Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mateusz Kaźmierski
Mateusz Kaźmierski , 21 lat

By na progu dorosłości móc zawalczyć o marzenia

Niedługo wkraczam w dorosłość. Czas na realizację marzeń, które do tej pory były nieosiągalne. Chciałem zacząć życie, jakie jeszcze niedawno planowałem. Niestety, problemy ze zdrowiem mogą uniemożliwić mi ich realizację jeszcze przez długie lata. Chodzę do szkoły samochodowej. Niestety przez pandemię muszę uczęszczać na zajęcia online. Wybór szkoły był naturalnym wyborem, ponieważ od lat interesowałem się motoryzacją. Zawsze pasjonowały mnie szybkie sportowe auta. Oprócz tego, od dziecka najbardziej uwielbiałem tańczyć. Muzyka, którą słyszałem, powodowała, że przenosiłem się w inny świat. Całkowicie oddawałem się swojemu hobby - to były piękne czasy. Niestety, przez problemy ze skórą, musiałem zrezygnować z treningów. Tak bardzo mi tego brakuje... Naprawdę lubiłem to robić.  Kiedy przez problemy zdrowotne straciłem jedno hobby, miałem nadzieję, że nic przykrego już się nie wydarzy. Niestety, rok temu zacząłem kolejną przygodę z wizytami u specjalistów. Zdiagnozowano u mnie szkieletową, silnie nasilającą się wadę doprzednią zgryzu i skrócone wędzidełko języka. Przez całe lata żyłem w nieświadomości. Żaden z dentystów nigdy nie zauważył tego problemu. Najgorsze, że lekarze nie chcieli podjąć się leczenia. Mówili, że jest za późno i w moim wieku już nic się nie da zrobić. Po wielu konsultacjach dowiedziałem się, że konieczne będzie usunięcie dwóch ósemek. Na dzień dzisiejszy, muszę nosić aparat minimum 14 godzin dziennie. Ostatnia wizyta bardzo mnie zaskoczyła i nie ukrywam, że zmartwiła... Pani doktor powiedziała, że wada postępuje, a szczęka się nie cofa. Co gorsze, może być tak, że aparat nie przyniesie oczekiwanych rezultatów i konieczne będzie ściągnięcie go. Na dodatek, niedawno podcięte wędzidełko, znów wymaga zabiegu, ponieważ po pół roku ponownie się zrosło.  Nie proszę zbyt często o pomoc. We wszystkich problemach wspierają mnie rodzice. Wiem, że mam w nich oparcie i jestem za to bardzo wdzięczny. Niestety w ostatnim czasie problemy zaczęły się piętrzyć. U mojej mamy pół roku zdiagnozowano chorobę hashimoto i niedoczynność tarczycy. Przez to, że w szybkim tempie zaczęła nabierać na wadze, pojawiły się u niej duże problemy z chodzeniem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że mama chciała mi pomóc, a sama potrzebowała pomocy. Marzę, by mama nie musiała się więcej martwić o moje zdrowie. Jestem już prawie dorosły, dlatego chciałbym ją odciążyć. Niestety przez to, że nadal się uczę, nie mogę podjąć się żadnej stałej pracy, która zapewniłaby mi opłacenie wszystkich zabiegów. Muszę zwrócić się z prośbą o finansowe wsparcie.  Wiadomość o potrzebie leczenia szczękowo-ortodontycznego była dla mnie szokiem. Koszty związane z operacją, wizytami i leczeniem są naprawdę wysokie. To dla mnie stanowczo za dużo, a nie chcę obciążać kosztami rodziców. Proszę, pomóż mi wkroczyć w dorosłość bez zamartwiania się o dalszą przyszłość.  Mateusz

3 201,00 zł ( 21,49% )
Brakuje: 11 693,00 zł
Marta Czajor
Marta Czajor , 44 lata

Ból nie pozwala żyć... Pomóż mi odzyskać siłę i znów być matką!

Choroba stopniowo odbiera wszystko, co kocham… Ból staje się nie do zniesienia, a ja choć tracę siły w przerażającym tempie, nie tracę nadziei na ratunek.  Kiedy każdy dzień staje się być coraz większym wyzwaniem, a cierpienie uniemożliwia normalne funkcjonowanie, pozostaje tylko jedno - wołanie o pomoc. W sytuacji, w której się znalazłam nie mam wyboru - muszę zrobić wszystko, by się ratować.  Endometriozę zdiagnozowano u mnie 7 lat temu, kiedy mój synek miał zaledwie 4-latka. Początkowo objawy były znacznie łagodniejsze i choć ból bywał paraliżujący to nie wpływał tak bardzo na moje codzienne funkcjonowanie. Wciąż miałam nadzieję, że choroba mnie nie powali, że istnieje wyjście z tej podbramkowej sytuacji.  W tym momencie z dnia na dzień jest coraz gorzej. Musiałam zrezygnować z ulubionych aktywności - sport w tym momencie jest dla mnie jedynie odległym marzeniem. Niestety, problemem stają się zwyczajne czynności, w tym opieka nad moim synem, dla którego jestem jedyną opiekunką. Co w sytuacji, kiedy zabraknie mi energii i siły do tego, by wspierać go w poznawaniu świata, w pokazywaniu tego co ważne i najważniejsze? Nie chcę być w życiu mojego dziecka tylko duchem… Nie mogę dopuścić do sytuacji, w której moje dziecko będzie musiało czekać na lepszy dzień, bym mogła dotrzymać mu kroku. Nie mogę go zostawić!  Moją jedyną szansą jest w tym momencie laparoskopowe usunięcie endometriozy, jednak zabieg nie znajduje się na liście działań refundowanych. Moja nadzieja została wyceniona na ogromną kwotę, a ja muszę zrobić wszystko, by ją zdobyć. Świadomość tego, jak wiele zależy operacji bywa dla mnie przerażająca, ale wiem, że muszę zrobić wszystko, by zdobyć środki potrzebne na operację. Właśnie dlatego proszę dziś o pomoc - przede wszystkim dla siebie, ale też dla naszej małej rodziny, bo w tym momencie na moich barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność.  Proszę, pomóż mi w walce, zanim choroba zabierze jeszcze więcej! Daj szansę na życie, o którym już prawie zapomniałam, zapadając się coraz głębiej w otchłań rozpaczy...  Twoje wsparcie to moja jedyna nadzieja na to, że ból zniknie, a moją codziennością przestanie rządzić choroba.  Endometrioza zabrała mi wiele, ale nie złamała mnie całkowicie. Postanowiłam, że dopóki jest choćby iskierka nadziei spróbuję. Do stracenia mam wiele, ale stawką jest nowe życie dlatego nie mogę zrezygnować. Błagam, daj mi szansę pokonać ból raz na zawsze! 

9 016,00 zł ( 16,94% )
Brakuje: 44 176,00 zł
Michał Wieczorek
Michał Wieczorek , 8 lat

By móc poznawać świat bez przeszkód. Ratujmy wzrok i zdrowie Michasia!

Na samą myśl o tym, jak trudny start miał Michaś, serce rozpada mi się na drobne kawałeczki. Nasz synek miał zaledwie 4 miesiące, gdy wszystko zaczęło się sypać. Zdrowie okazało się liche. Niestety, od tego czasu nie jest lepiej...  Wykryto u synka wrodzoną jaskrę prawego oka. Pomimo przebytej operacji synek niedowidzi na prawe oko, zdiagnozowano u niego również zez rozbieżny, krótkowzroczność, astygmatyzm prawego oka oraz źrenicę owalną przesuniętą ku górze. Diagnozy wprowadziły do naszego życia ciągły strach. Każdego dnia boję się, że lista schorzeń znów się wydłuży... Synek jest pod stałą opieką okulisty. Regularnie odbywamy wizyty lekarskie, jednak przeżycia związane z przebytą operacją spowodowały kolejne komplikacje. Okazało się, że u Michasia wystąpiło opóźnienie rozwoju mowy. Chwilę później przyszedł kolejny bolesny cios. Wada wzroku przyczyniła się również do problemów z poruszaniem się i kontaktem z rówieśnikami.  Chciałabym, żeby Michaś poznał świat, takim, jak my go widzimy, ze sprawnym wzrokiem, bez barier i ograniczeń. Aby podjąć dalszą walkę, konieczna jest skomplikowana operacja. Ponieważ nie stać nas na pokrycie jej kosztów, bardzo Prosimy Państwa o wsparcie. Mama Michała

3 209 zł
Emilia i Wiktoria Koszewskie
Emilia i Wiktoria Koszewskie , 7 lat

Ratujmy bliźniaczki przed kalectwem❗️Dramatyczna walka warta ćwierć miliona złotych!

Ta zbiórka to dramatyczna walka dwóch dziewczynek, które bez pomocy czeka tylko ból i kalectwo! Przeczytaj ich niezwykłą historię, w której nadzieja przeplata się ze strachem, a życie ze śmiercią - i pomóż... Każdy gest wsparcia to odmienione dwa życia, to uśmiechy na buziach dwóch małych dziewczynek, które tak bardzo czekają na pomoc! Mama - Beata: Dawali mi 50% szans. Tyle samo na przeżycie miały dziewczynki... Emilka i Wiktoria urodziły się na oddziale neurochirurgii. Miałam ostry krwiak mózgu... Dosłownie minuty dzieliły mnie i moje córeczki od śmierci. Wiemy niestety, czym jest utrata dziecka... Straciliśmy dwójkę. Poronienie. Potem kolejne... Rozpacz. Walce o to, by zostać rodziną, podporządkowaliśmy całe życie. Wróciliśmy z Anglii do Polski. In vitro, by wykluczyć ewentualne wady. Upragnione dwie kreski na teście i radość, która okazała się podwójna - bliźniaki! Dwie dziewczynki... Niestety była to cisza przed burzą, przed tragedią, która miała nadejść. Był początek grudnia 2016 roku. Zbliżało się Boże Narodzenie. Byłam sama w domu. Wstałam, pokręciłam się po mieszkaniu i nagle dopadł mnie przeraźliwy ból głowy - tak ostry, pulsujący, że myślałam, że rozsadzi mi czaszkę. Zadzwoniłam do taty i powiedziałam, co się dzieje i że jeśli nie odezwę się w ciągu pół godziny, ma wzywać karetkę. Tata na szczęście nie czekał na mój telefon... Przyjechał i zastał mnie, słaniającą się na nogach. W szpitalu okazało się, że w mojej głowie jest ostry krwiak podtwardówkowy, który przesuwa się w kierunku pnia mózgu i zagraża mojemu życiu. Miałam wylew... Wystarczyłby skok ciśnienia, z którym walczyłam od początku ciąży, atak padaczki i to byłby koniec... Zatrzymanie krążenia, oddechu i śmierć. Byłam już na granicy. Miałam zaburzenia świadomości, ledwo kontaktowałam. Lekarze zdecydowali o natychmiastowej operacji. Nie mogłam czekać ani minuty dłużej. W niebezpieczeństwie były też dziewczynki - znieczulenie i leki, które musiałam przyjąć, byłyby dla nich zabójcze. W ciągu kilkunastu minut zebrał się kilkunastoosobowy zespół. Sztab wspaniałych neurochirurgów i ginekologów wykonał jednoczesną operację, w trakcie której usunięto krwiak z mojej głowy i wywołano poród - dziewczynki urodziły się w 27. tygodniu przez cesarskie cięcie. Błyskawiczna reakcja lekarzy uratowała życie moje i dzieci. Emilka i Wiktorka urodziły się w bardzo ciężkim stanie, każda z nich ważyła koło kilograma. W inkubatorach wyglądały podobno jak dwie laleczki... Pierwsze dni po porodzie widziałam je tylko na zdjęciach. Leżałam na OIOM-ie, niebezpieczeństwo wciąż nie minęło... Walczyłam, bo wiedziałam, że mam dla kogo. Tak samo walczyły moje dzieci - o każdy oddech, o każdy dzień na ziemi. Udało się. W szpitalu spędziliśmy jednak parę miesięcy. Córeczki są skrajnymi wcześniakami. Tak nazywa się dzieci urodzone przed 28. tygodniem ciąży. Często ich narządy jeszcze nie zdążyły się dobrze wykształcić, dlatego piętno wczesnego porodu niosą przez całe życie... Obie mają porażenie mózgowe. Emilka dwukończynowe, Wiktoria czterokończynowe. Wiktoria jest w gorszym stanie, niestety nie mówi, słabo widzi. - ma uszkodzone ośrodki wzroku i mowy. Obie mają ogromne problemy z poruszaniem się. Emilsia zapytana, co chciałaby zrobić w przyszłości, odpowiedziała, że chciałaby wejść kiedyś po schodach. Dziś to jest poza jej zasięgiem. Konieczna jest operacja, którą muszą przejść obie nasze córeczki! Tylko to da szansę dziewczynom na sprawność i uchroni je przed cierpieniem... Emilka potrzebuje skomplikowanej operacji obu bioder - muszą być operowane jednocześnie. U Wiktorii konieczna jest operacja biodra prawego... Bez niej Emilka nigdy nie będzie chodzić! U Wiktorii pogłębia się asymetria miednicy i skrzywienie kręgosłupa, dochodzi do wykrzywienia całej sylwetki! Codziennie dziękuje Bogu, że dziewczynki żyją, ale ogromnie ciężko mi patrzeć na ich cierpienie. Niestety, operacja nie jest refundowana, a jej koszty są dla nas niewyobrażalne... A koszty musimy liczyć podwójnie, bo ratunku wymagają obie nasze córeczki. Staramy się, jak możemy, żeby dawać sobie radę, ale tutaj jesteśmy bezsilni... Dlatego bardzo proszę o pomoc dla moich dzieci. One tyle już przeszły... Wierzę, że znajdą się nieznajomi o wielkich sercach, którzy okażą im odrobinę dobrą i uratują Wiktorię i Emilkę przed kalectwem.

129 436,00 zł ( 44,61% )
Brakuje: 160 651,00 zł
Helena Stenwald
Pilne!
Helena Stenwald , 60 lat

Rak zabiera ją bliskim, to ostatni moment na pomoc❗️Ratujmy życie Heleny!

PILNE - Helena walczy o życie! Agresywny rak piersi z rozległymi przerzutami - diagnoza brzmi jak wyrok śmierci... Dzięki Twojej pomocy jest jednak szansa na życie! Helena rozpoczęła leczenie w Niemczech. Walczy z całych sił – musi żyć, bo ma dla kogo! Leczenie działa - jest szansą na wygraną! Życie jednak w tym przypadku ma swoją cenę. Błagamy o pomoc, o ratunek – nie ma czasu do stracenia… Mam na imię Helena. Jestem mamą, żoną, babcią... I wojowniczką z oddziału onkologii w tej najważniejszej walce - o własne życie. Pozwól, że opowiem Ci moją historię… To był zimowy wieczór, luty 2018 roku. Dzień jak co dzień. Po ciężkim dniu poszłam wziąć kąpiel, zamiast chwili relaksu czekał mnie jednak strach. Nigdy nie przypuszczałam, że ta z pozoru wspaniała chwila może okazać się dla mnie momentem, w którym moja historia zacznie pisać się na nowo… Kapiąc się, zauważyłam zmianę na ciele, na brodawce prawej piersi… Możesz mi nie wierzyć, ale już wtedy wiedziałam… Moje ciało krzyczało, że dzieje się coś bardzo złego. Dusza – że oto mój świat przewraca się do góry nogami… Biopsja i mammografia potwierdziły moje obawy. Agresywny rak piersi z przerzutami. Pojawił się strach, niewyobrażalny – o własne życie… Moje oczy zaszły łzami, ciało drżało. Wszystko się zmieniło. Musiałam sobie powiedzieć to na głos, żeby w to uwierzyć „Tak, jestem chora na raka piersi…” Zawsze uważano mnie za silną, energiczną osobę, z pozytywnym nastawieniem do życia. Przyszedł czas, by to zweryfikować. Jednego byłam absolutnie pewna – nie poddam się. Nie bez walki… Zaatakował mnie wyjątkowo zaciekły, przebiegły i zabójczy przeciwnik - wysoce agresywny rak piersi HER2 dodatni. Myślałam, że mam przed sobą jeszcze wiele lat szczęśliwego życia… Tymczasem walczę o to, by to życie w ogóle trwało. Onkologiczny pojedynek to bardzo ciężka bitwa… Jestem silna, wierzę, że wygram. Moja rodzina to dla mnie cały świat, nie mogę ich zostawić. Mam wspaniałego męża, ukochane córki. Są jeszcze maluchy… Kiedy doczekałam się czworga wnucząt, które dają mi tyle radości, tak bardzo chciałabym żyć i patrzeć, jak dorastają. Miałam raka w bardzo wysokim stopniu zaawansowania. Przerzuty do węzłow i płuc... Wiedziałam, że zwykła chemio- i radioterapia już nie wystarczy. Znaleźliśmy niemiecką klinikę specjalizującą się w komplementarnym leczeniu raka, oferującą innowacyjne metody leczenia. Natychmiast rozpoczęto leczenie. Lekarz powiedział mi, że przyjechałam w ostatnim możliwym momencie. Niedługo byłoby już za późno… Życie ma jednak swoją cenę, w Niemczech jestem prywatną pacjentką, za każdą rzecz muszę płacić.  Zrobiliśmy już wszystko, co mogliśmy. Wzięliśmy kredyt, mąż pojechał do Norwegii do pracy… To jednak wciąż za mało. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę musiała prosić o pomoc dla siebie, ale nie mam wyjścia… Przeszłam chemię i immunoterapię, mająca wzmocnić organizm i pobudzić go do walki z rakiem. Badanie PET wykazało, że nowotwór wycofał się z węzłów chłonnych... Markety nowotworowe spadły. Odzyskują siłę, czuję się coraz lepiej... Leczenie działa. Wierzę, że mogę wyzdrowieć i żyć! Rak odebrał mi poczucie kontroli – teraz pierwsze skrzypce gra niepewność… Odebrał beztroskę, spokój, odebrał pewność, że mam na wszystko czas… Jednego nie potrafi mi odebrać - przekonania, że dam radę - dla siebie, dla moich bliskich, dla świata i dla innych kobiet takich jak ja, które każdego dnia walczą! Moja rodzina jest moją siłą. Marzę o kolejnych dniach z moimi ukochanymi dziećmi, z rozbrykanymi wnukami… Chcę widzieć ich uśmiechy, patrzeć, jak dorastają, być obok, wspierać, pocieszać, kochać… Chcę mieć szansę na to, by być! Dlatego zwracam się dziś do Ciebie z prośbą o pomoc… O wsparcie mnie w tej walce. O podanie mi ręki, na którą tak bardzo liczę… Pomóż mi wrócić do moich dzieci i wnucząt, bym miała szansę im przekazać, jak wiele życie potrafi ofiarować… Jak ważna jest każda chwila, każdy serdeczny gest, uśmiech… Kiedy przychodzi choroba, to właśnie te piękne rzeczy mają największe znaczenie… Wierzę, że dobro podarowane, zwraca się kilkukrotnie. - Helena

280 094,00 zł ( 71,06% )
Brakuje: 114 056,00 zł
Marek Rachańczyk
Marek Rachańczyk , 29 lat

Moja żona i córeczka mnie potrzebują – młody tata walczy z glejakiem!

Mam 25 lat. Jestem mężem cudownej żony i tatą 2-letniej Nikoli. Na początku tego roku usłyszałem diagnozę... Glejak – guz mózgu o najwyższym stopniu złośliwości...  Jeszcze niedawno wyobrażałem sobie przyszłość mojej rodziny. Myślałem, że w tym wieku świat stoi otworem, tymczasem poznałem przykrą prawdę. Diagnoza zmieniła wszystko. Dzisiaj – myślę tylko jednym. Jak długo będzie mi jeszcze dane być tatą? Co będzie, jeśli przegram? Córeczka nie będzie mnie nawet dobrze pamiętać... Dlatego zrobię wszystko, by żyć! Jak to wszystko się zaczęło? Od ponad roku byłem leczony na zatoki, dlatego z początku wydawało mi się, że nasilający się ból głowy to jeden z typowych objawów przeziębienia. Niestety objawy nie przechodziły... Wyniki dalszych badań ścięły mnie z nóg. W moim mózgu znajdował się 5-centymetrowy guz! W takich chwilach nie wiadomo, jak zareagować. Pamiętam jedynie mój strach. Strach o przyszłość, o to, co stałoby się z moją rodziną, gdyby mnie zabrakło.  W marcu przeszedłem operację w szpitalu w Białymstoku, po której starałem się myśleć optymistycznie. Powoli dochodziłem do siebie przy wsparciu rodziny. Niestety, znów otrzymałem bolesny cios. Guz okazał się glejakiem o największym, czwartym stopniu złośliwości.  Nie chcę i nie mogę się poddać. Muszę podjąć nierówną walkę o swoje życie. Moja żona mnie potrzebuje, a ja chcę być przy niej, chcę patrzeć jak nasza córeczka rośnie i zdobywa nowe umiejętności, cieszyć się każdą chwilą spędzoną razem. W najbliższym czasie czeka mnie radio i chemioterapia, a po niej być może dalsze leczenie, np. immunoterapia w Niemczech, która wiąże się z ogromnymi kosztami, dlatego już teraz muszę zacząć zbierać środki. Zwracam się do Państwa z prośbą o choćby najdrobniejszą wpłatę. Tak bardzo chcę żyć! Marek

15 481 zł
Filip Mróz
Filip Mróz , 4 latka

By historia, która zaczęła się dramatem, mogła zakończyć się happy endem

Kiedy się urodził, ważył nieco ponad 1 500 gramów. Był taki malutki, kruchy i niegotowy na to, by pojawić się na świecie. Wiedzieliśmy, że przed nami ciężkie zadanie, ale wiedzieliśmy też, że zrobimy wszystko, by wywalczyć dobrą przyszłość dla Fifiego! Jednak każda kolejna chwila przynosiła złe wiadomości. Reflus, zamartwica, cholestaza, żółtaczka, zaburzenia oddychania... z iloma jeszcze problemami będzie musiał walczyć ten maluszek? Po ponad miesiącu spędzonym w szpitalu nieśmiało marzyliśmy, że najgorsze za nami. Serie kolejnych badań nas w tym utwierdzały. Wreszcie odetchnęliśmy z ulgą! Do czasu, kiedy w styczniu Fifi przeszedł swój pierwszy atak padaczki, w szpitalu przeszedł kolejny. Przerażenie wróciło... Od tamtej pory synek przyjmuje leki, a my codziennie boimy się, że zaraz nadejdzie kolejny atak. Fifi nie skończył nawet roku, a już ma za sobą dziesiątki konsultacji i opasłą teczkę chorób, jednak w drodze do jego sprawnej przyszłości nie ustaniemy nigdy. Pomożesz nam? Rodzice Filipka

27 141 zł
Anastazja Viniarska
Anastazja Viniarska , 15 lat

By strach o każdy kolejny oddech córki zniknął na zawsze!

Wiele razy zadawałam sobie pytania, dlaczego tak rzadką chorobę ma akurat moja córka? Co zrobić, by bardziej jej pomóc? Niedługo minie rok, odkąd mieszkamy z Anastazją w Polsce. Jesteśmy bardzo zadowolone z opieki medycznej, z której korzystamy. Widzę i wiem, że mimo leczenia mukowiscydoza nie odpuszcza, a Nastka z dnia na dzień oddycha coraz gorzej... Każdy dzień Anastazji, jest nieustanną walką z podstępną i nieuleczalną chorobą. Od urodzenia córka 12 lat zmaga się mukowiscydozą, która objawia się gęstym i lepkim śluzem, zalegającym w oskrzelach. Oprócz tego cały czas utrzymuje się uciążliwy kaszel, który bywa zwykle początkiem zapaleniem płuc.  Największy strach przeżywam w momencie, kiedy córka ma duszności. Za każdym razem bardzo boję się o jej zdrowie i życie. Marzę, by nie musiała się męczyć, aby ani jeden oddech nie sprawiał jej już więcej problemu. Córka zaczyna i kończy dzień od nebulizacji. Jest to sposób podawania leków za pomocą inhalacji. Anastazja czuje wtedy znaczną ulgę. Ze względu na jej stan zdrowia, konieczne jest wykonywanie ćwiczeń oddechowych, tak by mogła odkrztusić jak najwięcej wydzieliny, która zbiera się na płucach. Ćwiczenia fizyczne również przynoszą pozytywne efekty. Spacery, biegi, taniec, basen - wszystkie aktywności korzystnie wpływają na organizm córeczki.  Stan zdrowia Anastazji w ostatnim czasie nie jest najlepszy. Problemami są częste infekcje bakteryjne i grzybicze. Anastazja często jeździ do szpitala z powodu infekcji płuc. Aby poprawić komfort jej życia, niezbędny jest zakup urządzenia do drenażu płuc. Jego działanie polega na rozrzedzeniu śluzu za pomocą wibracji powietrza. Niestety, nie dam rady zapłacić za niego sama, dlatego zwracam się z ogromną prośbą o wsparcie.  Mama Anastazji, Olena

5 680,00 zł ( 21,97% )
Brakuje: 20 172,00 zł
Liwia Jankowska
Liwia Jankowska , 7 lat

By przyszłość nie przerażała... Liwia potrzebuje pomocy!

Jeszcze zanim urodziła się nasz córka, wyobrażaliśmy sobie jak będzie wyglądało życie naszej rodziny. Oczami wyobraźni śledziliśmy pierwsze samodzielnie kroki Liwii, pierwszy dzień w szkole, beztroską zabawę na podwórku. Jedna z wizyt u lekarza spowodowała, że nasze pozytywne nastawienie nagle zniknęło. Pojawiły się strach i rozpacz… Badania wykazały, że nasza córka urodzi się z niedrożnością jelit i nie wiadomo jak będą funkcjonować nerki. Nasza córeczka urodziła się w sierpniu 2017 roku w 35 tygodniu ciąży i właściwie od pierwszych chwil życia zaczęła się jej walka o zdrowie i sprawność. U Liwii zdiagnozowano dysplastyczne i mniejsze nerki, niedrożność układu pokarmowego i niedosłuch. Tuż po porodzie Liwia ze względu na zespół krótkiego jelita, przeszła pierwszą operację. Córeczka jest po dwóch stomiach, karmiona pozajelitowo. Od urodzenia do grudnia 2017 roku przebywaliśmy z nią w szpitalu na różnych oddziałach (chirurgii, gastroenterologii, hepatologii i żywienia dzieci oraz anestezjologii i intensywnej terapii dzieci). Borykała się z cholestazą wewnątrzwątrobową. W tym czasie były wykonywane USG przezciemiączkowe, które nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Do czwartego miesiąca życia, kiedy Liwia przebywała cały czas w szpitalu, nikt nie zwrócił uwagi, że jej rozwój jest nieprawidłowy. Po czterech miesiącach od urodzenia poinformowano nas, że nasza córka choruje na mózgowe porażenie dziecięce pod postacią obustronnego niedowładu. Już wtedy zdawaliśmy sobie sprawę, że Liwia będzie całkowicie zależna od pomocy drugiej osoby. To było jak gwałtowne wybudzenie ze snu do rzeczywistości. Nie było czasu do stracenia. Na szali leżała przyszłość naszej córki, dlatego szybko rozpoczęliśmy odpowiednią terapię i rehabilitację pod okiem specjalistów. Obecnie Liwia ma 3,5 roku i jest pogodną dziewczynką. Liwia nie siedzi samodzielnie, nie trzyma głowy, nie mówi. Wymaga codziennej intensywnej rehabilitacji ruchowej, wzrokowej i logopedycznej. Nie jest w stanie opowiedzieć nam, co sprawia jej przyjemność, jednak widzimy, jak bardzo lubi spacery, zabawy muzyczne i ruchowe. Liwia potrzebuje codziennej rehabilitacji, która trwa niemal nieustannie. Wizyty u specjalistów i liczne konsultacje pochłaniają sporo czasu, które zdrowe dziecko poświęca na beztroską zabawę. Jednak Liwia każdego dnia staje na wysokości zadania. Pomimo tylu barier i ograniczeń narzucanych przez rzeczywistość, córka dzielnie wychodzi im naprzeciw. Chętnie uczestniczy w zajęciach i współpracuje z terapeutami. Codziennie jesteśmy z niej dumni. Bardzo długo staraliśmy się radzić sobie sami, jednak przyszedł moment, w którym musimy prosić o pomoc. Koszty związane z rehabilitacją zaczęły nas przerastać, lecz z Tobą będziemy mogli wciąż walczyć o dobro naszej córeczki! Za każdy pomocny gest jesteśmy ogromnie wdzięczni!  Rodzice Liwii

8 008,00 zł ( 31,56% )
Brakuje: 17 365,00 zł