Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Krzysztof Jastrzębski
5 dni do końca
Krzysztof Jastrzębski , 35 lat

Trwa walka o każdy oddech ❗️ Pomóż Krzysztofowi ❗️

U Krzysia zdiagnozowano chorobę, z którą nie ma szans wygrać. To, co dla jednego człowieka stanowi codzienność, dla naszego syna jest niedoścignionym marzeniem. Dzisiaj Krzysztof marzy tylko o jednym – by żyć. Prosimy, wesprzyj jego trudną walkę… Już od pierwszych dni wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo. U syna zdiagnozowano dziecięce porażenie mózgowe, padaczkę, kamicę nerkową i wiele innych chorób, które nieodwracalnie odebrały mu sprawność. Odebrały dzieciństwo i piękne czasy młodości. Odebrały całą przyszłość… Krzysztof porusza się na wózku i wymaga całodobowej opieki. Dbamy o niego z oddaniem i miłością, każdego dnia wkładając w tę pracę nie tylko całe serce, ale i część własnego zdrowia. Przez wiele lat radziliśmy sobie dobrze, ale w październiku 2023 roku sytuacja zdrowotna syna przerosła nasze możliwości. Krzysztof musiał być hospitalizowany z powodu bardzo wysokiego tętna oraz niskiej saturacji. Spędził kilkanaście dni w śpiączce farmakologicznej. Po opuszczeniu szpitala do naszej codzienności wkroczyły kolejne obowiązki: regularne badanie tętna i pulsu, podawanie specjalistycznych lekarstw i tlenu z koncentratora.  Niestety, od tej pory Krzyś trafia do szpitala regularnie. Podnosi się tętno, spada saturacja. Syn robi się siny, z trudem łapie oddech. Leki nie działają… Koncentrator tlenu nie daje rady… Tym razem nie wiemy, kiedy wrócimy do domu… Kolejny raz umiejętność tak podstawowa dla każdego człowieka, stała się dla Krzysia niedostępna… Krzysztofa trzyma przy życiu maszyna do terapii wysokoprzepływowej, sprowadzona specjalnie dla niego z innego szpitala. Pomaga wprowadzić do jego organizmu tlen i jednocześnie odessać dwutlenek węgla.  By po opuszczeniu szpitala dom był dla syna bezpiecznym miejscem, musimy zaopatrzyć się w takie urządzenie, niezbędny osprzęt, butlę z tlenem i dodatkowy zestaw lekarstw.  Musimy jak najszybciej przygotować się do dalszej walki o Krzysia. Bez sprzętów i lekarstw syn nie ma szans, by w obliczu kolejnej tragedii doczekać przyjazdu karetki… Prosimy o Wasze wsparcie, nim będzie za późno! Rodzice

22 773,00 zł ( 107,03% )
Svitlana Polszykowa
Pilne!
Svitlana Polszykowa , 45 lat

Rak chce odebrać mamie życie❗️RATUNKU❗️

Kiedy po wybuchu wojny trafiłam do Polski, wydawało mi się, że wreszcie mogę czuć się bezpiecznie. Niestety, wkrótce okazało się, że czyha na mnie nowe niebezpieczeństwo... W moim ciele rozwija się rak piersi! Uciekłam z kraju w obawie przed utratą życia. Wiedziałam, że sytuacja jest tragiczna. Musiałam ratować siebie i moje wspaniałe dzieci. Bardzo je kocham i nie wyobrażam sobie, że mogłoby coś im się stać. Do niedawna pracowałam w przedszkolu, gdzie uczyłam maluchy tańca. Życie wreszcie się układało. Sytuacja niespodziewanie się zmieniła. Pewnego dnia wyczułam coś w piersi. Zmiana była podłużna. Przypominała pod skórą maleńki pasek. Byłam pewna, że to zwykłe otarcie, które za moment zniknie. Niestety, sytuacja nie ulegała poprawie. Wreszcie postanowiłam zgłosić się do ginekologa. Po badaniu piersi lekarz od razu skierował mnie na onkologię. Diagnoza okazała się okrutna... Nowotwór złośliwy piersi! W głowie kłębiły się najróżniejsze myśli... Ile mi pozostało? Jak będzie wyglądało moje życie? Czy umrę? Lekarze zalecili chemioterapię. Jej pierwszy cykl był wyczerpujący. Byłam blada i słaba. Myśl, że przede mną kolejne cztery, napawa mnie lękiem i smutkiem. Po chemii czeka mnie operacja usunięcia guza z piersi oraz radioterapia. Dodatkowo, specjaliści zastanawiają się, czy choroba ma podłoże genetyczne. Jeśli tak, oprócz operacji piersi trzeba będzie usunąć jajniki. Każdego dnia płaczę, zastanawiając się, ile jeszcze wytrzymam... Leczenie i rehabilitacja kosztują fortunę. Jestem w niezwykle trudnej sytuacji finansowej. Choroba pochłania masę pieniędzy, a na moim utrzymaniu mam jeszcze dziesięcioletniego synka. Codziennie zasypiam, zastanawiając się, co będzie, jeśli mnie zabraknie. Muszę walczyć o życie dla moich dzieci! Jeśli zechcecie pomóc mi w tej trudnej drodze, będę niezwykle wdzięczna. Nie będzie łatwo, ale nie mogę się poddać. Chcę jak najdłużej być w życiu moich synów. To mój matczyny obowiązek. Nie pozwól mi umrzeć! Pomóż! Svitlana

2 437 zł
Stanisław Pecka
Stanisław Pecka , 23 miesiące

Ratujemy oczka Stasia – Pomożesz❓

Nasz Stasiu urodził się w październiku 2022 roku. Jego poważne problemy rozpoczęły się gdy chłopczyk skończył pół roku. To wtedy rozpoczęła się nasza długa ścieżka diagnostyczna. Przeszliśmy przez gabinety licznych specjalistów, gdzie lekarze podejrzewali u Stasia nowotwór. Podczas jednego z pobytów usłyszeliśmy potwierdzenie diagnozy odwarstwienia siatkówki. Sprawa była bardzo rzadka i poważna. Zdecydowaliśmy, że polecimy skonsultować wyniki Stasia do Filadelfii, do jednego z najlepszych szpitali okulistycznych na świecie. Staś już miał trafić na stół operacyjny, jednakże ponownie okazało się, że rozpoznanie nie było trafne. Przeszliśmy naprawdę wiele, powoli tracąc nadzieję, że trafimy na odpowiednich lekarzy… Ostatecznie stwierdzono rzadką chorobę – młodzieńcze rozwarstwienie siatkówki w postaci niemowlęcej. Nasz synek nie widzi na lewe oko, w prawym na obecną chwilę nie jesteśmy w stanie zbadać ostrości.  Rozwarstwienie siatkówki jest schorzeniem nieoperacyjnym.  Jedyną nadzieją jest rehabilitacja oraz nauka funkcjonowania z tą poważną dysfunkcją. Nie pozostaje nam nic innego jak wierzyć w rozwój medycyny i wynalezienie terapii genowej, ale obecnie musimy ciężko pracować, aby dać Stasiowi szansę na dobre życie. Uczęszczamy regularnie na zajęcia WWR, jeździmy do najlepszych specjalistów na terapię wzroku, wizyty u tyflopedagogów, ortoptoptystów i częste kontrole okulistyczne. Każdego dnia boimy się o jego przyszłość… Choroba Stasia może prowadzić do odwarstwienia siatkówki, a nawet do całkowitej utraty wzroku. Niestety obawiamy się przy tym najgorszego – że choroba Stasia postępuje. Po raz kolejny czekamy, aż doktor w Filadelfii wyznaczy nam wizytę, w której stwierdzi, czy nie doszło do odwarstwienia siatkówki. Jeżeli tak jest, potrzebna będzie pilna operacja.  Potrzebujemy środków na leczenie w USA, wizyty kontrolne, koszty związane z dojazdem, doraźne wizyty u okulistów, sprzęt medyczny oraz dodatkową rehabilitację. Staś wymaga całodobowej opieki, dlatego tylko jeden z nas rodziców, może podjąć pracę zarobkową. Prosimy was o wsparcie, abyśmy mogli zapewnić Stasiowi warunki do prawidłowego rozwoju. Rodzice ➡️ Złotówka Za Kilometr - rowerowa akcja pomocy chorym dzieciom

40 011,00 zł ( 28,54% )
Brakuje: 100 151,00 zł
Andrzej Marzęcki
Andrzej Marzęcki , 49 lat

Kazano nam pożegnać się z tatą… On jednak chce żyć! Pomóżcie!

4 lipca zdarzyła się tragedia – w wyniku wypadku samochodowego nasz tata doznał ciężkich obrażeń ciała i głowy! Stan był krytyczny, więc od razu z miejsca wypadku przetransportowano go na SOR, a później trafił na oddział intensywnej terapii! Kiedy wydawało się, że sytuacja się stabilizuje, doszło do ostrej niewydolności oddechowej! Lekarze nie dawali tacie szans na przeżycie i kazali nam się z nim pożegnać… Nie mogliśmy w to uwierzyć! Tata miał jednak ogromną wolę życia i przetrwał kryzys! Przez kilka tygodni leżał podtrzymywany przy pomocy leków, a my codziennie dojeżdżaliśmy do niego, by wesprzeć go chociaż swoją obecnością przy szpitalnym łóżku. Mamy z tatą wyjątkową więź – już od dzieciństwa to on wspierał wszystkie nasze plany i marzenia. Był dla nas, małych chłopców, wzorem do naśladowania! Niestety, tata po wyprowadzeniu ze śpiączki farmakologicznej nie odzyskał na razie świadomości i nie ma z nim kontaktu, co świadczy o uszkodzeniu mózgu. Mimo to wierzymy, że tata kiedyś do nas wróci, a my jako synowie musimy mu w tym pomóc!  Na szczęście tata oddycha już bez pomocy respiratora, jednak walka o powrót do dawnego zdrowia i sprawności może potrwać wiele miesięcy. Dotychczas staraliśmy się zapewnić mu rehabilitację z własnych środków, jednak teraz, gdy zadanie lekarzy na OIOMie już się kończy, musimy przenieść go do wyspecjalizowanego ośrodka. To będzie długa i trudna rehabilitacja, która jest niestety bardzo kosztowna. Dlatego zwracamy się o pomoc i wsparcie w walce o przyszłość Andrzeja! Zrobimy wszystko, aby tata do nas wrócił! Synowie z rodziną

52 814,00 zł ( 27,58% )
Brakuje: 138 676,00 zł
Fabian Kamiński
Fabian Kamiński , 4 latka

Fabian się nie poddaje, choć choroba nie odpuszcza... POMOCY!

Ciążą przebiegała książkowo, nie było żadnych niepokojących objawów, które mogłyby wskazywać, że dzieje się coś niedobrego. Byliśmy przeszczęśliwi, że powitamy na świecie naszego drugiego synka. Niestety szybko radość zamieniła się w strach, przerażenie i obawę o życie Fabianka. Synek urodził się 5 grudnia 2019 roku. Niestety po porodzie nie płakał, miał problemy ze ssaniem, przelewał się przez ręce… Każda mama po trudnym i wyczerpującym doświadczeniu, jakim jest poród, pragnie tylko jednego – usłyszeć płacz swojego dziecka, aby mieć pewność, że wszystko z nim w porządku. Ja niestety nie usłyszałam nic. W głowie pojawiło się mnóstwo obaw i strach, które próbowałam stłumić miłością i nadzieją, bo przecież synek był przy mnie, żył. Niestety okazało się, że Fabian nie przyszedł na świat sam. Razem z nim przyszła nieuleczalna choroba genetyczna – Zespół Pradera Williego. Nie ma na nią lekarstwa, nie można jej operować. Objawia się nieopanowanym poczuciem głodu, obniżonym napięciem mięśniowym i problemami z mową.  Wiedzieliśmy, że zrobimy wszystko, aby pomóc naszemu dziecku. Przez jakiś czas po porodzie, ze względu na wykonywane badania, Fabian musiał przebywać w szpitalu. Gdy mogliśmy go już zabrać do domu, od razu rozpoczęliśmy poszukiwania odpowiedniej dla synka rehabilitacji, by zapewnić mu możliwie najlepszy rozwój.  Niestety spadło na nas kolejne nieszczęście. W styczniu 2022 roku Fabian potrafił już przejść krótki dystans na czworaka, zaczynał podpierać się na kolanach. Widzieliśmy, że z każdą chwilą robi postępy. Jednak w lutym wszystko runęło, gdy zachorował na Covid-19. Przeszedł sepsę, był niewydolny krążeniowo i oddechowo. Byliśmy przerażeni, bardzo baliśmy się, że możemy go stracić. Mimo małych szans na przeżycie – Fabian wygrał. Jednak przez ten incydent stracił wszystkie swoje umiejętności, które na nowo musimy wypracować. Teraz przemieszcza się głównie pełzając… Dodatkowo choruję na padaczkę, nie mówi i ma wadę wzroku. Jest stale rehabilitowany. Uczęszczamy z nim na zajęcia z integracji sensorycznej, spotkania z psychologiem i neurologopedą. Niestety synuś nie może jeszcze pójść do przedszkola, ponieważ przez swoje problemy zdrowotne – boją się go przyjąć.  Ze względu na konieczność całodobowej opieki nad Fabiankiem, nie mogę podjąć żadnej pracy. Jedyną osobą, która zarabia, jest mój mąż. Niezwykle ciężko nam opłacić kosztowną rehabilitację, leczenie i zapewnić rodzinie wszystkie potrzeby. Fabianek ma starszego brata Gabrysia. Chłopcy są dla nas całym światem. Cieszymy się, widząc, że Fabian próbuje komunikować się z bratem i potrzebuje jego obecności. Gabryś jest dla Fabianka motorem napędowym w walce o zdrowie i sprawność. Marzymy, żeby nasz synek stanął na nogi… Musimy przestrzegać ścisłej diety, bo ze względu na chorobę genetyczną – Fabian może umrzeć z przejedzenia… Proszę, pomóżcie nam w tej trudnej codzienności. Tylko turnusy rehabilitacyjne mogą pomóc Fabiankowi stanąć na nogi. Rodzice i braciszek Fabiana Licytacje dla Fabianka 💚

43 966,00 zł ( 41,32% )
Brakuje: 62 417,00 zł
Maksymilian Wolski
Maksymilian Wolski , 10 lat

Podaruj Maksiowi szansę na samodzielność❗️

Maks urodził się o 12 tygodni za wcześnie... Przyszedł na świat w 28 tygodniu ciąży, ważył tylko 1250 gramów, zaraz po porodzie stoczył walkę o życie... Ja mogłam się temu tylko bezsilnie przyglądać. Teraz Maks jest już dużym chłopcem, a mi powoli brakuje już siły. W wyniku komplikacji okołoporodowych i spowodowanego nimi niedotlenienia Maks cierpi na mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe. Synek urodził się również z wrodzoną wadą nerek i bardzo dużą wadą wzroku. Całe życie Maksia to wizyty u lekarzy, badania, to też wiele bardzo wyczerpujących godzin rehabilitacji...  A tak wiele jeszcze przed nami... W rok od operacji, która nie odbyłaby się bez Waszego wsparcia, podwoił swoją wagę. Przez co mi jako mamie coraz ciężej go wnosić, zwłaszcza po schodach. Poprzednia jesień i zima były ostatnimi, gdy dałam radę go znieść po schodach. Dlatego schodołaz jest nam tak bardzo potrzebny. To teraz jedyny sposób, by ułatwić nam wyjścia z domu. Dzieci w wieku mojego synka swobodnie biegają, a my marzymy, by choć przez chwile postać, zrobić jeden krok. Takie urządzenie to ogromna pomoc w rehabilitacji, a przecież rehabilitacja to całe życie Maksia... Wciąż wierzymy, że Maksiu stanie na nóżkach, ale póki co jego życie w większej mierze toczy się na wózku inwalidzkim. Chcemy zapewnić mu minimum samodzielności, dlatego znów zbieramy na sprzęt rehabilitacyjny, który zapewni minimum samodzielności.  Proszę, pomóż nam! Mama Maksia, Patrycja

1 153,00 zł ( 6,26% )
Brakuje: 17 252,00 zł
Zofia Janusz
Zofia Janusz , 9 lat

Zosia potrzebuje operacji serduszka❗️

Zosia miała się urodzić i żyć tylko trzy dni… Los okazała się łaskawy, a tamte chwile mamy już dawno za sobą... Mama Zosi, w połowie ciąży, wykonała badania prenatalne. Prawdopodobieństwo wystąpienia wady genetycznej, to 1/6000. To bardzo mało. Ufff…uczucie ulgi. Dla pewności jeszcze wykonano test surowicy. Uznano, że rodzice mogą spać spokojnie. W takiej świadomości pozostali na kolejne kilka miesięcy. 32 tydzień. Okazuje się, że maluszek zaczyna spieszyć się z przyjściem na świat.  Podano sterydy, ale… podczas badań pojawiły się też pewne wątpliwości. W grę wchodziła wada serca. Diagnozę potwierdzono. Do wady serduszka doszła informacja o 21 chromosomie. Maluch urodzi się z Zespołem Downa. Rodzice usłyszeli słowa, które po dziś dzień bardzo bolą: „Jest to wada letalna. Państwa dziecko będzie żyło trzy dni, no może pięć. Wtedy jego serce przestanie bić”… Rodzice przez pięć kolejnych tygodni żyli w przekonaniu, że tak właśnie będzie. Że ich dziecko urodzi się po to, aby mogli je przywitać, przytulić…i pożegnać. Zosia urodziła się w niedzielę. Dzień jej odejścia w przybliżeniu wyznaczono na środę… potem przesunięto na piątek. Mama na własne życzenie wypisała się z porodówki, aby móc spędzić z nią całe życie. Życie, które liczone miało być w godzinach. Przypadek Zosi pokazuje, że nawet najmądrzejsi potrafią się pomylić. Zosia zaskoczyła wszystkich i w piątej dobie życia razem z rodzicami po prostu wyszła do domu. Wada serca jest częstym towarzyszem Zespołu Downa. I Zosię ten scenariusz nie ominął. Dzięki Wam udało się zoperować Serduszko Zosi i odczarować wyrok, który ciążył na niej od dnia narodzin! Armia ludzi o wspaniałych sercach wsparła to jedno małe serduszko, by mogło bić, żyć i cieszyć się tym życiem!

106 310,00 zł ( 45,42% )
Brakuje: 127 733,00 zł
Marcel Szela
Pilne!
Marcel Szela , 7 lat

DRAMAT dziecka❗️ Marcelek nagle stracił wzrok! POMOCY!

Ta zbiórka jest wyjątkowo pilna! Koszmar który wydarzył się w tej rodzinie, jest trudny nawet do opisania! Każdy kto ma dziecko wie, że ta historia to najgorszy koszmar rodzica! Marcelek stracił Wzrok – ma 6 lat, jest małym przerażonym chłopcem, którego nagle otoczyła ciemność! Bez ostrzeżenia jednego dnia zniknęły wszystkie obrazy w jego życiu! Trudno nawet wyobrazić sobie tę panikę i przerażenie, jakie może czuć dziecko, które straciło wzrok w ciągu kilku minut! Słowa, które wypowiedział Marcelek, wciąż brzmią w uszach – Mamusiu, ja nic nie widzę!  Tego dnia odebrałam telefon z zerówki, że musimy odebrać wcześniej synka, bo źle się czuje i ma gorączkę! Zwyczajny telefon, po którym człowiek zwalnia się z pracy i jedzie po dziecko, spodziewając się zwykłej  infekcji. W tym wypadku od tego telefonu zaczęło się piekło, które trwa do dzisiaj.  Wieczorem gorączka u mojego synka sięgała już 40 stopni, a leki na obniżenie nie działały. Lekarz przepisał antybiotyk, ale stan Marcelka się cały czas pogarszał! Pojawił się rumień guzowaty, który lekarzowi pierwszego kontaktu nie dawał spokoju. Zmiana skórna nie wyglądała jak zwyczajna alergia na lek… Po dwóch dniach trafiliśmy do szpitala. Sytuacja stawała się coraz bardziej dynamiczna! Pierwsza diagnoza jaką stwierdzono to grypa typu A. W tamtym momencie wskaźnik zapalny CRP był już bardzo wysoki! Tego samego dnia po południu mój synek w jednej chwili stracił wzrok! Byliśmy przerażeni! 6-latek, który przestaje widzieć, jest przerażony. Marcelek płakał, nie wiedział, co się dzieje, a my nie umieliśmy go uspokoić , bo sami byliśmy totalnie przerażeni!  Lekarze, którzy zbadali Marcelka, stwierdzili, że to normalne, brzy tak ostrym przebiegu grypy i musimy to przeczekać! Ale jak można przeczekać całkowitą utratę wzroku u dziecka. Marcelek miał ogromne źrenice i skarżył się na potężny ból głowy, a my mieliśmy czekać? Sytuacja pogarszała się z godziny na godzinę. Żadne leki nie mogły uśmierzyć bólu głowy, aż w końcu nastąpił atak! Marcelek stracił przytomność, a jego serduszko się zatrzymało! Po masażu serca Marcelek trafił na OIOM – to wszystko, co się działo było jak jakiś najstraszniejszy koszmar z którego człowiek nie może się wybudzić. Na OIOMie skonsultowano Marcelka z okulistą, który powiedział najstraszniejsze na świecie!  W oczach są liczne wylewy krwotoczne, siatkówki są odklejone – państwa synek ma zniszczone oczy!  W tamtej chwili brano jeszcze pod uwagę dwie opcje – zapalenie opon mózgowych, albo białaczkę! Takie podejrzenie to kolejny cios dla rodziców. Marcelka przygotowywano do rezonansu, który niestety nie został od razuwykonany. Podano sterydy na zapalenie opon mózgowych i kazano czekać. Byliśmy załamani! Stan naszego synka wciąż był bardzo ciężki, zmiany zakrzepowe nie wchłaniały się, Marcelek kompletnie nic nie widział, a my mieliśmy czekać? 5 stycznia synek dostał silnego zapalenia spojówek. Sytuacja, zamiast się poprawiać, stawała się coraz bardziej skomplikowana. Wtedy przekierowano nas z Bydgoszczy do Poznania. W tamtej chwili ciśnienie w oczkach naszego syna było już bardzo wysokie, co utrudniało wszelkie działania lekarzy. Wykonano zabieg wiktrektomii po którym ostatecznie skreślono szanse Marcelka na odzyskanie wzroku! Dla rodzica taka informacja to jak najczarniejszy sen, który może się przyśnić! Szukaliśmy ratunku i trafiliśmy na okulistykę do Łodzi. Tam niestety też nikt nie potrafił nam pomóc, ale dostaliśmy nadzieję – pierwsze światełko w tym strasznym tunelu złych wydarzeń. W klinice w Turcji operują takie dzieci jak Marcelek! Oznacza t, że jest szansa na odzyskanie wzroku. W tej chwili dla naszego dziecka jest to jak odzyskanie życia, które stracił! Warunek jest jeden – musimy dostać się do tureckiej kliniki jak najszybciej.  Piękne niebieskie oczy Marcelka są teraz czarne i bez życia! Musimy zrobić wszystko by cofnąć czas i przywrócić naszemu dziecku wzrok, który stracił!  Jedyną przeszkodą są duże pieniądze, które musimy wpłacić do kliniki! Jeśli się spóźnimy zmiany, które wciąż zachodzą w oczach naszego synka, będą już nieodwracalne! Błagam, Was jako matka dziecka, które każdego dnia czeka, na to, aż ten koszmar się skończy. Pomóżcie odzyskać Marcelkowi wzrok! To dla niego jedyna szansa, by jego życie mogło wrócić do stanu sprzed choroby! Mama

22 575,00 zł ( 7,07% )
Brakuje: 296 574,00 zł
Adam Węgierski
Adam Węgierski , 33 lata

Dla moich dzieci muszę walczyć! To leczenie to moja ogromna szansa!

Miałem plany, chciałem się rozwijać, podróżować, pokazywać dzieciom świat... Niestety, zamiast tego wszystkiego muszę uczyć się na nowo żyć i każdego dnia walczyć o sprawność. W jeden dzień moje marzenia runęły, niczym domek z kart… Wypadek bezpowrotnie zmienił moje życie. Po upadku z rusztowania doszło u mnie do bardzo poważnego uszkodzenia rdzenia kręgowego. Jestem sparaliżowany od klatki piersiowej w dół oraz mam spastyczność, która nie pozwala mi wykonywać najprostszych czynności. Nie mogę nawet sam przesiąść się z łóżka na wózek, umyć, ubrać... To, czy jeszcze kiedyś będę chodził, zależy od długotrwałej rehabilitacji. Od ponad 4 lat nieprzerwanie ćwiczę i pracuję z fizjoterapeutami. Jest to bardzo kosztowne, jednak konieczne dla osiągania postępów. Moją ogromną nadzieją jest operacja w Bangkoku, która polega na wszczepieniu stymulatora oraz leczeniu komórkami macierzystymi. Ma to na celu poprawę funkcji motorycznych oraz zmniejszenie napięcia spastycznego i bólu neuropatycznego.  Wierzę, że leczenie może znacząco podnieść komfort fizyczny i psychiczny mojego dalszego życia. Jestem mężem i ojcem trójki małych dzieci, którzy są moim całym życiem i największą motywacją. Dopóki jest nadzieja, to na pewno się nie poddam. Dla moich bliskich będę walczyć. Każda wpłata to dla mnie nieoceniona pomoc! Adam

7 002,00 zł ( 1,35% )
Brakuje: 509 777,00 zł