Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Ola Guziejko
13 dni do końca
Ola Guziejko , 24 lata

Tajemnicza choroba doprowadziła do tragedii! Ratujemy przyszłość Oli!

Jak to możliwe, że nikt nic wcześniej nie zauważył? Czy choroba aż tak dobrze maskowała się, by zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie? Ola jest studentką II roku Uniwersytetu Gdańskiego na wydziale Stosunków Międzynarodowych. Od kilku lat choruje na bardzo rzadką chorobę Takayasu typu I zwaną inaczej chorobą bez tętna. Niestety, została ona wykryta zbyt późno, dlatego dziś boję się, czy jeszcze kiedyś Ola wróci do dawnego życia... Kiedy już udało się znaleźć sposób, by zapobiec konsekwencjom choroby, pandemia pokrzyżowała nam plany. 30 lipca 2020 roku, na 11 dni przed planowanym zabiegiem udrażniania tętnic, córka doznała udaru mózgu. Zrozumiałam wtedy, że nigdy wcześniej, tak naprawdę nie poznałam, co to strach. Dopiero w tamtym momencie, kiedy zaczęłam się bać o zdrowie i życie mojego ukochanego dziecka, przekonałam się, co to znaczy. Co gorsza, podczas pobytu w szpitalu doznała kolejnego udaru. Jej szansa na planowany zabieg bezpowrotnie przepadła. Tętnica szyjna zamknęła się... Szczera rozmowa z lekarzem była jedną z tych najtrudniejszych. Usłyszałam, że nic nie da się już zrobić... Po 9 dniach pobytu w szpitalu córka wróciła do domu, jednak tylko na kilka godzin. Zaburzenia mowy, a także brak możliwości panowania nad własnym ciałem sprawiły, że Ola wróciła do szpitala szybciej, niż się spodziewaliśmy. Obrzęk mózgu spowodował, że konieczna była trepanacja czaszki.  Mimo nieustannej rehabilitacji Ola wciąż nie jest w stanie dobrze i sprawnie funkcjonować. Potrzebuje całodobowej opieki, ponieważ brak kości w czaszce powoduje ogromne osłabienie organizmu. Córka potrafi sama zjeść posiłek - ale nie da rady go przygotować, samodzielnie chodzi - ale potrzebuje asekuracji. W maju odkryto kolejną zaatakowaną przez chorobę tętnicę. Przez rok liczba smutnych wiadomości przygniotła całą naszą rodzinę. Ola jest w słabej kondycji psychicznej. Gdyby nie leki na depresję, mogłoby być naprawdę źle.  Od 11 sierpnia 2020 roku Oli czaszka była otwarta. Pandemia ponownie utrudniła dostanie się do szpitala na operację jej zamknięcia. Dziś córka ma to już za sobą, udało się i przeszła tak ważną dla niej operację. By mogła wrócić do pełnej sprawności potrzebna będzie długa i ciężka rehabilitacja. Choroba zabrała już tak wiele, pochłonęła ogromne środki finansowe, a przede wszystkim odebrała zdrowie Oli, dlatego proszę, pomóż... Renata - mama Oli → Olę można także wspierać poprzez licytacje na Facebook'u

37 151 zł
Adam Antoszków
7 dni do końca
Adam Antoszków , 40 lat

By lata walki o sprawność nie przekreśliły pieniądze. Pomóżmy Adamowi!

Już 37 lat, bo od urodzenia, towarzyszy mi mózgowe porażenie dziecięce. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze walczyłem o swoją samodzielność. Moja niepełnosprawność nie przeszkodziła mi w spełnianiu marzeń i pasji, w podróżowaniu, czy w aktywnym życiu. Nie chcę, by przez słabnące ciało, wszystko to, co osiągnąłem legło w gruzach. Systematyczna rehabilitacja to moja jedyna nadzieja. Mózgowe porażenie dziecięce jest jedną z najczęściej występujących chorób przewlekłych o podłożu neurologicznym. Pomimo że jestem osobą dość samodzielną, wiele czynności z życia codziennego sprawia mi trudność. Porażenie lewostronne daje o sobie znać każdego dnia. Niedowład i jedna krótsza noga powodują, że prawa strona ciała jest bardziej obciążona i narażona na uszkodzenia. Mimo to nie poddaję się. Osiągnięcie pewnych umiejętności jest cenniejsze i przynosi więcej zadowolenia, niż to ma miejsce w przypadku osób zdrowych. Dla mnie zdobyciem szczytu jest samodzielne wejście po schodach, czy dłuższy spacer z przyjaciółmi. Wiem, że wkładam ogromny wysiłek w każdą czynność, jaką wykonuję.  Mieszkam sam, z czego jestem bardzo dumny. W trudniejszych czynnościach, jak robienie większych zakupów lub załatwienie spraw urzędowych, pomaga mi asystent osoby niepełnosprawnej. Na co dzień pracuję w Domu Pomocy Społecznej w Knurowie. Ta praca jest jak spełnienie marzeń. Chęć realizacji moich planów i marzeń jest silniejsza niż strach, że coś może się nie udać. Chcę w pełni uczestniczyć w życiu społecznym i zawodowym. Chcę żyć tak, aby moja niepełnosprawność mnie nie definiowała. Renta niestety nie wystarcza na pokrycie wszystkich kosztów prywatnej rehabilitacji. Po latach z chorobą wiem, że turnusy wyjazdowe przynoszą najlepsze efekty. By taki wyjazd się udał, potrzebuję Twojej pomocy!  Wiele razy przekonałem się, że ludzie mają dobre serca i potrafią bezinteresownie pomagać.  Z góry dziękuję za okazane wsparcie! Adam 

10 547 zł
Szymek Zawada
Szymek Zawada , 6 lat

Urodzony w 25 tygodniu wygrał walkę o życie. By móc zawalczyć o sprawność potrzebuje pomocy!

Nie tak miało to wyglądać… Nie tak wyobrażałam sobie naszą wspólną drogę. Mój synek musi stoczyć trudną walkę o sprawność, a ja muszę stać obok i zawalczyć o to, by moje dziecko miało szansę na dobrą przyszłość.  Radosne, mające trwać 9 miesięcy oczekiwanie na maluszka, zostało dramatycznie skrócone. Szymon przyszedł na świat w 25 tygodniu ciąży. To było za wcześnie, zdecydowanie za wcześnie. Szymek ważył zaledwie 850 gramów, wyglądał jak maleńki okruszek… Radość z przyjścia na świat przesłonięta potwornym strachem, bo mój kochany synek zamiast w ramiona mamy trafił na oddział intensywnej terapii. Tam spędził dokładnie 101 dni, które wydawały mi się wiecznością… Dzień i noc - dramatyczna walka na śmierć i życie. I ta potworna bezradność, niepewność, kolejne trudności…  Lekarze przekazywali kolejne informacje - miałam wrażenie, że dosłownie spada na mnie lawina złych wiadomości. U Szymka diagnozowano kolejne dolegliwości i choroby, między innymi dysplazję oskrzelowo-płucną, liczne wylewy, wodogłowie oraz problemy z oddychaniem. Stan określano jako ciężki, a we mnie kłębiło się mnóstwo emocji... Przerażenie mieszało się z nadzieją, że moje dziecko da radę stawić się kolejnym przeciwnościom. Miałam ochotę krzyczeć do lekarzy: “ratujcie go, błagam!”. I choć wiedziałam, że robią wszystko, co mogą, to serce matki kazało mi walczyć i szukać jeszcze dalej.  Szymi przeszedł 5 operacji. Pamiętam każdą z nich. Oczekiwanie pod salą na jedną jedyną informację, że wszystko będzie dobrze…  Na tej ciężkiej drodze Szymon nie stracił uśmiechu, pogody ducha i ciekawości świata. Pomimo trudnej, wymagającej i bolesnej rehabilitacji mój synek dzielnie walczy o lepsze jutro. Zupełnie jakby wiedział, jak wiele od tego zależy…  Teraz niemal każdy dzień jest dla nas wyzwaniem. Niestety, regularna rehabilitacja, opieka specjalistów i zakup niezbędnego sprzętu umożliwiającego ćwiczenia generują ogromne koszty. To kwoty, których nie jesteśmy w stanie zdobyć, by zapewnić naszemu synkowi wszystko, co niezbędne do walki z chorobą… Potrzebujemy wsparcia w walce o Szymka!  Tak bardzo chciałabym złapać go za maleńką rączkę i przeprowadzić przez życie… Chciałabym móc powiedzieć, synku zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by twoja przyszłość była dobra. Jesteś naszą nadzieją na lepsze jutro. Bardzo na ciebie liczymy! ➡️ Dzięki Wam radę dam!

23 640,00 zł ( 37,89% )
Brakuje: 38 737,00 zł
Dominik Sztejkowski
Dominik Sztejkowski , 29 lat

Samotna matka od 25 lat walczy o życie ciężko chorego Dominika. Pomocy!

Modlę się, żeby sił starczyło mi na jak najdłużej… Dominik ma 26 lat, a opieka nad nim przypomina opiekę nad małym dzieckiem. Niestety, waży tyle, co dorosły człowiek. Kilka razy dziennie muszę go cewnikować i przenosić go na rękach do wanny czy wózka, a synek jest bezwładny i ciężki... Radzę sobie jednak, jak mogę. Od 20 lat, od momentu, gdy odeszłam od męża alkoholika, jestem samotną matką. Gdy urodziłam Dominiczka, niedane było mi dane cieszyć się i pomyśleć, że oto ja, najszczęśliwsza matka, a to moje cudowne dziecko… Pierwsze słowa, które usłyszałam, brzmiały: "Pani dziecko jest bardzo chore"… Pani ordynator wkrótce zawołała mnie na rozmowę. To, co usłyszałam, zmroziło mi krew w żyłach: proszę ochrzcić dziecko jak najszybciej… Diagnoza: przepuklina oponowo-rdzeniowa, podejrzenie wodogłowia (co potwierdziło się, po dalszych badaniach), pęcherz neurogenny. Dowiedziałam się też, że moje dziecko nie będzie chodzić, a na pewno nie pożyje długo - parę dni, parę miesięcy, może parę lat, ale pełnoletności nie dożyje. Nie będę pisać o moich odczuciach, ale każdy rodzic może się domyślać, co wtedy przeżywałam… Nie mogłam się jednak załamać, Dominiś liczył na mnie, tak samo jak dwójka starszych dzieci, które czekały na mnie w domu. Nie czekał tylko mąż, który był w ciągu alkoholowym… Przed urodzeniem Domiczka też popijał, ale gdy maluch przyszedł na świat, taki chory, piciu ojca nie było już końca. Przeważnie nie pracował już, bo nie trzeźwiał… A ja, cóż, musiałam być silna, musiałam wziąć się w garść. Z powodu złego stanu zdrowia byłam wówczas na rencie, która była bardzo niska, a jeszcze doszedł synek, który wymagał stałej opieki, leczenia i rehabilitacji. Zaczęłam wędrówkę po lekarzach, bo trzeba było robić badania i wziąć się za rehabilitację. Synek mnie potrzebował. Tak minęły 4 ciężkie lata. W tym czasie synek ani jednej nocy nie przespał, ja przeważnie drzemałam w fotelu, wiedząc, że co godzinę synek będzie mnie budził. Z synkiem na rękach gotowałam, prałam, jadłam… Idąc do łazienki kładłam Dominiczka do wózka i brałam go ze sobą. W rozwoju synka najwięcej pomogła intensywna rehabilitacja w Pile. Tam mieliśmy też spotkania z panią psycholog, które powiedziała mi słowa, które dały mi do myślenia: żeby dziecko było szczęśliwe, to najpierw mama musi by szczęśliwa. Moja zasada brzmiała inaczej: jak dziecko jest szczęśliwe, to i mama jest szczęśliwa… Wzięłam jednak sobie jej słowa do serca, rozwiodłam się z mężem alkoholikiem i wyprowadziłam z dziećmi, zaczynając nowe życie… W międzyczasie byliśmy w Poznaniu na kolejnej operacji. Pamiętam jak doktor, który operował mojego synka, powiedział, że ta operacja jest jak jadący pociąg, który jedzie na Dominika i nastąpi teraz starcie, rozstrzygające, kto wygra… Dominiczek zwyciężył, taką zawsze synek ma siłę przeżycia. Radość nie trwała jednak długo. Ojciec moich dzieci, czyli mój były mąż, zmarł, skończyły się alimenty, a że nie miał wypracowanej odpowiedniej ilości lat, Dominikowi nie przysługuje renta. Zostałam z synem sama. Radzę sobie, ale tak bardzo chciałabym nie myśleć ciągle o tym, skąd wziąć pieniądze na rehabilitacje... Wiem, że Dominik nigdy nie będzie chodzić – cuda się nie zdarzają, jest bezwładny od pasa w dół, ale rehabilitacja bardzo pomogłaby w codziennym funkcjonowaniu, moim i jego. Uśmierzyłaby ból, poprawiłaby też postawę, gdyż synek ma skoliozę. Chciałabym dać mojemu synkowi wszystko, co najlepsze, ale jedyne, co mogę mu dać, to miłość i opieka… Nasz dochód to renta socjalna i świadczenie na syna, z czego większość idzie na pieluchy, cewniki i lekarstwa dla Dominika. Nie skarżę się na swój los, bo bardzo kocham mojego syna. Nie zabraknie mi miłości, brakuje mi jednak pieniędzy na rehabilitację, która bardzo by mnie odciążyła. Proszę z całego serca - pomóż mi. Józefa, mama Dominika

18 127,00 zł ( 77,44% )
Brakuje: 5 278,00 zł
Maria Krak
Maria Krak , 13 lat

Każdy dzień jest dla Marysi nieustanną walką o jej samodzielne jutro!

Marysia urodziła się w 30 tygodniu ciąży jako skrajny wcześniak, ważąc zaledwie 1560 gram. Była taka maleńka i bezbronna, a mimo to dzielnie walczyła od pierwszych dni życia. U córeczki zdiagnozowano mózgowe porażenie dziecięce z obustronnym niedowładem kurczowym, przy czym lewa strona jest zdecydowanie słabsza od prawej, co skutkuje rozwijającą się asymetrią ciała. Jakby tego było mało, Marysia ma problemy ze wzrokiem. Wszystko to sprawia, że każdego dnia nasza córeczka musi pokonywać bariery, o których zdrowy człowiek nawet nie myśli. Pokonanie kilku schodów jest dla niej przeszkodą, nie wspominając o wyjściu na dwór, czy przejściu z jednego pokoju do drugiego. Niestety, bez pomocy drugiej osoby nie jest w stanie tego zrobić.  Od raczkowania, przekręcania się na bok, po siedzenie i pierwsze próby chodzenia była bardzo długa, okupiona łzami i bólem droga. Jeszcze dłuższa jest jednak przed nami. Intensywna rehabilitacja oraz systematyczne leczenie iniekcjami z toksyny botulinowej sprawiły, że udało się nam wiele wypracować. Jednak największe marzenie naszej córeczki pozostaje nadal niespełnione. Marysia nie chodzi samodzielnie. Dlatego tak bardzo ważna jest jej dalsza rehabilitacja, by to, co udało się osiągnąć nie poszło na marne… Aby wreszcie mogła postawić swój pierwszy krok! Każdego dnia stawiamy czoła nowym wyzwaniom. Martwimy się o przyszłość, gdyż wiemy, że przed nami ciężka praca nad sprawnością Marysi. Córeczka potrzebuje coraz intensywniejszej rehabilitacji, a w przyszłości również operacji ortopedycznej poprawiającej sprawność ruchową. A to niestety kosztuje krocie. Jednak nie poddajemy się i wierzymy, że Marysia kiedyś stanie na własnych nogach. Będzie chodzić i biegać jak inne, zdrowe dzieci. Dlatego prosimy Was o wsparcie i pomoc w zebraniu potrzebnych pieniędzy na dalszą rehabilitację i leczenie Marysi. Każde poświęcenie, każdy wysiłek jest jest tego wart i przybliża nas do celu. Bez Waszej pomocy to się jednak nie uda! Rodzice Marysi

3 548 zł
Izabela Brzezińska
Izabela Brzezińska , 43 lata

Przez COVID-19 Iza wylądowała na wózku inwalidzkim❗️Pomóż jej znów być sprawną mamą...

Ostatnie pół roku mojego życia pełne było bólu, smutku i łez. Od listopada aż do maja leżałam w szpitalu. Święta Bożego Narodzenia, Sylwester, Wielkanoc… Wszystkie te dni spędzałam samotnie w towarzystwie białych, sterylnych ścian. Nawet w dniu moich urodzin nie mogłam przytulić się do męża i ukochanego syna. Tak bardzo mi ich brakowało.   Mam na imię Iza, jestem żoną i mamą 12-letniego synka. Udało mi się znaleźć szczęście i założyć rodzinę, choć los pozbawił mnie tego, co najcenniejsze - zdrowia. Mam jaskrę, zespół Hashimoto i Sudecka, charakteryzujący się stopniowym zanikiem mięśni. Jestem w grupie ryzyka, uważałam na siebie z całych sił, a mimo to stała się tragedia - zaraziłam się koronawirusem. Zachorowałam w listopadzie... Wokół mnie było tyle ofiar pandemii, ja stałam się jedną z nich... Ta sprawna, szczęśliwa kobieta ze zdjęć jest dziś tylko wspomnieniem... COVID-19 przechodziłam bardzo ciężko. Początkowe duszności i kaszel zakończyły się zapaleniem płuc. W ciężkim stanie zostałam przewieziona do szpitala. Nie mogłam oddychać... Przez trzy tygodnie przebywałam pod tlenem, ponieważ tylko to dawało ukojenie i możliwość zaczerpnięcia oddechu... Ciało walczyło, a ja opadałam z sił... W trakcie leczenia pojawiły się powikłania w postaci uszkodzenia nerek i serca - wypadania płatka zastawki mitralnej, pogorszył mi się wzrok. Z dnia na dzień nastąpił także całkowity niedowład nóg... Przestałam się ruszać. Byłam przerażona. Niemożność zobaczenia rodziny, samotność i strach o życie tylko pogłębiały mój stan. Wiedziałam, że COVID-19 jest straszną chorobą, nie sądziłam, że aż tak... Nie przypominam siebie sprzed choroby... Obecnie jestem osobą leżącą, nie mogę się poruszać.  Potrzebuję intensywnej rehabilitacji. Mam nadzieję, że dzięki niej moje stanę na nogi, że będę znów mogła się poruszać. Tylko to mi zostało.  Konieczna jest także całodobowa opieka. Mąż pracuje, jednak sytuacja finansowa mojej rodziny nie wystarcza na pokrycie kosztów leczenia. Ze względu na wadę wzroku jestem na rencie, Mam dopiero 40 lat, jestem mamą, mój syn mnie potrzebuje... Pragnę normalnego życia, proszę, pomóż mi do niego wrócić. Z góry dziękuję za każdy grosz. - Iza

21 760,00 zł ( 27,05% )
Brakuje: 58 666,00 zł
Kornel Wilczewski
4 dni do końca
Kornel Wilczewski , 9 lat

Straciłam jednego synka… A teraz z całych sił walczę o zdrowie drugiego. Pomocy!

Ciąża bliźniacza była naszym podwójnym szczęściem. Myśleliśmy o imionach dla dwóch chłopców, szykowaliśmy pokoik dla dwóch synów, kupowaliśmy podwójne ubranka. Ruchy, które czułam, powodowały, że o nic się nie martwiłam. Każda wizyta u ginekologa kończyła się samymi dobrymi informacjami. Mój świat się zawalił, kiedy usłyszałam słowa lekarza na sali porodowej.  Cała ciąża przebiegała bez najmniejszych problemów. Oczywiście, wiadomość o bliźniakach bardzo mnie zaskoczyła, jednak szybko przegoniłam myśli, że mogłabym sobie nie poradzić. Razem z mężem ogromnie cieszyłam się z takiego przebiegu zdarzeń. Do końca ciąży byłam pewna, że urodzę dwójkę wspaniałych, zdrowych chłopców. Inne myśli nie pojawiały się w mojej głowie. Kiedy zaczęła się akcja porodowa, powiedziano mi, że od dwóch tygodni jeden z bliźniaków nie żyje. To był pierwszy, bardzo mocny cios w serce. Po chwili kolejny. Lekarze zdiagnozowali, że drugi syn urodził się z wadą wrodzoną. Nagle straciłam kontakt z rzeczywistością. Nie docierały do mnie już żadne informacje. Potrzebowałam czasu na uspokojenie, zanim rozpoczęłam jakiekolwiek rozmowy.  Okazało się, że Kornel ma agenezję ciała modzelowatego, czyli brak przedsionka komory mózgu. Oprócz tego wykryto padaczkę i zespół Arnolda Chiariego, charakteryzujący się zbyt małą objętością czaszki. Każda nowa diagnoza bardzo mnie załamywała. Nie wiedziałam, czy po wszystkim, co się stało dam radę znaleźć w sobie siłę. Dodatkowo dowiedziałam się o nanosomii, która jest związana ze zmniejszonym wydzielaniem hormonu wzrostu. Mimo że mój synek ma 6 lat jego kości, są rozwinięte jak u chłopca trzyletniego.  Kiedy przytuliłam Kornela wszystkie obawy związane z tym, że sobie nie poradzę, zniknęły. Wiedziałam, że muszę walczyć. Że mój synek potrzebuje ogromnego wsparcia w walce o zdrowie. Przez całe swoje króciutkie życie Kornel zwiedził już naprawdę wiele klinik i szpitali. Jego codzienność to stała opieka lekarzy i pokonywanie trudności, które zesłał na niego los. Liczne wizyty bardzo często są dla nas pasmem złych informacji. Czekam na czasy, w których będziemy otrzymywać już tylko dobre wieści.  Luty 2021 był dla nas bardzo trudny. Syn miał robiony rezonans magnetyczny, w którym wykryto u niego dwa guzy w główce. Największym ryzykiem jest przemieszczenie się ich w dół, na kręgosłup, ponieważ to spowodowałoby brak możliwości chodzenia. Kiedy myślałam, że ta wiadomość już nic złego nie przyniesie, w kwietniu otrzymaliśmy kolejny szok. Stan Kornela znacznie się pogorszył. Okazało się, że ma uszkodzony nerw mózgu, który odpowiada za funkcjonowanie oka i jego ruchy. Dostaliśmy też skierowanie do neurochirurga. W najbliższym czasie Kornela czeka operacja. Mimo że Kornel przeszedł już wiele operacji i był na licznych wizytach u specjalistów, to dopiero początek żmudnej i bardzo trudnej dla nas podróży. Mojego syna czeka wiele kolejnych zabiegów i rehabilitacji. Mamy ogromną nadzieję, że dzięki Twojemu wsparciu będzie mi łatwiej zapewnić synowi lepszą przyszłość. Dla nas każda wpłata jest bardzo cenna. Z góry dziękuję za okazane dobro! Mama Kornela, Anita

4 935 zł
Maciej Zimoch
7 dni do końca
Maciej Zimoch , 61 lat

Wrócić do pasji, wrócić do sprawności… Proszę, pomóż mi znów być aktywnym człowiekiem!

Kiedyś kochałem sport i książki. Teraz tylko książki dają mi radość, tylko one sprawiają, że mogę oderwać się od szarej rzeczywistości i choćby na chwilę zapomnieć o tym, co mnie spotkało. Tęsknię za samodzielnością. Bardzo chciałbym znów wrócić do aktywnego życia. Niedługo minie 9 lat od udaru, który spowodował niedowład lewej ręki i nogi. To był początek mojego nowego, tak innego niż do tej pory życia. Wcześniej nie pomyślałem, że kiedykolwiek będę tęsknił za najzwyklejszymi domowymi obowiązkami. Obecnie jeżdżę na wózku inwalidzkim, ponieważ udar był tylko pierwszym etapem przybliżającym mnie do niepełnosprawności. Miażdżyca spowodowała, że amputacja była konieczna. W sierpniu ubiegłego roku straciłem lewą nogę.  Od tej pory jestem zależny od innych. Mieszkam na pierwszym piętrze w bloku bez windy. Kiedy chcę wyjść z domu, muszę prosić o pomoc sąsiadów. Staram się nie nadużywać ich życzliwości, dlatego większość czasu spędzam w czterech ścianach. Boli mnie to, że nie mogę sam decydować o sobie. Oparcie odnajduję w ukochanej żonie, z którą mieszkam. Niestety teraz, również ona potrzebuje pomocy. Niedawno przeszła operację - zdiagnozowano u niej nowotwór. To dla nas bardzo trudny czas, ale najważniejsze, że mamy siebie, że oboje jesteśmy dla siebie wzajemnym wsparciem. Wierzymy, że będzie już tylko lepiej. Pomału przyzwyczajam się do mojego nowego życia. Wiem, że nie mogę wyjść na spacer wtedy, kiedy mam na to ochotę. Nie mogę pobiegać od rana przy wschodzącym słońcu czy na szybko podejść do sklepu, bo żona pilnie potrzebuje jakiegoś produktu. Myślę, że za sportem tęsknię najbardziej. Od najmłodszych lat woda była moim żywiołem. Niedaleko mojego rodzinnego domu znajdowała się rzeka, w której mogłem pływać godzinami. Od podstawówki grałem w piłkę ręczną. Zawsze miło wspominałem zawody szkolne i tę zaciętą realizację. Kiedy byłem starszy, spotykałem się z kolegami na piłce nożnej halowej. Była to świetna okazja nie tylko do poruszania się, ale także do porozmawiania. Kiedy tak wspominam, te czasy zdaję sobie sprawę, że sport zajmował naprawdę dużą część mojego życia. Ciekawe czy jeszcze kiedyś będzie mi dane uprawiać sport bez obaw o sprawność? Oprócz zamiłowania do aktywności pozostały czas poświęcałem pracy. Byłem ślusarzem. Początkowo pracowałem w kopalni, później już standardowo w zakładzie. Mijał czas, a ja potrzebowałem zmian. Zacząłem podróżować po kraju jako kierowca, po kilku latach zostałem na magazynie. Wykonywałem w swoim życiu wiele zawodów i każdy z nich bardzo lubiłem. Teraz ze względu na mój obecny stan, niestety nie mogę podjąć się żadnej pracy. Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni. Zwracam się do Ciebie z prośbą o pomoc w sfinansowaniu zakupu protezy. Wierzę, że dzięki niej będę mógł wrócić do życia sprzed amputacji - do pracy, sportu. Nie chcę do końca życia tkwić w czterech ścianach, wiedząc, że mam szansę na bycie sprawnym, niezależnym człowiekiem. Mogę to osiągnąć tylko dzięki Twojemu wsparciu. Maciej

3 685,00 zł ( 19,68% )
Brakuje: 15 039,00 zł
Wiktor Dudziński
7 dni do końca
Wiktor Dudziński , 64 lata

Strażak walczy o zdrowie – przez lata pomagał innym, teraz sam potrzebuje pomocy!

Wiktor na co dzień pracował na kolei. Całe swoje życie poświęcił pracy, która stała się także jego ogromną pasją. Służba w Ochotniczej Straży Pożarnej była dla niego czymś dodatkowym, ale równie ważnym. Wszystko, co robił w swoim życiu, robił na sto procent! Uczestniczył i pomagał ludziom w wielu akcjach, zarządzał i opiekował się strażnicą i wozami bojowymi. Do momentu wypadku... Tego pechowego dnia Wiktor pojechał przycinać drzewa. W takcie pracy spadła na niego gałąź… Natychmiast został przewieziony do szpitala. Doszło do urazu czaszkowo-mózgowego, a także licznych złamań.  Przed Wiktorem jeszcze wiele operacji, które są szansą na powrót do zdrowia. Zaraz po pobycie w szpitalu powinien trafić do ośrodka specjalizującego się w rehabilitacji osób po tak poważnych urazach. Tylko to daje szansę na powrót do sprawności, samodzielne oddychanie, poruszanie się, czy zwyczajną rozmowę. Rozmowę, za którą tak bardzo tęsknimy. Wiąże się to jednak z bardzo wysokimi kosztami, na które nas nie stać. Zawsze Wiktor pomagał nam. Teraz to my pomóżmy Wiktorowi odzyskać sprawność! Kochająca Rodzina

15 225,00 zł ( 23,08% )
Brakuje: 50 733,00 zł