Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kacper Żołowicz
Kacper Żołowicz , 3 latka

Kacperek potrzebuje rehabilitacji❗️Pomocy❗️

Nie tak miała wyglądać nasza wspólna przygoda. Od dnia, w którym usłyszeliśmy, że zostaniemy rodzicami, byliśmy pełni dobrych myśli. Wyobrażaliśmy sobie dzień porodu, chwilę, w której po raz pierwszy przytulimy naszego synka, naszą przyszłość, w której nie było miejsca na chorobę...  Niestety od 6 kwietnia 2021 r., czyli od chwili narodzin, Kacperek zmaga się z wadą serduszka. Gdy był mały przeszedł operację na sercu, która na szczęście się powiodła. Niestety szwy zostały zdjęte zbyt szybko i w konsekwencji jego klatka piersiowa rozeszła się na boki! Serduszko syna jest bezpośrednio pod skórą i widać jak bije… Obecnie nadal czekamy na decyzję lekarzy czy konieczna będzie operacja zamykająca klatkę piersiową, żebra i mostek, czy też to wszystko samoistnie się zrośnie. Przed nim jeszcze kolejna operacja, w celu zlikwidowania wady narządów rozrodczych oraz wyleczenia wodonercza. Tego jest tak wiele… Ale to nie wszystko… Mimo badań genetycznych, lekarze nie są w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nasz syn nie może sam oddychać!  Obecnie Kacper przebywa razem z nami w domu, jednak nie oddycha samodzielnie i musi być podłączony pod respirator. Nie ma pewności, że kiedyś sam będzie w stanie wziąć swój własny oddech... Nasze dziecko nie chodzi i nie siedzi, nadal jest pod opieką lekarzy, pielęgniarki i fizjoterapeuty. Aby mogło się to zmienić, potrzebuje intensywnej rehabilitacji. Dzisiaj nadzieją jest, że mówi chociaż "mama" i "babu". Jest więc szansa, że nasz maluch może rozwijać się lepiej...  Pragniemy prosić o pomoc na dalsze leczenie i rehabilitację naszego syna. Wierzymy, że to, co piękne wciąż przed nami!  Malwina i Robert, rodzice

3 407 zł
Jagoda Klyszcz
Jagoda Klyszcz , 5 lat

By Jagódka nie zniknęła we własnym świecie!

U naszej córeczki zdiagnozowano autyzm dziecięcy, w tym zespół Aspergera. Jagódka jest jeszcze dzieckiem, a już jej codzienność to walka z niepełnosprawnością. Występują u niej całościowe zaburzenia rozwoju. Dotyczą zarówno relacji z dorosłymi jak i rówieśnikami. Jej wrażliwość sensoryczna jest mniej rozwinięta, występuje wiele nietypowych zachowań. Jagódka nie nawiązuje żadnej formy kontaktu, nie mówi, nie reaguje na imię, nie rozumie poleceń i nie dzieli wspólnego pola uwagi. Ma wybiórczość pokarmową oraz nadwrażliwość sensoryczną. Lista dolegliwości jest bardzo długa… Jagódka uczęszcza do przedszkola integracyjnego i ma zajęcia z wczesnego wspomagania rozwoju. Niestety są przydzielone tylko 2 godziny miesięczne. Jest to kropla w morzu potrzeb naszej córeczki. Bardzo prosimy o wsparcie finansowe, dla nas ogromną rolę gra czas. Z każdym dniem Jagódka coraz bardziej zatraca się w swoim świecie. Chcielibyśmy zacząć terapię prywatnie, by nasza córeczka mogła zacząć się rozwijać, a w przyszłości samodzielnie funkcjonować. Dziękujemy za udzielone wsparcie, każdy grosz ma nieopisane znaczenie.  Danuta i Marian, rodzice

2 107 zł
Łukasz Kupis
Łukasz Kupis , 43 lata

Wypadek, który zmienił wszystko – pomóż Łukaszowi odzyskać sprawność!

Łukasz zawsze był człowiekiem niezwykle pogodnym, optymistycznym, kochającym ludzi i życie. Nie bał się nowych wyzwań i nie było dla niego rzeczy niemożliwych...  Niestety, wszystko się zmieniło 11.09.2021 roku. Tego dnia doszło do wypadku, który zabrał mojemu mężowi dosłownie wszystko.  Wydawałoby się, że to sprawa błaha, bo przecież któż z nas kiedyś nie spadł, czy nie uderzył się w głowę. Ale niestety, skutki tego wypadku okazały się tragiczne.  Doszło do stłuczenia krwotocznego mózgu, złamania kości skroniowej, urazowego krwotoku podpajęczynówkowego, złamania czaszki i kości twarzoczaszki. Mąż przeszedł również zespół udarów. Jego mózg odbijał się od czaszki jak piłeczka od prawej do lewej strony. Łukasz przeszedł długą i bardzo trudną operację, podczas której kilka razy był reanimowany! Ale najważniejsze jest to, że przeżył.  Rokowania były przerażające. Zaraz po operacji, usłyszałam, że mąż na pewno pozostanie w stanie wegetatywnym. Będzie oddychał za pomocą respiratora, nie będzie przełykał, nie będzie chodził, nigdy nie będzie już samodzielny… Jednak wbrew temu co mówili lekarze, stał się cud! Mój mąż żyje, oddycha, przełyka i chodzi! Wszelki niedowład kończyny prawej ręki i nogi ustąpił. Fizycznie Łukasz jest w bardzo dobrym stanie, ale nadal potrzebuje rehabilitacji. Ma afazję, nie mówi i często nie rozumie poleceń, ani pytań. Na całe szczęście jest młodym człowiekiem, który po ukończeniu szkoły, studiów cały czas się uczył, rozwijał umysł i dzięki temu ma bardzo duże szanse na powrót do zdrowia.  Przed nim nauka słów, czytania, pisania, czytania ze zrozumieniem... Moim marzeniem jest, aby nasi synowie Olaf  i Leonard mogli porozmawiać ze swoim tatą tak jak dawniej, aby tata znowu był tatą taki jak dawniej...  Łukasz 2 stycznia 2022 roku jedzie na kolejny turnus rehabilitacyjny, który jest bardzo kosztowny. Ile takich turnusów jeszcze będzie potrzebował? Tego nie wiemy, ale każda złotówka jest nam bardzo potrzebna. Pomóżmy mojemu mężowi wrócić do domu, do synów... do mnie. Kinga, żona Łukasza

40 842,00 zł ( 67,35% )
Brakuje: 19 797,00 zł
Arsen Lastoveniuk
Arsen Lastoveniuk , 3 latka

Cierpienie, na które tak trudno patrzeć... Ratujemy Arsena!

Nasze życie wywróciło się w pewnym momencie do góry nogami... Nigdy nie zapomnę tamtego poranka. Ten zastrzyk z antybiotykiem, który zabił moje dziecko w 20 sekund. W tym momencie moje serce zatrzymało się wraz z sercem mojego dziecka.    Niestety nie da się cofnąć czasu... Dzięki Bogu mój synek, Arsenij, żyje. Wierzę, że nam się uda! Nigdy się nie poddam i będę walczyć o niego do końca.    Moje biedne dziecko tyle już wycierpiało w swoim jeszcze tak krótkim życiu... Jaka szkoda, że ​​to wszystko przydarzyło się właśnie mojemu słońcu... Ile szczęścia i możliwości odebrał ten błąd...  Pod koniec sierpnia dziecko zachorowało na zapalenie oskrzeli i 27 sierpnia zostaliśmy przyjęci do szpitala w Kołomyi (Ukraina, obwód iwanofrankiwski). Po zakończeniu leczenia Arsenijowi ustawiano kroplówki i wykonywano inhalacji.    Jednak 1 września o 9:30 rano przyszła pielęgniarka, żeby podać zastrzyk antybiotyku. Moje dziecko było w moich ramionach… Pielęgniarka zbyt szybko wykonała zastrzyk z 20 ml leku, a już po 20 sekundach serce mojego syna nagle się zatrzymało.    Nie da się opisać słowami tego stanu, którego doświadczyłam... Moje serce zatrzymało się wraz z sercem mojego dziecka... Po pół godziny lekarzom udało się ponownie uruchomić serce... Te pół godziny to tak mało czasu, aby poczuć się szczęśliwą i tak niezmiernie dużo, aby poczuć żal.    Nieco później zaczęła się śpiączka i mój syn został przeniesiony do regionalnego szpitala w Iwano-Frankiwsku. W 9 dniu śpiączki w wyniku zatrzymania krążenia wszystkich narządów doszło do niedrożności jelit i Arsenij musiał przejść operacje wyłonienia stomii.    Dziecko wyprowadziło się ze śpiączki na początku października. Czuło się ospałe, bo w taki sposób organizm zareagował na ogromny stres, a także operację jelit. Ale dzięki Bogu moje dziecko było ze mną i żyło. W tym czasie nie zostawiłam go ani na minutę, tak się martwiłam, by nikt nigdy więcej nie mógł go skrzywdzić.    Po śpiączce rozpoczęły się codzienne badania i formułowanie diagnoz. Wszystko to wymagało ogromnych wysiłków fizycznych i środków materialnych. Ale byłam gotowa przejść przez to i wyciągnąć moje dziecko z tego całego koszmaru.    Mój króliczek dostał wiele diagnoz: encefalopatia, zapalenie płuc, anemia, choroba poresuscytacyjna, zaczęły się też napady drgawkowe... Niestety silne drgawki spowodowały zwichnięcie stawu biodrowego.  Moje biedne dziecko... Ile ono znosi, ile prób życiowych przechodzi każdego dnia... GDYBYM MOGŁA, TO ZABRAŁABYM OD NIEGO CAŁY TEN BÓL I ROZPACZ.    Teraz zostaliśmy wypisani do domu na kilka tygodni, aby nabrać sił, ponieważ Arsenij czeka na operację zainstalowania rurki gastrostomijnej w celu usunięcia sondy, a także operację wyłonienia stomii z powodu grubości ścian odbytnicy. Zamówiliśmy również aparat Gnevkovsky'ego do korekcji zwichnięcia nóg, jednak jeśli nie pomoże to w ciągu 3 miesięcy, będziemy musieli poddać się operacji stawu biodrowego.    Ze względu na to, że lekarze na Ukrainie porzucili mojego syna, nasza fundacja szuka kliniki za granicą z dużym doświadczeniem i praktyką leczenia i rehabilitacji dzieci z takimi problemami (obecnie czekamy na odpowiedź z kliniki w Turcji i we Włoszech).    Mamy nadzieję i wierzymy, że wszystko się ułoży. Zrobię co w mojej mocy, bez względu na koszty.    Wciąż mamy wiele trudności, ale co najważniejsze - świat jest pełen dobrych ludzi. Błagam o pomoc w rozpowszechnianiu informacji o moim synku, aby jak najwięcej osób dowiedziało się o nim i pomogło nam go przywrócić oraz dać mu ŻYCIE BEZ BÓLU.    Niestety nasze środki się kończą i muszę Was prosić o pomoc. PROSZĘ O POMOC! KAŻDA POMOC JEST WARTOŚCIOWA.

3 029,00 zł ( 19,77% )
Brakuje: 12 291,00 zł
Józef Dobkowski
Józef Dobkowski , 5 lat

❗️Józio przeżył porażenie prądem, teraz walczy o każdy ruch! Prosimy, pomóż...

Józio to nasz ukochany synek. Jest dla nas całym światem. Tak bardzo cieszymy się, że żyje… Jednak to, co przeżyliśmy 11 marca 2021, nie będziemy w stanie nigdy zapomnieć. Wtedy poznaliśmy, co to znaczy strach. Gdy dziś o tym myślimy, serca nadal biją nam jak szalone. Teraz każdy dzień to walka o jego życie i sprawną przyszłość…  To był nieszczęśliwy wypadek. Jednak chwila zamieniła całe nasze życie w koszmar… Nasz najmłodszy synek Józio został porażony prądem. To wszystko, co działo się dalej, pamiętam jak przez mgłę. Józio stracił przytomność już w domu, rozpoczęliśmy reanimację. Jednak dopiero po czasie zaczęło się dziać najgorsze… Karetka, szpital… Lekarze aż 40 minut walczyli, by przywrócić mu życie. Tak długo musiał być reanimowany. Szok i przerażenie zupełnie opanowały wtedy nasze głowy. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, a każda minuta ciągnęła się jak wieczność. W jednej chwili zawalił się nam cały świat. Bezsenne noce pełne strachu i lęku o życie naszego dziecka, dźwięk aparatury, dziesiątki podawanych leków...  Józek przeżył. I to był dla nas pierwszy cud za który codziennie jesteśmy wdzięczni. Pierwsze miesiące po koszmarnym wypadku spędził na wielu szpitalnych oddziałach, gdzie najpierw walczył o życie, a potem lekarze robili co w ich mocy, by podtrzymać wszystkie funkcje życiowe. Przez ten czas wiele razy słyszeliśmy gorzkie słowa: Proszę być przygotowanym na najgorsze. Józek nas nie słyszy, nic z tego nie będzie… My jednak nie traciliśmy nadziei. Przez pół roku byliśmy pacjentami Kliniki Budzik. To tam uwierzyliśmy w to, że ciężką pracą możemy odzyskać ukochanego synka.  Nasze maleństwo ma niedowład czterokończynowy, padaczkę, niewydolność serca, jest karmiony przez PEG-a, nie mówi… Wróciła minimalna świadomość. Uśmiecha się, gdy słyszy gitarę. Skupia swoją uwagę, gdy widzi filmiki sprzed wypadku, na których szaleje podczas zabaw. Te małe rzeczy trzymają nas przy życiu. Pozwalają uwierzyć, że Józio do nas wróci…  Żaden rodzic nie powinien być w sytuacji, w której musi patrzeć na umierające dziecko. To, co nas spotkało to koszmar, ale wiemy, że nie możemy się poddać! Zbiórka pomoże nam zapewnić intensywną rehabilitację, zakupić sprzęty oraz pokryć koszty leczenia. Z całych sił będziemy walczyć o zdrowie, świadomość i sprawność naszego syna! Twoja pomoc sprawi, że będzie to znacznie łatwiejsze. Rodzice Józia –––––––––––––––––––– ➤ Obudźmy Józia

136 239 zł
Damian Patykiewicz
Damian Patykiewicz , 37 lat

Pomóż wygrać walkę z chłoniakiem - teraz!

Proszę o pomoc, mój mąż walczy o życie, a walka ta pochłania ogromne środki. Potrzeba pilnych badań, wizyt u specjalistów, a kolejki na NFZ są tak długie, że człowiek z chorobą nowotworową nie ma szans, żeby się doczekać. Musimy szukać ratunku w prywatnych rękach, a to wszystko wiąże się z wydatkami. Dlatego musieliśmy uruchomić tę zbiórkę i opowiedzieć Wam naszą historię... Damian - szczęśliwy ojciec, mąż, brat i syn. Prowadzący normalne i spokojne życie. Jednak to życie przewróciło się nam do góry nogami - chłoniak Hodgkina. Nowotwór, śmiertelnie niebezpieczeństwo, niepewność jutra. W naszym domu zagościł strach i przerażenie, że stracimy wkrótce to, co najważniejsze... Wszystko zaczęło się w listopadzie kiedy to Damiana zaczął męczyć silny kaszel, udał się do lekarza, tam dowiedział się o wodzie w płucu, myśleliśmy, że to koniec złych informacji. Po ściągnięciu wody okazało się, że ma guza w śródpiersiu wielkości grejpfruta, kolejny badania były kolejnymi złymi wiadomościami: nowotwór złośliwy- chłoniak ziarnisty. Obecnie jesteśmy w zawieszeniu. Lekarze nie chcą podjąć się dalszych działań do momentu uzyskania wyników badania PET/CT, który pozwala na dokładne określenie lokalizacji i stopnia zaawansowania chorób nowotworowych w całym ciele. Na takie badanie musimy czekać, czas do badań jest długi. Prywatne badanie można zrobić szybciej, jednak jest dość kosztowne. Pomóżcie nam zacząć tę walkę, przyspieszyć leczenie, bo w tej chwili tracimy czas i nadzieję... Anna, żona  --- Możesz pomóc biorąc udział w LICYTACJACH

59 458 zł
Robert Bonna
Robert Bonna , 27 lat

Pomóż mi wstać na nogi – marzę o samodzielności!

Robert kochał motory. Gdy tylko miał chwilę, siadał na ten swój i gnał przed siebie… Rok temu, podczas jednej z takich przejażdżek zdarzył się wypadek… Mój syn jest po nim sparaliżowany. Jeździ na wózku, ale nie poddaje się i walczy, by znów żyć normalnie. Robert pamięta wszystko z tego dnia. Nie opanował motoru, uderzył w krawężnik. Kask ochronił głowę - syn mówi, nie stracił pamięci i przede wszystkim żyje, ale kręgi zostały zmiażdżone. W szpitalu spędził ponad pół roku. Robert przeszedł już kilka operacji. Na początku nie oddychał samodzielnie. Lekarze nie dawali mu żadnych szans, ale ja wiedziałam, że tak łatwo się nie podda. Nie myliłam się. Zaczęliśmy intensywną rehabilitację. Małymi krokami idziemy do przodu. Syn powoli zaczyna poruszać kolejnymi partiami ciała. Wierzę, że jeśli dalej będzie tak ciężko pracował, kiedyś znów stanie na nogi.  Mój syn może żyć normalnie, być sprawny, ale potrzebuje do tego Twojej pomocy. Zakup symulatora chodu potrzebnego do dalszej rehabilitacji jest poza moim zasięgiem finansowym. Pomóż mi postawić Roberta na nogi… Przed moim synem jeszcze całe życie, nie chcę by spędził je na wózku. Ewa, mama Roberta

17 934,00 zł ( 58,53% )
Brakuje: 12 705,00 zł
Adam Gastoł
Adam Gastoł , 56 lat

Pożar strawił dobytek Adama i odebrał życie ukochanej mamy!

Jedna z grudniowych nocy skończyła się dla Adama tragicznie. Mężczyzna mieszkał z mamą, w jednej z mazowieckich wsi — Stoczku. Niespodziewany pożar przerwał spokojną noc. Mama mężczyzny zdążyła go obudzić, by uchronić syna przed dymem i płomieniami. Niestety, jej samej nie udało się uciec. Zabrakło czasu, uratowała dziecko, samej przy tym tracąc życie. Gdy mężczyzna wybiegł z domu po pomoc, pożar już siał spustoszenie. Miał na sobie wyłącznie piżamę. Nie zdążył zabrać ze sobą nic innego. Na skutek tragedii stracił dosłownie wszystko. Ogień odebrał życie jego matki, zniszczył dom, zabrał ze sobą poczucie bezpieczeństwa.  Adam w mgnieniu oka, stracił wszystko, co posiadał. Widzieć, jak żywioł z sekundy na sekundę trawi cały dobytek, odbiera życie ukochanej matki okrutnie łamie serce. Bezsilność, przerażenie, strach o następny dzień. Takie emocje od kilku dni nie opuszczają mężczyzny.  Budynek nie nadaje się do mieszkania, wymaga odbudowy. Mężczyzna tymczasowo znalazł schronienie u brata, jednak nie może zostać tam na zawsze. Bardzo prosimy Cię o pomoc. Każda złotówka pomoże Adamowi odzyskać dach nad głową. Dom to azyl, najważniejsze miejsce dla każdego człowieka. Prosimy, pomóż odzyskać to, co zabrał okrutny żywioł. Pozwól znów poczuć się bezpiecznie. Bliscy Adama

45 139 zł
Władysław Łukin
Pilne!
Władysław Łukin , 21 lat

Mały guzek okazał się śmiertelnym wyrokiem! Ratuj Władka!

Po głowie chodzi mi tylko jedno: znaleźć ratunek dla mojego dziecka! Potworna choroba powoduje rosnące zagrożenie. Mój syn ma tylko 18 lat, on umiera na moich oczach… Pomoc potrzebna jest natychmiast!  Kiedy samopoczucie Władka zaczęło się pogarszać, nie zwlekaliśmy - niemalże od razu zaczęliśmy konsultacje ze specjalistami. Początkowo przypuszczano, że to łagodna torbiel lub tłuszczak - bardzo chcieliśmy wierzyć, że zmiana okaże się niegroźna, a syn szybko wróci do formy. Operacja miała nam pomóc znaleźć odpowiedź na pytanie z czym walczymy…  Wrzesień 2020 roku przeszedł do historii naszej rodziny jako najtrudniejszy, najbardziej przerażający… Zamiast potwierdzenia niegroźnej choroby otrzymaliśmy informację, która zwaliła nas z nóg - niepozorny guz okazał się wyrokiem śmierci dla mojego dziecka. U syna zdiagnozowano pęcherzykowy mięśniakomięsak prążkowanokomórkowy.  Według statystyk to jeden przypadek na milion. Szanse na ratunek, jak wskazali lekarze prowadzący, były określane jako znikome. Rozpacz, jakiej doświadczyliśmy, była nie do opisania…  Na ten moment zostało włączone leczenie tymczasowe, dające szansę do utrzymania Władka w dobrej kondycji do czasu znalezienia odpowiedniej i skutecznej terapii, która pomoże nam pokonać chorobę. Niestety, na Ukrainie nikt nie może nam pomóc - nie mamy odpowiednich specjalistów, którzy mogliby uratować życie. Poszukiwanie pomocy zajęło mi sporo czasu, ale wreszcie trafiłam na informację, która zmieniła praktycznie wszystko. Jedyna szansa na ratunek znajduje się w Izraelu. Niestety, koszt terapii przekracza nasze możliwości - ratowanie życia wyceniono na ponad milion złotych! Leczenie powinno rozpocząć się właściwie natychmiast, a my musimy zdobyć niewyobrażalną sumę, by rozpocząć procedury. To ty i sieć twoich kontaktów jesteście naszą nadzieją! Nigdy nie myślałam, że znajdę się w takiej sytuacji. Nie spodziewałam się, że życie mojego dziecka będzie zależało od wsparcie i pomocy obcych ludzi. Na szali leży wszystko. Błagam, my nie mamy czasu!  Proszę, błagam! Twój gest może zmienić życie całej naszej rodziny… Wiadomość o chorobie była dla nas potężnym ciosem, ale jeszcze nie wszystko stracone. Dopóki Władek żyje, mamy nadzieję! On ma tylko 18 lat. To czas, by zaczynać życie, a nie je kończyć. Nie mogę powiedzieć mojemu synowi, że przegrałam.  Katarzyna, mama Władka

498 700,00 zł ( 62,09% )
Brakuje: 304 438,00 zł