Miłość wszystko znosi, wszystko przetrzyma. Hania walczy o to, by jej mąż się obudził!
Historia Hani i Andrzeja to nie tylko opowieść o dramatycznej walce o życie. To też jedna z najpiękniejszych historii miłosnych na naszym portalu. To opowieść o miłości, która została poddana ogromnej próbie… Od 9 lat Andrzej jest w śpiączce. Hania, jego żona, opiekuje się nim każdego dnia. Myje, zmienia pampersy, wymienia sondę, odsysa wydzielinę. I opowiada, co się dzieje w domu, za oknem, na świecie. Andrzej reaguje na głos, na ból. Otwiera oczy. Czasem płacze. Hania wierzy, że słucha… I prosi o pomoc, bo nie traci nadziei, że stan jej męża się poprawi. W końcu są trzy: wiara, nadzieja, miłość, a z nich zaś największa jest miłość. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Jeśli nie wierzysz w słowa – przeczytaj, a zmienisz zdanie. Rok 2010. Andrzej i Hanna oglądają w telewizji materiał o Szwedce, która zapadła w śpiączkę w wyniku powikłań pooperacyjnych. Ma utrudniony kontakt z otoczeniem, patrzy szeroko otwartymi oczami w jeden punkt. Myślisz, że ona coś rozumie? – pyta męża Hanna. Jestem przekonany – odpowiada Andrzej. Wszystko słyszy i wszystko rozumie. Tylko nie może nic powiedzieć... Hanna myśli często o jego słowach, gdy siada przy łóżku męża. Ten wodzi za nią wzrokiem. Gładzi go po twarzy, całuje w policzek, przytula. Opowiada mu, jak minął dzień. Opowiada o pacjentach, o ich cierpieniu. Pracuje jako pielęgniarka, tak jak kiedyś Andrzej. Opowiada o tym, co się dzieje na świecie i w ich kochanym Gdańsku. Zupełnie jak kiedyś. Z tą różnicą, że Andrzej tylko patrzy i słucha, nie może odpowiedzieć, skomentować. Od 9 lat jest w śpiączce, tak jak tamta Szwedka. 30 lat wcześniej. Hanna chodzi korytarzami budynku studium pielęgniarskiego. Uczy się w nim też Andrzej. Wpada jej w oko - wysoki, przystojny, z którego emanuje siła i spokój. Życzliwy, dobry, zawsze pomaga innym. Zostają parą. Hanna zaczyna pracować w zawodzie, Andrzej kontynuuje tradycję rodzinną – pływa na statku. Mają dwóch synów. Kiedy zamykają Odrę dla żeglugi, Andrzej postanawia odnowić dyplom pielęgniarski. Wraca do potrzebujących, do pracy wśród szpitalnych ścian. Jest lubiany przez pacjentów, żyje tą pracą. Kończy też teologię, robi doktorat, nałogowo czyta książki. Synowie dorastają, a Hanna i Andrzej snują plany, co będą robić, gdy rodzinne gniazdo opustoszeje. Chcą podróżować, mają listę miejsc, które zobaczą na emeryturze. Czeka ich spokojna, szczęśliwa starość, spędzona razem. Tak wtedy myślą. Andrzej postanawia zrobić kurs ratownictwa medycznego, chce ratować ludziom życie. Kiedy jedzie na zajęcia, sam niemal je traci. 18 grudnia 2010 roku, syn wiezie go na lekcję do Sopotu. Nigdy nie udaje im się tam dotrzeć. Andrzej prosi syna, żeby zatrzymał się w Parku Oliwskim. Wychodzi, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Ból w klatce piersiowej. Nie chce jechać do szpitala, chce do domu, do Hani – ona go uratuje. Hanna jest akurat na zakupach, gdy dzwoni przerażony syn. Są już w domu, Andrzej leży na kanapie, siny, nie dając znaku życia. W Hani odzywa się pielęgniarski instynkt. Przez telefon instruuje syna, co ma robić. Jak we śnie biegnie do domu. Nie ma czasu na rozpacz, na załamywanie rąk, robi to, co dziesiątki razy wcześniej w pracy, ratuje życie, tylko że tym razem osobą, która reanimuje, jest jej mąż. Przyjeżdżają ratownicy medyczni, nie mają nawet defibrylatora. Patrzą z otwartymi ustami na Hannę. „Jeśli coś by się stało, to nie martw się, nie umrzesz, ja cię uratuję“ – Hanna przypomina sobie, jak w żartach obiecywali to sobie z Andrzejem. Tyko tym razem to dzieje się naprawdę. Andrzej przeżywa tylko dzięki pomocy żony. Rozległy zawał serca, zatrzymanie akcji krążenia i oddechu, którego konsekwencją jest uszkodzenie mózgu – czyta Hanna w karcie pacjenta. Litery ciemnieją jej przed oczami. Wie, co to znaczy. To, jak bardzo uszkodzony został mózg Andrzeja, jest zagadką. Potrzeba będzie czasu, by się tego dowiedzieć. Hanna wśród szpitalnych ścian obraca się całe życie, pierwszy raz jednak ma okazję być wśród nich nie jako pielęgniarka, lecz jako żona pacjenta. Ona i jej mąż w swojej pracy wyznawali najwyższe standardy, tego samego wymaga od innych. Szybko staje się niewygodna. Zaczyna walkę, długą, samotną walkę o zdrowie i życie męża. Wypisuje go do domu, który zamienia w szpitalną salę. Jest teraz pielęgniarką w pracy i po pracy - praktycznie cały czas. Walka o Andrzeja trwa już 9 lat. Hanna mogłaby o niej napisać książkę. Andrzej na początku nie reaguje na wołania, na dotyk, ból. Odżywia się przy pomocy sondy zakładanej bezpośrednio do żołądka, wymienianej co 3 miesiące, nie kontroluje potrzeb fizjologicznych, samodzielnie nie zmienia pozycji ciała. Można go szczypać, nie protestuje. Dziś jest inaczej, wszystko dzięki bodźcowaniu i długiej rehabilitacji. Reaguje na dotyk. Gdy go coś boli, płacze. Potrafi szarpnąć ręką i nogą. I słucha. Hanna zna męża na wylot, wie, że gdy mu czyta lub coś opowiada, on rozumie. Otwiera usta, przechyla głowę na bok, odwraca głowę w jej kierunku. Serce jej się kraja, że nie może jej odpowiedzieć. Jakby był obok, ale uwięziony za grubą szybą, której ona nie może rozbić. Przy Andrzeju ktoś musi być non stop - oddycha przy pomocy rurki tracheostomijnej, trzeba pilnować, by się nie udusił. Hanna nie wie, co by zrobiła, gdyby nie pomoc sąsiadów i synów. Nie ma już środków do życia, tylko pożyczki do spłacenia. Sprzedała już wszystko, laptopa, nawet ukochane książki męża. Żeby zarobić na rehabilitację i leczenie męża, pracuje na 2 etatach. Dwukrotnie miała wypadek samochodowy, przemęczona skasowała samochód. Wyszła z tego cudem. Ma ustaloną grupę inwalidzką, problemy z kręgosłupem, czeka na operację. Miała złamany kręgosłup, uszkodzoną wątrobę. Zaśmiała się, kiedy usłyszała, że ma zakaz dźwigania, jeśli chce pozostać sprawna. Jak to wykonać? Andrzejowi trzeba kilka razy dziennie zmieniać pozycję, żeby zapobiec odleżynom. Hanna nie marzy już o dalekich podróżach. Jej największym marzeniem jest to, by Andrzej się obudził. Do tego potrzebna jest dalsza rehabilitacja, możliwa tylko dzięki naszej pomocy. Hania nie chce słuchać sugestii, że powinna Andrzeja gdzieś oddać. Trzy tygodnie był w ośrodku medycyny paliatywnej. Pojechał tam kwitnący, wrócił w stanie agonalnym, z odleżynami, z krwotokiem ze wszystkich otworów ciała. Poza tym kocha Andrzeja. Po prostu. Wie, że on jest obok, że słucha, a ona zrobi wszystko, by go obudzić. Wie, że jej się uda. A nawet jeśli nie – ona będzie obok. Choć czasem ma ochotę krzyczeć i wyć, z rozpaczy. Ale będzie z nim, tak jak przysięgała. W bogactwie i w biedzie, w zdrowiu i w chorobie. Podczas rozmowy z nami Hanna nasłuchuje oddechu Andrzeja. Muszę kończyć, zobaczyć, co u mojego chłopaka, czy mi czasami nie uciekł, bo teraz tak ciężko o męża – żartuje. Nie oczekuje poklasku, nie uważa się za bohaterkę. Tak zachowuje się ktoś, kto kocha. Ona sobie poradzi. Prosi o pomoc, żeby to jemu było lepiej.