Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Michał Kolasa
Michał Kolasa , 39 lat

Nad Michałem wisi widmo amputacji! Pomóż!

Od najmłodszych lat zmagam się z niesamowitym bólem i cierpieniem. Urodziłem się ze stopą końsko-szpotawą. Do tej pory miałem 37 operacji, jednak najgorszą z nich przeszedłem w wieku 14. lat. To wtedy operacja się nie powiodła! Podczas tego feralnego pobytu w szpitalu zakażono mnie gronkowcem złocistym oraz częściowo amputowano mi śródstopie! Od tamtej pory moje życie zmieniło się w nieustanne pobyty w szpitalach, który stał się moim drugim domem. Ilość schorzeń, z którymi się zmagam, jest wręcz trudna do zliczenia! Mimo to staram się nie poddawać i ze wszystkich sił walczyć o lepsze jutro.  Od czterech miesięcy borykam się z raną na nodze, która nie chce się goić. Lekarze, których do tej pory odwiedziłem, nie widzą szans na wyleczenie, grozi mi więc amputacja! Konsultacje, leki, a także zabiegi, które często trzeba wykonywać prywatnie, to ogromne kwoty pieniędzy – tych z kolei zawsze brakuje osobie niepełnosprawnej... Proszę, pomóż mi... Michał

41 546 zł
Mikołaj Schmidt
Mikołaj Schmidt , 5 lat

Rak w oczkach Mikiego zagraża jego życiu❗️Walka maluszka trwa - pomocy!

Nasz synek ma dwa latka. Dwa latka niesamowitej miłości i radości z tego, że Miki jest z nami… I niemal tyle samo najczarniejszego strachu - tego najgorszego, o życie własnego dziecka. Gdy Miki miał trzy miesiące, zachorował na nowotwór złośliwy, który pozbawił go wzroku w jednym oczku. Stanęliśmy do najważniejszej walki w swoim życiu - walki z nowotworem, który zaatakował nasze maleństwo. Walka trwa do dziś, a my znów potrzebujemy Twojej pomocy! W najgorszych koszmarach nie sądziliśmy, że nasze dziecko tak poważnie zachoruje, że czeka go piekło chemii i walki o życie… Mikołaj urodził się 2 października 2019 roku. 16 grudnia dowiedzieliśmy się, że choruje na retinoblastomę - nowotwór złośliwy oczu. Nowotwór rzadki, podstępny i bardzo, bardzo groźny…   Zaczęło się niewinnie. Podczas kołysania synka w ramionach zauważyliśmy, że na źrenicy prawego oczka ma dziwną, białą poświatę. Początkowo pomyśleliśmy, że to tylko odbicie światła… Po trzech dniach pojechaliśmy do okulisty dziecięcego w Toruniu. Tam usłyszeliśmy diagnozę, która na zawsze zmieniła nasze życie... W ekspresowym tempie znaleźliśmy się z synkiem na oddziale, którego sama nazwa budzi strach – na onkologii. Tam okazało się, że nowotwór zaatakował nie jedno oczko, ale dwa… Choroba była już tak zaawansowana, że istniało ryzyko przerzutów… To, co zaatakowało naszą iskierkę, próbowało się wydostać poza oko – istniało ryzyko, że komórki rakowe krążą już po jego główce... Miki natychmiast rozpoczął chemioterapię. Taki malutki, dopiero co zaczął życie, a już musiał o nie walczyć… Niestety rak zniszczył widzenie w prawym oczku. Lewe na szczęście jeszcze widzi. Po miesiącach walki usłyszeliśmy to słowo, którego boją się wszyscy na onkologii… WZNOWA! Wtedy zdecydowaliśmy, że musimy zrobić wszystko, by ratować synka. Polecieliśmy do USA, do szpitala w Nowym Jorku, specjalizującego się w leczeniu siatkówczaka. Leczenia Mikiego podjął się dr Abramson. Jeśli chodzi o walkę z tym rodzajem nowotworu, to najlepszy lekarz na świecie. Jesienią 2020, dzięki pomocy tysięcy ludzi o dobrych sercach, którzy dali naszemu synowi szansę na ratunek, polecieliśmy do USA. Od tego czasu nowojorski szpital to praktycznie nasz drugi dom… Miki przechodzi tam leczenie. Prawe oczko widzi, ale "po obwodzie". Żółta plamka została zniszczona. Mikołaj nie mógłby funkcjonować, gdyby lewe oko nie nadrabiało. Niestety, chemia wyrządziła ogromne spustoszenie w ciele naszego synka... Mikołaj ma niedosłuch na lewe ucho, obniżone napięcie mięśniowe, jest opóźniony psychoruchowo. Nowotwór to niebezpieczny przeciwnik. Teraz jest czysto, jednak czy tam będzie zawsze? Za każdym razem przekraczamy próg szpitala z lękiem, co pokażą kolejne badania. Żyjemy w ciągłym strachu przed wznową, ryzykiem przerzutów. Nowotwór już raz wrócił... Bardzo boimy się, że wróci ponownie. Co osiem tygodni lecimy na kontrole do USA. To generuje ogromne koszty… Każda kontrola to koszt około 4 tysięcy dolarów. Raz w roku rezonans - 9 tysięcy dolarów… Trzeba zrobić testy na COVID, dojechać kilkaset kilometrów na lotnisko w Warszawie, potem dostać się do szpitala… Nie daj Boże, pojawi się wznowa, koszt leczenia to kolejne 90 tysięcy dolarów, których nie mamy. Tak będzie do ósmego roku życia Mikołaja… Pandemia i rosnący kurs dolara sprawia, że koszty są niebotyczne… Tak bardzo chcielibyśmy jednego - aby kiedyś rozdział pod tytułem “nowotwór” został tylko wspomnieniem… Pękają nam serca, że nasz synek musi przez to przechodzić. Że nie może mieć normalnego dzieciństwa, że mija w cieniu walki z rakiem... Musimy jednak walczyć, a sami nie damy rady. Prosimy wszystkich ludzi dobrej woli o szansę dla naszego synka. _____ Pomoc dla Mikołaja: dołącz do armii Mikiego na Facebooku * Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

238 035,00 zł ( 55,93% )
Brakuje: 187 497,00 zł
Michał Mętlak
Michał Mętlak , 39 lat

Sprzęt rehabilitacyjny dla Michała pilnie potrzebny!

Dzięki wsparciu wielu wspaniałych darczyńców udało nam się zapewnić Michałowi kilka miesięcy intensywnej rehabilitacji, która pozwoliła usprawnić jego ciało. Oto nasza historia: Rehabilitacja, rehabilitacja, rehabilitacja… Nie ma innej drogi dla Michała na większą sprawność i samodzielność. Ponad 30 lat walki z niepełnosprawnością, niezliczona ilość godzin spędzonych w gabinetach, litry wylanych łez i kropli potu. Dzięki pracy z najlepszymi specjalistami mój syn zaczął powoli stawać na własnych nogach.  O tym, że Michał ma Mózgowe Porażenie Dziecięce, dowiedziałam się dopiero, kiedy skończył rok. Ogromny szok i niedowierzanie... Takie były czasy i poziom wiedzy medycznej. O dostępie do informacji jak dzisiaj mogłam tylko pomarzyć. Czterokończynową spastykę próbowaliśmy zniwelować ćwiczeniami. Ciągła codzienna walka. Monotonna, czasami zbyt trudna. Nie mogliśmy się jednak poddać. Dzięki wytrwałości i uporowi udało się synowi ukończyć szkołę. Byłam z niego taka dumna. Tak wiele przeciwności, często zniechęcenia, a jednak dał radę. Niestety, w zeszłym roku zaczęły poważne kłopoty. Michał stracił czucie w nogach. Wcześniej mógł się na nich oprzeć i mimo wszystko jakoś mu pomagały w poruszaniu. Teraz nagle wszystko runęło… Nikt nie wiedział dlaczego. Lekarze obwiniali MPD, które miało dać taki rzut i uszkodzić nogi. Dopiero jednak wizyta w specjalistycznym zakładzie rehabilitacji w Mysłowicach pokazała nam, gdzie tak naprawdę tkwi przyczyna… Winowajcą okazał się złamany trzon kręgu Th11, a także silna osteoporoza. Nie jesteśmy w stanie dojść do tego, kiedy Michał odniósł kontuzję. Najważniejsze, że praca z rehabilitantami przyniosła dobre rezultaty. Dzięki wysokiej klasy specjalistycznemu sprzętowi oraz fachowości terapeutów udało się syna postawić na jego własne nogi. Co prawda tylko na kilka sekund, ale dla nas taki mały krok Michała jest niczym pierwszy krok człowieka na księżycu. Niestety, ta przynosząca świetne rezultaty rehabilitacja jest bardzo kosztowna i zdecydowanie przekracza nasze możliwości finansowe. Dlatego proszę o pomoc… Musieliśmy wrócić do domu, dzisiaj Michał nie ma żadnych zajęć. Z każdym rokiem jesteśmy coraz starsi. Sama opiekuję się synem i mocno odczuwam na zdrowiu wszystkie te lata poświęcone mojemu dorosłemu już dziecku. Po ludzku zaczyna brakować sił. Kto się nim zajmie, kiedy mnie zabraknie? Proszę Was o pomoc. Tylko z Państwa wsparciem może się udać zrobić kolejne postępy. Iwona — mama

6 156,00 zł ( 48,62% )
Brakuje: 6 503,00 zł
Magdalena Larysz
14 dni do końca
Magdalena Larysz , 34 lata

By cierpienie przestało być codziennością! Pomóżmy Magdzie pokonać endometriozę!

Endometrioza IV stopnia – to moja codzienność. Choroba dotknęła mnie już jako młodą, trzynastoletnią dziewczynkę. Przez wiele lat cierpiałam z bólu, nie wiedząc, co mi dolega. Dziesiątki lekarzy, wizyt zarówno na NFZ, ale też tych prywatnych. Za każdym razem słyszałam to samo: ból jest normalny, jak urodzę dziecko, to mi przejdzie, mam pić więcej wody, taka Twoja uroda… Diagnoza dopiero niedawno została postawiona prawidłowo – endometrioza głęboko naciekająca na narządy w miednicy mniejszej, jelita i przestrzeń odbytniczo-pochwową. Ból, który towarzyszy mi co miesiąc, wywołuje u mnie ciągły strach, ponieważ nie wiem, jak będzie silny i czy dam radę wstać z łóżka. Całe moje młode życie podporządkowane było chorobie, o której istnieniu nawet nie wiedziałam, a której objawy lekarze ignorowali, przypisując to mojemu cyklowi miesięcznemu. Musiałam rezygnować z wielu wydarzeń w moim życiu, zaczynając od zwykłych rodzinnych spotkań, wyjazdów wakacyjnych, spotkań towarzyskich. Wiele ważnych etapów mojego życia jak egzaminy maturalne, egzaminy na studiach, obrony prac dyplomowych przetrwałam dzięki silnym lekom przepisywanym na receptę oraz licznych wizytach na SORze. Ból, który mi towarzyszy od lat obejmuje nie tylko skurcze macicy, ale również ból kręgosłupa, ból i drętwienie nóg, silne skurcze jelit oraz nudności, wymioty i omdlenia. Te wszystkie objawy sprawiały, że musiałam rezygnować z normalnego życia: różnego rodzaju wyjazdów – nie tylko wakacyjnych, ale również np. z wymian studenckich, które pozwoliłyby mi na rozwój zawodowy, ponieważ bałam się, że za granicą nikt nie będzie mi w stanie pomóc w cierpieniu. W latach szkolnych przy okazji każdej miesiączki zwijałam się z bólu na podłodze szkolnego korytarza, a moja mama musiał zwalniać się z pracy, aby mnie zabrać do domu. Już jako osoba dorosła wielokrotnie zwalniałam się w ciągu dnia z pracy, ponieważ nie byłam w stanie wykonywać swoich obowiązków. Nawet dzień mojego ślubu napawał mnie strachem, bo wypadał na czas tych trudnych dni. Stres związany z przygotowaniami do ślubu był dla mnie zbawienny, ponieważ wydłużył mi cykl. Dzięki temu nie cierpiałam w tym ważnym dla mnie dniu. Kilka miesięcy temu udałam się na wizytę kontrolną do lekarza, który na szczęście podczas badania USG coś zauważył. Podejrzewał torbiel endometrialną i zalecił dalszą diagnostykę. Pierwszy raz ktoś wspomniał przy mnie o endometriozie. Zaczęłam czytać o tej chorobie w internecie i znalazłam klinikę Medicus we Wrocławiu, która zajmuje się jej leczeniem. Oczywiście od razu umówiłam się na wizytę najbliższy możliwy termin. Pan doktor podczas wizyty po zbadaniu potwierdził endometriozę oraz skierował mnie na dalsze odpłatne badania (m.in. rezonans magnetyczny miednicy mniejszej), które pozwoliły zobrazować stan zaawansowania choroby. Endometrioza zaatakowała moją macicę, jajniki, jajowody i jelita. Narządy te są ze sobą zrośnięte i praktycznie unieruchomione kokonem ze zrostów, co powoduje ból i znacznie utrudnia zajście w ciążę. Po 18 latach cierpienia nareszcie okazało się, że mam szanse na normalne życie. Bez bólu i strachu przed bólem. Pojawiła się nadzieja na to, że to ja będę planować swoje życie, a nie moja choroba. Pomóc mi może tylko rozległa i skomplikowana operacja przeprowadzona w prywatnej klinice. Narodowy Fundusz Zdrowia nie refunduje operacyjnego leczenia endometriozy w takim stadium choroby, a w mojej sytuacji operacja jest jedyną drogą do wyzdrowienia i macierzyństwa. Termin operacji mam wyznaczony na 17 marca 2022. Do tego czasu muszę wpłacić wyznaczoną przez klinikę kwotę, której z mężem nie jesteśmy w stanie uzbierać. Nieprzeprowadzenie operacji w najbliższym czasie, może skutkować pogorszeniem się stanu mojego zdrowia i całkowitą utratą szansy na macierzyństwo. Dlatego proszę Cię o pomoc w powrocie do normalnego życia bez bólu, w którym będę mogła zostać mamą. Magda

34 594,00 zł ( 59,12% )
Brakuje: 23 917,00 zł
Oliwia i Dominika Lempart
Oliwia i Dominika Lempart , 7 lat

Bliźniaczki w walce o sprawność! Pomóżmy dziewczynkom!

Walka o zdrowie jednego dziecka to ogromne wyzwanie, tymczasem ja walczę o sprawność dwóch córeczek. Obie przyszły na świat bardzo chore i obie potrzebują specjalistycznej pomocy! Proszę o pomoc, abym mogła im ją zapewnić… 14 czerwca 2017 roku, 36. tydzień ciąży – to wtedy powitałam na świecie Dominikę i Oliwkę. Diagnozy, które na nas spadły, były druzgocące. U obu dziewczynek zdiagnozowano hipotrofię, małogłowie i wadę mózgu. Po narodzinach przez 2 dni były wspomagane oddechowo i żywione pozajelitowo. Obie dziewczynki borykają się z opadaniem powieki (ptozą), agenezją ciała modzelowatego, opóźnionym rozwojem psychoruchowym oraz zespołem grupy zaburzeń Dandy-Walkera. Dodatkowo Oliwka zmagała się z hiperbilirubinemią (leczoną fototerapią w trakcie pobytu w szpitalu po narodzinach) oraz jedną stópką końsko-szpotawą. Jak widzicie, to cała lista diagnoz, z którymi przyszło nam żyć. Dominika pod względem rozwoju ruchowego jest w lepszej kondycji – siedzi, wspina się, chodzi. Niestety Oliwka nadal nie potrafi chodzić, ale za to bardzo chętnie chodzi przy pomocy pionizatora, krzeseł i ruchomych przedmiotów. Posiada specjalne ortezy i obuwie, które pomagają jej w chodzeniu i trzymaniu równowagi. Od początku roku 2021 u Oliwki stwierdzono ciężki niedosłuch. Obecnie posiada aparaty słuchowe. Cały czas jesteśmy pod ścisłą kontrolą poradni laryngologicznej, nie wiemy, na ile Oliwka słyszy w aparatach. Bliźniaczki jeszcze nie mówią, Dominika bardzo dużo rozumie, a za to Oliwka naśladuje siostrę i innych domowników. Dziewczynki są objęte wielospecjalistyczną opieką.  Korzystają z pomocy rehabilitantów, terapeutów SI, psychologów, logopedów, neurologopedów, tyflopedagogów. W miarę możliwości staramy się uczestniczyć w turnusach rehabilitacyjnych, które dają naprawdę znaczne efekty w usprawnianiu dziewczynek. Niestety – koszty walki o lepsze jutro są ogromne, a w tym przypadku i podwójne.  Każda przekazana złotówka może sprawić, że dziewczynki będą miały szansę zawalczyć o lepsze jutro!  Rodzice Oliwki i Dominiki

4 794,00 zł ( 11,46% )
Brakuje: 37 015,00 zł
Dominika Żółtko
Dominika Żółtko , 6 lat

Dominika — nasze małe szczęście bardzo potrzebuje pomocy!

Dominika urodziła się 03.01.2018 roku z zespołem Di George’a i ze złożoną wadą serca Tetralogią Fallota. Krótko po urodzeniu miała już pierwszą operację. Pomimo tego, że była podłączona do respiratora, rozwijała się prawidłowo. Rok po urodzeniu, przeszła korektę serduszka. Niestety, nie obyło się bez skutków ubocznych… W okresie pooperacyjnym pojawiła się niewydolność krążenia. Dzień 18.12.2019 roku pamiętać będziemy już zawsze… Doszło do nagłego zatrzymania krążenia. Dominisia była reanimowana, lekarze dzielnie walczyli o naszą córeczkę. Niestety podczas reanimacji doszło do niedotlenienia i uszkodzenia mózgu. W wyniku czego Dominika jest bezwładna i karmiona sondą.  Nasza córeczka potrzebuje intensywnej rehabilitacji oraz sprzętu medycznego, który pomoże jej w odzyskaniu sił i powrotu do zdrowia. Los od dłuższego czasu nie jest dla nas łaskawy… Wiemy, co to znaczy utrata dziecka. W 2013 roku pochowaliśmy naszego ukochanego 8 letniego synka Mateuszka. Nie wyobrażamy sobie, by przechodzić przez to jeszcze raz… Dominika ma jeszcze 17 letnią siostrę, która bardzo nas wspiera i dodaje nam sił. Z całych serc wierzymy, że córka odzyska siły, że będzie tak wesoła jak przed operacją. Najważniejsza jest szybka i intensywna rehabilitacja. Z całego serca prosimy o pomoc dla naszej córeczki. Dziękujemy wszystkim, którzy zechcą pomóc naszemu małemu szczęściu. Rodzice i siostra Dominiki

31 293 zł
Zuzia Bahrynowska
Zuzia Bahrynowska , 3 latka

Zuzia przeżyła trudny poród, teraz walczy o sprawną przyszłość... Pomóż!

Ten jeden dzień, który miał być najpiękniejszym w moim życiu, okazał się koszmarem. Koszmarem, z którego nie mogę się obudzić... Cieszę się, że Zuzia jest z nami. Żyje – i to jest najważniejsze. Teraz muszę zrobić wszystko, by zapewnić jej bezpieczną przestrzeń i wspomóc jak najlepiej jej rozwój. Bo jedyne czego chcę, to by była szczęśliwa!  Całe 9 miesięcy czekałam, aż w końcu będę mogła ją przytulić. Zobaczyć jej śliczne oczka, obserwować każdy najmniejszy ruch… Kochać najbardziej jak potrafię. Lekarze nalegali, by Zuzia urodziła się naturalnie. Choć w dłoniach trzymałam zalecenie do cesarskiego cięcia, specjaliści próbowali inaczej rozwiązać moją ciążę. Męczarnia trwała ponad 10 godzin. Tętno córeczki zaczęło spadać, dopiero wtedy podjęto decyzję o zabiegu… Było już bardzo późno – za późno. Doszło do niedotlenienia. Pojawił się strach i niepewność jakie skutki wyrządził tak trudny poród. Niemoc, że już nic nie możemy zrobić. Mogliśmy jedynie wierzyć, że wszystko będzie dobrze, że sobie poradzimy i zapewnimy Zuzi wszystko, czego będzie potrzebować.  Z konsekwencjami nieszczęśliwego zdarzenia zmagamy się tak naprawdę w każdej chwili naszego życia! Zuzia ma stwierdzony opóźniony rozwój psychoruchowy. Mimo że niedługo skończy rok, wciąż nie siada i nie raczkuje, a każdy nasz dzień podporządkowany jest leczeniu i rehabilitacji...  Naszą trudną sytuację jeszcze bardziej skomplikowała wiadomość o wadzie genetycznej córeczki. Zuzia ma mikrodelecję 16 chromosomu. Jest pod regularną opieką neurologa i fizjoterapeuty. Jej dzieciństwo znacznie różni się od tego jak zaobserwować można u jej rówieśników. Grafik po brzegi wypełniony jest rehabilitacjami i wizytami u specjalistów… Każdy dzień to walka o najmniejszy sukces, który prowadzić będzie do sprawnego rozwój. Nawet w obliczu tak wielu problemów nie możemy się poddać! Dlatego dziś przyszło nam prosić wsparcie… Błagamy, pomóż nam! Razem możemy znacznie więcej... Mama Zuzi

5 050 zł
Marcin Kuśmirek
Marcin Kuśmirek , 42 lata

Nieszczęśliwy wypadek zmienił życie Marcina. Pomóż zawalczyć o lepszą przyszłość!

Rodzic kocha najbardziej. Nieważne, czy dziecko ma rok, 10 lat, czy jest już dorosłe. Bezwarunkowa, mocna, czysta. To uczucie nie zna granic. Gdy rodzinny spokój zaburza tragedia, wszystko zmienia się nie do poznania. Po latach okrutnie trudnej walki wiemy, że było warto, bo Marcin żyje, jest z nami, a każdy jego choćby najmniejszy uśmiech jest dla nas ogromnym podziękowaniem!  Marcin był zdrowym ciekawym świata dzieckiem, gdy doszło do tragedii, której nie daliśmy rady zapobiec. Gdy miał 18 miesięcy,  dostał się do zagrody konia i został przez niego kopnięty w głowę. Nieprzytomny trafił do szpitala, w którym lekarze kazali nam się przygotować na najgorsze. Baliśmy się jak nigdy wcześniej. Strach mieszał się z ogromnym szokiem. Po trzech miesiącach synek został wypisany ze szpitala. Rozpoczęliśmy walkę, która trwa aż do dziś i trwać będzie zawsze. Marcin przeżył, to najważniejsze, ale od tamtego czasu zmaga się z niedowładem czterokończynowym ze wzmożonym napięciem mięśniowym. Rozwój mowy był także bardzo opóźniony. Terapia logopedyczna było bardzo pomocna. Syn po latach mówi, jednak bardzo niewyraźnie.  We wczesnym dzieciństwie przeszedł cztery operacje, trzy z nich polegały na podcięciu ścięgien nóg, co jeszcze pogorszyło jego stan. Ostatnia operacja miała na celu korekcję lewej stopy, niestety też się nie powiodła, w związku z czym Marcin potrzebuje obuwia ortopedycznego. Nasz syn porusza się głównie na wózku inwalidzkim, sam nie jest w stanie przejść nawet metra.  Marcin nieprzerwanie od blisko 37 lat potrzebuje systematycznej fizjoterapii oraz całodobowej opieki. Oboje z mężem jesteśmy emerytami, mamy ponad 65 lat, robimy wszystko to, co możemy, jednak nasze możliwości z roku na rok są coraz mniejsze. A wiemy, że Marcinek zasługuje na najlepsze.  Chcemy zapewnić mu godne życie. Chcemy mieć poczucie, że jak najlepiej zabezpieczyliśmy jego przyszłość. Mamy coraz mniej sił, aby zaopiekować się naszym dorosłym synem i pełną świadomość, że utrzymanie go w jak najlepszej sprawności jest naszą jedyną szansą, aby podołać temu zadaniu. Bardzo liczymy na Waszą pomoc! Urszula i Józef, rodzice

6 813 zł
Franciszek Wiśniewski
Franciszek Wiśniewski , 3 latka

Przyszłość Franka jest w naszych rękach! Pomóż zawalczyć o jego sprawność!

Jestem mam czwórki wspaniały dzieci. Rodzicielstwo było dla mnie od zawsze najważniejszą dziedziną życia. Na każdym kroku doceniałam i pielęgnowałam wszystko to, co mi daje. Gdy myślę o tym, co spotkało mnie po ostatnim porodzie, po ciele przechodzi zimny dreszcze. Czasu nie cofnę, ale mogę działać tu i teraz, by życie mojego dziecka było lepsze.  Mój najmłodszy synek Franek urodził się w kwietniu 2021 roku. Wkrótce po porodzie mogliśmy wrócić do domu, gdzie z niecierpliwością czekała na niego reszta rodzeństwa. Wspólnie obserwowaliśmy jego rozwój, odwzajemnialiśmy każdy nawet najmniejszy uśmiech. Nowy cud pojawił się w naszym życiu, a my dbaliśmy o niego z całych sił. Sielskie, szczęśliwe chwile nie trwały jednak długo… 8 listopada okazał się być najgorszym dniem w moim życiu! Franek niespodziewanie stracił przytomność i przestał oddychać. Minuty oczekiwania na karetkę, dłużyły się w nieskończoność. Gdy przypominam sobie przerażenie, które wtedy czułam, łzy same napływają mi do oczu. Bezsilność i brak możliwości pomocy własnemu dziecku to najgorsze ze wszystkich uczuć. Żaden rodzic nie powinien patrzeć, jak jego dziecko traci życie… W szpitalu wykonano serię badań. Usłyszałam okrutną diagnozę — zespół Westa i wodogłowie trójkomorowe. Świat na chwilę się zatrzymał… Niespełna półroczne dziecko właśnie zaczyna nieść na swoich barkach piętno chorób, które niszczą jego rozwój i funkcjonowanie. Jak to możliwe? Przecież urodził się zdrowy…  Syn, aby mieć szansę na lepsze życie, potrzebuje intensywnej i regularnej rehabilitacji. Pomimo już przyjmowanych leków, niezbędna jest kolejna seria badań. Czas oczekiwania na refundowaną rehabilitację jest niezwykle długi. Aby terapia przyniosła efekty, musi rozpocząć się jak najszybciej! Prywatne zajęcia kilka razy w tygodniu generują ogromne koszty.  Dla moich dzieci zrobiłabym wszystko. Teraz staję w miejscu, w którym przyszło mi prosić o pomoc dla Frania – po prostu wiem, że sama nie dam sobie rady. Każda złotówka jest niezwykle cenna, da szansę mojemu dziecku na dalszy rozwój. Proszę, pomóż mojemu Frankowi.  Maja, mama

26 125 zł