Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Maciej Seweryn
Maciej Seweryn , 36 lat

Choroba zabrała mi wiele, ale wciąż mam nadzieję. Pomóż mi!

Choroba zdominowała całe moje życie, ale wiem, że nie pozwolę jej odebrać więcej. Chcę stanąć do walki i przejąć nad nią kontrolę. Wyjść z pułapki i zacząć nowy etap - tym razem bez strachu... Jak przez mgłę pamiętam czasy, kiedy moje życie nie toczyło się w rytmie choroby. Najgorsze jest to, że w momencie, w którym mogłem się tym cieszyć, nie zdawałem sobie sprawy. Byłem małym dzieckiem, a diagnozę usłyszałem - właściwie nie ja, a moi rodzice, kiedy miałem zaledwie 6 lat.  Nie spodziewałem się, że ograniczenia, liczenie i ważenie produktów staną się moją rzeczywistością. Nie przypuszczałem, że życie z cukrzycą oznacza niekończące się przeszkody, powtarzający się ból i obawy. Czasem czuję się jakby choroba była tykającą bombą bezlitośnie odmierzającą czas. Niestety, nie wiem do czego. Skuteczny lek na tę chorobę nie istnieje, a jedyna możliwość to nieustanna kontrola i trzymanie się ściśle określonych zasad.  Wszystkie reguły życia z cukrzycą znam na pamięć - miałem mnóstwo czasu, by podporządkować im całe swoje życie w obawie przed najgorszym.  Chciałbym poczuć smak prawdziwego życia, bez powracającej wizji nadchodzącej tragedii. Bo dla mnie utrata sprawności lub zapadnięcie w śpiączkę będzie osobistą tragedią. Nie jestem człowiekiem, który zawsze nastawia się na najgorsze, ale wiem, że historia zna wiele podobnych przypadków. Czasem wystarczy dosłownie chwila nieuwagi, jeden pomiar za mało, by ponieść bolesne konsekwencje związane z nagłym skokiem lub spadkiem poziomu cukru.  Moją szansą na utrzymanie choroby w ryzach jest nowa pompa insulinowa, umożliwiająca stałe śledzenie poziomu cukru. Na ten moment to najlepsze zabezpieczenie przed hiperglikemią. Dzięki zastosowaniu tego rozwiązania pomiary nie będą wiązały się z koniecznością wykonywania wielu bolesnych wkłuć dziennie. Niestety, zakup pompy to dla większości cukrzyków szczyt marzeń. Dla mnie również, bo jej cena zwala z nóg - potrzebuję kilkudziesięciu tysięcy złotych, by mieć szansę zapanowania nad niebezpieczeństwem. Potrzebuję pomocy - kilkudziesięciu bądź kilku tysięcy ludzi, którzy mogą mi pomóc w tej trudnej sytuacji. Twoje wsparcie to moja nadzieja na lepsze jutro. Na nowy etap. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, z czym osoby chorujące na cukrzycę mierzą się każdego dnia. Niewiele też wie, że zapadają na nią osoby, które nie mają problemów z pochłanianiem ogromnych ilości cukru.  Gdyby jeszcze jakiś czas temu ktoś powiedział mi, że będę musiał prosić o pomoc, nie uwierzyłbym. Dziś proszę o nadzieję na lepsze jutro. O życie, które stawia szanse, nie bariery.

3 326,00 zł ( 9,09% )
Brakuje: 33 249,00 zł
Siergiej Palynczuk
Siergiej Palynczuk , 39 lat

O krok od tragedii. Proteza moją ostatnią nadzieją!

Pod koniec 2017 roku w moim życiu wydarzyła się tragedia. Dzień zaczął się jak każdy inny, a zakończył najtrudniejszą walką z jaką przyszło mi się zmierzyć. Maszyna do mielenia mięsa wciągnęła moją prawą rękę. W jednej chwili straciłem dłoń, skórę i tkanki podskórne z całej ręki, aż do klatki piersiowej. Moje życie zmieniło się nieodwracalnie, a śmierć zajrzała mi w oczy…  Mój stan był bardzo ciężki. Szanse na uratowanie chociaż części ręki były bardzo małe. Straciłem dużo krwi. Nadal walczę z codziennym bólem i cierpieniem. Chcę być samodzielny i żyć jak inni, opiekując się ukochanym dzieckiem. Właśnie dlatego bardzo potrzebuję pomocy. Cały wypadek pamiętam jak przez mgłę. Ogromna panika w pracy, telefon na pogotowie. Potem helikopter, podróż do szpitala i dyskusje lekarzy… Ratować rękę, czy amputować.  Zabrali mnie do kliniki oparzeniowej, gdzie miałem przejść operację i późniejszą rehabilitację. Lekarze postanowili przeszczepić skórę z nóg na pozostałą część ręki. Szansa, że skóra się przyjmie, była niewielka. Sam transport wiązał się z ogromnym ryzykiem. Jak się później okazało to, że przeżyłem to cud… Jestem wdzięczny mojej żonie za wsparcie, jakim mnie obdarzyła. Za walkę i błaganie lekarzy, by ratowali moją rękę. 16-godzinna operacja zakończyła się sukcesem. Udało się uratować całą rękę, niestety dłoń była tak zmiażdżona, że jedynym wyjściem była amputacja.  Nie mogłem się ruszać. Ciało owinięte było bandażami. Pamiętam przeszywający ból od czubka głowy po koniuszki palców. Kroplówka z morfiną jedna po drugiej, by choć na chwilę odetchnąć. Uczyłem się od nowa funkcjonować, chodzić, jeść… i żyć. Nawet po tak długim czasie moja ręka wygląda jak jedna wielka blizna. Blizna, która nie jest elastyczna i bardzo słabo chroni mięśnie. Nie ma takiej mocy, która pozwoliłyby mi cofnąć czas i nie dopuścić do tak strasznego wypadku. Jedynym dla mnie ratunkiem jest proteza, dzięki której będę miał szansę na powrót do sprawności.  Sergiej

3 197,00 zł ( 1,71% )
Brakuje: 183 551,00 zł
Oliwia Frąckowiak
Pilne!
Oliwia Frąckowiak , 17 lat

Uratujmy Oliwię przed wózkiem – druga operacja już 19 kwietnia❗️

Kilka dni temu otrzymaliśmy informacje z kliniki, w której leczona będzie Oliwia. Termin pierwszej operacji nóg wyznaczono już na 22 lutego! Oliwia z coraz większym trudem porusza się o kulach. Jej stan z dnia na dzień się pogarsza, dlatego coraz częściej potrzebny jest wózek inwalidzki. Dla Oliwii to dramat… By ratować jej sprawność, konieczna jest operacja. Jesteśmy przerażeni, bo to, co udało nam się uzbierać do tej pory, to kropla w morzu. Prosimy z całego serca – pomóż nam zdążyć!  Tysiące godzin spędzonych na rehabilitacji, setki wyrzeczeń i litry wylanych łez – nie tak powinno wyglądać życie dziecka. Niestety – tak właśnie wygląda życie Oliwii. Moja córka wkłada potworny wysiłek w to, by być sprawną, by móc chodzić… Serce pęka mi na myśl, że cały ten trud mógłby pójść na marne. Dlatego chcę zrobić wszystko, co mogę, by operacja jak najszybciej doszła do skutku. Wcześniactwo – to ono zaważyło o problemach, z którymi Oliwka zmaga się do dzisiaj. Urodziła się w 31 tygodniu ciąży, ważąc 1840 gramów. Pierwszy miesiąc życia spędziła w szpitalu na intensywnej terapii i od tego czasu jest rehabilitowana. Zdiagnozowano u niej Mózgowe Porażenie Dziecięce... W wieku 4 lat szczęśliwie przeszła operację ortopedyczną, po której jej stan znacząco się polepszył. Oliwka była w stanie sama chodzić! Niestety – niedawno boleśnie przekonaliśmy się o tym, że nic nie jest dane raz na zawsze… Wraz z procesem dojrzewania zaobserwowaliśmy, że wzmożone napięcie mięśniowe powoduje coraz większe deformacje i utrudnia naszej córce poruszanie się. Istnieje ogromne ryzyko, że Oliwia wyląduje na wózku... Jedyną szansą jest złożona operacja nóg polegająca na osteotomii derotocyjnej kości krętarzowych, podcięciu ścięgien kulszowo-goleniowych oraz korekcji kolan i stóp. Operacja jest bardzo złożona, dlatego lekarze zakładają dwa etapy. To jednak jedyna szansa na to, aby nasza córka samodzielnie chodziła. Termin pierwszej operacji wyznaczono już na 22 lutego, drugiej – na 15 marca!  Czasu jest dramatycznie mało, a każdy dzień pogarsza stan Oliwii. Nie możemy już dłużej czekać! Musimy zrobić wszystko, by pomóc naszemu dziecku, by jej ciężka praca nie poszła na marne. Prosimy, pomóż uratować Oliwkę przed wózkiem inwalidzkim! Rodzice Oliwii

65 307,00 zł ( 55,8% )
Brakuje: 51 715,00 zł
Adrian Kornienko
Adrian Kornienko , 33 lata

Tragiczny wypadek pozbawił Adriana nóg, ale nie zabrał wiary i nadziei. Na pomoc!

Adrian od zawsze ma niesamowitą zdolność zjednywania sobie ludzi. Po prostu nie da się go nie lubić. Kiedy spotkasz go na swojej drodze, z pewnością obdarzysz go sympatią i na pewno zapamiętasz. A gdy porozmawiasz z nim, chociaż krótką chwilę, będziesz mieć wrażenie, że znacie się od lat. Taki właśnie jest Adrian… Dlatego wciąż nie możemy uwierzyć, że takie ogromne nieszczęście spotkało tak wspaniałą osobę. I dlatego właśnie chcemy zrobić wszystko, by mu pomóc… Wiemy, że gdyby spotkało to kogoś z jego przyjaciół czy znajomych, stanąłby na głowie, by dać wsparcie. 26 września 2020 roku los sprawił, że świat Adriana zatrzymał się. Jadąc na zakupy uległ wypadkowi, w wyniku którego stracił obie nogi. Miał połamane kości uda, połamaną miednicę, uraz płata czołowego - jego życie wisiało na włosku. Lekarze przez kilka dobrych godzin o nie walczyli.  Sekunda wywróciła cały świat do góry nogami. Tragedia, która dotknęła Adriana i jego bliskich jest nie do opisania. Na szczęście Adriana udało się uratować. Niestety, jego nóg nie…  Adrian leżał 2 tygodnie pod respiratorem, sztuczną nerką oraz przeszedł transfuzję krwi. Nie poddał się, mimo tego, że każdy dzień mógł przynieść najgorsze. Na to przygotowywali wszystkich lekarze… Jednak po skomplikowanej operacji, amputacji nóg na poziomie ud Adrian wybudził się ze śpiączki!  Po 10 dniach na OIOMie został przeniesiony na oddział chirurgii i zaczął się powoli poruszać. Postanowił, że najszybciej jak to jest możliwe, dojdzie do sprawności, by móc samodzielnie chodzić i nadal być wsparciem dla najbliższych. Jego dusza wojownika i wrodzony optymizm, nawet w najczarniejszych chwilach życia, nie pozwoliły mu się poddać. Powrót do sprawności po wypadku nie będzie jednak możliwy bez wsparcia finansowego. Potrzebne są ogromne środki na zakup protez obu nóg i długą kosztowną rehabilitację. Środki finansowe, które są potrzebne, przewyższają możliwości, szczególnie że Adrian nie jest w stanie tej chwili pracować. Dlatego on i jego bliscy potrzebują naszej pomocy, która da wiarę w to, że jeszcze będzie dobrze.  Adrian potrafi poprawić humor nawet w najgorszy dzień. Ma też niebywałą siłę charakteru oraz wrodzony upór i dążenie do celu. Jest dobrym i lojalnym przyjacielem, mężem, ojcem, na którego zawsze można liczyć. Nie zostawiajmy go teraz samego… Przyjaciele   * Decyzją Pawła, środki z jego zbiórki zasiliły subkonto Adriana! Dziękujemy! Dzięki temu możemy zmniejszyć kwotę do zebrania o 33 000 złotych. 

27 305,00 zł ( 9,32% )
Brakuje: 265 503,00 zł
Bartłomiej Winiarski
2 dni do końca
Bartłomiej Winiarski , 23 lata

Wywalczyłem życie, teraz walczę o odzyskanie zdrowia i potrzebuję Twojej pomocy...

Był kwiecień 2020 roku. Natura budziła się do życia, a ja to życie prawie straciłem. Uległem poważnemu wypadkowi samochodowemu… Po ponad roku od tego zdarzenia jestem już w stanie bez łez lecących po policzkach mówić o tym trudnym dla mnie czasie i prosić o pomoc.  Pamiętam tylko ten przeszywający ból, światła karetek i policji…  Później już nic. Byłem w śpiączce, a dookoła mnie toczyła się nierówna walka o moje życie. Przeszedłem 3 operacje czaszki. W wypadku doznałem też złamania kręgosłupa w odcinku piersiowym z uszkodzeniem rdzenia kręgowego oraz złamania kręgów szyjnych. Wszystkie urazy spowodowały niedowład nóg i przykuły mnie do wózka.  Kiedy mój stan się ustabilizował, zaczęła się inna walka - o sprawność. W tym momencie moje ciało jest po prostu skostniałe. Niedawno musiałem przejść operację jednego biodra. Lekarze nie gwarantują mi, że przyniesie ona oczekiwane rezultaty. Jeśli nie, drugiego biodra nie ma sensu operować. Zostanę wtedy niepełnosprawny do końca życia, a z wózka nie wstanę już nigdy.  Moje młode i pełne pasji życie w jednej minucie zmieniło się w życie zamknięte w czterech ścianach. Plany i marzenia musiałem odłożyć na bok. Teraz na pierwszym miejscu stawiam moją sprawność, reszta przyjdzie z czasem.  Jestem załamany, rozgoryczony, ale chcę walczyć. Wiem, że na szali leży moja przyszłość, a walka o lepsze jutro jest bardzo trudna. W tym momencie pomoc moich rodziców jest nieoceniona. Czuję wdzięczność każdego dnia i dziękuję za to, że są. Bez nich mógłbym nie dać sobie rady i po prostu umrzeć. Rodzice robią, co mogą, żeby mi pomóc, jednak sami nie są w stanie w pełni pokryć kosztów rehabilitacji i zakupów niezbędnych sprzętów. Do tego wychowują jeszcze moich dwóch młodszych braci, których potrzeby stale rosną.  Marzę o tym, by jeszcze zagrać w piłkę, wyjść z domu bez proszenia o pomoc, że dam radę wrócić do mojej wielkiej pasji, czyli opieki nad gołębiami.  Wiem, że mój los nie leży już tylko w moich rękach, dlatego proszę - pomóż mi! Bartłomiej    

10 690,00 zł ( 16,49% )
Brakuje: 54 098,00 zł
Michał Hućko
Michał Hućko , 32 lata

By sprawne życie stało się rzeczywistością, nie wspomnieniem...

Moją rzeczywistość od zawsze definiował ruch. Tak spędzałem wolny czas, tak zarabiałem na utrzymanie moje i rodziny. Godziny spędzone na nogach dawały mi ogromną satysfakcję i poczucie, że moje życie ma swój własny bieg.  Niestety, te czasy to dla mnie wspomnienie, zamierzchła przeszłość, do której wciąż wracam myślami. Jeden dzień, jedna chwila, obróciły wszystko, co budowałem latami w drobny mak. Pozostały mi wspomnienia i walka, od której zależy cała moja przyszłość. Wynik jest niepewny, ale ja w tym momencie, nie mam już nic do stracenia.  Kiedy ktoś mnie pyta, co właściwie się wydarzyło, nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Mój wypadek wydarzył się 12 września, a ja obudziłem się dopiero po 10 dniach. Przerażony i zdezorientowany dopiero wówczas zacząłem poznawać relację najbliższych. Mój strach zdawał się rosnąć z każdym wypowiedzianym słowem. Szczególnie że konsekwencje tamtych wydarzeń będę ponosił, przy odrobinie szczęścia jeszcze dług. A  jeśli los nie będzie łaskawy, przez to wydarzenie już zawsze będę niepełnosprawny.  W wyniku poważnego wypadku doznałem złamania obu ud i podudzi, pęknięcia miednicy i zmiażdżenia kręgosłupa. Kiedy usłyszałem, co się stało, nie mogłem w to uwierzyć. Od tego momentu moje życie zupełnie się zmieniło, a ja poznaję świat wyłącznie z perspektywy wózka inwalidzkiego. Szybko przestałem sobie zadawać pytanie, “dlaczego ja?”. Bardzo chciałem odzyskać nadzieję, że nie wszystko dla mnie stracone, że mam jeszcze szansę na samodzielność. Ta wiara dodaje mi siły do walki. Na drodze stanęła jednak poważna przeszkoda. Rehabilitacja dająca możliwość pracy nad ciałem, intensywne zajęcia prowadzone przez specjalistów to ogromne koszty. Środki, których w obecnej sytuacji nie jestem zdobyć sam ani przy wsparciu najbliższych. Czas działa na moją niekorzyść, bo nawet krótka przerwa w terapii może mieć dla mnie poważne konsekwencje.  Wyobrażasz to sobie? Nagle w wyniku wypadku tracisz świadomość. Kiedy otwierasz oczy jesteś w zupełnie innej rzeczywistości. Czynności, które do niedawna były naturalne, wymagają ogromnego wysiłku, realizacja pasji staje się niemożliwa. Praca jest poza zasięgiem. Pojawiają się kolejne bariery, a czasem też ból, który trudno wytrzymać. Najtrudniejsza jest świadomość, że jeśli już na zawsze pozostanę niesprawny większość moich zamierzeń, planów i marzeń zostanie zastąpionych brutalnie przerażającą rzeczywistością. Wiem, że taki wypadek mógłby przydarzyć się każdemu. Wiem, że na moim miejscu każdy z was chciałby trzymać się najmniejszej iskierki nadziei na to, że powrót do sprawności, do życia sprzed wypadku jest możliwy. I jeśli mi pomożesz, mogę zapewnić cię o tym, że nie zmarnuję możliwości rozpoczęcia wszystkiego na nowo. Życie wystawiło mnie na próbę, a ja jestem gotowy zdać najtrudniejszy test, jednak potrzebuję pomocnej dłoni. Wsparcia tych, którym tragedie innych nie są obojętne. Moja szansa jest w zasięgu, muszę tylko wyciągnąć po nią ręce. By to było możliwe potrzebuję twojego wsparcia, bez tego nie dam rady. Proszę, daj mi szansę, by wypadek nie zatrzymał mojej życiowej podróży do miejsc, które wciąż pozostają do odkrycia.  

13 530,00 zł ( 11,03% )
Brakuje: 109 109,00 zł
Renata Lebiedzińska
Renata Lebiedzińska , 56 lat

Stanąć twarzą w twarz z rakiem, by nie stracić nadziei na życie!

Wiedziałam, że dzieje się coś złego. Choroba często atakuje z zaskoczenia, nagle zastępując codzienność w pole walki. Czułam to, ale w najgorszych koszmarach nie podejrzewałam, że moje życie za chwilę może się tak drastycznie zmienić. We wrześniu 2020 usłyszałam wyrok - nowotwór złośliwy sutka.  Zaczęło się od bólu w kręgosłupie, który z dnia na dzień zaczął się nasilać. Wystraszona sytuacją zaczęłam szukać pomocy. Krążyłam od lekarza do lekarza. Po długiej diagnostyce usłyszałam, że zmagam się z nowotworem złośliwym oraz przerzutami do kości. Zaatakowane zostały kręgi szyjne, piersiowe, łopatki, miednica oraz kości udowe. Moja sprawność w mgnieniu oka stała się znacznie ograniczona.  To nie tak miało wyglądać! Miałam plany, marzenia i poczucie, że mam dużo czasu na ich realizację i wtedy nagle moje życie się urwało! Nie wiedziałam, czy nadejdzie jutro... Leczenie osłabiło mój już i tak wycieńczony do granic możliwości organizm. Z pełnej pasji, radosnej i cieszącej się każdą chwilą osoby stałam się przykuta do łóżka, bez szans na lepszą przyszłość. W listopadzie ubiegłego roku mój stan drastycznie się pogorszył. Lekarze podejrzewają złamanie w kręgosłupie szyjnym. Ból się nasila, a ja nie jestem już w stanie normalnie funkcjonować. Coraz częściej nie mam siły nawet wstać z łóżka. Wiem, że nie mogę się poddać. Chcę zawalczyć, ale koszty związane z moim leczeniem i rehabilitacją znacznie przekraczają moje możliwości. Na szali leży moje życie, pomóż mi je uratować…  Renata

2 810 zł
Jerzy Bernasiuk
Jerzy Bernasiuk , 63 lata

Udar niczym tornado zniszczył zdrowie Jerzego. Pomóż!

Prawie cztery lata temu dla mojego męża czas się zatrzymał. To wtedy, w czerwcu 2017 roku przeszedł niedokrwienny udar mózgu, który zabrał zdrowie, sprawność, a przede wszystkim samodzielność. Lekarze nie dawali mężowi nadziei, jego stan był krytyczny, a ja modliłam się tylko o to, że nie mogę go stracić. Dzień, w którym Jurek trafił do szpitala, pamiętam jak przez mgłę. Wspominał tylko o bólu w okolicy karku, który utrzymywał się od kilku dni. Szczerze mówiąc, myślałam, że jest to kwestia związana z przeciążeniem w pracy. Problem stał się coraz poważniejszy, kiedy u męża zaczęły się zawroty głowy i zaburzenia równowagi. Nie czekaliśmy już dłużej, pojechaliśmy do szpitala. Diagnoza postawiona przez lekarzy bardzo mnie zaskoczyła i przeraziła. Udar niedokrwienny prawej półkuli mózgu spowodował, że mąż został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. Każdy dzień był czasem ogromnego strachu o zdrowie i życie Jurka. Gdy po miesiącu największe zagrożenie minęło i udało się ustabilizować parametry życiowe, usłyszałam, że mąż nie będzie w stanie samodzielnie funkcjonować…  Mąż był przykuty do łóżka przez rok. Dzięki ogromnej determinacji i rehabilitacji, która odbywa się 3 razy w tygodniu, udało się wypracować wiele cennych umiejętności. Z tygodnia na tydzień robi coraz większe postępy. Z człowieka leżącego, któremu zapowiadano stan wegetatywny, udaje się przy mojej pomocy wstać z łóżka, a nawet przejść kilka kroków!  Koszty związane z rehabilitacją są ogromne, dlatego prosimy o pomoc, by jego codzienność znów mogła przypominać tę sprzed udaru...  Przeszłość, to czas, do którego bardzo lubimy wracać. Wspominamy pracę Jurka, którą tak bardzo lubił. Nigdy nie usłyszałam z jego ust słów krytyki, nie narzekał na zmęczenie. Wspólnie uwielbialiśmy podróżować. Zawsze byliśmy ciekawi świata. Chcieliśmy poznać nowe miejsca, podziwiać piękne widoki, jeść regionalne jedzenie. Kiedy w naszym życiu pojawiły się wnuki, stały się jego oczkiem w głowie. Udar tak nagle zabrał zdrowie męża. Teraz musi zmagać się z niepełnosprawnością, jednak szanse na powrót do sprawności są naprawdę duże. Kiedy przypominam sobie, że lekarze nie dawali mężowi żadnych szans, oznajmili mi, że nie będzie mówił, sam jadł, będzie zależny tylko od rodziny, to do moich oczu napływają łzy. Nie dlatego, że tak bardzo się wtedy wystraszyłam, a dlatego, że nie mieli racji,  że udało się nam tak wiele wypracować.  Niestety rehabilitacja jest bardzo kosztowna. Jurek powinien codziennie ćwiczyć pod okiem specjalisty. Stać nas jedynie na 3 godziny w tygodniu. Szansa na dofinansowanie z NFZ jest znikoma.  Mężowi udało się wyjechać na 3 turnusy rehabilitacyjne. Po jego powrocie zauważyłam znaczną poprawę stanu męża. Proszę, pomóż mi spełnić marzenie Jurka - jest bardzo piękne i wydaje się być na wyciągnięcie ręki… Zapytany, o czym teraz marzy, odpowiedział mi: ,,Największym marzeniem, które pragnę spełnić, jest pójście z wnukami na spacer. Tak niewiele, a dla mnie tak dużo…” Anna, żona Jurka *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

14 305,00 zł ( 31,27% )
Brakuje: 31 440,00 zł
Bartosz Kondratowicz
Bartosz Kondratowicz , 15 lat

By choroby nie zabrały wszystkiego. Walczę o przyszłość mojego syna!

Mój syn nie jest w stanie usłyszeć, że go wołam. Czasem nie zauważa zagrożenia. Czasem w jego oczach widzę pytanie: “Mamo, dlaczego ja?”. Tak bardzo chciałabym, by usłyszał mój głos. By zapewnienie "wszystko będzie dobrze" stało się realną obiet Do ostatniej chwili miałam nadzieję, że wcześniejszy poród uda się jeszcze zatrzymać, że dzięki temu uda mi się zapewnić synkowi kilka tygodni bezpiecznego rozwoju. Niestety, moje prośby i błagania nie zostały spełnione, bo niebezpieczeństwo rosło z każdą minutą. Wreszcie lekarze podjęli decyzję, od której nie było odwrotu - poród musiał się odbyć natychmiast. Wciąż to pamiętam - był taki maleńki, taki bezbronny. Ważył zaledwie 900 gramów, a jego ciało nie było jeszcze gotowe na życie po drugiej stronie brzucha. Komplikacje, niepewność, setki pytań i strach, który nie opuszczał mnie ani na sekundę. Wciąż powtarzałam, by był silny, ale lekarze mówili, że wcześniejsze przyjście na świat może mieć dla niego poważne konsekwencje, które wpłyną na całą naszą przyszłość… Wtedy nikt nie był w stanie ich przewidzieć, ale z czasem zaczęliśmy się o nich przekonywać. Niestety, mimo tego, że Bartek ma już 11 lat wciąż borykamy się bolesnymi konsekwencjami.  Choroby pozornie niegroźne. Niestety, tylko pozornie, bo każda z nich jest wyrokiem na resztę życia. Nie istnieje lekarstwo, które je powstrzyma, zatrzyma ich rozwój, zagwarantuje życie bez barier i ograniczeń. Dla mnie, jako matki, to trudne. Dzieciństwo w cieniu choroby to ogromne wyzwanie - dla dziecka i jego najbliższej rodziny. Stawianie czoła przeciwnościom mamy opanowane, niestety raz po raz spotykają nas sytuacje, z którymi nawet przy ogromnym zaangażowaniu nie możemy sobie poradzić. Jedną z nich jest wada słuchu, z którą Bartosz zmaga się na co dzień. Życie w świecie ciszy jest dla młodego człowieka, który dopiero odkrywa świat jest niezwykle trudne. Wykluczenie z możliwości spędzania czasu z rówieśnikami, odrzucenie - to tylko niewielka część problemów… Tak bardzo chciałabym, by mój syn miał szansę na życie, takie jak inni. Bez barier i ograniczeń. Bez bólu i trudności powodowanych przez choroby. Niestety, w tym przypadku mogę działać tylko na niewielkie obszary. Mam jednak świadomość, że małymi krokami możemy dokonać wielu zmian.  Bartosz potrzebuje nowych aparatów słuchowych, które umożliwią kontakt ze światem zewnętrznym, okażą się pomocne w zdobywaniu nowej wiedzy, wyciągną mojego syna z pułapki ciszy. Dla niego to jeden z najcenniejszych prezentów, jaki może otrzymać.  Wyobrażasz sobie życie bez słuchu? Ja nie. I obserwując mojego syna, czasem bardzo go podziwiam, jak dzielnie sobie radzi. A jednak chciałabym mu dać szansę na coś więcej. Chciałabym pokazać, że choroba nie zabierze mu możliwości, że jeszcze nie wszystko stracone. 

7 185,00 zł ( 48,65% )
Brakuje: 7 581,00 zł