Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Natan Marczak
0:29:01  do końca
Natan Marczak , 3 latka

Walcząc o przyszłość...

Pamiętam, jak drżałam ze strachu w oczekiwaniu na wynik badania. U mojego synka podejrzewano SMA, a ja próbowałam zaklinać rzeczywistość... Badania zaprzeczyły diagnozę i chociaż odetchnęliśmy z ulgą, to sen z powiek spędza nam niepewność. Z czym zmaga się nasz synek? Jak mu pomóc? Dziś wiemy, że to hipoplazja ciała modzelowatego odpowiada za nasze problemy. Złe wiadomości spływają na nas lawinowo! Synek zmaga się też z chorobą metaboliczną, wiotkością mięśni i innymi schorzeniami mózgu... Niedawno Natan zaczął chodzić, lecz przez osłabione mięśnie często upada.  Natan jest i zawsze już będzie chory. Po przeprowadzeniu badania WES wiemy, że synek ma mutację genową, która powoduje m.in. deformację stóp. Miewa ataki paniki i nocne lęki. Natan budzi się z przeraźliwym krzykiem i nie może oddychać. Tak naprawdę może przebywać jedynie w miejscach, które zna i z ludźmi, których się nie boi. Tylko wtedy czuje się bezpieczny, a choroba nie daje o sobie znać...  Nie ma szans, by synek rozwijał się jak jego rówieśnicy, jednak to nie znaczy, że nie będziemy walczyć, że się poddamy! Na szali leży przyszłość synka, którą będziemy ratować za wszelką cenę. Cena ta jest jednak horrendalnie wysoka, dlatego proszę - pomóż nam! Rodzice Natana

52 300 zł
Helenka Kulczyk
Helenka Kulczyk , 3 latka

Ogromne cierpienie od pierwszych sekund życia. Pomóż małej Helence!

O tym, że Helenka urodzi się chora, dowiedzieliśmy się w połowie ciąży. Tego, co czuje człowiek w takiej chwili, nie da się właściwie opisać słowami. Można wpisać w słownik synonimów "strach, przerażenie, załamanie" i dostaniemy ledwie namiastkę naszego dramatu. Lekarze powiedzieli, że mamy przygotować się na najgorsze. Ale jak miałam się żegnać z kruszynką, której jeszcze nie zdążyliśmy poznać, zobaczyć, a pokochaliśmy miłością nieskończoną i bezwarunkową? Nerwowo czekaliśmy na to, by wreszcie zobaczyć małą. By ją ucałować i utulić. Wiedzieliśmy jednak, że jej przyjście na świat okupione będzie ogromnym bólem. Że nie wyjdziemy do domu po 3-4 dniach tak jak inne dzieci. Że czeka nas wiele miesięcy spędzonych na szpitalnych oddziałach, mnóstwo badań, diagnoz, prawdopodobnie bardzo kosztownych operacji. Helenka urodziła się z licznymi złamaniami i od razu zaczęła toczyć szalenie nierówną walkę o życie! Jest taka malutka, a już tak bardzo dzielna! Wystarczy spojrzeć na zdjęcia, żeby od razu zobaczyć, jak trudną codzienność zgotował jej zły los. Tyle nieszczęść na tylko jedno, maleńkie, bezbronne stworzenie. Serce pęka na pół... Co teraz? Obecnie jesteśmy daleko od domu, w Klinice Propedeutyki Pediatrii Chorób Metabolicznych Kości w Łodzi, na oddziale intensywnej terapii, gdzie mam możliwość przebywać z córeczką od 7 rano do 22 wieczorem. Nie mogę jednak jej wziąć na ręce, przytulić, nakarmić... Widzę tylko, jak bardzo cierpi, a te wszystkie złamania nóżek i żeber muszą ją koszmarnie boleć. Helenka leży inkubatorze, jest karmiona sondą, a tata może ją odwiedzać maksymalnie na 30 minut dziennie. Przez pierwsze dni musiała być na morfinie, obecnie przyjmuje inne leki przeciwbólowe, a także lekarstwo na łamliwość kości. Powiedzieć, że jest nam trudno, to jak nic nie powiedzieć...  Ja, mama, prosto z oddziału intensywnej terapii proszę Was o wsparcie. Chciałabym zapewnić mojej córeczce jak najlepsze warunki do życia i wiem już dzisiaj na pewno, że rehabilitacja będzie towarzyszyć Helence już zawsze. Potrzebne będą też kosztowne sprzęty, lekarstwa, dojazd do najlepszych specjalistów w Poznaniu. Sami nie damy rady jej tego zapewnić. Wierzymy, że z Twoją pomocą będzie nam choć troszkę lżej... Elwira - mama Helenki

152 138 zł
Amelka Twardowska
7 dni do końca
Amelka Twardowska , 13 lat

Pomóż Amelce uwolnić się od okrutnego bólu!

Radosna, mądra i dzielna. Tak opisałabym moją kochaną Amelkę. Mimo, że walczy z całych sił, czasami po prostu nie daje rady. Widok jej zapłakanych oczu rozdziera moje serce. Tak bardzo chciałabym jej pomóc, ulżyć, przejąć na siebie jej ból, ale jestem bezsilna. Okrutny los doświadczył nie tylko Amelkę, ale całą naszą rodzinę.  Miało być dobrze, Amelia miała urodzić się zdrowa. Tak bardzo na nią czekaliśmy, wszystko było już przygotowane na jej przyjście. Uszkodzenie rdzenia kręgowego, którego doznała podczas narodzin, było ogromnym szokiem. Domyślałam się jakie mogą być tego konsekwencje, jednak nie do końca wierzyłam, że okrutny los tak bardzo z nas zadrwił.  Amelka porusza się na wózku inwalidzkim. Choroba nie daje o sobie zapomnieć nawet na moment. Do tego córka jest podatna na różne infekcje. Często zmaga się z zapaleniem płuc, pęcherza i wieloma innymi problemami. Tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co przyniesie każdy nowy dzień.  Za nami już trzy operacje, przed nami jeszcze wiele... W tym momencie udało nam się pokonać skoliozę, musimy dalej działać, by zawalczyć z wybitymi biodrami. Nasz kalendarz po brzegi wypełniają rehabilitacje, konsultacje i terapie.  Mimo że za nami już tak wiele, to długa i wyboista droga nie ma końca. By zapewnić córce jak największe szanse na sprawność, korzystamy z wielu specjalistycznych sprzętów, jednak Amelka rośnie, a takie urządzenia szybko stają się za małe. Amelii bardzo marzy się rower. Niby nic nadzwyczajnego, jednak taki specjalistyczny, z napędem ręcznym to bardzo duży wydatek.  Gdybym tylko mogła, przychyliłabym jej nieba, zrobiła wszystko, by wywołać uśmiech na jej ślicznej twarzy. Niestety moje oszczędności wystarczają na pokrycie jedynie tych podstawowych potrzeb. Wymiana wszystkich sprzętów to ogromne koszty. Proszę, pomóż nam... Anna – mama

8 749 zł
Kinga Dziubczyńska
Kinga Dziubczyńska , 27 lat

By zatrzymać postępy choroby musimy działać teraz! Pomóż!

Mówi się, że młodzi ludzie nie chorują. Jednak życie weryfikuje i pokazuje, że choroba nie wybiera – każdy może doświadczyć cierpienia z jej powodu. W szkole średniej nigdy byśmy nie przypuszczali, że życie zwróci się przeciwko komuś z naszej paczki i wywróci je do góry nogami... Tak bardzo byśmy chcieli, by Kinga była szczęśliwa. By wiedziała, że codzienność to nie tylko choroba, ale również przyjaciele, którzy nie zostawią jej samej... Zaraz po maturze, nasza koleżanka Kinga zachorowała na stwardnienie rozsiane. Miała dopiero 19 lat! Było jej bardzo trudno… My też czuliśmy się bezradni – nie wiedzieliśmy jak się zachować, jak pomóc, o czym rozmawiać. Wiemy, że stwardnienie rozsiane jest nieuleczalne, ale można zatrzymać rozwój choroby i zapobiegać jej konsekwencjom. W ubiegłym roku Kinga miała drugi, cięższy rzut choroby. Skutki były bardzo poważne, a ona sama musiała uczyć się wszystkiego od nowa. Chodzenie i mowa były najbardziej dotknięte chorobą. Do dzisiaj walczy o swobodną komunikację i poruszanie się. Jest osłabiona, ma trudności nawet z utrzymaniem kubka herbaty. W obecnej sytuacji nie jest w stanie podjąć pracy zarobkowej. Wraz z grupą znajomych chcemy zatrząść internetem, by pomóc Kindze! Na pomoc i wsparcie zasługuje bez dwóch zdań! Aby mogła wrócić do sprawności potrzebuje rehabilitacji pięć razy w tygodniu, zajęć z logopedą oraz innych specjalistycznych zabiegów mobilizujących jej organizm. Praca specjalistów nie jest za darmo, a efekty są zależne od systematyczności. Kinga jest skromną osobą, zawsze dbała o innych bardziej niż o siebie, dlatego dzisiaj to my chcemy zadbać o nią. Nigdy nie wiemy, kiedy los postawi nas pod ścianą. Możemy jedynie wierzyć, że w ciężkich chwilach nie będziemy sami, a ktoś wyciągnie do nas pomocną dłoń. Dzisiaj to my chcemy wesprzeć naszą przyjaciółkę i pokazać, że nie jest sama – dołącz do nas!  przyjaciele Kingi

20 562 zł
Szymon Wołoszyn
Szymon Wołoszyn , 3 latka

Synku, Twoje serce nie może się zatrzymać!

Nasze dziecko urodziło się tylko z połową serca! HLHS to krytyczna, złożona wada, która sprawia, że w serduszku Szymka nie wykształciła się lewa komora! Aby nasz synek mógł żyć, konieczna będzie operacja i leczenie... Czekaliśmy na Szymka, mając niemal pewność, że wszystko będzie dobrze. Mieliśmy już troje dzieci, w pełni zdrowych. Co mogłoby pójść nie tak? Każde badanie USG, aż do 20 tygodnia ciąży dawało ogromną radość. Widzieliśmy, jak rozwija się nasz synek, przekonani, że pod moim sercem rośnie zdrowy, silny chłopczyk. Niestety, dokładnie gdy byliśmy w połowie ciąży, okazało się, że nasz synek ma wadę serca – HLHS. Nasz świat się zawalił. Od tego czasu zaczęła się walka o jak najdłuższe utrzymanie ciąży, która była zagrożona przedwczesnym porodem. Wizyty u specjalistów oraz w szpitalach zdawały się nie mieć końca, aż w końcu przyszedł ten dzień... 17 lipca, w 37 tygodniu ciąży, urodził się Szymon. Już w czwartej dobie życia przeszedł pierwszą operację ratującą życie. Nie trafił do nas – kochających rodziców, a na blok operacyjny, gdzie trwała walka o jego maleńkie serduszko. Udało się, ale to nie koniec... Tak bardzo się boimy. Dopiero co przywitaliśmy synka na świecie, a jego ciężki stan powoduje, że nieustannie towarzyszy nam strach, czy za chwilę nie będziemy musieli się żegnać... Nasze życie rozdarte jest między szpital, a pozostałe dzieci, które czekają na braciszka w domu. Wiemy, że leczenie naszego synka będzie niezwykle kosztowne, dlatego już teraz prosimy Was o pomoc! Rodzice Szymonka Zbiórkę możesz również wesprzeć, biorąc udział w licytacjach na Facebooku ➡️ Z sercem dla Szymonka - licytacje

91 830 zł
Paweł Składanek
4 dni do końca
Paweł Składanek , 48 lat

By moje plany nie pozostały jedynie marzeniami. Proszę, pomóż mi!

Choroba zniszczyła mi życie, zabrała wszystko bez pytania o zgodę. Byłem aktywnym człowiekiem – teraz jestem więźniem własnego ciała. Wózek inwalidzki stał się moją codziennością, a bez pomocy innych jestem bezradny. Czuję się załamany… Nie tak wyobrażałem sobie moją przyszłość. Teraz gdy przyszło mi mierzyć się z chorobą, wiem, że bez wsparcia innych nie dam rady. Mam dopiero 45 lat i przed sobie jeszcze wiele pięknych chwil. Dlaczego to wszystko ma być mi tak po prostu zabrane? Przez prawie 20 lat pracowałem jako zawodowy kierowca aut ciężarowych. Uwielbiałem moją codzienność, podróże, kontakt z ludźmi. Gdy wracam wspomnieniami do tych momentów, czuję ogromną tęsknotę,  Rok 2019 okazał się tym najgorszym w moim życiu. Zachorowałem na zapalenie krążka międzykręgowego z uciskiem na rdzeń i ogniskiem śródrdzeniowym, co w efekcie spowodowało porażenie spastyczne kończyn dolnych. Choroba zabrała mi wszystko. Grono przyjaciół znacznie się zmniejszyło, poczułem, co to znaczy samotność. Miałem plany otwarcia warsztatu samochodowego. Teraz wszystko musi poczekać.  W czasie wolnym majsterkowałem przy autach i motocyklach z PRL, odnawiałem i malowałem je. Stało się to niesamowitą formą relaksu, spędzania czasu wolnego i ogromną pasją. Zająłem się amatorsko handlem różnymi rzeczami z PRL. Chciałbym nadal tak aktywnie żyć i czuć, że moje czyny przynoszą sens.  Ogromne cierpienie i łzy… Tak wygląda każdy mój dzień. Marzę o tym, by obudzić się i przypomnieć sobie jak to jest żyć bez bólu… Choć przez chwilę. Po konsultacji neurochirurgicznej dostałem odpowiedź, że nikt nie może mi pomóc. Nie chcę się poddać, mam plany, które chcę zrealizować. Jedyna nadzieja to prywatna konsultacja, leczenie i rehabilitacja, na które mnie nie stać. Wierzę, że wspólnymi siłami uda się to zrealizować. Nadzieja umiera ostatnia! Paweł  

3 272,00 zł ( 5,12% )
Brakuje: 60 558,00 zł
Marcelina Dera
4 dni do końca
Marcelina Dera , 4 latka

Pomóż zakończyć cierpienie. Wspieramy Marcelinkę!

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie cierpienia, przez które przechodzi moje dziecko. Nie mogę pogodzić się z tym, że ta paskudna choroba dopadła właśnie ją! Marcelinka choruje na atopowe zapalenie skóry, niestety jej przebieg jest bardzo ciężki. Skóra mojej córeczki jest bardzo sucha, w licznych miejscach na jej maleńkim ciałku widać zmiany, ogniska zapalne czy przeczosy. Prócz środków pielęgnacyjnych, maści i leków Marcelinka potrzebuje także specjalistycznej, kosztownej diety. Wciąż żyję nadzieją, że córeczka wyrośnie z tego, da radę pokonać chorobę, która teraz tak bardzo uprzykrza życie jej i nasze.  Ze względu na chorobę córki, nie mogę podjąć pracy. Jedynym żywicielem rodziny jest mąż, którego zarobki nie pozwalają nam na zaspokojenie wszystkich potrzeb chorego dziecka. Marcelina zakwalifikowała się do leczenia biologicznego ze względu na ostry przebieg choroby. Leczenie to wiąże się comiesięcznymi wizytami w szpitalu w Łodzi a w razie zaostrzenia choroby częściej niż raz w miesiącu. To dlatego proszę o wsparcie. Dla nas każda złotówka będzie wielką pomocą, pomocą, dzięki której Marcelinka będzie mniej cierpieć... Monika, mama Marceliny 

8 799 zł
Marysia Kowalska
Marysia Kowalska , 5 lat

Sięgając po sprawność. Wspieramy walkę Marysi!

Marysia jest naszą drugą córeczką, upragnioną i długo wyczekiwaną. Kiedy we wrześniu 2018 roku dowiedzieliśmy się, że pojawi się na świecie, nasze szczęście było ogromne. Niestety, trwało bardzo krótko, zaledwie 16 tygodni.  To wtedy podczas rutynowej wizyty, ginekolog stwierdził, że nasze dziecko nie ma mózgu, jest obarczone śmiertelnymi wadami genetycznymi i najprawdopodobniej nie dożyje porodu, a jeśli się urodzi, będzie "rośliną"... Padła propozycja przerwania ciąży. Trudno opisać słowami uczucia, które wtedy nam towarzyszyły. To był ogromny ból rozrywający nasze serca na maleńkie kawałeczki. Byliśmy zdruzgotani, jednak mimo tych bolesnych diagnoz, nie mieliśmy wątpliwości – chcieliśmy, aby nasze dziecko przyszło na świat! Modląc się o cud, czekaliśmy na wyniki amniopunkcji... To były najdłuższe 3 tygodnie naszego życia, pełne strachu i niepewności. W końcu przyszedł długo wyczekiwany wynik: GENOTYP ŻEŃSKI PRAWIDŁOWY! Byliśmy szczęśliwi, ponieważ oznaczało to, że nasze maleństwo nie ma żadnych wad letalnych! Jednak mimo radości wiedzieliśmy też, że to nie koniec naszych problemów... Lekarze zgodnie orzekli, że po porodzie będziemy musieli się zmierzyć z wieloma problemami, w tym z wodogłowiem oraz z agenezją ciała modzelowatego. Szybko rozpoczęliśmy walkę o zdrowie naszego dziecka. Już w 22 tygodniu ciąży córeczka przeszła zabieg wszczepienia shuntu komorowego, czyli przepływu, który miał odprowadzać gromadzący się w główce płyn i pomóc w rozwoju struktur mózgu. Niestety, kilka tygodni później zabieg musiał być powtórzony, ponieważ pierwszy shunt po prostu wypadł…  Nasza córeczka Maria przyszła na świat 05.04.2019 roku w 38. tygodniu ciąży. Otrzymała 10/10 punktów w skali Apgar. W 10. dobie życia główka Marysi zaczęła szybko rosnąć, około 0,5 cm na dobę! Dlatego, lekarze natychmiast podjęli decyzję o wszczepieniu zastawki komorowo-otrzewnowej...  Po miesiącu spędzonym w szpitalu, w końcu mogliśmy wrócić do domu, gdzie od razu zaczęła się intensywna walka o lepsze jutro Marysi... Liczne badania, wizyty u specjalistów i kolejne diagnozy – spastyczność oraz wzmożone napięcie mięśniowe.  Szybko rozpoczęliśmy rehabilitację, która trwa do dziś. Każda sesja ćwiczeń okupiona jest ciężką pracą, wysiłkiem, morzem wylanych łez, ale też ogromnymi kosztami! Obecnie lista naszych wydatków, wydaje się nie mieć końca – rehabilitacja, specjalistyczny sprzęt, wizyty u specjalistów, badania, ciągłe kontrole... To wszystko spowodowało, że wyczerpały się już wszystkie nasze oszczędności... Malutkimi kroczkami idziemy stale do przodu, ale przed nami jeszcze naprawdę długa droga do sprawności...  Bywa ciężko, dopadają nas chwile zwątpienia, jednak mimo tego nie poddajemy się i wierzymy, że dzięki naszej determinacji będziemy w stanie sprawić, że Marysia w końcu zacznie sama chodzić i normalnie funkcjonować. Aby było to możliwe, zwracamy się do Was z ogromną prośbą o pomoc dla naszego dziecka. Każda przelana złotówka będzie dla nas wielkim wsparciem. Rodzice Marysi

61 545 zł
Aleksandre Bukhuleishvili
Aleksandre Bukhuleishvili , 33 lata

W Polsce spotkał go tragiczny los❗️Sparaliżowany, skrzywdzony, samotny... Pomóżmy Aleksandre!

Przyjechał do Polski po lepsze życie… Gruzja, z której pochodzi Aleksandre to piękny kraj, ale bardzo biedny. Pensje są niskie, a bezrobocie ogromne. Wyjazd był jego szansą. Aleksander chciał nauczyć się polskiego i uczciwie pracować. Niestety, spotkał go tragiczny los. Pracując na dachu, spadł z wysokości 6 metrów. Nie miał żadnego zabezpieczenia. Został sparaliżowany od pasa w dół! Jego polski szef zostawił go samego sobie... Przeczytaj dramatyczną historię człowieka, który chciał tylko uczciwie pracować, a którego spotkała straszliwa krzywda od innych Jedyna nadzieja w nas! Prosimy Was o pomoc, pokażmy mu, że są też Polacy o dobrych sercach! Że w naszym kraju może go spotkać też dobro, nie tylko zło... "Mam na imię Aleksandre, mam 30 lat. Pochodzę z pięknego miasta w Gruzji – Tbilisi. Tam pracowałem w sklepie sportowym. Mama od dziecka wpajała mi etos pracy. Wychowała mnie na uczciwego, odpowiedzialnego człowieka. Mimo tego, że w Gruzji jest bardzo ciężko, starałem się nie narzekać na swój los, tylko zawsze zarażać innych dobrą energią i uśmiechem. Gdy pojawiła się szansa, aby podjąć pracę w Polsce, zdecydowałem się ją przyjąć. Zrobiłem to nie tylko dla siebie, ale dla też mojej starszej mamy. To był jedyny sposób, żebym mógł ją wesprzeć finansowo. Starsi ludzie w Gruzji często nie żyją, lecz wegetują… Pensje są naprawdę głodowe.  Znalazłem pracę w firmie w Ostrowie Wielkopolskim. Pracowałem fizycznie, na dachach. Bardzo się cieszyłem, bo wszystko zaczęło się układać. Tak było aż do tego feralnego dnia w lipcu. W czasie pracy spadłem z dachu z wysokości 6 metrów. Odbijając się o rusztowanie, uderzyłem kręgosłupem w metalową rurkę. Pracowaliśmy bez żadnego zabezpieczenia. Bardzo szybko znalazłem się w szpitalu. Operowano mnie w trybie pilnym. To jednak nie pomogło i nie wróciło sprawności w nogach. Jestem sparaliżowany od pasa w dół. Mam zespół całkowitego uszkodzenia rdzenia. Okrutny los już po raz drugi tak brutalnie doświadcza moją rodzinę... Czy ciąży na nas fatum? W 2003 roku mój tata spadł z drzewa i złamał kręgosłup. Szansą dla niego była operacja, ale nasza rodzina nie miała na nią pieniędzy... Robiliśmy wszystko, żeby je uzbierać, prosząc o pomoc i pracując dzień i noc... Kiedy w końcu udało nam się uzbierać potrzebną kwotę, stan taty niestety bardzo się pogorszył... Lekarze powiedzieli, że może nie przeżyć operacji. Nic nie można było zrobić... Tata żył jeszcze 2 lata. Mama bardzo przeżyła jego śmierć. Kiedy dowiedziała się o wypadku, szalała z rozpaczy... Bała się, że straci też mnie. Czas po wypadku był dla mnie bardzo trudny... Mojej mamy nie było stać na to, aby przylecieć do Polski i być ze mną. Byłem daleko od domu, od bliskich… Bez zdrowia, bez żadnych pieniędzy.  Szef naszej firmy nie poczuwał się do odpowiedzialności, zostawił mnie samemu sobie, nawet nie zapytał mnie, jak się czuję. Mogłem liczyć tylko na nieznajomych, których poruszył mój los... W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim osobom, które wzięły sobie do serca moją trudną sytuację i już wsparły mnie nawet niewielką sumą pieniędzy oraz życzeniami.  Nie potrafię wyrazić emocji, których doświadczyłem, gdy zobaczyłem otrzymane wsparcie.  To dało mi wielką siłę i energię do walki o zdrowie. Najwspanialszą rzeczą, jaką może człowiek zrobić dla drugiej osoby to wyciągnięcie pomocnej dłoni, zwłaszcza jeśli to dotyczy walki o życie i zdrowie. Dzięki Waszemu wsparciu byłem rehabilitowany w krakowskim ośrodku. Gdy mój stan się polepszył, wróciłem do Gruzji. Niestety 2,5 miesiąca rehabilitacji w gruzińskim centrum nie dało efektów. Mój kraj jest biedny, nie ma odpowiednich sprzętów do rehabilitacji pacjentów po tak ciężkim urazie jak mój. Każdego dnia sam ćwiczę w domu, ale to nie wystarcza. Bardzo bym chciał przylecieć znowu do Polski i mieć odpowiednio dobraną do stanu zdrowia rehabilitację. Od wypadku minęły prawie dwa lata, przez ten czas stałem się bardziej samodzielny. Wierzę, że najtrudniejszy czas w moim życiu mam już za sobą. Teraz mam nadzieję, że przyszłość będzie lepsza.  Moim jedynym celem jest aktywna rehabilitacja i szansa, że pewnego dnia wstanę na nogi.  Cały proces powrotu do zdrowia zajmuje jednak dużo czasu i pieniędzy. Po raz kolejny muszę prosić o pomoc. Chcę odzyskać utracone zdrowie i znów stanąć na własnych nogach. Chcę znów pracować! Potrzebuję do tego Twojej pomocy.  Błagam - wyciągnij do mnie pomocną dłoń!" Aleksandre   *Prokuratura Rejonowa w Ostrowie Wlkp. ustaliła, że szefowie firmy oraz kierownik budowy lekceważyli przepisy BHP. Odpowiadają za narażenie życia lub zdrowia pracownika, a także spowodowanie u niego ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. _____________ O Aleksandre i jego zbiórce pisały też media: W wypadku złamał kręgosłup. Właściciele firmy zostawili go na pastwę losu "W Polsce spotkał go tragiczny los". Zbiórka dla Gruzina, ofiary wypadku W lipcu uległ wypadkowi na budowie. Został bez pomocy pracodawcy Gruzin sparaliżowany. Trwa proces przeciwko szefom i kierownikowi

17 806,00 zł ( 26,56% )
Brakuje: 49 215,00 zł