Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Felicjan Mórawski
Felicjan Mórawski , 8 lat

Ciągły pożar w głowie niszczy dzieciństwo Felka! Pomóż!

To tak bardzo boli. Boli świadomość, że nie jesteśmy w stanie sami pomóc naszemu dziecku. Nasz pięcioletni synek Felek cierpi z powodu autoimmunologiczne zapalenia mózgu. Oznacza to, że jego własny układ obronny atakuje tkankę mózgową, myląc ją z infekcją. Prowadzi to do chronicznego zapalenia mózgu, a w dłuższej perspektywie do jego nieodwracalnego uszkodzenia. Choć urodził się i rozwijał normalnie, nigdy nie było mu dane nauczyć się mówić, czy bawić z rówieśnikami. Ciągły pożar w jego głowie nie pozwala mu normalnie funkcjonować. Tak bardzo byśmy chcieli, żeby to się zmieniło i żeby mógł na własnej skórze doświadczyć, czym jest zwyczajne dzieciństwo. Tylko tyle i aż tyle... Felek jak najszybciej powinien zacząć terapię immunoglobulinami. Nie mamy możliwości, by dostać się na refundowane leczenie. Duża ilość pacjentów i mała dostępność środków utrudnia dostęp, a odwlekanie leczenia w czasie tylko pogarsza stan synka. Nie wolno nam już dłużej czekać... Prywatne wlewy z immunoglobulinami są możliwe, jednak ich koszt jest ogromny. Jedno podanie to koszt 25 tysięcy złotych! Czujemy się bezsilni, a tak bardzo pragniemy pomóc naszemu dziecku. Prosimy, nie pozwól, by choroba zawładnęła jego życiem! Julia i Łukasz, rodzice Felka

21 880,00 zł ( 13,71% )
Brakuje: 137 695,00 zł
Oluś Mikołajczyk
11 dni do końca
Oluś Mikołajczyk , 3 latka

❗️Jeśli zatrzyma się jego serduszko, zatrzyma się nasz cały świat! Ratujemy Olusia!

Oluś jest w niebezpieczeństwie! Bez przeszczepu serca nasz mały synek może nie przeżyć... Lekarze mówili, że Oluś urodzi się zdrowy. W najgorszych snach nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że coś pójdzie nie tak. Cała ciąża przebiegała książkowo, nic nie wskazywało na to, że nasze dziecko chwilę po narodzinach zacznie toczyć największą walkę – o życie! Teraz, trzymając jego zdjęcie w dłoni, proszę o pomoc w tej nierównej walce…  Po porodzie, który trwał prawie 19 godzin i zakończył się cięciem cesarskim, synek otrzymał 10 punktów, a my byliśmy najszczęśliwsi! Trzymaliśmy jego małe rączki, głaskaliśmy główkę, czuliśmy ogromną radość, która mogłaby trwać wiecznie. Niestety była nam dana tylko jedna doba, by ją zapamiętać...  Martwił mnie jego ciężki oddech, jednak nikt inny nie zauważył niczego niepokojącego. Dopiero lekarz, który badał go dzień po narodzinach, od razu wiedział, że nad Olkiem czyha niebezpieczeństwo. Jego kolor skóry mówił wszystko. Usłyszeliśmy, że podejrzewają u Olusia ciężką wadę serduszka. Lekarze zdecydowali o szybkim przetransportowaniu go do innego szpitala, gdzie spędził kilka godzin, a później do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. To wszystko działo się tak szybko, a nasz świat z minuty na minutę walił się bardziej.  Po wszystkich badaniach okazało się, że synek ma zespół hipoplazji lewego serduszka  – HLHS, która jest ciężką i zarazem rzadką wadą. Już w 7 dobie życia odbyła się pierwsza operacja ratująca życie naszego Olusia, a to był dopiero początek… W czasie operacji doszło do komplikacji. Synek stracił parametry życiowe. Niekończące się chwile grozy. Na szczęście udało się przywrócić oddech i Olek jest cały czas z nami.  Najcięższa jest rozłąka. Dzieli nas ponad 300 km, które pokonujemy kiedy tylko możemy. Dopiero niedawno – po 2 miesiącach pierwszy raz można było wziąć go w swoje ramiona, poczuć zapach, miękką skórę, spojrzeć głęboko w oczy, mówiąc, jak bardzo go kochamy i jak bardzo się o niego boimy…  Modliliśmy się i modlimy się nadal, aby tylko wszystko się udało. Oluś to nasz bohater. Walczy każdego dnia. W tym momencie jego stan jest stabilny, jednak cały czas przebywa na oddziale intensywnej terapii kardiochirurgii, podłączony do respiratora. Trwają diagnozy, specjaliści podejrzewają, że z płucami Olka też może być coś nie tak.  Ciężko pogodzić się z myślą, że jego serduszko nie ma siły bić. Przed nami jeszcze wiele wyjazdów, chcemy spędzić jak najwięcej czasu przy naszym synku, dlatego potrzebujemy w tym waszej pomocy. Aleksander walczy, my walczymy razem z Nim!  Marta i Mateusz , rodzice 

166 612 zł
Maria Kaźmierczuk
Maria Kaźmierczuk , 72 lata

Uratować mamę – to moje największe zadanie! Proszę, pomóż!

Choć jestem dorosła – przy mamie zawsze czuję się bezpiecznie. To ona bez słowa potrafi poznać mój humor, wysłuchać i zawsze kieruje się moim dobrem. To o nią tak bardzo się boję, boję się choroby, która chce mi ją zabrać. W styczniu 2016 roku u mamy zdiagnozowano nowotwór złośliwy jajnika. Trochę skarżyła się na ból brzucha, lecz gdy trafiła do lekarza było już za późno. Pamiętam dzień operacji, który jednoczenie powodował lęk, ale i nadzieję. Potem było leczenie chemioterapią i radioterapią – tak bardzo obciążające dla organizmu.  Wszyscy myśleliśmy, że to koniec zagrożenia, że rak odpuścił. Niestety, w 2017 roku badania kontrolne potwierdziły nawrót. Wrócił strach, szpitale i nadzieja, że tym razem się uda. Mama bardzo dzielnie znosiła wszystkie skutki leczenia. Wiem, że cierpiała, ale ona ze spokojem przyjmowała wszystko według zaleceń lekarzy.  W 2019 roku mama przyjęła ostatnią chemioterapię, która nie przyniosła zamierzonych efektów. Nowotwór atakuje inne narządy, ale to nie jest powód, by się poddawać! Choć refundowane leczenie już nie działa, są inne sposoby, które mogą ocalić jej życie. Widzę, że mama tak bardzo chce żyć, być przy moim tacie, z wnukami… Skoro ona się nie poddaje, ja tym bardziej nie mogę! Lekarz prowadzący zaproponował mamie nierefundowany lek. Na początek potrzebne będą trzy podania. Bardzo wierzę w to, że lek zadziała, a terapia będzie kontynuowana. Dziś proszę Cię tylko o jedno, pomóż mi ratować życie mojej mamy - najważniejszej kobiety w moim życiu.  Nieważne ile mamy lat – zawsze jesteśmy dziećmi swoich rodziców. Koleje życia są wszystkim znane, lecz zrobię wszystko, by mama mogła cieszyć się życiem a my jej obecnością jak najdłużej. Jeśli jest nadzieja – trzeba o nią walczyć! Ania, córka Marii

24 818,00 zł ( 68,38% )
Brakuje: 11 471,00 zł
Dorota Jaroni
Dorota Jaroni , 59 lat

Po udarze walczę o samą siebie. Proszę, pomóż mi!

Gdyby pomoc przyszła wcześniej, być może nigdy bym nie musiała zwracać się o wsparcie w takiej formie. Bardzo wysokie ciśnienie, słabość lewej ręki, opadnięcie kącików ust… Od razu udałam się po pomoc, lecz objawy zostały błędnie rozpoznane. Skutki udaru niedokrwiennego uczyniły ze mnie osobę kompletnie bezradną wobec życia. Właściwy ratunek nadszedł dopiero po trzech dniach. Cały ten czas czekałam na darmo –  w oszołomieniu i strachu o własne życie, nie wiedząc dokładnie co się ze mną dzieje. Choć od tego wydarzenia minęło już kilka lat, ja wciąż każdego dnia zmagam się z niesprawnością i przede wszystkim tępym, permanentnym bólem niewładnych mięśni.  Cała lewa strona mojego ciała jest w opłakanym stanie. Nie mogę ukroić sobie pomidora, przygotować obiadu, ponieważ lewa ręka jest zupełnie bezużyteczna. Nie mogę nią nic chwycić, nic złapać – zupełnie jak ręka od manekina. Bardzo boję się sama chodzić. Muszę mieć wsparcie w drugiej osobie, bym nie straciła stabilności w kroku. Rehabilitacja, którą przeszłam po udarze uratowała mnie do wózka – dosłownie postawiła mnie na nogi. To jednak za mało, bym mogła mówić o jakiejkolwiek zdolności do samodzielnego życia. Wysiłek jaki muszę pokonać, by przejść parę kroków, jest nie do opisania. Do tego ten straszny ból, który nie odpuszcza. Żadne leki nie pomagają – już sama nie wiem co robić, by mieć, chociaż chwilę odpoczynku od tego ciągłego cierpienia. Dla niektórych wytchnieniem jest sen… Paraliż uniemożliwia mi swobodne ułożenie się w łóżku. Jeśli uda mi się zasnąć, często wybudza mnie przeszywające rwanie lewej ręki. Jestem wyczerpana i wiem, że potrzebuję profesjonalnej pomocy. Bardzo bym chciała pojechać na turnus rehabilitacyjny oraz mieć możliwość regularnej rehabilitacji w domu po powrocie. Potrzebuję konkretnego wsparcia i pokierowania, co robić i jak żyć, by skutki udaru przestały być tak uciążliwe. Dzisiejsze metody w medycynie i fizjoterapii są w stanie zmniejszyć ból, usprawnić ciało, które jest słabe i bezwładne. To, co mnie powstrzymuje to przede wszystkim cennik ośrodków rehabilitacyjnych. Po udarze nie było możliwości, bym wróciła do pracy. Opłacenie prywatnej rehabilitacji jest poza moim zasięgiem, dlatego właśnie zwracam się z ogromną prośbą o wsparcie finansowe, o przerwanie tego cierpienia. Proszę, pomóż mi ratować to, o co warto walczyć do samego końca - o zdrowie.  To moja własna walka i mam coraz mniej sił, by stawiać jej czoła. Jeśli teraz się zatrzymam, na zawsze pozostanę zależna od innych, pozostawiona w czterech ścianach mieszkania. Nikomu nie życzę takiego losu i wierzę, że mój wkrótce też się odmieni. Dorota

8 470 zł
Karolina Zdrenka
Karolina Zdrenka , 46 lat

Tragiczny wypadek chwilę po porodzie... Pomóż Karolinie!

Ciąża to dla wielu kobiet piękny czas oczekiwania na potomka. Przyszłe mamy zastanawiają się, jak będzie wyglądało ich dziecko, jaki będzie miało charakter, kim będzie, gdy dorośnie. Towarzyszy im uczucie ekscytacji i radości. Czy wszystkie kobiety mają tak samo? Niestety nie... U niektórych kobiet już w trakcie ciąży lub zaraz po proodzie nastrój ulega drastycznemu obniżeniu – tak było również w moim przypadku. Ciąża spowodowała zmianę poziomu hormonów, a w następstwie wywołała zaburzenia funkcjonowania... Doszło do wypadku, z którego skutkami zmagam się do dziś.  W 2008 roku zaszłam w ciążę i właśnie wtedy wszystko się zaczęło. Kiedy dowiedziałam się, że będę mieć dziecko, moje serce zabiło mocniej. Na początku czułam radość, a już chwilę później zaczął pojawiać się paraliżujący lęk! Bałam się zmian, które wraz z ciążą miały nastąpić. Zastanawiałam się, czy dam radę.  Im bliżej porodu, tym obaw przybywało... Kiedy mój syn przyszedł na świat, miłość mieszała się z przerażeniem. Hormony szalały, a ja nie potrafiłam nad nimi zapanować. Zdiagnozowano u mnie depresję poporodową. Tydzień po porodzie doszło do wypadku, z którego nic nie pamiętam… Wypadłam przez okno z piątego piętra. Cudem przeżyłam. Lekarze wprowadzili mnie w stan śpiączki farmakologicznej, w którym trwałam 3,5 miesiąca.  W wypadku moje ciało bardzo ucierpiało... Odniosłam wiele obrażeń, a lekarze naliczyli aż 50 złamań twarzy! Dodatkowo miałam połamane nogi, żebra, a także uraz mózgowo-czaszkowy. Na szczęście mój kręgosłup nie był naruszony. Byłam mocno poobijana, a doskwierający ból nie dawał o sobie zapomnieć... Zaraz po wybudzeniu zaczęła się moja walka o zdrowie. Przeszłam wiele operacji i zabiegów. Lekarze zdecydowali się na wszczepienie endoprotezy prawego stawu kolanowego, abym mogła odzyskać sprawność. Mój stan wymagał długiego leczenia i intensywnej rehabilitacji. Wiedziałam, że nie mogłam się poddać. Miałam w sobie wielkie pokłady miłości do mojego syna, które motywowały mnie do walki.  Czas rekonwalescencji trwał 4 lata. I kiedy wydawało się, że wszystko zaczyna się układać, w prawym kolanie pojawiło się infekcja. Zakażenie było na tyle groźne, że lekarze bezzwłocznie podjęli decyzję o amputacji nogi. Byłam przerażona, ale wiedziałam, że to jedyny sposób, aby przeżyć.  Po operacji długo próbowałam chodzić i poruszać się przy użyciu kul ortopedycznych, jednak bezskutecznie. Każda próba przynosiła mi wiele bólu i cierpienia. Mimo iż bardzo chciałam uchronić się przed wózkiem inwalidzkim – nie udało się.  Obecnie jakość mojego życia znacząco spadła. Brak sprawności nie pozwala mi w pełni wykonywać wszystkich rodzicielskich obowiązków. Bardzo chciałabym wrócić do dawnego życia – aktywnie spędzać czas z synem, podróżować i spełniać swoje marzenia.  Jedyną szansą na mój powrót do sprawności jest dostosowana do moich potrzeb proteza nogi. Niestety jej koszt znacząco przewyższa nasz domowy budżet.  Przede mną długa droga po odzyskanie sprawności. Czasu już nie cofnę i jedyne, co mogę teraz zrobić, to walczyć. By móc wrócić do dawnego życia potrzebuję protezy nogi, która niestety kosztuje bardzo dużo pieniędzy...  Nie pozostaje mi nic innego, jak prosić ludzi dobrego serca o pomoc!  Karolina 

2 121,00 zł ( 3,73% )
Brakuje: 54 603,00 zł
Krystian Dacyk
Krystian Dacyk , 47 lat

Odzyskać sprawność i stanąć na nogi! Pomagamy Krystianowi!

Nieszczęśliwy wypadek, zrządzenie losu… Całe życie Krystiana zmieniło się na początku czerwca, kiedy spadł z wysokości. Szybka interwencja uratowała mu życie, jednak mimo natychmiastowej pomocy lekarskiej musiał przejść 2 operacje. Jego kręgosłup był połamany. Uszkodzony został również rdzeń kręgowy. W jednej chwili został wydany na niego wyrok, a całe życie zmieniło się nie do poznania.  Nie traciliśmy czasu, nie odwracaliśmy się za siebie – działaliśmy. Krystian niedawno trafił już na oddział rehabilitacji. Dba o niego szereg wyspecjalizowanych osób, jednak wiemy, że po wyjściu ze szpitala konieczna będzie jeszcze długotrwała, profesjonalna rehabilitacja, taka, aby mógł funkcjonować w jak największym stopniu samodzielnie.  Krystian nie czuje nic od pasa w dół. Nie poddaje się, bo wie, że ma dla kogo żyć, ma dla kogo walczyć. Czeka na niego dwóch synów, których chciałby jeszcze nauczyć wielu rzeczy oraz sprawnie i w pełni towarzyszyć w ich rozwoju, przekazać wzorce, być wsparciem na każdym kroku.  Jest szansa, by postawić go na nogi. Intensywna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku jest tym, czego teraz Krystian potrzebuje najbardziej. Niestety koszt miesięcznej rehabilitacji to około 20 tysięcy złotych, a żeby przyniosła ona rezultaty, potrzebne jest wiele miesięcy ciężkiej pracy.  Krystian jest bardzo dzielny, wytrwały i zdeterminowany. Walczy cierpliwie o swoją sprawność każdego dnia. Żeby to wszystko osiągnąć, walczyć i iść dalej, sama siła i determinacja nie wystarczy, potrzebna jest Wasza pomoc finansowa. Tylko dzięki niej Krystian będzie mógł korzystać z profesjonalnej pomocy i wrócić do domu. Bardzo prosimy o wsparcie! Będziemy wdzięczni z całego serca za każdą wpłatę. Rodzina Krystiana

41 921,00 zł ( 71,64% )
Brakuje: 16 590,00 zł
Lilly Krakowska
Lilly Krakowska , 3 latka

By odwrócić los... Pomagamy małej Lilly!

Jak wszyscy kochający rodzice, tak i my chcemy zrobić, co tylko się da, by nasza córeczka mogła cieszyć się sprawnym dzieciństwem. Lilly przyszła na świat z wadą pod postacią stóp końsko-szpotawych. Niemal od samego początku nosi ortezy, a także ma gipsowane nóżki, by w przyszłości mogła postawić pierwsze samodzielne kroki. Leczymy się na tę chwilę w Warszawie. Lilly od 5 miesięcy chodzi, ale bardzo ciężko jej zaakceptować szynę. Musi mieć ją minimum 12 godzin na dobę, plus na wszystkie drzemki. W lipcu dowiemy się, czy do tej pory nic się nie pogorszyło i możemy działać dalej. Koszty związane z jej leczeniem są naprawdę duże. Już teraz nie jest łatwo pogodzić się z tym, że by nasza córeczka była sprawnym dzieckiem, musimy prosić o wsparcie. Sami bowiem nie jesteśmy w stanie jej pomóc. Każda przekazana złotówka przybliży nas do sprawności Lilly! Aleksandra i Mateusz, rodzice

4 580 zł
Kubuś Fijałkowski
Kubuś Fijałkowski , 6 lat

By samodzielna przyszłość nie pozostała tylko marzeniem...

Nie zliczę, ile nocy nie przespałam, zastanawiając się, co będzie dalej... Jak pomóc mojemu synkowi. Zrobię dla niego wszystko, jednak moje wszystko, to za mało. Stanęliśmy oko w oko z groźnym przeciwnikiem i musimy go pokonać!  Pół roku temu usłyszałam, że mój synek ma autyzm. Chociaż diagnoza nie była dla mnie zaskoczeniem, bo widziałam, że Kubuś nie rozwija się jak jego rówieśnicy, to mimo wszystko była ciosem. Wiedziałam, że jak najszybciej musimy rozpocząć walkę, której stawką jest sprawna przyszłość mojego synka. Nie jest to jednak nasza pierwsza bitwa. Kiedy Kubuś nie miał jeszcze miesiąca, trafił do szpitala z ciężkim zapaleniem płuc. Lekarze przetoczyli synkowi krew, podłączyli go do respiratora i w pocie czoła walczyli o jego maleńkie życie. Choroba odpuściła, jednak po cichu zaatakowała układ nerwowy. Po ponad 3 latach sytuacja się powtórzyła. Dziś walczymy o przyszłość Kubusia i potrzebujemy Twojej pomocy! Emilia, mama

7 076 zł
Jakub Mysak
2 dni do końca
Jakub Mysak , 19 lat

Pomóż zamienić łzy smutku w łzy radości! Walczymy o sprawność Kuby!

Nie jest łatwo być mamą chorego dziecka. Znacznie trudniej jest zrozumieć, dlaczego taki los spotyka tych, którzy najmniej na to zasługują – bezbronne i niewinne dzieci. Tak bardzo chciałam uchronić mojego syna przed potwornymi dolegliwościami. Przed niepełnosprawnością, powracającym bólem, łzami i strachem przed kolejnym dniem. Niestety bezlitosna choroba to coś, z czym ciężko jest walczyć… Jedyną szansą na zmniejszenie cierpienia Jakuba jest kosztowne leczenie i intensywna rehabilitacja. Jakub w wieku 9 lat otrzymał pierwszą diagnozę – spektrum autyzmu. Razem z rozpoznaniem choroby nasza rodzina doświadczyła wielu bardzo trudnych  przeżyć. Z jednej strony czuliśmy smutek, żal i załamanie, z drugiej zaś – ulgę i radość, ponieważ skoro wiadomo już, co jest przyczyną zaburzenia rozwoju, to będzie można szybko rozpocząć terapię... Początki były naprawdę trudne. Jako matka byłam zagubiona i zdezorientowana. Odczuwałam ogromny ból, spowodowany dostrzeganiem rozbieżności w rozwoju Jakuba oraz jego rówieśników. Były to dla mnie niełatwe i wyczerpujące lata.   Od diagnozy minęło już wiele lat. Przez ten czas zaczęliśmy układać sobie życie na nowo. Zaakceptowaliśmy diagnozę i nauczyliśmy się żyć od nowa. Kiedy zaczęło nam się wydawać, że najgorsze już za nami, przyszedł 12 czerwca 2020 roku, a razem z nim kolejna, bezlitosna diagnoza. Nasze poukładane już życie, znów rozsypało się niczym domek z kart... Kuba choruje na polineuropatię. I choć minął już rok, mi nadal trudno pogodzić się z diagnozą syna. To poważna choroba neurologiczna. Dotyczy uszkodzenia wielu nerwów czuciowych i ruchowych. Prowadzi do szeregu uciążliwych dolegliwości, które znacznie ograniczają komfort życia i obniżają jego jakość.  Wszystko zaczęło się od niepozornego „strzyknięcia” w okolicy lędźwiowej i pogarszającego się samopoczucia Kuby. Bez chwili namysłu zawiozłam go do szpitala, gdzie pojawiły się kolejne objawy. Nikt się nie spodziewał, że lada moment Jakub bezpowrotnie straci sprawność! Później wszystko działo się bardzo szybko... Jakub z dnia na dzień zaczął tracić siły, aby za chwilę całkowicie przestać się poruszać! Obecnie ma znacznie osłabione mięśnie zarówno u nóg, jak i u rąk oraz zaburzenia mowy i słuchu!  Syn nie jest już w stanie poruszać się samodzielnie, potrzebuje opieki niemal przez całą dobę. Choroba ograniczyła go do tego stopnia, że nie jest w stanie sam przewrócić się nawet na drugi bok. Stracił także mowę i słuch.  Bardzo boli mnie to, że Kubuś jest tak boleśnie doświadczany przez życie... Jego codzienność, powinna wyglądać inaczej – być beztroska i radosna. W rzeczywistości, każdy dzień to wyczerpująca walka. Dziś jedyną szansą na powrót Kuby do sprawności jest kosztowna rehabilitacja i długofalowe leczenie. Wszystko to wiąże się z ogromnymi kosztami. Nasze oszczędności się już wyczerpały i nie pozostaje nam nic innego, jak prosić Was o pomoc! Jakub zawsze był chłopcem pełnym energii i radości. Dziś są dni, kiedy nie wierzy w nic. Choroba odbiera mu nadzieję i uśmiech. Wasze wsparcie może dać to, co najważniejsze: pewność, że zrobiliśmy wszystko, by pokonać chorobę... Małgorzata - mama Kuby  Pomóc możesz również poprzez udział w licytacji na Facebooku:  ➡️ https://www.facebook.com/groups/4277562065671909 

25 616 zł