Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Natalia i Wiktoria Pokorskie
13 dni do końca
Natalia i Wiktoria Pokorskie , 9 lat

Dwie siostry, jedna wada - nie pozwól, by świat dziewczynek ogarnęła ciemność!

Natalia i Wiktoria - prawie siedmioletnie siostry bliźniaczki do Rodzinnego Domu Dziecka w Lubczynie trafiły w styczniu 2021 roku. Otrzymały w nim miłość, czułość, troskę i wytrwałość rodziców zastępczych w dążeniu do zminimalizowaniu skutków chorób, z którymi się borykają. Na skutek wcześniactwa obie dziewczynki są obciążone wieloma poważnymi chorobami. Obecnie największym problem zdrowotnym obu dziewczynek, które wymaga natychmiastowego działania, jest bardzo poważna wada wzroku polegająca na niedowidzeniu u jednej w ok. 50%, a u drugiej w ok 60%. W przypadku braku właściwej korekcji i terapii oczu, wady będą dalej postępować, co doprowadzi do całkowitej utraty wzroku. Oprócz tego, dziewczynki, mają wiele innych poważnych wad wrodzonych wymagających systematycznych konsultacji z lekarzami specjalistami. Jedna z dziewczynek ma tylko jedną nerkę a jej siostra bliźniaczka ma 2 śledziony. Ośrodki leczenia znajdują się daleko od miejsca zamieszkania dziewczynek, a to wszystko przekłada się na horrendalne koszty terapii. Szczegółowy opis: Dziewczynki mają nadwzroczność i astygmatyzm, które muszą być stopniowo korygowane poprzez m.in.: zmianę szkieł co kilka miesięcy, zasłanianie oka naprzemiennie. Niezbędna jest systematyczna rehabilitacja oka u optometrysty, a najbliższe Centrum Terapii Widzenia jest w Zgierzu (oddalone ok. 140 km od miejsca zamieszkania). Rehabilitacja ma spowodować, że mięśnie oka zaczną lepiej pracować i wada wzroku nie będzie postępowała, a jest szansa, że wzrok się nawet poprawi. Wzrok dziewczynek jest zagrożony przede wszystkim dlatego, że są wcześniakami i mają inne wrodzone choroby. Jedna z dziewczynek ma tylko jedną nerkę, zaś druga dziewczynka dwie śledziony. Ośrodki leczenia znajdują się daleko od miejsca zamieszkania dziewczynek, a to wszystko przekłada się na horrendalne koszty terapii. Rehabilitacja ma spowodować, że mięśnie oka zaczną lepiej pracować i wada wzroku nie będzie postępowała, a jest szansa, że wzrok się nawet poprawi.  Miesięczny, przybliżony koszt leczenia dziewczynek to ok. 2000 zł, który rocznie wzrasta do ogromnych kwot. Są to koszty, które przewyższają możliwości domu dziecka, w którym znajdują się siostry. Prosimy, pomóż Natalce i Wiktorii. Daj dziewczynkom szansę na odzyskanie sprawności!  

18 162 zł
Grażyna Kowalczyk
Grażyna Kowalczyk , 58 lat

Nie chcę, by nowotwór zniszczył mi życie... Proszę, pomóż!

Minęło już 5 lat od kiedy w moim życiu strach zamieszkał na stałe. Był październik 2016 roku. Usłyszałam diagnozę, której nigdy nikt nie chciałby usłyszeć — nowotwór dolnego odcinka jelita grubego. Przeszłam serie radio i chemioterapii. Za mną już 7 operacji i nadal walczę! Niestety leczenie nie zatrzymało rozwoju choroby, pojawiły się przerzuty na wątrobę, a z czasem i na płucach. Wiem, że sytuacja jest bardzo poważna, jednak nie tracę nadziei... Chcę żyć! Moja córka daje mi wielkie wsparcie, chcę zostać dla niej!  Szukamy wielu rozwiązań, które chociaż trochę spowolnią rozwój nowotworu. W ostatnim czasie było to naświetlanie. Czekam aktualnie na wyniki, które wykażą, w jakim stopniu pomogły one w poprawie mojego stanu. Czuje się nieco lepiej, cieszę z każdego dnia i mam dobre przeczucia! Jestem świadoma tego, że sytuacja nie jest najlepsza. Bardzo dużo kosztuje mnie proszenie o pomoc, ale nie chcę się poddawać, chcę walczyć do samego końca!  Ten bój pochłania siły, ale też ogromne kwoty pieniędzy. Dlatego proszę o pomoc, a tym samym szansę na życie. Każda złotówka będzie dla mnie niezwykle cenna! Grażyna

5 645 zł
Aleksander Skok
Aleksander Skok , 84 lata

Chęć życia nie zna wieku... Pomóż Panu Aleksandrowi odzyskać sprawność!

U Aleksandra wykryto krwiaka podtwardówkowego! Za nim walka o życie i kilka operacji, a przed nim wciąż walka o sprawność! Aleksander nie musi pozostać zamknięty w swoim ciele. Ma przed sobą wiele lat. Pomóżcie mu, by nie cierpiał. Starszy człowiek również zasługuje na szansę. Nie musi być poza nawiasem służby zdrowia... W lipcu 2021 roku mój tata Aleksander, mając 80 lat, był w stanie robić pompki. W sierpniu – zaledwie miesiąc później – leżał w szpitalu, walcząc o życie!  Na skutek błędnie dobranego leku upadł. Okazało się, że ma przewlekłego krwiaka podtwardówkowego, przeszedł 3 operacje neurochirurgiczne i w sumie 6 narkoz. Dawano mu 3% szans na przeżycie. Teraz walczy o odzyskanie częściowej sprawności. Tato bardzo chce rozmawiać, ale z rurką tracheostomijną nie potrafimy go zrozumieć. Wciąż leży, choć stan jego zdrowia pozwalałby mu już siedzieć, przynajmniej na wózku. W ramach rodziny wykonujemy przy tacie wszystkie zabiegi pielęgnacyjne. Odsysamy wydzielinę z płuc, karmimy PEG-iem, już prawie wyleczyliśmy wielkie poszpitalne odleżyny i ranę pooperacyjną na głowie. Ze względu na spastyczność, jednak nie jesteśmy w stanie rozruszać taty. Z dnia na dzień jego mięśnie sztywnieją coraz bardziej. Wkrótce minie 5 miesięcy od pierwszej operacji, a my skazani na siebie walczymy, by tato nie cierpiał tak mocno z powodu przykurczy. Niestety wypadł też z państwowej służby zdrowia, bo nie jest umierający, więc żadne hospicjum domowe mu nie przysługuje, a rehabilitacja na NFZ będzie dopiero za pół roku. Ze wszystkim mamy pod górkę, bo na przepiękną wieś na Podlasiu, gdzie tato zamieszkał ze mną po szpitalu, żaden lekarz, czy pielęgniarka, a tym bardziej rehabilitant nie chcą niestety przyjechać, a pacjent nie nadaje się do transportu do poradni. Macierzysty POZ, gdzie tata był zapisany, odmówił pomocy. Interwencje w Funduszu Zdrowia niewiele pomogły. Byliśmy przeganiani z poradni do poradni. Aż w końcu tatą zajął się lekarz z sąsiedniej wsi, taki sam starszy pan. Tata jest zbyt ciężki, byśmy mogli samodzielnie go rehabilitować. Zdobyliśmy sprawności pielęgniarzy niemal w pełnym zakresie, ale z neurorehabilitacją nie radzimy sobie sami. A to historia choroby taty: Zaczęło się od wysokiego ciśnienia, które tata dostał po śmierci szwagra. Lekarz podczas teleporady przypisał  mu na uspokojenie lek na… padaczkę, w dodatku w zbyt dużej dawce, bo w kamerce tato wydał się wielkim facetem. Na skutek tego tacie drastyczne spadło ciśnienie. Słaniał się, w nocy upadł. Lekarz z pogotowia uznał, że neurologicznie jest dobrze. Kazał tylko stopniowo odstawić lek. Przez kolejny miesiąc tato miał zachwiania równowagi. Badania neurologiczne nic nie wykazywały. Kiedy w końcu przewieziono tatę do szpitala, na SORze stwierdzono tylko odwodnienie i ciągnące się skutki uboczne leku na padaczkę. Podczas kroplówki  tato stracił przytomność. Wówczas tomograf wykazał krwiak podtwardówkowy przewlekły. W szpitalu powiatowym nie było oddziału neurochirurgii. Operował zwykły chirurg. Tato miał nie przeżyć. Wmawiano nam, że zaraz umrze, bo jest stary. Nie słuchano nas, że miał wcześniej świetną kondycję, nigdy nie chorował, a koronawirusa zwalczył w kilka dni. Po tygodniu okazało się, że tato żyje, ale operację trzeba powtórzyć. Kolejna operacja w powiatowym szpitalu nie przyniosła poprawy.  Trzymano tatę i czekano na śmierć. Nie chciano udzielać rodzinie informacji, co się dzieje, oprócz tej, że zaraz tato umrze, bo ten wiek… Gdy pooperacyjne zdjęcia tomografii mózgu zobaczył profesor neurochirurg z Warszawy, powiedział, że jest duża szansa i powinniśmy przewieźć tatę do dobrego ośrodka, gdzie jest oddział neurochirurgii. Udało się.  Cudowni lekarze z Białegostoku wyjęli część czaszki taty, ale sprawili, że nie tylko przeżył, ale również wybudził się ze śpiączki.  Obecnie jedynym ratunkiem i ostatnią szansą na możliwość rozruszania taty, ulżenia w cierpieniu  i powrotu do mówienia jest neurologiczny turnus rehabilitacyjny, którego miesięczny koszt wynosi około 25 tysięcy złotych. Zgromadziliśmy część środków, ale nie możemy zwlekać dłużej, bo tato całkowicie zamknie się w swoim sztywnym ciele. Dlatego prosimy Was o pomoc! Rodzina Aleksandra

5 000,00 zł ( 4,29% )
Brakuje: 111 426,00 zł
Krzysztof Sobór
Krzysztof Sobór , 48 lat

Na misji w Iraku wydarzył się wypadek! Pomóż Krzysztofowi odzyskać sprawność!

Byłem żołnierzem. W 2004 roku poleciałem do Iraku uczestniczyć w drugiej zmianie. Zajmowaliśmy stanowisko w Karbali, na posterunku policji. Doszło wypadku, uszkodziłem kręgosłup… Od tamtego zdarzenia wszystko się posypało. Moją nadzieją jest operacja, na którą udało mi się zebrać dzięki Waszej pomocy! Po operacji będę potrzebował intensywnej rehabilitacji, niestety w większości nierefundowanej. Dlatego otwarta zostaje kolejna zbiórka na ten cel, a ja wciąż proszę o wsparcie. Za wszystko dziękuję! Moja historia: Gdy leciałem do Iraku, tutaj w kraju jeszcze nikt się nie spodziewał, że żołnierze będą wracać w czarnych workach albo ciężko ranni. Chyba nie zdawali sobie sprawy, że idziemy na prawdziwą wojnę.  Miałem świadomość, że mogę nie wrócić, ale byłem żołnierzem, służyłem dla ojczyzny. Niestety, po 5 miesiącach służby zdarzył się wypadek. Na początku wydawało się, że to nic poważnego. Miałem akurat nocną wartę, ale byłem w stanie tylko leżeć. Na drugi dzień trafiłem do szpitala polowego. Tam lekarz stwierdził, że mam złamany kręgosłup. Nacisnął mi na głowę od góry, a ja straciłem przytomność.   Stamtąd ewakuowali mnie do Bagdadu, do amerykańskiego szpitala. Na miejscu orzekli, że mam pęknięte kręgi. Dostałem leki, czekałem na ewakuację do kraju. Potem helikopter na lotnisko i droga do domu. W jej trakcie na zmianę budziłem się i traciłem przytomność. Na domiar złego po drodze zaginęła moja dokumentacja medyczna.  Wróciłem do Polski i tak zaczęła się moja “przygoda” – w szpitalu raz mówili, że mam złamany kręgosłup, raz, że nic mi nie jest i za dwa tygodnie będę mógł wrócić do Iraku.  Ostatecznie wypisali mnie, dali leki przeciwbólowe. Kolejne miesiące to były wizyty kontrolne u neurologa, ortopedy. Na początku nawet jeszcze chodziłem, ale było coraz gorzej. Potem zwolnili mnie z wojska, bo nie byłem w stanie służyć. W 2008 w Sosnowcu przeszedłem operację odbarczenia rdzenia. Wiedziałem, że nigdy już nie odzyskam pełni sprawności. Miałem prowadzić spokojny tryb życia, bez nadwyrężania się. To trudne dla człowieka, który skakał kiedyś ze spadochronem, ale musiałem się dostosować.  Zmieniłem pracę, nie byłem już żołnierzem, tylko biurokratą w mundurze. Ale dehydracja kręgosłupa postępowała, było coraz gorzej. Od 1,5 roku już jestem na zwolnieniu. Nie jestem w stanie prawie nic zrobić sam, są dni, że nie dojdę nawet do łazienki.  W 2020 roku przeszedłem operację w Olsztynie, która nie pomogła. Lekarz orzekł, że jedynym ratunkiem dla mnie są implanty. Trzeba wymienić cały odcinek lędźwiowy. Zapewniają mnie, że po rehabilitacjach wrócę do sprawności, a ja nie marzę o niczym innym! Chciałbym chociaż truchtem pobiec za synami, pograć z nimi w piłkę… Starszy ma 3 latka, młodszy 1,5 roku. To moje chłopaki i moja żona dają mi siły, są jak paliwo do rakiety. Nie mam czasu myśleć o głupotach dzięki nim. Bóg wiedział, kiedy mają pojawić się w moim życiu.  Nigdy nie byłem taki, że siadałem i płakałem. Muszę jakoś funkcjonować i się nie poddaję. Staram się myśleć pozytywnie. Wierzę, że jeszcze będzie dobrze! Wierzę, że operacja przyniesie oczekiwane rezultaty, a rehabilitacja pozwoli mi odzyskać sprawność. Za każdą pomoc z góry dziękuję! Krzysztof

2 110,00 zł ( 8,26% )
Brakuje: 23 422,00 zł
Adam Kaczkowski
Adam Kaczkowski , 9 lat

Pomóż Adasiowi w walce z autyzmem!

Adaś był diagnozowany pod kątem autyzmu w wieku 3 lat, jednak wtedy nie udało się postawić trafnej diagnozy. Dziś już wiem, że mój synek zmaga się z autyzmem atypowym. Ta wiadomość jest dla mnie trudna do zaakceptowania, ponieważ zdaję sobie sprawę, że moje dziecko wiele straciło przez brak diagnozy na przestrzeni ostatnich 3. lat. Adaś jest dzieckiem bardzo uczuciowym, ale jednocześnie nie rozumie żartów, przenośni, traktuje wszystko dosłownie, co utrudnia zarówno jemu, jak i mnie codzienne funkcjonowanie. Synek zmaga się z tikami nerwowymi, silną wybiórczością pokarmową, unika kontaktu wzrokowego, ma bardzo zaburzone poczucie własnej wartości, wielu rzeczy się boi. Przyswajanie niektórych zadań, zajmuje mu więcej czasu niż rówieśnikom, walczy z wadą wymowy i innymi zaburzeniami. Z tego względu uczęszcza na zajęcia logopedyczne, integrację  sensoryczną, biofeedback, zajęcia rewalidacyjne i zajęcia dla dzieci z autyzmem. Jednak nie wszystko jest refundowane. W przypadku autyzmu ważna jest systematyczność i ciągłość terapii. Dlatego zwracam się z prośbą o wsparcie mojego synka, aby diagnoza autyzmu nie przekreśliła mu szansy na w miarę normalne życie. Autyzm nie opuści go już nigdy, dlatego nie można zostawić go bez pomocy! Ewa, mama

512 zł
Dorota Borysewicz
Pilne!
Dorota Borysewicz , 47 lat

PILNE❗️Rak zabiera życie matki - potrzebna pomoc, by uratować Dorotę!

PILNE! Mama walczy o życie! Kluczowy jest tu czas - Dorota ma raka piersi, co 3 tygodnie musi przyjmować dawkę leku, który daje jej szansę pokonać nowotwór! Znaczenie ma każdy dzień, dlatego prosimy o Twoją pomoc! Mam na imię Dorota, mam 45 lat - jestem matką, która właśnie walczy o życie na oddziale onkologii... Niedawno podczas rutynowej kontroli lekarskiej zawalił się mój świat. Z osoby bardzo aktywnej, zdrowej, z mnóstwem planów oraz pomysłów na przyszłość, stałam się pacjentką stającą do walki z chorobą, której chyba wszyscy najbardziej się boimy – rakiem. Podczas badania mój ginekolog wyczuł w prawej piersi guza. Bardzo się bałam, ale żyłam nadzieją, że może nie będzie to zmiana złośliwa... Niestety po dalszych badaniach dostałam diagnozę – rak HER2-dodatni III stopnia naciekowy. Nowotwór bardzo agresywny, błyskawicznie się rozwija i daje przerzuty... Zaczęła się walka o moje życie. Strach. Tysiące pytań i obaw, co ze mną będzie... Wiem, że mam mało czasu, aby podjąć leczenie, które daje mi największe szanse na uwolnienie się od raka... Które daje szansę na ratunek. Guz szybko się pomnaża, jest bardzo agresywny i potrzebna jest natychmiastowa reakcja. Wraz z diagnozą przyszły kolejne dramatyczne wieści - niestety nie kwalifikuję się do refundacji leku, który bardzo zwiększyłby moje szanse na wyleczenie. Lek ten byłby refundowany tylko w przypadku przerzutów do węzłów chłonnych. Informacja ta była dla mnie druzgocąca. Z jednej strony dziękuje Bogu, że guz został wykryty w momencie, kiedy nie mam jeszcze przerzutów do innych narządów, z drugiej strony to paradoks - zamknęło mi to drogę do skuteczniejszej i pewniejszej terapii.  Za lek muszę zapłacić sama. Jedna dawka to koszt prawie 11 tysięcy złotych! Potrzebuję 6 dawek, które mam przyjmować co 3 tygodnie. Potem czeka mnie operacja, a po niej kolejne 6 dawek leku. Z własnych oszczędności pokryliśmy koszt pierwszej dawki leku, którą przyjęłam w zeszłym tygodniu. Do kolejnego cyklu chemioterapii zostały mi dwa tygodnie, do których muszę zebrać kolejne pieniądze, potem kolejne i kolejne… Do przerażenia, związanego z chorobą i walką o życie, doszedł kolejny strach - skąd wziąć pieniądze na ratowanie życia? Nie mamy pieniędzy, aby sami zapłacić za moje leczenie... Żyję w ogromnym stresie, bo wiem, że nie mogę opóźnić podania kolejnej dawki. Najistotniejszy jest czas. Jeżeli uda mi się ukończyć zalecaną przez lekarzy terapię, moje rokowania są optymistyczne. Mam szansę na całkowite wyleczenie i odzyskanie mojego dawnego życia... Na spędzenie wielu szczęśliwych lat z moją rodziną, dziećmi i przyjaciółmi. Jestem mamą, mam tyle do zrobienia, chcę żyć! Jeżeli ktoś jest w stanie wesprzeć mnie nawet najmniejszą kwotą, będę bardzo wdzięczna! Każda złotówka jest nie na wagę złota, lecz życia... Dorota  

35 680,00 zł ( 28,23% )
Brakuje: 90 703,00 zł
Marcin Domański
Marcin Domański , 48 lat

Tętniak odebrał tacie sprawność! Proszę, pomóż mu wrócić do dawnego życia!

Marcin to mój ukochany tata. Wspaniały i dobry człowiek, który zawsze przy mnie był, uczył i pokazywał jak cieszyć się z życia. Kiedyś zawsze radosny, pogodny i nieustannie uśmiechnięty. Teraz – przykuty do łóżka, z grymasem na twarzy i gasnącym w oczach blaskiem. Jedynym ratunkiem jest dla niego  kosztowne leczenie i rehabilitacja…  Jeszcze do niedawna tata żył na pełnych obrotach. Spełniał się w roli wspaniałego męża i cudownego ojca. Niestety nagle, bez żadnego ostrzeżenia spadła na nas tragedia, która zmieniła wszystko. 12 sierpnia zawalił się dosłownie cały nasz świat… Tata źle się poczuł. Jak się za chwilę okazało powodem jego złego samopoczucia był pęknięty tętniak tętnicy kręgowej, który spowodował rozległy krwotok podpajęczynówkowy. Podczas transportu do szpitala tata dostał silnego ataku padaczki. Niemal natychmiastowo przeprowadzono operację embolizacji pękniętego tętniaka, po której niespodziewanie pojawiło się wodogłowie.  Wkrótce tata musiał przejść kolejne zabiegi ratujące życie, w tym poważną operację implantacji zastawki komorowo-otrzewnowej. Niestety i tym razem pojawiły się komplikacje. Na skutek przebytych operacji doszło do rozległego udaru pnia mózgu. Wszystko działo się tak szybko, a my byliśmy całkowicie bezradni.... Nie mogliśmy uwierzyć w to, co się działo. Byliśmy przerażeni, zdezorientowani.  Przecież jeszcze wczoraj było wszystko dobrze. Tata śmiał się i snuł plany na resztę wakacji. A nagle, w mgnieniu oka jego bezwładne ciało znalazło się na szpitalnym łóżku, a rokowania były tragiczne. Lekarze nie dawali mu żadnych szans na przeżycie.... Tata nie był w stanie samodzielnie funkcjonować, a jego życie podtrzymywała aparatura...  Mimo to, on dzielnie walczył. Minęło kilka ciężkich dni, które przyniosły cud. Tata przeżył. Jednak udar był na tyle poważny, że zabrał mu kontrolę nad ciałem, mowę, sprawność… Tata odzyskała świadomość, jednak nie jest samodzielny, nie ma pamięci wstecznej, leży w łóżku i wymaga całodobowej opieki. Dodatkowo codziennie musi być odsysany, aby nie dostał zapalenia płuc. Kiedy jego stan się ustabilizował, tata przeszedł zabieg tracheotomii, dzięki której może swobodnie oddychać. Obecnie karmiony jest przez sondę nosowo-żołądkową oraz kroplówki, ponieważ udar uniemożliwił mu przełykanie. W niedalekiej przyszłości zostanie założony PEG (przetoka żołądkowa). Każdy dzień to ciężka walka. Z godną podziwu determinacją tata walczy o dawne życie. Niestety, to nie wystarczy. Jedną szansą, aby wrócić do pełni sił fizycznych i umysłowych jest wdrożenie intensywnej, wielostronnej  rehabilitacji oraz leczenia.  Koszty są jednak ogromne, a czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Im szybciej rozpoczniemy specjalistyczną rehabilitację, tym większa szansa na sprawność! Dla taty jestem w stanie poruszyć niebo i ziemię, by w końcu zakończyć pasmo jego udręk i niekończącego się smutku. Chcę by w końcu po półrocznym pobycie w szpitalu wrócił do nas, do domu. Przez całe życie to on opiekował się mną, teraz przyszedł czas, aby za te wszystkie lata się odwdzięczyć....  Proszę, pomóżcie nam...  Córka, Zuzia

5 023 zł
Natalia Wójcik
Natalia Wójcik , 14 lat

Gorzki smak cukrzycy. Pomagamy Natalii!

Tak trudno było uwierzyć w to, że to może być prawda. Diagnoza spadła na nas zupełnie niespodziewanie, a wraz z nią emocje, które trudno było opanować. Baliśmy się o córkę, baliśmy się o to, czy podołamy. Nie wiedzieliśmy, jak odnajdziemy się w nowej rzeczywistości z chorobą. U Natalii zdiagnozowano cukrzycę insulinozależną. Tak bardzo byśmy chcieli, by mimo to, Natalka miała jak najlepsze dzieciństwo – takie, które nie będzie naznaczone chorobą.  Koszty, jakie ponosimy w związku z chorobą, znacznie obciążają nasz budżet domowy. Bardzo chcielibyśmy, by córka mogła korzystać z najnowszej pompy insulinowej, jednak jej cena to koszt około 20 tysięcy złotych. Bardzo prosimy o pomoc, o szansę na bezpieczne życie z chorobą, która nie odpuści nigdy... Arkadiusz i Monika, rodzice  

2 123 zł
Tobiasz Błachnio
Tobiasz Błachnio , 5 lat

Sprawność Tobiasza jest w naszych rękach! Walczymy o każdy samodzielny krok!

Wiadomość o tym, że w naszym życiu pojawi się Tobiasz, była jedną z tych najlepszych w życiu. W głowie snuliśmy już plany na przyszłość, wiedzieliśmy, jak będzie wyglądał pokoik naszego synka, gdzie pojedziemy na pierwsze wspólne wakacje. Nic nie wskazywało, że coś zaraz zburzy nasz spokój. Ciąża przebiegała prawidłowo, a my odliczaliśmy dni do porodu. Niestety, wszystko zaczęło się zmieniać dzień przed narodzinami.  Tobiasz urodził się w 35 tygodniu ciąży z wrodzonym zapaleniem płuc, śródczaszkowym krwotokiem, asymetrią twarzy, co w późniejszym czasie okazało się asymetrią całego ciała i malformacją naczyniową. To był szok. Jak to możliwe, że przez tyle miesięcy byliśmy pewni, że nasz synek będzie zdrowy, a teraz wszystko runęło w jednym momencie? Każdy dzień w szpitalu roił się od badań i szukania przyczyn wszystkich problemów zdrowotnych. Na koniec miesięcznego pobytu na oddziale, lekarz prowadzący zlecił rezonans magnetyczny, w którym okazało się, że Tobiasz doznał zmian niedokrwiennych i niedotleniowych. Synek po wyjściu ze szpitala został objęty opieką fizjoterapeutyczną. Podczas zajęć stwierdzono obniżone napięcie mięśniowe oraz zaburzenia prawidłowego rozwoju. Kiedy Tobiś miał pół roku, zobaczyliśmy, że jego nóżki są nierówne. Po wizycie u ortopedy okazało się, że różnica kończyn wynosi 1,6 cm i stale rośne. Prawa noga jest dłuższa i bardziej umięśniona. W obwodzie jest różnica aż 1 cm. Dopiero mając rok, zaczął przewracać się z plecków na brzuszek. Ciągłe rehabilitacje pomagały mu we wzmacnianiu mięśni. Mając półtora roku, zaczął pełzać, siadać, a uśmiech nie opuszczał jego twarzy! Teraz Tobiaszek zaczyna wstawać i chodzić przy meblach. Jesteśmy z niego tacy dumni! Synek potrzebuje specjalnych bucików, które wyrównają różnicę w długości nóżek.  Do tego potrzebujemy specjalistycznych ortez, które usztywnią mu nogi, wyrównają różnice w długości i pomogą zacząć stawiać pierwsze samodzielne kroczki. Cały czas walczymy o sprawność naszego synka. Jego uśmiech daje nam siłę do działania i nie pozwala się poddać choćby na chwilę. Jednak, by zabezpieczyć jego przyszłość, potrzebujemy ogromnego wsparcia finansowego. Wiemy, jak ważna jest codzienna rehabilitacja, specjalistyczne sprzęty… Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o przyszłość naszego dziecka! Rodzice

15 288 zł