Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Piotr Tylkowski
Piotr Tylkowski , 43 lata

Przyszłość, której nie trzeba się bać... Pomagamy Piotrowi!

Mam jedno największe marzenie – czuć się zawsze zdrowym, samodzielnym mężczyzną. Nie bać się tego, co przyniesie jutro, wierzyć w to, że lata dobrego życia wciąż przede mną. Niestety, każdego dnia budzę się ze świadomością, że jestem chory. Zmagam się z astmą oskrzelową, mam także problemy z kręgosłupem. Tak naprawdę lęk związany z chorobą nie minie. Jeśli nie będę się leczyć, nie będę brać leków, a także odwiedzać specjalistów, stan mojego zdrowia może bardzo szybko się pogorszyć... Z tytułu chorób nie posiadam renty, dlatego wciąż muszę pracować. Leczenie każdego miesiąca pochłania ogromne sumy, dlatego bardzo proszę Cię o pomoc. Chcę żyć i jak najbardziej cieszyć się tym życiem! Dla mnie każda złotówka może być tą, która sprawi, że moja codzienność może być łatwiejsza! Piotr

474 zł
Katarzyna Czaja
14 dni do końca
Katarzyna Czaja , 15 lat

Tak wiele chorób i tylko jedna dziewczynka... Na pomoc Kasi!

Moja córeczka Kasia od urodzenia zmaga się z przewlekłymi chorobami. Przyszła na świat z wadą serca. Doszły także problemy z jelitami, potem z tarczycą, skoliozą, trzustką, nerkami... Codzienność Kasi jest zupełnie inna, niż jej zdrowych rówieśniczek. A ona też tak bardzo chciałaby po prostu normalnie żyć… Ma dopiero 11 lat. Bardzo prosimy o wsparcie, bo rehabilitacja jest bardzo droga, a dla mojej córki to jedyna szansa na zdrowie.  Z powodu choroby od najmłodszych lat często przebywa w szpitalach. Jest pod opieką CZD. Jest także objęta opieką w poradni gastrologicznej, endokrynologicznej i innych specjalistów ze względu na różne schorzenia. A to przecież nie w szpitalu, nie w drodze między kolejnymi specjalistami, powinno upływać dzieciństwo... Kasia ma skoliozę i problemy ze stawami. Bardzo często czuje ból, którego nie powinno znać żadne dziecko... Z powodu częstych omdleń i zawrotów głowy jest objęta nauczaniem indywidualnym.  Choroby odebrały jej nawet szkołę, szkolne wycieczki, przygody, znajomych… Mimo wszystko Kasia jest pogodną i wesołą dziewczynką. Cieszy się życiem, które ma. A ja ze wszystkich matczynych sił staram się, by było ono jak najlepsze! Moja córeczka wkracza w okres nastoletni, bardzo szybko rośnie. Z tego względu wymaga rehabilitacji, której koszt jest bardzo wysoki… Dlatego postanowiliśmy jeszcze raz poprosić o pomoc, która pozwoli Kasi na spełnianie kolejnych marzeń o życiu bez strachu i bólu, korzystać z codzienności jak inne dzieci, tak samo się bawić i cieszyć dzieciństwem! Teraz nie może, choć tak bardzo by chciała... Lekarze upatrują przyczyn zachorowań Kasi w alergiach na pasożyty, grzyby i pleśnie. Również w tym kierunku działamy. Lista wszystkich schorzeń jest niezwykle długa, a walka z nimi niewiarygodnie ciężka. I niestety kosztowna. Dlatego bardzo prosimy o wsparcie, by zapewnić Kasi wszystko, czego potrzebuje do walki o zdrowie i swoją przyszłość. Z góry dziękujemy za każde, bezcenne dla nas wsparcie. Mama

3 000 zł
Oliwia Sojka
Oliwia Sojka , 6 lat

By nowotwór nigdy nie wygrał - pomóż Oliwce wygrać walkę o życie!

Nasza córeczka w wieku niespełna trzech lat rozpoczęła ciężką i długą walkę o życie z chorobą nowotworową. Guz mózgu jest śmiertelnym zagrożeniem... Potrzebujemy pomocy, by ratować Oliwkę! Oliwka zawsze była pogodnym i spokojnym dzieckiem. Nic nie zapowiadało, że jej i nasze szczęśliwe życie przewróci się do góry nogami… Gdy córeczka miała 9 miesięcy, zauważyliśmy, że przechyla główkę na prawą stronę. Zaniepokojeni, zaczęliśmy szukać przyczyny. To był początek trudnej drogi do strasznej prawdy... Byliśmy u wielu lekarzy. Sprawdzony został wzrok, słuch Oliwki... Konsultowaliśmy problem z kilkoma specjalistami, w tym z neurologiem czy ortopedą. Zgodnie z zaleceniami lekarzy rozpoczęliśmy rehabilitację z uwagi na podejrzenie asymetrii. Wszyscy uspokajali nas, twierdząc, że rozwój córeczki jest prawidłowy. Powtarzali, że dolegliwości miną, jeśli będziemy kontynuować rehabilitację. Gdy córeczka skończyła 18 miesięcy, zaczęła chodzić. Niestety to również dostarczyło nam powodów do niepokoju... Jej chód był bardzo niezgrabny, miała widoczne problemy z równowagą. Ponownie zaczęliśmy szukać przyczyny - znów zaczęła się wędrówka po specjalistach... Pomimo naszego uporu, wizyt w szpitalach i prywatnych gabinetach, żaden z lekarzy nie podzielał naszych obaw. W dalszym ciągu mówiono nam, że są to niegroźne problemy mięśniowe i należy kontynuować rehabilitację. Tak też robiliśmy. Niestety, mijały kolejne miesiące, a rehabilitacja nie przynosiła zamierzonych efektów. Stan Oliwii ciągle się pogarszał... Córeczka zaczęła rano wymiotować. Lekarze dalej nie potrafili trafnie jej zdiagnozować. Przyczyn wymiotów upatrywano w problemach w układzie pokarmowym, sugerując nam wykonanie gastroskopii. Stan Oliwki pogorszył się na tyle, że znaleźliśmy się w szpitalu... To był 21 lutego. Oliwka miała bóle głowy, wymiotowała. Dopiero tam poznaliśmy straszną prawdę... Po wykonaniu tomografii komputerowej głowy lekarze zdiagnozowali przyczynę wcześniejszych problemów Oliwki. Guz mózgu… Ogromny guz o wymiarach wielkości piłki - 6x6x8 centymetrów - umiejscowiony w lewej półkuli móżdżku. Nagle znaleźliśmy się w onkologicznym koszmarze, a nasza córka w samym środku dramatycznej walki o życie... W trybie pilnym przetransportowano ją do Centrum Zdrowia Dziecka, a już następnego dnia znalazła się na stole operacyjnym. Niestety mimo starań sztabu lekarzy guza nie udało usunąć się w całości. Operacja zostawiła też szereg powikłań... Nasiliły się zaburzenia koordynacji, lewe oczko zaczęło zezować, doszło do paraliżu nerwu twarzowego z prawej strony twarzy oraz mniejszej siły mięśniowej w lewej części ciała.  To nie był koniec tragedii... Wykonany w październiku rezonans przyniósł straszne wieści - okazało się, że pozostała część guza zaczęła się powiększać... Podjęto decyzję o ponownej operacji. Po niej nasilił się paraliż mięśni nerwu twarzowego, widoczna jest asymetria twarzy, co wpływa też negatywnie na mowę. Operacja spowodowała też oczopląs i dalsze zaburzenia koordynacji. Lewa strona ciała jest dużo słabsza, przez co kolejny raz córeczka musiała uczyć się chodzić na nowo. Zaczynamy od początku cały proces leczenia i rehabilitacji naszej Oliwki. Aby córeczka mogła wrócić do pełnej sprawności, najbliższe miesiące spędzi w szpitalach oraz na intensywnej rehabilitacji. Konieczna jest terapia neurologopedyczna, wizyty u okulisty, psychologa oraz neurologa. Czekamy także na konsultację z onkologiem, gdyż musimy zrobić wszystko, aby guz po raz kolejny nie zaczął odrastać... Oliwkę czeka bardzo długi i żmudny proces leczenia, ale tylko w ten sposób jest w stanie wygrać z chorobą. Straszną jest myśl, że takie małe dziecko musi przez to wszystko przechodzić, a w tyle głowy mamy ciągłą możliwość nawrotu nowotworu. W tej bitwie musimy spróbować wszystkiego, musimy być silniejsi niż dotychczas - dla naszej córeczki! W tej bitwie musimy walczyć - o życie... O najcenniejsze, co mamy. W tej bitwie spróbujemy wszystkiego, by Oliwka mogła dalej żyć. Pragniemy dla Oliwki wszystkiego, co najlepsze... Naszym najważniejszym celem jest zapewnienie jej jak najlepszej opieki specjalistów, którzy zapewnią jej fachową pomoc i dobiorą odpowiednie leczenie. To wymaga jednak ogromnych nakładów finansowych, których nie jesteśmy w stanie pokryć sami. Dlatego zwracamy się do Was o pomoc. Wiemy, że z Waszym wsparciem będziemy mieć siłę i możliwość przezwyciężyć chorobę! Za każdą okazaną pomoc z całego serca dziękujemy. Rodzice Oliwki

144 853 zł
Oliwia Smoguła
14 dni do końca
Oliwia Smoguła , 18 lat

Ile może znieść 15-latka? Pomóż Oliwce w walce z licznymi chorobami!

Jaką siłę trzeba mieć, żeby przetrwać, mimo że inni nie widzą szans? Oliwka w ciągu niecałych trzech miesięcy przeszła aż 12 operacji. Żeby mogła wrócić do codzienności, potrzebuje specjalistycznego łóżka, nowego wózka, środków pielęgnacyjnych i wielu godzin rehabilitacji. Trudno mi opanować emocje i znaleźć słowa, ale wiem jedno: zrobię wszystko, żeby moja córeczka była szczęśliwa.  Nazywam się Małgorzata i jestem mamą 15-letniej Oliwii. Córka przyszła na świat obarczona licznymi schorzeniami. Ma wodogłowie, rozszczep kręgosłupa, przepuklinę oponowo-rdzeniową, padaczkę i pęcherz neurogenny. Gdy się urodziła, lekarze nie dawali jej szans. Mówili, że umrze lub będzie żyć jak „roślinka”. Do dziś pamiętam ten czas wypełniony lękiem, bezradnością i nadzieją. Teraz te wspomnienia wracają. Oli pierwszych pięć miesięcy życia spędziła w szpitalu. Później rozpoczęła się nasza walka. O każdy mały postęp, uśmiech, nową umiejętność. Rehabilitacja i wizyty u specjalistów – to była nasza codzienność. Wysiłek przyniósł efekty. Mimo niepełnosprawności Oli wyrosła na radosną dziewczynkę, uwielbiającą kontakt z ludźmi. Do niedawna uczęszczała do Niepublicznego Ośrodka Rewalidacyjno-Edukacyjnego Arka we Wrześni, gdzie miała grono kolegów i koleżanek. Potrafiła gadać od rana do wieczora i „zaczepiać” słówkami innych. Często się uśmiechała.  Wszystko zmieniło się pod koniec sierpnia tego roku. Oli odkręciła się zastawka w głowie odprowadzająca nadmiar płynu mózgowo-rdzeniowego. Ciśnienie śródczaszkowe wzrosło tak bardzo, że dostała udar mózgu. Ze szpitala we Wrześni Oli przetransportowano do Szpitala Klinicznego w Poznaniu. Tam od razu trafiła na blok operacyjny. Jej stan był bardzo ciężki. Operacja trwała kilka godzin. To jednak nie był koniec naszego koszmaru. Przez niecałe trzy miesiące Oli przeszła 12 operacji! Po jednej z nich dostała wstrząsu septycznego i w krytycznym stanie trafiła na intensywną terapię. Nie sposób opisać wszystkiego, co przeszła. Z wesołej gadułki, która samodzielnie poruszała się na wózku, jadła z apetytem i uwielbiała się bawić, stała się dzieckiem leżącym odżywianym przez PEG-a. Przestała mówić. Wszystko, co udało nam się wypracować podczas żmudnej rehabilitacji, legło w gruzach. Nie zamierzamy się jednak poddać. Podczas pobytu w szpitalu usłyszałam, że to cud, że Oli nadal jest z nami. Dla mnie cudem jest każdy dzień z moją córeczką. Choć jest bardzo ciężko. Zbliża się moment, gdy nareszcie będziemy mogły opuścić szpital. Po tygodniach walki o życie Oli czuję się bardzo wyczerpana. Wiem, że trzeba będzie bardzo wiele zmienić w naszym życiu. Oli potrzebuje specjalnego łóżka, nowego wózka, bo na starym nie będzie w stanie usiąść, środków pielęgnacyjnych i wielu godzin rehabilitacji – ruchowej i logopedycznej.  Od kilku lat wychowuję Oli sama. Radziłyśmy sobie do tej pory, ale teraz – choć mam w sobie dużo nadziei – boję się tego, co nas czeka. Dlatego właśnie zdecydowałam się poprosić o wsparcie wszystkich ludzi dobrej woli. Każda, nawet drobna wpłata będzie dla nas cenna. Od dwóch tygodni Oli znów się uśmiecha. Czuję, że ona bardzo chce wrócić do domu. Wiem, że nie będzie tak samo jak kiedyś, ale wierzę, że Oli będzie mogła jeszcze cieszyć się życiem. Kiedyś też nie dawano jej szans, ale udało się! Bardzo potrzebujemy dziś Twojej pomocy! Oli, która jak każde dziecko chce żyć i cieszyć się z tego. I ja, która kocham ją najbardziej na świecie. Twoje wsparcie jest dla nas szansą na kolejny dzień. Małgorzata, mama

52 466,00 zł ( 48,18% )
Brakuje: 56 417,00 zł
Maja i Gucio Buszewscy
Maja i Gucio Buszewscy , 9 lat

Maja i Gucio - życie, które nie jest bajką... Pomóż dzielnym Pszczółkom walczyć o życie 🐝

Jesteśmy rodzicami 6-letnich niepełnosprawnych bliźniaków. Maja i Gucio z bajki mają tylko imiona. Zero szans – tylko lekarze dawali im na przeżycie. Dzieci urodziły się 3 miesiące za wcześnie. Mieściły się w dłoni. Zwyciężając śmierć, nasze małe Pszczółki pokazały, jak bardzo medycyna może się mylić… Każdy dzień to jednak dalsza walka o to, by ich życie, cudem ocalone, mogło trwać… Już nieraz okazaliście serce naszym bliźniakom. Byliście przy nas, kiedy musieliśmy zmierzyć się z kupnem nowych sprzętów, opłaceniem rehabilitacji, zajęć logopedycznych oraz specjalistycznych wizyt. Dziś znów doszliśmy do momentu, gdzie musimy Was prosić o pomoc... Prosimy, zostań ciocią i wujkiem tych dzielnych Pszczółek. One bardzo Cię potrzebują...                                Dla osób, które nas jeszcze nie znają,  a chciałyby poznać, przedstawimy w skrócie naszą historię. Mimo że bajkowe imiona naszych dzieci sugerują happy end, to wcale tak nie jest.... Nasze dzieci urodziły się w 25. tygodniu ciąży. Zakażenie wewnątrzmaciczne. Skurcze… Półtora kilo. Tyle dzieci ważyły - nie osobno, lecz razem. Ledwo było je widać w inkubatorze. Rączki i nóżki były mniejsze niż oplatające je kabelki... Narodzinom dziecka powinno towarzyszyć szczęście. Tu był strach. I rozpacz – taka, która sprawia, że nie chce się jeść, budzić, żyć. Przez wiele miesięcy nie było nawet nadziei. Lekarze nie chcieli jej dawać. Mówili, że dzieci nie rokują. Że nie przeżyją. Że najlepsze, co można zrobić, to się pożegnać. Maja i Gucio walczyli o życie przez dziewięć miesięcy. Dziewięć miesięcy w inkubatorze. Dziewięć miesięcy w strachu i codziennej niepewności nauczyły nas, rodziców, dużo pokory do życia oraz cierpliwości. Dziś wiemy, że ćwiczenia maluchów tez wymagają czasu, bo żaden postęp nie dzieje się z dnia na dzień. Doceniamy każdy dzień,  ponieważ wiemy, jak kruche jest życie - pokazały nam to nasze dzieciaki podczas swojej walki na OIOM-ie. Każdego wieczoru modliliśmy się o to, by następnego dnia dzieci jeszcze żyły.  Przez pierwsze dwa lata swojego życia maluchy praktycznie mieszkały w szpitalach. Najpierw na neonatologii, potem, z różnymi schorzeniami, na innych oddziałach. Dla nas były to dwa lata wyjęte z życia. Później zdrowie dzieci, m.in. dzięki założonemu PEG-owi, w miarę się ustabilizowało. Teraz odwiedzamy szpital z 2-3 razy do roku, a nie raz w miesiącu.   Wcześniaki to dzieci mniejsze, słabsze. Gdy jednak dziecko rodzi się przed 28. tygodniem, gdy waży mniej niż kilogram, mówimy o skrajnym wcześniactwie. Narządy u takich dzieci nie zdążyły się wykształcić… Płuca nie zdążyły się jeszcze rozwinąć, więc dziecko nie umie samodzielnie oddychać. Często dochodzi do wylewów krwi do mózgu… Powikłania neurologiczne są straszne, nieodwracalne.  Od momentu wyjścia ze szpitala Maja i Gucio są intensywnie rehabilitowani.  To dla nich jedyna szansa, żeby coś osiągnąć. Bez rehabilitacji dzieci prawdopodobnie by tylko leżały, zapatrzone w jeden punkt, bez ruchu… Opieka nad niepełnosprawnym dzieckiem jest trudna. Nad dwójką to prawdziwe wyzwanie… Dzieci potrzebują opieki 24 godziny na dobę…  Niektórych rzeczy, których zdrowe dzieci uczą się same, Maja i Gucio być może nie nauczą się nigdy… O wszystkie inne trzeba walczyć. O każdy uśmiech, każde podniesienie rączki, włożenie jej do buzi. I tak codziennie, od dnia narodzin. Potrzebna jest codzienna rehabilitacja – tylko ona pozwoli bliźniętom dalej się rozwijać. Udało się wygrać walkę o życie, teraz trzeba zawalczyć o jakość tego życia. Korzystamy z zajęć prywatnych, gdzie koszt jednej godziny jednego dziecka to 150 złotych. Zbieramy 1%, prosimy.o pomoc, ale żebyśmy mogli nadal systematycznie uczęszczać na ćwiczenia, co roku brakuje nam kilkanaście tysięcy złotych. Do tego dochodzą sprzęty, wizyty lekarskie. U nas niestety koszty są podwójne, bo chorych jest dwoje naszych dzieci... Jest nam bardzo trudno wyciągać rękę po pomoc, ale wiemy, że tylko razem możemy więcej i więcej... Kiedy widzisz, że Twoje dziecko robi postępy - milimetrowe kroczki wywalczone Twoją, a przede wszystkim jego ciężką pracą - nie interesuje Cię wtedy, co inni pomyślą, czy powiedzą. Ważne jest tylko to, że to, co robisz, ma sens. Dlatego ponownie chowamy dumę do kieszeni i bardzo prosimy o jakiekolwiek wsparcie dla naszych dzielnych Pszczółek. Rodzice

24 010 zł
Daniel Bubak
14 dni do końca
Daniel Bubak , 41 lat

Na Daniela czeka w domu mała córeczka... – prosimy, pomóż go wybudzić ze śpiączki!

Daniel ma 38 lat, sześcioletnią córeczkę i nową nadzieję na powrót do zdrowia! Tragiczny wypadek sprawił, że jest w śpiączce, zanim już długa i ciężka droga rehabilitacji. Dużo się przez ten czas wydarzyło, w ogromnym stopniu właśnie dzięki Wam! My wciąż nie tracimy nadziei, że Daniel odzyska świadomość. Jak moglibyśmy jej nie mieć, skoro wybitny specjalista neurochirurgii widzi dla niego naprawdę duże szanse. Nie możemy w tej chwili pozwolić na przerwy w rehabilitacji, która jest bardzo kosztowna, ale niezbędna, żeby Daniel mógł do nas wrócić. Ostatni post na Facebooku Daniela to jego zdjęcie z córeczką – wesołe, uśmiechnięte nie zwiastują niczego złego. Później na jego profilu nastąpiła cisza, 29 września 2019 roku zdarzył się wypadek. Daniel był wtedy w warsztacie samochodowym. Nie wiadomo, w jaki sposób wpadł do kanału samochodowego, mocno uderzając w beton. Znaleźliśmy go dopiero po dwunastu godzinach od wypadku. Przez cały ten czas leżał nieprzytomny, z godziny na godzinę tracąc swoje szanse na przeżycie. Wezwaliśmy karetkę, która od razu zabrała Daniela do szpitala. Od tamtego momentu trwa jego walka o powrót do zdrowia. W tym czasie mój brat przeszedł kraniotomię, miał założoną rurkę tracheotomijną, która pomagała mu oddychać oraz PEG, przez który do dziś jest karmiony. Odbył 6-7 turnusów rehabilitacyjnych, które dały znaczną poprawę jego stanu. Wszystkie nasze działania i starania były mocno utrudnione przez pandemię koronawirusa, ale robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby miał najlepszą możliwą opiekę rehabilitantów i lekarzy. Daniel na co dzień jest pod opieką swojej mamy, która zrezygnowała z pracy, aby poświęcić się opieki nad synem, który wymaga całodobowej opieki. Jeździ z nim na każdą wizytę, każdy turnus, jest przy nim i dla niego przez 24 godziny na dobę. Aktualnie Daniel oddycha już samodzielnie, stany bakteryjne są wyciszone i nie są potrzebne antybiotyki – jego stan zdrowia znacząco się poprawił. Po wielu staraniach udało nam się dostać na wizytę u Profesora, który codziennie ratuje takich ludzi jak Daniel. Usłyszeliśmy, że Daniel wymaga jak najszybszej operacji rekonstrukcji czaszki, która uwolni go od dyskomfortu i bólu, które nieustannie odczuwa z powodu zbyt wysokiego ciśnienia w mózgu. Następnie musi odbyć się druga operacja wstawienia zastawek, dzięki której regeneracja neuronów będzie o wiele szybsza. Te dwie operacje dają ogromną szansę i nadzieję na to, że Daniel się wybudzi. Musi być jednak cały czas rehabilitowany. Jego stan fizyczny będzie ważny nie tylko w momencie kwalifikacji do operacji, ale też po nich, kiedy walką o sprawność będzie musiała być intensywniejsza. Przed Danielem kolejne turnusy rehabilitacyjne, które musi opłacić. Bez Waszej pomocy jest to niemożliwe, dlatego po raz kolejny prosimy Was o pomoc. Jeśli macie możliwość i chęć wsparcia Daniela w walce o wybudzenie, to bardzo Was o to prosimy i z góry dziękujemy za każdą najmniejszą cegiełkę. Razem obudźmy Daniela! Rodzina Daniela ______________________ ➡️ Obudźmy Daniela – grupa aukcyjna

17 641,00 zł ( 15,35% )
Brakuje: 97 253,00 zł
Milena Dębicka
14 dni do końca
Milena Dębicka , 5 lat

Droga ku lepszej przyszłości. Wspieramy Milenkę!

Już będąc w ciąży wiedziałam, że Milenka to mój największy skarb. Nie mogłam doczekać się, aż ją zobaczę, dotknę, powiem, jak bardzo kocham. Mimo to nie spodziewałam się, że moja córeczka pojawi się na świecie tak szybko, a nasze życie wcale nie będzie takie łatwe i bezproblemowe jak sobie wyobrażałam…  Milenka jest ciężko chora. Urodziła się w 24 tygodniu ciąży. Miała zaledwie 690 gramów… Maleńka jak pisklę, ledwo mieściła się w dłoni. Było zdecydowanie za wcześnie na poród. Wiedziałam, że nie będę mogła jej tulić, że lekarze będą walczyć o jej przyszłość, jednak nie spodziewałam się, że razem z córką pojawi się tyle przeszkód.  Urodziła się wraz z łożyskiem w wyniku przedwczesnego odklejenia się łożyska mimo tokolizy. Po porodzie została umieszczona w worku termoizolacyjnym. W 8 minucie życia zaintubowana i przewieziona na oddział intensywnej opieki noworodków. W 31 dobie życia przeszła sepsę… Złe wiadomości spływały na mnie jak lawina. Nie wiedziałam co robić. Nigdy w swoim życiu nie bałam się tak jak wtedy.  Koszmar tamtych zdarzeń na zawsze odcisnął piętno na życie Mileny. Retonopatia, przetrwały przewód tętniczy, zespół zaburzeń oddychania, niewydolność oddechowa, niewydolność krążenia, dysplazja oskrzelowo-płucna. Ponadto ma stwierdzoną dystrofie czaszki, czaszkę trójkątną. Mimo wczesnego wspomagania rozwoju i intensywnej rehabilitacji kilka razy w tygodniu stwierdzono brak oczekiwanego rozwoju. Życie Milenki to nieustanna walka. Do chorób i problemów z jakimi musi się mierzyć, dołączyć można także autyzm dziecięcy.  Jest w trakcie diagnozy  zaburzeń metabolicznych i genetycznych oraz nieokreślonych zaburzeń mowy. Ma orzeczenie o niepełnosprawności oraz ma zaświadczenie lekarskie potwierdzające, że cierpi na ciężkie nieodwracalne upośledzenie albo nieuleczalną chorobę zagrażającą życiu, które powstały w prenatalnym okresie rozwoju dziecka lub w czasie porodu. Chwytając w dłoń kartkę z kolejną diagnozą, czuje się coraz bardziej bezradna. Niełatwo dowiadywać się o kolejnej chorobie, która tylko wydłuża, już i tak obfitą listę schorzeń. W marcu 2022 konsultować będziemy się w klinice chorób rzadkich w Warszawie. To moja nadzieja. Żyję marzeniem o dobrej informacji, o tym, że zobaczę drogowskaz, który wskaże mi drogę do sprawnego życia córki. Obecnie córeczka ma 3,5 roku. By wspomóc leczenie i rehabilitację potrzebujemy wizyt u prywatnych lekarzy i rehabilitantów. Zakup odpowiednich leków i sprzętu do domowej rehabilitacji to również bardzo dużo koszty, które pochłaniają nasze oszczędności. Każda złotówka będzie dla nas dużą pomocą! Jolanta, mama ➤ Licytacje dla Milenki

12 161,00 zł ( 31,75% )
Brakuje: 26 137,00 zł
Julia Mokwa
Julia Mokwa , 9 lat

"Każdego wieczora, gdy kładę ją spać, zastanawiam się, czy się obudzi..." - pomóż Julci!

Dziecko niepełnosprawne nigdy nie jest ciężarem. Jest wyzwaniem - to fakt. Jest także ogromnym darem. Zostaliśmy wybrani na rodziców Juleczki i robimy wszystko, by sprostać temu zadaniu, chociaż jest bardzo trudno… Często nie śpimy wcale. Nauczyliśmy się obyć bez snu nawet kilka dni. Przy Julce cały czas trzeba być, pilnować, by nic się jej nie stało, by się nie zakrztusiła, bo wtedy murowane zapalenie płuc. A to by ją zabiło… Życie Juleczki nieustannie wisi na włosku. Jest bardzo chora… Dzięki pomocy ludzi o wielkich sercach łatwiej nam walczyć o każdy dzień dlatego bardzo prosimy o pomoc da Juleczki.  Dzień narodzin córeczki miał być drugim najszczęśliwszym w naszym życiu. Pierwszym był ten, gdy na świat przyszedł nasz starszy synek. Przez myśl nam nie przeszło, że teraz będzie inaczej. Julka była wcześniakiem. Będąc jeszcze w moim brzuchu, lekarze zoperowali jej wodonercze. Chociaż się bałam, uspokajali mnie, że to nic takiego, że wszystko będzie dobrze. Zmienili zdanie, gdy zobaczyli ją pierwszy raz… Nie mogłam zobaczyć Juleczki po porodzie. Dopiero po kilku godzinach przyszedł do mnie lekarz… Powiedział, że twarz mojej córeczki jest zdeformowana, co może świadczyć o wadach genetycznych. Codziennie stałam nad inkubatorem, a łzy zalewały mi ubranie. Patrzyłam na mojego małego aniołka i błagałam Boga, aby wszystko się ułożyło. Julka spędziła w szpitalu pierwsze miesiące swojego życia. Gdy już całkiem straciliśmy nadzieję na diagnozę, do szpitala Julci przyjechał genetyk z Wrocławia. Spojrzał tylko na córeczkę i powiedział, że już wszystko wie. Złapał mnie za rękę, popatrzył współczującym wzrokiem, mówiąc:  „bardzo pani współczuję, musi być pani silna”. Straciłam grunt pod nogami, te słowa przeraziły mnie jak nic innego na świecie. I potem przyszła diagnoza, niczym gwóźdź do trumny: potwierdziła się obawa lekarzy, Julka została drugim żyjącym dzieckiem w Polsce i siedemdziesiątym na świecie, u którego stwierdzono zespół Schinzela-Gediona. Większość dzieci z tą chorobą umiera przed ukończeniem 2 lat. Nie mają żadnej odporności, zabija je zwykła infekcja lub niewydolność oddechowa. Julka jest ultrarzadkim przypadkiem. Pytałam lekarza, jak to możliwe, że nie wykryli wady Juleczki, że nie przygotowaliśmy się na to. Przecież córeczka miała być okazem zdrowia! Odpowiedział mi: “Bóg tak chciał, wybrał panią”.  Wtedy wydawało mi się to niemożliwe. Zastanawiałam się, co złego zrobiliśmy, co zrobiła moja mała córeczka, że los ją skrzywdził w tak okrutny sposób? Tak ciężko oswoić się z diagnozą, która jest wyrokiem, która każe odliczać dni do śmierci własnego dziecka…  Jednak Julcia walczy! Dawali jej dwa lata życia, a niedawno skończy 7! Jest naszym skarbem, darem i wierzymy w to, że była nam pisana. Jako rodzice robimy wszystko, co w naszej mocy, by czuła miłość i bezpieczeństwo. Początki były trudne. Dzisiaj całą energię skupiamy na tym, by Julcia żyła, chociaż przeszkody, które spotykamy na swojej drodze, mogą wyssać całą energię. Żeby żyć, Julia potrzebuje intensywnej rehabilitacji. Przez to, że właściwie wcale nie ma odporności, nie możemy wychodzić z domu, więc rehabilitacja jest jeszcze droższa. Ta mała istotka dzień za dniem walczy o to, by żyć. Jeszcze chociaż troszeczkę cieszyć się tym światem… Kolejny dzień, jeszcze ten jeden... Tylko z Waszą pomocą uda się zatrzymać Julcię na świecie, dlatego bardzo prosimy ponownie o wsparcie w walce o życie naszej dzielnej córeczki. Rodzice *Kwota zbiórki jest szacunkowa

5 083,00 zł ( 6,82% )
Brakuje: 69 386,00 zł
Piotr Bieńkowski
Piotr Bieńkowski , 20 lat

Tragedia nie do opisania... Mama Piotrusia walczy o jego życie, pomóż❗️

Wszyscy skreślili Piotrusia. Wszyscy, poza mną… Jestem mamą chłopca, który świata nie obchodzia. Już 18 lat walczę o każdy kolejny dzień jego życia, by było ono jak najlepsze, jak najmniej bolesne… Niestety, choć tak bardzo się staram, nie daję już rady. Bardzo proszę o pomoc… Od 8 lat jesteśmy tylko my dwoje. Wychowuję Piotrusia sama. Brakuje nam na wszystko… Ojciec dziecka nie interesuje się nim. Twierdzi, że rehabilitacja jest mu niepotrzebna… Nie uczestniczy w naszym życiu, nie pomaga. Za to składa co chwila wnioski o obniżenie alimentów na syna. Na ostatniej rozprawie sądowej usłyszałam z jego ust, że Piotrka trzeba oddać do ośrodka. Ja nigdy się na to nie zgodzę! Będę opiekować się moim synem, na ile Bóg da mi sił. Prędzej umrę, niż oddam swoje dziecko…  Czasami przychodzi mi przez myśl, że przecież mógłby być zdrowy… Kto popełnił błąd? Kazali mi rodzić naturalnie w 24 tygodniu ciąży, bo powiedziano, że z takimi wadami dziecko i tak nie przeżyje… Miałam podtrzymywaną ciążę bez wód płodowych przez 6 dni. A gdy Piotruś się urodził, okazało się, że nie ma wad wrodzonych, jak mówili lekarze! Ale jego stan funkcjonowania w ciele matki bez wód płodowych był krytyczny… Piotruś walczył od momentu przyjścia na świat. Niewykształcone w pełni płuca nie radziły sobie z oddychaniem, doszło do krwawienia wewnątrzczaszkowe III stopnia, kilkakrotne miał transfuzje krwi. W inkubatorze spędził 46 dni. Walczył i dalej walczy o każdy oddech, tak bardzo chce żyć! Już 17 lat... Dzieci takie, jak mój syn, otwierają bramy do nieba. Uczą dobra, bezinteresownej miłości… Było trudno, ale jakoś żyliśmy. Ale 4 lata temu stan Piotrusia nagle się pogorszył… Wystarczyło, że na chwilę wyszłam, a Piotruś zaczął umierać! Cudem wyrwaliśmy go ze szponów śmierci, jednak już nigdy nie będzie jak dawniej... Dziś synek żyje dzięki maszynom, oddycha za pomocą respiratora. Musiałam błyskawicznie nauczyć się być pielęgniarką, nie odstępuję Piotrusia na krok. W nocy wstaję po 10 razy, bo włącza się alarm, że synek znów nie oddycha. Wyrywam dobie 2-3 godziny na sen, na więcej nie mam czasu. A i wtedy boje się zasypiać… Raz w tygodniu, czasem częściej, Piotruś zaczyna się dusić. Każda noc to koszmar, lęk o synka towarzyszy mi cały czas. Boję się, że kiedyś ze zmęczenia padnę i nie usłyszę niemego wołania o pomoc… Nadzieja tylko w tym, że sprzęt nie zawiedzie i włączy się jak zwykle alarm... Nasz dzień to nieustanne odsysanie wydzieliny z górnych dróg oddechowych oraz z tracheotomii, nawilżanie jamy ustnej, karmienie pozajelitowe. Nawet na krok nie mogę odstąpić syna… Piotruś przyjmuje posiłki wysokobiałkowe i wszystko, co zawiera dużo kalorii. Bardzo dużo pieniędzy schodzi mi na NutriDrinki i inne specjalistyczne pożywienie.  Walczę każdego dnia o godne życie mojego dziecka, ale brakuje nam niemal na wszystko. Bez pomocy dobrych ludzi nie poradzę sobie z kolejnym miesiącem… Roczna rehabilitacja i opieka nad synkiem to koszt nawet 130 tysięcy złotych. Moje zdrowie się sypie, mam zwyrodnienie kręgosłupa od wieloletniego dźwigania i zakaz podnoszenia syna. Ale jak inaczej mam się nim zajmować... Chciałabym przychylić nieba synkowi, staram się to robić każdego dnia. Jest moim całym światem, dlatego z całego serca proszę - pomóżcie mi walczyć o jego życie… Nie wyobrażam sobie, że jego oczka, tak pełne życia i radości, mimo wszystkich trudów, miałyby zamknąć się na zawsze.  Janina, mama Piotrusia   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

96 985,00 zł ( 67,89% )
Brakuje: 45 858,00 zł