Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Filip Walkowiak
Filip Walkowiak , 8 lat

Wciąż walczymy o sprawność Filipka!

Kochani, już drugi raz przychodzi mi prosić Was o wsparcie dla mojego synka. Dobroć, którą od Was otrzymaliśmy, pozwoliła na udział w turnusach rehabilitacyjnych i podjęcie skutecznej walki o sprawność i przyszłość Filipka. Niestety, każdy kolejny rok przynosi nowe wyzwania, dlatego jesteśmy tu ponownie na siepomaga i raz jeszcze prosimy o pomoc. Oto nasza historia: Niewiele brakowało, żeby pierwsze minuty życia Filipka były jego ostatnimi. Chwilę po urodzeniu zatrzymało się krążenie. Synek umierał, choć jeszcze nie zdążyłam się z nim przywitać… Lekarze go uratowali i spędziliśmy kolejne 1,5 miesiąca w szpitalu. Uszkodzenia, które wtedy dokonały się w mózgu Filipka, pozostaną z nim już na zawsze. Jedyne co możemy zrobić, to każdego dnia ciężką pracą walczyć z jego skutkami. Niestety turnusy rehabilitacyjne, niezbędne dla sprawności synka, pochłaniają ogromne pieniądze.  Filipek pojawił się na tym świecie za wcześnie, bo już w 34 tygodniu. Nie zapomnę nigdy tamtych chwil, kiedy tak bardzo się bałam, że go stracę. Wspomnienia, ból, które pozostają wciąż żywe i świeże. Kolejne tygodnie to pobyt w inkubatorze. Mnóstwo sprzętu, aparatur pilnujących moją kruszynkę. Po 1,5 miesiąca wreszcie udało nam się wyjść ze szpitala i wrócić do domu. Myślałam wtedy, że mam zdrowe dziecko. Kiedy Filipek skończył 1,5 roczku, po raz trzeci udałam się do neurologa, tym razem zmieniając specjalistę, bo w głębi serca czułam, że nie wszystko jest w porządku. Synek wciąż nie siadał sam, nie raczkował. Praktycznie leżał przez cały czas, potrafiąc jedynie zmienić pozycję z plecków na brzuszek. Z tyłu głowy kołatały złe myśli, które ostatecznie potwierdzono diagnostycznie. Mózgowe porażenie dziecięce obustronne kończyn dolnych. Ogromny szok i niedowierzanie. Dlaczego on? Dlaczego moje dziecko? Zaczęły się długie miesiące rehabilitacji. Nie ma innej drogi, żeby odzyskać utraconą sprawność. Im więcej z dzieckiem zrobi się, póki jest jeszcze malutkie, tym łatwiej będzie mu w przyszłości. Zajęcia z różnego rodzaju specjalistami pochłaniały jednak ogromne kwoty. Filipek wkrótce skończy 5 lat i ma już za sobą poważną operację na nóżki, która odbyła się we wrześniu 2020 roku. Nie ma innego sposobu na poprawę sprawności, jak tylko rehabilitacja - odmieniana przez wszystkie możliwe przypadki. Musimy dalej iść tą drogą, nie ma odwrotu. Dlatego tak bardzo zależy mi na turnusach rehabilitacyjnych. Później będą kolejne, ale ja nie mam z czego zapłacić, proszę więc o pomoc. Najtrudniejsza jest bezradność i świadomość, że ratunek dla dziecka znajduje się na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie bardzo daleko. Pewnie za kilka lat synek zapyta mnie: “mamo, dlaczego moi koledzy są inni? Skaczą, biegają, chodzą po drzewach… A ja?” Chciałabym mu wtedy opowiedzieć o Was. O ludziach, dzięki którym udało się wycisnąć maksimum umiejętności, zabranych wiele lat wcześniej przez chorobę. Że zrobiliśmy wszystko, co tylko się dało, żeby jego życie było łatwiejsze. Proszę o wsparcie, bo sama nie dam rady... Angelika — mama  --- Zapraszamy na BAZAREK FILIPKA

47 387,00 zł ( 13,88% )
Brakuje: 294 017,00 zł
Patrycja Wątróbka
Patrycja Wątróbka , 27 lat

Moje życie to ciągła rehabilitacja...

Spoglądając na obrazy mojej córki, jestem niesamowicie wdzięczna, że mogę sobie przypomnieć miniony czas. Czas sprzed choroby Patrycji, która od blisko 10 lat walczy z guzem mózgu. Jest po 3 operacjach i wiem, że to cud, że Patrycja jest z nami cały czas. To cud, że pomimo komplikacji walczy dzielnie o każdy dzień… Walka z chorobą rozpoczęła się już w 2006 roku. To wtedy u  mojej 9-letniej córki zdiagnozowano glejaka nerwu wzrokowego. Patrycja przeszła swoją pierwszą poważną operację. Usunięcie guza przy nerwie wzrokowym. Wszystko przebiegło bez komplikacji i Patrycja już w drugiej dobie po zabiegu stawiała pierwsze kroki. Ze szpitala wypisana w stanie dobrym. Poczuliśmy ulgę i nadzieję, że wszystko będzie dobrze.  Minęło kilka lat… Rok 2011 wspominam jako koszmar. Patrycja przeszła wtedy dwie operacje. Pierwsza, czyli trepanacja czaszki, przebiegła pomyślnie, ale córka nie mogła dojść do siebie, skarżyła się na narastający ból głowy. Nie spodziewałam się, że to początek czegoś strasznego... Myślałam, że po takiej ingerencji lekarzy ból głowy zniknie z czasem. Tydzień, dwa, miesiąc… Nic się nie zmieniło. Zauważyłam, że córka powłóczyła nogą. Był to początek najgorszego. W miejscu po operacji pojawiły się zrosty, przez co zbierał się płyn mózgowo-rdzeniowy, uciskający na nerwy, tzw. wodniak. Lekarze odciągnęli płyn. Pojechałam do domu, do dzieci i męża, z myślą, że wrócę następnego dnia do mojej uśmiechniętej córki. Rano dostałam telefon. Okazało się, że w nocy po zabiegu pojawiły się powikłania. Pojawiło się jeszcze więcej płynu, na tyle dużo, że prawie rozsadził mózg Patrycji. To ostre wodogłowie wewnętrzne wymusiło szereg zabiegów neurochirurgicznych. Córka była 3 miesiące na OIOMie, z którego wyszła w stanie wegetatywnym. Nie wiedziałam co robić. Jednego dnia miałam sprawne i tryskające energią dziecko, drugiego prawie jej ze mną nie było. W głowie pojawiało się mnóstwo pytań - czy dam radę, czy będę w stanie zorganizować na nowo całe moje życie dla niej.  Patrycja w szpitalu spędziła 3 miesiące. Po zakończeniu leczenia zostaliśmy sami. Nie dostaliśmy żadnego wsparcia, ani wskazówek co robić. Rozpoczęliśmy intensywną i kosztowną rehabilitację w specjalistycznych ośrodkach oraz w domu. Można by pomyśleć, że tu kończy się nasza smutna i trudna historia… Jednak nie. W maju 2013 roku, po dwóch latach córka musiała przejść kolejną operację. Niestety - glejak okolicy skrzyżowania nerwów wzrokowych był tak silny, że nastąpiła wznowa. Podczas operacji okazało się, że rak zaatakował z podwójną siłą i nie ma możliwości oddzielenia zdrowych komórek od zainfekowanych. Dlatego jedynym rozwiązaniem było usunięcie nerwu wzrokowego. Patrycja zyskała życie, ale na zawsze straciła wzrok. Bezpowrotnie… Od tego czasu minęło już ponad 8 lat. Patrycja jest dorosłą kobietą. Dorosłą, ale wymagającą całodobowej opieki. W tym momencie mówi, siedzi, chodzi z pomocą drugiej osoby, ale nie widzi i ma problemy z pamięcią krótkotrwałą. Nie było wyboru, musiałam zrezygnować z pracy, by zająć się córką i jej rodzeństwem, które potrzebuje ogromnego wsparcia psychologicznego w naszej trudnej, rodzinnej sytuacji. Jedynym żywicielem rodziny został mój mąż. Wciąż mamy nadzieję, że dzięki dalszej rehabilitacji Patrycja będzie kiedyś mogła samodzielnie funkcjonować. Do tego potrzebna jest rehabilitacja w specjalistycznych ośrodkach. Proszę Was o pomoc dla naszej córki… Aby iskierka nadziei nie zgasła.  Monika - kochająca mama

5 367,00 zł ( 37,36% )
Brakuje: 8 995,00 zł
Paweł Mackun
Paweł Mackun , 13 lat

Wada, która może odebrać sprawność postępuje... Pomóż w walce o sprawność Pawła!

O co walczymy? Pawełek to uśmiechnięty i pogodny dziesięciolatek. Niestety jego szanse na normalne życie pokrzyżowały współistniejące choroby. Robiliśmy i robimy wszystko, aby wyrównać Pawła szanse w życiu, żeby miał normalne dzieciństwo, mógł chodzić do szkoły i uczyć się z innymi dziećmi, żyć normalnie. Teraz stanęliśmy przed wyzwaniem zebrania środków finansowych na operację syna. Głównym celem operacji jest wydłużenie nogi o 7 cm, aby zapobiec dolegliwościom ortopedycznym, neurologicznym i skrzywieniu kręgosłupa. Nie jesteśmy w stanie sami pokryć kosztów operacji i rehabilitacji syna. Koszty są ogromne. Naszym marzeniem jest wyrównać szanse naszemu synowi i postawić go na dwie RÓWNE nogi. Dlatego też jako rodzice Pawła jesteśmy zmuszeni  prosić o wsparcie finansowe, bez którego nie podołamy dalszym kosztom leczenia syna. Paweł i jego historia choroby. Kiedy Paweł miał sześć miesięcy dowiedzieliśmy się, że ma zespół Recklinghausena. Choroba ta sprawiła, że Pawełek widzi tylko na jedno oko. Dodatkowo w rdzeniu kręgowym widoczne są powiększające się nerwiakowłókniaki, które mogą doprowadzić do skrzywień kręgosłupa. Kolejna diagnoza to zespół NOONAN. Konsekwencją tych chorób jest to, że w chwili obecnej lewa noga jest znacząco krótsza i nie rośnie. Różnica pomiędzy nóżkami cały czas się powiększa. Ma to wpływ na postawę ciała, sprawność fizyczną, w tym chodzenie i bieganie.  Występują bóle mięśni i stawów. Mimo że nasz syn jest obciążony chorobami genetycznymi i związanymi z tym dolegliwościami jest dzieckiem, które każdego dnia walczy o swoją sprawność i sukces w życiu, na co ma szansę. Jest członkiem drużyny piłkarskiej o nazwie Futbolowa Banda. Trenuje judo w Uczniowskim Klubie Judo 82. Trenuje ze wszystkich sił, bo chce być sprawny tak jak jego rówieśnicy. Aktywnie spędza czas z przyjaciółmi, angażuje się w naukę i to, czego na dziś potrzebuje to wsparcie w dalszym leczeniu i rozwoju.  Każda pomoc  jest bliska naszemu sercu. Prosimy o wsparcie w tej nierównej walce. Celina i Piotr, Rodzice Pawła

231 168,00 zł ( 83,7% )
Brakuje: 44 991,00 zł
Rafał Lisicki
Rafał Lisicki , 38 lat

Choroby odkleszczowe niszczą mi życie, pomóż!

Nigdy bym nie pomyślał, że kleszcz zrujnuje moje zdrowie, a choroba odbierze mi normalność. Niedawno skończyłem 35 lat, ale od pewnego czasu zmagam się z wieloma dolegliwościami, które uniemożliwiają mi życie, o jakim zawsze marzyłem. Wszystko zaczęło się pewnego jesiennego dnia, gdy bez konkretnego powodu doznałem zatkania ucha. Nigdy nie przypuszczałem, że to początek wielu poważnych komplikacji zdrowotnych, które nastąpiły później - szumów usznych, zaburzeń wzroku, parestezji, drgań mięśni, bólu stawów w różnych częściach ciała, kołatań serca i zaburzeń snu, a to i tak jedynie początek długiej listy dalszych objawów.  Rozpoczęły się dziesiątki konsultacji u specjalistów z dziedziny otolaryngologii, okulistyki, kardiologii, neurologii, reumatologii. Poddano mnie szczegółowym badaniom diagnostycznym przy wykorzystaniu nowoczesnych sprzętów, przeszedłem kilka prób leczenia w ciemno, które nie przynosiło żadnej poprawy, a zamiast tego sprawiało, że moje życie było nie do zniesienia.  Dopiero dalsze badania były w stanie przynieść odpowiedzi. Od kilku miesięcy już wiem z czym muszę się mierzyć. Zdiagnozowano u mnie przewlekłą chlamydiozę, kolejne wykonane badania potwierdziły również zakażenie bakteriami wywołującymi bartonelozę i toksoplazmozę. Możliwe, że nie są to jedyne choroby, którymi zostałem zakażony przez kleszcza, określane jako koinfekcje odkleszczowe. Choroba wciąż nie ustępuje i powoduje coraz to nowsze objawy niszcząc moje życie. Nie pozwala mi normalnie żyć i funkcjonować. Niepewność jutra, sprawia, że boję się, co przyniesie kolejny dzień. Tylko dzięki lekom mój stan zdrowia na ten moment jest stabilny. Niedawno konieczne było rozpoczęcie antybiotykoterapii, a następnie przyjmowanie probiotyków wspierających pracę jelit i wątroby.  Tak bardzo chciałbym odzyskać moje dawne życie. Nie sądziłem, że to powiem, ale tak bardzo pragnę, by wróciła normalność... Bez szumów, bez bólu, bez tych wszystkich problemów zdrowotnych i dokuczliwych objawów. Wiem, że walka z chorobą nie będzie ani łatwa, ani krótka, a wysokie koszty leczenia nie pomagają. Stają się dla mnie jedynie coraz większym problemem i przeszkodą, której sam nie zdołam pokonać bez waszej pomocy. Proszę, pomóż!  Rafał

43 208 zł
Mateusz Kaźmierski
Mateusz Kaźmierski , 21 lat

By na progu dorosłości móc zawalczyć o marzenia

Niedługo wkraczam w dorosłość. Czas na realizację marzeń, które do tej pory były nieosiągalne. Chciałem zacząć życie, jakie jeszcze niedawno planowałem. Niestety, problemy ze zdrowiem mogą uniemożliwić mi ich realizację jeszcze przez długie lata. Chodzę do szkoły samochodowej. Niestety przez pandemię muszę uczęszczać na zajęcia online. Wybór szkoły był naturalnym wyborem, ponieważ od lat interesowałem się motoryzacją. Zawsze pasjonowały mnie szybkie sportowe auta. Oprócz tego, od dziecka najbardziej uwielbiałem tańczyć. Muzyka, którą słyszałem, powodowała, że przenosiłem się w inny świat. Całkowicie oddawałem się swojemu hobby - to były piękne czasy. Niestety, przez problemy ze skórą, musiałem zrezygnować z treningów. Tak bardzo mi tego brakuje... Naprawdę lubiłem to robić.  Kiedy przez problemy zdrowotne straciłem jedno hobby, miałem nadzieję, że nic przykrego już się nie wydarzy. Niestety, rok temu zacząłem kolejną przygodę z wizytami u specjalistów. Zdiagnozowano u mnie szkieletową, silnie nasilającą się wadę doprzednią zgryzu i skrócone wędzidełko języka. Przez całe lata żyłem w nieświadomości. Żaden z dentystów nigdy nie zauważył tego problemu. Najgorsze, że lekarze nie chcieli podjąć się leczenia. Mówili, że jest za późno i w moim wieku już nic się nie da zrobić. Po wielu konsultacjach dowiedziałem się, że konieczne będzie usunięcie dwóch ósemek. Na dzień dzisiejszy, muszę nosić aparat minimum 14 godzin dziennie. Ostatnia wizyta bardzo mnie zaskoczyła i nie ukrywam, że zmartwiła... Pani doktor powiedziała, że wada postępuje, a szczęka się nie cofa. Co gorsze, może być tak, że aparat nie przyniesie oczekiwanych rezultatów i konieczne będzie ściągnięcie go. Na dodatek, niedawno podcięte wędzidełko, znów wymaga zabiegu, ponieważ po pół roku ponownie się zrosło.  Nie proszę zbyt często o pomoc. We wszystkich problemach wspierają mnie rodzice. Wiem, że mam w nich oparcie i jestem za to bardzo wdzięczny. Niestety w ostatnim czasie problemy zaczęły się piętrzyć. U mojej mamy pół roku zdiagnozowano chorobę hashimoto i niedoczynność tarczycy. Przez to, że w szybkim tempie zaczęła nabierać na wadze, pojawiły się u niej duże problemy z chodzeniem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że mama chciała mi pomóc, a sama potrzebowała pomocy. Marzę, by mama nie musiała się więcej martwić o moje zdrowie. Jestem już prawie dorosły, dlatego chciałbym ją odciążyć. Niestety przez to, że nadal się uczę, nie mogę podjąć się żadnej stałej pracy, która zapewniłaby mi opłacenie wszystkich zabiegów. Muszę zwrócić się z prośbą o finansowe wsparcie.  Wiadomość o potrzebie leczenia szczękowo-ortodontycznego była dla mnie szokiem. Koszty związane z operacją, wizytami i leczeniem są naprawdę wysokie. To dla mnie stanowczo za dużo, a nie chcę obciążać kosztami rodziców. Proszę, pomóż mi wkroczyć w dorosłość bez zamartwiania się o dalszą przyszłość.  Mateusz

3 201,00 zł ( 21,49% )
Brakuje: 11 693,00 zł
Marta Czajor
Marta Czajor , 44 lata

Ból nie pozwala żyć... Pomóż mi odzyskać siłę i znów być matką!

Choroba stopniowo odbiera wszystko, co kocham… Ból staje się nie do zniesienia, a ja choć tracę siły w przerażającym tempie, nie tracę nadziei na ratunek.  Kiedy każdy dzień staje się być coraz większym wyzwaniem, a cierpienie uniemożliwia normalne funkcjonowanie, pozostaje tylko jedno - wołanie o pomoc. W sytuacji, w której się znalazłam nie mam wyboru - muszę zrobić wszystko, by się ratować.  Endometriozę zdiagnozowano u mnie 7 lat temu, kiedy mój synek miał zaledwie 4-latka. Początkowo objawy były znacznie łagodniejsze i choć ból bywał paraliżujący to nie wpływał tak bardzo na moje codzienne funkcjonowanie. Wciąż miałam nadzieję, że choroba mnie nie powali, że istnieje wyjście z tej podbramkowej sytuacji.  W tym momencie z dnia na dzień jest coraz gorzej. Musiałam zrezygnować z ulubionych aktywności - sport w tym momencie jest dla mnie jedynie odległym marzeniem. Niestety, problemem stają się zwyczajne czynności, w tym opieka nad moim synem, dla którego jestem jedyną opiekunką. Co w sytuacji, kiedy zabraknie mi energii i siły do tego, by wspierać go w poznawaniu świata, w pokazywaniu tego co ważne i najważniejsze? Nie chcę być w życiu mojego dziecka tylko duchem… Nie mogę dopuścić do sytuacji, w której moje dziecko będzie musiało czekać na lepszy dzień, bym mogła dotrzymać mu kroku. Nie mogę go zostawić!  Moją jedyną szansą jest w tym momencie laparoskopowe usunięcie endometriozy, jednak zabieg nie znajduje się na liście działań refundowanych. Moja nadzieja została wyceniona na ogromną kwotę, a ja muszę zrobić wszystko, by ją zdobyć. Świadomość tego, jak wiele zależy operacji bywa dla mnie przerażająca, ale wiem, że muszę zrobić wszystko, by zdobyć środki potrzebne na operację. Właśnie dlatego proszę dziś o pomoc - przede wszystkim dla siebie, ale też dla naszej małej rodziny, bo w tym momencie na moich barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność.  Proszę, pomóż mi w walce, zanim choroba zabierze jeszcze więcej! Daj szansę na życie, o którym już prawie zapomniałam, zapadając się coraz głębiej w otchłań rozpaczy...  Twoje wsparcie to moja jedyna nadzieja na to, że ból zniknie, a moją codziennością przestanie rządzić choroba.  Endometrioza zabrała mi wiele, ale nie złamała mnie całkowicie. Postanowiłam, że dopóki jest choćby iskierka nadziei spróbuję. Do stracenia mam wiele, ale stawką jest nowe życie dlatego nie mogę zrezygnować. Błagam, daj mi szansę pokonać ból raz na zawsze! 

9 016,00 zł ( 16,94% )
Brakuje: 44 176,00 zł
Michał Wieczorek
Michał Wieczorek , 8 lat

By móc poznawać świat bez przeszkód. Ratujmy wzrok i zdrowie Michasia!

Na samą myśl o tym, jak trudny start miał Michaś, serce rozpada mi się na drobne kawałeczki. Nasz synek miał zaledwie 4 miesiące, gdy wszystko zaczęło się sypać. Zdrowie okazało się liche. Niestety, od tego czasu nie jest lepiej...  Wykryto u synka wrodzoną jaskrę prawego oka. Pomimo przebytej operacji synek niedowidzi na prawe oko, zdiagnozowano u niego również zez rozbieżny, krótkowzroczność, astygmatyzm prawego oka oraz źrenicę owalną przesuniętą ku górze. Diagnozy wprowadziły do naszego życia ciągły strach. Każdego dnia boję się, że lista schorzeń znów się wydłuży... Synek jest pod stałą opieką okulisty. Regularnie odbywamy wizyty lekarskie, jednak przeżycia związane z przebytą operacją spowodowały kolejne komplikacje. Okazało się, że u Michasia wystąpiło opóźnienie rozwoju mowy. Chwilę później przyszedł kolejny bolesny cios. Wada wzroku przyczyniła się również do problemów z poruszaniem się i kontaktem z rówieśnikami.  Chciałabym, żeby Michaś poznał świat, takim, jak my go widzimy, ze sprawnym wzrokiem, bez barier i ograniczeń. Aby podjąć dalszą walkę, konieczna jest skomplikowana operacja. Ponieważ nie stać nas na pokrycie jej kosztów, bardzo Prosimy Państwa o wsparcie. Mama Michała

3 209 zł
Emilia i Wiktoria Koszewskie
Emilia i Wiktoria Koszewskie , 7 lat

Ratujmy bliźniaczki przed kalectwem❗️Dramatyczna walka warta ćwierć miliona złotych!

Ta zbiórka to dramatyczna walka dwóch dziewczynek, które bez pomocy czeka tylko ból i kalectwo! Przeczytaj ich niezwykłą historię, w której nadzieja przeplata się ze strachem, a życie ze śmiercią - i pomóż... Każdy gest wsparcia to odmienione dwa życia, to uśmiechy na buziach dwóch małych dziewczynek, które tak bardzo czekają na pomoc! Mama - Beata: Dawali mi 50% szans. Tyle samo na przeżycie miały dziewczynki... Emilka i Wiktoria urodziły się na oddziale neurochirurgii. Miałam ostry krwiak mózgu... Dosłownie minuty dzieliły mnie i moje córeczki od śmierci. Wiemy niestety, czym jest utrata dziecka... Straciliśmy dwójkę. Poronienie. Potem kolejne... Rozpacz. Walce o to, by zostać rodziną, podporządkowaliśmy całe życie. Wróciliśmy z Anglii do Polski. In vitro, by wykluczyć ewentualne wady. Upragnione dwie kreski na teście i radość, która okazała się podwójna - bliźniaki! Dwie dziewczynki... Niestety była to cisza przed burzą, przed tragedią, która miała nadejść. Był początek grudnia 2016 roku. Zbliżało się Boże Narodzenie. Byłam sama w domu. Wstałam, pokręciłam się po mieszkaniu i nagle dopadł mnie przeraźliwy ból głowy - tak ostry, pulsujący, że myślałam, że rozsadzi mi czaszkę. Zadzwoniłam do taty i powiedziałam, co się dzieje i że jeśli nie odezwę się w ciągu pół godziny, ma wzywać karetkę. Tata na szczęście nie czekał na mój telefon... Przyjechał i zastał mnie, słaniającą się na nogach. W szpitalu okazało się, że w mojej głowie jest ostry krwiak podtwardówkowy, który przesuwa się w kierunku pnia mózgu i zagraża mojemu życiu. Miałam wylew... Wystarczyłby skok ciśnienia, z którym walczyłam od początku ciąży, atak padaczki i to byłby koniec... Zatrzymanie krążenia, oddechu i śmierć. Byłam już na granicy. Miałam zaburzenia świadomości, ledwo kontaktowałam. Lekarze zdecydowali o natychmiastowej operacji. Nie mogłam czekać ani minuty dłużej. W niebezpieczeństwie były też dziewczynki - znieczulenie i leki, które musiałam przyjąć, byłyby dla nich zabójcze. W ciągu kilkunastu minut zebrał się kilkunastoosobowy zespół. Sztab wspaniałych neurochirurgów i ginekologów wykonał jednoczesną operację, w trakcie której usunięto krwiak z mojej głowy i wywołano poród - dziewczynki urodziły się w 27. tygodniu przez cesarskie cięcie. Błyskawiczna reakcja lekarzy uratowała życie moje i dzieci. Emilka i Wiktorka urodziły się w bardzo ciężkim stanie, każda z nich ważyła koło kilograma. W inkubatorach wyglądały podobno jak dwie laleczki... Pierwsze dni po porodzie widziałam je tylko na zdjęciach. Leżałam na OIOM-ie, niebezpieczeństwo wciąż nie minęło... Walczyłam, bo wiedziałam, że mam dla kogo. Tak samo walczyły moje dzieci - o każdy oddech, o każdy dzień na ziemi. Udało się. W szpitalu spędziliśmy jednak parę miesięcy. Córeczki są skrajnymi wcześniakami. Tak nazywa się dzieci urodzone przed 28. tygodniem ciąży. Często ich narządy jeszcze nie zdążyły się dobrze wykształcić, dlatego piętno wczesnego porodu niosą przez całe życie... Obie mają porażenie mózgowe. Emilka dwukończynowe, Wiktoria czterokończynowe. Wiktoria jest w gorszym stanie, niestety nie mówi, słabo widzi. - ma uszkodzone ośrodki wzroku i mowy. Obie mają ogromne problemy z poruszaniem się. Emilsia zapytana, co chciałaby zrobić w przyszłości, odpowiedziała, że chciałaby wejść kiedyś po schodach. Dziś to jest poza jej zasięgiem. Konieczna jest operacja, którą muszą przejść obie nasze córeczki! Tylko to da szansę dziewczynom na sprawność i uchroni je przed cierpieniem... Emilka potrzebuje skomplikowanej operacji obu bioder - muszą być operowane jednocześnie. U Wiktorii konieczna jest operacja biodra prawego... Bez niej Emilka nigdy nie będzie chodzić! U Wiktorii pogłębia się asymetria miednicy i skrzywienie kręgosłupa, dochodzi do wykrzywienia całej sylwetki! Codziennie dziękuje Bogu, że dziewczynki żyją, ale ogromnie ciężko mi patrzeć na ich cierpienie. Niestety, operacja nie jest refundowana, a jej koszty są dla nas niewyobrażalne... A koszty musimy liczyć podwójnie, bo ratunku wymagają obie nasze córeczki. Staramy się, jak możemy, żeby dawać sobie radę, ale tutaj jesteśmy bezsilni... Dlatego bardzo proszę o pomoc dla moich dzieci. One tyle już przeszły... Wierzę, że znajdą się nieznajomi o wielkich sercach, którzy okażą im odrobinę dobrą i uratują Wiktorię i Emilkę przed kalectwem.

129 436,00 zł ( 44,61% )
Brakuje: 160 651,00 zł
Helena Stenwald
Pilne!
Helena Stenwald , 60 lat

Rak zabiera ją bliskim, to ostatni moment na pomoc❗️Ratujmy życie Heleny!

PILNE - Helena walczy o życie! Agresywny rak piersi z rozległymi przerzutami - diagnoza brzmi jak wyrok śmierci... Dzięki Twojej pomocy jest jednak szansa na życie! Helena rozpoczęła leczenie w Niemczech. Walczy z całych sił – musi żyć, bo ma dla kogo! Leczenie działa - jest szansą na wygraną! Życie jednak w tym przypadku ma swoją cenę. Błagamy o pomoc, o ratunek – nie ma czasu do stracenia… Mam na imię Helena. Jestem mamą, żoną, babcią... I wojowniczką z oddziału onkologii w tej najważniejszej walce - o własne życie. Pozwól, że opowiem Ci moją historię… To był zimowy wieczór, luty 2018 roku. Dzień jak co dzień. Po ciężkim dniu poszłam wziąć kąpiel, zamiast chwili relaksu czekał mnie jednak strach. Nigdy nie przypuszczałam, że ta z pozoru wspaniała chwila może okazać się dla mnie momentem, w którym moja historia zacznie pisać się na nowo… Kapiąc się, zauważyłam zmianę na ciele, na brodawce prawej piersi… Możesz mi nie wierzyć, ale już wtedy wiedziałam… Moje ciało krzyczało, że dzieje się coś bardzo złego. Dusza – że oto mój świat przewraca się do góry nogami… Biopsja i mammografia potwierdziły moje obawy. Agresywny rak piersi z przerzutami. Pojawił się strach, niewyobrażalny – o własne życie… Moje oczy zaszły łzami, ciało drżało. Wszystko się zmieniło. Musiałam sobie powiedzieć to na głos, żeby w to uwierzyć „Tak, jestem chora na raka piersi…” Zawsze uważano mnie za silną, energiczną osobę, z pozytywnym nastawieniem do życia. Przyszedł czas, by to zweryfikować. Jednego byłam absolutnie pewna – nie poddam się. Nie bez walki… Zaatakował mnie wyjątkowo zaciekły, przebiegły i zabójczy przeciwnik - wysoce agresywny rak piersi HER2 dodatni. Myślałam, że mam przed sobą jeszcze wiele lat szczęśliwego życia… Tymczasem walczę o to, by to życie w ogóle trwało. Onkologiczny pojedynek to bardzo ciężka bitwa… Jestem silna, wierzę, że wygram. Moja rodzina to dla mnie cały świat, nie mogę ich zostawić. Mam wspaniałego męża, ukochane córki. Są jeszcze maluchy… Kiedy doczekałam się czworga wnucząt, które dają mi tyle radości, tak bardzo chciałabym żyć i patrzeć, jak dorastają. Miałam raka w bardzo wysokim stopniu zaawansowania. Przerzuty do węzłow i płuc... Wiedziałam, że zwykła chemio- i radioterapia już nie wystarczy. Znaleźliśmy niemiecką klinikę specjalizującą się w komplementarnym leczeniu raka, oferującą innowacyjne metody leczenia. Natychmiast rozpoczęto leczenie. Lekarz powiedział mi, że przyjechałam w ostatnim możliwym momencie. Niedługo byłoby już za późno… Życie ma jednak swoją cenę, w Niemczech jestem prywatną pacjentką, za każdą rzecz muszę płacić.  Zrobiliśmy już wszystko, co mogliśmy. Wzięliśmy kredyt, mąż pojechał do Norwegii do pracy… To jednak wciąż za mało. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę musiała prosić o pomoc dla siebie, ale nie mam wyjścia… Przeszłam chemię i immunoterapię, mająca wzmocnić organizm i pobudzić go do walki z rakiem. Badanie PET wykazało, że nowotwór wycofał się z węzłów chłonnych... Markety nowotworowe spadły. Odzyskują siłę, czuję się coraz lepiej... Leczenie działa. Wierzę, że mogę wyzdrowieć i żyć! Rak odebrał mi poczucie kontroli – teraz pierwsze skrzypce gra niepewność… Odebrał beztroskę, spokój, odebrał pewność, że mam na wszystko czas… Jednego nie potrafi mi odebrać - przekonania, że dam radę - dla siebie, dla moich bliskich, dla świata i dla innych kobiet takich jak ja, które każdego dnia walczą! Moja rodzina jest moją siłą. Marzę o kolejnych dniach z moimi ukochanymi dziećmi, z rozbrykanymi wnukami… Chcę widzieć ich uśmiechy, patrzeć, jak dorastają, być obok, wspierać, pocieszać, kochać… Chcę mieć szansę na to, by być! Dlatego zwracam się dziś do Ciebie z prośbą o pomoc… O wsparcie mnie w tej walce. O podanie mi ręki, na którą tak bardzo liczę… Pomóż mi wrócić do moich dzieci i wnucząt, bym miała szansę im przekazać, jak wiele życie potrafi ofiarować… Jak ważna jest każda chwila, każdy serdeczny gest, uśmiech… Kiedy przychodzi choroba, to właśnie te piękne rzeczy mają największe znaczenie… Wierzę, że dobro podarowane, zwraca się kilkukrotnie. - Helena

280 094,00 zł ( 71,06% )
Brakuje: 114 056,00 zł