Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marta Gemza
12 dni do końca
Marta Gemza , 3 latka

Serduszko w potrzebie! Pomagamy małej Martusi!❣️

Nasza córeczka urodziła się ze śmiertelną wadą serca! Przed nią poważna operacja w klinice w Rzymie, na którą zgromadziliśmy środki dzięki Waszej pomocy. Obecnie czekamy na termin operacji, ale na tym nasza walka się nie kończy. Martusia potrzebuje leków, rehabilitacji, badań. Konieczne będzie także dalsze leczenie... Prosimy, poznaj naszą historię i pomóż, abyśmy mogli jej to wszystko zapewnić: 17 października 2021 – dzień, w którym powitaliśmy naszą córeczkę i dzień, w którym rozpoczęliśmy dramatyczną walkę o jej życie. O wadzie serduszka dowiedzieliśmy się jeszcze w czasie ciąży, ale dopiero po narodzinach miało potwierdzić się, jak ciężka jest to wada. Niestety – brutalny scenariusz stał się prawdą.  U naszego maleństwa wykryto bardzo ciężką wadę serca – tetralogię Fallota z atrezją pnia płucnego + MAPCA's. Ta groźnie brzmiąca diagnoza złamała nasze serca, zrujnowała marzenie o beztroskim macierzyństwie, sprawiła, że radość z narodzin Martusi została przyćmiona przez paraliżujący strach. Pękają nam serca na samą myśl, że nasze dziecko jest tak bardzo chore... Przepełnieni łzami i żalem rozpoczęliśmy walkę o życie. Przypadek Marty konsultowaliśmy z wieloma lekarzami i niestety każdy z nich potwierdził diagnozę. Z konsultacji na konsultację umierała w nas nadzieja, że być może jednak to pomyłka… Obecnie Martusia przyjmuje leki stabilizujące jej stan, ale to nie wystarczy, by ją uratować. Po niezliczonych wizytach u najlepszych lekarzy w Polsce rekomendacja wszędzie była jedna. Wszyscy specjaliści zgodnie stwierdzili, że operacja za granicą to jedyna nadzieja, by Marta żyła. Wysłaliśmy dokumentację medyczną naszej córeczki do szpitala kardiologicznego w Rzymie. Otrzymaliśmy kwalifikację i kosztorys od włoskich lekarzy. Założyliśmy zbiórkę i dzięki Waszej pomocy udało nam się zebrać ogromną kwotę. Dziękujemy Wam za to z całego serca. Obecnie czekamy na wyznaczenie terminu operacji. Na tym jednak nie kończy się nasza walka.  Martusia potrzebuje leków, rehabilitacji, badań. Konieczne będzie także dalsze leczenie... Prosimy, pomóż nam, abyśmy mogli ratować naszą ukochaną córeczkę. Rodzice Martusi Licytacje na Facebooku: Serduszko Martusi – licytacje Licytacje dla Marty – pomocy

31 911 zł
Kacper i Kamila Kolasa
Kacper i Kamila Kolasa , 11 lat

By traumy z dzieciństwa nie zaważyły na przyszłości rodzeństwa!

Jesteśmy rodzicami adopcyjnymi dwójki dzieci z niepełnosprawnością. Obydwoje mają za sobą traumę wczesnodziecięcą wynikającą z ich przeszłości.  Syn ma zdiagnozowany zespół FAS, autyzm, ADHD z nadpobudliwością uwagi, centralny niedosłuch CAPD. Jest objęty kształceniem specjalnym, dzięki pomocy nauczyciela wspomagającego ogarnia szkolny materiał. Ma duże problemy z koncentracją uwagi. Jedyny trening słuchowy, jaki może mu pomóc w koncentracji uwagi to taki, który jest skierowany dla dzieci po traumie.  Córeczka od urodzenia ma wrodzony niedosłuch obustronny, musi nosić aparaty słuchowe. Jest z nami niedługo. Jednak już wiemy, że do całkowitej sprawności, aby rozwojem dorównała rówieśnikom, potrzebuje intensywnej rehabilitacji mowy i słuchu. Chcielibyśmy uzbierać pieniądze przede wszystkim na turnus terapeutyczno-rehabilitacyjny dla Kacpra i Kamili. Koszt wyjazdu dla jednego dziecka jest już ogromny, a co dopiero dla dwójki… Niestety nie jesteśmy w stanie z własnego budżetu opłacić niezbędnego leczenia. Prosimy, pomóż nam uzbierać niezbędne fundusze. Pozwól, by nasze dzieci mogły zapomnieć o przykrej przeszłości i cieszyć się pięknym życie. Rodzice Kacperka i Kamili

6 880 zł
Małgorzata Stępniak
Małgorzata Stępniak , 57 lat

”Mamo, jeszcze będzie dobrze…” Pomóż nam zawalczyć o jej sprawność❗️

Moja mama była kobietą o niespożytej energii, wszędzie obecna, zawsze uśmiechnięta i pomocna. Uwielbiała pracę w ogrodzie i czas spędzony z wnukami. Ten krótki opis nie jest nadzwyczajny i wiele osób mogłoby tak powiedzieć o swoim rodzicu… Ale dla nas najprostsze rzeczy nabrały ogromnego znaczenia, gdy jeden dzień zabrał nam wszystko…  Mama przeszła udar niedokrwienny. Nikt nie mógł tego przewidzieć i nikt z nas nie miał na to wpływu. Już w szpitalu dowiedzieliśmy się, że ma niedowład połowiczy lewostronny z dyzartrią. Myśleliśmy wtedy, że nie może być gorzej, a był to początek złych wiadomości.  Podczas badań wykryto krytyczną stenozę tętnicy szyjnej, tętniaka tętnicy mózgu i chorobę niedokrwienną serca. Duży tętniak, zagrażający mamy życiu, wymagał pilnej operacji. To było na tamtą chwilę naprawdę za dużo. Cieszyliśmy się, że mama jest wśród nas, ale nie wiedzieliśmy, jak dużo jeszcze wytrzyma jej organizm.  Na co dzień mama potrzebuje stałej opieki, również przez pojawiającą się ostatnio epizodyczną padaczkę. Rehabilitacja w domu skupiona jest przede wszystkim na niesprawnej ręce. Mama chodzi samodzielnie, ale jedna z kończyn dolnych nie jest w pełni funkcjonalna. Stały trening jej sprawności na pewno pomógłby w powrocie do zdrowia.  Oczywiście minie czas, zanim zbierze siły do walki o codzienność. Na tę chwilę potrzebuje naszej pomocy w każdej codziennej czynności. Aktualnie opiekuje się nią tata i teściowa. Starają się o orzeczenie o niepełnosprawności, ale to wymaga czasu… Dzielą więc obowiązki, żeby tata mógł nadal pracować i zarabiać.  Mama ma dwoje wnucząt, trzecie w drodze. Ma dla kogo walczyć i jest nam wszystkim bardzo potrzebna. Dziś tylko specjalistyczna rehabilitacja neurologiczna może pomóc wrócić do zdrowia. Odzyskać dawne życie i to wszystko, co odebrała choroba.  Każdego dnia wszyscy toczymy bój o mamy zdrowie. Rezygnujemy często z siebie i swoich obowiązków, żeby niczego jej nie brakowało. Mama nauczyła nas tego, żeby zawsze mieć serce na dłoni… Niestety koszty leczenia są tak duże, że musimy prosić o wsparcie! Wierzymy, że będzie dobrze i bardzo prosimy o każdą, nawet najmniejsza pomoc!  Rodzina

2 727 zł
Albert Chowaniak
11 dni do końca
Albert Chowaniak , 5 lat

By skrajne wcześniactwo nie okazało się wyrokiem!

Albercik to skrajny wcześniak. Urodził się w 6. miesiącu ciąży. Ważył zaledwie 800 gramów. Przez bardzo długi czas nie dawano mu cienia nadziei na życie. On jednak wygrał tę walkę. Przez 1.5 roku od urodzenia leżał w szpitalu. Głównie na intensywnej terapii dziecięcej. Dzisiaj mój synek ma już 4 latka. Dzielnie brnie ku lepszemu życiu. Niestety czekają go długie lata zmagań w walce o zdrowie. Albercik przebył już około 15 operacji, a oprócz tego liczne znieczulenia i przeróżne badania. Ma założona zastawkę komorowo-otrzewnową na skutek przebytego wodogłowia.  Karmiony do cewnika gastrostomijnego w brzuszku. Powoli uczy się samodzielnie przełykać. To jednak nie jest takie proste, chociażby ze względu na wiele problemów w obrębie twarzoczaszki czy przede wszystkim w wyniku założonej rurki tracheotomijnej, która pomaga mu w oddychaniu i jest pewnego rodzaju zabezpieczeniem dziecka. Synek jeszcze nie chodzi samodzielnie, nie raczkuje, nie mówi. Intensywnie rehabilitowany, kiedy oczywiście jest w odpowiedniej ku temu formie. Pod okiem specjalistów oraz moim każdego dnia walczy o sprawność i uwolnienie się od wszelkich rurek podłączonych do organizmu. W przyszłości Albercika czekają kosztowne operacje na uszy. Niebawem będziemy musieli zakupić aparaty słuchowe. Albercik wymaga intensywnej rehabilitacji ogólnorozwojowej, wyjazdów na turnusy rehabilitacyjne i logopedyczne. Bez Was nie damy rady! Dziękujemy za każde wsparcie, jakie od Państwa otrzymaliśmy do tej pory. Mama Albercika

42 799 zł
Krystyna Rynkart
14 dni do końca
Krystyna Rynkart , 76 lat

Ile może znieść jedna osoba? Podaruj Krystynie powód do uśmiechu...

Krystyna to kobieta, która w swoim życiu przeżyła już dość sporo, zaczynając od wychowywania swoich dwóch wnucząt po tym, jak jej jedyna córka się od niej odwróciła i postanowiła zacząć nowe życie. Przeżyła ciężką chorobę swojego męża, który chorował przez wiele lat na stwardnienie rozsiane. Na poczet jego choroby musiała wziąć wiele kredytów i korzystać z tak zwanych „chwilówek", aby zapewnić mu najlepszą opiekę i zagwarantować dobre warunki podczas choroby. Mąż zmarł w wieku 54 lat w kwietniu 2004 r. Niestety po prawie 16 latach nadal się to za nią ciągnie i komornicy zabierają z jej emerytury niemałe kwoty.  Teraz los nie oszczędził również Krystyny. Dzień przed Wigilią, czyli 23 grudnia 2021 roku, do babci zostało wezwane pogotowie. Z podejrzeniem udaru została zabrana od razu do szpitala. Okazało się, że przeszła zawał. Dodatkowo został wykryty guz lewego sutka, który najprawdopodobniej jest rakiem złośliwym, ale tutaj czekamy jeszcze na wyniki badań. Krystyna przed zabraniem do szpitala chodziła o kulach, ale umiała sama się umyć, zrobić jedzenie czy też przede wszystkim skorzystać z toalety. 12 stycznia w momencie wypisu ze szpitala okazało się, że nie chodzi już w ogóle, nie umie nawet stanąć na proste nogi, nie ma w nich po prostu czucia. Za długo leżała bez ruchu i lekarze nie dają jej już żadnych szans na to, aby mogła samodzielnie jeszcze kiedyś przejść, choć parę kroków.  Jej wnuk Marcin to 29-letni chłopak, który jako jedyny jej nie zostawił, który musiał zrezygnować z pracy, aby móc się zajmować babcią. Wprowadził się do niej, aby zapewnić babci wszystko, co jest jej potrzebne. W ich mieszkaniu nie ma warunków, aby zapewnić im wygodne życie, nie ma ciepłej bieżącej wody, mieszkanie ogrzewają tak zwaną „kozą”, która jest już stara i nie jest w stanie nagrzać całego mieszkania. Nie ma łazienki, jest jedynie toaleta. Są teraz w bardzo trudnej sytuacji finansowej, babcia musi już na stałe przyjmować leki na serce, osteoporozę, przyjmować zastrzyki przeciwzakrzepowe, antybiotyk i przyjmować inhalacje.  Jednym z naszych celów jest zakup łóżka rehabilitacyjnego oraz materaca przeciwodleżynowego. Najbardziej zależy nam na dostosowaniu mieszkania do babci potrzeb, zrobienie łazienki, w której moglibyśmy ją kąpać oraz podłączeniu ciepłej wody. Zbieramy również na zakup wózka inwalidzkiego, ponieważ taki „standardowy”, który udało nam się dostać z NFZ, jest niestety dla babci za wąski. Przyjmiemy każdą możliwą pomoc i z góry dziękujemy!  Bliscy

420 zł
Jan Wrzesiński
14 dni do końca
Jan Wrzesiński , 18 lat

Niebezpieczna choroba zaatakowała Janka! Pomóż!

Byliśmy w szoku. Jeszcze do niedawna nasz syn tryskał zdrowiem i energią. Biegał po boisku i realizował swoje sportowe pasje. Był typowym nastolatkiem, cieszącą się życiem i młodością. Niestety, do czasu... Niemal wszystko to zabrała mu choroba, która przyszła nagle, bez żadnej zapowiedzi w listopadzie  2021 roku... Janek źle się poczuł i stracił przytomność. Natychmiast zabraliśmy go do szpitala, gdzie przeszedł szereg szczegółowych badań. Wyniki wykazały, że w jego głowie, w części potylicznej znajduje się torbiel. Przeraziliśmy się, jednak lekarz prowadzący uspokajał nas mówiąc, że torbiele nie są groźne i Jaś powinien funkcjonować tak jak dotychczas.  Niestety, mimo zapewnień lekarzy uciążliwe objawy wciąż nie znikały. Janek nadal był osłabiony, miał zaburzenia równowagi, częste bóle głowy, wymiotował. Postanowiliśmy więc skonsultować się z innym specjalistą – neurologiem dziecięcym. Lekarz przeanalizował wyniki i przekazał nam informację, która ścięła nas z nóg – guz mózgu, naczyniak jamisty. Przeraziliśmy się. Nie mogliśmy uwierzyć w to co słyszymy...  Wiedzieliśmy jednak, że od razu musimy zacząć działać!  Natychmiast skontaktowaliśmy się z neurochirurgiem dziecięcym i zapadła decyzja o przeprowadzeniu operacji. Mimo wielu lęków i obaw – zabieg przebiegł pomyślnie. Po kilku dniach Janek został wypisany ze szpitala. Niestety, tylko na dwa tygodnie. W najbliższych dniach czeka go kolejna operacja spowodowana nasilającym się zaburzeniem słuchu oraz koordynacji. Nasza walka o zdrowie syna już teraz jest trudna, bolesna i niestety bardzo kosztowna. Przed nami jeszcze kolejne zabiegi, wyczerpujące badania, wizyty kontrolne i intensywna rehabilitacja. Koszty przerażają, jednak wiemy, że to jedyny sposób, aby uratować naszego syna.  Jaś jest piłkarzem i gra zawodowo w piłkę w drużynie Whitton Wanderers FC na pozycji lewego pomocnika. Piłka nożna to jego pasją i całym życiem, a więc poprawny przebieg rehabilitacji i leczenia jest konieczny, aby syn mógł wrócić na boisko.  Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak prosić Was o pomoc...  Rodzice

7 067,00 zł ( 16,6% )
Brakuje: 35 487,00 zł
Piotr Szyl
10 dni do końca
Piotr Szyl , 68 lat

Rak jest bezlitosny, ale walka wciąż trwa! Pomocy!

W momencie, kiedy wydaje mi się, że wyczerpałem już limit tragedii, pojawia się kolejna diagnoza. Nowotwór bezlitośnie próbuje mnie zabić, a ja każdego dnia toczę walkę. Jeśli się poddam czeka mnie tylko śmierć, a na to jeszcze nie czas! Pomóż, zanim rak zada ostateczny cios!  Nic nie wskazywało na to, co mnie spotka. Nigdy nie spodziewałem się, że tak będzie wyglądała jesień życia. Miałem plany, życie i zwyczajną rzeczywistość, którą bardzo starałem się doceniać. Dziś staję oko w oko z potworem i z całych sił staram się trzymać po stronie życia. Niestety, w moim przypadku limit złych informacji zdaje się być niewyczerpany. Jedna goni kolejną, a w momencie, kiedy mam wrażenie, że zaczynam wygrywać, choroba brutalnie uświadamia mi, że jestem na straconej pozycji. W sierpniu 2021 po raz pierwszy usłyszałem słowo, którego boją się prawdopodobnie wszyscy: nowotwór. Rak żołądka, dzięki wsparciu specjalistów został opanowany, czekałem na dalszą terapię, jednakże tuż przed rozpoczęciem radioterapii badania wykazały nowotwór wątroby. Znów stanąłem na starcie wyścigu o życie, ale moje siły są już mocno nadwyrężone, a organizm coraz słabszy. By skutecznie walczyć z rakiem, muszę działać zdecydowanie. Nowoczesne metody leczenia, które mogą mnie uratować przed śmiertelnym wyrokiem, zostały wycenione na kwoty, które nawet ciężko mi sobie wyobrazić. By wygrać życie, potrzebuję pomocy nie setek, a tysięcy dobrych ludzi, którzy pomogą mi się ratować. Stoję w przedsionku piekła, jeden fałszywy ruch oznacza bolesny upadek. Błagam, pomóż mi!  Nie wyobrażam sobie, że to wszystko tak po prostu się skończy. Trudno mi przyjąć do wiadomości, że przegram. Rak nie może mieć ostatniego słowa. Proszę, pomóż mi. Jeszcze mam nadzieję…  Piotr

13 922 zł
Damian Baranek
Pilne!
9 dni do końca
Damian Baranek , 29 lat

Choroba zabrała mi mamę, teraz zabija mnie... Proszę, pomóż mi!

Choroba, która odebrała mi mamę, teraz przyszła po mnie. Postępuje, a ja wiem, co mnie czeka – gdy byłem dzieckiem, widziałem to wszystko u mamy. Przerażający koniec… Często zamiast słów wsparcia, słyszę obelgi. Mówią, że jestem pijany, gdy przewracam się na ulicy. Nie wiedzą, że to choroba przejmuje władzę nad moim ciałem! Bardzo proszę o pomoc. Moją jedyną nadzieją jest operacja. Nie chcę umierać tak wcześnie…  Mam na imię Damian, mam 26 lat. Wiem, że przez chorobę moje dni są policzone. Moja mama zmarła, mając zaledwie 32 lata. Ja miałem wtedy 6. Razem z bratem wychowywaliśmy się bez jednej z najbliższych i najważniejszych osób w życiu. Było nam bardzo ciężko… Nie mogłem zrozumieć, dlaczego nas to spotyka.  Musiałem się szybko usamodzielnić i już w wieku 16 lat, chodząc jeszcze do szkoły, zacząłem pracować w weekendy, aby pomóc tacie i drugiej mamie. Zaledwie 2 lata później, gdy dopiero wchodziłem w dorosłość, dowiedziałem się, że mam pląsawicę Huntingtona. Tę samą chorobę, która zabiła moją mamę… Nie poddawałem się, ponieważ od zawsze byłem osobą śmiało podążającą za marzeniami. Wierzyłem, że pokonam chorobę i powstrzymam ją najdłużej, jak tylko się da. Tak bardzo chciałem żyć! Moją pasją były samochody i ciężarówki. Miałem wiele planów, które mimo choroby starałem się realizować. Niestety od jakiegoś czasu choroba zaczęła coraz bardziej postępować… Mimowolne ruchy ciała zaczęły się nasilać… Z dnia na dzień moja sprawność ruchowa się pogarsza. Codzienne czynności sprawiają mi coraz większe problemy.  Zdarzyło się, że idąc ulicą, przewróciłem się, a ludzie na ulicy zaczęli krzyczeć, że jestem pijany. Jest to bardzo przykre, jak niektórzy potrafią szybko ocenić drugą osobę, nie znając jej… Jedynym moim ratunkiem jest neurostymulacja mózgu! Niestety, nie jest ona refundowana… Moja choroba będzie coraz bardziej postępować, aż nie będę zdolny do samodzielnego życia. W konsekwencji doprowadzi do śmierci w młodym wieku. Dziś mam szansę, której nie miała moja mama. Niestety, koszt operacji przerasta moje możliwości finansowe. Dlatego zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc w uzbieraniu pieniędzy. Jest to szansa na powrót do w miarę normalnego życia. A ja bardzo chcę żyć… Za każde wsparcie dziękuję.

84 053,00 zł ( 68,7% )
Brakuje: 38 288,00 zł
Mikołaj Sławik
Mikołaj Sławik , 19 lat

Kiedy młode życie zatrzymuje choroba... Ratuj Mikołaja!

Kiedy dostał się do szkoły sportowej, niemal unosił się nad ziemią. Spełniały się jego marzenia. Miał przeświadczenie, że świat leży u jego stóp. Byliśmy z niego tacy dumni! Nasza radość nie trwała jednak długo... Mikołaj zupełnie bez powodu zaczął odczuwać drętwienie dłoni. Zaniepokojeni udaliśmy się do lekarza, który uspokoił nas i zalecił przyjmowanie witamin. Objawy na chwilę się wycofały, jednak po kilku dniach wróciły wraz ze słabnącą nogą. To był początek najgorszej w życiu przygody. Długo trwało szukanie pomocy, wieczorem zostaliśmy przyjęci na SOR, rano syn przeszedł już pierwsze badanie rezonansem magnetycznym. Stres sięgał zenitu. Gdy objawy zaczęły się cofać, w celach dalszej diagnostyki zlecono wykonanie punkcji lędźwiowej. I tego dnia nasz świat zmienił się bezpowrotnie... Mikołaj dzielnie leżał 24 godziny, by uniknąć bólu głowy. Zostaliśmy poinformowani, że to może potrwać kilka dni. Ostatecznie po kilku dniach syn opuścił szpital z diagnozą stwardnienia rozsianego i z uporczywym bólem głowy. W pierwszych dniach Mikołaj czuł się bardzo źle, że nawet lekarz przyjechał do domu. I choć wracał do siebie, powoli, to jednak ból głowy nie ustępował. Wtedy czekaliśmy cierpliwie, że minie po kilku dniach. Później, że może po trzech miesiącach. Ale nie mijał. I nie minął aż do teraz. To już ponad osiem miesięcy przyjmowania dużej ilości leków przeciwbólowych. W tak trudnej sytuacji szukaliśmy różnych rozwiązań. Syn skorzystał z zabiegów akupunktury, które miały szybko przynieść ulgę. Nawet po wielu spotkaniach nie było poprawy. Syn zaczął stosować osteopatię. Kilka długich i obiecujących zabiegów, również nie przyniosło poprawy. Terapię czaszkowo – krzyżową, klawiterapię, terapię pijawkami, bioenergoterapię. Zasięgaliśmy porad wielu neurologów i Mikołaj przyjmował coraz to różniejsze lekarstwa, ale nadal bez skutku. My przecież nie możemy się poddać! Udało nam skontaktować się z niemiecką kliniką, która daje nadzieję pacjentom takim, jak Mikołaj. Proszę, pomóż nam zapłacić za leczenie i zawalczyć o lepsze jutro! 25 kwietnia musimy stawić się w klinice!

53 295,00 zł ( 57,14% )
Brakuje: 39 960,00 zł