Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Nadia Kimon
Nadia Kimon , 14 lat

Wciąż walczy o pierwszy samodzielny krok. Proszę, pomóż!

Wcześniactwo nie zwiastowało niczego dobrego. 26. tydzień ciąży, jedyne 1200 gramów, maleńkie ciałko walczące o życie... Tak wyglądały pierwsze chwile życia Nadii. Kilka miesięcy spędzonych w inkubatorze sprawiały, że drżałam ze strachu. Chciałam jedynie usłyszeć, że jest wszystko dobrze, że mogę już zabrać córeczkę do domu... Te pierwsze, zbyt wczesne dni życia córeczki, pozostawiły po sobie trwały ślad, którego nie pozbędziemy się już nigdy. U Nadii zdiagnozowano dziecięce porażenie mózgowe, a wraz z nim spastykę. Jej dzieciństwo nigdy nie przypominało dzieciństwa zwykłych dzieci. Nie biegała po podwórku, nie chodziła po drzewach. Zawsze była w pełni zależna od innych ludzi, a przede wszystkim ode mnie... Nadię wychowuję sama o 11 lat. Musiałam zrezygnować z pracy, przez co nasza sytuacja finansowa jest daleka od wymarzonej. Wszystko przecież kosztuje - rehabilitacja, odpowiedni sprzęt, wózki, dostosowanie mieszkania... Skąd na to wszystko brać środki?  Wciąż jednak wierzę, że nie wszystko stracone i córka da radę zawalczyć o pierwsze samodzielne kroki, być może nie będzie nigdy tak sprawna, jak jej zdrowi rówieśnicy, jednak poczuje się odrobinę mniej zależna od mojej pomocy. Nadzieję na samodzielne kroki daje operacja bioder, a także dalsza rehabilitacja, która przewyższa moje możliwości finansowe. Gdybym chciała taką operację przeprowadzić na NFZ, to czas oczekiwania wynosi 5-7 lat. Nie mogę tyle czekać. Nadia nie może tyle czekać... Jeśli nie spróbuję zawalczyć o własną córkę, nigdy sobie tego nie wybaczę... Proszę, pomóż! Małgorzata - mama Nadii 

37 605,00 zł ( 66,04% )
Brakuje: 19 332,00 zł
Nikola Dębińska
Nikola Dębińska , 23 lata

Cukrzyca zabiera mi najlepsze lata młodości. Pomóż mi zawalczyć o przyszłość!

Mam dopiero 20 lat, a już ponad połowę życia zmagam się z cukrzycą. Ta podstępna choroba zabrała mi już naprawdę dużo. Nie pozwolę zabrać więcej. Insulina śni mi się po nocach. Mam już tego dość. Chcę żyć swobodniej i cieszyć się latami młodości i tym, co może mnie jeszcze spotkać. Dlatego proszę o pomoc w zakupie nowej pompy insulinowej.  Przed postawieniem diagnozy chodziłam do różnych lekarzy. Żaden z nich nie był w stanie określić, co było bezpośrednią przyczyną wzmożonego pragnienia, częstego płaczu i krótkotrwałego otępienia. Teraz wiem, że chodziło o spadek cukru. Moi rodzice szukali pomocy wszędzie. Jak tylko skończyłam kilka miesięcy, odwiedzałam różnych specjalistów. Diagnoza wystraszyła rodziców, ale nie dali tego po sobie poznać. Musieliśmy działać jak najszybciej.  Przebieg choroby był różny. Bywało tak, że przez kilka lat byłam na penach insulinowych, czyli specjalistycznych strzykawkach, które w bardzo prosty sposób pomagają dawkować roztwór. Gdy byłam w przedszkolu i w zerówce moja mama musiała zrezygnować z pracy. Przychodziła do mnie kilka razy w ciągu dnia, by zmierzyć mi cukier glukometrem i podać insulinę. Nie mogłam tego zrozumieć. Przecież innych dzieci nikt nie odwiedzał tak często… Ale jeszcze trudniejsze było dla mnie zrozumienie tego, że dzieci mogą zjeść ciastko w szkole, a ja nie. Gdy ktoś częstował mnie urodzinowymi cukierkami, musiałam odmawiać… Bardzo to przeżywałam. Nie radziłam sobie z emocjami. W pierwszej klasie szkoły podstawowej zemdlałam na wycieczce. Wtedy inne dzieci nabrały do mnie dystansu. Nie mogłam znaleźć w grupie nikogo, z kim moja więź by się zacieśniła. Z czasem nie miałam wyboru i musiałam zmienić szkołę. Oprócz problemów z relacjami z rówieśnikami szkołę podstawową wspominam także jako moment, w którym dostałam pompę insulinową. To było jak wyrwanie mnie z sideł choroby! Mogłam przesypiać całą noc, a moja mama nie musiała już wstawać o późnych godzinach, by robić mi zastrzyki.  Mimo to szpital był moim drugim domem. Oddział diabetologii dziecięcej odwiedzałam bardzo często. Prawidłowy poziom cukru we krwi wynosi od 70 do 100. U mnie bywały dni, kiedy poziom wynosił po 300, 350… niekiedy nawet 600. Teraz częściej zdarzają mi się niedocukrzenia, chociaż w dalszym ciągu są momenty, że wysoki poziom cukru utrzymuje się u mnie kilka dni.  Moja pompa w przeciwieństwie do nowszych modeli nie wyświetla powiadomienia, że insulina nie jest podawana. Dren infuzyjny często się zapycha, powstają pęcherzyki. Chciałabym mieć sprzęt, który pozwoli mi funkcjonować swobodniej i nie czuć, że cukrzyca zabiera mi cenne chwile młodości. Dlatego bardzo proszę o wsparcie i pomoc. Każda złotówka będzie na wagę złota. Nikola

4 317,00 zł ( 50,78% )
Brakuje: 4 183,00 zł
Paula Buja
Paula Buja , 7 lat

Duże marzenie malutkiej Pauli - pomóż jej stanąć na nóżkach!

Dziewięć miesięcy nosiłam pod sercem mój malutki skarb. Czas ciąży był wyjątkowy, uwielbiam wracać do niego myślami. Każdego dnia budziłam się z uśmiechem na twarzy, wiedząc, że już niedługo nasza rodzina się powiększy.   Skurcze przepowiadające poród, pojawiły się podczas jednego z ciepłych, lipcowych wieczorów. Paula przyszła na świat rano. Czekałam na moment, w którym ją zobaczę. Kiedy spojrzę w jej śliczne oczka i usłyszę płaczący głosik. Pierwsze słowa lekarzy brzmią w mojej głowie jak nieznikające echo. ,,Pani córka musi zostać w szpitalu minimum 5 tygodni, doszło do niedotlenienia”. Strach, rozpacz… Ciężko mi teraz opisać to co czułam w dniu, w którym dowiedziałam się, że zdrowiu i życiu Pauli coś zagraża.  Cały rok nie wiedziałam czego się spodziewać. Lekarze powiedzieli mi, że dopiero po pierwszych urodzinach będą w stanie lepiej zdiagnozować problem Pauli. Na jednej z rehabilitacji usłyszałam, że jest to mózgowe porażenie dziecięce. Mimo poznania choroby nigdy choćby przez chwilę nie pomyślałam, że możemy nie dać sobie rady. Zaczęłam czytać, pogłębiać wiedzę, dowiadywać się wielu informacji dotyczących MPD. Rozpoczęłam walkę z nierówną chorobą.  Od września ubiegłego roku Paula uczęszcza do przedszkola, w którym odbywa intensywną rehabilitację. Aktywnie bierze udział w zajęciach, jednak zdarza się, że nie zawsze ma na nie ochotę. Uwielbiam w niej to, że ma swoje humorki. Najbardziej lubi zajęcia z logopedą i psychologiem. Interesuje się wtedy książeczkami, zabawkami, światełkami, które jej pokazują. Jest nimi szczerze zainteresowana i bardzo skupiona. Sytuacja zmienia się, kiedy zaplanowane są zajęcia wymagające aktywności. Rehabilitanci żartują, że Paula jest małym leniuszkiem i myślę, że coś w tym jest. Zauważam to, ale niczym się nie martwię. Przecież to normalne, że taki mały człowieczek może nie lubić rozciągania lub ćwiczeń przy drabinkach. Z powodu zaburzeń neurologicznych rozwój Pauli jest opóźniony, nieharmonijny i zaburzony. Paulisia ma problem z utrzymaniem prawidłowej postawy oraz z zadaniami związanymi ze sprawnością motoryki małej, czyli wszelkimi czynnościami, które są wykonywane przy pomocy rąk. Kontakt z córką nie sprawia mi większych problemów. Mimo opóźnionego rozwoju mowy wiem kiedy ma, na co ochotę. Jeśli chce kanapkę, użyje takich słów, że od razu wiem, że jest głodna. Jestem pewna, że Paula rozumie wszystko, co do niej mówię.  Z miesiąca na miesiąc córka nabiera nowych umiejętności, a to daje mi duże nadzieje na przyszłość. Mimo że nie chodzi i nie siedzi, wierzę, że odpowiednie działania pozwolą na poprawę jakości życia mojej córeczki. Wzmożone napięcie mięśniowe kończyn może spowodować, że konieczna będzie operacja podcięcia mięśni w pachwinie. Na chwilę obecną zbieramy środki na pionizator. Być może z jego pomocą nie będzie konieczności wykonywania zabiegów.  Bez względu na to gdzie jesteśmy… W pracy, szkole, przedszkolu, domu - niepełnosprawność sprawia wiele trudności. Nie tylko dzieciom, ale także dorosłym. Na szczęście, dzięki specjalistycznym sprzętom, wszystko staje się o wiele prostsze. Przekraczanie barier przez dzieci pozwala na ich prawidłowy rozwój oraz szczęśliwe dzieciństwo. Proszę, pomóż nam uzbierać potrzebną kwotę! Mama Pauli, Aneta

2 597,00 zł ( 25,69% )
Brakuje: 7 510,00 zł
Paweł Karolewicz
Paweł Karolewicz , 7 lat

By życie z cukrzycą nabrało słodki smak beztroskiego dzieciństwa

Pawełek nie ma jeszcze skończonych czterech lat, a już od dwóch nieustannie zmaga się z cukrzycą. Wiem, że trzeba doceniać to, co się ma, cieszyć się każdym dniem, który dobrze przeżyliśmy w zdrowiu i szczęściu… Jednak choroba zabiera mojemu synkowi najlepszy czas - jego dzieciństwo.  Nie mam pojęcia co, wpłynęło na rozwój choroby… Czy przechorowana wcześniej salmonella, czy uwarunkowania genetyczne? Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Wiem, jednak, że choroba będzie z Pawłem na zawsze i musimy nauczyć się z nią żyć. Początkowo nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak może być niebezpieczna. Każdy nieprzemyślany kęs, kawałek czekolady, posłodzona herbata - wszystko co zje, może poważnie zagrozić nie tylko jego zdrowiu, ale nawet i życiu. Wiem, że istnieją coraz lepsze sposoby, które ułatwiają codzienność z chorobą. W przypadku Pawełka to nie jest to takie proste. Synek nie może korzystać z pompy insulinowej, ponieważ ma uczulenie niemal na wszystkie kleje, a pompę trzeba zmieniać co dwa dni. Koszty takich zmian są ogromne. Do tego dochodzi opóźniony rozwój mowy, wizyty u psychologa, neurologa i logopedy… Paweł zaraz ma rozpocząć edukację przedszkolną. Bardzo się martwimy, że nie podoła bez komunikowania swoich potrzeb.  Choroba Pawełka to nie jedyne zmartwienie. Oprócz niego mam jeszcze dwójkę dzieci. Moja najstarsza córka Klaudia niedawno odeszła. Od urodzenia była  dzieckiem leżącym. Mózgowe porażenie dziecięce, porażenie czterokończynowe i Zespół Westa. Walczyła dzielnie do samego końca... Mam nadzieję, że los przygotował dużo lepszy scenariusz dla Pawełka. Alan, drugi w kolejności, jest zdrowy. Mieliśmy nadzieję, że i z Pawłem tak będzie, że już więcej nieszczęść nie spadnie na naszą rodzinę. Pierwsze 1,5 roku było bezproblemowe, potem wszystko zmieniło się nie do poznania.  Udało nam się znaleźć sposób, dzięki któremu codzienność z cukrzycą nie przeraża tak bardzo. Specjalne sensory, a także leki, choć na chwilę pozwalają zapomnieć o chorobie. Niestety koszty są ogromne. Zarówno ja, jak i mój mąż zrezygnowaliśmy z pracy, by opiekować się naszymi dziećmi. Dlatego jestem tutaj i bardzo proszę o pomoc. Każda wpłata może ułatwić codzienność mojemu synkowi.  Kinga - mama Pawełka    

3 240,00 zł ( 23,19% )
Brakuje: 10 728,00 zł
Małgosia Sawińska
Małgosia Sawińska , 12 lat

Jej życie to cud - pomóż Małgosi!

Małgosia urodziła się jako skrajny wcześniak w 2012 r. i ważyła zaledwie 660 gram. Jej pierwszy rok życia to szpitalne mury i nieustająca walka o życie. W 2015 roku doznała udaru mózgu... Przez to jej lewa strona ciała została sparaliżowana i do dziś lewa rączka nie odzyskała sprawności. Gdy Małgosia już wygrała życie, zaczęła się walka o sprawność fizyczną. Ta trwa do dziś i pochłania gigantyczne środki. Dlatego bardzo prosimy o pomoc dla córeczki, by mogła zdobywać swoje kolejne małe-wielkie szczyty! Wcześniactwo zostawiło sporo niechcianych gratisów do życia. Małgosia choruje na Dziecięce Porażenie Mózgowe i jest całkowicie zależna od osób trzecich. Ma wadę wzroku i słuchu. Nie mówi i nie chodzi. Porusza się w specjalistycznym wózku dla osób niepełnosprawnych, a w domu po czworakach zwiedza i poznaje świat. Poprzez intensywną rehabilitację córka robi spore postępy, jednak największym problemem jest karmienie Gosi, które od początku było bardzo trudne. Komunikuje się z otoczeniem za pomocą PCS (obrazkowych piktogramów), by wyrazić swoje podstawowe potrzeby. Często się frustruje i gryzie swoją rękę, nie potrafiąc jednoznacznie określić swoich emocji. Córka ma dysfagię, która wiąże się z trudnościami w przełykaniu. Ta podstawowa czynność wymaga od Małgosi sporo wysiłku. Pomimo że ma 9 lat, nadal je tylko zmiksowane jedzenie, a każdy posiłek zajmuje dużo czasu. Do tego żuchwa i język niepoprawnie pracują, co wiąże się z dalszymi komplikacjami w przyszłości. Podczas picia niebezpiecznie się krztusi. Dzięki turnusom logopedycznym i systematycznej pracy w domu Małgosia już przestała się ślinić. Teraz kolej na pobudzenie czucia wokół ust, gardła i podniebienia i przejście z posiłków papkowatych do stałych. W tym celu uruchomiliśmy zbiórkę na drogi sprzęt Vitalstim, który ma nam pomóc w kolejnych milowych krokach naprzód. Dla Małgosi umiejętność bezpieczniejszego i lepszego jedzenia, a także być może poprawa mowy będą najważniejszymi sukcesami, dzięki którym poczuje się po prostu szczęśliwym i wartościowym człowiekiem. Niestety prócz terapii logopedycznych córka wymaga intensywnej rehabilitacji na każdym poziomie. Całe nasze życie podporządkowane jest częstym wyjazdom na turnusy rehabilitacyjne, a życie codziennie to wizyty u różnych specjalistów czy terapeutów, m.in. zajęcia rehabilitacyjne, logopeda, hipoterapia, tlenoterapia czy mikropolaryzacja mózgu. Gosia jest rehabilitowana od 3 miesiąca życia i innego życia nie zna, przyzwyczaiła się do tego. Jest pełna szczęścia i wręcz uwielbia ćwiczyć. Jest naszym wulkanem pozytywnej energii. Gosia miała nie widzieć, nie chodzić. Jak większość takich dzieci miała być "warzywkiem". Dzięki jej sile walki i sztabowi specjalistów jest pogodnym dzieckiem pragnącym żyć jak inne dzieci. Chce chodzić, skakać i jeździć na rowerze jak jej młodsza siostra Agatka. Dlatego swoje życie zawodowe jak i prywatne poświęciłam córkom. Czas pomiędzy terapiami staramy się wypełnić wspólną zabawą by pomimo tylu obowiązków, jakie nakłada na nas życie z osobą niepełnosprawną, dać im jak najwięcej z dzieciństwa. Jako matka walcząca najpierw o życie córki, a teraz o jej sprawność fizyczną, proszę, wspomóż moją walkę o lepsze jutro dla Małgosi. Dziękuję za każdą wpłatę i pomoc Eliza - Mama Małgosi ➡️ Strona Małgosi na FB ➡️ Licytacje dla Małgosi

30 688,00 zł ( 50,51% )
Brakuje: 30 064,00 zł
Filip Walkowiak
Filip Walkowiak , 8 lat

Wciąż walczymy o sprawność Filipka!

Kochani, już drugi raz przychodzi mi prosić Was o wsparcie dla mojego synka. Dobroć, którą od Was otrzymaliśmy, pozwoliła na udział w turnusach rehabilitacyjnych i podjęcie skutecznej walki o sprawność i przyszłość Filipka. Niestety, każdy kolejny rok przynosi nowe wyzwania, dlatego jesteśmy tu ponownie na siepomaga i raz jeszcze prosimy o pomoc. Oto nasza historia: Niewiele brakowało, żeby pierwsze minuty życia Filipka były jego ostatnimi. Chwilę po urodzeniu zatrzymało się krążenie. Synek umierał, choć jeszcze nie zdążyłam się z nim przywitać… Lekarze go uratowali i spędziliśmy kolejne 1,5 miesiąca w szpitalu. Uszkodzenia, które wtedy dokonały się w mózgu Filipka, pozostaną z nim już na zawsze. Jedyne co możemy zrobić, to każdego dnia ciężką pracą walczyć z jego skutkami. Niestety turnusy rehabilitacyjne, niezbędne dla sprawności synka, pochłaniają ogromne pieniądze.  Filipek pojawił się na tym świecie za wcześnie, bo już w 34 tygodniu. Nie zapomnę nigdy tamtych chwil, kiedy tak bardzo się bałam, że go stracę. Wspomnienia, ból, które pozostają wciąż żywe i świeże. Kolejne tygodnie to pobyt w inkubatorze. Mnóstwo sprzętu, aparatur pilnujących moją kruszynkę. Po 1,5 miesiąca wreszcie udało nam się wyjść ze szpitala i wrócić do domu. Myślałam wtedy, że mam zdrowe dziecko. Kiedy Filipek skończył 1,5 roczku, po raz trzeci udałam się do neurologa, tym razem zmieniając specjalistę, bo w głębi serca czułam, że nie wszystko jest w porządku. Synek wciąż nie siadał sam, nie raczkował. Praktycznie leżał przez cały czas, potrafiąc jedynie zmienić pozycję z plecków na brzuszek. Z tyłu głowy kołatały złe myśli, które ostatecznie potwierdzono diagnostycznie. Mózgowe porażenie dziecięce obustronne kończyn dolnych. Ogromny szok i niedowierzanie. Dlaczego on? Dlaczego moje dziecko? Zaczęły się długie miesiące rehabilitacji. Nie ma innej drogi, żeby odzyskać utraconą sprawność. Im więcej z dzieckiem zrobi się, póki jest jeszcze malutkie, tym łatwiej będzie mu w przyszłości. Zajęcia z różnego rodzaju specjalistami pochłaniały jednak ogromne kwoty. Filipek wkrótce skończy 5 lat i ma już za sobą poważną operację na nóżki, która odbyła się we wrześniu 2020 roku. Nie ma innego sposobu na poprawę sprawności, jak tylko rehabilitacja - odmieniana przez wszystkie możliwe przypadki. Musimy dalej iść tą drogą, nie ma odwrotu. Dlatego tak bardzo zależy mi na turnusach rehabilitacyjnych. Później będą kolejne, ale ja nie mam z czego zapłacić, proszę więc o pomoc. Najtrudniejsza jest bezradność i świadomość, że ratunek dla dziecka znajduje się na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie bardzo daleko. Pewnie za kilka lat synek zapyta mnie: “mamo, dlaczego moi koledzy są inni? Skaczą, biegają, chodzą po drzewach… A ja?” Chciałabym mu wtedy opowiedzieć o Was. O ludziach, dzięki którym udało się wycisnąć maksimum umiejętności, zabranych wiele lat wcześniej przez chorobę. Że zrobiliśmy wszystko, co tylko się dało, żeby jego życie było łatwiejsze. Proszę o wsparcie, bo sama nie dam rady... Angelika — mama  --- Zapraszamy na BAZAREK FILIPKA

47 387,00 zł ( 13,88% )
Brakuje: 294 017,00 zł
Patrycja Wątróbka
Patrycja Wątróbka , 27 lat

Moje życie to ciągła rehabilitacja...

Spoglądając na obrazy mojej córki, jestem niesamowicie wdzięczna, że mogę sobie przypomnieć miniony czas. Czas sprzed choroby Patrycji, która od blisko 10 lat walczy z guzem mózgu. Jest po 3 operacjach i wiem, że to cud, że Patrycja jest z nami cały czas. To cud, że pomimo komplikacji walczy dzielnie o każdy dzień… Walka z chorobą rozpoczęła się już w 2006 roku. To wtedy u  mojej 9-letniej córki zdiagnozowano glejaka nerwu wzrokowego. Patrycja przeszła swoją pierwszą poważną operację. Usunięcie guza przy nerwie wzrokowym. Wszystko przebiegło bez komplikacji i Patrycja już w drugiej dobie po zabiegu stawiała pierwsze kroki. Ze szpitala wypisana w stanie dobrym. Poczuliśmy ulgę i nadzieję, że wszystko będzie dobrze.  Minęło kilka lat… Rok 2011 wspominam jako koszmar. Patrycja przeszła wtedy dwie operacje. Pierwsza, czyli trepanacja czaszki, przebiegła pomyślnie, ale córka nie mogła dojść do siebie, skarżyła się na narastający ból głowy. Nie spodziewałam się, że to początek czegoś strasznego... Myślałam, że po takiej ingerencji lekarzy ból głowy zniknie z czasem. Tydzień, dwa, miesiąc… Nic się nie zmieniło. Zauważyłam, że córka powłóczyła nogą. Był to początek najgorszego. W miejscu po operacji pojawiły się zrosty, przez co zbierał się płyn mózgowo-rdzeniowy, uciskający na nerwy, tzw. wodniak. Lekarze odciągnęli płyn. Pojechałam do domu, do dzieci i męża, z myślą, że wrócę następnego dnia do mojej uśmiechniętej córki. Rano dostałam telefon. Okazało się, że w nocy po zabiegu pojawiły się powikłania. Pojawiło się jeszcze więcej płynu, na tyle dużo, że prawie rozsadził mózg Patrycji. To ostre wodogłowie wewnętrzne wymusiło szereg zabiegów neurochirurgicznych. Córka była 3 miesiące na OIOMie, z którego wyszła w stanie wegetatywnym. Nie wiedziałam co robić. Jednego dnia miałam sprawne i tryskające energią dziecko, drugiego prawie jej ze mną nie było. W głowie pojawiało się mnóstwo pytań - czy dam radę, czy będę w stanie zorganizować na nowo całe moje życie dla niej.  Patrycja w szpitalu spędziła 3 miesiące. Po zakończeniu leczenia zostaliśmy sami. Nie dostaliśmy żadnego wsparcia, ani wskazówek co robić. Rozpoczęliśmy intensywną i kosztowną rehabilitację w specjalistycznych ośrodkach oraz w domu. Można by pomyśleć, że tu kończy się nasza smutna i trudna historia… Jednak nie. W maju 2013 roku, po dwóch latach córka musiała przejść kolejną operację. Niestety - glejak okolicy skrzyżowania nerwów wzrokowych był tak silny, że nastąpiła wznowa. Podczas operacji okazało się, że rak zaatakował z podwójną siłą i nie ma możliwości oddzielenia zdrowych komórek od zainfekowanych. Dlatego jedynym rozwiązaniem było usunięcie nerwu wzrokowego. Patrycja zyskała życie, ale na zawsze straciła wzrok. Bezpowrotnie… Od tego czasu minęło już ponad 8 lat. Patrycja jest dorosłą kobietą. Dorosłą, ale wymagającą całodobowej opieki. W tym momencie mówi, siedzi, chodzi z pomocą drugiej osoby, ale nie widzi i ma problemy z pamięcią krótkotrwałą. Nie było wyboru, musiałam zrezygnować z pracy, by zająć się córką i jej rodzeństwem, które potrzebuje ogromnego wsparcia psychologicznego w naszej trudnej, rodzinnej sytuacji. Jedynym żywicielem rodziny został mój mąż. Wciąż mamy nadzieję, że dzięki dalszej rehabilitacji Patrycja będzie kiedyś mogła samodzielnie funkcjonować. Do tego potrzebna jest rehabilitacja w specjalistycznych ośrodkach. Proszę Was o pomoc dla naszej córki… Aby iskierka nadziei nie zgasła.  Monika - kochająca mama

5 367,00 zł ( 37,36% )
Brakuje: 8 995,00 zł
Paweł Mackun
Paweł Mackun , 13 lat

Wada, która może odebrać sprawność postępuje... Pomóż w walce o sprawność Pawła!

O co walczymy? Pawełek to uśmiechnięty i pogodny dziesięciolatek. Niestety jego szanse na normalne życie pokrzyżowały współistniejące choroby. Robiliśmy i robimy wszystko, aby wyrównać Pawła szanse w życiu, żeby miał normalne dzieciństwo, mógł chodzić do szkoły i uczyć się z innymi dziećmi, żyć normalnie. Teraz stanęliśmy przed wyzwaniem zebrania środków finansowych na operację syna. Głównym celem operacji jest wydłużenie nogi o 7 cm, aby zapobiec dolegliwościom ortopedycznym, neurologicznym i skrzywieniu kręgosłupa. Nie jesteśmy w stanie sami pokryć kosztów operacji i rehabilitacji syna. Koszty są ogromne. Naszym marzeniem jest wyrównać szanse naszemu synowi i postawić go na dwie RÓWNE nogi. Dlatego też jako rodzice Pawła jesteśmy zmuszeni  prosić o wsparcie finansowe, bez którego nie podołamy dalszym kosztom leczenia syna. Paweł i jego historia choroby. Kiedy Paweł miał sześć miesięcy dowiedzieliśmy się, że ma zespół Recklinghausena. Choroba ta sprawiła, że Pawełek widzi tylko na jedno oko. Dodatkowo w rdzeniu kręgowym widoczne są powiększające się nerwiakowłókniaki, które mogą doprowadzić do skrzywień kręgosłupa. Kolejna diagnoza to zespół NOONAN. Konsekwencją tych chorób jest to, że w chwili obecnej lewa noga jest znacząco krótsza i nie rośnie. Różnica pomiędzy nóżkami cały czas się powiększa. Ma to wpływ na postawę ciała, sprawność fizyczną, w tym chodzenie i bieganie.  Występują bóle mięśni i stawów. Mimo że nasz syn jest obciążony chorobami genetycznymi i związanymi z tym dolegliwościami jest dzieckiem, które każdego dnia walczy o swoją sprawność i sukces w życiu, na co ma szansę. Jest członkiem drużyny piłkarskiej o nazwie Futbolowa Banda. Trenuje judo w Uczniowskim Klubie Judo 82. Trenuje ze wszystkich sił, bo chce być sprawny tak jak jego rówieśnicy. Aktywnie spędza czas z przyjaciółmi, angażuje się w naukę i to, czego na dziś potrzebuje to wsparcie w dalszym leczeniu i rozwoju.  Każda pomoc  jest bliska naszemu sercu. Prosimy o wsparcie w tej nierównej walce. Celina i Piotr, Rodzice Pawła

231 168,00 zł ( 83,7% )
Brakuje: 44 991,00 zł
Rafał Lisicki
Rafał Lisicki , 38 lat

Choroby odkleszczowe niszczą mi życie, pomóż!

Nigdy bym nie pomyślał, że kleszcz zrujnuje moje zdrowie, a choroba odbierze mi normalność. Niedawno skończyłem 35 lat, ale od pewnego czasu zmagam się z wieloma dolegliwościami, które uniemożliwiają mi życie, o jakim zawsze marzyłem. Wszystko zaczęło się pewnego jesiennego dnia, gdy bez konkretnego powodu doznałem zatkania ucha. Nigdy nie przypuszczałem, że to początek wielu poważnych komplikacji zdrowotnych, które nastąpiły później - szumów usznych, zaburzeń wzroku, parestezji, drgań mięśni, bólu stawów w różnych częściach ciała, kołatań serca i zaburzeń snu, a to i tak jedynie początek długiej listy dalszych objawów.  Rozpoczęły się dziesiątki konsultacji u specjalistów z dziedziny otolaryngologii, okulistyki, kardiologii, neurologii, reumatologii. Poddano mnie szczegółowym badaniom diagnostycznym przy wykorzystaniu nowoczesnych sprzętów, przeszedłem kilka prób leczenia w ciemno, które nie przynosiło żadnej poprawy, a zamiast tego sprawiało, że moje życie było nie do zniesienia.  Dopiero dalsze badania były w stanie przynieść odpowiedzi. Od kilku miesięcy już wiem z czym muszę się mierzyć. Zdiagnozowano u mnie przewlekłą chlamydiozę, kolejne wykonane badania potwierdziły również zakażenie bakteriami wywołującymi bartonelozę i toksoplazmozę. Możliwe, że nie są to jedyne choroby, którymi zostałem zakażony przez kleszcza, określane jako koinfekcje odkleszczowe. Choroba wciąż nie ustępuje i powoduje coraz to nowsze objawy niszcząc moje życie. Nie pozwala mi normalnie żyć i funkcjonować. Niepewność jutra, sprawia, że boję się, co przyniesie kolejny dzień. Tylko dzięki lekom mój stan zdrowia na ten moment jest stabilny. Niedawno konieczne było rozpoczęcie antybiotykoterapii, a następnie przyjmowanie probiotyków wspierających pracę jelit i wątroby.  Tak bardzo chciałbym odzyskać moje dawne życie. Nie sądziłem, że to powiem, ale tak bardzo pragnę, by wróciła normalność... Bez szumów, bez bólu, bez tych wszystkich problemów zdrowotnych i dokuczliwych objawów. Wiem, że walka z chorobą nie będzie ani łatwa, ani krótka, a wysokie koszty leczenia nie pomagają. Stają się dla mnie jedynie coraz większym problemem i przeszkodą, której sam nie zdołam pokonać bez waszej pomocy. Proszę, pomóż!  Rafał

43 208 zł