Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcin Lisowski
14 dni do końca
Marcin Lisowski , 46 lat

Tragiczny wypadek taty czwórki dzieci❗️Potrzebna pomoc dla Marcina i jego rodziny!

Gdy wącham swoją dłoń, to czuję jego zapach. Ciągle powtarzam mu, że zawsze będę przy nim, tak jak on trwał przy mnie. Nie ma znaczenia, w jakim będzie stanie. Najważniejsze, że żyje... Marcin to najlepszy mąż na świecie. Jest młodym mężczyzną w sile wieku, niezawodnym przyjacielem i wspaniałym tatą czwórki naszych dzieci, które bardzo za nim tęsknią. Byliśmy bardzo szczęśliwi, niestety,  nasze szczęście runęło w jednej sekundzie niczym domek z kart... Odebrał je tragiczny w skutkach wypadek. Marcin z wykształcenia i zamiłowania jest leśnikiem. Kocha ludzi i otaczającą przyrodę, jest bardzo oddany rodzinie i przyjaciołom... Wyjeżdżał do ciężkiej pracy w Niemczech przy wycince drzew. Żyliśmy skromnie. Mieliśmy dwa marzenia - wybudować dom, w którym czworo naszych dzieci mogłoby dorastać, czuć się szczęśliwie i bezpiecznie... Odkładaliśmy na to każdy zarobiony grosz. Drugim marzeniem było zapewnienie dzieciom dobrego wykształcenia. Nieszczęście przyszło znienacka... Pewien ponury listopadowy dzień na zawsze zmienił życie całej naszej rodziny. Marcin wraz z grupą mężczyzn pracował przy wyrębie drzew. Jego ekipa pracowała w lesie, podczas gdy inni robotnicy ścinali w tym czasie ponad 35-metrowe drzewo. Nikt nie usłyszał, gdy nagle runęło, przygniatając Marcina do ziemi. Teren położony daleko w głębi lasu utrudniał akcję ratunkową. Mąż czekał na pomoc w sytuacji, gdy liczyła się każda minuta! Informacja o wypadku była jak koszmar, z którego nie można się obudzić. Nagle zadzwonił telefon... W słuchawce usłyszałam głos przyjaciela męża z pracy. Powiedział, że Marcin miał wypadek. W stanie krytycznym przewieziono go na oddział intensywnej terapii. Spadające drzewo zmiażdżyło klatkę piersiową, narządy wewnętrzne, spowodowało złamanie kręgosłupa w dwóch miejscach, złamanie żeber i zmiażdżenie stopy. Doszło do pęknięcia wątroby i śledziony... Podczas akcji ratunkowej serce zatrzymało się dwa razy... Doszło do niedotlenienia. Miałam przygotować się na najgorsze.  Byłam w szoku... Nie wiem nawet, jak wyruszyłam w podróż do Niemiec. Spakował mnie syn, gdyż sama nie dałabym rady. Gdy dojechałam na miejsce, mąż leżał podłączony do szpitalnej aparatury. Był nieprzytomny, rokowania tragiczne... To był straszny czas. Patrzyłam na bezwładne ciało mojego męża i czułam, że umieram razem z nim. Kolejne dni nie przynosiły ukojenia od złych informacji. Marcin dostał trzech wylewów krwi do mózgu, które spowodowały paraliż i przykurcz prawej ręki oraz ogólny niedowład obydwu dłoni. Jest sparaliżowany w 80%. Ze względu na nierównomierną pracę serca musiał mieć wstawiony rozrusznik.... Potem wdała się sepsa, lekarze ponownie musieli walczyć o jego życie. Marcin nie mówił, przestał samodzielnie nawet jeść... Zabijały mnie strach, tęsknota, bezradność... W tym mroku, w jakim tkwiliśmy, światłem nadziei było dobro, jakie dostaliśmy od innych - znajomych i nieznajomych. Bezinteresownie odwiedzali go obcy ludzie. Wysyłali mi filmy, gdy nie mogłam być blisko męża... Pandemia zablokowała możliwość wyjazdu zagranicę. Dzieci nie widziały swojego taty ponad rok... Byliśmy rodziną, która walczy o spełnienie swoich marzeń - staliśmy się rodziną, którą dotknęła niewyobrażalna tragedia.  Jedyną szansą na poprawę stanu zdrowia i powrotu Marcina do sprawności jest intensywna rehabilitacja, na którą brakuje nam środków. Każdego dnia ulatują z niego siły, ale walczy. Ma dla kogo żyć! Zostałam sama z czwórką dzieci. Choć oddałabym mężowi wszystko, nie uratuję go sama... Tylko specjaliści z ośrodka rehabilitacyjnego mogą nam pomóc. Bez nich nie ma najmniejszych szans na powrót do sprawności.  Błagam, pomóżcie mojemu mężowi i naszej rodzinie. Bardzo Was potrzebujemy... Żona Marcina, Magda

39 908 zł
Stowarzyszenie Chorych na Czerniaka
Stowarzyszenie Chorych na Czerniaka

Brakuje pieniędzy na szczepionkę! Pacjenci z czerniakiem nie mogą pozostać bez pomocy!

Stowarzyszenie Chorych na Czerniaka działa od 2004 r. Zrzeszamy chorych, którym podawana jest szczepionka przeciw czerniakowi złośliwemu. Jest to nowatorska metoda profesora Andrzeja Mackiewicza, wybitnego polskiego immunologa, który od ponad 20 lat prowadzi badania nad szczepionką. Dotychczasowe badania potwierdziły skuteczność szczepionki, co w efekcie przedłużyło życie pacjentom, a u wielu zatrzymało chorobę. Niestety, z powodu braku funduszy na dalsze badania kliniczne program może zostać zamknięty, nasi pacjenci pozostaną bez opieki, a szansa na wynalezienie leku na czerniaka zostanie stracona! Zazwyczaj osoba, która dowiaduje się o czerniaku zderza się z brutalną rzeczywistością – w zależności od stadium czerniaka prognozowane przeżycie wynosi od kilku miesięcy do kilku lat. Ryzyko przerzutów w ciągu 5 lat od chirurgicznego usunięcia czerniaka szacuje się na 40-90%.  Pacjenci z diagnozą zaawansowanego czerniaka złośliwego (przewidywane 1-24 miesięcy przeżycia), którzy poddali się immunoterapii w badaniu klinicznym prof. Mackiewicza przeżyli nawet 21 lat, wbrew strasznym statystykom umieralności na ten jeden z najgorszych rodzajów nowotworu. Co miesiąc do Wielkopolskiego Centrum Onkologii w Poznaniu przyjeżdża 80 pacjentów, którzy przyjmują szczepionkę. Wielu z nich dzięki niej żyje nie kilkanaście miesięcy, a lat! Historia Leszka z Grodźca: Moja choroba zaczęła się od usunięcia znamienia na policzku w 1997r. po skierowaniu dermatologa, który nie rozpoznał przypadku i uspakajał, że jest to niegroźna zmiana skórna. Nie odebrałem wyników badań histopatologicznych, a kierujący lekarz nie wysłał na mój adres. Po roku tj. 1998r pod lewą szczęką pojawiły dwa rosnące guzy. W lutym 1999r zostało wykonane badanie biopsją cienkoigłową. Wynik był szokujący, to był czerniak. 10 marca 1999r w Wielkopolskim Centrum Onkologii w Poznaniu wykonano operację usunięcia węzłów chłonnych i przeszedłem radioterapię, w wyniku czego zostały uszkodzone ślinianki. Od 01 kwietnia 1999r jestem pod opieką prof. Andrzeja Mackiewicza i otrzymuję szczepionkę genetycznie modyfikowaną do chwili obecnej. Historia Basi z Sułkowic: Czerniaka złośliwego zdiagnozowano u mnie w 2004r. Małe znamię na łydce, które zostało zadrapane, okazało się zaawansowany czerniakiem wg Clarka IV stopień, a wg Breslowa 5,5mm. Usłyszałam, że mogę  jeszcze żyć najwyżej dwa miesiące. Po pierwszym szoku od razu zaczęłam szukać pomocy. Zakwalifikowałam się na leczenie szczepionką do prof. Mackiewicza. Szczepionkę przyjmuję od 17 kwietnia 2005r. Oprócz tego przeszłam jeszcze dwie operacje i radioterapię. Od diagnozy minęło 16 lat, żyję i mam się dobrze. Szczepionka daje mi życie i dzięki niej mogę normalnie funkcjonować. Historia Józefa z Rożnowa: Od prawie 20 lat jeżdżę raz w miesiącu z okolic Nowego Sącza do Poznania przemierzając w dwie strony ok. 1.000 km pociągiem żeby dostać szczepionkę, która trzyma mnie przy życiu. Mam już za sobą ponad 250 dawek, czyli ok. 250.000 km (to trochę więcej niż 6 okrążeń kuli ziemskiej). Żadnych skutków ubocznych, normalne życie, normalna prac, teraz normalna emerytura. Choroba nie wróciła. Wiem jedno – wszyscy których znam i przestali przyjmować comiesięczne szczepionki już nie są z nami. Jestem szczęśliwym dziadkiem 6 wnucząt. Obecnie żaden nowy chory z rozpoznanym czerniakiem nie może otrzymać szczepionki! Wyczerpaliśmy wszystkie możliwości, by pozyskać finansowanie, a system działa na naszą niekorzyść. Według polskiego prawa nie można podać szczepionki poza badaniem klinicznym. Narodowy Fundusz Zdrowia nie może refundować szczepionki, bo nie jest zarejestrowanym lekiem. Ministerstwo Zdrowia nie ma w swoich uprawnieniach finansowania badań klinicznych. I błędne koło się zamyka. Grozi nam śmierć i zamknięcie badania klinicznego, dlatego teraz najważniejsze jest podtrzymanie produkcji leku. Jeśli uda się zabezpieczyć szczepionkę dla dotychczasowych pacjentów na rok, potrzebne będą pieniądze na dokończenie badania klinicznego i wejście w 3 fazę tzw. rejestracyjną, która ma doprowadzić do rejestracji szczepionki jako leku i dopuszczenia jej na rynek. Zbiórka to ratunek dla obecnych, ale i innych pacjentów w Polsce i na świecie. Razem możemy uratować nie tylko ludzkie życie, ale również zaawansowane badania nad polską szczepionką przeciw czerniakowi złośliwemu i doprowadzić do jej rejestracji. Stowarzyszenie Chorych na Czerniaka

7 912,00 zł ( 0,53% )
Brakuje: 1 462 727,00 zł
Piotruś Gwiazdowski
Pilne!
Piotruś Gwiazdowski , 5 lat

Nóżka Piotrusia potrzebuje operacji – pomóż, by sprawność stała się możliwa!

Piotruś ma dopiero roczek, a jego nóżka już teraz skrócona jest o kilka centymetrów. Dodatkowo nie wykształciła się u niego kość strzałkowa. Bez operacji wada będzie się pogłębiać i prawdopodobnie doprowadzi do trwałej niepełnosprawności...  Wiedząc to wszystko, jak moglibyśmy bezczynnie czekać? Jak moglibyśmy żyć i patrzeć, jak choroba zabiera naszemu Piotrusiowi coraz więcej? Naszą szansą są dwie operacje w Paley European Institute – operacje przeprowadzone przez światowej sławy specjalistów od tak skomplikowanych wad. Prosimy, poznaj naszą historię i pomóż nam walczyć o zdrowie naszego synka... Piotruś to nasze trzecie dziecko, wyczekany synek, na którego w domu czekały już dwie starsze siostry. Dzień jego narodzin miał być dopełnieniem naszego szczęścia – czuliśmy, że teraz jesteśmy w komplecie. Niestety jeszcze w czasie ciąży nasz spokój runął jak domek z kart. W trakcie rutynowego badania dowiedziałam się o wadzie – bardzo poważnej wadzie nóżki synka.  Fibular Hemimelia, czyli wrodzony brak kości strzałkowej, oraz znaczne skrócenie kończyny dolnej – te słowa sprawiły, że nasze myśli koncentrowały się głównie wokół pytań, jak będzie wyglądać przyszłość naszego synka – czy damy radę mu pomóc tak, by był zdrowym i szczęśliwym dzieckiem… Po porodzie dodatkowo okazało się, że Piotruś ma szpotawą stópkę, czyli deformację, która wiążę się z godzinami męczącej rehabilitacji, będącymi jedynym skuteczny sposobem, by ją skorygować. Niestety – rehabilitacja nie pomoże w przypadku pozostałych wad nóżek Piotrusia. Obiecaliśmy sobie wtedy, że choćbyśmy mieli jechać na drugi koniec świata po ratunek, zrobimy to.  Obecnie różnica między obiema nóżkami to ponad 3 centymetry. Kiedy Piotruś zaczyna próbować chodzić, przekrzywia się w jedną stronę. Kręgosłup jest w ten sposób mocno obciążony. Gdybyśmy nic z tym nie zrobili, miałby krótszą nogę o co najmniej 10 centymetrów. Na własną rękę dowiedzieliśmy się o Instytucie w Warszawie, gdzie dr Paley ze Stanów i lekarze z Polski przez niego szkoleni wykonują operacje wydłużające kości. Pierwsza z operacji w przypadku Piotrusia tto przebudowa całego stawu skokowego wraz z uwolnieniem nerwów, druga - wydłużenie nóżki. Operacje powinny się odbyć do drugiego roku życia! By wada nie postępowała i by Piotruś jak najszybciej mógł zacząć uczyć się chodzić.  Chcemy zrobić, co tylko się da, by nasz synek był sprawnym chłopcem. Cena za sprawność jest jednak olbrzymia, dlatego prosimy, pomóż Cię o pomoc! ______________ ➡️ Pomóż Piotrusiowi, biorąc udział w licytacjach: Licytacje dla Piotrusia Zobacz także: gdansk.tvp.pl - Zbiórka na operację chorego Piotrusia radiogdansk.pl  pruszczgdanski.naszemiasto.pl

174 772,00 zł ( 67,09% )
Brakuje: 85 705,00 zł
Natalia Gołąb
Natalia Gołąb , 28 lat

Natalia straciła mamę... Jej walka o sprawność musi trwać. Pomóż!

To dla mnie przykre i jednocześnie wstydliwe, że muszę zwrócić się do Państwa o wsparcie finansowe na leczenie i rehabilitację mojej córki Natalii. Bardzo długo wahałam się, bo przecież tyle jest chorych dzieci… Jednak prawda jest taka, że nie mam innego wyjścia. Za każdą pomoc będę z serca wdzięczna.  Nie tak miało być. Los zafundował Natalii inną drogę, nie taką, jak sobie wymarzyła. Mimo przeciwności losu nie poddaje się i walczy z całych sił o swoje zdrowie. A walka trwa właściwie od jej urodzenia. Moja córeczka dźwiga na swoich plecach bagaż pełen bólu i cierpienia. W czasie swojego krótkiego życia przeszła już 9 operacji i nie wiemy, ile jeszcze przed nami.  Natalia choruje na dziecięce porażenie mózgowe i wodogłowie wrodzone spowodowane wylewem do centralnego układu nerwowego, którego doznała wkrótce po narodzinach. Dlatego wstawiono jej zastawkę, dzięki której żyje i może funkcjonować w społeczeństwie. W 2004 roku miała wymianę zastawki z powodu dysfunkcji. Nikt nie spodziewał się, co nas czeka i jaka tragedia nas spotka. Operacja zakończyła się bardzo poważnymi powikłaniami. W czasie zabiegu pękło naczynie, utworzył się krwiak na mózgu i nastąpił udar krwotoczny, zalewający prawą półkulę mózgu... Nastąpił niedowład połowiczny lewostronny (paraliż). Natalia całkowicie straciła mowę, która do dziś nie powróciła. Ma kłopoty z połykaniem, trudności z jedzeniem, nastąpił ślinotok. Choruje również na padaczkę. Natalia potrzebuje stałej i fachowej rehabilitacji. Niestety to, co oferuje NFZ, jest niewystarczające - terminy są odległe w czasie, jest mało godzin. Prywatna rehabilitacja to jednak bardzo duże koszty, ale nie możemy pozwolić sobie na przerwę, bo to będzie miało tragiczne skutki.  Moja córka jest ciekawą świata, pełną energii dziewczyną. Wie, że nie jest w pełni zdrową osobą, dlatego ja jako matka robię wszystko, co w mojej mocy, by była silniejsza i sprawniejsza. Pobyt w takich ośrodkach terapeutycznych bardzo korzystnie wpływ na jej stan zdrowia - zarówno fizyczny, jak i psychiczny Dodaje jej wiary i chęci do dalszej pracy nad sobą oraz walki z ludzkimi słabościami. Natalia ma duże szanse, by być samodzielna, ale warunkiem jest pobyt w tych ośrodkach. Niestety, dużą barierą w walce o zdrowie są dla niej pieniądze. Nie stać nas na pokrycie jednego turnusu (koszt takiego turnusu to blisko 7 tysięcy zł). Powinna korzystać z takiego turnusu od 5 do 6 razy w roku... Ja, jako matka, robię wszystko, by pomóc mojemu dziecku. Jestem matką, która nie może być chora, nie może zawieźć, nie może odejść, zaniedbać i porzucić…  Doświadczam razem z Natalką wszystkie krzywdy, jakie zsyła na nią los. Jestem przy niej i zrobię wszystko, by nie poczuła się gorsza z powodu swojej niepełnosprawności. Gdyby tylko miłość mogła ją uleczyć, niestety takiego cudu nie ma... Nie jestem w stanie sprostać wszystkim potrzebom związanym z leczeniem i rehabilitacją. Dlatego sytuacja, w jakiej się znalazłam, motywuje mnie i zmusza, abym zwróciła się do Państwa o pomoc dla mojej córki. Tak jak potrafię, robię wszystko, by pomóc mojemu dziecku i zapewnić jej jak najlepsze warunki, aby pokonać tę chorobę. Chciałabym jej pomóc, ale jest mi coraz trudniej, gdyż ja również jestem obciążona takimi chorobami jak: nadciśnienie tętnicze, zmiany zwyrodnieniowe stawów i kręgosłupa oraz cukrzyca typu 2. Trudno mi prosić o pieniądze, wiedząc, że każdy ma swoje problemy, troski i smutki, ale to dzięki Wam moja córka może powrócić do całkowitej samodzielności. Jedyne, co mi pozostało, to prosić o pomoc w zdobywaniu środków na jej leczenie i rehabilitację.  Za każdy okazany gest z całego serca dziękuję, Barbara Gołąb

31 279,00 zł ( 47,04% )
Brakuje: 35 211,00 zł
Nadia Spiecha
Nadia Spiecha , 6 lat

Trud samotnego macierzyństwa i choroba córeczki - pomóżmy Nadii!

Nadia w styczniu skończyła dwa latka, a jedyne, czego naprawdę życzyłam jej z całego serca to zdrowie. Samotnie wychowuję dwójkę dzieci. To nie jest łatwe… Jeszcze trudniej jest, gdy dziecko jak tak bardzo chore… Moja córeczka ma dziecięce porażenie mózgowe. Potrzebuje rehabilitacji i terapii, które są bardzo drogie… Dlatego odważyłam się poprosić o pomoc dla niej. Marzę, by żyło się jej choć trochę lżej i szczęśliwiej... Chcę przychylić córce nieba, sprawić, by to, co złe odeszło jak najdalej. Wiem, że choroba nie opuści jej już nigdy, ale mogę robić, co się da, by dostępnymi sposobami walczyć o coraz lepszą przyszłość córki.  Powodem kaskady schorzeń jest zła komunikacja między dwiema półkulami, spowodowana porażeniem mózgowym. W konsekwencji Nadia ma nieprawidłowy wzorzec chodu, hiperlordozę i asymetrię mięśniową, a z drugiej strony mocno opóźnioną mowę. Brakuje nam środków na rehabilitację, różnego rodzaju terapie wspomagające i wizyty u specjalistów - często muszą odbywać się prywatnie. Epidemia nam nie sprzyja. Wszystkie złożone dokumenty, między innymi orzeczenie o niepełnosprawności, nadal czekają na rozpatrzenie i końca tego czekania nie widać. Niestety, dla nas każdy dzień jest ważny, przecież choroba nie poczeka, aż skończy się pandemia… Musimy działać tu i teraz, bo od tego zależy zdrowie i przyszłość Nadii! Teraz znacznie trudniej zmagać się z niełatwą codziennością, dostaniem się do lekarza, czy na rehabilitację. Córeczka jest jeszcze małym dzieckiem. Patrzę na nią z nadzieją, że się uda, że z profesjonalnym wsparciem lekarzy i specjalistów da radę i będzie rozwijać się równie dobrze, jak inne dzieci w jej wieku.  Jak każda matka, niczego tak bardzo nie pragnę, jak dobra moich dzieci, dlatego bardzo proszę, pomóż mi sprawić, by przyszłość Nadii była lepsza, niż teraźniejszość. By miała szczęśliwe dzieciństwo...

15 205,00 zł ( 53,59% )
Brakuje: 13 167,00 zł
Przemysław Lewandowski
Przemysław Lewandowski , 24 lata

Wypadek zmienił wszystko! Pomóż Przemkowi odzyskać jego dawne życie!

Nie ma większej dumy od tej, którą czuje rodzic widzący, że jego dziecko wyrosło na mądrego i wrażliwego człowieka. Właśnie to uczucie przepełnia mnie kiedy patrzę na mojego syna. Przemek zawsze gotowy był nieść pomoc, wykazywał się empatią i zaangażowaniem. Swojej pasji - motoryzacji poświęcał każdą wolną chwilę. Kiedy pokazywał nam efekty pracy nad zabytkowymi samochodami, byliśmy spokojni o jego przyszłość.   Sytuacja zmieniła się w kwietniu bieżącego roku. Zdarzył się wypadek, w którym Przemek ucierpiał. Operacja, podczas której lekarze walczyli o jego życie, zdawała się nie mieć końca. Na korytarzu szpitala niemal w bezdechu spędziliśmy ciągnące się w nieskończoność godziny. Mnóstwo strachu, stresu, który trudno w ogóle opisać.  Po operacji również nie dane nam było odetchnąć z ulgą. Rdzeń kręgowy Przemka w wyniku wypadku został poważnie uszkodzony, spowodowało to porażenie kończyn dolnych. W przypadku człowieka, który nie potrafił chwili usiedzieć w miejscu, brzmi to jak wyrok. Chcemy go skrócić, walczyć, prosić o łagodniejszą “karę”. Chwilę po wypadku Przemek po raz kolejny udowodnił swoją siłę.  Kiedy usłyszał, że jest dla niego nadzieja, zaczął walczyć! Codziennie mimo cierpienia pokazuje ogromną determinację. Rehabilitacja - słowo odmieniane teraz przez wszystkie przypadki. Nie ma innej drogi... Niestety, przeszkodą są na ten moment pieniądze. Mimo wszelkich starań nie jesteśmy w stanie opłacić intensywnego turnusu rehabilitacyjnego, który jest niezbędny w powrocie Przemka do sprawności. W akcie desperacji, ale z ogromną wiarą w powodzenie, proszę Cię, pomóż nam! Mama Przemka

22 642,00 zł ( 27,49% )
Brakuje: 59 699,00 zł
Monika Czarnota
1:50:17  do końca
Monika Czarnota , 46 lat

Nowotwór zabrał mi nogę i po raz kolejny zaatakował moją rodzinę - ratunku!

Mam na imię Monika, mam 42 lata, jestem żoną i mamą dwójki dzieci. Mieszkam w Zgorzelcu na Dolnym Śląsku. Prowadziłam zwyczajne życie, które trzy lata temu przewróciło się do góry nogami... Wtedy wkroczył w nie nieproszony gość - rak. Potem zachorował mój mąż, a ja jestem po amputacji i bardzo potrzebuję Twojej pomocy... Do 22 czerwca 2018 roku starałam się żyć pełnią życia i myślę, że udawało mi się w to pełni. Byłam energiczną i aktywną osobą. Pamiętam ten czerwcowy dzień  bardzo dobrze dlatego, że to on rozpoczął moje nowe życie pod tytułem "onkologia". W lewej nodze wykryto nowotwór... To słowo zawsze budzi lęk, jednak u mnie nie wywołało ogromu strachu dlatego, że miał być niezłośliwy. Niestety stało się inaczej... Wszystko potoczyło się szybko - zmiana została wycięta i przesłana do badań histopatologicznych. Szybko doszłam do siebie i byłam pewna, że epizod, którego scenerią był oddział szpitalny, dobiega właśnie końca, a ja ze spokojem mogę wrócić do rodziny, do męża, syna i córki. Niestety, bardzo się myliłam... Kolejni lekarze pochylali się nad moim przypadkiem... Ostatecznie trafiłam do Warszawy. Tam dowiedziałam się, że moja zmiana, która miała być niegroźna, to tak naprawdę mięsak złośliwy - bardzo groźny i szybko rozprzestrzeniający się nowotwór! Nie miałam czasu, żeby oswoić się z myślą, że jestem tak poważnie chora... Natychmiast podjęto decyzję o amputacji nogi. To był jedyny sposób, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się nowotworu i uratować mi życie... Byłam przerażona i zdezorientowana. Jeszcze przed chwilą myślałam, że mój nowotwór był łagodny, a tu nagle okazało się, że moje życie jest niebezpieczeństwie.  17 września 2018 to druga data, którą dobrze pamiętam. Data amputacji... Data bardzo dla mnie trudna. Wtedy wiedziałam już, że moje aktywne życie pełne pasji pozostanie jedynie mglistym wspomnieniem. Zwolniło się miejsce i lekarze wzięli mnie na blok niemal od razu po diagnozie. Ne miałam nawet czasu myśleć, co dalej, jak tu żyć bez nogi. Początki były bardzo trudne - dokuczały mi bóle fantomowe, wydawało mi się, że czuję nogę, której już nie było. Ciężko było też pogodzić się z myślą, że jestem niepełnosprawna. Przed chorobą aktywnie pracowałam i zajmowałam się domem. Moje życie zmieniło się o 180 stopni - wózek inwalidzki, badania i obawa, co dalej. Z niecierpliwością czekałam na protezę. Niestety, przejście chociaż kroku okazało się bardzo trudne. Pomimo rehabilitacji i codziennej ciężkiej pracy muszę wspomagać się kulami, wciąż nie chodzę o własnych siłach. Robię, co mogę, żeby być najbardziej aktywna, ale niestety szybko się męczę. Co trzy miesiące jeżdżę na wizytę kontrolną i przekraczam próg szpitala z duszą na ramieniu. Boję się, że nowotwór wróci, ale walczę. Wydawało się, że moja choroba i amputacja wyczerpią już limit nieszczęść, przypadających na naszą rodzinę... Niestety zachorował też mój mąż. W 2021 roku w październiku miał wycięte pół nerki z powodu nowotworu, w 2022 miał operację na kolano. Również miał wycinany nowotwór o charakterze łagodnym. Martwię się, ale chce być  wsparciem dla rodziny... Aby jednak tak było, muszę być jak najbardziej sprawna. Szansą dla mnie jest zakup specjalistycznej protezy, która da mi upragnioną samodzielność. Dziś niestety potrzebuję pomocy innych przy wielu czynnościach. Chęć życia i wola walki gasną we mnie każdego dnia. Zawsze wszędzie było mnie pełno, a teraz mam siedzieć na miejscu? Nigdy w życiu! Moja obecna proteza jest za duża, wbija mi się w pachwinie i nie mogę chodzić, ból jest nie do wytrzymania. Potrzebna jest też mi rehabilitacja, to niestety skarbonka bez dna... Co robić, skąd wziąć pieniądze na leczenie? Czasami spędza mi to sen z powiek... Proszę Cię, pomóż odzyskać mi moje dawne życie! Monika    

9 822,00 zł ( 19,67% )
Brakuje: 40 104,00 zł
Tadeusz Stawarz
Tadeusz Stawarz , 72 lata

Proteza nogi to dla taty nadzieja na sprawność. Prosimy, pomóż nam...

Zawsze patrzyłam na tatę z podziwem. Jest dla mnie wzorem pracowitości i sumienności, a bijące od niego ciepło potrafi ogrzać najbardziej ponury dzień. Kiedy trzy lata temu przechodził na emeryturę, cieszyliśmy się, że wreszcie będziemy mieli jego czas na wyłączność. Niestety – życie brutalnie zweryfikowało nasze plany... Od niemal 20 lat tata leczy się na miażdżycę zarostową tętnic, w związku z tym przeszedł szereg operacji. Choruje także na cukrzycę typu 2. i nadciśnienie tętnicze… Długo wierzyliśmy, że wszystko jest pod kontrolą. Do czasu... Kiedy w styczniu tego roku okazało się, że tata musi przejść poważną operację serca, byliśmy przerażeni, ale wiedzieliśmy, że wszystko musi się udać. Przecież zawsze był silny. Nie wyobrażaliśmy sobie innego scenariusza. Niestety trzy tygodnie po operacji wdało się krytyczne niedokrwienie lewej nogi oraz martwica lewej stopy. Konieczna była amputacja nogi… Po tej operacji tata się załamał. Zawsze był aktywny – z zawodu jest górnikiem. Zrobił też kurs na operatora ciężkiego sprzętu budowlanego i w tym zawodzie pracował 16 lat. Poświęcał się pracy, żebyśmy mieli jak najlepsze życie i żeby niczego nam nie brakowało... Interesował się mechaniką samochodową, stolarstwem oraz lubił pracować na wysokościach jako dekarz. Amputacja, którą przeszedł, uwięziła go w domu... Wspieramy go ze wszystkich sił, jednak sami z lękiem patrzymy w przyszłość. Nawet łącząc siły nie jesteśmy w stanie sfinansować zakupu protezy, która jest dla taty jedyną szansą na odzyskanie niezależności. Twoja pomoc to nasza ostatnia deska ratunku. Proszę, pomóż... Córka Tadeusza, Agnieszka.

10 484,00 zł ( 21,89% )
Brakuje: 37 389,00 zł
Małgorzata Koralewska
Małgorzata Koralewska , 68 lat

Nowotwór nie oszczędza Małgosi! Pomocy!

Jako pielęgniarka z wieloletnim stażem myślałam, że oswoiłam się już z cierpieniem. Wiele razy towarzyszyłam pacjentom podczas ostatnich chwil ich życia. Dzisiaj to ja jestem po tej drugiej stronie i żeby wygrać tę nierówną walkę z nowotworem, potrzebuję drogie i nierefundowanego leku. Pomożesz mi go kupić? Moje życie zmieniło się w 2016 roku, kiedy trafiłam do szpitala z objawami ciągłego osłabienia i złego samopoczucia. Wtedy przez myśl nie przeszło mi nawet, że moje całe życie ma się właśnie zmienić, a moim nieodłącznym towarzyszem zostanie ból. Po szeregu wykonanych specjalistycznych badań  diagnoza była już pewna. Nowotwór złośliwy jelita grubego z licznymi przerzutami. Jako człowiek służby zdrowia doskonale wiedziałam, co mnie czeka w dalszych krokach. Nie było już czasu do stracenia. Szybka operacja, później chemioterapia. Znałam wszystkie procedury na pamięć, jednak to nie sprawiło, że byłam mniej przerażona, albo zagubiona. Niedawno przeszłam kolejną operację, która pomogła poradzić sobie ze spustoszeniem, jakie rozsiała w moim organizmie chemioterapia.  Obecnie przyjmuję chemię i na tym możliwości refundowanego leczenia w moim przypadku się skończyły. 4 sierpnia mam mieć wykonane badanie KT i prawdopodobnie pod koniec sierpnia otrzymam ostatnią szansę, jaką jest teraz terapia z użyciem bardzo drogiego leku. Trzymiesięczne kuracja to wydatek rzędu 30 tys. zł. Sama niestety nie dam sobie z tym rady...  Twoja pomoc jest dla mnie jedyną szansą na życie! Proszę, okaż mi swoje dobro! Małgosia

14 040,00 zł ( 45,97% )
Brakuje: 16 500,00 zł