Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Maciej Gozdowski
Maciej Gozdowski , 50 lat

Najpierw straszliwa diagnoza, później tragiczny wypadek. Maciej potrzebuje pomocy!

Mój mąż od 8 lat choruje na postępujący zanik mięśni, którego mimo niezliczonej ilości konsultacji i wyczerpujących badań, wciąż nie udało się w pełni zdiagnozować. Niestety, to nie wszystkie wyzwania, jakie postawił przed nami los…  17 października Maciej wyszedł z domu, na szczepienie. Nie żegnaliśmy się, bo zaraz mieliśmy się widzieć. Niestety, kilka minut później przybiegła zaniepokojona sąsiadka z informacją, że Maciek został potrącony przez rozpędzony samochód!  Stało się to na drodze osiedlowej, na oznakowanym przejściu dla pieszych... Rozpędzony samochód wjechał w Macieja, po czym odrzucił go na odległość 20 metrów! Mąż w krytycznym stanie został przetransportowany do szpitala. Uderzenie podczas wypadku było tak silne, że życie Macieja przez najbliższe dni było zagrożone, a specjaliści robili wszystko co w ich mocy, aby go uratować.  Maciej został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną i podłączony do respiratora. Patrzyłam na niego, jak leżał w plątaninie kabli... Straszliwą pustkę i ciszę przerywały odgłosy urządzeń podtrzymujących życie. Byłam przerażona i nie potrafiłam pohamować napływających do oczu łez...  Mąż przez najbliższe godziny toczył heroiczną walkę o życie... Doznał licznych obrażeń wielonarządowych, w tym uszkodzeń głowy, miednicy i połamania nóg...  Maciej miał wiele szczęścia – przeżył. Po kilku dniach w końcu został wybudzony ze śpiączki i odłączony od respiratora. Mimo to jego stan wciąż był określany jako ciężki. Dziś z wielkim bólem i głębokimi ranami leży przykuty do łóżka, czekając na kolejne zabiegi i skomplikowane operacje.  Mąż mimo choroby i utrudnień w codziennym funkcjonowaniu nigdy się nie poddawał, był pełen życia i dzielnie walczył o swoją sprawność... Wypadek samochodowy zabrał Maciejowi wszystko — zdrowie, marzenia, samodzielność. Jedyną szansą na powrót do formy sprzed tragedii jest długa i intensywna rehabilitacja... Jestem jedynym żywicielem rodziny i niestety wydatki na leczenie już teraz znacznie przekraczają moje możliwości finansowe... Dlatego bardzo  proszę Was o pomoc. Sama sobie nie poradzę...  Żona Macieja - Agnieszka

33 484,00 zł ( 46,97% )
Brakuje: 37 793,00 zł
Agnieszka Wicha
Agnieszka Wicha , 49 lat

Jedna chwila zamieniła moje życie w koszmar, odebrała sprawność! Pomocy!

“Pełna życia, aktywna fizycznie, czynna zawodowo kobieta” – tak wspominają mnie moi znajomi, taka byłam przed wypadkiem. Jedna chwila, jedna sekunda zamieniła moje życie w koszmar. Chciałabym choć przez chwilę poczuć się jak kiedyś, nie myśleć o ograniczeniach i barierach jakie stawia mi moje własne ciało.  2018 rok, marzec, piątek. Hałas, chłód, ból. Dzień, który zmienił wszystko. Teraz, po tych kilku latach potrafię bez łez spływających po policzkach, opowiedzieć co się wydarzyło. Miałam wypadek – krwiak mózgu i pilna operacja, po której dostałam udaru i lewostronnego paraliżu. Nie do końca potrafię przypomnieć sobie, co wtedy się działo i jak się czułam. Setki razy probowałam odświeżyć w pamięci każdą chwilę. Pamiętam tylko ból, który przeszywał każdy centymetr mojego ciała. Od tamtej pory poruszam się na wózku inwalidzkim, a każda najdrobniejsza czynność jest dla mnie ogromnym wyzwaniem. Bycie niezależną – to o tym marzę najbardziej. Żyję dzięki pomocy innych, jednak ciągłe proszenie o pomoc tak bardzo boli... Mam 46 lat i cały czas nie mogę uwierzyć w to, że największą przeszkodą w mojej sprawności jestem ja sama. Walczę z całych sił, walczę każdego dnia o to, by odzyskać dawne życie, ale wciąż jest ono jedynie mglistym wspomnieniem.  Mieszkam na trzecim piętrze. W moim bloku nie ma windy. Miejsce, które powinno być moim azylem, kojarzyć się z bezpieczeństwem i spokojem, dziś jest dla mnie więzieniem... Modlę się, o to, bym miała dość siły na dalszą walkę o przyszłość, o swoje życie! Na powrót do tego co tam bardzo kochałam i za czym najbardziej tęsknię!  Schodołaz może znacznie poprawić moją codzienność. Czuję żal i złość, bo wiem, że sama nie dam rady zakupić tak potrzebnego sprzętu. Dlatego jeśli to czytasz – z całego serca proszę Cię o wsparcie!  Agnieszka    

11 522,00 zł ( 47,29% )
Brakuje: 12 840,00 zł
Dawid Liashenko
Pilne!
10 dni do końca
Dawid Liashenko , 6 lat

Pomocy – leczenie Dawidka musi trwać!

Zrobiliśmy wszystko, by ocalić naszego dwuletniego synka. Sprzedaliśmy samochód i mieszkanie, by zdobyć pieniądze na leczenie. Dzisiaj stoimy na granicy naszych możliwości. Pieniądze się kończą, a leczenie musi trwać! Błagam, proszę! Bez wsparcia nasz synek umrze... Nic nie wskazywało na to, że Dawidek jest śmiertelnie chory. Z bardzo energicznego i wesołego chłopczyka stał się bezsilny, słaniał się na nogach. Intensywne wymioty, biegunka, krew w moczu wyczerpały go do reszty. Bardzo szybko znaleźliśmy się w szpitalu i na oddziale intensywnej terapii. W niedługim czasie lekarze powiedzieli nam, że nasz maleńki, ukochany synek ma bardzo rzadką chorobę: zespół hemolityczno–mocznicowy. Schorzenie powoduje mikrozakrzepy wszystkich narządów wewnętrznych, przez co  natychmiast zawodzą, a człowiek umiera. Choroba nie ma litości – jeden tydzień bez leczenia zabiera życie. Czułam się tak jakby ktoś roztrzaskał nasze życie na miliony kawałków. Myślałam, że to jakiś koszmar. Chciałam krzyczeć z nadzieją, że się obudzę. Nie docierały do mnie słowa lekarza. Myślałam jedynie o tym, by biec do mojego synka… Tylko co bym zrobiła? W jaki sposób bym go ocaliła przed śmiertelnym zagrożeniem? Ogarnęła mnie niemoc. Zdaliśmy się na lekarzy, gdy w ich słowach padł cień nadziei: istnieje sprawdzone leczenie poza granicami naszego kraju, lecz najpierw musieliśmy ratować Dawidka. Resuscytacja, trzy operacje, transfuzje krwi, cewnikowanie, antybiotyki, ciągłe zastrzyki. Jego stan pogarszał się z każdą chwilą. Choroba zaatakowała całe jego maleńkie ciało. Anemia, niewydolność nerek, zapalenie wątroby… Płakałam, gdy mnie nie widział. Musiałam być silna, by móc przy nim czuwać.  Sprzedaliśmy co mogliśmy, by wyjechać do Turcji na leczenie. Teraz naszą jedyną opcją klinika w Barcelonie, lecz koszt to prawie 3 miliony złotych! Błagam, pomóżcie nam! Stan Dawidka jest bardzo ciężki. Synek ma zwłóknienie wątroby, problemy z jelitami, bardzo wysokie ciśnienie krwi, a ilość czerwonych krwinek wykracza dwudziestokrotnie ponad normę.  Bez pieniędzy leczenie nie będzie kontynuowane. Bez leczenia Dawidek umrze. Drżę o niego każdego dnia, każdej nocy… Sprawdzam, czy oddycha, rozgrzewam zimne rączki, tulę i zapewniam, że wkrótce wrócimy do domu. To jest koszmar, z którego jedynym ratunkiem jest wasze wsparcie! Wiktoria, mama Dawidka 🟣 Instagram

1 397 806,00 zł ( 48,23% )
Brakuje: 1 500 348,00 zł
Lucyna Komorek
14 dni do końca
Lucyna Komorek , 69 lat

Życie, które przerwał wypadek... Pomóż Lucynie!

Wychodząc z domu, mama zostawiła na blacie kubek z kawą i otwartą książkę na kanapie - przecież miała do niej wrócić. Nie wróciła – ani do książki, ani do domu. 18 września 2021 roku moją mamę, na przejściu dla pieszych, potrącił samochód. Nikomu, nigdy nie życzę informacji, że życie ukochanej mamy jest zagrożone, a ona sama walczy o życie w szpitalu… Obrażenia były bardzo poważne: pęknięta czaszka, wylew, złamane kości miednicy, kości udowej i żeber. Każdego dnia modliłam się, by spojrzeć jej w oczy, złapać ją za rękę, usłyszeć jej głos. Po trzech, długich tygodniach wybudzono mamę ze śpiączki i przeniesiono do kliniki rehabilitacji funkcjonalnej. Skutki wypadku nie zagrażały już jej życiu, lecz musi minąć wiele miesięcy leczenia i rehabilitacji, by mama znów mogła być samodzielna.  Prawa strona ciała jest sparaliżowana, jest tlenozależna ze względu zaburzenia oddychania i niską saturację. Nie może samodzielnie jeść, odżywiana jest za pomocą PEGa, cierpi z powodu bolesnych odleżyn… Serce mi dosłownie pęka. Wierzę jednak, że ze wsparciem dobrych ludzi uda się przywrócić mamie zdrowie i życie jakie znała. Miała tyle planów, które odkładała na później, na emeryturę.  Jej stan jest ciężki, a codzienne zmartwienia nie ułatwiają powrotu do zdrowia. Szukam wsparcia i pomocy, które da zabezpieczenie na niezbędną rehabilitację dla mamy. Ufam, że się uda, że ten straszny czas minie, a plany odkładane na później w końcu się zrealizują. Joanna – córka Lucyny

24 913,00 zł ( 24,39% )
Brakuje: 77 215,00 zł
Miłosz Krasula
Miłosz Krasula , 7 lat

By autyzm nigdy nie okazał się wyrokiem. Pomagamy Miłoszowi!

Obawialiśmy się, że nasze podejrzenia okażą się prawdą. Mimo że objawy nie pozostawiały złudzeń, do samego końca wierzyliśmy w to, że synek będzie zdrowy. Niestety... W ubiegłym roku zaniepokojeni słabym rozwojem mowy Miłosza rozpoczęliśmy badania w kierunku autyzmu. W tym roku diagnoza została potwierdzona, a synek dołączył do grona osób posiadających stopień niepełnosprawności. Od samego początku wiedzieliśmy, że zrobimy, co tylko się da, by wspomóc rozwój Miłoszka, jednak to wiąże się z licznymi wydatkami. Synek rozpoczął naukę w szkole specjalnej, dzięki której już robi postępy, a liczymy na jeszcze większe w przyszłości. By mógł stawić czoła autyzmowi, konieczne jest kontynuowanie terapii, która może przynieść pożądane efekty. Prosimy o pomoc, by przyszłość Miłosza mogła być naprawdę dobra! Rodzice

1 011 zł
Zuzanna Radzińska
Zuzanna Radzińska , 6 lat

Zuzia kontra białaczka. Trwa walka z potworną chorobą❗️

Ta historia zaczęła się 9 maja 2021 roku. Tamtego ranka, moja mała córeczka zamiast z dziecięcą radością ogłosić wszem i wobec nowy dzień, poprosiła żebym położyła się obok niej. Choć pozornie nie było w tym nic dziwnego, to jednak intuicyjnie poczułam, że coś jest nie tak. Leżąc obok zobaczyłam już nie jedną a dwie małe wybroczynki - jedną pod policzkiem, drugą nad obojczykiem. Była niedziela wiec zadzwoniłam do Szpitala Dziecięcego by umówić wizytę i dla pewności to sprawdzić. Na miejscu okazało się, że sytuacja jest na tyle poważna, że zamiast wrócić do domu musimy zostać  przetransportowane karetką prosto do Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii Dziecięcej w Bydgoszczy, a kolejne dni już tylko potwierdziły wstępnie postawioną diagnozę: ostra białaczka limfoblastyczna. Od tego momentu szpital jest dla nas drugim domem. Ekwiwalentem dzieciństwa Zuzi stały się kolejne chemioterapie, punkcje, biopsje szpiku, transfuzje krwi i niezliczone ilości kroplówek. Niestety pojawiały się też powikłania po chemioterapii, m.in. polineuropatia czuciowo-ruchowa, nawracające zapalenia jelit i polekowe uszkodzenie wątroby, ze skutkami których mierzymy się każdego dnia. Nie muszę mówić co czuje mama patrząc na to jakim zabiegom poddawane jest maleńkie ciałko jej dziecka i z jakim wrogiem toczy ono walkę. Nie o mnie jednak tu chodzi. Bohaterem tej historii jest niezwykła 3-letnia dziewczynka, która pomimo tego, że od zawsze ma własne zdanie i doskonale wie czego chce, wszystkiemu co się wydarza poddaje się z ogromną ufnością i zadziwiającym spokojem. Jest nie tylko naszą ukochaną córeczką, ale i największą nauczycielką.  Całą swoją uwagę kierujemy na to, co w chwili obecnej jest naszym zadaniem. Nie dopuszczamy złych myśli i dbamy o słowa wypowiadane w imieniu naszego dziecka, dlatego unikamy narracji przepełnionej bólem i strachem. Wierzymy, że na końcu tej trudnej drogi Zuzia odzyska utracone zdrowie i dzieciństwo, a cała nasza rodzina wyzdrowieje z bieżących emocji i doświadczeń. Przed nami jeszcze 1,5 roku leczenia, niestety walka z chorobą wiąże się z wieloma kosztami t.j. zakup nierefundowanych lekarstw, opatrunków, środków dezynfekujących, koszty rehabilitacji i wiele innych, o których już wiemy i tych, które jeszcze są przed nami. Z góry dziękujemy za wszelką okazaną pomoc i wsparcie. Głęboko w sercu wierzymy, że każdy, nawet najmniejszy akt dobroci, uruchamia nieskończoną lawinę dobra. Rodzice Zuzi

25 650 zł
Vanessa Majer
14 dni do końca
Vanessa Majer , 9 lat

Życie z cukrzycą to walka o przetrwanie! Pomóż Vanessie!

Jeden wieczór. Jeden objaw. To wystarczyło. Beztroska radość z wychowania córki zamieniła się w nieustanną walkę o normalność dla małego człowieka... Vanessa skakała, tańczyła, była pełna sił. Rano nie potrafiła utrzymać główki w pionie. Przestraszyłam się. Szybko pojechałam z córeczką najpierw do lekarza, a później do szpitala. Tam dowiedziałam się, że Vanessa ma cukrzycę. Kwasica ketonowa, bezpośrednie zagrożenie życia. To cukrzyca typu pierwszego. Najbardziej niebezpieczna z dwóch odmian choroby. Wszystko brzmiało przerażająco, ale nie wiedziałam jeszcze, co oznacza to dla mojego dziecka i dla mnie. Podczas ponad dwutygodniowego pobytu w szpitalu zasięgnęłam wszystkich informacji, jakie powinnam posiadać o opiece nad chorym na cukrzycę dzieckiem. Jednak teoria a praktyka to dwie kompletnie różne sprawy... Od tego momentu życie i zdrowie Vanessy zależy wyłącznie ode mnie. Ciągła kontrola cukru, wyliczanie wartości posiłków i godzin ich podania. O chorobie nie możemy zapomnieć nawet na chwilę. Najgorsze są nieprzespane noce. Małe dziecko nie informuje o niskim lub wysokim poziomie cukru. Zagrożenie śpiączką może pojawić się nawet 20 minut od ostatniego pomiaru. Od prawie roku żyję w obawie o życie córeczki. Wahania poziomu cukru są częste, a hiperglikemia wyrządza nieodwracalne szkody w organizmie. Co to oznacza? Chwila mojej słabości może być tragiczna w skutkach. Do powikłań cukrzycowych należą kłopoty z nerkami, zaburzenia wzroku, choroby serca i wiele innych... Nigdy bym sobie nie darowała, gdyby przez choćby najmniejsze zaniedbanie, mojemu dziecku stała się krzywda. Wszelkie powikłania mogą doprowadzić nawet do śmierci. Nie chcę o tym nawet myśleć, ale myślę. Codziennie. Vanessa ma dopiero sześć lat i nie jest w stanie określić tego co faktycznie ją spotkało. Ale wystarczy jej płacz podczas zmian sensora. Wystarczy nagła zmiana nastroju, dogłębny smutek przy wahaniach poziomu cukru. Od razu wiem, że coś jest nie tak i że odczuwa ból w tych momentach. Potem jest długie milczenie. Nie ma siły nawet zapłakać. Przecież ona jeszcze nie jest w stanie tego do końca zrozumieć. Córeczka na stałe przyjmuje leki. Nasz kalendarz jest pełny od zaplanowanych wizyt w szpitalu oraz gabinetach różnych specjalizacji medycznych. Leczenie cukrzycy i powikłań po takim silnym ataku, jaki miała Vanesska to duży koszt. Proszę w imieniu swoim, ale przede wszystkim w imieniu Vanessy o wsparcie. Wierzę, że za jakiś czas Vanessa podziękuje za okazaną pomoc i wsparcie. Kocham ją całym sercem – jest moją radością i szczęściem. Pomimo zmęczenia, jestem w stanie zrobić dla niej wszystko, byle by mogła zacząć żyć i funkcjonować w miarę normalnie jak dzieci w jej wieku. Wiem, czym jest cierpienie i walka o to, by móc rano otworzyć oczy – sama toczę tę walkę codziennie od kilku lat, jako pacjentka onkologiczna. Pomimo tego bólu, zmęczenia i cierpienia – właśnie dzięki mojej córeczce jestem w stanie walczyć o to, by jej życie i dzieciństwo było po prostu szczęśliwe. Entuzjazm i radość w jej oczach jest lekiem i motorem do walki z chorobą. Z Waszą pomocą będzie nam zdecydowanie lżej! Ewelina – mama Vanessy Licytacje dla Vanessy

22 284,00 zł ( 64,44% )
Brakuje: 12 295,00 zł
Maja i Mikołaj Chojnaccy
Maja i Mikołaj Chojnaccy , 5 lat

Tulę moje dzieci i proszę o ratunek dla nich! Maja i Mikołaj potrzebują pomocy!

11 lipca 2019 roku na świecie przywitaliśmy nasze ukochane bliźnięta. Nasze wyczekane, wytęsknione, a najważniejsze – zdrowe bliźnięta. Nie mogliśmy nawet podejrzewać, jak straszliwy okaże się dla nas los... Zupełnie niespodziewanie Maja przeżyła pierwszy atak padaczki. Mikołajek niemalże w  tym samym czasie dostał silnej alergii z jednoczesnym zapaleniem żołądka i jelit. Umieraliśmy ze strachu o nich, a to był dopiero początek naszych problemów! Nasze życie kompletnie się posypało…  Ataki padaczkowe odebrały naszej córeczce sprawność. Ze szpitala, zamiast silnej i zdrowej 6-miesięcznej dziewczynki, wyszła dziewczynka z padaczką ogniskową i zanikiem mięśni. Jej codzienność nie obejdzie się bez pomocy rehabilitanta i farmakoterapii. Każdego dnia mierzymy się z kilkoma atakami, gdyż lekarze nadal nie wiedzą, jak jej pomóc. Seria badań, zmiana leczenia oraz codzienna rehabilitacja pozwoliły naszej córeczce samodzielnie usiąść, co w każdej chwili atak padaczki może jej odebrać... Jesteśmy w trakcie diagnostyki gdyż Maja wymaga specjalnych badań oraz obserwacji w kierunku całościowych zaburzeń rozwoju. Dzisiaj ma 17 miesięcy. Wciąż nie potrafi gryźć, ma problemy z połykaniem, nie chce jeść... Mikołaj jest natomiast dzieckiem borykającym się z alergią pokarmową oraz atopowym zapaleniem skóry, przez co 4 razy dziennie musi zażywać leki i trzymać się ścisłej diety. Konieczne jest także kilkukrotne natłuszczanie całego ciała Mikołajka, co znacznie wpływa na jego codzienne funkcjonowanie. Alergia, z którą zmaga się nasz synek jest wyniszczająca dla jego malutkiego organizmu. Niedawne zapalenie spojówek u Mikołaja doprowadziło do znacznej wady jego wzroku. Doszło też do ropnia odbytu, który bardzo ciężko się leczy. Robimy wszystko by uniknąć operacji. Na domiar złego na początku grudnia u synka została potwierdzona astma o podłożu alergicznym. Nie tracimy jednak sił w walce o jego lepszą przyszłość bliźniaków... Leczenie i rehabilitacja oraz wszystkie badania kosztują, nie mamy już siły i pomysłu jak pozyskać środki finansowe, by zapewnić odpowiednie leczenie oraz rehabilitację. Prosimy o pomoc, abyśmy mogli opłacić diagnostykę, rehabilitację oraz leczenie naszych dzieci. Każdy Wasz gest realnie wpłynie na poprawę ich zdrowia! Wdzięczni za okazane wsparcie, rodzice Mai i Mikołaja

13 095,00 zł ( 36,63% )
Brakuje: 22 650,00 zł
Amelia Chybowska
Amelia Chybowska , 8 lat

Czy było warto tak cierpieć? Spójrzcie sami! Potrzebne pieniądze na dalsze leczenie!

Przeczytaj historię życia i walki tej wspaniałej dziewczynki: Czekałam na nią inaczej niż wszystkie inne matki, bo wiedziałam, że przyjdzie na świat chora. Nie czekałam tak, jak na to zasłużyła, bo niemal cały czas płakałam. W czasie, kiedy powinnam śledzić fora dla mam, jak szukałam lekarzy i modliłam się o cud. Chciałam, żeby los okazała się dla niej bardziej łaskawy niż dla mnie... W 5 miesiącu ciąży lekarz nie znalazł na USG kości nóg. W momencie, kiedy mi o tym powiedział, skończyło się moje normalne życie, skończył się spokój plany i marzenia. Od tej chwili czekałam na zdeformowane dziecko, o którym żaden z lekarzy nie może mi powiedzieć nic więcej… Ja jako mała dziewczynka przeszłam już przez ten koszmar, bo urodziłam się bez kości piszczelowej prawej nogi i z dwoma palcami prawej ręki. W tamtych czasach nie było dla mnie ratunku. W wieku 3 lat lekarze podjęli decyzję o amputacji. Od tamtego dnia nie mam nogi i poruszam się przy pomocy protezy. Pamiętam, ile w życiu musiałam wycierpieć, na ile pytań odpowiedzieć, ile razy musiałam upaść, zanim zdążyłam nauczyć się chodzić, mając tylko jedną nogę. Bałam się, że moja córeczka będzie musiała przechodzić przez to wszystko, przez co ja musiałam. Czekałam na dziecko, które nie ma kości w nóżkach i które najprawdopodobniej ma tylko jeden palec przy prawej rączce. Byłam załamana i teraz z perspektywy czasu bardzo się tego wstydzę. Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam, na moment zapomniałam o wszystkich problemach. Spojrzałam na jej śliczną buźkę i wszystko przestało mieć znaczenie. Amelka miała tylko jedną zdrową rączkę. W obydwóch nóżkach brakowało jej piszczeli, łękotek, a mięśnie skręcały jej nóżki w nienaturalny sposób. Tibial hemimelia – wrodzony brak kości piszczelowych – taką diagnozę dostaliśmy w szpitalu. Amelka miała nigdy nie stanąć na swoich nóżkach. Ne mogłam sobie poukładać w głowie tego, że moja córeczka była w jeszcze gorszej sytuacji niż ja. Obustronna amputacja oznaczała dla mojego dziecka wózek inwalidzki. Utrata jednej nóżki i efekt taki sam. Lekarze, którzy pierwsi oglądali Amelkę, kręcili głowami i mówili, że nikt nie jest w stanie jej pomóc. Dwie protezy nie wchodzą w grę, zwłaszcza że prawa rączka nie ma kości promieniowej, i nigdy nie będzie dość silna, by podeprzeć się przy pomocy kuli. Chciałam dla mojej córeczki innego życia niż moje, chciałam, by nie musiała każdego dnia zaczynać od zakładania protezy. Całe życie musiałam udawać, że wszystko jest dobrze, że nie różnie się od innych dziewczynek. Teraz są nowe możliwości, inne technologie i to tak naprawdę szansa dla mojej Amelki. Trafiłam na forum w internecie, gdzie rodzice dzieci takich jak moje, szukali pomocy. Tam pierwszy raz dowiedziałam się o Doktorze Paleyu, człowieku, który przywraca dzieciom bez kości możliwość chodzenia. Wysłaliśmy zdjęcia, dokumenty i wkrótce dostaliśmy odpowiedź, że w maju 2017 roku Doktor może sam obejrzeć Amelkę w Polsce. To było dla mnie najważniejsze – marzyłam o tym, by usłyszeć, że jest szansa i marzenie się spełniło. Doktor Paley dokładnie oglądał nóżki i rączkę mojej córeczki. Na początek powiedział, że rączka na razie nie stanowi problemu, zwłaszczazwłaszcza, że Amelka nauczyła się z niej korzystać po swojemu. W Polsce lekarze widzieli tylko jedną możliwość, a doktor znalazł aż trzy.  Doktor Paley stwierdził, że najlepszym wyjściem jest walka o obydwie nóżki. Dzięki tej decyzji Amelia samochodzielnie chodzi... Pamiętam dzień, w którym zaczęła sama raczkować – byłam taka dumna i szczęśliwa. Gdy miała 8 miesięcy, chciała już wstawać na nóżki, chciała biegać, ale nie mogła. Wtedy w oczach miałam łzy.  Każda, tak skomplikowana operacja kończyn jest swego rodzaju eksperymentem, bo wiele rzeczy wyniknie dopiero w trakcie, ale jak mam nie ufać człowiekowi, który postawił już na nogi tak wiele dzieci. Amelka chodzi, więc cud już się stał, ale jej nóżki są bardzo delikatne i wymagają niemal ciągłej rehabilitacji. Potrzebujemy Waszej pomocy!

11 733,00 zł ( 14,82% )
Brakuje: 67 416,00 zł