Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Amelia Wolak
Pilne!
Amelia Wolak , 10 lat

Guz mózgu zabija Amelię! Zdołamy ocalić jej życie?

Wszystko zaczęłam się niewinnie, nagłe wymioty okazały się początkiem naszego największego koszmaru. Plany i marzenia legły w gruzach. Lekarze odsyłali nas do domu, mówiąc, że dziecko jest zdrowe! W końcu trafiliśmy na SOR – szybkie skierowanie na badania i rezonans, później już tylko gabinet lekarza i jego słowa, które w mojej głowie brzmią do dziś. Wykryto guza mózgu!  Żaden człowiek nie jest w stanie przygotować się na chorobę własnego dziecka, zwłaszcza kiedy choroba jest śmiertelnie niebezpieczna! W Polsce dali nam 20% szans na przeżycie! To za mało – wiemy, że za granicą są większe szanse, dlatego walczymy z czasem o życie Amelki! Po kilku dniach odbyła się operacja usunięcia guza. Wierzyliśmy, że nie będzie złośliwy, że wrócimy do domu z naszą małą Amelką i na zawsze zapomnimy o słowie nowotwór. Wierzyliśmy, że to wszystko to zły sen, który skończy się tak samo szybko jak się zaczął!  Niestety okazało się, że mamy do czynienia z najgroźniejszym przeciwnikiem – z glejakiem wielopostaciowym IV stopnia, najbardziej złośliwym nowotworem mózgu. Jak tu przyjąć taką diagnozę? Nie tak miało wyglądać życie 7-letniej dziewczynki. Nasze życie zatrzymało się w miejscu! Ciężko powstrzymać łzy widząc, że cierpi dziecko, które kocha się nad życie! Amelia właśnie miała siedzieć w ławce szkolnej, śmiejąc się do swoich rówieśników, a w zamian jest podłączona do kroplówki z chemią. Ja jako mama obiecałam sobie, że będę walczyć o zdrowie i życie mojej córki. Pierwszym moim krokiem było wysłanie dokumentów do zagranicznych klinik, które specjalizują się walce z guzami mózgu. Niestety, w Polsce mamy 20% na wyzdrowienie – to za mało, by bezczynnie czekać! Wiem, że Tego typu leczenie jest długotrwałe i bardzo kosztowne. Wszyscy wierzymy, że możemy wygrać i że przed Amelką jeszcze długie zdrowe lata. Jednak bez Waszej pomocy nie jesteśmy w stanie zmierzyć się z przeciwnościami losu. Błagam, pomóż nam! Aneta, mama Amelki

292 550 zł
Anna Koniarska
Anna Koniarska , 47 lat

Wrócił rak, wrócił koszmar... Pomóż się z niego obudzić!

Dwa lata temu w życiu Ani pojawiła się okrutna choroba. Zaczęło się od objawów grypopodobnych, a skończyło operacją usunięcia macicy z przydatkami. Tragedia dla kobiety i walka o życie – czy można wyobrazić sobie gorszy scenariusz? Ania jednak wytrwale walczy, ale potrzebuje naszej pomocy! Po badaniu histopatologicznym usłyszeliśmy diagnozę: rak surowiczy jajnika o wysokim stopniu złośliwości. Po operacji przyszedł czas na wykańczającą chemioterapię, która dała nam dwa lata nadziei, że rak został pokonany. Pozostał tylko strach, który powiększał się wraz z nadchodzącymi badaniami kontrolnymi.  Jednak w czerwcu bieżącego roku nastąpiła wznowa... Walka zaczęła się od początku. Aktualnie Ania kończy chemioterapię, a dalsze leczenie zabezpieczające przed nawrotem choroby nie jest w jej przypadku refundowane. Niestety,  koszty leczenia znacząco przekraczają nasze możliwości finansowe, stąd jesteśmy zmuszeni poprosić o pomoc. Wierzymy, że tym razem Ania pokona nowotwór już ostatecznie i będzie mogła cieszyć się swoim życiem, które tak uwielbia! Ania to wspaniała nauczycielka, pasjonatka, oddana swojej pracy, a przede wszystkim swoim uczniom. Jest wspaniałą siostrą i niezastąpionym przyjacielem. Nie wyobrażamy sobie jej stracić, dlatego zmobilizowaliśmy siły, by wesprzeć walkę Ani. Jako jej najbliżsi zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie finansowe, dzięki któremu Ania będzie mogła cieszyć się zdrowiem jeszcze długi czas! Każda złotówka i każde udostępnienie daje nam nadzieję na dobre zakończenie tej historii! Rodzina i przyjaciele Ani

178 153 zł
Agnieszka Litwiniuk-Glura
Pilne!
Agnieszka Litwiniuk-Glura , 42 lata

Wola walki to za mało... By żyć Agnieszka potrzebuje Twojej pomocy!

Rak mózgu. Mimo operacji każdy dzień to rosnące zagrożenie. Ale dopóki trwa życie, trwa wiara, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Aga od zawsze pomagała innym – nie tylko dla najbliższych i przyjaciół była w stanie zrobić wszystko. Świadomość, że sami nie możemy jej uratować, jest bardzo bolesna. Ale wierzymy, że dzięki Wam niebawem rozpoczniemy walkę i zrobimy krok w stronę życia. ____ To już prawie rok. Październik zmienił nasze życie w nieustanne oczekiwanie i poszukiwanie pomocy. Niespodziewany atak padaczki podczas rodzinnej kolacji omal nie zakończył się tragedią. Nie było chwili do stracenia – natychmiastowa pierwsza pomoc i szybki przyjazd ratowników uratowały Agę. Na szczęście. Agnieszka: „Gdy pierwszego dnia w szpitalu dowiedziałam się o podejrzeniu guza mózgu, świat osunął mi się spod stóp. Bardzo chciałam, by to wszystko okazało się snem – koszmarem. Niestety, to zwiastowało nową, przerażającą rzeczywistość. Rozpędzająca się trzecia fala pandemii, paraliżując leczenie pacjentów onkologicznych, była śmiertelnie niebezpieczna, drastycznie ograniczając dostępność lekarzy i pilnych badań. Nie mówiąc już o braku możliwości odwiedzin najbliższych i szpitalnej samotności wynikającej z covidowych rygorów”. Operacja pozwoliła na częściowe usunięcie guza, ale to, co pozostało, stało się nowym ogniskiem choroby. Musimy reagować szybko, aby glejak znów nie zaczął się rozwijać. Ta myśl paraliżuje, ale przy każdej okazji odpychamy ją od siebie, skupiając się na tym, co najważniejsze: walce o przyszłość. Dzięki przyjaciołom dowiedzieliśmy się o możliwości leczenia za granicą. Niemiecka klinika specjalizuje się w leczeniu przypadków takich jak Agnieszki. Dzięki naszym bliskim znów pojawiła się nadzieja. Znów mamy energię do działania i jeszcze większą wiarę, że jeszcze nie wszystko stracone. Niestety, koszty leczenia są ogromne – pół miliona złotych! To kwota, która może uratować życie, a której nie jesteśmy w stanie samodzielnie zdobyć. Walka z rakiem uniemożliwia Agnieszce podjęcie pracy, a to przekłada się na brak wynagrodzenia. Co gorsza, koszty leczenia wzrastają. Wierzymy jednak w moc dobrych serc. W to, że w krytycznym momencie możemy liczyć na wsparcie. W tym momencie to nasza jedyna nadzieja na ratunek! Chemioterapia czasem zwala ją z nóg, ale Agnieszka jest bardzo dzielna. Koncentruje całą energię, by podnosić się, nawet gdy jest źle. Ciężko znosi skutki uboczne radioterapii – najgorszym przeciwnikiem, paraliżującym codzienność, jest epilepsja. Niebezpieczne ataki padaczki, które nadchodzą w najmniej oczekiwanych momentach. Aby je ograniczyć, każdego miesiąca Aga przyjmuje ponad 240 tabletek. Agnieszka: „Do niedawna moje życie wyglądało zupełnie zwyczajnie. I dziś z pełną świadomością powtarzam – zrobiłabym wszystko, by do tego wrócić. By móc znów mieć siłę wstać z łóżka, odprowadzić dzieci do szkoły i przedszkola, pojechać na hulajnodze, znów pracować. «Rzeczą człowieka jest walczyć, a rzeczą nieba – dać zwycięstwo». Pasja do kickboxingu nauczyła mnie walki do ostatniej sekundy. W najważniejszej batalii o życie jestem gotowa na walkę do samego końca”.

591 028 zł
Anna i Magdalena Pośpiech
Anna i Magdalena Pośpiech , 35 lat

Mukowiscydoza odebrała nam siostrę... Teraz my stawiamy jej czoła!

Choć dzieli nas 8 lat różnicy, jesteśmy dla siebie jak siostry bliźniaczki. Na dobre i na złe złączone nieuleczalną chorobą. Nasze życie kręci się wokół ciągłych inhalacji, bez których nie jesteśmy w stanie żyć. Mukowiscydoza zabrała nam już jedną siostrę, a teraz powoli odbiera nam oddech, uniemożliwia pracę, a wydatki na leki są ogromne. Błagamy, nie bądź obojętny i pomóż… Wychowywanie się wraz z licznym rodzeństwem jest super. Zawsze można się pośmiać, pokłócić, a gdy trzeba, również wypłakać w ramię. Można też wspólnie robić inhalację, oklepywać się i pilnować godzin zażywania leków. Niestety drugi wariant nie jest nam obcy. Gdy lekarze ujawnili chorobę u naszej najstarszej siostry Sylwii, coś zmieniło się bezpowrotnie. Wiedzieliśmy, że nasze życie już nigdy nie będzie takie samo. Dopiero wtedy rodzice znaleźli odpowiedzi na pytania, dlaczego Sylwii tak ciężko oddychać. Wkrótce później chorobę potwierdzono u mnie, a u Magdy niedługo po urodzeniu. Mukowiscydozy uniknęli tylko nasi bracia, a i tak jeden z nich jest jej nosicielem. W krótkim czasie naszą rodzinę przykryło piętno choroby genetycznej.  Po tym, jak lekarze wykryli u nas mukowiscydozę, jeździłam z Sylwią na turnusy i wyjazdy lecznicze. Była starsza ode mnie o 4 lata i zawsze się mną opiekowała. Miałam w niej ogromne wsparcie. Kiedy mukowiscydoza ją pokonała, miała zaledwie 16 lat. To nie wiek, żeby umierać, tylko czerpać z życia garściami. Jej odejście boleśnie zakłuło mnie w serce. Jeszcze długo nie mogłam się po tym pozbierać. Madzia miała dopiero 4 lata, a ja 12. W jednej chwili musiałam przejąć rolę starszej siostry, choć nie byłam na to gotowa. Tak bardzo bałam się o Magdę, że po śmierci Sylwii otoczyłam ją opiekuńczym parasolem. Robiłam dla niej to, co robiła dla mnie Sylwia. Wciąż się boję, wciąż nie dopuszczam do siebie najczarniejszych myśli, a codziennie czuję, jak nasze zdrowie się pogarsza.  Oprócz mukowiscydozy zmagamy się także z astmą oskrzelową, rozstrzeniem oskrzeli, alergiami, niewydolnością trzustki i przewlekłym zapaleniem zatok. Nasze parametry życiowe wciąż spadają. Moja spirometria wynosi obecnie 21%, Magdy - 24%. Jesteśmy już na liście osób oczekujących na przeszczep płuc. Czekamy również na kwalifikację do leczenia przyczynowego. Przez mukowiscydozę jesteśmy uwięzione w czterech ścianach.  Nie możemy wychodzić z domu, ponieważ praktycznie cały czas jesteśmy podłączone do tlenu. Nasz dzień rozpoczyna się od wziewów i na nich się kończy. Codziennie musimy mieć kilkanaście inhalacji, aby w miarę swobodnie oddychać. Czasem nawet o godzinie 1 w nocy lub 5 nad ranem. Nie możemy już nawet normalnie spać. To ciągłe wyczekiwanie, ciągła walka, która pochłania wszystkie siły. Najgorzej jest, kiedy złapiemy infekcję. Najczęściej lądujemy wtedy w szpitalu, gdzie leki mamy podawane dożylnie. Ale i tak własny inhalator i leki musimy zabrać ze sobą. Przeraża nas najbardziej fakt, że bardzo często leków brakuje. Jak opuścimy, chociaż jedną dawkę wziewów czujemy wielki ciężar. Jakby ktoś położył na klatkę piersiową 20 cegieł. Utrzymujemy się jedynie z renty socjalnej. Przy naszych wydatkach na leki często jest tak, że rodzice muszą nas wspierać finansowo. To bardzo przykre, że my zamiast pomagać rodzicom, to oni muszą nam… Choroba nie wybiera i nie możemy mieć do nikogo pretensji… Chcemy prosić o pomoc, aby każdego dnia móc budzić się z pewnością, że mamy leki i mamy szansę na przeżycie kolejnego dnia… Anna i Magda

11 925,00 zł ( 33,88% )
Brakuje: 23 266,00 zł
Adrianna Rudnicka
Pilne!
Adrianna Rudnicka , 23 lata

Młoda dziewczyna walczy o każdy oddech. Ratunkiem leczenie za milion złotych

Ile czasu spędziłam w szpitalach, podłączona do kroplówek? Ile garści tabletek muszę połykać każdego tygodnia. Tego już nie policzę. Z jak wielu rzeczy i marzeń musiałam zrezygnować z powodu choroby - wolę nawet sobie przypominać. Jak długo jeszcze z nią wytrzymam? Boję się nawet myśleć... Średnia wieku w Polsce wynosi 35 lat, czyli jestem już za połówką i z każdym rokiem świadomość z jak ciężką chorobą się mierzę, przeraża mnie coraz bardziej.  Mam na imię Ada i od urodzenia, czyli już ponad 20 lat choruję na genetyczną, nieuleczalną chorobę – mukowiscydozę. Polega ona na wytwarzaniu się nadmiernych ilości lepkiego śluzu, który jest świetną pożywką dla bakterii, a te z kolei prowadzą do częstych infekcji płuc, ale nie tylko, ponieważ choroba ma negatywny wpływ także na inne organy, takie jak trzustka, wątroba czy nerki. Ze względu na to, że jest to choroba wielonarządowa, grożą mi jej powikłania, np. zwłóknienie płuc, krwioplucia, cukrzyca czy stłuszczenia wątroby.  Choroba coraz bardziej daje mi się we znaki. Częste pobyty w szpitalu, leki, rehabilitacja - tak wygląda moja codzienność. Wiem, że z czasem, by móc po prostu żyć będzie konieczny przeszczep płuc. Mukowiscydoza cały czas postępuje i zatrzymać ją może jedynie leczenie bardzo kosztownymi lekami, za które trzeba w ciągu roku zapłacić milion złotych. Na tyle wycenione jest moje zdrowie i życie. Skąd wziąć tak ogromne pieniądze? Nie mam tyle czasu co moi rówieśnicy. Statystycznie od ponad dwóch lat jestem już na równi pochyłej w dół... Nie jest mi łatwo, ale doszłam do ściany i nie mam wyjścia. Muszę wyciągnąć do Ciebie rękę po pomoc. Muszę spróbować i ze wszystkich sił poprosić o wsparcie w zebraniu tego miliona. Żebym miała jeszcze przed sobą przyszłość. Żebym mogła normalnie, tak zwyczajnie oddychać. Tak po prostu, a nie krztusząc się i łapczywie ze łzami w oczach łapać tlen. Daj mi szansę, proszę... Ada 

39 343,00 zł ( 3,61% )
Brakuje: 1 048 700,00 zł
Jakub Kuświk
Jakub Kuświk , 29 lat

Wypadek motocyklisty! Na pomoc Jakubowi!

Mam na imię Jakub. Moją największą pasją są motocykle. Niestety niedawno uległem poważnemu wypadkowi, w wyniku którego złamałem kręgosłup i straciłem czucie w nogach… To była chwila, która bezpowrotnie zabrała wszystko. Nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę do jeżdżenia, czy będę w stanie… Teraz celem jest to, bym choć  mógł stanąć na nogi. Bardzo proszę o pomoc… Walczę o odzyskanie jak największej sprawności, by móc chociaż być samodzielny… Mam prawie 26 lat, utrata niezależności boli mnie bardzo, bo to ja powinienem być wsparciem dla mojej rodziny. Tymczasem sam wymagam opieki... Moim największym marzeniem jest, abym kiedykolwiek znowu mógł postawić samodzielne kroki. Wierzę, że to możliwe, jednak aby to osiągnąć, potrzebne są długotrwałe i niestety kosztowne rehabilitacje, które są moją jedyną nadzieją.  Nie ma jednego skutecznego leku, który wyleczy mnie w kilka dni. To będą długie miesiące bardzo ciężkiej pracy, żmudnej rehabilitacji, by krok po kroku odzyskiwać zdrowie. Zdaje sobie z tego sprawę, jestem na to gotowy! Jednak moje chęci i upór to za mało. Potrzeba ogromnych środków, bo większość ćwiczeń odbywa się prywatnie.  Dla mnie i mojej rodziny kwota za 3-miesięczny turnus rehabilitacyjny jest nieosiągalna… To właśnie podczas turnusów mam największą szansę szybko zdobywać nowe szczyty sprawności, dzięki bardzo intensywnej rehabilitacji!  Niestety, ani ja, ani moja rodzina nie jesteśmy w stanie opłacić wszystkich kosztów związanych z leczeniem. Oprócz rehabilitacji potrzebuję też sprzętów, które dają mi możliwość przemieszczania się i ćwiczenia w domu. Ich cena nas przerasta... Bardzo proszę o wsparcie wszystkich ludzi dobrego serca. Tylko dzięki Wam mam szansę odzyskać sprawność. Jakub

31 770,00 zł ( 45,24% )
Brakuje: 38 443,00 zł
Natan Libera
Natan Libera , 16 lat

By znaleźć siłę i wciąż walczyć o przyszłość!

Ból nie pozwala mu grać w piłkę i jeździć na rowerze, ale coraz częściej nie pozwala mu też chodzić czy wstać z łóżka. Czy tak już będzie? Czy musimy się z tym pogodzić? Tak nie powinno wyglądać życie nastoletniego chłopca...  13 lat to wiek, w którym powinno się czerpać z życia garściami, łapać każdy dzień, spełniać mniejsze i większe marzenia, przeżywać beztroskie chwile, które w przyszłości jeszcze długo będzie się pamiętać. To nie czas na walkę o zdrowie i sprawność, nie czas na ciągłe konsultacje i wizyty w szpitalach.  Pierwsze niepokojące objawy zauważyliśmy w marcu zeszłego roku. Podczas chodu Natan stawiał stopy wyłącznie na palcach. Po konsultacji ortopedycznej okazało się, że u syna zdiagnozowano nadmierne zgięcie w stawie skokowym stopy. Już wtedy pojawiło się również podejrzenie rodzinnej spastycznej paraplegii. Choroba objawia się wzmożonym napięciem i przykurczem mięśni oraz ścięgien nóg, co uniemożliwia funkcjonowanie bez bólu. Czekamy jeszcze na konsultację w poradni genetycznej, aby mieć całkowitą pewność, że walczymy z właściwym przeciwnikiem.  Natan rozpoczął kinezyterapię obejmującą różne zabiegi nagrzewające i rozluźniające mięśnie, masaże i ćwiczenia mające na celu przywrócenie utraconych sprawności narządu ruchu. Dzięki temu przykurcze się zmniejszyły, Natan zaczął się swobodniej poruszać i dociąża pięty w trakcie stania. Nie możemy teraz przerywać rehabilitacji, która jest niezbędna, aby syn nie stracił wszystkich postępów.  Bardzo prosimy o wsparcie, które umożliwi Natanowi kontynuowanie ćwiczeń pod okiem specjalistów. Rehabilitacja jest nadzieją na sprawną przyszłość naszego syna, dlatego nie możemy się poddać.  Rodzice Natana

3 694,00 zł ( 11,12% )
Brakuje: 29 498,00 zł
Damian Serafiński
Damian Serafiński , 28 lat

Wypadek odebrał Damianowi dotychczasowe życie. Pomóżmy mu zakończyć ten koszmar!

Jeden dzień, jedna chwila przekreśliła sprawność mojego syna. Zabrała wolność, zamknęła w czterech ścianach. Musimy jak najszybciej podjąć walkę, by Damian miał szansę na powrót do codziennych zajęć i pasji… Tak naprawdę dopiero zaczął swoje dorosłe życie, to jego najlepsze lata. Nie mogą być mu tak po prostu zabrane.  Damian w styczniu uległ bardzo poważnemu wypadkowi samochodowemu. Ma uszkodzony kręgosłup i cierpi na niedowład czterokończynowy. Doznał też wielu innych urazów ciała. Przykurcze w dłoniach są bardzo bolesne, a brak czucia od pasa w dół załamuje najbardziej...  Przed nim bardzo długa rehabilitacja, wiele godzin spędzonych na sali ćwiczeń… Na razie większość dnia musi spędzać w pozycji leżącej. Nic dziwnego - po wypadku miał wiele złamań, w tym kręgów szyjnych, musiał mieć stabilizowany kręgosłup. Wiele z tych uszkodzeń ma charakter nieodwracalny.  Aktualnie wymaga stałej opieki, nie jest samodzielny w zakresie ruchu, odżywiania, higieny. Kocham mojego syna nad życie, nie wyobrażałam sobie, by ktoś inny niż ja miał się nim zająć. Zrezygnowałam z pracy, by być obok. Spędzam z nim 24 godziny. Wspieram go ze wszystkich sił i marzę tylko o jednym – by zrobił ten upragniony samodzielny krok.  Niestety, kontakt z Damianem jest utrudniony. Jego nastrój bardzo się waha, jest bardzo nerwowy. Boi się o swoje zdrowie, o to, czy wróci do formy sprzed wypadku. O to, czy są na to w ogóle szanse. Obserwuje syna i wiem, że muszę być silna. Mój strach odchodzi na bok. Tu toczy się niezwykle trudna walka – o jego sprawną przyszłość.  Dużą nadzieję pokładamy w rehabilitacji, do której Damian jest bardzo zmotywowany. Barierą są jednak środki finansowe. Każdy miesiąc rehabilitacji to minimum kilkanaście tysięcy złotych. Proszę, pomóżmy odzyskać mu  zdrowie i nadzieję na pełnię życia! Beata, mama

37 027,00 zł ( 40,99% )
Brakuje: 53 293,00 zł
Krzyś Żulewski
Krzyś Żulewski , 4 latka

Ratujemy wzrok i przyszłość Krzysia! Proszę, pomóż...

Krzyś to roześmiane dziecko, które patrzy na świat z przymrużeniem oka – niestety, w dosłownym tego słowa znaczeniu to wcale nie jest takie komfortowe… Nasz synek urodził się z ptozą, czyli wrodzonym zaburzeniem opadającej powieki.  Często to schorzenie traktowane jest jedynie jako defekt o charakterze kosmetycznym. Jednak problem jest znacznie poważniejszy i prowadzi do groźnych zaburzeń wzroku, zaburzeń fizycznych czy zmian neurologicznych. Jedyną szansą dla niego jest kosztowna operacja...  Walka o zdrowie i życie naszego maleństwa, zaczęła się bardzo szybko. Lekarze już w pierwszych dniach poinformowali nas, że ciąża jest zagrożona. Nie dawali naszemu dziecku żadnych szans. My jednak nie chcieliśmy w to wierzyć. Wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać. Zaczęliśmy szukać pomocy u innych specjalistów. Robiliśmy wszystko, aby nasz synek przyszedł na świat... Każdy dzień ciąży był przepełniony strachem i lękiem. Codziennie modliłam się, aby usłyszeć od lekarzy, że nasz synek urodzi się zdrowy.... I tak się stało! Dla nas to był cud! 17 czerwca powitaliśmy na świecie Krzysia – pięknego chłopca, który z zaciekawieniem obserwował świat tylko jednym okiem. Drugie było całkowicie zamknięte. Byliśmy jednak spokojni – lekarze zapewnili nas, że to często zjawisko i lada moment minie.  Wróciliśmy do domu. Niestety, dni mijały, a powieka wciąż się nie podnosiła. Zaczęliśmy się niepokoić. Postanowiliśmy niezwłocznie szukać pomocy.  Szybko trafiliśmy na specjalistę, który postawił diagnozę – ptoza, czyli wrodzone opadanie powieki oka lewego. Kiedy dowiedzieliśmy się, że schorzenie może znaczenie zaburzyć rozwój naszego dziecka, uderzyła nas paraliżująca fala lęku.  Przyczyną zaburzenia jest nieprawidłowy rozwój mięśnia, który unosi powiekę.... Ptoza może zaburzyć procesy poznawcze, zdolność widzenia, orientację przestrzenną. A co najgorsze, stale zamknięte oko może doprowadzić do całkowitej utraty wzroku!   Dodatkowo choroba charakteryzuje się problemami z dostrzeganiem głębi czy oceną odległości. Sprawne oko zostaje bardzo obciążone i tym samym narażone na nadmierną męczliwość oraz osłabienie wzroku. Zaburzenie znacznie utrudnia funkcjonowanie i obniża jakość życia...  U Krzysia już teraz można zauważyć częste przechylanie głowy do tyłu. To zachowanie jest oznaką, że Krzyś stara się używać obu oczu, aby coś zobaczyć. Jeśli takie nieprawidłowe pozycje głowy się utrwalą, mogą powodować deformacje kręgosłupa... Wiemy, że choroba będzie miała ogromny wpływ na jakość życia naszego dziecka. W przyszłości może uniemożliwić mu podjęcie pracy, zrobienia prawa jazdy czy realizację pasji.  Kiedy poznaliśmy diagnozę Krzysia, niezwłocznie rozpoczęliśmy intensywną rehabilitację. Wykonujemy mnóstwo ćwiczeń stymulujących wzrok, a także każdego dnia podklejamy zamknięte oko plastrem, aby źrenica była w miarę możliwości odsłonięta. Niestety to wciąż za mało!  Ostania kontrola okulistyczna wykazała, że z każdym dniem wzrok w chorym oku się pogarsza. Konieczne jest jak najszybsze leczenie chirurgiczne. Operacja to jedyna szansa, aby nie doprowadzić do trwałej utraty wzroku. Niestety w Polsce nie ma możliwości wykonania zabiegu przed ukończeniem 2,5 roku – dla naszego dziecka czekanie to wyrok.  Pojawiła się nadzieja na operację w specjalistycznym ośrodku w Hiszpanii. Niestety koszt jest ogromny i stanowi dla nas wielką barierę finansową!  Wiemy, że nie możemy dłużej czekać. Z każdym dniem wzrok naszego dziecka słabnie.  Dlatego zwracamy się do Was o pomoc! Proszę, pomóżcie nam uchronić Krzysia przed ciemnością....  Wysyłamy sygnał S.O.S. w świat, z nadzieją, że nam pomożecie!  Rodzice

59 973 zł