Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Tomasz Bejtlich
Tomasz Bejtlich , 39 lat

Najpierw białaczka, potem sepsa i amputacja - Tomek walczy z całych sił! Pomóż!

Ile nieszczęść może spaść na jednego, niewinnego człowieka? Jak wiele brutalnych diagnoz może przyjąć jedna osoba? Tomek od urodzenia nie słyszy. Nie to jednak jest najtrudniejsze… Kilka lat temu u Tomka zdiagnozowano białaczkę, kilka lat później wdała się sepsa, doszło do martwicy. By ratować życie, trzeba było amputować obie nogi… Dzisiaj jedyną szansą na powrót do funkcjonowania są protezy... Trudno wyobrazić sobie stres, jaki przeżywa rodzina i pacjent trafiający w ciężkim stanie na oddział ratunkowy. Niewyobrażalne są emocje towarzyszące przez kilka dni walki o życie. Każdemu towarzyszy strach, dezorientacja. W głowie rodzi się milion pytań... A co jeśli na te pytania nie ma kto odpowiedzieć? Co jeśli nie ma nikogo, kto zrozumie co nas dręczy? Poza stresem związanym z samym pobytem w szpitalu dochodzi wielki problem komunikacyjny. A w takich momentach decyzje trzeba podejmować błyskawicznie… Tomek od urodzenia jest niesłyszący, podobnie jak jego rodzice. 7 lat temu przeszedł ostrą białaczkę szpikową i przyjął przeszczep szpiku. Po długiej walce można było powiedzieć, że wygrał. Niestety w 2019 roku wróciło bardzo złe samopoczucie, pojawiły się bóle kończyn, gorączki. Na szczęście Tomek tego nie zbagatelizował. W wakacje 2019 roku trafił z powrotem pod opiekę lekarzy... W szpitalu okazało się, że narastała ciężka sepsa, czyli bardzo silna reakcja organizmu na zakażenie. Przez kolejne dni lekarzom nie udawało się ustabilizować jego stanu. Wdała się martwica... Po czterech dniach od momentu, gdy trafił na SOR, lekarze podjęli decyzję o amputacji nóg. To nadal nie pomogło, dlatego zdecydowano o reamputacji. W wyniku tego Tomek obie kończyny ma amputowane na wysokości uda. Obecnie kikuty są już zagojone i gotowe, by nosić protezy. Na te nie ma jednak pieniędzy...  Tomek zawsze był bardzo aktywny. Mimo tego, jak ciężko jest osobom głuchoniemym, wyprowadził się z domu i stał się samodzielny. Pracował między innymi jako oświetleniowiec...  Po raz kolejny życie Tomka pokazało swoje okrutne oblicze. On się nie poddaje i chce na nowo być aktywny. Do tego potrzebne są protezy nóg. Te kosztują przeszło 300 tysięcy złotych. Refundacja NFZ to zaledwie 11 tysięcy. Tylko pomoc i wsparcie dobrych ludzi zapewni mu nowy start! Prosimy, pomóż... Przyjaciele Tomka

22 118,00 zł ( 6,83% )
Brakuje: 301 595,00 zł
Filipek Poser
Filipek Poser , 5 lat

Co się dzieje z Filipkiem? Pomóż poznać diagnozę i ratuj przyszłość!

Co się dzieje Filipkowi? Dlaczego przestał się rozwijać? Skąd wzięła się padaczka? Do dziś tego nie wiemy. Walczymy o diagnozę, by móc rozpocząć właściwie leczenie. Tymczasem odbijamy się od ściany, do ściany… Filipek musi jak najszybciej przejść szczegółowe badania genetyczne, za które musimy zapłacić sami. Bardzo proszę - pomóż mi walczyć o mojego synka, dopóki jeszcze nie jest za późno! Każda mama marzy o zdrowym dziecku, każda chce dla niego jak najlepszej przyszłości - pięknej i bezpiecznej. Przed pierwsze 4 miesiące życia mojego synka myślałam, że mam szczęście - ciąża przebiegała prawidłowo, Filipek był okazem zdrowia. A potem nagle wszystko się skończyło… Synek nie rozwijał się tak, jak starszy brat w jego wieku. Nie podnosił główki, nie chwytał zabawek. Był zupełnie wiotki, nie miał sił ruszać rączkami i nóżkami. Dostaliśmy skierowanie do neurologa, a tam podejrzenie pierwszej choroby - SMA. Ziemia usunęła się spod stóp… Jednak badania genetyczne wykluczyły rdzeniowy zanik mięśni. Ulga przyszła tylko na chwilę. Nadal nie wiedzieliśmy, co jest synkowi. Był kwiecień 2020 roku. W lipcu przyszła padaczka. U Filipka objawiała się zawieszeniem - nagle tracił kontakt ze światem, wpatrywał się tylko w jeden punkt. Wtedy przez jego mózg przechodziły tysiące wyładowań… Na razie pomagają leki. Jak długo to będzie trwało? Nie wiadomo. Mijają kolejne miesiące, a my nie znamy diagnozy, nie wiemy, jak leczyć Filipka. Synek do tej pory nie chodzi, nie jest w stanie nawet samodzielnie siedzieć, mam problem, by nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Widzę, że każdego dnia cierpi, a ja tak bardzo chciałabym mu pomóc! Od tak dawna szukam odpowiedzi, co jest mojemu dziecku, szukam sposobu, by postawić właściwą diagnozę i rozpocząć odpowiednie leczenie, takie, które sprawi, że Filipek zacznie robić postępy.  Dziś jedyne, czego mogę być pewna to to, że bardzo chcę uratować przyszłość syna! Cały czas czekam na ostateczne potwierdzenie padaczki, która już sieje spustoszenie w główce. Wiem, że badania, leczenie, a także rehabilitacja pociągną za sobą ogromne koszty, dlatego już teraz proszę o pomoc, by moje dziecko miało szansę na odpowiedni rozwój. Za wszystko z całego serca dziękuje.  Klaudia - mama Filipa

40 535 zł
Jadwiga Basia Trepanowska
Jadwiga Basia Trepanowska , 48 lat

Pożar domu, a potem rak... Samotna matka dwójki dzieci w śmiertelnym niebezpieczeństwie!

Zawsze najważniejsze były dla mnie moje dzieci. Życie nas nie rozpieszczało... Kilka miesięcy temu w pożarze spłonął i uległ zniszczeniu nasz komin  Gdy myślałam, że najgorsze za nami, wykryto u mnie nowotwór złośliwy piersi z  przerzutami do węzłów chłonnych... Muszę walczyć o życie dla siebie i moich dzieci. Mam na imię Jadwiga, ale na co dzień posługuję się drugim imieniem - wszyscy mówią na mnie Basia. Niestety, los nigdy nie był dla nas łaskawy. Moje dzieci również mają problemy ze zdrowiem. Pomagam im, jak mogę. Są całym moim życiem... Moim największym szczęściem i najlepszym, co mnie spotkało. Oddałabym własne życie, żeby je ratować. Ciężko być samodzielnym rodzicem, a ja niestety znacznie podupadłam na zdrowiu... Najpierw zaczęłam zmagać się z zespołem cieśni nadgarstka i chorobą stawów... Czekało mnie leczenie i zabieg rąk, ale odkładałam to ze względu na naszą trudną sytuację finansową. Nie sądziłam, że lada dzień jeszcze się pogorszy. Miałam proste marzenia - praca i zaspokojenie podstawowych potrzeb, tak, by starczyło na jedzenie, opał i leczenie dzieci... Niestety stało się inaczej. Rok 2021 jest do tej pory najgorszym w moim życiu... Kilka miesięcy temu w naszym domu zapalił się komin. Pożar... Całkowitemu zniszczeniu uległ komin, a wskutek gaszenia uległ zniszczeniu pokój  Myślałam, że to już najgorsze, co mogło spotkać moją rodzinę... Nasz świat zawalił się jednak po raz drugi, gdy okazało się, że zachorowałam. Nowotwór złośliwy piersi z przerzutami - usłyszałam kilka tygodni temu... Na początku nie wierzyłam, że los jest taki bezlitosny i że zesłał na naszą rodzinę kolejny dramat... Zaczęła się rozpaczliwa walka o życie. Natychmiast rozpoczęłam chemioterapię. Przebyłam jednak tylko 8 sesji z proponowanych 16. Moja wątroba już nie wytrzymywała. Powikłania wymusiły ostatecznie przerwanie leczenia. Dzisiaj stan mojego zdrowia jest bardzo zły... Przeszłam już zabieg mastektomii, wycięcia węzłów chłonnych, usunięcia jajników, jajowodów oraz polipów. Z powodu komplikacji po zabiegu usunięcia piersi okazało się, że będzie wymagana jeszcze jedna operacja. Dodatkowo przechodzę jeszcze hormonoterapię. Muszę brać leki, utrzymywać ścisłą dietę, po chemii wystąpiła neuropatia. Sen z powiek spędzają mi koszty dojazdów do szpitala, trzeba było też wyremontować spalony dom, warunki dla osoby po chemii muszą być sterylne...      Niestety, w 2021 roku pojawiły się przerzuty do kości w kilku miejscach. Największa zmiana ma 4 centymetry i znajduje się na mostku. Rak zjada mi żebra, miednicę... Przyjmuję leki oraz zastrzyki, jednym z nich jest nierefundowany zastrzyk, za który muszę zapłacić 900 złotych co miesiąc. Do tego dochodzi koszt leczenia powikłań, dieta, niezbędne suplementy.  Utrzymuje się tylko z renty. Moje leczenie będzie trwało do końca życia - zostało mi tylko leczenie paliatywne, to IV, najbardziej zaawansowane i najgorsze stadium raka.  Te wszystkie nieszczęścia i przeciwności losu oraz choroba, która z każdym dniem coraz bardziej niszczy mój organizm, sprawiły, że bez wsparcia nie jestem w stanie sobie poradzić. Nie wiem, co powiedzieć moim kochanym dzieciom! Koszty leczenia przerastają moje możliwości finansowe. To, że nie mogę spełnić podstawowych potrzeb mojej rodziny, wywołuje we mnie rozpacz nie do opisania!  Marzę o tym, aby wyzdrowieć, aby pracować, abyśmy mogli gdzie mieszkać i co jeść. Marzę o tym, aby być z moimi dziećmi, aby żyć... Rzeczy tak zwykłe, dla mnie tak trudne do osiągnięcia. Z całego serca proszę o pomoc!

25 358,00 zł ( 52,96% )
Brakuje: 22 515,00 zł
Michalina Syrocka
Michalina Syrocka , 9 lat

Nim zabraknie nadziei...

Wciąż marzymy o dniu, kiedy nasza córeczka będzie sprawniejszym dzieckiem. W odważnej wyobraźni potrafimy nawet zobaczyć, jak stawia swój pierwszy samodzielny krok... Trudne to do wytłumaczenia prawda? Mały samodzielny krok, taki prosty, zwyczajny. Dokładnie taki sam, jaki zrobiłeś dzisiaj, wstając z łóżka, lub po prostu idąc po kawę... Tak bardzo boli świadomość, że ten krok u naszego dziecka może się nigdy nie zdarzyć. Michasia urodziła się w 34. tygodniu ciąży. Tak wczesny poród nie zwiastował nic dobrego... Wcześniaki już na starcie życia mają bardzo mocno pod górkę. Zaburzenia oddychania, niewydolność oddechowa, niedokrwistość, niedomykalność zastawki aortalnej... Jedna zła informacja goniła kolejną, jeszcze gorszą... Michasia ma dziecięce porażenie mózgowe. Chorobę, schorzenie, które otrzymuje się od losu w prezencie na resztę życia. Nie można od niego uciec, ani z niej jakkolwiek wyzdrowieć. Dla naszej córeczki nawet najprostsze czynności są niemożliwe do wykonania - utrzymanie główki, samodzielne siedzenie, chwytanie zabawek.   Terapia komórkami macierzystymi to być może jedyna szansa na to, żeby choć w małym stopniu naprawić zniszczenia w mózgu, które dokonały się 5 lat temu. Szansa, byśmy mogli usłyszeć pierwsze słowo córeczki, może przyczynić się do obniżenia napięcia mięśniowego. Takie małe, proste sprawy - dla nas niesamowicie istotne. Niestety, już teraz wiemy, że koszt takiej terapii będzie bardzo wysoki. Dlatego uruchomiliśmy tę zbiórkę, opowiadamy Ci swoją trudną historię i prosimy... Prosimy, pomóż nam zawalczyć o lepsze życie Michasi! Rodzice

12 326 zł
Krzysztof Stępowski
Krzysztof Stępowski , 66 lat

Panu Krzysztofowi amputowano obie nogi❗️Potrzebna pomoc, by dobre życie mogło trwać!

Trzy lata temu utraciłem obie nogi. Zabrała mi je podstępna choroba - miażdżyca. Udało mi się ocalić życie, ale straciłem sprawność... Zostałem więźniem we własnym domu. Potrzebuję Twojej pomocy... Wiem, że już nigdy nie uda mi się poczuć ziemi pod nogami, wiem, że amputacja jest nieodwracalna, ale to nie znaczy, że zamknę się w czterech ścianach, czekając na to co nieuchronne... Przez 15 lat wykonywałem pracę, która kochałem. Byłem traktorzystą i kombajnistą. Tęsknię za warkotem maszyny, za widokiem przestworzy, rozpościerającym się przed oczami, za poczuciem wolności... Choroba, a później amputacja oznaczała dla mnie wyrok. Odebrała mi możliwość wykonywania swojej pracy, która dawała mi nie tylko możliwość utrzymania się, ale i wiele radości. Nie ukrywam, że często były momenty, w których odechciewało mi się żyć. Utrata nóg spowodowała, że po prostu się załamałem. Brakowało mi nadziei, że los jeszcze się do mnie uśmiechnie. Dobijało mnie, że już na zawsze będę niepełnosprawny, zdany na łaskę innych. Na szczęście miałem wokół siebie bliskich, to było dla mnie zbawienne. Dzięki mojej cudownej żonie nie zapomniałem o swojej pasji, wędkarstwie, które sprawia, że widzę sens w tak trudnej codzienności.  Nie tracę nadziei, że czeka mnie szczęśliwe życie, mimo że nie zawsze jest łatwo. Całymi dniami siedzę w domu. Tak bardzo chciałbym chociaż wyjść na balkon... Zobaczyć, co dzieje się na osiedlu, porozmawiać z sąsiadami. Niestety drzwi balkonowe są zbyt wąskie, by zmieścił się w nich wózek inwalidzki. Trzeba je wymienić, abym znów mógł korzystać z balkonu. To byłoby dla mnie jedyne okno na świat... Tak tęsknię za rozmowami, za powiewem świeżego powietrza. Wysoki próg sprawia, że nawet w słoneczne dni, jedyne, co mi pozostaje, to obserwować świat w progu balkonu... Bardzo mnie to smuci. Moim marzeniem jest też nowy elektryczny wózek inwalidzki, dzięki któremu spełniłbym swoje marzenie o samodzielności... Mógłbym znów pojechać do lekarza, na zakupy. Bardzo chciałbym wierzyć, że jeszcze wiele szczęśliwego życia przede mną. Do każdego, kto mi pomoże w tej trudnej sytuacji, kieruję ogromny uśmiech i wdzięczność... Krzysztof

9 282,00 zł ( 45,14% )
Brakuje: 11 279,00 zł
Dorota Szozda
Dorota Szozda , 58 lat

W drodze do lepszego jutra!

Uwielbiam podróże, spacery, sport. Do niedawna byłam bardzo aktywną osobą, która nie mogła usiedzieć w miejscu. Uwielbiałam zwiedzać nowe miasta, poznawać obce kultury, smakować regionalnych potraw. Jednak moje poukładane życie w jednej chwili runęło jak domek z kart. Nie mogłam niczego się spodziewać, przewidzieć, niczemu zapobiec. Wszystko przez udar, który przeszłam w czerwcu 2020 roku.  Pracowałam jako farmaceutka. Praca ta, sprawiała mi wiele radości. Codziennie pomagałam wielu osobom, często tym, którzy przechodzili ciężkie chwile. Wiedziałam, że to, co robię, ma sens i nawet krótka rozmowa może przynieść otuchę. Teraz znalazłam się po drugiej stronie i sama potrzebuję wsparcia. Tego dnia nie czułam się najlepiej. Ból głowy zrzuciłam na karb przemęczenia i pogody. Przy moim nadciśnieniu takie napady bólu nie raz już mi się zdarzały. Jednak gdy ból nie ustępował, a do tego doszedł niedowład lewej ręki i trudności z mówieniem, od razu pojechałam do szpitala. Wiedziałam, co się wydarzyło, ale bałam się to powiedzieć na głos. Myślałam, że to zaraz minie, że jeszcze dzisiaj wrócę do domu. Ze szpitala wyszłam dopiero po 3 tygodniach. Lekarze zdiagnozowali zawał mózgu spowodowany przez zator tętnic mózgowych. Od udaru minęło ponad pół roku, a ja nadal nie doszłam do siebie. Niedowład lewej ręki uniemożliwia mi wykonywanie podstawowych czynności - zrobienie sobie kanapki, zapięcie guzików, przejście kilku kroków to dla mnie ogromny wysiłek. Ostatnia rehabilitacja, na jaką mogłam sobie pozwolić była w sierpniu. Od tego czasu widzę, że z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej. Boję się, że wkrótce stanę się całkowicie zależna od mojej córki. Kiedyś cały świat stał przede mną otworem. Teraz mogę jedynie podróżować palcem po mapie. Moją pasją stało się oglądanie programów podróżniczych i czytanie książek, które pozwolą poznać kraje, których nie zdążyłam zobaczyć. Ze względu na moje zdrowie musiałam zmienić priorytety. Teraz, najbardziej marzę o powrocie do pełnej sprawności.  Tak wiele problemów i jedno rozwiązanie. Intensywna, żmudna rehabilitacja, która może zapewnić mi powrót do pełnej sprawności. Tylko codzienna praca może dać wymarzone efekty. Bardzo potrzebuje wsparcia, ponieważ rehabilitacja generuje ogromne koszty. Chciałabym obudzić się z tego koszmaru. Chciałabym zapomnieć o wszystkim, co przyniosły ostatnie miesiące. Chciałabym znów móc cieszyć się życiem, uśmiechać do lustra… Liczę, że z Twoją pomocą, moje życie znów będzie takie jak przed udarem. Dorota

4 381,00 zł ( 13,72% )
Brakuje: 27 534,00 zł
Małgorzata Lewandowska
Małgorzata Lewandowska

Rak trzustki mnie zabija! Nie umiem już ukrywać przed dziećmi, jak cierpię

Rak trzustki. Te słowa usłyszałam od lekarza, kiedy w końcu udałam się na badania, bo ból nie chciał minąć. Nigdy nie zapomnę tego, co wtedy poczułam. Taka diagnoza to z reguły wyrok śmierci, a na mnie w domu czekała dziesiątka dzieci. Miałam chwile, że walczyłam o życie z całych sił. Były też takie, że musiałam przerwać leczenie, bo było za drogie, a moje dzieci chodziły wtedy głodne. Wówczas na mojej drodze stanęły anioły. Dosłownie, bo nigdy bym się nie spodziewała, że pomocną dłoń wyciągną do mnie obce osoby. To dzięki nim zaczęłam wychodzić z choroby.  W moim wieku człowiek to pełnia sił i dojrzałości, a ja na przekór wszystkiemu walczę, aby w ogóle pozostać na tym świecie, bo mam dla kogo… Jestem mamą dziesięciorga dzieci. Środki, które udało się zebrać, miały starczyć na leczenie przez dwa lata. Starczyły na niecały rok - nie przewidzieliśmy, że choroba uderzy jeszcze mocniej. Tygodniowo na leki idzie 500-1000 zł, to ogromne koszty. Do końca liczyłam na to, że uda się uratować stopę przed amputacją. Niestety, wdała się martwica i krążenie jest bardzo słabe – jeszcze lekarze próbują cokolwiek zdziałać lekami, żeby nie trzeba było ucinać stopy. Szanse są niewielkie, ale są – jeśli leki nie zadziałają, nie będzie już innego wyjścia, tylko amputacja :( Ostatnio zdiagnozowano również neuropatię cukrzycową, przez którą jeszcze bardziej cierpię – uszkodzenia nerwów powodują straszny ból w zdrowej nodze i rękach. Coraz ciężej jest jej ukrywać przed dziećmi, jak cierpię, zwłaszcza w nocy, gdy nie potrafię powstrzymać krzyku. Dzieci podchodzą na zmianę do łóżka pytają jak, mogą mi pomóc i siedzą czasem do rana, aż ból zelżeje, a po takiej nocy muszą iść do szkoły. Pojawiła się szansa na uśmierzenie bólu - wszczepienie komórek macierzystych. Jeśli zakwalifikuj się do zabiegu pokazowego dla studentów medycyny, mam szansę na bezpłatną terapię komórkami. Z rakiem walczę już ponad 5 lat, ale nie mam zamiaru się poddać. Najgorszy jest ból, który czasami sprawia, że nie mam sił wstać z łóżka. Muszę przyjmować bardzo silne leki przeciwbólowe, które są nierefundowane. Ich miesięczny koszt to przeszło 2 tysiące złotych. Do tego mam ogromne rany na nogach z powodu cukrzycy. Niedawno zaczęły się goić dzięki opatrunkom z wyciągiem z lnu. To dodatkowe środki, a mnie po prostu na to nie stać. Wierzę, że znowu będę mogła liczyć na anioły. Jestem bardzo wdzięczna ludziom o wielkich sercach za pomoc z ostatniej zbiórki, bo to dzięki nim żyję godnie, wykupuję wszystkie leki odżywki, dzięki którym przytyłam prawie 6 kg. - pisze Pani Małgosia. - Tylko Bóg jeden wie, co czuję. Dziękuję mu za to, że pomimo wszystko kocha mnie, stawiając na mojej drodze ludzi o wielkich sercach, którym nigdy nie zdołam się odwdzięczyć. To dzięki Wam mam siłę do wali i będę walczyć do końca, do ostatniego oddechu, bo jestem Wam to winna, bo Wy, pomagając, uwierzyliście, że będzie lepiej, a dzięki Wam i ja uwierzyłam i nie poddam się! Daliście mi nie tylko wsparcie finansowe, ale przede wszystkim pokazaliście mi potęgę wiary w to, że człowiek nie jest sam ze swoim cierpieniem i ze swoimi problemami. Daliście mi godność, miłość, ulżyliście w cierpieniu, przywróciliście radość mojej rodzinie i nauczyliście, że wiara to coś, bez czego człowiek jest bardzo słaby... Ufam do końca, że będzie dobrze.          

9 887,00 zł ( 32,04% )
Brakuje: 20 965,00 zł
Jaś Turczyn
Jaś Turczyn , 9 lat

Stan Jasia gwałtownie się pogorszył❗️Zagrożenie życia, konieczna pilna operacja!

Stan zdrowia Jasia dramatycznie się pogorszył! Dotychczas prosiliśmy o pomoc, by zapewnić mu godne życie bez bólu. Teraz błagamy o ratunek, bo życie Jasia jest zagrożone! Czekamy na kosztorys operacji w Paley Institute, jednak już teraz prosimy Was o pomoc! Mamy tylko pół roku na przeprowadzenie operacji - tak ocenili lekarze. Jednak czas jest na wagę życia… Historia Jasia właściwie od pierwszych chwil jego istnienia jest tragiczna. Mój synek miał brata bliźniaka, który zmarł jeszcze w moim brzuchu… Przez miesiąc nosiłam pod sercem martwe dziecko, a Jasiowi wtedy dzień za dniem umierał mózg… Nie wiedziałam o tym, bo do ostatniej chwili słyszałam, że wszystko z dziećmi jest dobrze. Dziś Antoś nie żyje, a Jaś jest w coraz gorszym stanie! Nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym stracić drugiego synka… Jesteśmy zrozpaczeni i błagamy o pomoc! Jaś ma zdiagnozowane mózgowe czterokończynowe porażenie. Teraz jego stan diametralnie uległ pogorszeniu! Zwiększyła się ilość ataków padaczkowych. Każdy atak może doprowadzić do zatrzymania akcji serca! Synek gorzej widzi i co najgorsze biodra uległy podwichnięciu, są na granicy zwichnięcia, a to wiąże się z kosztowną operacją w kwocie ok 400 000 zł wraz z rehabilitacją... Czekamy na przesłanie kosztorysu przez Instytut Paleya.  Jeśli nie wykonamy operacji w ciągu pół roku, będzie postępowała deformacja kręgosłupa powodująca ucisk na narządy wewnętrzne, które mogą odmówić posłuszeństwa, a to może doprowadzić do śmierci dziecka... Życie Jasia jest zagrożone!  Sprawa karna toczy się już 4 lata, a nie zostały postawione jeszcze zarzuty wobec osób, przez które jedno z moich dzieci nie żyje, a drugie jest ciężko chore... Nie wiemy, ile to jeszcze potrwa, czy kiedykolwiek wywalczymy odszkodowanie. Nie mamy żadnej pomocy, a potrzebne jest jak najszybsze ukaranie winnych oraz zdobycie środków na leczenie naszego synka!  Jesteśmy bezsilni… Błagamy o pomoc... Teraz walczymy już nie tylko o zdrowie i sprawność, ale też o życie Jasia... Sami nie damy rady. Kochamy synka najbardziej na świecie i nie wyobrażamy sobie życia bez niego. Prosimy, pomóż Jasiowi, który wycierpiał już zbyt wiele... Zrozpaczeni rodzice Media o sprawie Jasia: tvn24.pl - Antoś zmarł w łonie matki, Jaś nigdy nie będzie samodzielny. Lekarki po sześciu latach usłyszały zarzuty

75 500,00 zł ( 22,77% )
Brakuje: 255 990,00 zł
Wioleta Niewiadomska
Wioleta Niewiadomska , 34 lata

Onkologiczny koszmar, z którego nie można się obudzić... Daj nadzieję Wioli!

Wiola właśnie skończyła 30 lat. Dopiero 30 lat… To nie czas na taką diagnozę, to nie czas na taką walkę! Ale czy kiedykolwiek jest dobra pora, by usłyszeć, że masz śmiertelną chorobę w tak zaawansowanym stadium? Że zaczynasz walkę o życie i nie wiadomo, czy wygrasz? Bardzo prosimy o pomoc dla Wioli. Przed nią niewyobrażalnie ciężka droga przez mękę onkologii… Twoje wsparcie da nadzieję! Wszystko zaczęło się od „zwykłego” bólu nogi. Bólu, który nie chciał minąć. Wioleta zaniepokojona szukała pomocy wszędzie, gdzie się da. Niekończące się serie badań, nietrafione diagnozy, leczenie, którego celu nikt do końca nie znał... Wszystko to wzbudzało niepewność, przerażającą niepewność. A ból nie mijał. Po wielu tygodniach Wiola poznała przyczynę bólu. Najgorszą z możliwych. Wtedy prysła nadzieja, że to może nic poważnego, że przejdzie… Usłyszeliśmy wyrok, bo taka diagnoza wyrokiem niewątpliwie jest. Mięsak, nowotwór tkanek miękkich zaatakował nogę Wioli. Sytuacja była na tyle skomplikowana, że lekarze we Wrocławiu nie zdecydowali się podjąć leczenia.  Dalsze badania, już w Warszawie, przyniosły kolejną porcję koszmarnych wiadomości. Nowotwór rozpoznano zbyt późno, kiedy zdążył już wyrządzić w organizmie spustoszenie. Zmiany w nodze są duże, że nie da się już jej uratować. Na domiar złego pojawiły się przerzuty w płucach… Czy po takich informacjach można się podnieść? Skąd brać siłę, gdy kolejne diagnozy ranią jak sztylety wbijane prosto w serce? Walka się rozpoczęła. Na śmierć i życie... Wiola jest już po dwóch seriach chemioterapii, czeka ją operacja, a później kolejne serie chemii i ból, niemal niemożliwy do przeżycia. Potrzeby stale rosną, ale wiemy, że nie możemy złożyć broni. Na szali leży życie naszej Wioli! Bardzo prosimy, stań z nami do bitwy o życie - tej decydującej, z najgroźniejszym wrogiem, który jest w środku. Musimy go pokonać, musimy ocalić życie wioli! Pomóż nam, prosimy! Przyjaciele Wioli ➡️ Wioletka dream team - Licytacje

151 039,00 zł ( 87,53% )
Brakuje: 21 514,00 zł