Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Piotr Czerpak
Piotr Czerpak , 55 lat

Piotr wracał od żony i dziecka, kiedy został staranowany na drodze. Ratunku!

To nie jest długa historia, choć wydaje się, jakby już od tamtego czasu upłynęła wieczność. Świat wtedy wyglądał jeszcze normalnie, nikt się nie zastanawiał, czy można wyjść we dwójkę lub we trójkę z domu... 18 lutego 2020 r. Piotr uległ wypadkowi drogowemu. Odwoził żonę i synka na Ukrainę, gdzie mieszkają. Wracając już samemu do Polski, czołowo zderzył się z innym samochodem, który wyprzedzał na podwójnej ciągłej. Chociaż to nie Piotr był sprawcą, to on z tego najgorzej wyszedł. Przez długi czas leżał nieprzytomny w ciężkim stanie w szpitalu we Lwowie i oddychał za niego respirator. Dzięki staraniom wielu osób udało się go w czerwcu przetransportować do Polski, gdzie jednak wciąż będzie potrzebował kosztownej rehabilitacji.  Wystarczyła chwila, czyjeś nieodpowiedzialne zachowanie, żeby zwyczajne życie naszej rodziny rozpadło się na milion kawałków. Zapomnieliśmy już o spokojnym śnie. Nie pamiętamy już, jak to jest się beztrosko uśmiechnąć. Wszystkie nasze myśli biegną na oddział intensywnej terapii, gdzie nasz ukochany Piotrek, który do tej pory był kucharzem i pracował w wielu firmach, gdzie zawsze go ceniono, jako uczciwego i sumiennego pracownika, a przede wszystkim  dobrego i pomocnego we wszystkim człowieka, toczy nierówną walkę na śmierć i życie. Strach wypełnił każdą sekundę, a wzięcie powietrza do płuc boli jak uderzenie młotem... Ponieważ europejskie ubezpieczenie zdrowotne nie obejmuje Ukrainy, za wszystkie działania szpitala jak i za sam pobyt musieliśmy płacić prywatnie, co przerasta możliwości rodziny, dlatego uruchomiliśmy pierwszą zbiórkę. Teraz okazuje się, że pomoc dla Piotra jest wciąż potrzebna, bo koszty pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym są ogromne. Kruche jest życie i zdrowie ludzkie. Doświadczamy tego teraz na własnej skórze bardzo boleśnie. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia Piotra sprzed. i po wypadku. Różnica jest ogromna. Chcemy go odzyskać. Chcemy naprawić zniszczenia, które dokonały się w trakcie wypadku. Sami jednak nie damy rady. Bądźcie nadal z nami. Prosimy o wsparcie! Rodzina Piotra

10 664,00 zł ( 18,56% )
Brakuje: 46 783,00 zł
Mariola Wower
Mariola Wower , 60 lat

Świat wypełniam kolorami. Wy możecie wypełnić mój!

Minęło już ponad 20 lat od wypadku, który całkowicie odmienił moją codzienność. Przez ten czas zrozumiałam, że nasze życie bywa równie nieobliczalne i delikatne, co chwila, w której pędzel muska płótno. Niestety, nawet jeśli jesteśmy wystarczająco ostrożni i dokładni, nie potrafimy przewidzieć wszystkiego… Latem 1992 roku jechaliśmy samochodem do teściowej - ja, siostra, mój mąż i nasze kilkuletnie córeczki. To miał być wspaniały dzień, spędzony w rodzinnym gronie. Stało się jednak inaczej. Nagle, na prostej drodze, w pojeździe zepsuł się układ kierowniczy. Nie dało się już nic zrobić. Auto zaczęło skręcać w lewą stronę i nie było ratunku… Gdy obudziłam się w szpitalu, miałam przez chwilę wrażenie jakbym wybudziła się z głębokiego i długiego snu. Otworzyłam oczy i powitała mnie biel sufitu. Nie mogłam przekręcić szyi przez usztywnienie. Pamiętam, że lekarz badał moje nogi, kolana, uda, pytając czy coś czuję. Czułam dopiero swoje ramiona… Każdy z nas doznał poważnych obrażeń. Lilka miała złamaną nogę, mąż kręgosłup, na szczęście bez uszkodzenia rdzenia. Ja nie miałam tyle szczęścia. Stwierdzono u mnie złamanie kręgosłupa w odcinku szyjnym z przemieszczeniem.  Mogłam się wtedy poddać, mogłam stwierdzić, że to, co nas spotkało było zbyt przerażające, mogłam utknąć w punkcie, w którym wydaje się, że nie ma wyjścia i zrezygnować, a później już nigdy się po tym wszystkim nie pozbierać. Dzisiaj dziękuję, że tego nie zrobiłam, lecz miałam dość siły, by zawalczyć o to, co przyszło później... Odnalazłam w sobie pasję - maluję ustami obrazy olejne, tworzę autorskie wiersze, udało mi się również napisać i wydać własną książkę - „Dwie sekundy, które zmieniły moje życie”. Zabawa z czwórką ukochanych wnucząt sprawia mi nieopisaną radość. Mąż i córki opiekują się mną codziennie, dają tak wiele wsparcia, którego nawet nie potrafię opisać słowami.  Na tym właśnie polega przewrotność losu, że każde przykre momenty mają też swoje drugie oblicze. Może gdyby nie wypadek, który zdarzył się tyle lat temu, nie odkryłabym w sobie tak wielkiej pasji do tworzenia. Tego, „co by było gdyby…”, już nigdy się nie dowiem. Wiem jednak, że każdego dnia mogę dawać z siebie wszystko, toczyć tę bitwę, nie będąc na przegranej pozycji.  Malowanie to moja prawdziwa odskocznia, świat, w którym codziennie się zatracam, który tak wiele dla mnie znaczy. Rok po wypadku udało mi się pojechać na turnus rehabilitacyjny, a w 1995 roku trafiłam również na turnus artystyczny. To właśnie tam poznałam fantastycznych ludzi i zakochałam się w malarstwie olejnym. Od momentu wypadku obserwuję świat z perspektywy łóżka i wózka inwalidzkiego. Dziś zwracam się do Was z ogromną prośbą w zbieraniu środków na nowy wózek oraz samochód. Mój obecny sprzęt ma już 25 lat i wymaga wymiany - tylko dzięki wózkowi mogę się przez cały rok przemieszczać po domu, a latem „gonić” się z wnuczętami po ogrodzie. Drugą ważną dla mnie sprawą jest samochód, do którego mogę wjechać wózkiem. To moje okno na świat, dzięki któremu mąż może zawieźć mnie do lekarza, czy znajomych. Będę bardzo wdzięczna za każde okazane wsparcie! Więcej o historii Marioli:  https://dziendobry.tvn.pl/a/sila-jest-kobieta-wypadek-samochodowy-nie-zamknal-jej-na-swiat-sparalizowana-od-ramion-w-dol-zaczela-malowac-ustami https://poznan.wyborcza.pl/poznan/51,36001,22575482.html?i=0

14 137,00 zł ( 11,77% )
Brakuje: 105 903,00 zł
Kacper i Karol Nieczaj
Kacper i Karol Nieczaj , 21 lat

❗️Dwóch braci, jedna choroba. Pomóż ocalić sprawność Kacpra i Karola!

Codzienną walkę o sprawność moich synów trudno pokazać na zdjęciach. Jeśli nie znasz ich historii, widzisz po prostu dwóch przystojnych młodzieńców, którzy lada moment ruszą w dorosłe życie, na podbój świata. Nic bardziej mylnego. Moje dzieci każdego dnia walczą o utrzymanie resztek sprawności, których jeszcze im nie odebrała skrajnie rzadka choroba, o której nie słyszał prawie żaden lekarz ani rehabilitant w Polsce... Tamten dzień już na zawsze będę pamiętać, jako ten, który wywrócił nasze życie do góry nogami. Telefon ze szpitala nie zwiastował niczego dobrego, usłyszałam diagnozę i świat runął - ataksja Friedreicha... Chłopcy są bliźniakami. Mimo tego, że byli wcześniakami, urodzili się zdrowi. Ich energię trudno było zatrzymać, dopiero w wieku 10 lat zauważyłam, że zaczynają się garbić. Lekarz ortopeda stwierdził skoliozę idiopatyczną, z zaleceniami rehabilitacji.  Pomimo ciągłej rehabilitacji, noszenia gorsetów, kręgosłup deformował się, a skolioza postępowała. U Karola, który ma astmę oskrzelową, doszły duszności i gorsze problemy z oddychaniem. Kilka razy w nocy woziliśmy go do szpitala, ponieważ się dusił. Patrzyłam na swoje dziecko ze strachem w oczach, modląc się, by przeżył... Choroba chłopaków postępuje. Cały czas szukałam odpowiedzi, co się dzieje, jak pomóc moim dzieciom. Ruszyły badania i po wielu miesiącach padła diagnoza ataksja Friedreicha. Jest to bardzo rzadka, nieuleczalna i postępująca choroba genetyczna. Gdyby spojrzeć na moich synów siedzących przy stole, ciężko na pierwszy rzut oka zobaczyć, że cokolwiek im dolega. Dopiero kiedy przychodzi do wykonywania niektórych czynności, sytuacja staje się dużo czytelniejsza. Kiedy chodzą, wydaje się, jakby byli pijani. Nogi nie chcą ich słuchać, zanika poczucie równowagi. Herbatę leję do kubków jedynie do połowy, inaczej wszystko by zostało porozlewane. Zapięcie guzika w koszuli-niestety, już niewykonalne. Chłopcy mają problemy z mową. Muszą uczęszczać do neurologopedy, gdyż ich mowa staje się niewyraźna i potrzebne są ćwiczenia. Mają też problemy z pismem. Piszą bardzo powoli, zdecydowanie nie nadążają za klasą, a samo pismo jest już bardzo ciężkie do rozczytania.  Z wiekiem dochodzi do uszkodzenia mięśnia sercowego oraz deformacji kości, a medycyna wciąż pozostaje bezsilna. Jedyną szansę na powstrzymanie destrukcyjnego działania choroby jest rehabilitacja, której koszty są dla nas  jednak zbyt duże. Nie mam jednak wyjścia, muszę się o nich bić! Nie wolno mi się poddać, bo co będzie wtedy, kiedy mnie zabraknie? Kto się nimi zaopiekuje? Moje bliźniaki walczą o to, by jak najdłużej pozostać sprawnymi ludźmi. Bez Waszego wsparcia nie mamy szansy i nadziei na lepsze jutro, a Karol i Kacper tak bardzo pragną żyć! Pomóż! Teresa - mama Kacpra i Karola REPORTAŻ O BRACIACH –> KLIK

36 771,00 zł ( 42,36% )
Brakuje: 50 021,00 zł
Maja Krzyżek
Maja Krzyżek , 20 lat

Błagam cię córeczko – wróć do mnie!

Ta historia rozpoczyna się 19 lipca 2019. Środek wakacji, dobra pogoda i podróż samochodem, która kończy się bardzo nieszczęśliwie. Nikt nie chce dostać takiego telefonu, jaki wtedy otrzymałam – z informacją, że najbliższa mi osoba miała wypadek. Straszny wypadek Moja córka, wówczas 15-letnia Majeczka jechała samochodem jako pasażer. Niestety auto wylądowało na drzewie, wypadek był tak poważny, że drugi pasażer pojazdu zmarł, a Maja z bardzo poważnymi obrażeniami została przewieziona do szpitala. Cudem przeżyła. Już po fakcie lekarze twierdzili, że Maja przeżyła cudem, bo po pierwsze została bardzo szybko dowieziona do szpitala dzięki transportowi helikopterem, a po drugie – że dotarła do szpitala żywa. Jej stan był tak poważny, że nie dawano jej wielkich szans. Bardzo groźne urazy Moja córeczka doznała urazu wielomiejscowego, bardzo ciężkiego urazu czaszkowo-mózgowego, licznych złamań kości czaszki, oczodołów, strzaskane były płaty czołowe mózgu, lekarze stwierdzili stłuczenia krwotoczne mózgu i cechy obrzęku mózgu. Maja była konsultowana i leczona przez lekarzy różnych specjalności – neurologa, neurochirurga, chirurga szczękowego, laryngologa. W czasie 2 miesięcy po wypadku przebywała na siedmiu różnych oddziałach szpitala. Miała 3 operacje – w tym plastyki opony twardej. Lekarze robili wszystko co w ich mocy, żeby uratować życie Majeczki i… udało się! Za co jestem im cały czas przeogromnie wdzięczna. Majeczka zaczęła dochodzić do siebie, kiedy we wrześniu doszło do stanu zapalnego i ropnia okolicy zatoki sitowej, co wymagało zabiegu chirurgicznego. Po tym córka już nie była taka sama. Kontakt z nią urwał się – była przytomna, ale przestała reagować. Dopiero 5 miesięcy później, po pracy z logopedą, komunikacja z Majeczką – bardzo powoli – ale zaczęła wracać. Teraz mamy opracowany prosty kod – całus oznacza TAK, kwaśna mina NIE, inne miny oznaczają NIE WIEM itd. Poza tym Maja – jak to nastolatka – jasno pokazuje swoje fochy. 10 miesięcy poza domem Nasza gehenna trwała prawie rok. Majeczka do domu wróciła dopiero pod koniec maja 2020 roku – po 10 miesiącach! Do grudnia 2019 przebywała w szpitalach, w grudniu rozpoczęła rehabilitację w klinikach rehabilitacyjnych. Jednak przez większość tego czasu z moją córką nie było kontaktu albo był on bardzo ograniczony. Dopiero w ostatnich miesiącach rehabilitacja, a także pionizator przynoszą efekty. Postępy następują bardzo powoli, ale są widoczne. Razem z całą rodziną robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby Maja wróciła do siebie i była taka jak kiedyś. Wszystko jest możliwe! Poza tym widać, że dotychczasowa zabiegi fizjoterapeutyczne działają. Mam nadzieję, że wszystko wróci jeszcze do normalności. Czego potrzebuje Maja? Dwie sprawy są obecnie dla nas najważniejsze. Po pierwsze rehabilitacja. Zabiegi, których potrzebuje moja córeczka trzeba wykonywać codziennie. Miesiąc w miesiąc. W związku z tym koszty rehabilitacji są ogromne i wynoszą od kilku do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Tak wyglądają nasze dotychczasowe doświadczenia, ponieważ od grudnia do maja za pobyt w klinikach rehabilitacyjnych musieliśmy płacić właśnie tak duże kwoty. A po drugie chcemy poprawić komunikację i wykorzystać inny sposób do uruchomienia i ćwiczenia umysłu mojej córki. Majeczka jest po próbnych konsultacjach mających na celu przetestowanie tzw. cyber oka. Bardzo ładnie pracowała przez 2 godziny z tym urządzeniem. Cyber oko to nie jest tylko narzędzie do komunikacji (ekran bezdotykowy), ale także można na nim wykonywać mnóstwo ćwiczeń neurologopedycznych. Rozpoznawanie dźwięków, ćwiczenia z kolorami itp. Takich funkcji i różnych zadań jest mnóstwo. Dlatego chcemy zakupić cyber oko dla mojej córeczki. Koszt też ogromny – 26 000 zł. Poza tym, Maja będzie miała jeszcze dodatkowy rodzaj stymulacji neurologopedycznej tzw. biofeedback oraz zajęcia z hipoterapii, które podobno przynoszą znakomite efekty. Tak jak mówiłam – robimy wszystko, co możliwe. Proszę o pomoc dla mojej córeczki Dlatego prosimy Ciebie o pomoc. Pomóż nam w walce o zdrowie mojej córeczki. Majeczka ma dopiero 16 lat. Całe życie przed nią. Jestem pewna, że jest stanie normalnie funkcjonować i wrócić do pełnego zdrowia. Każda złotówka jest dla nas bezcenna. A ja nie poddam się nigdy, tak jak nie poddaje się moja córka. Zresztą córka jest urodzoną wojowniczką. Przed wypadkiem spełniła swoje wielkie marzenie i dostała się do liceum wojskowego, do którego miała uczęszczać od września. Wierzę także, że Maja zagra nam jeszcze i zaśpiewa. Moje dziecko jest uzdolnione muzycznie – Majeczka ukończyła I stopień szkoły muzycznej w klasie skrzypiec, gra także na gitarze. Dzięki Twojej pomocy Majeczka będzie miała szansę na normalne życie… za co już teraz dziękuję. Ola Krzyżek, mama Mai

52 598,00 zł ( 46,86% )
Brakuje: 59 636,00 zł
Mateusz Drwal
Mateusz Drwal , 36 lat

W drodze do sprawności, w nadziei na lepsze życie.

Mam 32 lata i nie wiem, co to znaczy być samodzielnym. Mam 32 lata i każdy mój dzień to walka. Walka o sprawność, o pokonanie barier, o samodzielność. Od urodzenia zmagam się z porażeniem mózgowym. Nie mogę się z niego wyleczyć, ale mogę codziennie pracować nad zniwelowaniem jego skutków i to właśnie jest cel nadrzędny mojego życia. Nie jestem w stanie chodzić, cierpię na bolesne przykurcze mięśni, które sprawiają, że moje ręce nie są w pełni sprawne. Praktycznie każda czynność wymagająca przemieszczenia się, nawet w obrębie mieszkania nie jest możliwa bez pomocy innych... Najczęściej pomaga mi mama, jednak jestem dorosłym mężczyzną, który swoje waży. W ostatnim czasie pojawiły się nowatorskie metody rehabilitacji, dzięki którym jestem w stanie choć przez chwilę przyjąć wyprostowana postawę, poruszać nogami… Taka forma rehabilitacji znacznie łagodzi  też moje bolesne przykurcze. Jest to dla mnie bezcenne. Niestety seanse na urządzeniu są kosztowne. Od świata zewnętrznego dzielą mnie schody, których każde pokonanie jest dla mnie ogromnym wyzwaniem. Moje problemy mógłby rozwiązać lekki wózek inwalidzki. W miarę swoich możliwości staram się pracować i zdobywać środki na utrzymanie i rehabilitację. Niestety koszty stale rosną...Moja choroba nigdy nie zniknie. Liczę na Państwa wsparcie i życzliwość. Głęboko wierzę, że z Waszym wsparciem moje życie może być choć trochę lepsze. Dziś już wiem, że nie poradzę sobie sam. Dlatego pełny wiary w powodzenie zwracam się do Ciebie! Pomóż mi zawalczyć o moją przyszłość! Mateusz –––––––––––––– TVP o Mateuszu –> KLIK TVP o Mateuszu –> KLIK    

11 942,00 zł ( 27,71% )
Brakuje: 31 144,00 zł
Nikola Figura
Nikola Figura , 18 lat

Kiedy za uśmiechem kryje się tragedia...

Od pierwszego dnia zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie łatwo, ale teraz stanęliśmy przed wyzwaniem nie do pokonania. Nasze życie podporządkowane chorobie Nikoli nigdy nie będzie wyglądało tak, jak rzeczywistość innych rodzin, które podobne dramaty ominęły. Wszystkie opcje zostały wyczerpane - teraz zostaje nam tylko jedno - prosić o pomocną dłoń!  Nikola jest nastolatką. Dziewczynki w jej wieku są samodzielne, uczą się życia, rozwijają pasję, szukają własnych dróg, nawiązują przyjaźnie, czasem na resztę życia… Dla Nikoli szczytem możliwości jest wypowiedzenie jednego bądź kilku słów w ciągu kilkunastu minut. Moja córka nie mówi, nie chodzi. Wymaga opieki przez całą dobę. Nie zje sama posiłku, nie zajmie się sobą. Wszystko za sprawą zbyt wczesnego porodu… Przyjście na świat w 26 tygodniu ciąży spowodowało, że życie naszej córki jest niekończącą się walką…  Kiedy się urodziła ważyła zaledwie 760 gramów. Była taką kruszynką, że ciężko było pojąć… Lekarze bali się mówić cokolwiek, nie mogli nas zapewnić o tym, co wydarzy się w ciągu najbliższych dni. Tych chwil pełnych napięcia i oczekiwania nie zapomnimy nigdy… Niestety to okazał się tylko wstęp do czekającej nas poważnej walki. Minęło póltora roku, Nikola rozwijała się wolniej, ale wszystko zrzucaliśmy na wcześniactwo. Po cichu liczyliśmy, że z czasem wszystko się ”wyrówna”. Nasze nadzieje okazały się złudne. U córki zdiagnozowano mózgowe porażenie dziecięce, a kilka lat później zespół Dandy-Walkera. To był bolesny cios na drodze naszego rodzicielstwa. Nie było nawet chwili, by przemyśleć to, co się dzieje, bo niemalże natychmiast zaczęliśmy poszukiwanie pomocy. Tylko stała, intensywna rehabilitacja była w stanie sprostać bolesnym dolegliwościom, które nieprzerwanie dręczyły naszą córeczkę… Do niedawna udawało nam się walczyć, ale teraz brakuje nam nie sił, a środków. Turnusy rehabilitacyjne, podczas których Nikola ma specjalistów na wyłączność. Doświadczonych i wykształconych ludzi prowadzących jej przypadek w indywidualny sposób. Każdy taki pobyt jest dla córki dużym obciążeniem pod względem wysiłku, ale przynosi niesamowite rezultaty! Dla nas nie ma lepszej nagrody niż obserwowanie, nawet najmniejszych postępów córki - wtedy wiemy, że podążamy dobrą ścieżką. Niestety, nasze możliwości się wyczerpują, bo choroba Nikoli wymaga coraz większej pracy i zaangażowania specjalistów, a to generuje ogromne koszty związane z opieką. Cena jednego turnusu to prawie 10 tysięcy złotych. Jak zdobyć taką kwotę, kiedy przez całą dobę opiekujesz się niepełnosprawnym dzieckiem?! Nie możemy zapewnić jej tego, co potrzebne najbardziej. Dla nas każdy przestój w rehabilitacji to ogromna strata! Specjaliści są zgodni, że tylko dzięki regularności, będziemy mogli zachować to, co osiągnęliśmy, a nawet pójść o krok dalej… Potrzebujemy Waszej pomocy, by dalej dzielnie walczyć o Nikolę. Jesteście naszą jedyną szansą na rozwój.  My jako rodzice nie marzymy o niczym innym. Życie Nikoli bez bólu, wspólna zabawa naszych dzieci. Zwyczajne rodzinne życie, rutyna, której nie zawsze trzeba przestrzegać. Kalendarz uwzględniający beztroskę i zabawę, nie tylko rehabilitację, zabiegi, konsultacje… Zdrowie - pod tym słowem kryje się wszystko, co w życiu ważne. 

7 890,00 zł ( 9,88% )
Brakuje: 71 897,00 zł
Magdalena Szychowiak
Magdalena Szychowiak , 51 lat

"Co się z nimi stanie, gdy mnie zabraknie?" Mama dwojga niepełnosprawnych dzieci jest ciężko chora, ratunku!

Umieram ze strachu, bojąc się nie o siebie, ale o swoje dzieci… Co się z nimi stanie, jeśli mnie zabraknie? Kto się nimi zajmie jak mama, która kocha bezgranicznie i bezwarunkowo, która życie dzieci przedkłada nad swoje...? Nie wiem, co to znaczy być zdrowym człowiekiem, nie było to też dane moim dzieciom… Walczymy o zdrowie, o życie. Błagam o pomoc, nie dla siebie, lecz dla nich… Ilość chorób, z którymi zmagam się każdego dnia, powoli mnie przytłacza. Skłamałabym, pisząc, że radzę sobie z codziennymi problemami, tak naprawdę jest coraz trudniej... Cierpię na cukrzycę, mam nadciśnienie, powoli tracę wzrok… Mam zwyrodnienie kręgosłupa i Reumatoidalne Zapalenie Stawów. Boję się, że niedługo będę mogła wymieniać choroby bez końca. Dla matki nie ma jednak większego bólu niż ten związany z chorobami jej dzieci… Tak chciałabym, żeby moja walka o zdrowie wyczerpała limit tragedii, które dotknęły naszą rodzinę. Tak się jednak nie stało… Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci: Gabrieli i Jonka. Okrutny los pozbawił ich tego, co najcenniejsze – zdrowia. Zarówno Gabrysia, jak i Jonatan są wcześniakami. Gabrysia przyszła na świat w siódmym miesiącu ciąży. Dwa miesiące za wcześnie… Cierpi na porażenie mózgowe, łuszczycę, ma silne problemy astmatyczno-alergiczne. Najgorsze jest jednak to, że Reumatoidalne Zapalenie Stawów, to przekleństwo, z którym przyszło mi walczyć, dotknęło również ją… Rok po Gabrysi urodził się Jonatan. Myślałam, że jego los oszczędzi… Że obdaruje go zdrowiem, którego zabrakło jego siostrzyczce. Niestety… Pomimo złych prognoz lekarzy, syn był silny. Walczył razem ze mną. Tak pozostało do dnia dzisiejszego. Jonek… Nie wiem, od czego nawet zacząć, żeby opisać, z czym musi mierzyć się synek. Jest upośledzony umysłowo, ma autyzm, cierpi na padaczkę. Boryka się też z chorobą tkanki łącznej… Lekarze diagnozują go w kierunku Zespół Enhlersa – Danlosa i Zespołu Petersa Plusa.  Policzyłam, że gdy był niespełna 1,5-rocznym maluszkiem, miał już za sobą 21 wizyt w szpitalu. Centrum Zdrowia Dziecka było jego drugim domem. Moja miłość, w połączeniu z jego siłą i wolą walki, zdziałały cuda i pozwoliły Jonatanowi żyć. Mój synek wie, że jest inny, jednak nie dopuszcza tego do siebie. Walczy o normalne życie. Ma swoje pasje, kocha śpiewać. Dzięki pracy wielu ludzi Jonek rozwija się. Jest teraz na etapie 7-latka. Mam nadzieję, że będzie lepiej. Modlę się tylko, by padaczka nie zniszczyła tego, co osiągnęliśmy. Staram się szukać każdej możliwej metody terapii, która przybliży mu świat rówieśników. Gabrysia również nie ustaje w zmaganiach o normalność, o lepsze jutro… Mimo problemów zdrowotnych zdała maturę i walczy o swoją przyszłość, póki stan zdrowia nie zamknie jej całkowicie w domu. Silne bóle stawów i mięśni potrafią zmienić życie w piekło, córka jednak się nie poddaje. Będzie studiować psychologię. Jestem z niej bardzo dumna. Życie z dwójką chorych dzieci nie jest łatwe. Staram się robić wszystko, co możliwe, aby Gabrysia i Jonek mogli w miarę normalnie funkcjonować. Nasza sytuacja jest ciężka, chwilami wręcz krytyczna. Życie kręci się wokół leczenia – mojego i dzieci. Podupadam na zdrowiu, jestem coraz starsza… A powinnam mieć siłę, żeby walczyć o dzieci, żeby zapewnić im leczenie i rehabilitację. Finansowo też jest ciężko, bardzo. Leczenie jednej chorej osoby pochłania majątek, leczenie trzech – fortunę… Niestety, przyszedł czas, kiedy muszę prosić o pomoc, bo nie starcza mi na leki dla siebie i dzieci. Zostaliśmy zostawieni sami sobie, to trudny czas – jest pandemia, nawet duże fundacje odmówiły nam pomocy. A ja muszę zrobić wszystko, by żyć jak najdłużej. Nie mogę się poddać chorobie. Muszę być sprawna, bo nikt inny nie zajmie się moimi chorymi dziećmi. Mają tylko mnie. To brutalne, straszne, ale niestety prawdziwe… Z ogromną pokorą proszę - pomóż nam. Magda, mama Gabrysi i Jonka  

28 506,00 zł ( 68,8% )
Brakuje: 12 926,00 zł
Katarzyna Kępkiewicz
Katarzyna Kępkiewicz , 33 lata

Cierpienie, które codziennie ukrywam przed światem... Tylko operacja daje nadzieję!

Mam na imię Katarzyna, mam 29 lat. Jestem żyrardowianką, nauczycielką, jednak moja choroba i fakt, że samotnie wychowuję 4-letniego synka z autyzmem, uniemożliwia mi pracę. Choruję na endometriozę. Cierpię, choć na zewnątrz tego nie widać. Funkcjonuję tylko dzięki lekom… Codziennie budzę się z myślą, że muszę ukryć ból, znieść cierpienie, które niszczy mnie od środka… Bardzo proszę o pomoc. Endometrioza - choroba, która odbiera radość, niszczy, osłabia, często odbiera nadzieję. Jestem po operacji usunięcia guzów z blizny po cesarskim cięciu oraz mięśni brzucha, która ulgę przyniosła tylko na chwilę. Obecnie wykryto guzy na jelitach, a narządy w jamie brzusznej pokryte są licznymi zrostami.  Powinnam pomyśleć o sobie, zawalczyć o swoje zdrowie, a nie mogę. Zawsze na pierwszym miejscu stawiam mojego synka, którego wychowuję sama. On ma o wiele większe potrzeby, niż zdrowe dziecko. Nie jest nam łatwo, ale staramy się sobie radzić, jak możemy. Niestety, moja choroba wszystko utrudnia… Endometrioza jest podstępna i niezwykle groźna. Niestety, nadal jest bagatelizowana przez niektórych lekarzy… Polega na tym, że fragmenty endometrium, które u zdrowych kobiet usuwane są w trakcie miesiączki, u mnie tworzą nacieki i guzy. Codziennie zmagam się z potwornym bólem, krwawieniami, mam problem z normalnym poruszaniem się. Wymagam opieki wielu specjalistów, gdyż w Polsce nie ma kompleksowego leczenia dla kobiet z endometriozą. Abym mogła uśmierzyć ból, konieczna jest kolejna operacja, za którą muszę sama zapłacić - NFZ jej nie refunduje. Jest to niezbędne, bo inaczej mogę znaleźć się w śmiertelnym niebezpieczeństwie! Mój synek ma tylko mnie - walczę dla nas obojga... Do tej pory sama pokrywałam koszty badań i wizyt lekarskich. Niestety, na tak drogą operację mnie zwyczajnie nie stać. Proszę, pomóż mi w walce o życie bez bólu, podaruj mi szansę na normalną codzienność... Tak bardzo chcę zapewnić synkowi właściwą opiekę, terapię i radosne dzieciństwo, a tymczasem opadam z sił i sama wymagam pomocy...

5 150,00 zł ( 63,03% )
Brakuje: 3 020,00 zł
Mikołaj Miedziejewski
Mikołaj Miedziejewski , 30 lat

Tragiczne konsekwencje potrącenia... Mikołaj walczy o sprawność!

Kilka sekund zadecydowało o tym, jak bardzo zmieniło się życie. Coś odeszło i skończyło się bezpowrotnie. Coś innego się zaczęło… I chociaż to “nowe” życie wcale nie jest lepsze, to doceniamy każdą jego minutę.  Dla najbliższych Mikołaj to Misiek. Był właściwie na początku swojej drogi, znalazł miłość, snuł plany na przyszłość i realizował marzenia wciąż uzupełniając długą listę. Był silny i właściwie w oczach wielu niezniszczalny. Aż do tego dnia, kiedy świat zmienił bieg, a to co miał, na chwilę przestało mieć znaczenie.  Od domu dzieliło go zaledwie kilkaset metrów. Była noc, Mikołaj przechodził przez przejście dla pieszych, do końca zostało zaledwie kilka kroków… W tym momencie uderzyło w niego rozpędzone auto. Ta wiadomość zwaliła nas z nóg, a później złe wiadomości spadały na nas lawinowo… Stan określono jako krytyczny, za mojego syna oddychał respirator, a lista urazów była tak długa, że lekarze bali się nam robić jakiekolwiek nadzieje… Baliśmy się o każdy dzień. Mieliśmy nadzieję, ale to wszystko. Wtedy też nie spodziewaliśmy się, że wygrane życie będzie oznaczało wstęp do kolejnej walki, równie trudnej, tej o życie i zdrowie.  Batalia trwa od ponad roku. Regularna rehabilitacja, konsultacje ze specjalistami, zajęcia dające nadzieję na przywrócenie pamięci. Długa lista, z którą mierzymy się niemalże każdego dnia. Ten wypadek zmienił życie wszystkich - Misiek ze wszystkich sił angażuje się w pracę, by jeszcze stanąć na własnych nogach, a my liczymy każdy grosz, bo koszty, które ponosimy w związku z codzienną opieką już są duże i rosną w zastraszającym tempie… Kilka tygodni temu dostaliśmy informację, że sytuacja jest znacznie poważniejsza. Mikołaj musi jak najszybciej przejść operację kolana, by rehabilitacja wciąż mogła postępować. Najgorsze jest to, że na refundowany zabieg nie mamy szans. Musielibyśmy ustawić się w długiej kolejce, która mogłaby trwać nawet kilka lat… Jesteśmy przerażeni, bo na tym etapie nie możemy sobie na to pozwolić. Każdy dzień jest ważny w walce o sprawność! Co możemy zrobić w tej sytuacji? Musimy przeprowadzić operację w prywatnym ośrodku, ale na to brakuje nam środków, bo koszt zabiegu to kilkadziesiąt tysięcy złotych! W połączeniu z bieżącymi wydatkami to kwota, o której boimy się myśleć.... Musimy prosić o pomoc! Ta kwota potrzebna jest nam jak najszybciej, by nie stracić nadziei. Ta suma daje Mikołajowi szansę stanąć na nogi - dosłownie i w przenośni.  Misiek zawsze był aktywny. Studiował na Akademii Wychowania Fizycznego, wypadek zastał go jeszcze przed odebraniem dyplomu i sprawił, że plany i marzenia musiały zostać odłożone na dalszy plan. Coś się kończy, coś zaczyna… Dla nas walka toczy się każdego dnia.  Wypadek pokazał nam jak niewiele rzeczy jesteśmy w stanie w życiu przewidzieć. Jedno zdarzenie burzy znany porządek i sprawia, że nagle świat staje na głowie. Przed Miśkiem całe życie. Robimy wszystko, by za kilka lat ten okres był dla niego tylko przykrym wspomnieniem. Razem możemy dokonać tego, co jeszcze w ubiegłym roku zdawało się niemożliwe. Wspólnie z Mikołajem pokażemy, że niemożliwe nie istnieje! Potrzebujemy Ciebie i armii ludzi, którzy będą dla nas wsparciem w najtrudniejszej walce w życiu.  Gdyby ciebie coś takiego spotkało też prosiłbyś o pomocną dłoń, prawda?

4 441,00 zł ( 19,87% )
Brakuje: 17 900,00 zł