużej czekać. Nie chciała słyszeć, że zaraz zaczynamy urlop… Zabrała mnie na SOR. Lekarz dał mi zastrzyk przeciwbólowy, powiedział, że jeśli mi się pogorszy – mam wrócić. Wróciłem już po kilku godzinach. Nie mogłem się poruszać ani utrzymać równowagi. Nie było już mowy o wyczekiwanym wyjeździe… Miałem jechać z rodziną do Zakopanego, tymczasem pojechałem karetką na oddział neurologiczny. Mój stan pogarszał się z godziny na godzinę… Nie wstawałem już samodzielnie z łóżka. Nie mogłem sam pójść do łazienki. Jeszcze przed chwilą byłem młodym, zdrowym, silnym facetem… W ciągu kilku dni stałem się niepełnosprawnym, uzależnionym od innym facetem, skazanym na cewnik i pampersa… Byłem na skraju załamania. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że może tak już zostać na zawsze... Moja żona i dzieci uratowały mnie przed rozpaczą i obłędem. Rezonans wykazał, że do rdzenia kręgowego dostała się krew z pękniętego naczynia krwionośnego. Spowodowała obrzęk i zanik wszystkich odruchów od odcinka piersiowego w dół na wysokości Th8, czyli od pępka w dół. Bałem się nie o siebie, ale o to, jak sobie poradzimy. Jak poradzą sobie beze mnie moje dziewczyny. Załamany, myślałem tylko o tym, że Oliwka jeszcze nie raczkuje i nie chodzi… Że dopiero co doszła do siebie po operacji chorego serduszka. Że potrzebuje kosztownej rehabilitacji, na którą miałem zarobić… Tymczasem wylądowałem na łóżku, sparaliżowany od pasa w dół. Wiola zajmowała się dwoma naszymi małymi córeczkami… Teraz musiała zająć się także mną, pogodzić opiekę nad dziećmi z dojazdami do oddalonego o 80 kilometrów szpitala… Nie mogła podjąć pracy, opieka nad nami – to była jej praca, przez 24 godziny na dobę. Wiola opiekowała się nami najlepiej na świecie. Tak bardzo podziwiałem ją, że tak dzielnie daje sobie ze wszystkim radę… W jej odwadze ja znalazłem siłę. Postanowiłem, że się nie poddam… Że zrobię wszystko, by odzyskać sprawność i zdjąć z braków Wioli choć część obowiązków… Że będę choć trochę samodzielny, gdy wrócę do domu. Kondycja, którą wyrobiłem na boisku, przydała mi się teraz gdzie indziej – na rehabilitacyjnej sali. Spędziłem 2 miesiące na oddziale neurologicznym, potem trafiłam na oddział rehabilitacji, gdzie rozpocząłem walkę o powrót do sprawności. Nasze życie zmieniło się o 180 stopni… Dzięki pomocy naszych przyjaciół, znajomych i nieznajomych dostosowaliśmy mieszkanie do potrzeb osoby niepełnosprawnej… Moich potrzeb. Mieszkamy na poddaszu, bez windy… Przeszkodą są schody, kiedyś przeskakiwałem po 2-3 stopnie… Dziś zsuwam się z nich na pośladkach, bo nogi zwisają bezwładnie. Nie zagram już w piłkę, oglądam ją na ekranie telewizora… I na hali sportowej, którą się opiekuję. Cieszę się, że mam pracę. Koncentruję się na rodzinie i na rehabilitacji… Walczę o sprawność, dla nich. Ćwiczę kilka godzin dziennie, to jednak wciąż mało… Najlepsze efekty daje trening na lokomacie i na egzoszkielecie, który uczy ciało utrzymania się w pozycji pionowej. To jednak kosztuje… Dlatego proszę o wsparcie, zebrane środki fundacja przekaże bezpośrednio do centrum neurorehabilitacji, dzięki czemu będę mógł tam ćwiczyć i pracować nad tym, by znowu stanąć na nogi! Dzięki wsparciu moich kochanych córeczek i żony daję z siebie wszystko. Nie chcę, nie mogę ich zawieść! Cały czas wierzę, że w końcu stanę na własnych nogach i znów będziemy mogli wszyscy pójść na spacer do parku… Proszę, pomóż nam, by tak się stało.