Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marianna Godlewska
Marianna Godlewska , 64 lata

Pomóż proszę nauczycielce WF stanąć na nogi! Rehabilitacja pilnie potrzebna!

Marianna Godlewska była zdrową i aktywną osobą, która nagle dostała paraliżu. Wierzymy, że może chodzić, jest to możliwe! Kluczowe są pierwsze miesiące rehabilitacji, kiedy są największe postępy. Dlatego prosimy o POMOC finansową dla Mamy na rehabilitację neurologiczną w specjalistycznym ośrodku rehabilitacyjnym. Koszt miesięczny wyceniono na 24 tys. zł, a rehabilitacja ma potrwać minimum 2 lata. Dla rodziny to niewyobrażalnie wysoki koszt, ale zrobimy wszystko, aby Mama stanęła na nogi… zróbmy to razem! Zbierzmy na min. rok intensywnej rehabilitacji! Pamiętaj dobro wraca Liczy się każda złotówka! Mama z dnia na dzień stała się osobą niepełnosprawną... Wyobraź sobie, że jesteś zdrową osobą w pełni sił, bardzo aktywną sportowo, jeździsz codziennie rowerem, chodzisz na długie spacery i nagle… “odbiera” ci nogi i paraliżuje  cię od pasa w dół całą, przestajesz chodzić, nie czujesz nic poniżej, nie możesz poruszyć nogami, kontrolować czynności fizjologicznych… a lekarze nie wiedzą co się dokładnie dzieje (!?). Ponad miesiąc niepewności w szpitalu, setki badań... Wyrok: Ostre poprzeczne zapalenie rdzenia kręgowego. Choroba bardzo rzadka, zdarza się od 1 do 4 osób na milion. Przyczyna: oficjalnie nieznana. Stale szukamy opinii specjalistów z całej Polski, aby znaleźć przyczynę. Leczenie: “tylko specjalistyczna rehabilitacja neurologiczna może pomóc”. Rehabilitacja będzie długoterminowa: minimum 2 lata. Następnie rehabilitacja w ramach NFZ w ośrodku i wypis do domu. Mama obecnie wyczerpała limit leczenia z NFZ i przebywa w domu na wsi, gdzie jest bardzo ograniczony dostęp do specjalistów, rehabilitantów itp. Mama obecnie porusza się na wózku, ma pierwszą grupę inwalidzką i jest całkowicie zależna od osób trzecich. Jedyną opcją na powrót do zdrowia jest Intensywna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku. Mama była nauczycielką wf-u, przez kilkadziesiąt lat propagowała sport, aktywność i sama była bardzo aktywna. Wspierała wielu uczniów, wychowała 4 dzieci i jest babcią, która aktywnie pomagała w pilnowaniu siedmiorga wnucząt. Mama jest także przewodniczką po Biebrzańskim Parku Narodowym i instruktorką nordic walking. Mama ma 60 lat, w zeszłym roku przeszła na emeryturę i to było jej pierwsze lato jako emerytki. Chciała trochę odpocząć po wielu latach pracy w szkole oraz mieć więcej czasu na wnuki i swoje pasje, na rower, spacery, pływanie. Zawsze powtarzała, że sport to najlepsze lekarstwo na wszystko i codziennie je zażywała. Niestety w tym roku stała się tragedia i los odebrał jej tę możliwość. Teraz musi zawalczyć o swoje zdrowie. Mama nigdy nie narzekała, zawsze była wsparciem dla całej rodziny i oddawała z uśmiechem swoje SERCE na dłoni bliskim. Nauczyła nas, że zawsze trzeba walczyć o swoje, szanować i wspierać drugiego człowieka. Teraz najważniejsza lekcja przed nami i to my chcemy zawalczyć o jej zdrowie, aby stanęła na nogi i nigdy w tej walce się nie poddała.  Czy pomożesz nam w tej nierównej walce z chorobą? Pamiętaj – dobro wraca! Liczy się każda złotówka, gdyż razem z innymi ma moc. Wierzymy w otwarte serca dobrych ludzi… wierzymy, że Mama stanie na nogi! Monika, Justyna, Karol, Mateusz. Dzieci Marianny. –––––––––––––– LICYTACJE na Facebooku –> KLIK

179 130,00 zł ( 58,46% )
Brakuje: 127 253,00 zł
Wanda Szymanowska
Wanda Szymanowska , 67 lat

Zrobię wszystko, by mama do nas wróciła! Pomożesz mi?

20 października 2021 r. życie naszej rodziny uległo diametralnej zmianie. Nasza Mama uległa wypadkowi – została ugryziona przez pszczołę, co wywołało wstrząs anafilaktyczny, w następstwie którego doszło do zatrzymania krążenia. Akcja reanimacyjno-resuscytacyjna trwała 30 minut, najdłuższe 30 minut w życiu jej dzieci i wnuków. Krążenie wróciło, Mama jest z nami, zmaga się ze skutkami niedotlenienia, a my z całych sił ją w tej walce wspieramy. Ze stanu, określanego przez lekarzy jako stan nierokujący nadziei – w zasadzie przygotowywano nas na najgorsze, przeszliśmy przez stan śpiączki mózgowej, stan wegetatywny, aktualnie znajdujemy się w stanie tzw. minimalnej świadomości połączonej z syndromem zamknięcia. Mama przebywa większość czasu w domu, gdzie codziennie staramy się dawać jej wszystko, czego potrzebuje, aby wróciła do pełni sił, miała wolę i chęć do walki o siebie i o to, aby była z nami, w świecie, który stworzyła, wśród kochającej rodziny.  Codzienna mozolna rehabilitacja rodzinna, konsultacje ze specjalistami, środki higieny, sprzęt do rehabilitacji, sprzęt ułatwiający Mamie życie – aktualnie myślimy o schodołazie, aby mogła korzystać z dobrodziejstw przebywania na świeżym powietrzu, to ogromne obciążenie finansowe dla naszej rodziny. Nie wspominając o tak ważnych wyjazdach do specjalistycznych ośrodków neurorehabilitacji, których koszty są kosmiczne – dwutygodniowy turnus to wydatek rzędu około 10 tysięcy złotych. Z pomocą wielu ludzi, z determinacją walczymy o lepsze jutro Mamy i z radością przyjmujemy każdy krok ku większej sprawności. Mama to bardzo silny człowiek, z ust którego żadne z jej dzieci czy wnuków nigdy nie usłyszało złego słowa, a o tym, jak wspaniałym jest człowiekiem, świadczą kartony pocztówek, listów, serdecznych wiadomości, jakie  napływają do Mamy cały czas.  Nasza walka trwa i nie przestanie, bo zdrowie Mamy to dla nas największy priorytet, dlatego zwracamy się do Was po raz kolejny z prośbą o wsparcie, abyśmy mogli zapewnić Mamie wszystko, czego potrzebuje, aby cieszyć się życiem razem z nami.

72 890 zł
Ewa Cybulska
13 dni do końca
Ewa Cybulska , 60 lat

Nadzieja na życie nie ma ceny... Pomóż mi!

Diagnozę "rak jajnika" poznałam 13 maja 2020 roku. Miałam szczęście, że pomimo pandemii po 7 dniach leżałam na stole operacyjnym. Moje życie z dnia na dzień zupełnie się zmieniło. Wspaniały Pan Profesor pomimo znacznego zaawansowania guza wyciął wszystko. Później była chemia i kilkanaście wlewów leku finansowanego przez NFZ. We wrześniu 2021 wznowa i kolejna chemia. W listopadzie 2022 roku początek następnej. Wtedy już musiałam poczekać na decyzję, jakie będzie leczenie. Po operacji usłyszałam od profesora, że raka jajnika trzeba traktować jak chorobę przewlekłą. I tego się trzymam. Staram się być "dzielna" i chyba mi się udaje... Nie poddaję się, szukam dodatkowych możliwości leczenia poza systemem. Niestety jest to bardzo kosztowne. Nasze rodzinne zasoby finansowe są na wyczerpaniu... Nie mam środków i nie mogę o nie sama powalczyć — choroba nie pozwala mi już na pracę.  Będę wdzięczna za pomoc w finansowaniu tego dodatkowego leczenia. Są to metody stosowane w wielu krajach, ale nie są finansowane przez NFZ. Pomożesz mi?  Ewa

2 290,00 zł ( 10,49% )
Brakuje: 19 540,00 zł
Paulinka Adamus
9 dni do końca
Paulinka Adamus , 15 lat

12 lat i udar! Pomóż Paulince odzyskać sprawne życie!

Już od dwóch miesięcy życie Paulinki jest zagrożone. Razem z mamą są zamknięte w szpitalu – bez możliwości spotkania z rodziną, bez wieści, kiedy wrócą do domu. Bez chwili oddechu, w strachu i wyczerpaniu… Paulinka wkrótce skończy 13 lat. Jak każda nastolatka, była pełna entuzjazmu i pomysłów uwielbiała jeździć na rolkach, cieszyła się na powrót do szkoły po długim lockdownie. W połowie września zaczęły się wymioty, nie mogła jeść i pić. Była wycieńczona, kompletnie bezsilna. Dwa tygodnie później na jej nogach i rękach pojawiły się plamy. Dotychczasowe leki nie przynosiły efektów, było coraz gorzej. Z gorączką trafiła do szpitala… Wtedy doszło do największego nieszczęścia – niedokrwienny udar mózgu! To było jak koszmar, amok, z którego nie można się wybudzić. Powodem udaru była skrzeplina w zastawce serca. Do tej pory nie znamy przyczyny jej powstania, lecz to ona spowodowała udar. Skutkiem jest prawostronny paraliż i całkowita afazja mowy przy pełnym rozumieniu. Przygotowałam dla Paulinki alfabet, by mogła się z nami komunikować… Rozpłakała się, nie mogąc złożyć żadnego zdania, ani nawet wyrazu. Od dwóch miesięcy leży, w szpitalnym łóżku, uwięziona we własnym ciele, a jedynym towarzyszem jest jej ukochana mama. Nie ma mowy o rehabilitacji, ponieważ każda najmniejsza aktywność może ruszyć skrzeplinę, a wtedy może dojść do tragedii.  Razem z naszą Paulinką cierpi cała rodzina. Jej tata i sześcioletni braciszek zostali sami w domu. Szymuś tęskni za mamą, za siostrą, nie rozumie czemu tak długo ich nie ma. Choć jego tata staje na wysokości zadania – nie ma słów, by wytłumaczyć i pocieszyć synka w tym trudnym czasie. Ania, nasza siostra cały czas czuwa przy Paulince. Jej jedynym oddechem jest wyjście na szpitalny korytarz, lecz to szpital nie jest miejscem, w którym można odpocząć, gdy jest się otoczonym nie tylko cierpieniem własnym, ale również innych osób. Podziwiamy siostrę, że znajduje siły, by to wszystko wytrzymać.  Wciąż czekamy na decyzje co do dalszego leczenia. Pozostaje nam mieć nadzieję, że święta spędzimy razem, a Paulince już nic nie będzie zagrażać. W tym miejscu pragniemy poprosić każdego, kto tylko może o wsparcie zbiórki. Chcemy być przygotowani na jej powrót, by od razu walczyć o odzyskanie utraconej sprawności. Będą potrzebne środki na rehabilitację, na zajęcia z neurologopedą, psychologiem. Paulinka ma trzynaście lat – musimy jej pomóc pozbierać się po chorobie, zapewnić jej profesjonalne wsparcie i dać nadzieję na przyszłość.  W tym momencie naszą jedyną bronią w walce z bezradnością i strachem są ogromne serca ludzi, którzy zetknęli się z naszą tragedią. To wsparcie daje nam wszystkim siły i nadzieję, że ten czas minie, a my wyjdziemy z tego silniejsi.  Gabriela i Beata – ciocie Paulinki

118 488 zł
Joanna Majchrzak-Zakolska
Joanna Majchrzak-Zakolska , 40 lat

Trwa walka o powrót do rodziny. Pomagamy Joannie!

Piszę te słowa ze szpitala, póki jeszcze mogę. Boję się, że moje serce tego nie wytrzyma, że przestanie bić, choć ja tak bardzo chcę przecież żyć. Moja walka zaczęła się w 2010 roku. To wtedy przeszłam operację na otwartym sercu tzw. miectomie głęboką. Niestety, operacja nie pomogła na długo, ale dzięki niej mam wspaniałą córeczkę, która ma 5 lat i muszę dla niej żyć! Od 2017 roku zaczęły się pojawiać u mnie migotania przedsionków, a trzy lata później było już bardzo źle. Przeszłam około 30 kardiowersji elektrycznych, czyli zabiegów medycznych, których celem jest przywrócenie prawidłowego rytmu serca. W kwietniu 2021 roku  doszło do nagłego zatrzymania krążenia, po którym zapadłam w śpiączkę, byłam w stanie krytycznym. Lekarze dniami i nocami walczyli o moje życie.  Jestem już na skraju wyczerpania. Co chwilę ląduję w szpitalu, we wrześniu 2021 r. ablacja łącza przedsionkowo-komorowego, za serce pracuje już tylko kardiowerter, czyli wszczepiony defibrylator. Teraz doszła jeszcze kolejna pompa wspomagania serca przy oddychaniu, mam nadzieję, że nie zakończy się tak, jak ostatnio - silnym obrzękiem płuc i ponownym zatrzymaniem krążenia. Ja muszę żyć, muszę przetrwać. Dla mojej córeczki, dla rodziny, muszę być silna, jednak sama nie mam już skąd czerpać tych sił. Obecnie jedynym ratunkiem dla mnie jest przeszczep serca. Koszty związane z leczeniem, dzięki któremu mogę go doczekać, są ogromne. To dlatego jestem tutaj i proszę, pomóż mi walczyć o moje serce! Joanna

32 292 zł
Barbara Napiórkowska
Barbara Napiórkowska , 34 lata

By niepełnosprawność nie zamknęła mnie w czterech ścianach...

Urodziłam się z mózgowym porażeniem dziecięcym czterokończynowym, ale mimo to nigdy się nie poddałam. Przecież innego życia mieć nie będę, a chcę korzystać z tego wszystkiego, co oferuje mi świat! Niepełnosprawni wcale nie są gorszymi ludźmi, także chcą żyć szczęśliwie! Czasami jednak nie jest to takie łatwe... Zwłaszcza kiedy przeszkodą staje się wózek – od którego tak naprawdę zależy wszystko.  Mózgowe porażenie dziecięce - moja choroba, mój nieodłączny towarzysz, moje przekleństwo. Choć walczę z nim całe życie i tej walce poświęcam wszystkie swoje chwile, mój przeciwnik wciąż wyprzedza mnie o krok. Mam 31 i nie jestem samodzielna, chociaż właściwie tylko o tym marzę...  Są dni, kiedy bardzo bym chciała się uśmiechać, lecz dolegliwości mi na to nie pozwalają. Moje wzmożone napięcie mięśniowe, powoduje ogromny ból. Do tego dochodzą zaburzenia wzroku, zaburzenia koordynacji, pogłębiające się wady postawy... List schorzeń jest naprawdę długa. Jednak mimo wszystkich ograniczeń, które niesie choroba, staram się być aktywna. Nie cierpię siedzieć w domu i użalać się nad sobą... Nogi od lat zastępuje mi wózek. Niestety, po wielu latach ciągłego użytkowania, mój sprzęt stał się zużyty i zawodny... W ostatnich miesiącach sprawił, że praktycznie nie ruszam się z własnego domu, co jest dla mnie bardzo trudne i bolesne.  Codzienne funkcjonowanie jest coraz trudniejsze, coraz bardziej skomplikowane. Drżę w strachu przed tym, że kiedyś najprostsze czynności będą poza zasięgiem moich możliwości... Niestety, bez specjalistycznego wózka, ten koszmar może szybko się spełnić!  Aby temu zapobiec potrzebuje nowego wózka o elektrycznym napędzie. Taki specjalistyczny, stworzony specjalnie dla mnie – zastąpi mi nogi i ręce, będzie ze mną zawsze.  Niestety, koszt takiego sprzętu jest ogromny! Jednak wiem, że nie mogę się poddać. To nie tylko cztery kółka, to moja nadzieja na przyszłość! Nowy wózek może dać mi wiele możliwości i pozwolić na normalne życie, o którym tak bardzo marzę... Dlatego z całego serca proszę Cię o pomoc...  Basia 

2 275,00 zł ( 6,48% )
Brakuje: 32 832,00 zł
Grzegorz Rajtar
5 dni do końca
Grzegorz Rajtar , 41 lat

Wypadek zniszczył życie Grzegorza. Walczymy o powrót do sprawności!

Ciężko uwierzyć w taką historię. Ciężko oswoić się z myślą, że życie mojego brata i całej naszej rodziny zmieniło się już na zawsze. Nic nie będzie takie samo, nic nie będzie wyglądało jak kiedyś. W czerwcu tego roku stała się niewyobrażalna tragedia, z której skutkami walczymy każdego dnia... Grzegorz uległ wypadkowi na rowerze. Ciężko powiedzieć co konkretnie się zdarzyło… Pewne jest to, że upadając, uderzył się w głowę. O własnych siłach zdołał wrócić do domu, położyć się do własnego łóżka, a gdy zasnął, jego życie wywróciło się do góry nogami. To mama usłyszała, że brat ciężko oddycha i nie ma z nim kontaktu. Zadzwoniła po pomoc. Kolejne informacje, które otrzymywaliśmy od lekarzy, brzmiały jak wyrok. Doszło do wylewu krwi do mózgu, a krwiak w głowie mojego brata był na tyle ogromny, że trzeba było natychmiastowo operować. Lekarze początkowo nie dawali mu żadnych szans… Uszkodzenie mózgu było ogromne. Kazali nam się z nim pożegnać i być gotowym na najgorszą wiadomość. Zdarzył się jednak cud! Mózg Grzesia podjął pracę. Nie da opisać się słowami naszej radości.  Dziś brat jest świadomy, wiele pamięta, uczy się na nowo mówić. Niedowład spastyczny jest ogromny. Próbuje odzyskać władzę w rękach, jest bardzo zdeterminowany, aby znów stanąć na nogach. Potrzebuje długiej, kosztownej rehabilitacji i pomocy logopedy. Dom rodziców, gdzie mieszka, musi zostać przystosowany do jego potrzeb, co również jest bardzo kosztowne. Zwracam się z ogromną prośbą o pomoc dla mojego brata, dla mojej najbliższej rodziny. Pewnie nigdy nie dowiemy się, jak doszło do wypadku. Jedno jest pewne – w tym momencie liczy się tylko zapewnienie mu komfortu w codziennym funkcjonowaniu. Bez cierpienia i bez bólu. Wymaga to codziennej rehabilitacji i opieki specjalistów. Terapia w specjalistycznych ośrodkach to koszt ponad 15 tysięcy miesięcznie. Chcielibyśmy zrobić dla niego wszystko, jednak ograniczają nas pieniądze.  Po Grzegorzu tak bardzo widać, że chce wyzdrowieć, chce odzyskać władzę nad własnym ciałem. Proszę, pozwólcie mu spełnić to marzenie. Liczy się każda złotówka – złotówka na wagę życia!  Siostra    

30 455 zł
Marcin Tafelski
6 dni do końca
Marcin Tafelski , 13 lat

Przyszłość, która nie musi przerażać. Pomagamy Marcinowi!

Marcinek to nasze waleczne serce, nasze wyczekiwane dziecko. Niestety, już w trakcie ciąży pojawiły się niepokojące diagnozy. Gdy w listopadzie 2011 roku nasza rodzina powiększyła się o nowego członka, wtulona w synka cieszyłam się chwilą, tym, że jesteśmy razem i wszystko jest dobrze, a przynajmniej tak nam się na początku wydawało… Niedługo po porodzie neonatolog zwróciła uwagę na dysmorfię twarzy u synka. Otrzymaliśmy skierowanie na konsultację genetyczną, gdzie jednak nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości i powodów do dalszej diagnostyki. Trzy miesiące później u synka wykryto zakażenie układu moczowego. Wydawało się, że to tylko chwilowy kłopot i za chwilę wszystko wróci do normy. Niestety to właśnie w tym momencie zaczęła się walka naszego synka… Marcin przeszedł zapalenie płuc i zakażenie wirusem RSV, po którym pojawiły się u niego problemy z przyjmowaniem pokarmów i szybko zapadła decyzja o założeniu sondy żołądkowej, a następnie specjalnej rurki PEG. W konsekwencji pierwsze pół roku życia synek spędził w szpitalu, gdzie przebył wiele zakażeń układu moczowodowego, operację wszczepienia moczowodu. W tym czasie przeszedł także ciężkie napady padaczkowe z bezdechem, zagrażające jego życiu, z saturacją poniżej 50 procent. Mieliśmy wrażenie, że to niekończący się koszmar. Wcześniej mieliśmy tyle planów i pomysłów jak wspólnie spędzimy pierwsze chwile z naszym synkiem. Nikt z nas nie zakładał jednak, że będziemy musieli zmierzyć się z czymś tak dramatycznym, z czymś, czego nie chciałby przeżywać żaden rodzic. To był ciąg nieprzespanych nocy, czuwania i strachu.  Po powrocie do domu w końcu mogliśmy rozpocząć rehabilitację synka. Każdy dzień i miesiąc był walką o samodzielne jedzenie, prawidłowe reakcje, o przewracanie się synka na bok, raczkowanie, a później pierwsze kroki i słowa. Wszystko wymagało pełnego zaangażowania zarówno z naszej strony, jak i ze strony Marcina. Walczyliśmy razem z nim, wciąż nie znając dokładnej diagnozy. Ta, pojawiła się dopiero, gdy synek skończył 3 latka. Musieliśmy przejść długi proces wizyt, konsultacji i badań. W końcu dowiedzieliśmy się, że Marcin ma delecję długiego ramienia chromosomu 6, która przekłada się na szereg wad i zaburzeń w rozwoju.  Skutkiem tego jest właśnie zdiagnozowane już wcześniej wodonercze, kamica układu moczowego, opóźnienie psychoruchowe, opóźnienie mowy,  padaczka, zaburzenia integracji sensorycznej, obniżone napięcie mięśniowe, atopowe zapalenie skóry, niskorosłość. Marcinek wymaga stałej terapii psychologicznej, pedagogicznej, logopedycznej, sensorycznej, rehabilitacji, opieki lekarskiej (urolog, nefrolog, neurolog, dermatolog, alergolog, endokrynolog). Do tej pory wszystkie nasze działania przynosiły dobre efekty. Staraliśmy się organizować synkowi rehabilitacje, turnusy wyjazdowe, zajęcia sensoryczne na miejscu, wsparcie specjalistów. Marcin zaczął świetnie sobie radzić, nabrał wiatru w skrzydła. Nie chcemy dopuścić do sytuacji, w której to wszystko mogłoby być zaprzepaszczone.  Na pierwszy rzut oka Marcin nie różni się od innych dzieci, uczy się, biega, tańczy, jeździ na rowerze, uwielbia każdą tematykę związaną z motoryzacją. Synek tak bardzo się stara i widać już pierwsze efekty, a wcześniej nie dawano mu szans, mówiono, że będzie dzieckiem leżącym do końca życia. Mimo złych prognoz nie poddaliśmy się. Od 10 lat codziennie walczymy o każdy krok synka, uśmiech, słowo. Marcin pięknie ćwiczy na turnusach rehabilitacyjnych, wspaniale współpracuje z każdym terapeutą. Ma ogrom chęci i nie chcemy, aby przeszkodą stały się ograniczenia finansowe.  Codzienna rehabilitacja i turnusy są bardzo kosztowne i przekraczają nasze możliwości finansowe. Marcinek potrzebuje terapii i wsparcia specjalistów, które są niezbędne do dalszego rozwoju. Przestój w rehabilitacji może spowolnić, a nawet cofnąć efekty, które udało się do tej pory osiągnąć. Bardzo prosimy Was o pomoc - wesprzyjmy Marcina w pokonywaniu wszystkich przeciwności!  Iwona i Radosław, rodzice

6 482 zł
Jakub Groszkowski
Jakub Groszkowski , 10 lat

Zabierz z jego życia ból, pomóż Kubusiowi!

To był szok. Informacja o chorobie przeraziła nas. Nie spodziewaliśmy się bowiem, że nasz syn jest tak poważnie chory. Kuba zmaga się z rzadką chorobą genetyczną zwaną MHE. Jest to dziedziczne zaburzenie wzrostu kości, objawiające się występowaniem wyrośli chrzęstno – kostnych w obrębie wszystkich kości. Guzy powodują nie tylko ograniczenie ruchu,  powodują również bezpośrednie uszkodzenia stawów. Najgorszy do zniesienia jest jednak ból. Kubuś przeszedł cztery operacje, jednak to nie zakończy walki z chorobą.  Kubuś potrzebuje stałej rehabilitacji oraz terapii ręki i logopedycznej. Każda złotówka może sprawić, że walka o lepsze jutro synka stanie się po prostu łatwiejsza. Proszę, pomóż! Natalia, mama

1 837 zł