Wciąż walczy o pierwszy samodzielny krok. Proszę, pomóż!
Wcześniactwo nie zwiastowało niczego dobrego. 26. tydzień ciąży, jedyne 1200 gramów, maleńkie ciałko walczące o życie... Tak wyglądały pierwsze chwile życia Nadii. Kilka miesięcy spędzonych w inkubatorze sprawiały, że drżałam ze strachu. Chciałam jedynie usłyszeć, że jest wszystko dobrze, że mogę już zabrać córeczkę do domu... Te pierwsze, zbyt wczesne dni życia córeczki, pozostawiły po sobie trwały ślad, którego nie pozbędziemy się już nigdy. U Nadii zdiagnozowano dziecięce porażenie mózgowe, a wraz z nim spastykę. Jej dzieciństwo nigdy nie przypominało dzieciństwa zwykłych dzieci. Nie biegała po podwórku, nie chodziła po drzewach. Zawsze była w pełni zależna od innych ludzi, a przede wszystkim ode mnie... Nadię wychowuję sama o 11 lat. Musiałam zrezygnować z pracy, przez co nasza sytuacja finansowa jest daleka od wymarzonej. Wszystko przecież kosztuje - rehabilitacja, odpowiedni sprzęt, wózki, dostosowanie mieszkania... Skąd na to wszystko brać środki? Wciąż jednak wierzę, że nie wszystko stracone i córka da radę zawalczyć o pierwsze samodzielne kroki, być może nie będzie nigdy tak sprawna, jak jej zdrowi rówieśnicy, jednak poczuje się odrobinę mniej zależna od mojej pomocy. Nadzieję na samodzielne kroki daje operacja bioder, a także dalsza rehabilitacja, która przewyższa moje możliwości finansowe. Gdybym chciała taką operację przeprowadzić na NFZ, to czas oczekiwania wynosi 5-7 lat. Nie mogę tyle czekać. Nadia nie może tyle czekać... Jeśli nie spróbuję zawalczyć o własną córkę, nigdy sobie tego nie wybaczę... Proszę, pomóż! Małgorzata - mama Nadii