Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcel Buczek
Pilne!
Marcel Buczek , 12 lat

Wesprzyj walkę Marcela❗️ Pomóż pokonać NOWOTWÓR!

Co robisz, gdy widzisz, jak Twoje dziecko płacze z bólu? Gdy lekarz mówi Ci, że ma nowotwór?! Gdy nie śpisz w nocy, bo boisz się kolejnego dnia? WALCZYSZ! Przytulasz i mówisz, że będzie dobrze! A później robisz wszystko, żeby tak było… Już w zeszłym roku Marcel skarżył się na ból nogi, jednak lekarze uspokajali nas, że to tylko bóle wzrostowe, że minie. Nie minęło! W styczniu kolano syna bardzo spuchło, a na jego nodze pojawiły się liczne zasinienia. Znów zapukaliśmy do drzwi gabinetu lekarskiego, jednak tym razem wszystko potoczyło się zupełnie inaczej… Pediatra zlecił badania krwi i zdjęcie RTG. Po zapoznaniu się z  historią leczenia syna pilnie wysłał nas do ortopedy. Wtedy rozpoczął się nasz koszmar, a Marcelek trafił do piekła – za drzwi oddziału onkologii dziecięcej, prosto w objęcia nowotworu… Marcel jest w trakcie serii badań. Obecnie najważniejsze jest monitorowanie jego sytuacji w celu jak najszybszego wykrycia przerzutów, które mogą pojawić się w szpiku. Syn jest przerażony… Trudno mu zrozumieć, co właściwie stało się z jego życiem… Towarzyszący mu zespół Aspergera potęguje lęk przed niewiadomą…  Zła informacja jest taka, że nowotwór się rozrasta! 9 października mamy kolejną wizytę u ortopedy, po której lekarze zadecydują o losach Marcela. Wiemy, że konieczna będzie operacja, by usunąć zmiany. A później? Chemia? Radioterapia? Jeszcze boję się o tym myśleć… W oczekiwaniu na kluczowe leczenie Marcel musi korzystać z intensywnej rehabilitacji. Musi wzmocnić ciało, by było gotowe do dalszej, wyczerpującej walki! Potrzebuję Waszej pomocy, aby Marcel mógł stawić czoła temu potworowi, który zawładnął jego ciałem. Proszę, pomóżcie mi uwierzyć, że wszystko skończy się dobrze… mama, Dorota

1 551,00 zł ( 1,45% )
Brakuje: 104 832,00 zł
Solomiia Pakolivecka
Pilne!
Solomiia Pakolivecka , 7 lat

Wrócił po nią zabójca dzieci – neuroblastoma❗️RATUNKU❗️

Myśleliśmy, że jedziemy na kolejne badanie okresowe i że niebawem wrócimy do domu… Tymczasem 17 lipca usłyszeliśmy najgorszą wiadomość z możliwych. Ziścił się koszmar, który jeszcze wracał nocami. Teraz to dzieje się na jawie – WZNOWA NOWOTWORU! Moja córeczka znów staje do walki na śmierć i życie! Klinika w Barcelonie wyceniła leczenie na gigantyczną sumę, nie zgadzając się na żadne obniżki… Cena za szansę na życie Solomii to ponad 2,5 miliona złotych! Jestem zrozpaczona, w desperacji błagam o pomoc każdego, kto czyta mój apel… Mam na imię Oksana, jestem mamą 6-letniej Solomii. Moja córka umierała na nowotwór, gdy uciekaliśmy przed wojną, która pochłonęła nasz dom, cały nasz dorobek, nasze poprzednie życie… W ostatniej chwili trafiliśmy do Barcelony na leczenie, na które udało nam się zebrać dzięki ludziom o wielkich sercach. Po długiej i trudnej walce – ciężko opisać w kilku zdaniach tyle miesięcy bólu, strachu, płaczu – udało się, była remisja! Osiedliliśmy się na stałe w Polsce, tu zaczęliśmy nowe życie. Mieliśmy nadzieję, że najgorsze za nami. Jeździliśmy tylko do Barcelony na badania kontrolne. Wyniki były dobre przez 1,5 roku. A teraz wszystko wróciło… Neuroblastoma nie bez powodu nazywana jest zabójcą dzieci. Wznowa pojawia się bardzo często, a przychodzi jeszcze silniejsza, po dziecko już osłabione długim i ciężkim leczeniem… Nie wiem, jak mamy teraz wygrać. Jak moja córeczka ma to wszystko ponownie znieść… Będzie gorzej, niż za pierwszym razem – to pewne. Jesteśmy zrozpaczeni… Badanie MIBG wykazało dwa guzy zlokalizowane w okolicy nadobojczykowej i piersiowej. Solomiia ma już 6 lat. Natychmiast zrozumiała, co powiedział lekarz. Płakała bez przerwy, nie mogliśmy jej uspokoić… Ciągle powtarza tylko, że chce do domu…  Trzymała mnie kurczowo za rękę i chciała prowadzić do drzwi. Byle jak najdalej od szpitala, od tego koszmaru… Nie może uwierzyć, że choroba wróciła, że ten horror zaczął się na nowo. My wciąż też nie dowierzamy… W świadomych już do bólu oczkach mojej córeczki znów pojawił się strach. Radość przepadła…  Kolejny raz stajemy do walki o życie naszego dziecka. Dziecka, które świadome jest piekła, jakie ją czeka…  Na już potrzebujemy min. 40 000 euro, by zapłacić za operację wycięcia guzów. Potem badanie histopatologiczne i dalszy plan leczenia: chemia, radioterapia, immunochemia i immunoterapia. Koszt gigantyczny! Operacja powinna odbyć się już za tydzień! Nie mamy jednak takich pieniędzy… Środki z poprzedniej zbiórki zdołały pokryć pierwsze leczenie i wizyty kontrolne w Barcelonie, a nawet na to nie starczyło… Wydaliśmy już wszystkie oszczędności, nie mamy nic. Ta zbiórka to nasza jedyna nadzieja. Jedyna szansa naszej dziewczynki na życie… Proszę, błagam o pomoc… Kiedy życie dziecka zostaje wycenione przez klinikę na tak ogromną sumę, rodzic nie ma nic do gadania… Może albo zapłacić, albo zrezygnować z leczenia. Ale jak mam skazać moje dziecko na śmierć, nawet jeśli system jest bezduszny?! Musimy spróbować. Musimy… Błagam… Mama Solomii ➡️ Licytacje dla Solomii ➡️ Strona Solomii na Facebooku newsy.mamotoja.pl - Dramat, szpital przerwał leczenie! Mała Solomiia nie przestaje płakać, to ostatnia szansa, zanim ją wyrzucą

1 618 217,00 zł ( 91,57% )
Brakuje: 148 923,00 zł
Szczepan Skibniewski
13 dni do końca
Szczepan Skibniewski , 45 lat

Maszyna wciągnęła i zmiażdżyła mu rękę – potrzebna proteza!

Życie mojego taty dotychczas kręciło się wokół innych. Był zawsze gotowy pomóc, podnieść bliskich na duchu, wesprzeć swoją wiedzą i siłą. Niestety okrutna tragedia przecięła jego życie na pół… Maszyna w pracy wciągnęła i zmiażdżyła jego prawą rękę!  Mój tata, Szczepan, odkąd pamiętam był osobą, której uśmiech rzadko kiedy schodził z twarzy. Nawet w najtrudniejszych chwilach był w stanie znaleźć pozytywy, tak aby podtrzymać nas, swoich bliskich, na duchu. Jedną z jego naczelnych wartości była pomoc innym. Ciężko mi nawet zliczyć, jak wiele dobra dla innych uczynił przez 45 lat swojego życia: co roku uczestniczy jako wolontariusz w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, regularnie wspiera różne akcje charytatywne, a szczególnie bliskie jego sercu jest dobro zwierząt.  Niestety, 3 lutego wydarzyła się tragedia, która zmusiła tatę do zatrzymania się… Tamtego dnia tata miał mieć wolne, planowaliśmy spędzić ten dzień rodzinnie, w domu. Jednak pech sprawił, że musiał jeszcze na chwilę pójść do pracy, dokończyć coś, czego nie zdążył zrobić w tygodniu. Kilka sekund zadecydowało, że życie mojego taty zmieniło się na zawsze! Wskutek nieszczęśliwego splotu wydarzeń podczas prac konserwacyjnych, fragment kurtki taty został wciągnięty do maszyny. Tata walczył z całych sił i próbował się wyswobodzić! Wszystko trwało dosłownie sekundy – MASZYNA WCIĄGNĘŁA CAŁĄ JEGO PRAWĄ RĘKĘ! Niestety, pomimo wielkiego wysiłku lekarzy, ręki mojego taty nie udało się uratować. Zniszczenia były zbyt obszerne, by cokolwiek dało się zrobić… Jedynym wyjściem była amputacja. Z dnia na dzień z osoby bardzo aktywnej, pełnosprawnej, stracił swoją dominującą, prawą rękę. Dla nas wszystkich jest to ogromny szok, ale tata postrzega to jako osobisty KONIEC ŚWIATA! Tata jest pod najlepszą możliwą opieką lekarzy i dzięki ich wysiłkom, będzie mógł częściowo powrócić do poprzedniego życia. Lekarze ocenili, że możliwe stanie się założenie protezy ręki, dzięki której będzie mógł wykonywać wiele czynności „po staremu”. Koszt protezy ręki jest dla naszej rodziny niewyobrażalny – to ponad 700 000 zł!  Takich oszczędności nie zebralibyśmy nawet pracując przez całe życie. Bardzo głęboko wierzymy, że mój tata wyjdzie z całej sytuacji silniejszy i w swoim życiu uczyni jeszcze wiele dobrego dla innych. Osoba, która całe swoje życie pomagała innym, teraz sama potrzebuje naszej pomocy. W imieniu mojego taty i całej naszej rodziny prosimy o pomoc i  dziękujemy Wam za każdą wpłaconą sumę i chęć pomocy! Ufamy, że jeszcze będzie przepięknie! Syn Dawid z rodziną

186 320,00 zł ( 25,23% )
Brakuje: 551 934,00 zł
Leon Kot
Leon Kot , 3 latka

Równym krokiem w przyszłość małego Leonka! Twoja pomoc znów potrzebna!

Choć wiedzieliśmy, że Leon urodzi się wadą ortopedyczną, nie mieliśmy pojęcia jak będzie ona poważna oraz ile pieniędzy będzie potrzebne, by przywrócić mu sprawność…  Gdy synek się urodził, jego lewa nóżka była krótsza od prawej o 3,5 cm. Po czasie różnica ta zwiększyła się do 5 centymetrów! Baliśmy się o naszego synka, na szczęście konsultacje ze specjalistami w Paley Institute dały nam nadzieję na sprawną przyszłość Leonka.  Lekarze zaplanowali aż cztery operacje, które gwarantują normalny i prawidłowy rozwój Leonka. Dzięki ogromnemu wsparciu z Waszej strony udało nam się już zebrać część potrzebnej kwoty. 14 grudnia 2022 roku przeprowadzono pierwszą operację, która polegała na podwójnej osteotomii kości miednicy/biodra oraz kości udowej. Po wszystkim Leonkowi założono specjalny gips. Syn musi w nim być unieruchomiony aż do momentu, w którym możliwe będzie rozpoczęcie rehabilitacji. Najprawdopodobniej nastąpi to pod koniec stycznia. Za niecały rok, najpewniej na przełomie listopada i grudnia 2023 roku Leo przejdzie drugą operację, mającą na celu wydłużenie nóżki. Na ten moment zwracamy się do Was z kolejną prośbą o pomoc. Dzięki obecnej zbiórce, chcemy uzbierać kwotę potrzebną do opłacenia trzeciej zaplanowanej operacji Leonka.  Sami nie jesteśmy w stanie zebrać w krótkim czasie tak ogromnych pieniędzy. Prosimy o wsparcie, o pomoc, o udostępnianie. To największe wyzwanie w naszym życiu – wyzwanie, wobec którego sami jesteśmy bezradni. Na ten moment Leoś posiada bucik z podbiciem 6 cm, z którym na co dzień funkcjonuje. Niestety bez takiego obuwia nie jest w stanie samodzielnie chodzić. Różnica w długości nóżek jest już zbyt duża i każda próba chodzenia mogłaby uszkodzić kręgosłup synka. Nie możemy do tego dopuścić. Musimy zrobić wszystko, by zawalczyć o naszego chłopca! Wierzymy, że wkrótce będzie mógł cieszyć się pierwszymi samodzielnymi kroczkami… Kuba i Paulina – rodzice Leonka Wesprzyj zbiórkę poprzez licytacje: ➡️ Leon Zawodowiec i jego Mafia w walce o przejście życia równym krokiem! ➡️ Wyprawa rowerowa HEL(L) WEEK dla Leosia! Instagram Facebook

161 189,00 zł ( 64,6% )
Brakuje: 88 294,00 zł
Antoni Wawak
Antoni Wawak , 3 latka

Tak wiele chorób w jednym małym Antosiu❗️Walczymy o lepsze jutro!

Antoś to nasz drugi, wymarzony synek, na którego narodziny czekaliśmy z niecierpliwością. Nie spodziewaliśmy się, że jeszcze w ciąży dowiemy się o tym, jak bardzo chore jest nasze dziecko… Czy można się na to przygotować? Baliśmy i wciąż boimy się o przyszłość Antosia. Zrobimy jednak wszystko, by była jak najlepsza. Potrzebujemy jednak Twojej pomocy… Ciąża przebiegała bardzo dobrze, aż do 6 miesiąca. Wtedy wykryto u synka wodogłowie. To był szok… Zaczęły się serie badań, wyjazdy do Katowic, by ustalić, czy poza wodogłowiem pojawią się jeszcze inne wady rozwojowe. Potem były coraz gorsze wiadomości…  Potwierdzono hipoplazję robaka móżdżku, brak ciała modzelowatego. Rezonans magnetyczny wskazał na nieprawidłową budowę kory mózgu. Pozostało nam czekać na poród, choć szczęśliwy czas oczekiwania zastąpił trudny do opisania strach… Antoś przyszedł na świat drogą cesarskiego cięcia, a chwilę potem został zabrany na OIOM. Dochodziły kolejne dramatyczne diagnozy: wodonercze, moczowód olbrzymi III i V stopnia. Synek został zacewnikowany. Nie miałam możliwości mieć go przy sobie, tulić i karmić. Jedyne co mogłam zrobić, to odwiedzać go w obecności pielęgniarek. Jeśli jego stan na to pozwalał, brałam synka w ramiona i powtarzałam, jak bardzo jest kochany… Po kilku dniach Antoś został przewieziony do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Ligocie. Tam odbyła się pierwsza operacja – do główki synka wszczepiono specjalną zastawkę. Potem kolejne zabiegi i pobyty w szpitalach. Aż dwa razy Antoś miał poważne zakażenie dróg moczowych – urosepsę! Konieczne było przetaczanie krwi. Pierwsze 2 miesiące życia synek spędził w szpitalu. Dojeżdżaliśmy tam każdego dnia, by choć pół godziny dziennie być przy nim – tylko na tyle pozwalał nam personel szpitala. Do dziś z trwogą wspominamy tamten czas, pełen bólu, cierpienia, bezradności i strachu. W każdej chwili modliliśmy się, by jak najszybciej mógł być w domu, z rodziną, która tak na niego czekała… Zanim synek wyszedł ze szpitala, po kolejnych tygodniach spędzonych na oddziale nefrologii, musiałam nauczyć się wszystkiego, by samodzielnie zajmować się nim w domu. Dzień opuszczenia szpitalnych murów był chyba najszczęśliwym w naszym życiu. Radość jednak nie trwała długo…  Po 5 dniach znów jechaliśmy do szpitala z kolejnym zakażeniem dróg moczowych. Od tamtego czasu powtarzało się to jeszcze kilka razy, za każdym razem strach był tak samo duży… Antoś jest pod opieką wielu specjalistów. Konieczne są konsultacje neurologiczne, nefrologiczne, neurochirurgiczne, urologiczne, kardiologiczne, audiologiczne, genetyczne, wizyty w poradni preluksacyjnej. Antoś potrzebuje też wizyt u neurologopedy, terapii oczu, licznych rehabilitacji metodą Vojty i Bobaty, które są dla nas światełkiem w tunelu i dają nadzieję na to, że nasz synek będzie się rozwijał, stanie kiedyś o własnych siłach i powie do nas “mamo” i “tato”... Robimy wszystko, żeby Antoś robił postępy. Nie ma dnia bez rehabilitacji, tygodnia bez wizyty u specjalistów. Mimo że jest znacznie opóźniony psychoruchowo, cieszymy się z małych rzeczy, które osiąga. Ma coraz więcej siły i potrafi samodzielnie utrzymać główkę, reaguje na nasze twarze i głosy. Uśmiecha się do nas, co więcej – dwa dni przed ukończeniem 9 miesięcy zaśmiał się na głos! Jego śmiech doprowadził nas do łez wzruszenia i szczęścia, bo widzimy, że robi kolejny krok do przodu, a rehabilitacje przynoszą efekty! Pieniądze ze zbiórki pozwolą nam pokryć koszty niektórych konsultacji, częstych wyjazdów do szpitala, prywatnych badań i rehabilitacji, bez których nasz kochany synek nie ma szans na prawidłowy rozwój... Z całego serca dziękujemy za pomoc, Paulina i Mateusz – rodzice Antosia

141 349 zł
Przemysław Żukowski
7 dni do końca
Przemysław Żukowski , 42 lata

Wygrałem ze śmiercią dwa razy! Teraz walczę, by odzyskać życie, jakie znałem!

Miałem 35 lat, gdy moje życie się zakończyło. Życie, jakie znałem i lubiłem - stabilne, przewidywalne, z planami do zrealizowania. Nigdy bym nie pomyślał, że coś może pójść nie tak. Choroby przecież dotykają ludzi starszych, schorowanych. Nic bardziej mylnego - we wrześniu 2017 roku wszystko, co do tej pory było na wyciągnięcie ręki, stało się nieosiągalne… Dzień rozpoczął się zwyczajnie - ogarnąłem się rano i poszedłem do pracy. Zacząłem się trochę gorzej czuć... W pewnym momencie było już tak źle, że wezwano pogotowie. Doszło do dwukrotnego krwotoku mózgowego. Dwukrotnie też musiała być robiona resuscytacja. Chociaż moje życie zostało uratowane, zupełnie wywróciło się do góry nogami.  Jestem w 100% zależny od drugiego człowieka. Zachowałem pełną świadomość - widzę, czuję, pamiętam, myślę logicznie. Nie mogę jednak samodzielnie się poruszać. Ciężko mi utrzymać głowę bez podparcia - mięśnie karku i barków nie mają siły jej unieść. Nogi są porażone, stopy zdeformowane - bez specjalnego pionizatora, ortez i wsparcia nie jestem w stanie na nich stanąć. Ręce odzyskują sprawność, ale wciąż są zbyt słabe, bym mógł zrobić sobie kanapkę, pójść do toalety czy się ubrać. Wylew odebrał mi mowę. Powrót do wymawiania pojedynczych sylab trwał długo, ale to konieczne, by budować słowa a z czasem pełne zdania. Swobodną komunikację umożliwia mi wskazywanie liter alfabetu.  Mam jednak siłę, by walczyć o swoje zdrowie i sprawność. Wspiera mnie rodzina, szczególnie brat. Wokół mnie są specjaliści, dzięki którym mój stan z dnia na dzień się poprawia. Widzę te efekty i to one dają mi wiarę na powrót do zdrowia. Nie wyobrażam sobie, by przerwać terapię. Niestety, topniejący budżet urealnia ten strach  Boję się, że nie będę miał z czego zapłacić za kolejną rehabilitację. Że efekty, które są wynikiem wieloletniej pracy, bólu, pracy często ponad siły - będą zaprzepaszczone. Proszę, pomóż wrócić do zdrowia. Każda złotówka zwiększa moje szanse. Każda wpłata daje mi siłę, by pokonywać ból i przeszkody, narzucane przez moje ciało. Przemysław

99 290,00 zł ( 100,16% )
Kacper i Adrian Zając
11:25:10  do końca
Kacper i Adrian Zając , 5 lat

By skrajne wcześniactwo nie zniszczyło szansy bliźniaków na zdrowie!

Ciąża bliźniacza, podwójne szczęście, podwójne obowiązki i lęk, czy moim dzieciom będzie dane urodzić się o czasie, czy będą zdrowe, a ich przyszłość bezpieczna. Niestety, Kacper i Adrian to skrajne wcześniaki z 24 tygodnia ciąży. Wcześniactwo pozostawiło wiele śladów w ich organiźmie. Borykają się z napięciem mięśniowym, dysplazją oskrzelową, retinopatią, padaczką. Od początku są rehabilitowani, aby w przyszłości stanąć na nóżki i samodzielnie funkcjonować. Do tej pory radziliśmy sobie sami. Niestety okulista przekazał nam złą wiadomość dotyczącą wzroku. Chłopców czeka operacja oczu. Koszty związane z rehabilitacją i leczeniem są ogromne, dlatego prosimy o pomoc, o wsparcie naszych synków w tej trudnej walce o lepszą przyszłość! Rodzice

94 520 zł
Alek i Agata Gruza
Alek i Agata Gruza , 9 lat

Mama i syn walczą z potworną, nieuleczalną chorobą❗️Ratunku❗️

Z całego serca dziękuję Wam za dotychczasowe wsparcie. Tylko dzięki niemu mogłem walczyć o zdrowie i lepsze jutro dla żony oraz synka. Niestety, nasza sytuacja nadal jest niezwykle trudna i kolejny raz muszę zwrócić się do Was z prośbą o pomoc… Nasza historia: Mam chorego synka i chorą żonę. Zrobię dla nich wszystko, zapukam do każdych drzwi, każdego poproszę o pomoc, byle tylko nie stracić nadziei na ich lepszą przyszłość… Alek urodził się niedotleniony. Ten najpiękniejszy moment, który ze łzami w oczach wspominają wszyscy rodzice, w naszym przypadku zapoczątkował walkę. Walkę, którą będziemy toczyć już zawsze.  Syn przez pierwsze lata wymagał intensywnej rehabilitacji metodą Bobath i Vojty z powodu mocno obniżonego napięcia mięśniowego. Do tego dochodziła intensywna rehabilitacja stóp przez końsko-szpotawe ułożenie. Miał problemy z gryzieniem i mówieniem. Jego rozwój był mocno opóźniony w stosunku do rówieśników.  Poród synka bardzo odbił się na zdrowiu żony. Niestety, niedługo później przyszło jej zmierzyć się z potworną diagnozą – wykryto u niej dystrofię miotoniczną typu 1. Kolejny cios spadł na nas, gdy tę samą chorobę zdiagnozowano również u Aleksa. To choroba nieuleczalna, prowadząca do bolesnej sztywności mięśni, osłabienia mięśni i ich zaniku. Bez rehabilitacji i terapii komercyjnej oraz domowej ich mięśnie odmówiłyby z czasem posłuszeństwa. Do tego stopnia, że jedynym środkiem poruszania byłby wózek inwalidzki lub nie byliby w stanie podnieść się z łóżka. Już teraz żona ma problemy z połykaniem, a mowa robi się coraz mniej wyraźna. Traci siłę w palcach, a mięśnie u niej sztywnieją. Przede wszystkim w sferze barkowej, szyjnej i w nogach ta przypadłość jest najgorsza. Do tego stopnia, że bez codziennej terapii manualnej nie mogłaby wstać z łóżka ani ruszyć szyją. Bez masaży nóg chodzenie sprawia u niej duży ból i trudność.  Własny stan zdrowia i obciążenie opieką nad niepełnosprawnym synem bardzo odbił się na zdrowiu psychicznym żony. Wszystkie choroby wykluczają ją z czynnej pracy zawodowej oraz pełnowymiarowej opieki nad synem. Nieoceniona była i jest pomoc dziadków ze strony mamy Alusia, którzy od jego narodzin pomagali i pełnili nad nim opiekę, kiedy ja musiałam pracować poza Warszawą. Wdzięczność za to nie zna granic! Staram się zapewnić mojej rodzinie wszystko, czego potrzebuje, jednak sam nie daję już rady. Niestety ja też jestem chory. W moim przypadku jest to polipowatość rodzinna, która zaatakowała jelito grube. Ciężar moich schorzeń i schorzeń mojej rodziny przygniata mnie każdego dnia. Wziąłem na swoje barki naprawdę dużo, czasem brakuje mi sił.  Aluś jest dzieckiem niepełnosprawnym, nad którym należy sprawować opiekę cały czas. Do tej pory wielokrotnie trafiał do szpitala, walczył na rehabilitacjach i turnusach wyjazdowych. Te dają najlepsze efekty, są nadzieją na lepszą przyszłość. Cały czas bandażujemy mu stopki, aby nie dopuścić do nawrotu szpotawości.  W tym momencie sen z powiek spędza nam utrudniona mowa synka. Jest ona niezrozumiała, a w momentach frustracji Alek przestaje mówić i po prostu wskazuje na to co chce osiągnąć lub otrzymać. Obniżone napięcie twarzy oraz problemy z żuchwą są powodem niedomkniętej buzi. Bez intensywnej terapii neurologopedycznej nie damy rady. Do tego wskazane są turnusy rehabilitacyjne, terapia integracji sensorycznej, terapia ręki i wiele innych, na które po prostu nie mamy środków. Cała nasza trójka jest schorowana. Odkąd Alek przyszedł na świat, wymaga intensywnego leczenia i żmudnej rehabilitacji, głównie prywatnej. Staramy się o to, by synek regularnie uczestniczył w turnusach rehabilitacyjnych, które dają niesamowite efekty. Jednak lata mijają, potrzeby rosną, a oszczędności już dawno się rozpłynęły. Niestety straciłem możliwość otrzymywania renty. Utrzymujemy się z mojej skromnej pensji oraz zasiłku pielęgnacyjnego. Tak bardzo się martwię, że kiedyś nie będę mógł pomóc tym, których tak bardzo kocham. Martwię się o to, że na leczenie po prostu nie będzie nas stać... Proszę, pomóż nam! Marcin 🎥 8-letni Olek cierpi na dystrofię miotoniczną, jego rodzice na depresje | Januszewska | Na Pomoc! 🎥 Obejrzyj postępy Alka! ➤ Życie Alka i jego mamy można śledzić także na Facebook'u ➤ Licytacje dla Olusia i Mamy ➤ Allegro Charytatywni MEDIA O ZBIÓRCE ➤ portal.abczdrowie.pl – Kolejne diagnozy niemal ich złamały. "Lekarka była niezmiernie zaskoczona" ➤ poradnikzdrowie.pl – Żyję z...: "Gdybym wiedziała o chorobie, nie zdecydowałabym się na dziecko" ➤ medonet.pl – To miał być łatwy poród. Lista chorób zatrważa. Marcin: "brakuje mi sił" ➤ gazeta.pl – Ciąży na mnie wielka odpowiedzialność - pan Marcin wspiera chorą żonę i synka

54 174,00 zł ( 44,28% )
Brakuje: 68 167,00 zł
Jagoda Snela
11:25:10  do końca
Jagoda Snela , 16 lat

Ma dopiero 15 lat, a już walczy o ŻYCIE... Ratunku!

Jagoda była pełną życia, aktywną fizycznie, wesołą i otwartą dziewczyną. Do 13. roku życia rozwijała się prawidłowo, była okazem zdrowia i wzorem idealnej odporności. Nikt się nie spodziewał, że to akurat ją może dotknąć ta straszna choroba… Zaczęłam się martwić, gdy na podudziach córeczki pojawiły się obrzęki i przybrała na wadze. Usprawiedliwiałam to jednak okresem dojrzewania. Rzeczywistość niestety okazała się inna. Tak naprawdę w organizmie córki zatrzymywała się woda, bo nerki już nie pracowały tak, jak powinny. Zrobiliśmy badania, które niestety nie pozostawiały złudzeń. Lekarz pilnie skierował nas do szpitala, ze względu na wysoki białkomocz. Pierwsze tygodnie były niezwykle trudne, bo Jagoda była w stanie bezpośrednio zagrażającym życiu.  Zostało wprowadzone leczenie, które dawało 50% szans skuteczności. Niestety, w przypadku naszej córki nie zadziałało. Konieczne było wdrożenie 3-miesięcznej kuracji sterydami. Nastąpiła częściowa remisja, stan Jagody był stabilny, ale niestety dalej nikt nie był w stanie powiedzieć nam, co jest bezpośrednią przyczyną problemów zdrowotnych córki. Padła wstępna diagnoza – zespół nerczycowy steroidooporny. Musieliśmy wykonać biopsję nerki i dalej cierpliwie badać i diagnozować Jagódkę… W ciągu ostatnich dwóch lat córka była hospitalizowana ponad 20 razy. Jej kontakty towarzyskie znacznie ucierpiały, bo przez niską odporność, musiała być izolowana. Każda infekcja była dla niej bardzo niebezpieczna, dlatego konieczne było wprowadzenie nauczania indywidualnego.  W tej chwili Jagoda chodzi do szkoły, stara się normalnie funkcjonować, ale jej codzienność wygląda zupełnie inaczej, niż rówieśników. Córka przyjmuje ponad 20 tabletek dziennie, a mimo to, leczenie nie do końca działa. Niestety, konsekwencją choroby, sterydoterapii i leczenia biologicznego, jest astma, podatność na urazy, przerost dziąseł i niezwykłe słaba odporność. Ponadto Jagódka na całym ciele ma bardzo masywne rozstępy, które występują w miejscach niestandardowych – tam, gdzie normalnie nie powinny się pojawiać. Żaden lekarz nie jest w stanie nam powiedzieć, jak długo nerki będą sobie radziły. Na ten moment wiemy, że stale postępujący proces zapalny, może doprowadzić do całkowitej niewydolności i konieczności przeszczepu. Niestety, lekarze przygotowują nas, że choroba najpewniej rozwinęłaby się ponownie – nawet po przeszczepie. Konieczne jest wykonanie badań genetycznych, które być może dadzą nam w końcu konkretną odpowiedź i pokierują – co robić i jak walczyć dalej… Rozpiera nas duma, gdy widzimy jak Jagoda sobie radzi, pomimo że spadło na nią tak wiele w bardzo krótkim czasie. Nie jest łatwo… Córka wykorzystała czas, który musiała spędzić odizolowana i intensywnie uczyła się języka angielskiego. Interesuje się też malowaniem, mangą,  w przyszłości bardzo chce zostać psychologiem.  Na naszą rodzinę spadło już zbyt wiele złego… Ja sama toczyłam nierówną walkę z nowotworem i gdy myślałam, że udało się go pokonać i teraz już wszystko będzie dobrze, niedługo później zachorowała nasza córeczka. Nie pozostaje nam nic innego, jak prosić o pomoc. Jagoda wymaga dalszego diagnozowania, leczenia i terapii. Nie chcemy, by brak środków pozbawił naszą córkę szansy na szczęśliwą przyszłość. Prosimy, otwórzcie dla niej swoje serca. Rodzice Jagody

43 740,00 zł ( 82,23% )
Brakuje: 9 452,00 zł