Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Joanna Turkowska
Joanna Turkowska , 52 lata

Tragiczny wypadek na próbie - Asia walczy o powrót do zdrowia! Pomocy! #WakeUpJoanna

To była próba jak wiele innych. Warszawska Szkoła Filmowa. Asia przygotowywała studentów do spektaklu dyplomowego. W scenie czwartej pojedynek na szpady... Nagle jedna ze szpad popsuła się, a ostrze, oderwane od rękojeści, odskoczyło, trafiając Asię w skroń. Jedna chwila, jeden moment... i całe dotychczasowe życie się zmienia. Asia upadła, tracąc przytomność. Studenci zadzwonili po pogotowie. Zadziałali błyskawicznie. Karetka na sygnale zawiozła Asię do szpitala. Tam trafiła na stół operacyjny, gdzie lekarze uratowali jej życie. Przeszła dwie bardzo poważne operacje. To była sobota, 9 czerwca 2018 roku... Od 2 lat trwa walka o to, by Asia do nas wróciła. Lekarze mówią, że nie jest już w śpiączce, ale też nie jest do końca wybudzona. Wyniki EEG świadczą o niewielkiej poprawie aktywności mózgu, a jednak  Asia walczy i nie zamierza się poddawać... My też nie poddamy się w walce o nią. Kiedy Asia leżała jeszcze na oddziale neurochirurgii, byliśmy w panice… Nie wiedzieliśmy co robić, ale wiedzieliśmy, że trzeba działać! Zdecydowaliśmy się podzielić z Wami tragiczną informacją o wypadku i poprosić Was o pomoc w radzeniu sobie z jego konsekwencjami. Potem ruszyła lawina miłości i maszyna nabrała rozpędu! Wylądowaliśmy w Polskim Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej. Najpierw usunięto rurkę tracheotomijną – pierwszy okruszek nadziei. Potem kupiliśmy wózek, który wspaniale służy Asi – następny… Asia zaczęła otwierać oczy, już nie tylko w reakcji na ból, podnosić rękę, „pomagając” sobie przy ubieraniu, trzymać głowę w odpowiedniej pozycji bez podpórki… Aż w końcu w kwietniu 2018 roku dostaliśmy wiadomość, na którą czekaliśmy od wielu miesięcy — MAMY KONTAKT! Asia mruga dwa razy na tak i trzy razy na nie! W sierpniu – już w olsztyńskim „Budziku” - Asia wydawała się nam coraz bardziej kontaktowa, jednak pojawiły się też problemy – przykurcze lewych kończyn, zanikający odruch gryzienia, skostnienie w stawie biodrowym i nadgarstku... W grudniu 2019 roku, krótko przed świętami, Asia pierwszy raz się uśmiechnęła - byliśmy wniebowzięci, to był najlepszy świąteczny prezent, ale... 28 grudnia zaskoczyła wszystkich – łącznie z lekarzami i rehabilitantami - 933 dni po wypadku ZACZĘŁA MÓWIĆ! Wraz z tym przełomowym momentem pojawiła się konieczność zintensyfikowania rehabilitacji. W maju minął nam też rok pobytu w Olsztyńskim Budziku, czyli maksimum czasu, ile można tam przebywać – postanowiliśmy wrócić do Krakowa, gdzie Asia ma kompleksową, fachową opiekę ze strony wspaniałych specjalistów. Jesteśmy zachwyceni postępami, jakie robi pod wpływem codziennej, bardzo intensywnej, wielogodzinnej pracy. W ciągu miesiąca, spędzonego w Votum, Asia przeszła na samodzielne jedzenie, a jej umiejętności gryzienia, rozpoznawania smaków i zapachów poprawiają się z tygodnia na tydzień! Przykurcze w lewych kończynach zostały ostrzyknięte botuliną, zdjęta została miara i wykonana specjalna orteza. Wprowadziliśmy nowe leki i terapie, które mogą poprawić Asi kontakt z nami i światem. Każdego dnia mamy około 6 godzin najróżniejszych zajęć! Asia czasem potrafi się skomunikować werbalnie i logicznie – ze swadą, z żartem, dopiekając wszystkim dookoła. Natomiast często jest kompletnie zagubiona, ma problem z umiejscowieniem ludzi, wydarzeń, zjawisk, a także tego co się z nią dzieje. Potrzebuje "uziemienia", odnalezienia się tu i teraz, musi na nowo nauczyć się wszystkiego. Trzeba zawalczyć o to, aby Asia była coraz bardziej świadoma i czerpała bodźce wszystkimi zmysłami. Niestety wszystko zależy od naszych możliwości finansowych, które szybko się wyczerpują. Koszt miesięcznej rehabilitacji to około 30 tysięcy złotych… Każdy przejazd na badania czy do ośrodka to koszt od kilkuset do kilku tysięcy złotych, dlatego marzymy o zakupie auta, przystosowanego do osób niepełnosprawnych, w którym można bezpiecznie przewozić osobę na wózku. Jest szansa, że Asia stanie kiedyś na nogi. W ciągu tych dwóch lat usłyszeliśmy tyle razy, że coś na pewno nie będzie działało... Logiczny kontakt, wzrok, węch, mowa – a tymczasem to działa coraz lepiej! Dlatego jesteśmy przekonani, że wszystko jest możliwe, bo Asia to tytan pracy. Wykona ją jak zawsze - z całą pasją, poświęceniem i zaangażowaniem, nie bacząc na pot i łzy. Aśka zrobi robotę – zgodnie z maksymą, którą zawsze powtarza swoim studentom: Rób robotę pomimo wszystko. Pragniemy pomóc jej, jak tylko możemy. Dlatego zwracamy się do Was - wspaniałych ludzi, znajomych i nieznajomych - z prośbą o pomoc. Ewa - siostra Asi Joanna Turkowska jest aktorką, trenerem aktorskim, wykładowcą, artystką, tłumaczką, lektorką. Przed wypadkiem  była wulkanem energii. Towarzyska, pełna życia. Studenci ją uwielbiają. Współpracuje z Warszawską Szkołą Filmową, Państwową Akademią Muzyczną w Łodzi, Kinem Muranów, Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, Watchout Studio, Szkołą Tańca Astra, Ośrodkiem Tu i Teraz w Kawkowie, Galerią Zachęta i Stowarzyszeniem Nowe Horyzonty Edukacji Filmowej. Jest współzałożycielką grupy Teatro Comunale’ale i twórczynią autorskich programów warsztatów aktorskich “Character Deconstruction” i “Pięć Wymiarów Pustki”. Jest też zapaloną turystką. Gdy była zdrowa, każdą wolną chwilę przeznacza na spacer po lesie, spływ kajakowy, rower, góry... Zdobyła prawie wszystkie szczyty Korony Gór Polskich, w tym Rysy... Brakuje jej trzech... Tamtego lata planowała je zdobyć…  

77 765,00 zł ( 54,08% )
Brakuje: 66 012,00 zł
Amelia Gidelska
Amelia Gidelska , 4 latka

Straszna choroba zaatakowała maleńką Amelkę! Ratujmy jej przyszłość!

Pod koniec kwietnia wszystko się zaczęło i wszystko się skończyło. Narodziny Amelki miały być wyjątkową chwilą. Zanim jednak dostałam ją w ramiona, lekarz powiedział mi, że jest coś nie tak. Że rączki i nóżki mojej córki są powykręcane... Gdy miałam ją już przy sobie, byłam w tak wielkim szoku, że nie byłam w stanie odkryć kocyka. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie… Zaczęło się życie Amelki, skończyły się złudzenia, że będzie dobrze. Dziś proszę o pomoc dla córeczki, bo jeśli będziemy działać szybko, nadal jest nadzieja! Cała ciąża przebiegała wzorowo, dwaj starsi bracia Amelki są zdrowi. Czy w takiej sytuacji człowiekowi w ogóle do głowy może przyjść myśl, że coś jest nie tak? A potem przyszedł szok i ogromna rozpacz. Tuliłam Amelką tylko przez chwilę, potem zabrali ją na dokładne badania. Długo nie wiedzieliśmy, co jej jest. Jedna diagnoza wykluczała drugą. W końcu przyszedł jeden lekarz i powiedział, że wygląda mu to na artogrypozę. “To”, czyli moja maleńka, a już tak bardzo chora córeczka… Byłam sama, bo Amelka urodziła się w środku pandemii. Mąż nie mógł do mnie przyjść, niewiele wiedział, szaleliśmy ze strachu. Potem wyszłyśmy do domu i zaczęła się walka o to, by córeczka miała jakąkolwiek szansę na przyszłość. Musieliśmy przełknąć łzy, bo teraz każdy dzień ma znaczenie. Im wcześniej córeczka zostanie zoperowana, tym ma większą szansę! Nie mieliśmy czasu, żeby się przygotować, zasięgnąć opinii innych rodziców, poszukać specjalistów. Amelka została zdiagnozowana dopiero po porodzie, wszystko dzieje się tak szybko… Szukaliśmy i tak trafiliśmy na dwie kliniki, które mogłyby zoperować córeczkę. W pierwszej kolejności nóżki, by mogła kiedyś chodzić. Trwają konsultację ze szpitalami w USA i Niemczech. Amelka wygląda inaczej, niż bracia, gdy byli w jej wieku. Jej nóżki i rączki leżą bezwładnie wzdłuż ciała, prawie nimi nie rusza. Są powykręcane, nie wiemy jeszcze, czy także mięśnie są uszkodzone. Córeczka jest maleńka, dopiero co pojawiła się na świecie… Cały czas jeździmy do różnych lekarzy, robimy mnóstwo badań, ostatnio także genetyczne, ale na ich wynik przyjdzie nam poczekać pół roku… Czeka nas długa i trudna droga, jednak jesteśmy zmotywowani, by ją przejść. Od tego zależy cała przyszłość Amelki! W pierwszej kolejności operacja nóżek, niestety, będzie bardzo droga. Potem rehabilitacja, w większości nierefundowana. I kolejne operacje… Walka o zdrowie naszej córeczki pochłonie ogromne pieniądze. Już pochłania wszystkie oszczędności… Dlatego z całego serca prosimy o pomoc, by brak środków nie przeszkodził w walce o Amelkę. Byśmy kiedyś nie musieli jej powiedzieć, że była szansa, ale nie zdołaliśmy jej wykorzystać… Rodzice  eska.pl - Mała Amelka potrzebuje operacji i leczenia! Potrzeba ponad 3,5 miliona złotych! Pomóc może każdy! sycow.naszemiasto.pl - Maleńką Amelkę Gidelską z Doruchowa zaatakowała straszna choroba. Pomóżmy ostrow24.tv  fakt.24.pl - Amelka miała urodzić się zdrowa. Ma powykręcane i bezwładne rączki i nóżki pikio.pl - Mała Amelka miała być zdrowa. Urodziła się z powykręcanymi i bezwładnymi rączkami infoostro.pl - Rodzice Amelki błagają o pomoc epoznan.pl - Okrutna choroba zaatakowała Amelkę. "Nasza maleńka córeczka strasznie cierpi" se.pl - Malutka Amelka POTWORNIE cierpi! Jedynym ratunkiem jest kosztowna operacja!  dolnoslaskie.naszemiasto.pl ostrzeszowinfo.pl * Decyzją rodziców ŚP. Agatki Skąpskiej, niewykorzystane środki na leczenie dziewczynki w kwocie 340 000 zł zostały przekazane na subkonto Amelki, dzięki czemu będziemy mogli opłacić kolejną operację. Dziękujemy za ten piękny gest. 

1 112 013,00 zł ( 35,42% )
Brakuje: 2 026 610,00 zł
Marek Grzelak
Marek Grzelak , 47 lat

Nowotwór nie odpuszcza – Marek potrzebuje naszej pomocy!

Nasze uporządkowane, spokojne życie runęło jak domek z kart na początku 2019 roku. U mojego męża zdiagnozowano wtedy złośliwy nowotwór. Walka, którą przyszło nam toczyć, trwa już ponad 1,5 roku. Niebawem mąż rozpocznie kolejny cykl chemii. Leczenie jest bardzo wyczerpujące, dlatego chcemy jak najlepiej wzmocnić organizm. Niestety – to wszystko kosztuje... W kwietniu – kilka tygodni po diagnozie – odbyła się operacja usunięcia guza. Żyliśmy nadzieją, że zakończy to nasze cierpienie. Niestety nie mogliśmy długo cieszyć się spokojem. We wrześniu wykryto przerzut do pachwiny. Zdecydowano o kolejnej operacji i długiej wykańczającej chemioterapii. Leczenie nie dało jednak pożądanych rezultatów, guz powiększył się. Codziennie patrzę, jak nadzieja ulatuje z mojego męża. Jest coraz bardziej osłabiony. Łamie mi to serce…  W maju 2020 odbyła się kolejna operacja, a następnie radioterapia i chemioterapia. Obecnie Marek jest przed kolejnym cyklem chemii. Niestety – to wszystko bardzo obciąża wykończony przez chorobę organizm. Nadzieję pokładamy we wzmacniająco-uzupełniającym leczeniu kroplówkowym, jednak kuracja taka jest bardzo kosztowna. Mimo wsparcia bliskich nie jesteśmy w stanie jej sfinansować... Mój mąż ma dopiero 43 lata – to jeszcze nie czas, by się żegnać. Dlatego chcę zrobić wszystko, by ratować jego życie!  Proszę Cię, nie bądź obojętny na nasze cierpienie! Żona Marka, Aneta

8 746,00 zł ( 31,76% )
Brakuje: 18 786,00 zł
Darek Marciniak
Darek Marciniak , 52 lata

Darek miał wypadek, konieczna jest pomoc! Jego rodzina tak bardzo na niego czeka...

Kochający mąż, wspierający tata i wspaniały dziadziuś dla swoich ukochanych wnuków… Pracowity, chętny nieść pomoc wszystkim dookoła, z uśmiechem stawiający czoła wszystkim problemom. To właśnie nasz Darek. Dziś jest na OIOM-ie - po tragicznym wypadku trwa walka o jego życie! Prosimy Cię z mocy całych naszych serc o pomoc, o ratunek! Motto "w zdrowym ciele zdrowy duch" na stałe wpisane było w życie Darka. Aktywności fizycznej nie odpuszczał nigdy. Pracował jako kierowca ciężarówki, ale jego pasją była jazda na motorze. Gdy nadchodziło lato, pływał skuterem wodnym i kajakami. Zimą uwielbiał narciarskie wojaże w górach. Sporo ćwiczył na siłowni… My jednak ceniliśmy go przede wszystkim za jego dobry humor i dobre serce. Wystarczyła jednak chwila, żeby nasze szczęśliwe życie rozsypało się jak domek z kart… To był 29 kwietnia. Dzień jak każdy inny… Nie sądziliśmy, że będzie najgorszym w naszym życiu… Darek chciał umyć naczepę ciężarówki. Nagle potknął się i spadł z wysokości około 2 metrów. Z ogromną siłą uderzył głową o ziemię. To były sekundy… Może nawet ułamki sekund, w trakcie których rozległ się dramat. Szczęście w nieszczęściu, że obok był kolega Darka... Reanimował go do przyjazdu karetki. Po wypadku Darek był w śpiączce, toczyła się zacięta walka o jego życie. Najgorsze chwile… Nie wiedzieliśmy, czy nasz kochany mąż, tata, dziadziuś przeżyje. Mogliśmy tylko wierzyć w umiejętności lekarzy oraz w siłę i wolę walki Darka, by z nami został… Lekarze kazali nam się spodziewać najgorszego - mówili, że Darek ma małe szanse, a jeśli przeżyje, będzie rośliną. Wydarzył się jednak cud - Darek wrócił do nas! W 3. dobie po wypadku obudził się ze śpiączki. Okazało się, że mózg nie jest uszkodzony - to wspaniała wiadomość. Darek poznaje ludzi, zaczyna rozmawiać... Upadek spowodował jednak stłuczenie rdzenia kręgowego i złamanie kręgów szyjnych. Lekarze stwierdzili porażenie czterokończynowe oraz niewydolność oddechową. Od wypadku Darek nie opuścił oddziału intensywnej terapii. Z powodu pandemii nie możemy go nawet odwiedzić... Nie widzieliśmy go od 2 miesięcy. Wiemy jednak, że diagnoza go załamała... Samotność w szpitalnej sali i patrzenie w sufit źle działa na jego psychikę. Każdego dnia przeżywa ogromne cierpienie, a my cierpimy razem z nim. Bardzo za nim tęsknimy. Jedyną szansą na przywrócenie sprawności Darka jest intensywna rehabilitacja. W ten sposób będziemy mogli zawalczyć o jego oddech… Potem czeka go ciężka praca na sali ćwiczeń, która być może nawet postawi go na nogi! Porażenie puszcza, Darek powoli zaczyna ruszać nogami. Może odzyskać sprawność, ale tylko wtedy, gdy jak najszybciej trafi do ośrodka rehabilitacyjnego i zacznie ćwiczyć! Dlatego zrobimy wszystko, aby pomóc naszemu kochanemu Darkowi. Prosimy o Twoją pomoc…

141 272,00 zł ( 79,75% )
Brakuje: 35 858,00 zł
Grzegorz Piskorski
10 dni do końca
Grzegorz Piskorski , 55 lat

Honorowy dawca krwi walczy o powrót do zdrowia – pomocy!

Miłość mojego życia, troskliwy ojciec i wierny przyjaciel w nieszczęśliwym wypadku  we własnym domu niemal stracił życie. Do szpitala trafił w stanie krytycznym. Usłyszeliśmy, że nie ma dla niego już żadnej nadziei…  W wyniku wypadku doszło do pęknięcia czaszki i wodogłowia. Diagnoza to urazowe krwawienie wewnątrz-czaszkowe, krwiak podtwardówkowy, krwawienia wtórne do stłuczenia mózgu, złamania kości czaszki i niedowład. Stan męża z dnia na dzień się pogarszał. – wdało się zapalenie płuc, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i zakażenie gronowcem. Grzegorz stracił z nami kontakt, był nieprzytomny. Któregoś dnia przyszedł lekarz i powiedział, że nie ma już żadnej nadziei... W międzyczasie szukaliśmy pomocy u różnych specjalistów. Po  konsultacji u jednego z profesorów dowiedzieliśmy się ze stan taty nie jest beznadziejny, tylko potrzebna jest jak najszybsza rehabilitacja i umieszczenie taty  w odpowiednim szpitalu. Niestety żaden szpital nie chciał taty przyjąć ze względu na infekcje i brak kontaktu. Zorganizowaliśmy terapię na własną rękę, w domu. To jednak było za mało... Ostatnią deską ratunku był dla nas profesor, który specjalizuje się wybudzaniem ze śpiączki. Obiecał, że nam pomoże! Przyjął Grzegorza do swojej kliniki i powiedział, że postawi go na nogi. W naszych sercach zaświeciło znów słońce. To były najpiękniejsze słowa, jakie mogliśmy usłyszeć. Niestety koszty takiej rehabilitacji przewyższają nasze możliwości finansowe.  Mąż zawsze pomagał innym Jako honorowy dawca krwi. Sam nigdy nie prosił o pomoc. Teraz robię to w jego imieniu. Nie mogę dalej patrzeć jak mój Grzegorz gaśnie... Nie jestem w stanie pomóc mu w żaden inny sposób, niż zebrać środki na rehabilitację. Proszę, nie bądź obojętny. Pomóż nam... Żona Grzegorza, Anna

9 570,00 zł ( 17,63% )
Brakuje: 44 686,00 zł
Klaudia Gdańska
Klaudia Gdańska , 27 lat

Klaudia walczy o przyszłość! Dzięki Twojej pomocy ma szansę na samodzielność

Straciłam miłość, sprawność, szansę na realizację marzeń. Nie straciłam siły ani nadziei na to, że jest szansa na to, by znów było dobrze. Mam przed sobą życie, ale sama nie osiągnę tego, co najważniejsze: niezależności, na którą pracowałam przez lata.  Z konsekwencjami chwili nieuwagi wciąż walczę, choć minęło już kilka lat. Niewielkie postępy rosną do rozmiarów ogromnych sukcesów, a każdy najmniejszy krok na drodze do sprawności ma ogromne znaczenie. Gdyby ktoś powiedział, że w przyszłości będę cieszyła się z tego, że jestem w stanie wejść na kilka schodków, nie wierzyłabym. Teraz to dla mnie jak spełnienie marzeń.  Miałam plany, marzenia, właśnie zaczynałam samodzielne życie przy boku partnera. Miałam kupić auto, zrobić kolejny milowy krok. Byliśmy w drodze na umówione spotkanie, kiedy w ciągu sekundy zmieniło się wszystko. Z samego zdarzenia pamiętam niewiele… W wyniku obrażeń straciłam przytomność. Pobudka w nowym świecie była dla mnie prawdziwym szokiem. Właściwie, długo ukrywano przede mną, że chłopak, z którym planowałam przyszłość, zginął na miejscu. Ta strata zupełnie mnie przytłoczyła, ale moje życie toczyło się dalej…  Czasem jest ciężko, mimo terapii i pomocy specjalistów, bardzo często pojawia się myśl, że życie skończyło się właściwie w dniu wypadku. Spędziłam tyle czasu w otoczeniu osób z ciężkimi doświadczeniami po wypadkach, że czasem mam wrażenie, że nie potrafię rozmawiać o niczym innym. Jakbym żyła w bańce, z której nie sposób znaleźć wyjścia… Moje życie toczy się w rytmie wyznaczanym przez ośrodek, rehabilitacja, terapia, posiłki, nauka… Niemalże każdy dzień wygląda tak samo. Mogłabym się załamać, ale mam silny charakter, który nie pozwala mi złożyć broni. Nie dopuszczam do siebie myśli, że to już na zawsze, mam bliższe i dalsze plany. Marzenia, które powoli zaczynam budować każdego dnia. Wiem, że to dla mnie część terapii, bo pomogą mi stanąć pewnie na nogach w przyszłości. Najgorsze byłoby trwanie w poczuciu beznadziei. Ten etap chcę pożegnać jak najszybciej.  Dzięki Wam i Waszemu wsparciu otrzymałam niezbędną pomoc rehabilitantów i specjalistów. To Wy zapewniliście, że mogłam pracować z nimi każdego dnia, odnotowując mniejsze i większe sukcesy. To, co zrobiłam znaczy wiele, ale zdaję sobie sprawę, że to niewielki krok na długiej drodze do tego, co miałam przed wypadkiem. Mam bolesną świadomość, że nie odzyskam wszystkiego, ale jeśli istnieje, choć cień szansy na to, że znów będę samodzielna, a moje życie nie będzie zdominowane przez ból, wiem, że warto podjąć tę rękawicę. Niestety, moje zaangażowanie to w tym wypadku za mało. Kwestia pokrycia kosztów w ośrodku powoduje, że zaczynam się bać. Jeśli nie uda mi się uzbierać kilkudziesięciu tysięcy złotych, jedyne co mi pozostanie to powrót do domu. Tam nie otrzymam pomocy specjalistów. Wy jesteście moją nadzieją. Szansą na to, że powiem sama do siebie “zrobiłam to, udało się!”. Nie cofnę czasu. Mogę jedynie liczyć na to, że przyszłość będzie dla mnie łaskawa, a dzięki Waszemu wsparciu w ciągu tego roku zrobię postępy, które pozwolą mi na samodzielność. Nadzieja i siła trzymają mnie przy życiu, nic innego mi nie pozostało. Wy możecie podarować mi nowe życie!

9 952,00 zł ( 13,18% )
Brakuje: 65 508,00 zł
Mateusz Wójtowicz
Mateusz Wójtowicz , 23 lata

Z Twoją pomocą Mateusz może chwycić świat w swoje ręce!

"Mateusz, nic się nie skończyło. Zaczyna się nowe, inne!" Moje nowe życie zaczęło się 14 września 2019. Ten dzień przebiegał jak każdy inny, a skończył tragicznie... Zawsze marzyłem, żeby zostać rolnikiem, takim z prawdziwego zdarzenia. Czułem, że jest to moim powołaniem. Pasją, której chciałem się poświęcić bez reszty. Tamtego dnia pamiętam, jak wrzucałem do maszyny łodygi. Zwykła czynność, a jednak tym razem z nimi maszyna też wciągnęła moją rękę. Nie wiem, jak udało mi się stamtąd wyrwać. Byłem sam, zdany tylko na siebie, bo tata pojechał chwilę wcześniej na podwórko. Wszystko działo się błyskawicznie. Mimo szoku zdołałem zadzwonić do taty po pomoc. Później do szpitala przetransportował mnie śmigłowiec. Pobyt w szpitalu trwał miesiąc, w tym czasie przeszedłem dwie operacje. Niestety, mimo wszelkich starań lekarzy, mojej prawej ręki nie udało się uratować. Została amputowana przy stawie barkowym. W gospodarstwie każda para rąk do pracy jest na wagę złota. Ja połowę właśnie straciłem… Stojąc u progu dorosłego życia bardzo trudno się pogodzić z faktem, że przez resztę tego życia trzeba będzie sobie radzić bez ręki. Dzisiaj wiem, że miałem mnóstwo szczęścia, że udało mi się uwolnić z pracującej maszyny, że nie straciłem przytomności. Ocaliłem swoje krótkie jeszcze życie i bardzo chciałbym przeżyć je dobrze, realizując swoje pasje i marzenia. Niestety, niedawno odszedł mój tata i teraz wszystko spoczywa na mojej głowie i jednym sprawnym barku.  Jestem zdeterminowany, aby żyć normalnie! Nie mam innego wyjścia. W domu, na podwórku, na polu też próbuję pracować, jakoś znajduję sposoby, żeby jedną ręką wykonać czynności, które przed wypadkiem robiłem dwoma rękami. Pewnych rzeczy, a przede wszystkim stabilności, którą dawała druga ręka, nie da się jednak przeskoczyć.  Stawka jest wysoka! Mogę wrócić do swojej pasji, do swojego życia... Jedyną szansą na to jest proteza, bardzo droga i bardzo potrzebna. Niestety, nawet przy wsparciu rodziny i przyjaciół nie jesteśmy w stanie sfinansować jej zakupu. Dlatego proszę o pomoc. Wierzę, że dzięki wielu dobrym sercom, uda mi się osiągnąć ten cel. Tak bardzo o tym marzę.  Mateusz

75 374,00 zł ( 17,92% )
Brakuje: 345 184,00 zł
Andrzej Kowalski
Andrzej Kowalski , 40 lat

Chcę być tatą, nie ciężarem! Pomóż mi stanąć na nogi i iść z synkiem na spacer...

Kiedy urodził się mój synek, pomyślałem tylko o jednym - zacząć chodzić szybciej od niego. Dzisiaj Mikołaj biega ile sił w nogach, a ja wciąż siedzę przykuty do wózka i nadal czekam na ten dzień, kiedy pójdziemy razem na spacer... To był styczeń. Na zewnątrz biało, wiatr i szczypiący w policzki mróz. Pogoda jak z koszmaru, ale byłem w dobrym nastroju. Właśnie wróciłem do domu z trasy. Od 10 lat byłem kierowcą ciężarówki. Kochałem takie życie, ale teraz, kiedy moja żona była w ciąży, tęskniłem za domem jak nigdy wcześniej. Zaczynałem rozumieć, jak ważna jest rodzina i jak cenna jest każda chwila spędzona z bliskimi, tymczasem przez większość czasu wystarczać musiały mi rozwieszone w kabinie zdjęcia i godziny rozmów przez telefon. Tak bardzo cieszyłem się, że znów spędzimy kilka dni razem. Kiedy wracałem do żony, w domu zawsze było coś do zrobienia. Nie inaczej było tym razem. Na dachu zalegał marznący, ciężki śnieg, a z rynien zwisały sople lodu. Na dodatek wiatr przestawił antenę telewizyjną. Ubrałem się ciepło i zabrałem do pracy. Ustawiłem antenę i zabrałem się za usuwanie śniegu. W pewnym momencie poczułem, że lecę w dół. Próbowałem się czegoś chwycić, ale nie zdążyłem. Wszystko działo się tak strasznie szybko... Wylądowałem w tej stercie śniegu, która przed chwilą zrzucałem z dachu. W pierwszym momencie nie czułem bólu. Walące niczym młot serce pompowało znieczulającą adrenalinę. Zakląłem i chciałem się podnieść, ale nie mogłem ruszyć ani ręką, ani nogą… Przerażony zacząłem wołać o pomoc. Z domu wybiegła żona, ale nie miała przecież siły na to, by mnie gdziekolwiek przenieść. Czuwała zatem przy mnie na tym mrozie, podczas dłużącego się oczekiwania na karetkę… Cały czas myślałem, że połamałem co najwyżej nogi. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogło stać się coś gorszego. W szpitalu poddano mnie serii badań. Kiedy stanął przede mną lekarz, już z wyrazu jego twarzy mogłem wyczytać, że nie ma dobrych wieści. Spojrzał mi w oczy, a potem powiedział, że mam złamany kręgosłup i że trzeba mnie natychmiast operować. Chciałem wiedzieć tylko jedno - czy kiedykolwiek jeszcze stanę na nogi. Za odpowiedź wystarczyć miało mi milczenie... Byłem zdruzgotany. Nie potrafiłem sobie wyobrazić tego jak teraz będzie wyglądać moje życie. Przecież już za chwilę miałem zostać ojcem. W jaki sposób utrzymam rodzinę? Zawsze dawałem sobie ze wszystkim radę. Byłem z tego dumny, że nigdy nie musiałem prosić o pomoc, a teraz miałem stać się skazanym na opiekę innych kaleką. Czułem, że runął cały mój świat. Po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu udało mi się wyjechać na 4 - miesięczny turnus rehabilitacyjny. Na nowo uczyłem się wszystkiego. Kiedy byłem zdrowy, nie zwracałem uwagi na to, że gdzieś nie ma podjazdu, albo windy. Teraz docierało do mnie, że nawet domofon może być zamontowany za wysoko. Cały świat wydawał się być inny i... wrogi. Po 2 dniach od powrotu do domu, żona urodziła pięknego, zdrowego chłopca. Miałem syna! Życie na nowo nabrało sensu. Miałem po co walczyć! Nie mogłem się poddać, bo przecież miałem stać się dla Mikołaja wzorem do naśladowania. Ćwiczyłem codziennie. Kiedy mały zaczynał raczkować, wracała mi siła w rękach. Mikołaj rozwijał się bardzo szybko, a ja nie chciałem zostać w tyle. Pracowałem każdego dnia i marzyłem tylko o jednym - by o własnych siłach wstać z wózka, zanim Mikołaj zacznie chodzić. Nie udało się... Dzisiaj mój synek jest już dużym chłopcem, który chodzi, biega, skacze... A mnie wciąż nie udało się wstać z wózka, choć lekarze mówią, że jestem na dobrej drodze. Podczas ćwiczeń, przy założonej ortezie, dam radę przejść kilka kroków o balkoniku. Wierzę, że dzięki ciężkiej pracy, już wkrótce będę mógł się samodzielnie poruszać. Kiedyś prowadziłem aktywny tryb życia - narty, rower, pływanie - tak bardzo chciałbym do tego wrócić. Kiedyś byłem niezależny finansowo - dzisiaj z moich oszczędności nie został nawet jeden grosz. Kiedyś nie śmiałbym prosić kogoś o pieniądze - dzisiaj nie mam wyboru... Nie stać mnie już na rehabilitacje, a przecież jestem tak blisko celu! Obiecałem Mikołajowi, że kiedyś pójdziemy na spacer. Bez Was nie będę w stanie dotrzymać słowa...

12 035,00 zł ( 38,67% )
Brakuje: 19 083,00 zł
Ryszard Opolski
Ryszard Opolski , 56 lat

Bez protezy nie mogę funkcjonować! Pomóż mi odzyskać dawne życie!

Odkąd pamiętam pasjonowałem się motoryzacją, a majsterkowanie przy pojazdach sprawiało mi wiele radości i czułem, że nadawało mojemu życiu sens. Przez ponad 20 lat pracowałem w warsztatach samochodowych. Udało mi się połączyć moje największe hobby ze źródłem utrzymania. Dziś nie mam większego marzenia niż to, by wrócić do pracy, znów żyć aktywnie, naprawiać samochody, ale też wsiąść na rower i wybrać się na wycieczkę, co uwielbiałem robić w wolnym czasie. Po prostu, żyć jak dawniej… Wielu osobom może wydawać się, że to marzenie, które brzmi banalnie. Dla mnie jednak takie nie jest. Gdy kilka lat temu zdiagnozowano u mnie miażdżycę, mój stan zdrowia codziennie się pogarszał. Wkrótce później w mojej lewej nodze doszło do krytycznego niedokrwienia, przez co konieczna stała się jej amputacja na wysokości uda.  Od tamtego momentu moja codzienność całkowicie się zmieniła. Borykam się z wieloma trudnościami m.in. barierami architektonicznymi, ponieważ miejsce, w którym mieszkam nie jest przystosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Wychodzenie z budynku sprawia mi ogromny kłopot, ponieważ brakuje w nim windy, a pokonywanie schodów z szóstego piętra jest dla mnie nie lada wysiłkiem. Nie chcę czuć się wykluczony społecznie przez swoją niepełnosprawność. Nie chcę też zostać więźniem własnego domu. Dzięki nowej protezie mógłbym wrócić do pracy, mógłbym też lepiej zaopiekować się moją schorowaną mamą. Koszty protezy są ogromne, dlatego każde wsparcie z Waszej strony ma dla mnie wielkie znaczenie! Ryszard

20 735,00 zł ( 14,13% )
Brakuje: 125 968,00 zł