Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Sylwia Krysztoforska
Sylwia Krysztoforska , 39 lat

Niespodziewana diagnoza niszczy moje życie! Pomocy!

Myślałam, że się przyzwyczaję, ale teraz wiem, że do cierpienia nie można przywyknąć. Wydawało mi się, że jestem silna, przecież jestem kobietą, przeżyłam cztery porody i zawsze dawałam sobie radę... Jednak tym razem ból – mój oprawca, okazał się silniejszy…  Zespół Arnolda-Chiariego – to choroba, która podstępnie zaatakowała mnie zaledwie kilka miesięcy temu, a już zdążyła uczynić ze mnie wrak człowieka. Zabrała mi pracę, sprawność i radość z życia…  Zaczęło się niepozornie. Na początku bóle głowy, bezsenność, przemęczenie.  Byłam pewna, że to chwilowy spadek formy i nic złego się nie dzieje. Mając czwórkę dzieci, człowiek nie ma czasu chorować… Niestety, szybko przekonałam się, że choroba nie wybiera. Może dopaść każdego, bez względu na czas i okoliczności…  Z każdym denim, mój stan się pogarszał, a dolegliwości przybierały na sile. Nerwowo zaczęłam szukać przyczyn moich problemów. Wtedy usłyszałam zupełnie niespodziewaną diagnozę  – zespół Arnolda - Chiariego. Byłam załamana i zrozpaczona, ale wiedziałam, że muszę walczyć. Dla mojej rodziny, dla dzieci, dla siebie… Zespół Arnolada - Chiariego to nieuleczalna choroba neurologiczna. Wada ta polega na przemieszczaniu się struktur tyłomózgowia w kierunku kanału kręgowego, a dokładniej jego górnego odcinka. Taki stan skutkuje wystąpieniem poważnych objawów. Zazwyczaj są to zaburzenia równowagi, wzroku, mowy, koordynacji, częste zawroty głowy i osłabienie kończyn.  Mimo że już wiem, z czym przyszło mi się zmierzyć to z każdym dniem jest coraz trudniej. Obecnie ból nie odstępuje mnie na krok. Wykonywanie codziennych czynności jest wyczerpujące niczym wspinanie się na najwyższe szczyty. Moje ręce drętwieją, głowa tętni bólem, a w nocy nie jestem w stanie zasnąć.  Ból jest tak silny, że odbiera mi chęci do życia... Mimo to nie mogę się poddać! Wiem, że jedynym sposobem, aby pokonać chorobę i spowolnić jej rozwój jest leczeni i intensywna rehabilitacja. Niestety, koszty są ogromne i znacznie przekraczają nasze możliwości finansowe. Dlatego zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc w zebraniu potrzebnych środków. Wierzę, że jeszcze mam szansę na lepsze jutro! Sylwia 

3 521 zł
Michał Krzyżanowski
Michał Krzyżanowski , 14 lat

By nowe serce nie przestało bić - potrzebna pomoc dla Michałka po przeszczepie!

Misiek na jedenaste urodziny otrzymał najwspanialszy prezent - nowe życie. Przyszedł na świat 9 kwietnia 2010 roku, choć naprawdę to kilka tygodni temu urodził się jeszcze raz - na nowo... 22 lipca 2021 roku odebrałam telefon, który zmienił życie całej naszej rodziny. Telefon, który to życie uratował... "Mamy serce dla Michała." Prosimy o pomoc, aby dar życia, jaki dostał Michał, mógł trwać... Wada serca. Trudno cieszyć się życiem, kiedy wiesz, że na Twoje dziecko czyha śmierć... Informacja o śmiertelnej chorobie jest jak cień, który przesłania światło. Serce - ma dwa komory, dwa przedsionki, pompuje krew... Jego melodia jest dźwiękiem życia. Kiedy przestaje bić - umieramy... Przez siedem lat żyliśmy w strachu, że serce Michałka zamilknie na zawsze. W lęku budziliśmy się i zasypialiśmy. Michał urodził się z wadą sercą - kardiomopatią przerostową. Wadą, powodującą przerost jednej komory, obarczoną dużym ryzykiem śmierci... Ta informacja zmieniła życie całej rodziny. Szpital stał się drugim domem. Badania, lekarze, pobyty w szpitalu, godziny przyjmowania leków - musieliśmy żyć pod dyktando choroby, aby uratować to, co najcenniejsze: życie naszego dziecka. Niestety, stan synka pogarszał się... Pamiętam, gdy dowiedziałam się, że potrzebny będzie mu przeszczep, że tylko to daje szansę na to, że Misiek będzie kiedyś dorosły. Ciemno zrobiło mi się przed oczami... Małych serc do przeszczepu praktycznie nie ma.  Od tego czasu czekaliśmy. Każdy dzwonek telefonu, każdy obcy numer powodował gęsią skórkę, bo mógł właśnie TEN telefon... Odebrałam go 22 lipca 2021 roku i padły słowa, na które czekaliśmy od wielu miesięcy. Rodzice innego dziecka w obliczu największej tragedii w swoim życiu postanowili dokonać czegoś wspaniałego i uratować życie innego umierającego maleństwa - mojego Michała. Nie jestem nawet w stanie opisać, co wtedy czułam. Radość, strach, ulgę. Nasz syn po latach walki wreszcie miał dostać nadzieję na przyszłość!  23 lipca Michał przeszedł transplantację serca w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Był pod jego opieką od czwartego roku życia. Dzięki pracy najlepszych kardiochorurgów przeszczep zakończył się powodzeniem. Kilka dni później syn został wybudzony i pod okiem medyków odzyskiwał siły. Potem mogłam zabrać go do domu... Jednak operacja to jeszcze nie koniec walki... Pierwsze miesiące są decydujące. Michała czekają regularne kontrole, skomplikowane leczenie i przyjmowanie niezliczonej ilości leków - wszystko to, by organizm nie odrzucił przeszczepu. Nie możemy pozwolić, by tak się stało! Mieszkamy w Małopolsce, 200 kilometrów od Zabrza, do którego musimy regularnie dojeżdżać. Pracuje tylko tata Michała - ja opiekuję się chorym synem. Jesteśmy w trudnej sytuacji, miesięczny koszt samych lekarstw to 1400 złotych... Proszę o pomoc, by nowe serce Michała mogło bić! Nie możemy się teraz poddać. Choć przed nami trudna walka, to nie możemy zmarnować okazji, którą dał nam los. Dlatego proszę, zawalcz z nami o serce, o życie, o przyszłość!

17 521 zł
Tuong Nguyen
Tuong Nguyen , 12 lat

Niewinna zabawa przerodziła się w walkę o życie! Ratujmy Ninkę!

Wypadek brutalnie przerwał dzieciństwo. Sprawił, że przyszłość stanęła pod wielkim znakiem zapytania, a walka na stałe została wpisana w codzienność. Nie wiem, co odpowiadać mojej córeczce na pytanie: kiedy będzie mogła się pobawić z siostrą czy przyjaciółmi.  Do niedawna wszystko toczyło się ustalonym rytmem: nasze życie wyglądało zapewne podobnie do większości rodzin. Dziś czasy, kiedy rutyna dyktowała bieg rzeczywistości, wspominam z ogromnym rozrzewnieniem. Od czasu wypadku Niny, nic nie jest takie jak dawniej…  Nigdy nie spodziewałam się, że znajdziemy się w takiej sytuacji. Nigdy nie spodziewałam się, że zamiast kolejnej szkolnej wyprawki, będę przygotowywać moją córkę do kolejnych badań. W najgorszych wizjach nie byłam w stanie przewidzieć, że zamiast planowania zajęć dodatkowych, będę szukać odpowiedniego ośrodka, w którym możliwa będzie walka o sprawność. Ta wiadomośc zwaliła mnie z nóg. Początek wakacji, mnóstwo możliwości, plany i ekscytacja nadchodzącym latem. Tymczasem nasze szczęście zostało brutalnie przerwane - dokładnie 20 czerwca, Ninka podcza zabawy upadła z wysokości. Życie stanęło pod znakiem zapytania… Lekarze nie chcieli nam dawać złudnej nadziei - nie ukrywali, że w wyniku wypadku córeczka doznała bardzo poważnych obrażeń, które odebrały jej świadomość i stanowiły ogromne zagrożenie. Czas w śpiączce zdawał się dłużyć w nieskończoność, a niepewność dosłownie niszczyła mnie od środka. Czekałam na jakikolwiek znak lub sygnał - na najmniejszą iskierkę nadziei… Wreszcie wydarzyło się coś, co dla mnie było jak cud - Nina została wybudzona! Ta wiadomość jednak oznaczała tylko początek lawiny…  W tym momencie najważniejsze, co możemy i musimy zapewnić Ninie to intensywna rehabilitacja, która pomoże jej na nowo nauczyć się wszystkich umiejętności i odzyskać to, co odebrał wypadek. Czuję się, jakbyśmy wszystko zaczynali od samego początku, jakby Nina znów była maleńka…  Wiem, że moja córeczka marzy o powrocie do dzieciństwa, jakie znała. Przedłużający się pobyt w szpitalu to dla niej niezwykle trudny, a ograniczenia stawiane przez własne ciało niesamowicie ją frustrują. Widzę jak walczy o odzyskanie kontroli nad własnym ciałem, które jest dla niej największym przeciwnikiem. Niestety do tego niezbędna jest długa i kosztowna rehabilitacja. Takich środków na opiekę specjalistów nie jesteśmy w stanie zdobyć samodzielnie… Potrzebujemy pomocy! Każda pomocna dłoń to dla nas nowa szansa na szczęśliwe dzieciństwo…  Bardzo chcę zobaczyć uśmiech mojej córeczki. Marzę o tym, by zobaczyć, jak Ninka bawi się z młodszą siostrzyczką… Proszę, pozwól nam wrócić rzeczywistości, którą znaliśmy. Nie mogę stracić jedynej szansy na ratowanie przyszłości. To dla mnie walka o wszystko!

32 759,00 zł ( 30,54% )
Brakuje: 74 476,00 zł
Ada Gazda
2 dni do końca
Ada Gazda , 10 lat

Choroba zabrała zbyt wiele! Ratuj Adę z pułapki cierpienia!

Nie możemy powiedzieć Adzie, że przyszłość będzie dla niej dobra, ale możemy obiecać, że zrobimy wszystko, by choroba nie odebrała jej całkowicie radości życia. By nie oznaczała cierpienia już na zawsze. Nasza córeczka skończy w tym roku 7 lat. Jej rówieśnicy niebawem znów spotkają swoich szkolnych przyjaciół, zaczną kolejną przygodę związaną z poznawaniem świata. Dla Ady ten świat pozostaje poza zasięgiem. Rytm naszej codzienności wyznaczany jest przez kolejne turnusy rehabilitacyjne, konsultacje i badania, które mają nam pomóc walczyć z nieuleczalnymi chorobami…  Świadomość tego, że dziecko, na które czekasz będzie się zmagało z poważnymi problemami, jest dla rodziców potwornie trudna. Z jednej strony nie do końca wierzysz w słowa lekarzy, z drugiej zaciskasz kciuki, by dolegliwości nie powodowały cierpienia i ograniczeń nie do pokonania. Codzienna walka o zdrowie dziecka wymaga ogromnego zaangażowania - jeśli chcemy, by nasza córeczka była w dobrej kondycji, musimy działać nie tylko samodzielnie, ale też przy wsparciu specjalistów…  Niestety, na to, z czym zmagamy się na co dzień nie istnieje skuteczne lekarstwo rozwiązujące wszystkie problemy. Każdy z nich wymaga opieki innego specjalisty, dlatego Ada jest pod opieką wielu poradni. Godziny rehabilitacji, turnusy rehabilitacyjne - to wszystko, co może się wydawać nieistotne, dla nas to element decydujący o przyszłości. Niestety, większość zajęć i terapii nie jest refundowana, a środki na walkę z chorobami naszej córeczki musimy zdobyć samodzielnie. Kiedy widzimy te kwoty - ciężko wyobrazić sobie, że mogłyby się zmieścić w naszym domowym budżecie. Każdy rok to dla nas zapowiedź kolejnych wyzwań, bo koszty rehabilitacji i opieki medycznej stale rosną, a my nie jesteśmy w stanie zdobyć niezbędnych kwot inaczej niż prosząc o pomoc.  Czasem mamy wrażenie, że prosimy o wiele, ale nie robimy tego dla siebie. Staramy się dla naszej córeczki, której przyszłość zależy od tego, co zrobimy właśnie tu i teraz! Właśnie dlatego zwracamy się o pomoc i wsparcie! Jesteście naszą nadzieją na lepsze jutro, na przyszłość bez cierpienia, na pokonywanie kolejnych barier… 

51 558,00 zł ( 76,58% )
Brakuje: 15 762,00 zł
Natan Marczak
Natan Marczak , 3 latka

Walcząc o przyszłość...

Pamiętam, jak drżałam ze strachu w oczekiwaniu na wynik badania. U mojego synka podejrzewano SMA, a ja próbowałam zaklinać rzeczywistość... Badania zaprzeczyły diagnozę i chociaż odetchnęliśmy z ulgą, to sen z powiek spędza nam niepewność. Z czym zmaga się nasz synek? Jak mu pomóc? Dziś wiemy, że to hipoplazja ciała modzelowatego odpowiada za nasze problemy. Złe wiadomości spływają na nas lawinowo! Synek zmaga się też z chorobą metaboliczną, wiotkością mięśni i innymi schorzeniami mózgu... Niedawno Natan zaczął chodzić, lecz przez osłabione mięśnie często upada.  Natan jest i zawsze już będzie chory. Po przeprowadzeniu badania WES wiemy, że synek ma mutację genową, która powoduje m.in. deformację stóp. Miewa ataki paniki i nocne lęki. Natan budzi się z przeraźliwym krzykiem i nie może oddychać. Tak naprawdę może przebywać jedynie w miejscach, które zna i z ludźmi, których się nie boi. Tylko wtedy czuje się bezpieczny, a choroba nie daje o sobie znać...  Nie ma szans, by synek rozwijał się jak jego rówieśnicy, jednak to nie znaczy, że nie będziemy walczyć, że się poddamy! Na szali leży przyszłość synka, którą będziemy ratować za wszelką cenę. Cena ta jest jednak horrendalnie wysoka, dlatego proszę - pomóż nam! Rodzice Natana

52 300 zł
Helenka Kulczyk
Helenka Kulczyk , 3 latka

Ogromne cierpienie od pierwszych sekund życia. Pomóż małej Helence!

O tym, że Helenka urodzi się chora, dowiedzieliśmy się w połowie ciąży. Tego, co czuje człowiek w takiej chwili, nie da się właściwie opisać słowami. Można wpisać w słownik synonimów "strach, przerażenie, załamanie" i dostaniemy ledwie namiastkę naszego dramatu. Lekarze powiedzieli, że mamy przygotować się na najgorsze. Ale jak miałam się żegnać z kruszynką, której jeszcze nie zdążyliśmy poznać, zobaczyć, a pokochaliśmy miłością nieskończoną i bezwarunkową? Nerwowo czekaliśmy na to, by wreszcie zobaczyć małą. By ją ucałować i utulić. Wiedzieliśmy jednak, że jej przyjście na świat okupione będzie ogromnym bólem. Że nie wyjdziemy do domu po 3-4 dniach tak jak inne dzieci. Że czeka nas wiele miesięcy spędzonych na szpitalnych oddziałach, mnóstwo badań, diagnoz, prawdopodobnie bardzo kosztownych operacji. Helenka urodziła się z licznymi złamaniami i od razu zaczęła toczyć szalenie nierówną walkę o życie! Jest taka malutka, a już tak bardzo dzielna! Wystarczy spojrzeć na zdjęcia, żeby od razu zobaczyć, jak trudną codzienność zgotował jej zły los. Tyle nieszczęść na tylko jedno, maleńkie, bezbronne stworzenie. Serce pęka na pół... Co teraz? Obecnie jesteśmy daleko od domu, w Klinice Propedeutyki Pediatrii Chorób Metabolicznych Kości w Łodzi, na oddziale intensywnej terapii, gdzie mam możliwość przebywać z córeczką od 7 rano do 22 wieczorem. Nie mogę jednak jej wziąć na ręce, przytulić, nakarmić... Widzę tylko, jak bardzo cierpi, a te wszystkie złamania nóżek i żeber muszą ją koszmarnie boleć. Helenka leży inkubatorze, jest karmiona sondą, a tata może ją odwiedzać maksymalnie na 30 minut dziennie. Przez pierwsze dni musiała być na morfinie, obecnie przyjmuje inne leki przeciwbólowe, a także lekarstwo na łamliwość kości. Powiedzieć, że jest nam trudno, to jak nic nie powiedzieć...  Ja, mama, prosto z oddziału intensywnej terapii proszę Was o wsparcie. Chciałabym zapewnić mojej córeczce jak najlepsze warunki do życia i wiem już dzisiaj na pewno, że rehabilitacja będzie towarzyszyć Helence już zawsze. Potrzebne będą też kosztowne sprzęty, lekarstwa, dojazd do najlepszych specjalistów w Poznaniu. Sami nie damy rady jej tego zapewnić. Wierzymy, że z Twoją pomocą będzie nam choć troszkę lżej... Elwira - mama Helenki

152 138 zł
Amelka Twardowska
6 dni do końca
Amelka Twardowska , 13 lat

Pomóż Amelce uwolnić się od okrutnego bólu!

Radosna, mądra i dzielna. Tak opisałabym moją kochaną Amelkę. Mimo, że walczy z całych sił, czasami po prostu nie daje rady. Widok jej zapłakanych oczu rozdziera moje serce. Tak bardzo chciałabym jej pomóc, ulżyć, przejąć na siebie jej ból, ale jestem bezsilna. Okrutny los doświadczył nie tylko Amelkę, ale całą naszą rodzinę.  Miało być dobrze, Amelia miała urodzić się zdrowa. Tak bardzo na nią czekaliśmy, wszystko było już przygotowane na jej przyjście. Uszkodzenie rdzenia kręgowego, którego doznała podczas narodzin, było ogromnym szokiem. Domyślałam się jakie mogą być tego konsekwencje, jednak nie do końca wierzyłam, że okrutny los tak bardzo z nas zadrwił.  Amelka porusza się na wózku inwalidzkim. Choroba nie daje o sobie zapomnieć nawet na moment. Do tego córka jest podatna na różne infekcje. Często zmaga się z zapaleniem płuc, pęcherza i wieloma innymi problemami. Tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co przyniesie każdy nowy dzień.  Za nami już trzy operacje, przed nami jeszcze wiele... W tym momencie udało nam się pokonać skoliozę, musimy dalej działać, by zawalczyć z wybitymi biodrami. Nasz kalendarz po brzegi wypełniają rehabilitacje, konsultacje i terapie.  Mimo że za nami już tak wiele, to długa i wyboista droga nie ma końca. By zapewnić córce jak największe szanse na sprawność, korzystamy z wielu specjalistycznych sprzętów, jednak Amelka rośnie, a takie urządzenia szybko stają się za małe. Amelii bardzo marzy się rower. Niby nic nadzwyczajnego, jednak taki specjalistyczny, z napędem ręcznym to bardzo duży wydatek.  Gdybym tylko mogła, przychyliłabym jej nieba, zrobiła wszystko, by wywołać uśmiech na jej ślicznej twarzy. Niestety moje oszczędności wystarczają na pokrycie jedynie tych podstawowych potrzeb. Wymiana wszystkich sprzętów to ogromne koszty. Proszę, pomóż nam... Anna – mama

8 749 zł
Kinga Dziubczyńska
Kinga Dziubczyńska , 27 lat

By zatrzymać postępy choroby musimy działać teraz! Pomóż!

Mówi się, że młodzi ludzie nie chorują. Jednak życie weryfikuje i pokazuje, że choroba nie wybiera – każdy może doświadczyć cierpienia z jej powodu. W szkole średniej nigdy byśmy nie przypuszczali, że życie zwróci się przeciwko komuś z naszej paczki i wywróci je do góry nogami... Tak bardzo byśmy chcieli, by Kinga była szczęśliwa. By wiedziała, że codzienność to nie tylko choroba, ale również przyjaciele, którzy nie zostawią jej samej... Zaraz po maturze, nasza koleżanka Kinga zachorowała na stwardnienie rozsiane. Miała dopiero 19 lat! Było jej bardzo trudno… My też czuliśmy się bezradni – nie wiedzieliśmy jak się zachować, jak pomóc, o czym rozmawiać. Wiemy, że stwardnienie rozsiane jest nieuleczalne, ale można zatrzymać rozwój choroby i zapobiegać jej konsekwencjom. W ubiegłym roku Kinga miała drugi, cięższy rzut choroby. Skutki były bardzo poważne, a ona sama musiała uczyć się wszystkiego od nowa. Chodzenie i mowa były najbardziej dotknięte chorobą. Do dzisiaj walczy o swobodną komunikację i poruszanie się. Jest osłabiona, ma trudności nawet z utrzymaniem kubka herbaty. W obecnej sytuacji nie jest w stanie podjąć pracy zarobkowej. Wraz z grupą znajomych chcemy zatrząść internetem, by pomóc Kindze! Na pomoc i wsparcie zasługuje bez dwóch zdań! Aby mogła wrócić do sprawności potrzebuje rehabilitacji pięć razy w tygodniu, zajęć z logopedą oraz innych specjalistycznych zabiegów mobilizujących jej organizm. Praca specjalistów nie jest za darmo, a efekty są zależne od systematyczności. Kinga jest skromną osobą, zawsze dbała o innych bardziej niż o siebie, dlatego dzisiaj to my chcemy zadbać o nią. Nigdy nie wiemy, kiedy los postawi nas pod ścianą. Możemy jedynie wierzyć, że w ciężkich chwilach nie będziemy sami, a ktoś wyciągnie do nas pomocną dłoń. Dzisiaj to my chcemy wesprzeć naszą przyjaciółkę i pokazać, że nie jest sama – dołącz do nas!  przyjaciele Kingi

20 562 zł
Szymon Wołoszyn
Szymon Wołoszyn , 3 latka

Synku, Twoje serce nie może się zatrzymać!

Nasze dziecko urodziło się tylko z połową serca! HLHS to krytyczna, złożona wada, która sprawia, że w serduszku Szymka nie wykształciła się lewa komora! Aby nasz synek mógł żyć, konieczna będzie operacja i leczenie... Czekaliśmy na Szymka, mając niemal pewność, że wszystko będzie dobrze. Mieliśmy już troje dzieci, w pełni zdrowych. Co mogłoby pójść nie tak? Każde badanie USG, aż do 20 tygodnia ciąży dawało ogromną radość. Widzieliśmy, jak rozwija się nasz synek, przekonani, że pod moim sercem rośnie zdrowy, silny chłopczyk. Niestety, dokładnie gdy byliśmy w połowie ciąży, okazało się, że nasz synek ma wadę serca – HLHS. Nasz świat się zawalił. Od tego czasu zaczęła się walka o jak najdłuższe utrzymanie ciąży, która była zagrożona przedwczesnym porodem. Wizyty u specjalistów oraz w szpitalach zdawały się nie mieć końca, aż w końcu przyszedł ten dzień... 17 lipca, w 37 tygodniu ciąży, urodził się Szymon. Już w czwartej dobie życia przeszedł pierwszą operację ratującą życie. Nie trafił do nas – kochających rodziców, a na blok operacyjny, gdzie trwała walka o jego maleńkie serduszko. Udało się, ale to nie koniec... Tak bardzo się boimy. Dopiero co przywitaliśmy synka na świecie, a jego ciężki stan powoduje, że nieustannie towarzyszy nam strach, czy za chwilę nie będziemy musieli się żegnać... Nasze życie rozdarte jest między szpital, a pozostałe dzieci, które czekają na braciszka w domu. Wiemy, że leczenie naszego synka będzie niezwykle kosztowne, dlatego już teraz prosimy Was o pomoc! Rodzice Szymonka Zbiórkę możesz również wesprzeć, biorąc udział w licytacjach na Facebooku ➡️ Z sercem dla Szymonka - licytacje

91 830 zł