Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dominika Gigoń
Dominika Gigoń , 24 lata

Życie Dominiki zacznie się na nowo, jeśli dasz jej szansę! Pomóż w walce z chorobą

Kiedy byłam w ciąży, marzyłam, że moja córka w wieku 20 lat będzie przebojową, pewną siebie kobietą. Marzyłam, że przed nią będzie roztaczała się wizja świetlanej przyszłości. Los bardzo boleśnie zweryfikował moje plany, marzenia i oczekiwania. Pokazał, że niczego nie można być pewnym.  Gdyby wszystko poszło po mojej myśli, dziś Dominika byłaby pełną energii młodą kobietą, przed którą świat stałby otworem. Jestem pewna, że miałaby mnóstwo marzeń, planów i pomysłów, w których chciałabym ją wspierać.  Moja córeczka przyszła na świat z ogromnymi problemami. Od urodzenia zmaga się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Nie potrafi i nie może poruszać się samodzielnie - jej ruch jest możliwy tylko dzięki specjalistycznemu wózkowi. To jednak nie koniec naszych problemów, bo ciało Dominiki jest jej wrogiem. Nie potrafi w pełni kontrolować swoich ruchów rąk, głowy. To dla niej potworne utrudnienie, szczególnie, że trudna droga przez rehabilitacyjne korytarze trwa już od wielu lat. Pogłębiające się skrzywienie kręgosłupa powoduje, że Dominika wciąż musi nosić gorset, który pomaga w korygowaniu wad.  Dominika, pomimo choroby, pomimo cierpienia, jest niezwykle pogodną i ciekawą świata osobą. Czasem podziwiam jej upór w dążeniu do celu. Czasem patrzę na nią z zachwytem, bo wiem, że każda czynność wymaga od niej znacznie większego wysiłku niż od zdrowego człowieka. To, z czym się zmagamy dla innych jest abstrakcją. Dla mnie codzienność to pokonywanie przeszkód, planowanie dalszego leczenia, domowe ćwiczenia, kontakt z rehabilitantami i nieustanna nauka, która bardzo pomaga mi we wspieraniu codziennej walki córeczki.  Dzięki temu, że codziennie wkładamy mnóstwo pracy w walkę o zachowanie minimalnej sprawności, efekty Dominiki niekiedy zaskakują. Wiemy jednak, że to, co robimy to tylko kropla w morzu potrzeb. Dla nas rehabilitacja jest jak lekarstwo - zamiast połykania tabletek i specyfików, moja córka żmudnie wykonuje kolejne powtórzenia jednego ćwiczenia. Przy jej dolegliwościach to jedno z niewielu rozwiązań, które ma realny wpływ na codzienność. Niestety, od jakiegoś czasu znajdujemy się w trudnym momencie. Przed nami wizja wstrzymania zabiegów. To nie może się wydarzyć! Koszty rosną, a ja z przerażeniem podsumowuje kolejne miesiące. Z trwogą planuję przyszłość, bo nie wiem, co przyniosą dni i miesiące. Stała rehabilitacja to ogromne koszty. Koszty, których sama nie jestem w stanie pokryć!  Proszę, daj mojej córce szansę. Życie i choroba tak wiele jej odebrały, a ja tak bardzo pragnę przekazać jej wreszcie dobre wiadomości. To, że intensywna rehabilitacja wciąż będzie możliwa będzie dla Dominiki niczym gwiazdka z nieba.  Tak bardzo chcę widzieć na twarzy mojej córeczki uśmiech. Powiedzieć, że zrobiłam co w mojej mocy, a dzięki wsparciu innych zwyczajnie nam się udało. W naszym życiu każdy mały sukces rośnie do niesamowitych rozmiarów. Proszę, dodaj nam skrzydeł do dalszej walki o przyszłość! Krok za krokiem… Podaj nam rękę i pomóż stawiać kolejne na trudnej drodze zwanej życiem. Choroba zabrała wiele, ale nie zniszczyła nadziei!  

11 357,00 zł ( 28,51% )
Brakuje: 28 473,00 zł
Kamil Kłak
Kamil Kłak , 24 lata

Młode życie złamane przez straszny wypadek - pomagamy Kamilowi odzyskać sprawność!

Mam na imię Kamil, mam 21 lat. Do pewnego sierpniowego dnia byłem zdrowym, młodym człowiekiem z głową pełną marzeń i planów... Wsiadając tego dnia do auta, nie sądziłem, że w jednej chwili wszystko zniknie. Mało brakowało, a moje życie skończyłoby się trzy lata temu, kiedy miałem 18 lat... To, co działo się potem, znam tylko z opowieści najbliższych. Doszło do strasznego wypadku samochodowego... Sekundy, uderzenie i ciemność. Gdy karetka przywiozła mnie do szpitala, byłem w stanie krytycznym. Doznałem obrażeń wielonarządowych, ucierpiała szczególnie głowa. Rokowania nie były złe, one były po prostu tragiczne... Lekarze nie wierzyli, że przeżyje następny dzień. Dziś wiem, że dawano mi zaledwie 3% szans na życie... Trzy miesiące wcześniej skończyłem osiemnaście lat. Początek dorosłego życia o mało co stał się też jego końcem... Lekarze z wielką ostrożnością informowali rodziców o tym, co się dzieje, nie chcąc im robić nadziei. Śmierć miała 97% szans na zwycięstwo, ja zaledwie 3%. Mimo to wygrałem... Przeżyłem następną dobę, a potem kolejną... Walka toczyła się tak naprawdę o każdy dzień. Bardzo długo byłem nieprzytomny. Walczyłem o życie, nie zdając nawet sobie sprawy, co się dzieje dookoła i jaki koszmar przeżywa moja rodzina...  Wybudziłem się ze śpiączki, choć tez wydawało się, że to nigdy nie nastąpi... Moja wola życie okazała się silniejsza. Na początku nie mogłem samodzielnie jeść, mówić, nie wspominając o ruszaniu rękami i nogami, siedzeniu i chodzeniu. Byłem mniej samodzielny niż moje młodsze rodzeństwo... Wszystkiego musiałem uczyć się od porządku. Miałem 18 lat, a byłem jak malutkie dziecko. To, w jakim jestem teraz stanie, zawdzięczam lekarzom, rodzicom, którzy są przy mnie i mojej ciężkiej pracy na rehabilitacji. Niestety, nadal mam problemy z prawidłowym chodzeniem czy mówieniem. Potrzebuję dalszej rehabilitacji, która jest bardzo kosztowna. Walce o odzyskaną sprawność podporządkowałem całe życie... Trwa to już trzy lata. Obecnie jestem na rencie. Chciałbym wrócić do dawnego życia. Moim celem osiągnąć taką sprawność, abym mógł podjąć pracę, usamodzielnić się i żyć jak zwykły dwudziestolatek. Pozwoli mi na to pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym, gdzie codziennie mógłbym ćwiczyć i wracać do zdrowia. Jednak niestety wiąże się to z ogromny kosztem, dlatego proszę Cię o pomoc. Wiem, że dostałem od losu drugą szansę. Cudem uszedłem z życiem, dlatego dziś każdy dzień doceniam podwójnie. Wierzę, że uda mi się odzyskać sprawność dzięki wsparciu, które od Was otrzymam... Wtedy zrobię wszystko, żeby oddać innym dobro, jakim ludzie o dobrych sercach obdarzyli mnie dzięki tej zbiórce. Kamil

22 113,00 zł ( 17,22% )
Brakuje: 106 249,00 zł
Eryk Osiecki
Eryk Osiecki , 10 lat

Nic nie boli bardziej niż patrzenie na cierpienie dziecka... Pomóż w walce o synka!

9 lat. Wydawać by się mogło, że to wcale nie tak długo. Krótka chwila, która mija właściwie w mgnieniu oka. Dla mojego dziecka to całe życie. Trudna droga pełna cierpienia, wyrzeczeń i barier, które zdają się nie kończyć. Eryk był spełnieniem mojego marzenia. Maleńkie dziecko, które przyszło na świat zapowiadało ogromne wyzwania. Beztroską i rodzicielstwem bez obaw cieszyliśmy się niecałe półtora roku. Później los zaczął stawiać przed nami kolejne trudności, którym do dziś staramy się stawiać czoła. Tego dnia nie zapomnę nigdy - mój malutki synek bezbronny w obliczu choroby, która zaatakowała nagle i niespodziewanie. Stan pogarszający się z godziny na godzinę… Decyzja o operacji. Niepewność, strach, przerażenie - wszystkie te emocje tworzyły mieszankę, która mimo upływu lat wciąż powoduje niepewność i stres. Przez chwilę myślałam, że to koniec świata, że przydarzyło nam się wszystko, co najgorsze. Każda matka, która to przeżyła, która prowadziła swoje dziecko na blok operacyjny z nadzieją, że wszystko będzie dobrze, a nasz koszmar się skończy.  Niestety, moje nadzieje okazały się złudne. Strach o życie i przyszłość Eryka od tego momentu na dobre zagościły w mojej codzienności. To coś, na co nie da się przygotować. To moment, w którym wszystko, co było istotne przestaje mieć znaczenie, a lista priorytetów dramatycznie się kurczy. Zostaje tylko walka o to, co najważniejsze.  Teraz zmagamy się z całym spektrum dolegliwości wynikających z powikłań i kolejnych chorób, na które zapadł mój synek… Porażenie czterokończynowe, epilepsja, cukrzyca - to tylko część ze zbyt długiej listy. Każda z nich wpływa na to, że Eryk mimo ogromnego zaangażowania i woli walki nie może ruszyć do przodu. Leki, które przyjmuje to ogromne obciążenie dla wątroby, a każde z nich wiąże się z kolejnymi skutkami ubocznymi.  Dzień za dniem toczymy nierówną walkę.  Eryk ma już 9 lat. Nie chodzi, nie mówi, jego stan określa się jako opóźniony. Jedynym lekarstwem na większość dolegliwości jest rehabilitacja - tylko intensywne i regularne ćwiczenia mogą pomóc mojemu synkowi pozostać w stanie stabilnym, pomimo ogromu zagrożeń. Niestety, zajęcia to koszty. Zbyt duże, byśmy pokryli je samodzielnie. Kilkadziesiąt tysięcy złotych to zabezpieczenie na jakiś czas. Świadomość, że od tego zależy nasza przyszłość jest przerażająca. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego jak proszenie o pomoc! Tylko dzięki Waszemu wsparciu mogę zapewnić mojemu dziecku to, co najlepsze.  Dla mojego dziecka życie toczy się z dala od beztroski, uśmiechów i zabawy. Ramiona mamy są bezpiecznym przystankiem tylko na chwilę. Później choroba wyrywa mojego synka do codziennych obowiązków, do ciężkiej pracy, od której zależy zdrowie i przyszłość. Powiedziałam sobie, że się nie poddam, że zrobię wszystko, by jego życie było zwyczajnie lepsze. Sama nie mam szans, ale jeśli ty pomożesz, możemy wszystko! 

19 264,00 zł ( 36,51% )
Brakuje: 33 492,00 zł
Marcin Olszowy
Marcin Olszowy , 41 lat

Wypadek Marcina zmienił nasze życie. Walczymy o jego zdrowie!

Do tej pory nasza rodzina nie miała powodów do zmartwień. Żyliśmy, jak każda zwykła rodzina. Do czasu, kiedy poszłam na profilaktyczne wyniki. Lekarze wykryli w mojej piersi guzki. Najgorsze obawy się ziściły - to był rak. Myślałam wtedy, że nic gorszego nas nie spotka. Przeszłam operację i zaczęłam chemioterapię. W czasie mojego leczenia otrzymałam cios prosto w serce... Marcin zadzwonił do mnie, że strasznie boli go głowa. Pojechałam po niego i zabrałam go  do domu. Ledwo dojechaliśmy, stan Marcina się pogorszył. W stanie krytycznym został zabrany do szpitala i musiał przejść natychmiastową operację, ponieważ doznał w pracy urazu głowy. Lekarze nie dawali mu żadnych szans! Nie wiedzieli, czy się w ogóle wybudzi i czy będzie mógł normalnie funkcjonować. Kilka dni później musiał przejść dodatkowy zabieg, usunięcia części kości czaszki, aby zrobić miejsce na narastający obrzęk mózgu. Po tym zabiegu jego głowa uległa zniekształceniu. W tej chwili od 26 października Marcin przebywa w domu, gdzie każdy dzień jest dla niego i dla nas ogromnym wyzwaniem. Musi nauczyć się wszystkiego od nowa. Obecnie mówi bardzo niewyraźnie i samodzielnie pokonuje niewielkie odległości. Jego stan jednak wymaga specjalistycznych zabiegów, a przede wszystkim intensywnej rehabilitacji, która jest jedynym sposobem na odzyskanie utraconej sprawności. Sama jeżdżę na chemioterapię, a w domu czeka na nas nasza ukochana córka. Marcin musi do nas wrócić, potrzebujemy go jak nigdy. Dlatego, aby miał szansę, musi pojechać na turnus do specjalistycznego ośrodka rehabilitacyjnego, gdzie będzie mógł poprzez mozolną pracę, odzyskać zdrowie. Taki pobyt kosztuje ogromne pieniądze, których nie mamy. Dlatego z całego serca proszę cię o pomoc. Sylwia, żona Marcina

134 446,00 zł ( 67,22% )
Brakuje: 65 554,00 zł
Jacek Cichocki
Jacek Cichocki , 37 lat

To nie czas by umierać... Pomóż mi pokonać białaczkę!

Choruję na białaczkę i nie chcę, żeby na tym skończyła się moja historia. Mam 33 lata i wiele planów na przyszłość. Na przyszłość, która może nie nadejść. Każdego dnia zasypiam, bojąc się, że jutra może nie być, a w dodatku moje życie jest uzależnione od bardzo kosztownego leku, na który mnie nie stać...  Wszystko zaczęło się ponad 2 lata temu, kiedy nagle zaniemogłem w pracy. Lekarz rodzinny próbował przez tydzień postawić mnie na nogi - bezskutecznie. Dalej był szpital i nerwowe poszukiwanie przyczyn moje fatalnego stanu. Wreszcie diagnoza. Najgorsza, tragiczna, zwalająca z nóg. Ostra białaczka limfoblastyczna... Zaczęła się wyniszczająca walka z czasem. Najpierw trzeba do organizmu wprowadzić litry trującej chemii, żeby pozbyć się nowotworu. Chemia jednak nie pozostaje bez wpływu na resztę organizmu. Nudności, kiepskie samopoczucie, brak apetytu, złe wyniki krwi. Tak wygląda codzienność na oddziale onkologii. Niektórych pacjentów, współtowarzyszy niedoli poznajesz na dłużej. Część znajomości kończy się, niestety przedwcześnie... Kiedy przeszedłem przeszczep szpiku, który miał być jednym z ostatnich etapów batalii o moje zdrowie, bałem się odetchnąć z ulgą. Bałem się zapeszać, myśleć, że wygrałem. A kiedy wreszcie w to uwierzyłem, jak grom z jasnego nieba uderzyła mnie wiadomość o powrocie choroby. Wznowa - tego słowa boją wszyscy, którzy walczą na onkologicznym poligonie. Znowu muszę walczyć. Jest dla mnie nadzieja, o której boję się nawet myśleć. To specjalistyczny lek, który daje szansę na życie. Lek, którego jednak sam nie jestem w stanie kupić, a nie jest refundowany. Ogromne pieniądze trzeba wyciągnąć z pustej kieszeni. Sam sobie nie poradzę, dlatego proszę o pomoc.  Nie mogę pozwolić na to, żeby na drodze do mojego życia stanęły pieniądze. Proszę, pomóż mi... Pomóż mi przetrwać. Jacek

26 156 zł
Dariusz Dziok
Dariusz Dziok , 39 lat

Odzyskać ukochanego tatę i męża - pomocy!

Straszny wypadek zabrał wszystko, co z mężem budowaliśmy przez lata. Szczęście rodzinne obróciło się w proch… Mamy małe dzieci, które tak bardzo tęsknią za tatą. Robimy wszystko, by do nas wrócił, ale jest bardzo ciężko. Dzięki Waszej pomocy Darek rozpoczął rehabilitację w specjalistycznym ośrodku. Tak okazało się, że ma świadomość, zaczął się z nam komunikować! Niestety, skończyły się środki… Nasza walka będzie długa i trudna. I bardzo kosztowa… Z całego serca proszę o pomoc dla mojego męża. Nie możemy się poddać!  26.04.2020 roku nasz świat wywrócił się do góry nogami. Nagłe zatrzymanie akcji serca, szok, niedowierzanie… Mój mąż, moja bratnia dusza, moja druga połówka, ojciec dwójki naszych dzieci stanął oko w oko ze śmiercią. Modliłam się, by mi go nie zabrała… Darek przeżył, choć nadal jest w bardzo ciężkim stanie. Po udanej reanimacji został przewieziony do szpitala w Sanoku. Gdy odzyskał przytomność, nie było z nim kontaktu. Nie wiedziałam, czy jest ze mną, czy mnie słyszy… Niestety, o żadnym turnusie rehabilitacyjnym refundowanym przez NFZ nie mogło być mowy - lekarze określili stan Darka jako nierokujący. Mąż nie wykonywał poleceń, był podłączony do respiratora. W pewnym momencie dostaliśmy informację, że nic więcej nie mogą zrobić. Szpital nie był już w stanie dalej leczyć mojego Darka… Zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Wtedy pierwszy raz poprosiłam o pomoc dla męża. Dzięki Wam Darek od 13 sierpnia przebywa w specjalistycznym ośrodku. To jednak dopiero początek naszej drogi w walce o życie i zdrowie męża. Często u niego jestem i widzę, że codzienna, wielogodzinna rehabilitacja daje efekty. Podczas zajęć z cyber-okiem zobaczyłam na własne oczy, że Darek jest świadomy! W moje serce wlała się nadzieja! W pewnym momencie już brakowało mi łez i sił, ale musiałam i muszę być dzielna dla niego i dla dzieci. Stan męża wciąż jest bardzo ciężki. W szpitalu w Sanoku nie dawali mu żadnych szans na wyzdrowienie. W klinice rehabilitacyjnej prognozy są jeszcze ostrożne. Najważniejsza jest jednak świadomość, że Darek tu jest, wszystko rozumie, jest z nami!  Mamy 2 dzieci: syna Filipa w wieku 6 lat i Hanie, która ma 2,5 roku. Byliśmy przez 7 lat bardzo udanym małżeństwem. Pracowaliśmy zawodowo. Wiedliśmy szczęśliwe życie. Aż wreszcie doszło do tragedii, której skutkiem jest obecny stan męża... Mam 29 lat. Choroba męża spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie wiem co mam powiedzieć dzieciom. Starszy syn cały czas czeka na powrót taty ze szpitala do domu, bo Darek mu obiecał, że będzie go uczył jeździć na „dużym” rowerze, o którym tak marzy... Dzieci wiedzą, że tata musi leżeć w szpitalu. Nie potrafię odpowiedzieć na ich ciągłe pytania, kiedy tata wróci do domu i będzie znowu z nami. Serce mi pęka kiedy na nie patrzę i moja bezradność staje się jeszcze większa… Musiałam zrezygnować z pracy - w obecnej sytuacji musiałam zająć się dziećmi i mężem. Nie stać nas na opłacanie kolejnych miesięcy rehabilitacji, a bez niej nigdy nie odzyskam Darka... Marzyliśmy o tym, że się zestarzejemy, że wspólnie wychowamy nasze dzieci, że nauczymy je pisać i czytać, czy jeździć na rowerze. Niespodziewanie spadła na nas tragedia, która sprawiła, że czujemy się bezsilni. Czasu cofnąć nie możemy, ale możemy walczyć o lepsze jutro. Dlatego z całego serca proszę o wsparcie, o każdą złotówkę, która może pomóc Darkowi w odzyskaniu świadomości i sprawności. Jedynym sposobem na to by tak się stało, jest kosztowna neurorehabilitacja, na którą bez pomocy nie możemy sobie pozwolić.

160 659,00 zł ( 44,54% )
Brakuje: 199 979,00 zł
Marcin Nikiel
Marcin Nikiel , 41 lat

Leczenie doprowadziło na skraj tragedii. Pomóż mi zawalczyć o życie!

Operacje, komplikacje, amputacja. Tak wyglądała moja dotychczasowa droga. Wiem, że leczenie to długi i skomplikowany proces. W moim przypadku również niezwykle kosztowny… Jeśli nie znajdę pomocy na czas, moja nadzieja na przyszłoś przepadnie. Najgorsza jest świadomość, że zawiodę moją rodzinę, że nie będę dla niej wystarczającym wsparciem. Bycie ciężarem dla najbliższych - ta myśl nie daje mi spokoju.  Moje problemy zaczęły się dawno temu. Wtedy jednak nie zdawałem sobie sprawy, jak poważne będą konsekwencje, z czym przyjdzie mi się mierzyć w przyszłości.  Kiedy poznałem moją ukochaną, życie jawiło się w różowych barwach. Byłem pewien, że przed nami szczęśliwa przyszłość. Ślub, przyjście na świat kolejnej ważnej kobiety w moim życiu - maleńkiej Basi. W takich momentach ludzie nie myślą, że życie może zmienić się w koszmar, a sprawność traktują jak coś zupełnie naturalnego. Coś, co nigdy nie zniknie. Szczęście przesłonione przez ciemne chmury zaledwie rok po ślubie. Zaczęło się od niewielkiego zachmurzenia, zwyczajnego bólu, który może zdarzyć się każdemu raz na jakiś czas. Teraz już wiem, że to była cisza przed burzą. Kilka lat temu miałem cichą nadzieję, że regularne leczenie, przegoni problemy raz na zawsze. Przeszedłem 5 operacji - właśnie tyle razy dawano mi nadzieję na lepsze jutro, pożegnanie bólu i odzyskanie sprawności. Dokładnie tyle razy, przekonując się, że wcale nie jest lepiej, upadałem na samo dno… Ku mojej ogromnej rozpaczy okazało się, że próby ratowania mojej nogi przez lekarzy, okazały się nieskuteczne… 5 czerwca ubiegłego roku dowiedziałem się, że wszystko przepadło, zostanę poddany amputacji. Nie miałem nic do powiedzenia. W takich momentach ciężko myśleć o czymkolwiek. W głowie krążą myśli i jedno pytanie “co dalej?”. Miałem wrażenie, że w naszym życiu chmury przerodziły się w potężny huragan, pochłaniając wszystko, co spotka na swojej drodze. Znalazłem się nad przepaścią…  Mam szczęście, mam rodzinę. To dzięki bliskim przetrwałem najcięższy czas. To oni pomogli mi znaleźć sens dalszej walki. Bez nich dziś nie miałbym nic. Teraz czas się odwdzięczyć. Poświęciłem mnóstwo energii, włożyłem sporo pracy w to, by wyjść na prostą. Początkowo poruszałem się na wózku, później postawiłem pierwsze kroki w protezie. To niesamowite uczucie - znów stanąć na własnych nogach. Obecna proteza to szansa, ale jednocześnie ograniczenie. To podstawowy sprzęt umożliwiający przemieszczanie… Teraz marzenia sięgają znacznie dalej, chciałabym korzystać z pełni życia! Chcę się ruszać, chcę być aktywny! Towarzyszyć mojej córeczce w drodze przez życie, pokazywać jej świat i być żywym dowodem na to, że choroba nie oznacza końca świata. Niestety, nowa proteza to ogromne koszty. Środki, których nie zdobędę przez resztę życia, nie mam na to szans! Jedyną nadzieją na sprawność i spełnienie największego pragnienia jesteście Wy! Każda pomoc jest dla mnie na wagę nowego życia. Początku, o którym do tej pory mogłem tylko marzyć… Nadzieja. To jedyne, co teraz mam. Im szybciej dostanę pomoc tym lepiej, bo będę miał możliwość nauczenia się na nowo umiejętności. Bo dzięki temu złapię za rękę moją córeczkę, i pobiegnę z nią w stronę, którą wybierze. Bo nie będę wciąż powtarzać “nie mogę..”. Kolejną odmowę, chcę zamienić w możliwości, które wciąż przede mną.

4 241,00 zł ( 2,73% )
Brakuje: 150 866,00 zł
Karol Michalak
Karol Michalak , 24 lata

Tragiczny wypadek i wyboista droga po sprawność – walczymy o zdrowie Karola!

Wypadek, kilka sekund, które zmieniły normalne życie w pole walki o sprawność. Karol to 20-letni chłopak, na którego czeka świat, pełnia życia, przygód i doświadczeń. Niestety, również długa droga do odzyskania zdrowia i siły, aby w ten świat ruszyć… By tak mogło być, potrzebny będzie ogrom wysiłku, ciężkiej pracy i – niestety – pieniędzy… 12 sierpnia 2020 roku – to tamtego dnia Karol uczestniczył w wypadku samochodowym… W wyniku bardzo poważnych obrażeń leżał trzy tygodnie w śpiączce. Były to trzy tygodnie niepokoju, niepewności i walki na szali, na której chwiało się jego życie. Te chwile minęły, Karol powoli wraca do siebie, ale bez specjalistycznej rehabilitacji nie ma szans na powrót do sprawności… Po wypadku Karol ma liczne złamania twarzoczaszki oraz mózgoczaszki, które spowodowały duży obrzęk mózgu. Liczne krwiaki bardzo powoli się wchłaniają. Ma połamane kończyny, żebra oraz nadgarstki. Potrzebuje intensywnej neurorehabilitacji i szeregu specjalistów, którzy pomogą mu odzyskać między innymi pamięć, zdolność mówienia i poruszania się. Niestety koszt rehabilitacji po tak poważnym wypadku to blisko 90 tysięcy złotych na 3 miesiące.  Przydarzyło się nieszczęście – nieszczęście, które dotknęło wiele osób personalnie, ponieważ Karol jest ważną osobą w życiu nas wszystkich. Nikt z nas na takie wydarzenie nie jest przygotowany, spada to nagle i wywraca wszystko do góry nogami. Karol jest teraz dla nas najważniejszy, dlatego też nie pozwoliliśmy sobie się załamać i, wspierając się wzajemnie, zaczęliśmy działać! Prosimy Was wszystkich o pomoc w zbiórce na jego rehabilitację – liczy się każdy grosz. Wasze wyciągnięcie ręki jest dla nas w tej chwili najpiękniejszym gestem. To zbiórka na szczęśliwy bilet Karola do domu! Rodzina i przyjaciele Karola

22 801,00 zł ( 25,42% )
Brakuje: 66 880,00 zł
Grzegorz Jamnicki
Grzegorz Jamnicki , 41 lat

Po wypadku nikt nie dawał mu szans... Dla Grzegorza wciąż jest nadzieja!

Los nie szczędził mu trudnych doświadczeń, a jednak Grzesiu zawsze we wszystkim i wszystkich chciał widzieć dobro… Nigdy nikomu nie odmawiał, a choć sam niewiele miał, dzielił się tym, czym mógł, wierząc, że dobro powróci.  Od początku zmagał się z przeciwnościami - przez brak słuchu miał do pokonania wiele barier niemalże na każdym etapie. A jednak to realizacja największego marzenia mojego syna stała się przyczyną tragedii całej rodziny. Skuter. Dla jednych coś, co mogą mieć tak zwyczajnie, na wyciągnięcie ręki. Dla Grzegorza było to marzenie, na którego spełnienie długo pracował. Kiedy widziałam jego zaangażowanie, czasem czułam wzruszenie. Podziwiałam upór i konsekwencje mojego syna, który pokonał wiele barier walcząc o przyszłość. Urodził się z obustronnym niedosłuchem. Mogłoby się wydawać, że potraktuje to jako pretekst do poszukiwania wsparcia innych, ale nic bardziej mylnego. To on poświęcał się dla ludzi. Pomaganie było jak jego drugie imię. Kochał i ludzi i zwierzęta. Jego pasją było wędkarstwo. Gdy nie było Grześka w domu należało go szukać nad stawem lub rzeką. Tam odnajdował spokój i spełnienie.  Jak każdy miał na przyszłość plany i marzenia. Jak niewielu zdawał się żyć pełnią życia i cieszyć z tego, co dostał od losu. Aż do tego dnia, który uświadomił nam, jak wielki może być strach… W lipcu Grzegorz uległ nieszczęśliwemu wypadkowi - podczas przejażdżki skuterem, dosłownie na krótką chwilę stracił panowanie nad pojazdem. Kilka sekund zadecydowało o tym, jak będzie wyglądała przyszłość. Coś się skończyło. Niektórzy mówią, że bezpowrotnie, ale ciężko nam w to uwierzyć. Poważny uraz głowy. Nikt nigdy nie jest w stanie przewidzieć konsekwencji, szans, tworzyć scenariusza na przyszłość. Grzesio wygrał walkę o życie. Nasza radość nie miała granic, ale pozostaliśmy z poważnym wyzwaniem, bo wciąż bezskutecznie próbujemy się przebić przez barierę spowodowaną przez skutki wypadku. Mimo walki ze wszystkich sił wciąż mamy wrażenie, że poruszamy się za wolno.  Wiem i wierzę, że Grzegorz ma przed sobą przyszłość znacznie lepszą niż rzeczywistość, w której funkcjonuje obecnie. Myśl o tym, że muszę go ratować wciąż przewija się w mojej głowie. Niestety, zawsze towarzyszy jej bolesna świadomość, że na pomoc brakuje środków. Przed nami ogromne wydatki związane z zakupem sprzętu, rehabilitacją i remontem domu, tak by przestrzeń była dostosowana do jego potrzeb. By wśród najbliższych mógł dochodzić do formy i znów mieć nadzieję na jutro. Pomóż nam! Bez ciebie i twojego wsparcia nie mamy szans zawalczyć o przyszłość i zdrowie. Proszę, ta historia się nie może tak po prostu skończyć…  Bardzo tęsknię za jego uśmiechem, za jego energią. Chciałabym usiąść obok niego przy stawie i patrzeć na tę skupioną minę, kiedy łowił ryby. Tak wiele rzeczy mam mu jeszcze do powiedzenia… Proszę, pomóż nam sprowadzić Grzesia, do świata, w którym czeka na niego mnóstwo życzliwych ludzi. On swojej szansy nigdy nie zmarnuje!  ____ By wesprzeć zbiórkę można wziąć udział w licytacjach prowadzonych na Facebooku w grupie: Budzimy Grzesia Jamnickiego z Okulic ( Sobótka)  

90 429,00 zł ( 62,02% )
Brakuje: 55 359,00 zł