Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Krystian Opacki
Krystian Opacki , 33 lata

Dwa lata po wypadku wciąż walczy o zdrowie! Pomóż!

Mówi się, że wypadki chodzą po ludziach, ale dopóki nas to nie dotyczy, bardzo trudno jest sobie wyobrazić ich skutki dla poszkodowanego i całej jego rodziny. Tak dramatyczne zdarzenie nigdy nie kończy się na jednej osobie. Co prawda ona cierpi najbardziej, ale bliscy dookoła też muszą mierzyć się z dramatem... Jak wytłumaczyć małemu synkowi, że tatuś nie może wziąć go na ręce, jak kiedyś? Pójść razem na spacer, pograć w piłkę? Że to jest ten sam tatuś, ale już nie taki sam. Kiedyś mówiono kaleka, inwalida. Dzisiaj to osoba z niepełnosprawnością. Ja jestem osobą z niepełnosprawnością i cały czas potrzebuję pomocy. Tym razem również twojej pomocy...  Od wypadku minęły już dwa lata, a ja wciąż nie jestem w stanie dojść do siebie. Uraz głowy spowodowany upadkiem sprawił, że trafiłem do szpitala. Konieczna okazała się ewakuacji ostrego krwiaka podtwardówkowego obustronnego, który miał wpływ zarówno na płat ciemieniowy jak i płat czołowy po obu stronach mózgu. Po stronie prawej przeprowadzono hemikraniektomie, a po lewej kraniotomie. Bałem się o swoje życie, bałem się, czy jeszcze kiedyś dam radę stanąć na dwóch nogach, czy jeszcze kiedyś będę samodzielnym, niezależnym człowiekiem... Po ustabilizowaniu się mojego stanu zdrowia rozpocząłem rehabilitację, którą wciąż muszę kontynuować. Nie wiem, jak długo przyjdzie mi jeszcze walczyć, jednak wiem, że nie mogę się poddać, jestem jeszcze zbyt młody! Chcę czuć, że znów żyję! Bo mam dla kogo żyć i mam kogo wychowywać. Proszę, pomóż mi! Krystian

10 472,00 zł ( 12,3% )
Brakuje: 74 635,00 zł
Maria Mularczyk
Maria Mularczyk , 4 latka

Po udarze mózgu Marysia walczy o swoją przyszłość! Na pomoc!

W wyniku ciężkiego przebiegu COVID-19 u Marysi doszło do rozległego udaru mózgu! Od tamtej pory walczymy z ciężką padaczką. Marysia uodporniła się na leki, ataki kończą się pobytami na OIOM-ie! Aby ją ratować, potrzebuję Waszej pomocy!  Jeszcze nie dawno Marysia była zdrowym, pełnym energii dzieckiem. Mieliśmy plany, marzenia. Niestety los nas nie oszczędził. Pomimo ochrony i zabezpieczenia dzieci przed zakażeniem COVID, nasza Marysia ciężko zachorowała! 5 kwietnia w środku nocy, obudziłam się i zobaczyłam Marysię w stanie drgawkowym, z wysoką temperaturą, bez kontaktu. Natychmiast wezwaliśmy pogotowie ratunkowe. Ratownicy od razu wskazali udar mózgu. Wskazówką dla nich była różnica wielkości źrenic. Podjęto decyzję o transporcie powietrznym do szpitala w Gdańsku. Marysia trafiła na OIOM! Podjęto decyzję o transporcie Marysi do szpitala zakaźnego. Marysia trafiła tam bez kontraktu, z niedowładem prawostronnym. Lekarze określali stan Marysi jako ciężki, zagrażający życiu! Po rezonansie magnetycznym wykazującym ogólne stany zapalne mózgu lekarze włączyli leczenie przeciw zapaleniu mózgu. Niestety stan Marysi zaczął się pogarszać,  napady drgawkowe powracały. Po lewostronnym ataku drgawkowym  podjęto decyzję o intubacji, a lekarze w obawie o życie mojego dziecka postanowili przekazać ją do innego szpitala na OIOM. Po tygodniu przebywania w stanie ciężkim tomograf komputerowy z kontrastem wykazał rozległy udar niedokrwienny lewej półkuli mózgu!  Do 18 kwietnia córeczka przebywała na oddziale intensywnej terapii. Lekarze walczyli o jej życie! Mimo bardzo ciężkiego stanu udało się, Marysia wybudziła się ze śpiączki farmakologicznej. Niestety straty, jakie wyrządził udar, były ogromne.  Marysia nie trzymała głowy, nie siedziała, nie ruszała w ogóle całą prawą stroną ciała. Nie śmiała się, jej twarz była bez mimiki, płacz był bez tonacji. 20 kwietnia zostaliśmy przetransportowani do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, na oddział Neurologii Rozwojowej. Tutaj Marysia przeszła kolejne badania, włączono kolejne leki. W EEG nie stwierdzono zmian padaczkowych. Zostaliśmy wypisani do domu i zaczęliśmy walkę o sprawność Marysi. Wszystko szło bardzo dobrze. Prywatna codzienna fizjoterapia poprawiła stan kończyn. Asymetria twarzy zaczęła ustępować. Niestety 5 czerwca Marysia znowu zaczęła dziwnie się zachowywać, straciła kontakt, wymiotowała. Znowu helikopter, Gdańsk, tomograf, znowu strach, niewiedza.  Marysia znowu trafiła do Uniwerysteckiego Centrum Klinicznego gdzie wdrożono leczenie przeciwpadaczkowe. Myśleliśmy, że to już koniec złego, że leki działają.  Pomimo utraty tego co nadrobiliśmy rehabilitacją, nie poddawaliśmy się i dalej walczyliśmy.  Niestety w lipcu stan Marysi znowu zaczął się pogarszać, przestała stawiać kroczki, zaczęła się wywracać. 12 lipca przyszedł kolejny duży atak odbierający kolejne wyrobione czynności.  Decyzja o podwyższeniu dawki leku, zlecenie intensywnej rehabilitacji i hydroterapii... W międzyczasie oddział hematologii tego samego szpitala wykrył u Marysi trombofilię. Okazało się, że Marysia jest nowym przypadkiem w naszej rodzinie ze skłonnością do szybkiego krzepnięcia krwi.  Obecnie Marysia uodparnia się na leki! Każdy atak jest śmiertelnie niebezpieczny! Desperacko szukamy miejsca, w którym będą nam w stanie pomóc. Dodatkowo rehabilitacja Marysi zabiera większość naszych środków. Ze względu na zły stan zdrowia Marysi, musiałam zrezygnować z pracy. Musimy walczyć o córeczkę, o jej sprawność i powrót do zdrowia. Koszty związane z leczeniem przerastają naszą rodzinę, dlatego proszę, pomóżcie nam! Anna, mama Zbiórkę możesz również wesprzeć, biorąc udział w licytacjach na Facebooku ➡️ Licytacje dla Marysi po udarze niedokrwiennym mózgu

121 911,00 zł ( 76,39% )
Brakuje: 37 664,00 zł
Nela Grudziak
Nela Grudziak , 34 lata

Młoda mama, pielęgniarka – Nela walczy z okrutną chorobą! Pomocy❗️

Zaatakowała mnie okrutna choroba, która nie zna litości… Mam dopiero 31 lat, maleńką córeczkę i męża, dla których chcę walczyć o zdrowie. Nie jest to łatwe… Diagnoza zburzyła cały mój świat. Mam Pląsawicę Huntingtona. Bardzo potrzebuję pomocy... Pracuję jako pielęgniarka w szczecińskim szpitalu. Moja praca jest ciężka, ale jest też piękna. Pomagam ludziom w najtrudniejszych momentach ich życia. Nie spodziewałabym się, że niebawem ja będę potrzebowała pomocy… Jestem mamą 3-letniej Hani. Moja córka mnie potrzebuje. Muszę jak najbardziej opóźnić postęp choroby. Potrzebuję pilnej operacji... Kiedyś byłam aktywną sportowo nastolatką i zdobyłam sporo medali i wyróżnień. Jednym z największych sukcesów było dla mnie zdobycie tytułu wicemistrza Polski juniorów w piłce ręcznej w drużynie MKS Kusy Szczecin. Młoda, wysportowana, zdrowa – mimo że na co dzień widzę wiele przypadków chorób, nie spodziewałam się, że to spotka także mnie! Wiadomość o mojej chorobie była dla mnie ogromnym zaskoczeniem i wstrząsem psychicznym. Miałam jednak nadzieję, że Pląsawica Huntingtona będzie postępować powoli. Tak się jednak nie stało…  Z czasem objawy zaczęły się nasilać, utrudniając mi codzienne funkcjonowanie oraz pracę pielęgniarską. Choroba objawia się mimowolnymi ruchami całego ciała, co powoduje również problemy z chodzeniem. Ciągle jeszcze pracuję, ale kosztuje mnie to dużo sił… Chciałabym pracować jak najdłużej się da, ale nie wiem, ile czasu mi jeszcze zostało. Do niedawna moja choroba była nieuleczalna, ale teraz pojawiła się szansa na ratunek! Jest to innowacyjne leczenie metodą neurostymulacji, polegające na wszczepieniu stymulatora wysyłającego impulsy do mózgu. To bardzo kosztowna metoda, która nie jest refundowana przez NFZ. Jej koszt to około 120 tysięcy złotych. Niestety przekracza to możliwości finansowe mojej rodziny... Prosić nie jest łatwo, jednak dla mojej córeczki, dla męża, dla samej siebie muszę to zrobić. Wierzę, że dzięki dobrym ludziom mam szansę na ratunek oraz normalne, zdrowe i szczęśliwe życie. Liczy się każdy grosz. Bardzo dziękuję. Nela

130 325 zł
Sanzar Sagangaliew
Sanzar Sagangaliew , 5 lat

Białaczka zabija mojego synka! Pomóż!

Z dnia na dzień zaczął się nasz koszmar. Z wesołego i energicznego dziecka, Sanzarka rozłożyła wysoka gorączka. Myśleliśmy, że to zwykłe przeziębienie, jednak potwornie się wtedy myliliśmy. Temperatura utrzymywała się kilka dni. Synek stał się ospały, nie pił, nie jadł, był bardzo słaby i blady. Byliśmy oszołomieni, gdy kolejnego dnia stan Sanzara się poprawił. Obudził się pełen sił, wtedy doczekaliśmy się badań krwi i wszystko stało się jasne. Krew synka była niemal biała, poziom hemoglobiny krytycznie niski. Szpital, hałas, strach. Pamiętam tylko tyle. Jestem lekarzem, wiedziałam, z czym mogą wiązać się takie wyniki, ale próbowałam zaklinać rzeczywistość. 17 kwietnia usłyszałam diagnozę. Ostra białaczka... Rak zabijał mojego małego synka, a ja nie mogłam mu pomóc! Wiedziałam, że w naszym kraju nie będą w stanie pomóc Sanzarowi, dlatego od razu szukałam ratunku poza jego granicami. Tak trafiliśmy do Turcji. Jesteśmy już po pierwszym bloku chemioterapii, czekamy na kolejny. Potrzebujemy tego leczenia jak nic innego na świecie, jednak pieniądze kończą się szybciej niż byśmy przewidywali. Błagam, proszę z całego serca o wsparcie! Sami nie jesteśmy w stanie temu podołać. Sanzarek ma dopiero dwa latka. Jest moją iskierką, największą radością. Błagam, nie mogę go stracić! Saida – mama Sanzara

3 002,00 zł ( 2,04% )
Brakuje: 143 488,00 zł
Hubert Świerzewski
Pilne!
Hubert Świerzewski , 3 latka

Urodził się z nowotworem❗️ Dramatyczna walka o życie Hubcia!

Spotkał nas największy horror, jaki mogą wyobrazić sobie rodzice. Nasz nowo narodzony synek ma nowotwór, który zdążył dać już przerzuty! Dopiero zaczęło się jego życie, a już musi o nie walczyć... Gdy wypłakaliśmy już wszystkie łzy, postanowiliśmy poprosić Was o pomoc. Pomóżcie nam ocalić Hubcia... Zamiast kołyski, do snu utula go dźwięk szpitalnych maszyn. Mieliśmy wrócić do domu, a właściwie zamieszkaliśmy w szpitalu. W maleńkie żyły Hubcia popłynęła chemia, zaledwie kilka dni po narodzinach… Tak trudno pogodzić się z losem, ale nie mamy wyjścia. Nasz synek nas potrzebuje, musimy być silni, chociaż tak często czuję, że rozpadam się na kawałki… Nasze pierwsze dziecko, wyczekany synek Hubert przyszedł na świat 2 sierpnia 2021 roku. Byliśmy tacy szczęśliwi! Wydawało się, że wszystko jest dobrze, a synek jest zupełnie zdrowy. Dwa dni przed wyjściem do domu lekarze zaproponowali nam dodatkowe badania, na które dostali grant. Zgodziliśmy się, bo czemu nie. Nie wiedzieliśmy, że będzie to początek koszmaru… Te badania to przypadek, cud, szczęście w nieszczęściu. Gdyby nie one, nowotwór rozwijałby się w ciele naszego noworodka, a my nie mielibyśmy o niczym pojęcia… Okazało się, że w nadnerczu jest guz. Do domu pojechaliśmy tylko na 4 dni, czekaliśmy na przyjęcie do Przylądka Nadziei. Oglądaliśmy synka i cały świat przez łzy. Horror, szok… Nie umiemy nawet opisać tej rozpaczy. Tuliliśmy synka w ramionach ze świadomością, jak straszna może być w nim choroba. Wiedzieliśmy, że najgorsze przed nami... Po kilku dniach byliśmy już w Przylądku Nadziei. Hubcio przyjął pierwszy cykl chemioterapii. Było źle, ale teraz już zaczął powolutku dochodzić do siebie, znów ma apetyt… Przed nami jeszcze 4 cykle chemii, a potem lekarze zdecydują, czy konieczna będzie operacja wycięcia guza.  Neuroblastoma to okropny nowotwór. Rozwijał się w ciele synka, gdy ten jeszcze był pod moim serce. Tam przecież powinien być bezpieczny! Tak trudno się z tym pogodzić… Okazało się, że nowotwór dał wiele przerzutów: do kości potylicznej, twarzoczaszki, wątroby i móżdżku.  Leczenie trwa. Nie tak wyobrażaliśmy sobie pierwsze chwile naszego dziecka. Nikt nie jest gotowy na taki koszmar. Jako rodzicom trudno pogodzić nam się z myślą, że jesteśmy bezradni. Nie możemy na siebie wziąć choroby ukochanego dziecka! On jest taki maleńki, taki bezbronny…  Prosimy o wsparcie zbiórki. Zaczynamy zbierać na szczepionkę przeciw wznowie, która zostanie podana Hubciowi po zakończeniu leczenia standardowego w Polsce. Środki pozwolą nam też opłacać nierefundowane leki, suplementy, wizyty u specjalistów. Za pomoc i dobre myśli z całego serca dziękujemy. Prosimy, trzymajcie kciuki za Hubcia. Nasze maleństwo jest takie dzielne… Nie wyobrażamy sobie bez niego życia. Musi wygrać! Malwina, mama Hubcia ➡️ Grupa Hubcia na Facebooku: KLIK ➡️ Licytacje dla Huberta Świerzewskiego 01.08.2022: Hubertowi zostały przekazane niewykorzystane środki ze zbiórki Andrzeja Fedoraka, które zasiliły subkonto chłopca kwotą ponad 92 000 zł. Rodzinie Andrzeja dziękujemy za ten piękny gest.

861 929,00 zł ( 76,14% )
Brakuje: 270 096,00 zł
Patrycja Gąsiorowicz
Patrycja Gąsiorowicz , 25 lat

Patrycja cudem przeżyła wypadek! Pomóż ratować jej przyszłość!

Nie tak miał skończyć się tamten dzień. Nie tak miało być... Tragiczny wypadek zmienił wszystko. Patrycja z pełnej życia dziewczyny, przed którą świat stał otworem, stała się pacjentką szpitala, przykutą do łóżka i walczącą o każdy oddech. 15 sierpnia – data zmieniająca życie całej naszej rodziny. Jadący z naprzeciwka samochód zajechał drogę Patrycji, która zmuszona do nagłego hamowania znalazła się na masce auta. Ratownik medyczny, który jako pierwszy widział to zdarzenie, udzielił jej pierwszej pomocy i została przetransportowana helikopterem do szpitala. Wielka pasja omal nie pozbawiła ją życia!  Chwilę później córka leżała już na stole operacyjnym, gdzie przeszła pierwszą operację, a po niej następną, trwającą ponad 6 godzin! Udało się ocalić jej życie, jednak teraz walczymy o sprawność!  W wyniku wypadku Patrycja doznała urazu wielonarządowego z urazem czaszkowo-mózgowym oraz uszkodzenia kręgosłupa. Nadal nie odzyskała świadomości. Dopiero niedawno, po wcześniejszych dwóch próbach, została wybudzona ze śpiączki. Jednak nadal nie ma z nią kontaktu, nie mówi, nie reaguje na bodźce zewnętrzne. Obrzęk mózgu był zbyt duży, musimy czekać i uzbroić się w cierpliwość…  Jak dziś pamiętamy malutką Patrycję podpatrującą jeżdżącego na motocyklu dziadka i wujka... Kilka lat później jeździła już sama. Aż do dnia wypadku, który zabrał jej prawie wszystko. Zdrowie, marzenia, plany...  Nie wiemy jeszcze dokładnie, jak długo potrwa leczenie Patrycji, wiemy jednak, że intensywna rehabilitacja powinna zacząć się już teraz! Niestety, jej koszty znacznie przekraczają możliwości finansowe naszej rodziny. Proszę, pomóż naszej córeczce! Dzięki Tobie może dostać szansę na odzyskanie sprawności!  Rodzice ➡️ ele24.net – Koszmarny wypadek w gminie Uniejów, auto zderzyło się z motocyklem. Młoda kobieta w ciężkim stanie

45 472,00 zł ( 27,39% )
Brakuje: 120 486,00 zł
Filip Siemko
Filip Siemko , 14 lat

Samodzielny krok w stronę sprawności! Operacja ratunkiem dla Filipa!

Filipek jest chory praktycznie od urodzenia. Ze szpitala wychodziliśmy ze zdrowym dzieckiem, a po kilku miesiącach musieliśmy walczyć o jego każdy oddech, ruch, bycie z nami... Życie napisało dla nas inny scenariusz, którego konsekwencje ponosimy dzień po dniu. Mimo to zawalczę z całych sił, zapukam do każdych drzwi, byle znaleźć pomoc dla kochanego synka.  3 miesiące – tyle miał Filipek, gdy na sali operacyjnej pierwszy raz musiał walczyć o swoje życie. To właśnie wtedy przeszedł operację serca, a w późniejszym czasie jeszcze kilka kolejnych. Od urodzenia uczęszcza na intensywną rehabilitację z powodu obniżonego napięcia mięśniowego, oraz jest pod kontrolą wielu specjalistów. Nasz grafik od zawsze wypełniony jest po brzegi rehabilitacjami i wizytami u specjalistów…  W wieku 4 lata u Filipa pojawiła się epilepsja i to ona namieszała najbardziej, zabrała wszystko, co osiągnęliśmy do tej pory… Stanęliśmy ponownie w punkcie startu, ale nawet przez chwilę nie zastanawialiśmy się, którą drogę wybrać. Synek zaczynał samodzielnie stać i chodzić, niestety przez bardzo dużą ilość ataków epilepsji oraz cały czas obniżone napięcie mięśniowe jego stopy zaczęły się wykrzywiać i przeszły w wadę końsko-szpotawą. Jedyną pomocą dla niego jest operacja, którą chcemy przeprowadzić w Wiedniu u jednego z najlepszych specjalistów. Koszty operacji niestety zwalają z nóg... Są ogromne i nie jesteśmy w stanie sami ich pokryć. Dlatego zwracamy się z prośbą o pomoc. By Filipek mógł stanąć na nogi, by zabrać choć trochę bólu i ułatwić mu funkcjonowanie w życiu codziennym. Oczami wyobraźni już widzę jego ogromną radość, gdy biegnie do mnie, by wtulić się w ramiona, gdy jego próby nie kończą się upadkiem i wylanymi litrami łez. Katarzyna, mama Filipa

14 832,00 zł ( 33,72% )
Brakuje: 29 145,00 zł
Paweł Domański
Paweł Domański , 48 lat

Nie dopuścić do amputacji! Leczenie jest jedyną szansą na uniknięcie złego losu!

Cztery lata czekałem na uwolnienie od bólu spowodowanego zwyrodnieniami kręgosłupa. Miałem nadzieję na powrót do pracy, odzyskanie sprawności i kontroli nad własnym życiem. Jestem tatą dwóch fantastycznych córek i mężem wspaniałej kobiety. Lecz od kilku lat czuję się jak wrak człowieka przez ilość chorób, które mnie dotknęły. Ból był nie do zniesienia. Promieniował do drętwiejących nóg, nasilał się przy każdym, najmniejszym nawet ruchu. Oczekiwanie na operację doprowadziło do stanu zapalnego i powikłań w postaci neuropatycznej stopy Charkota. Przedstawione leczenie było nie tylko bardzo długie, ale przede wszystkim niezmiernie kosztowne. Choroba nie pozwala mi pracować, a nasz budżet składa się głównie z zarobków żony oraz mojej skromnej renty. Postanowiłem podjąć radykalną decyzję o amputacji dużego palca u stopy, aby ograniczyć koszty do minimum. To było bardzo, bardzo trudne i nie wyobrażam sobie ponownej decyzji o odjęciu stopy czy całej kończyny.  Każda wizyta lekarska to kilkaset złotych, wymiana gipsu, antybiotyki, opatrunki, regularna rehabilitacja – nasze możliwości finansowe i wsparcie rodziny są na wyczerpaniu… Boję się, że jeśli nie starczy mi na leczenie i ponownie usłyszę opinię o niezbędnej amputacji. Doświadczenie pokazało mi, że to nie rozwiązuje wszystkich problemów codzienności, zawsze generuje nowe. Każda złotówka może uchronić mnie przed jeszcze gorszym losem, a przy dobrym leczeniu być może pewnego dnia stanę na dwóch nogach. Życie jest najważniejsze, lecz boję się, że to będzie nieskończona walka o podstawy. Dziś poruszam się na wózku, nie mam szans na powrót do pracy. Jest szansa i jest nadzieja, że jeszcze będzie lepiej – nie mogę się poddać! Paweł z rodziną

5 674 zł
Kacper Wykręt
Pilne!
Kacper Wykręt , 20 lat

19 lat to nie pora na śmierć! Kacper potrzebuje pilnego wsparcia na zakup leków!

PILNE! Kacper, nasz syn, ma dopiero 17 lat. Jest chory na śmiertelną, nieuleczalną chorobę, wyrok śmierci odroczony w czasie... Walczy o oddech i każdy kolejny dzień! Żyjemy z myślą, że nasz syn może umrzeć przedwcześnie i robimy wszystko, żeby uratować jego życie…  Ostatnie badania wykazały, że stan Kacpra jest dramatyczny... Pojemność płuc wynosi zaledwie 37%! Nasz syn gaśnie... Konieczna jest NATYCHMIASTOWA pomoc! Nic nie zapowiadało tragedii, nie sygnalizowało, że wraz z naszym synkiem przyjdzie na świat śmiertelna, bezlitosna choroba, dusicielka, która będzie próbować podstępnie zakończyć jego życie... Dziś są badania przesiewowe noworodków, 17 lat temu jeszcze ich nie było. Ciąża przebiegała prawidłowo, poród również. Trzymaliśmy synka w ramionach i byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że urodził się z genetycznym przekleństwem - mukowiscydozą. Przyjechaliśmy z synkiem do domu i cieszyliśmy się z tego, że jest z nami... A potem Kacper zaczął umierać. Po 3 tygodniach synek zachorował na zapalenie płuc i znowu wrócił do szpitala. Na oddziale spędził tydzień… Jego stan się pogarszał. Później, podłączony pod tlen, został przetransportowany karetką do Zielonej Góry. Tam spędził 3 tygodnie na oddziale intensywnej terapii, był w stanie bardzo ciężkim. Właśnie wtedy dowiedzieliśmy się, że Kacper jest chory na mukowiscydozę. Lekarze nie dawali mu szans na życie. Wszystko, co było do tej pory, przestało mieć znaczenie… Liczyło się tylko to, że nasze dziecko jest śmiertelnie chore, że w każdej chwili może umrzeć… Synek przeżył wtedy, ale choroba nie zniknęła. Strach, że stracimy Kacpra, że zwykła infekcja go zabije, nie opuszcza nas każdego dnia… Mukowiscydoza to bardzo ciężka choroba genetyczna. Atakuje cały organizm, niszczy wszystkie jego układy, w tym najbardziej pokarmowy i oddechowy… Zalewa płuca gęstym śluzem, powodując, że chory po prostu się dusi. Bezlitośnie prowadzi do ich włóknienia, w pewnym momencie pozostaje jedynie przeszczep… Choroba dzień po dniu bezlitośnie zabiera oddech i siły… Średnia długość życia chorych na mukowiscydozę to w Polsce zaledwie 25 lat! Choroba zabrała życie już tylu dzieci, które mieliśmy okazję poznać... Boimy się, że Kacper również będzie wśród nich. Od momentu diagnozy zaczęła się nasza walka o oddech. Każdy dzień wygląda tak samo: pobudka wczesnym rankiem, inhalacja, oklepywanie klatki piersiowej, drenaż, leki. I tak kilka razy w ciągu dnia... Bezsenne noce, bo uporczywy kaszel i ból całego ciała od kaszlenia nie pozwala zasnąć... Opadanie z sił. Antybiotyki. Infekcje. Szpital... Przez te wszystkie lata uczyliśmy się tej choroby, a Kacper nie zna innego życia - bez szpitala, rehabilitacji, drenażu, inhalacji i przyjmowania leków. Wie, że nigdy nie będzie mógł jak jego koledzy do utraty tchu biegać za piłką po boisku czy jeździć na rowerze…  Kacper rośnie, a choroba niestety razem z nim. Im jest starszy, tym jest stan staje się coraz poważniejszy... Mukowiscydoza postępuje i nie jest już tak łatwo z nią walczyć. Najgorzej jest właśnie teraz, jesienią. Czas niepogody, przeziębień. Każda infekcja kończy się zapaleniem płuc, szpitalem, rozpaczliwą walką o oddech, cierpieniem. Staramy się kupić Kacperkowi czas, widzimy jednak, że powstrzymujemy nieuniknione... Musimy ratować nasze dziecko!  We wrześniu Kacper rozpocznie przyjmowanie leku przyczynowego, najnowocześniejszego leczenia przeciwko mukowiscydozie. Wiążemy z tym ogromne nadzieje... Cieszymy się, że synowi udało się i dostanie lek refundowany. Wciąż jednak potrzebujemy wsparcia w zakupie leków - ostatnio w aptece zostawiliśmy tysiąc złotych - i sprzętu medycznego, by ratować jego życie. Możemy albo się poddać, albo zbierać pieniądze, walczyć i prosić o pomoc. Każdy rodzic na naszym miejscu zrobiłby chyba to samo... Kacper codziennie walczy o życie, o oddech, o każdy następny dzień… Nie poddaje się, chce żyć. Niestety choroba z każdym dniem atakuje coraz zajadlej...  Błagamy o pomoc. Życie Kacpra jest dla nas najważniejsze. Prosimy z całej mocy naszych serc, pomóż nam, uratuj nasze dziecko! Rodzice Kacpra * Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

11 807,00 zł ( 55,49% )
Brakuje: 9 470,00 zł