Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Brajan Latkowski
14 dni do końca
Brajan Latkowski , 19 lat

Przyszłość, zdrowie, bezpieczeństwo - od tej terapii zależy wszystko!

Historia leczenia Brajana to niekończąca się opowieść, bo choć prowadzona terapia daje efekty to jednak wciąż wymaga mnóstwa pracy i zaangażowania specjalistów, które generują ogromne koszty.  Jeszcze kilka lat temu Brajan brał ogromne dawki silnych leków. Skutki uboczne były coraz bardziej przerażające. Miałam wrażenie, że syn znajduje się na krawędzi. Poświęciłam mnóstwo czasu poszukując odpowiedniej terapii. Wysłałam kilkadziesiąt zapytań do szpitali, ośrodków zdrowia, specjalistów. Każdy z nich rozkładał ręce, kiedy słyszał o tego typu zaburzeniach. Jedyne, co mogli nam zaproponować to standardowe leczenie. Przez lata miałam wrażenie, że Brajan stał się obiektem testowym. Każda dawka nowego specyfiku była dla mnie momentem niezwykle stresującym. To jak bomba z opóźnionym zapłonem - nie wiadomo było, jakie będą konsekwencje i co właściwie się stanie. Kiedy, w wyniku prowadzonej terapii, odstawiliśmy leki byłam pełna obaw. Nie wiedziałam, co myśleć. Nadzieja walczyła ze strachem, bo wciąż miałam przed oczami to, do czego zdolny jest mój syn w momencie, kiedy choroba daje o sobie znać…  Teraz mam wrażenie, że to jedna z najlepszych decyzji podjętych podczas naszej terapii. Bo choć bywają gorsze i lepsze dni to jednak zmieniło się wiele. W końcu, po wielu latach, odzyskałam kontakt z moim synem! Mogę z nim porozmawiać, możemy się razem uczyć, spędzać czas zupełnie inaczej niż do tej pory.  Ostatnie spotkanie ze specjalistą zostało odwołane, koronawirus odcisnął piętno na leczeniu Brajana. Marcowa przerwa powoli zaczyna dawać nam się we znaki, ale robię co mogę, by zapewnić Brajanowi najlepszą opiekę. Staram się wspierać terapię syna wykorzystując podobne techniki, które mogłam obserwować podczas wyjazdów, jednak to niewystarczające. Wiem, że nadchodzącego terminu nie możemy odwołać, nie możemy przełożyć! Zbyt długa przerwa może doprowadzić do utraty tego, co udało nam się wypracować. Wyjazd zaplanowano na 29 czerwca, do tego dnia musimy uzbierać niezbędne środki. Znów muszę prosić o pomoc, bo od tego zależy nasza wspólna przyszłość. Szczęście powodowane małymi sukcesami przesłania strach przed kolejnym dniem. Boję się cieszyć zbyt szybko, bo wiem, że zapaść może nastąpić w każdej chwili. Choroba Brajana nauczyła mnie, że niczego nie można być pewnym. Jestem silna - dla niego, dla nas, ale jeśli jego stan się pogorszy nie zniosę tego… Nie będę mogła spojrzeć mu w twarz, jeśli zawiodę i znajdę dla niego ratunku. Właśnie dlatego potrzebuję ciebie i twojej pomocy. Mam nadzieję, że wyczerpaliśmy już limit nieszczęścia, proszę, wyciągnij do nas pomocną dłoń!

6 083,00 zł ( 30,99% )
Brakuje: 13 545,00 zł
Jarosław Załęcki
Jarosław Załęcki , 53 lata

Jarek niemal zginął pod samym domem... Podziel się sercem i pomóż mu wrócić do zdrowia!

3 marca tego roku to miał być dzień, jak każdy inny i niczym szczególnym miał się nie wyróżniać. Stało się jednak inaczej, a to, co go tak bardzo zmieniło to wypadek Jarka... 20 metrów od domu, idąc chodnikiem, został potrącony przez samochód. Było po godzinie 23, a Jarek właściwie wchodził już na podwórko. Ja już spałam, a przez to, że sypialnia znajduje się po drugiej stronie, nie zdawałam sobie sprawy, że tuż obok mąż rozpaczliwie walczy o życie. O wszystkim dopiero poinformowali mnie ludzie z miasta kilka godzin później. Kiedy rozpędzone, ważące kilkaset kilogramów auto wjeżdża w człowieka, jego szanse na przeżycie są niewielkie. Jarek z ciężkimi obrażeniami trafił na oddział intensywnej terapii, gdzie został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Lekarze każdego dnia toczyli bitwę o jego życie i jakimś cudem udało się tę walkę wygrać. Nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby go nagle z dnia na dzień zabrakło.  Jarek zawsze kochał piłkę nożną, przez długie lata był zawodnikiem w klubie, a ponad połowę swojego życia pełnił służbę, jako strażak. Jest wspaniałym mężem i ojcem dwóch dorastających córek. Zawsze gotowy do pomocy, zawsze nastawiony na drugiego człowieka dziś sam potrzebuje tej pomocy. Wypadek spowodował ogromne obrażenia wewnętrzne. Połamane żebra, krwiak w głowie. Dopiero na początku czerwca mąż zaczął mówić pierwsze słowa, porusza się jedynie za pomocą balkoniku. Jestem bardzo wdzięczna, że wciąż jest z nami (lekarze mówią wręcz o cudzie), ale żeby mógł wrócić do dawnej formy, będzie mu potrzebna intensywna i kosztowna rehabilitacja. Nie ma innej drogi. Utracone umiejętności trzeba nabywać od nowa. Każda godzina pracy ze specjalistami będzie na wagę złota. Jarek na pewno się nie podda. Przecież ma dla kogo żyć i wracać do zdrowia. Wiemy, jaki jest i za to go kochamy, dlatego musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby mu w tym pomóc. Kwestii finansowych nie jesteśmy jednak w stanie przeskoczyć, co przybija najbardziej. Zwracamy się więc do Państwa o pomoc i wsparcie. To smutne i przykre, ale same nie damy rady… Emilia - żona Jarka

15 266,00 zł ( 16,84% )
Brakuje: 75 372,00 zł
Lidia Janczak
Lidia Janczak , 17 lat

Życie z pasją w cieniu cukrzycy - bądź wsparciem dla Lidii!

Patrząc na zdjęcie powyżej, aż trudno uwierzyć, że Lidia tak ciężko choruje. Od pierwszego roku życia towarzyszy jej cukrzyca typu 1, niedawno doszła również celiakia. Lidia to bardzo dzielna dziewczynka, która ma ogromną pasję - akrobatykę. Jest radosna, bardzo ambitna. Każdego dnia walczy z chorobą, jednak dziś potrzebuje Twojej pomocy.  Podejście do choroby mojej córki jest godne podziwu! Cukrzyca nie zniechęca, a wręcz motywuje, by przełamywać kolejne bariery. Od 3 lat trenuje akrobatykę na drążku pionowym, a od pół roku aerial hoop oraz aerial silk. Poza tym uprawia wszechstronnie pojętą akrobatykę naziemną i powietrzną, również artystyczną.  Córka bierze udział w zawodach ogólnopolskich i międzynarodowych, rywalizuje ze zdrowymi dziećmi, a mimo to odnosi duże sukcesy. Nigdy nie informowaliśmy sędziów o chorobie, Lidka by tego nie chciała. Jestem z niej taka dumna i jak najbardziej chciałabym ułatwić życie z chorobą! Cukrzyca to takie gorzkie przekleństwo, które powoduje dużo utrudnień. Trzeba cały czas się pilnować i uważać, bo konsekwencje lekceważenia choroby bywają tragiczne.  Dlatego tak marzę, by Lidia miała pompę insulinową, która może sprawić, że jej codzienność będzie łatwiejsza. Dzięki pompie będzie mniej igieł, kłucia i tej obawy, że coś może się stać… Proszę, pomóż mojej dzielnej córce. Za wszystko bardzo dziękujemy! Mama

5 180,00 zł ( 40,92% )
Brakuje: 7 478,00 zł
Kubuś Żelechowski
Kubuś Żelechowski , 6 lat

Powiedziano mi, że mózg mojego synka umiera... Dla Kubusia jednak jest szansa!

Dowiedziałam się, że mózg mojego synka będzie stopniowo umierał, gdy tuliłam go w ramionach niedługo po jego narodzinach. To był szok, jakby ktoś mi wyrwał serce… Patrzyłam na Kubusia i nie mogłam uwierzyć, jak straszna przyszłość go czeka, choć nikt nie umiał powiedzieć, co będzie dalej. Wszyscy jednak wiedzieli, że będzie coraz gorzej… Dzięki wsparciu setek osób o wielkich sercach po latach rozpaczy pojawiła się nadzieja - wyjechaliśmy z synkiem do Bangkoku na przeszczep komórek macierzystych. To była szansa, na którą czekaliśmy. Już widać pierwsze efekty terapii - poprawił się wzrok, zmniejszyło napięcie, Kubuś jest bardziej komunikatywny. Radość trudna do opisania! Właśnie dlatego tak bardzo pragnę, by mój synek mógł ponownie wrócić do Bangkoku na kolejne podania, które pozwolą mu osiągnąć jeszcze więcej! Jednak znowu pojawia się bariera finansowa, dlatego z całego serca proszę - poznaj historię Kubusia i jeśli tylko możesz - pomoż.  Rozmiękanie istoty białej mózgu i niedokrwienie mózgu — diagnoza, która usłyszałam po urodzeniu Kubusia, wywróciła świat do góry nogami. Przecież miałam go w ramionach, wyglądał tak pięknie, zdrowo! Jednak nie oszukam rzeczywistości. Ciężkie niedotlenienie i choroba, która jest tego skutkiem, już na zawsze będzie z nami... W pierwszych chwilach życia lekarze postawili Kubusiowi straszną diagnozę. Kiedy patrzyłam na mojego malutkiego synka, nic nie wskazywało, że coś jest nie tak... Słowa lekarzy nie były jednak pomyłką, choć bardzo się o to modliłam. Wiedziałam, że nie mogę się załamać, że muszę walczyć o moje dziecko. Nic innego mi nie pozostało… Kubuś skończył dwa latka. Widać, że różni się od innych dzieci, że choroba postępuje. W 8 miesiącu życia pojawiła się epilepsja, a ostateczna diagnoza lekarzy brzmi: Mózgowe Porażenie Dziecięce — zespół dyskinetyczny. Walczymy intensywną rehabilitacją, która dotąd była jedynym sposobem. Teraz pojawiła się kolejna, którą tak bardzo chcemy wykorzystać! Żaden lekarz nie jest w stanie powiedzieć, jakie będą konsekwencje tej strasznej diagnozy. Od początku walczę o to, by Kubuś miał szansę na samodzielność w przyszłości. Długa, intensywna i systematyczna rehabilitacja jest niezbędna. Głównie prywatna, bo ta refundowana to zdecydowanie za mało…  Gdy wydawało się, że nie ma ratunku, na nasze drodze pojawiła się nowa nadzieja — terapia komórkami macierzystymi w Bangkoku! Dzięki Wam się udało, pojechaliśmy tam pierwszy raz, a Kubuś zrobił ogromne postępy! Celem mojego życia jest to, by synek był szczęśliwy i jak najbardziej sprawny. To jednak kosztuje fortunę… Pewne jest jedno — musimy robić wszystko, by stale pobudzać jego mózg do pracy. Tutaj zbawienne okazały się komórki macierzyste, które są w stanie odbudować struktury mózgu, zatrzymać chorobę lub nawet cofnąć niektóre jej skutki, o czym już się przekonaliśmy! Terapia w Bangkoku różni się od tej w Polsce — podawane tam komórki nie są zamrożone, są natomiast aplikowane w o wiele większych dawkach i mniejszych odstępach czasowych. Do tego intensywna rehabilitacja, która utrwala efekty. Dzieciństwo Kubusia różni się od tego, które mają zdrowe dzieci. Ciężkie, często bolesne ćwiczenia, czasem łzy i ciągła niepewność przyszłości… Mimo tych wszystkich kłopotów Kubuś jest uśmiechniętym, pogodnym i ślicznym dzieckiem. Gdy ktoś na niego zerknie przez chwilę, nawet nie zauważy, że jest tak bardzo źle. Może los okaże się dla nas łaskawy i Kubuś w przyszłości choć troszkę samodzielny… Gdy na początku zrozpaczona pytałam lekarki, co mam teraz zrobić, odpowiedziała: wszystko, co jest możliwe. Dlatego staram się, jak mogę, by Kubuś wykorzystał wszystkie dostępne możliwości, by zatrzymać chorobę. Sama jednak wiele nie zdziałam, bo wszystko kosztuje. Dziś proszę Cię o pomoc dla mojego synka, wierząc, że w przyszłości sam będzie umiał za wszystko podziękować.  Sandra, mama Kubusia ________________ ➡️ Licytując, możesz pomóc Kubusiowi: Licytacje dla Kubusia Żelusia

87 053,00 zł ( 47,04% )
Brakuje: 97 997,00 zł
Ewa Janeczek
Ewa Janeczek , 51 lat

Mój ból jest większy niż twój... Pomóż!

Choroba odebrała mi możliwość normalnego życia, zdrowego życia, które daje tak wiele szczęścia i spełnienia. Mam 47 lat, a od 15 choruję na słoniowaciznę. Pewnego razu zaczęły nagle mi puchnąć nogi. Lekarze nie wiedzieli, co mi dolega i dopiero pani doktor, która leczy mnie do dzisiaj, rozpoznała właściwą chorobę. Tak naprawdę nie musiałabym za dużo mówić, wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Jednak nie wygląd jest moim największym zmartwieniem, a ogromna rana, która od 16 miesięcy nie chce się zagoić. Ból… Odmieniam to słowo przez wszystkie przypadki i jestem już na skraju wyczerpania. Połykam garściami tabletki przeciwbólowe, bo tylko one pozwalają mi przetrwać. Trudno to nawet komuś opisać. To tak jakby nieustannie polewać tę nogę wrzątkiem, gorącą wodą. Rana nie chce się zagoić, a próbowałam już wszystkiego. Nic nie pomaga. Mogę tylko zmieniać co 3 dni opatrunki, co wiąże się też z bardzo dużymi wydatkami. Moje życie stało się koszmarem. Gdyby nie pomoc brata i syna, pewnie już by mnie na tym świecie nie było. Otwarcie tej zbiórki to ostatnia deska ratunku. Rozpaczliwe wołanie o pomoc. Miesięczny koszt opatrunków to około 3 tysięcy złotych. Z powodu mojego zdrowia nie mogę pracować, otrzymuję jedynie niewielkiej wysokości zasiłek stały. Tak się dłużej nie da… Wcale nie chcę Wam pokazywać moich nóg i tej okropnej rany. Wiem, że taki widok nie jest niczym przyjemnym. Wiem to doskonale, bo muszę się z nim mierzyć codziennie. Czasami wracam pamięcią do tych chwil, kiedy wyglądałam normalnie. Kiedy mijając na ulicy, pewnie nie zwróciłbyś na mnie większej uwagi. A dzisiaj… Dzisiaj proszę o wsparcie. Tak będzie mi choć odrobinę lepiej...

44 050 zł
Filip Oleksiak
Filip Oleksiak , 12 lat

Każda pomoc to krok milowy w stronę samodzielności

Przerost migdałka upośledzającego drożność trąbek słuchowych doprowadził u Filipka do obustronnego niedosłuchu. Informacja o tym, że dziecko choruje, jest dla rodzica zawsze trudna do przyjęcia i trudna do zrozumienia. Pojawia się wiele pytań, na które nikt nam nie umie odpowiedzieć. Zabiegi, które przeszedł Filip, sprawiły, że niedosłuch został zniwelowany, lecz synek cały czas ponosi skutki takie, jak brak mowy, czy problemy w komunikacji. Niestety, to nie jedyny problem, z jakim zmaga się Filip. Dodatkowo występują zaburzenia ze spektrum autyzmu, nadpobudliwość ruchowa, zaburzenia przetwarzania sensorycznego i zaburzenia motoryczne. Filip skończył w lutym 8 lat, a ja wiem, że wszystko, co najtrudniejsze w życiu, dopiero przed nim. Dorastanie, kontakty z rówieśnikami, konieczność osiągnięcia jak w największy stopniu samodzielności. Jak sobie z tym wszystkim poradzić, kiedy nie rozumiesz otaczającego cię świata, a świat nie zawsze rozumie ciebie... Patrzę na moje dziecko i podziwiam to, jakim mimo wszystko jest radosnym chłopcem, który każdy dzień wita uśmiechem. Chciałabym mu już i tak trudne życie, tylko ułatwiać, ale by zaspokoić jego potrzeby związane z rehabilitacją, brakuje mi pieniędzy. Z uwagi na całościowe zaburzenia rozwoju wymagane jest kompleksowe oddziaływanie terapeutyczne dostosowane do jego indywidualnych potrzeb. Niezbędne jest uczęszczanie na specjalistyczne zajęcia terapeutyczne: fizjoterapia z elementami Integracji sensorycznej (SI), terapia logopedyczna i psychopedagogiczna, zajęcia umożliwiające ćwiczenie kompetencji społecznych, komunikacyjnych oraz ćwiczących umiejętności współpracy, zajęcia stymulujące rozwój dziecka w sferze emocjonalnej i poznawczej, zajęcia stymulujące rozwijanie sprawności manualnej i grafomotoryki, psychoedukacja. Wszystko to wiąże się z wydatkami ponad moje siły, dlatego proszę o wsparcie. Każda złotówka jest dla nas na wagę złota... Anna - mama

11 187,00 zł ( 15,49% )
Brakuje: 61 015,00 zł
Piotr Jaśkowiak
Piotr Jaśkowiak , 56 lat

Pomóż Piotrowi wygrać nierówną walkę z rakiem!

52 lata, to z pewnością nie czas, by myśleć o odchodzeniu. Szczególnie, kiedy masz dla kogo żyć. Niestety pierwsze problemy zdrowotne pojawiły się u taty już kilka lat temu, kiedy lekarz zdiagnozował naczyniaka wątroby. Uspokajał jednak zarówno tatę, jak i nas, że to nic złego, a my ufaliśmy jego słowom. Kolejne lata nie przynosiły jednak poprawy, a silne bóle brzucha stawały się powoli nie do wytrzymania. To wtedy wraz z kolejnymi wizytami u specjalistów okazało się, że to nowotwór dróg żółciowych, bardzo trudny do wyleczenia... To, co czuliśmy, słysząc, że państwowe szpitale i placówki nie zajmują się tym przypadkiem, trudno opisać. To tak, jakby poddać się bez walki, wywiesić białą flagę i grzecznie czekać na nieuniknione. A przecież każdy ma tylko jedno życie. Pierwsze i ostatnie. Jedynie wyspecjalizowane ośrodki, które leczą terapią celowaną, dają największe szanse przeżycia. Od kilku miesięcy tata jest pod opieką takiego ośrodka i przyjmuje chemię. Z każdym litrem tej chemii sączy się do naszych serc nadzieja, że jeszcze może być pięknie. Że choroba, choć brutalna i niebezpieczna, stanie się przeszkodą do pokonania, a po latach zostanie jedynie jako bolesne wspomnienie.  Musimy walczyć o tatę! Nie tylko dlatego, że on walczyłby o nas, przede wszystkim dlatego, że bardzo go kochamy i nie damy mu tak szybko odejść! Każdy na naszym miejscu postąpiłby tak samo. Nie mamy jednak środków, które wystarczą, by opłacić leczenie. Dlatego opowiadamy Wam naszą historię i prosimy o pomoc. Tę nierówną walkę można wygrać! Wierzymy, że to się uda dzięki Waszemu wsparciu... Rodzina Piotra

32 207,00 zł ( 55,04% )
Brakuje: 26 304,00 zł
Daniel Wywiał
Daniel Wywiał , 38 lat

Wypadek zniszczył życie Daniela i jego rodziny. Musimy im pomóc!

Życie Daniela i jego rodziny przekreślił okrutny wypadek. Nikt się tego nie spodziewał. Nikt nie był na to przygotowany. Codziennie słyszymy i czytamy informacje o wypadkach, ale dopiero, kiedy taka tragedia przychodzi na kogoś bliskiego, otwierają się oczy na zupełnie inny świat, gdzie dominuje strach, niepewność i obawa o życie. Daniel wykonując prace budowlane, spadł z wysokości. Mimo szybkiego przetransportowania do szpitala początkowo jego szanse na przeżycie były nikłe... Lekarze zdiagnozowali uszkodzenie rdzenia kręgowego, złamanie wszystkich żeber lewostronnych, złamanie kręgosłupa w dwóch miejscach, odmę płucną, pęknięcie mostka oraz liczne mikropęknięcia kości, uszkodzeniu również uległ odcinek szyjny. Po wielu próbach wybudzenia Daniela ze śpiączki w końcu się udało, ale już nic nie wygląda tak, jak jeszcze przed wypadkiem. Nie ma czucia ani napięcia w nogach, porażeniu uległy ręce... Potrzebuje pomocy drugiej osoby przy każdej wykonywanej czynności. Cały czas na Daniela czeka rodzina, która wierzy, że ich przyszłość, choć trudna, może być dobra. Rehabilitacja i sprzęt medyczny może ułatwić codzienność, ale bez pieniędzy nie ma na to szans... Wszystkie plany i marzenia, które do tej pory mieli, pękły niczym bańka mydlana... Daniel wraz z małżonką oraz dzieckiem w listopadzie przeprowadzili się z Małopolski do województwa świętokrzyskiego pragnąc rozpocząć nowe życie i prowadząc gospodarstwo rolne. Niestety wypadek Daniela, niemal zaprzepaścił ich plany oraz sprawił, iż sytuacja materialna i życiowa uległa znaczącemu pogorszeniu. Dlatego prosimy o pomoc i wsparcie. Wierzymy, że dzięki dobrym ludziom, uda się Danielowi wrócić do zdrowia.

15 555 zł
Kamil Kotlarek
Kamil Kotlarek , 26 lat

Przyszłość, choć trudna, może być piękna! Pomóż Kamilowi!

5 kwietnia 2019 roku Kamil miał wypadek na motocyklu. Nikt wtedy jeszcze nie słyszał o koronawirusie, zamykaniu szkół, sklepów. Ludzie żyli normalnie, zwyczajnie, ale dla tego młodego chłopaka właśnie wszystko się rozpadło. W jednej chwili to krótkie przecież życie miało się gwałtownie skończyć. Los zechciał dać mu jednak drugą szansę, ale już na zupełnie innych warunkach.  Od tego dnia minął już rok, a nam cały czas tak trudno pogodzić się z tym co się stało... 5 kwietnia 2019 roku Kamil miał wypadek na motocyklu. Stracił nad nim kontrolę i z dużą prędkością uderzył w drzewo. Słowa lekarzy nie dawały nam nadziei na to, że Kamil będzie żyć. Liczne i bardzo poważne złamania kości czaszki z towarzyszącymi im krwiakami mózgu, obrzęk płuc i niedowład kończyn nasilony po lewej stronie ciała. Przez pierwsze tygodnie Kamil był w śpiączce, ale na szczęście wygrał walkę o życie. Teraz przed nim długa i bardzo wymagająca droga powrotu do zdrowia i sprawności. Można to zrobić tylko w jeden sposób-pracując intensywnie z rehabilitantami. Kamil żył na wysokich obrotach i pewnie każdy wie, że z wysokiej góry spada się bardzo szybko. Gorzej, kiedy trzeba, będąc mocno poobijanym, ponownie się na nią wspiąć. Rehabilitacja kosztuje, ale nie tylko ona. Kamil potrzebuje leków, środków higienicznych, wsparcia wielu specjalistów, w tym m.in. psychologa. Prosimy, pomóż nam zawalczyć o jego piękną, choć trudną przyszłość! On ma jeszcze mnóstwo życia przed sobą. Musimy zrobić wszystko, żeby było jak najpiękniejsze. Z Twoim wsparciem i pomocą - będzie to możliwe!

4 925,00 zł ( 15,37% )
Brakuje: 27 117,00 zł