Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Szymon Małek
Szymon Małek , 5 lat

Szymonek każdego dnia dzielnie walczy o swoje zdrowie! Potrzebuje Twojej pomocy!

Czy można być gotowym na to, że nasze spokojne macierzyństwo zastąpi strach o życie dziecka? Czy można być gotowym na niepewność, jaka przynosi każdy kolejny dzień?  Kiedy urodził się nas synek Szymonek 24 lipca 2019 roku byłam przeszczęśliwa. Nieprzespane noce, natłok obowiązków, nic nie miało znaczenia! Liczył się tylko mój synek! I wtedy po 3 miesiącach sielanki zaczęły się nasze problemy, na które nie byłam gotowa... Bo czy można być gotowym na strach o własne dziecko?  Pobyt w szpitalu, transport do kolejnego i diagnoza: podejrzenie u Szymonka bardzo rzadkiej chory genetycznej Zespół LOWE'A (oczno-mozgowo-nerkowy)    Te słowa do nas nie docierały, nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę, ale kolejne badania genetyczne WES potwierdziły diagnozę, czarny scenariusz, tak nasz kochany malutki synek choruje na tę okropna chorobe, odtąd każdy kolejny dzień Szymonka i nas rodziców jest walka o zdrowie i sprawność fizyczna naszego dziecka.                     Szymon urodził się z zaćmą wrodzona obuoczna, w trzecim miesiącu swojego życia przeszedł operacje jej usunięcia, wystąpiły również powikłania pooperacyjne tzw. zrosty, gdzie musiała nastąpić kolejna operacja, by ratować wzrok naszego synka, tak bardzo się bałam, że Szymonek może stracić wzrok, że nie będzie widział!Szymonek jest chłopcem słabowidzącym z wadą wzroku + 15,nosi specjalistyczne okulary korekcyjne, jesteśmy pod stałą opieką lekarza okulisty w Lublinie Zespół Lowe'a niesie ze sobą wiele chorób. Jedną z nich jest nefrokalcynoza, czyli zwapnienia w nerkach. W przyszłości może dojść do ich niewydolności.                Szymon boryka się dodatkowo z obniżonym napięciem mięśniowym, pomimo Swojego wieku nie chodzi, nie siada. Jest ciągle rehabilitowany metoda Vojty. Niestety NFZ nie refunduje tej metody rehabilitacji. Na rehabilitacje jeździmy 4 razy w tygodniu do Krasnystawu, który jest oddalony 100 km od nas.  Koszty rehabilitacji i koszty dojazdu są wysokie, opłacamy je z własnych oszczędności, które powoli się kończą, Najlepsze elekty dają turnusy rehabilitacyjne, gdzie terapia jest bardzo skondensowana i intensywna. Niestety koszta są bardzo wysokie, koszt jednego turnusu 7- dniowego wynosi około 4500 złotych, dlatego ośmielamy się prosić z całego serca o pomoc dla naszego synka.     Chociaż życie nie oszczędza naszego małego wojownika Szymonek to pogodny i uśmiechnięty chłopczyk, chciałby żyć i funkcjonować jak każde zdrowe dziecko, jednak jego codzienność różni się od rówieśników wielogodzinnymi rehabilitacjami, w których trakcie Szymonek krzyczy i płacze, gdzie nasze serca pękają na milion kawałków.  Jak każdy rodzic pragniemy w przyszłości widzieć naszego synka szczęśliwego i sprawnego. Nie poddajemy się dla Szymonka, ponieważ widzimy, że terapia przynosi efekty. Nastąpił taki moment, że nie jesteśmy w stanie sobie sami poradzić finansowo, pomoc rodziny i przyjaciół to za mało, Dlatego zwracamy się do Państwa o pomoc i wsparcie, każda najmniejsza pomoc jest na wagę złota. Pomóżcie Szymonkowi w walce o lepsze jutro    Za każda pomoc serdecznie dziękujemy! Rodzice Szymonka Małgorzata i Marek     

18 243,00 zł ( 39,47% )
Brakuje: 27 970,00 zł
Marek Zegan
Marek Zegan , 63 lata

Pomóż mi podjąć walkę o lepsze jutro!

Każdego dnia tęsknię za spacerem na łonie przyrody, za zapachem grzybów i lasu, za pracami ogrodniczymi na działce. Kiedy ma się to wszystko na co dzień, kiedy czerpiemy z tych chwil największą radość, nawet nie przechodzi nam przez myśl, że możemy to wszystko tak łatwo stracić.  Mam na imię Marek i niedawno skończyłem 60 lat. Przez większą część życia poświęcałem się karierze zawodowej, aby zarobić na życie. Pracowałem w po 12 godzin, w pocie czoła, aby moim dzieciom niczego nie brakowało. Z wykształcenia jestem spawaczem. Lata doświadczenia udowodniły mi jak trudna jest to praca. Trzeba być gotowym na każde warunki atmosferyczne. Nieważne, czy akurat mamy zimę i mróz, czy upalne lato. Do 1990 roku pracowałem w stoczni we Wrocławiu, później przez kilkanaście lat byłem wykładowcą i nauczycielem. Przygotowywałem do zawodu osoby niepełnosprawne, organizowałem również wspólne wycieczki. Po likwidacji szkoły pracowałem również przy budowie i odbiorze lokomotyw. Cały czas rozwijałem się zawodowo, a jednocześnie nigdy nie brakowało mi czasu dla mojej rodziny. Przy pomocy mojej mamy, samotnie wychowałem trzech synów.  Nigdy nie narzekałem na swoje zdrowie. Od wielu lat chorowałem na cukrzycę, ale bez większych powikłań. Dopiero dwa lata temu mój stan nagle się pogorszył. Coraz częściej odczuwałem nasilający się ból w łydce i biodrze. Postanowiłem nie bagatelizować sprawy i poddałem się badaniom. Niestety, wyniki przyniosły bardzo niepokojące wieści. Okazało się, że choruję również na miażdżycę. Chciałem jakoś pozbyć się bólu, który nie pozwalał mi normalnie funkcjonować. Poddałem się zabiegowi elektrostymulacji nerwów, co pozwala zmniejszać dokuczliwe dolegliwości. Niestety terapia oraz wszczepienie stentów nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. W wyniku źle przeprowadzonego zabiegu mój stan drastycznie się pogorszył. Nie mogłem już nawet chodzić. Z każdym tygodniem było coraz gorzej. W końcu trafiłem do szpitala, gdzie próbowano ratować moją lewą nogę, ale było już za późno. W lutym 2020 roku amputowano ją  na poziomie podudzia, a następnie z powodu źle gojącej się rany i martwicy dokonano reamputacji na poziomie uda.  Obecnie poruszam się na wózku. Chciałbym wrócić do sprawności i znów być osobą aktywną. Mam troje wspaniałych wnucząt, z którymi chciałbym się dalej bawić, móc spędzać aktywnie czas na świeżym powietrzu, na mojej ukochanej działce. Wiem, że samodzielnie nie jestem w stanie pokryć wszystkich kosztów, a nie chcę się poddawać i rezygnować ze swoich planów. Zawsze pomagałem innym, teraz sam zwracam się do Państwa z ogromną prośbą o pomoc w zebraniu środków. Proteza i turnus rehabilitacyjny pozwolą mi chociaż częściowo wrócić do dawnego życia. Marek

7 528,00 zł ( 18,36% )
Brakuje: 33 462,00 zł
Lidia Weronika Derkacz
Lidia Weronika Derkacz , 11 lat

Wydostać Lidię z pułapki choroby! Pomóż nam przebić mur

Choroba zastawiła na nas potworną pułapkę. Czasem czuję się jak zamknięta w labiryncie, a zamiast na wyjście - trafialm na kolejne przeszkody, zakręty i komplikacje, które nieustannie stają nam na drodze do leczenia. Lila ma już 7 lat, a choroby będące powikłaniem po zbyt wczesnym przyjściu na świat niestety są wobec niej bezlitosne. Nasza córeczka nie chodzi samodzielnie, nie raczkuje, niedawno nauczyła się pić, jednak wciąż pije za mało. I co jest dla nas największym problemem - nie mówi. Nie może wypowiedzieć słowa, choć widzimy i wiemy, że ma nam bardzo dużo do przekazania. Gdy słyszy zadania albo komunikaty bardzo chce udzielić odpowiedzi - niestety,  w tym momencie, to poza zasięgiem. To powoduje olbrzymią frustrację. Lidia zdaje się być zamknięta w świecie własnych myśli. Dla nas to ogromny stres, bo córeczka nie może powiedzieć nawet o tym, czy coś ją boli… Lidia ma potencjał, którego nie możemy zmarnować! Chcemy walczyć o każdą małą możliwość. Marzymy o tym, że Lidia pójdzie do szkoły, ale by to było możliwe musi nauczyć się komunikować z otoczeniem w sposób alternatywny. Musimy zakupić tablet, musimy wszyscy opanować postawy jeszcze zanim zadzwoni pierwszy dzwonek, bo niebawem nasza córka powinna rozpocząć szkolną przygodę. Nie chcemy, by ograniczenia i bariery związane z komunikacją utrudniły jej rzeczywistość jeszcze bardziej. Koszty zakupu sprzętu są poza naszym zasięgiem, bo walka o Lidię pochłania na co dzień ogromne środki. Potrzebujemy pomocy! Dla nas każdy najmniejszy krok na tej drodze jest na miarę zdobycia najwyższego szczytu. Twoje wsparcie to nasza nadzieja, że Lidię uda się wyrwać z koszmaru choroby.  Lidia to dzielna i odważna dziewczynka, ale liczba przebytych operacji, jej trudne doświadczenia i cierpienie, odcisnęły piętno na całym dzieciństwie. Czasem z przerażeniem patrzymy, jak nasza kochana córka leży, wygina się wydając z siebie potworne, piskliwe dźwięki. W naszym przypadku to zawsze oznacza regres spowodowany brakiem rehabilitacji. Ta niestety jest mocno ograniczona, bo nie zawsze jesteśmy w stanie zapłacić za dodatkowe godziny. Nie zawsze też jestem w stanie znieść ją z kilkudziesięciu schodów i zawieźć na miejsce. Brakuje mi sił, bo ona wciąż rośnie, a to niezwykle trudne dla mnie jako matki. Sama nie mogę zapewnić własnemu dziecku to, co najważniejsze... Proszę, wyciągnij do nas pomocną dłoń! Daj nam szansę na to, by przeniknąć do świata, który w tym momencie pozostaje dla nas zupełnie nieosiągalny.  Wyobrażasz sobie, że nie możesz dowiedzieć się, co myśli i czuje twoje dziecko? Widzisz, że z całej siły chce ci coś przekazać, ale choroba skutecznie blokuje każdy komunikat. Wyobrażasz sobie tę bezradność, strach i rozczarowanie? Tak bardzo chcę zburzyć ten mur… Bariery, które pokonujemy każdego dnia małymi krokami dają nadzieję, ale specjaliści nie pozostawiają wątpliwości, że przed nami jeszcze długa droga. Tylko z waszą pomocą możemy zrobić kolejne postępy - w przypadku Lidii każdy z nich jest na wagę sprawnej przyszłości bez cierpienia.

56 740 zł
Renata Lomper
Renata Lomper , 64 lata

Pomóż naszej mamie w powrocie do zdrowia

Osoby, takiej, jaką widzicie na zdjęciach - radosnej, uśmiechniętej, pełnej energii. Jej już nie ma... Odeszła przez tragiczny wypadek i musimy zrobić wszystko, żeby do nas jak najszybciej wróciła. Pomóż nam ją odzyskać!  Na początku grudnia 2020 r. nasza mama została potrącona przez samochód. Ze względu na obszerność urazów, którym uległa tj. urazu wielonarządowego, urazu czaszkowo-mózgowego, złamania podstawy zęba obrotnika i trzonu C2, stłuczenia miąższu obu płuc, niewydolności oddechowej oraz innych licznych urazów ciała, od czasu wypadku przebywała na oddziale intensywnej terapii. Ze względu na panującą na świecie sytuację, nikt nie mógł jej odwiedzić, potrzymać za rękę. Szepnąć do ucha, że wciąż jesteśmy przy niej i jej nigdy nie opuścimy... Mama musiała zostać wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej, w której była utrzymywana przez kilka tygodni. Niestety, po odstawieniu leków, mimo odzyskania przytomności, nie ma z nią kontaktu. Mama nie reaguje na głos, nie wykonuje poleceń. Ciało zostało obecne, ale jej duch gdzieś uleciał... Dodatkowo w ostatnim czasie, kiedy wydawało się, że wszystko idzie powoli w dobrym kierunku, u mamy wdała się sepsa, a do tego okazało się, że została zakażona wirusem SARS-CoV-2. Nieszczęścia wydawały się nie mieć końca. Mimo ciężkiego stanu mama jest silna i walczy, pokonując dzielnie kolejne trudności. A my walczymy razem z nią. Aby mogła wrócić do nas, potrzebuje profesjonalnej rehabilitacji, która kosztuje ogromne pieniądze... Nasza mama jest bardzo ciepłą oraz aktywną zawodowo kobietą. Pracowała, choć już dawno mogła być na emeryturze i spokojnie czekać na narodziny czwartego wnuka, którego, ze względu na swój wypadek, jeszcze nie poznała. Nigdy nie skarżyła się na swoje zdrowie. Zawsze była uśmiechnięta i chętnie pomagała innym. Jedną z jej pasji było zajmowanie się ogrodem. Wolne chwile spędzała na przygotowywaniu sadzonek, przesadzaniu, czy pielęgnowaniu roślin. Nasze dobro zawsze było jej priorytetem. Od czasu wypadku ciągle przebywa w szpitalach. Dodatkowo sytuacja związana z pandemią Covid -19 nie ułatwia leczenia i uniemożliwia nam kontakt z mamą, której nawet nie możemy zobaczyć. Bardzo tęsknimy za nią, a wnuki za ukochaną babcią. Pragniemy zapewnić mamie profesjonalną rehabilitację, aby pomóc jej wrócić do zdrowia i życia, jakie miała przed wypadkiem. Rodzina

46 548,00 zł ( 65,23% )
Brakuje: 24 801,00 zł
Bartosz Kondratowicz
Bartosz Kondratowicz , 15 lat

By choroby nie zabrały wszystkiego. Walczę o przyszłość mojego syna!

Mój syn nie jest w stanie usłyszeć, że go wołam. Czasem nie zauważa zagrożenia. Czasem w jego oczach widzę pytanie: “Mamo, dlaczego ja?”. Tak bardzo chciałabym, by usłyszał mój głos. By zapewnienie "wszystko będzie dobrze" stało się realną obiet Do ostatniej chwili miałam nadzieję, że wcześniejszy poród uda się jeszcze zatrzymać, że dzięki temu uda mi się zapewnić synkowi kilka tygodni bezpiecznego rozwoju. Niestety, moje prośby i błagania nie zostały spełnione, bo niebezpieczeństwo rosło z każdą minutą. Wreszcie lekarze podjęli decyzję, od której nie było odwrotu - poród musiał się odbyć natychmiast. Wciąż to pamiętam - był taki maleńki, taki bezbronny. Ważył zaledwie 900 gramów, a jego ciało nie było jeszcze gotowe na życie po drugiej stronie brzucha. Komplikacje, niepewność, setki pytań i strach, który nie opuszczał mnie ani na sekundę. Wciąż powtarzałam, by był silny, ale lekarze mówili, że wcześniejsze przyjście na świat może mieć dla niego poważne konsekwencje, które wpłyną na całą naszą przyszłość… Wtedy nikt nie był w stanie ich przewidzieć, ale z czasem zaczęliśmy się o nich przekonywać. Niestety, mimo tego, że Bartek ma już 11 lat wciąż borykamy się bolesnymi konsekwencjami.  Choroby pozornie niegroźne. Niestety, tylko pozornie, bo każda z nich jest wyrokiem na resztę życia. Nie istnieje lekarstwo, które je powstrzyma, zatrzyma ich rozwój, zagwarantuje życie bez barier i ograniczeń. Dla mnie, jako matki, to trudne. Dzieciństwo w cieniu choroby to ogromne wyzwanie - dla dziecka i jego najbliższej rodziny. Stawianie czoła przeciwnościom mamy opanowane, niestety raz po raz spotykają nas sytuacje, z którymi nawet przy ogromnym zaangażowaniu nie możemy sobie poradzić. Jedną z nich jest wada słuchu, z którą Bartosz zmaga się na co dzień. Życie w świecie ciszy jest dla młodego człowieka, który dopiero odkrywa świat jest niezwykle trudne. Wykluczenie z możliwości spędzania czasu z rówieśnikami, odrzucenie - to tylko niewielka część problemów… Tak bardzo chciałabym, by mój syn miał szansę na życie, takie jak inni. Bez barier i ograniczeń. Bez bólu i trudności powodowanych przez choroby. Niestety, w tym przypadku mogę działać tylko na niewielkie obszary. Mam jednak świadomość, że małymi krokami możemy dokonać wielu zmian.  Bartosz potrzebuje nowych aparatów słuchowych, które umożliwią kontakt ze światem zewnętrznym, okażą się pomocne w zdobywaniu nowej wiedzy, wyciągną mojego syna z pułapki ciszy. Dla niego to jeden z najcenniejszych prezentów, jaki może otrzymać.  Wyobrażasz sobie życie bez słuchu? Ja nie. I obserwując mojego syna, czasem bardzo go podziwiam, jak dzielnie sobie radzi. A jednak chciałabym mu dać szansę na coś więcej. Chciałabym pokazać, że choroba nie zabierze mu możliwości, że jeszcze nie wszystko stracone. 

7 185,00 zł ( 48,65% )
Brakuje: 7 581,00 zł
Daniel Oleksiak
Daniel Oleksiak , 36 lat

Ten wypadek mógł zdarzyć się każdemu... Walczymy o lepsze jutro dla Daniela!

Młody, pełny energii, wysportowany. Tak w kilku słowach można było opisać mojego brata. Poza tym zawsze skory do pomocy i choć na co dzień poważny i zorganizowany, wśród najbliższych zmieniał się w człowieka pełnego troski i empatii. Każdy, kto go znał wiedział, że można na niego liczyć w każdej sytuacji.  Niestety, spokojne, ułożone, rodzinne życie zostało brutalnie przerwane przez tragedię, która spotkała nas ubiegłego lata. 26 lipca - ten dzień już zawsze będzie kojarzył nam się z tym samym - wypadkiem, który zmienił codzienność w walkę o przyszłość. Tego dnia całą rodziną wybraliśmy się nad jezioro. To tam wydarzył się wypadek, o którym bardzo chcielibyśmy zapomnieć.  Beztroski, letni dzień miał dla Daniela tragiczne zakończenie. Wyciągnięty z wody nie oddychał… Dzięki szybkiej reakcji i podjętej reanimacji dziś wciąż możemy o niego walczyć. Helikopter przetransportowany do szpitala, niemalże natychmiast poddany operacji ratującej życie. Bezwzględna diagnoza, która niemalże całkowicie odbierała nadzieje na lepsze jutro - złamapnie rdzenia kręgowego w odcinku szyjnym. Dwa miesiące niepewności, respirator wspomagający oddychanie, aparatura śledząca funkcje życiowe. Separacja od reszty rodziny przez szalejącą pandemię. Stan określany jako ciężki. Walka o każdy dzień i świadomość tego, że może wydarzyć się właściwie wszystko. Kiedy Daniel wybudził się ze śpiączki, lekarze potwierdzili, że cierpi na paraliż czterokończynowy. Podjęto decyzję o rozpoczęciu rehabilitacji, ale ta ze względu na stwierdzony na oddziale COVID-19 została wstrzymana po kilku tygodniach. Powrót do domu to z jednej strony ogromna radość, z drugiej przerażenie… Świadomość tego, że nie jesteśmy w stanie zapewnić bratu koniecznej opieki jest niezwykle przytłaczająca. Niestety, walka o sprawność wymaga ogromnego zaangażowania, ciężkiej pracy i wsparcia specjalistów, a także… środków. I to właśnie koszty stanęły nam na drodze i zbudowały mur, przez który bezskutecznie próbujemy się przebić… Potrzebujemy pomocy! Daniel jej potrzebuje, by leczenie przyniosło rezultaty. By w przyszłości miał jeszcze okazję zabrać swoje dzieci na spacer… Daniel ma ogromną wolę walki o lepsze jutro. Nie tylko dla siebie, ale też dla rodziny, za którą czuje się odpowiedzialny. Chce być tatą, który może aktywnie uczestniczyć w życiu dzieci, chce wrócić do życia pełnego aktywności. I choć nikt z nas nie zna wyniku tej walki to jednak musimy do niej stanąć i znów mieć nadzieję na lepsze jutro.  Twoje wsparcie to dla nas motywacja do działania. Chorobową rzeczywistość znamy aż nazbyt dobrze - nasza mama choruje na stwardnienie rozsiane, a Daniel zawsze z wielkim zaangażowaniem wspierał ją w codziennych wyzwaniach. Teraz rzeczywistość całej naszej rodziny stanęła na głowie, ale wierzymy, że brat znów pokaże nam swoją siłę, znów nam zaskoczy.  By miał szansę na powrót, by mógł znów pewnie i samodzielnie ruszyć po marzenia, potrzebuje pomocnej dłoni. W sytuacji takiej jak on mógłby znaleźć się każdy - dlatego tak bardzo proszę, pomóż nam odmienić zły los.

5 496,00 zł ( 3,96% )
Brakuje: 133 122,00 zł
Klaudia Szymańska
Klaudia Szymańska , 13 lat

Wola życia, której nie złamie rak! Klaudia potrzebuje Twojej pomocy!

Nie myślałam, że można się tak bać. Piszę te słowa i czuję, że zaczyna brakować mi tchu. Mieliśmy żyć długo i szczęśliwie. Mieliśmy wspólnie realizować plany i marzenia. Dzisiaj to wszystko nie ma żadnego znaczenia. Toczymy nierówną walkę z okrutnym przeciwnikiem i czasem! Klaudia była taka energiczna, pogodna. Nikt z nas nie mógł przeczuwać tragedii, jaka już za chwilę miała wedrzeć się do naszego życia. W marcu córeczka zaczęła skarżyć się na ból nogi, po kilku dniach jednak wszystko wracało do normy. Klaudia wcześniej nigdy nie chorowała, nie narzekała, więc dopiero w lipcu po upadku na rowerze, zaczęliśmy więc szukać pomocy. Kiedy chirurg zobaczył zdjęcie RTG nogi, od razu wiedział, że to bardzo poważna sprawa. Niestety, konsultacje, badania i wszechobecna pandemia, sprawiały, że wszystko mocno przeciągało się w czasie. Dopiero 19 października nasz zwyczajny świat uległ zawaleniu. Wtedy usłyszeliśmy diagnozę, która zmroziła krew w żyłach. Oteosarcoma - złośliwy nowotwór tkanki kostnej. Życie naszej córeczki jest w śmiertelnym zagrożeniu! Rozpoczęliśmy już walkę. Klaudia jest po pierwszej chemioterapii, wkrótce czeka ją kolejny cykl, a po nim operacja. Lekarze nie wiedzą, czego się do końca spodziewać. Jak usłyszeliśmy, na zdjęciach może być widać jedno, a po otwarciu kolana - drugie. Optymistyczna wersja mówi o konieczności wstawienia endoprotezy w miejsce kolana, pesymistyczna - amputację... Leczenie ma trwać łącznie około 1,5 roku. Szpital w Warszawie znajduje się ponad 500 km od naszego domu, przez co same dojazdy stanowią nie lada wydatek. Do tego specjalistyczne leki, wiele godzin rehabilitacji, a być może nawet proteza! Dzisiaj trudno przewidzieć ostateczny bilans, ale nie ma wątpliwości, że mocno uderzy nas po kieszeni. Dlatego dziś dzielę się z Tobą naszą trudną historią i proszę o wsparcie w ratowaniu Klaudii... Agata - mama

21 783 zł
Patryk Bielak
Patryk Bielak , 32 lata

Tego nikt się nie spodziewał - serce Patryka po prostu się zatrzymało.... Trwa walka o lepsze jutro!

Miał plany, marzenie, ambicje. Takie zdarzenia nigdy nie powinny mieć miejsca. A jednak, na progu dorosłości Patryk stracił wszystko. Pozostała tylko niewielka iskierka nadziei. Na to, że gdzieś w przyszłości czekają nas lepsze dni.  W takich momentach nie przewiduje się negatywnych scenariuszy. Kiedy ma się naście lat, każdy jest przekonany o tym, że świat jest pełen możliwości. Wszystko, co związane z chorobami, urazami kojarzy się z osobami, które sił mają znacznie mniej. Niestety, to myślenie życzeniowe, bo tak naprawdę nikt nie jest w stanie przewidzieć, co stanie się już za chwilę…  Życie zupełnie nas zaskoczyło - nagle i niespodziewanie serce Łukasza po prostu się zatrzymało. Nie mogłam w to uwierzyć. Wciąż mam wrażenie, że tamte wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Kiedy strach dominuje wszystko, trudno zachowywać się logicznie. Szczególnie, kiedy na szali życie kogoś bliskiego…  Szybka pomoc ratowników medycznych nie uratowała nas przed dramatycznymi konsekwencjami tego, co się zdarzyło. Przez 3 kolejne miesiące mój syn był w śpiączce. To dodatkowo obciążyło organizm i doprowadziło do całkowitego spustoszenia. Uszkodzenie mózgu w wyniku niedotlenienia sprawiło, że Patryk stał się niepełnosprawny - jego życie i funkcjonowanie jest całkowicie uzależnione od innych, a właściwie ode mnie. Jestem jego pielęgniarką, rehabilitantem, opiekunką. Wszystkiego uczyłam się na bieżąco, ale wciąż mam wrażenie, że to za mało, że brak specjalistycznej wiedzy i umiejętności bardziej mu zaszkodzi niż pomoże. Nie wiem, jak zareaguje ciało na stałe bodźce, nie mam żadnej pewności, że idąc tą drogą zrobimy postępy…  Boję się, że znajdziemy się pod ścianą. Nie jestem gotowa zgodzić się na przegraną. Muszę znaleźć siłę i możliwości, by stanąć do walki o przyszłość Patryka…  W naszej sytuacji jedynym skutecznym rozwiązaniem może okazać się rehabilitacja prowadzona pod okiem specjalistów, podczas turnusów wyjazdowych. Tam syn otrzyma nie tylko niezbędne wsparcie, ale także skorzysta ze specjalistycznego sprzętu, odpowiednio dopasowanych zajęć. Na naszej drodze stoi jedna poważna przeszkoda. Koszty. Cena pobytu na jednym turnusie to ogromne środki, a Patryk potrzebuje zabezpieczenia na cały rok… Ta kwota sprawia, że kręci mi się w głowie, a jednak świadomość tego, że mogę pomóc synowi, mobilizuje mnie do działania. Ja nie mogę się poddać w tej walce. Nie mogę zrezygnować z walki o życie, które dałam mu wiele lat temu. Pomocy! Proszę, ratuj moje dziecko ze szponów niepełnosprawności!  Zły los można odmienić. Nasza rzeczywistość może stać się zupełnie inna tylko pod jednym warunkiem - jeśli zdecydujesz się nam pomóc. Nigdy nie potrzebowaliśmy wsparcia tak bardzo jak teraz… Najgorsza jest świadomość, że jeśli mi zabraknie sił, nikt nie będzie w stanie bez konsekwencji poświęcić mu tyle uwagi, dać takiej troski. Proszę, pomóż jeszcze raz zawalczyć o nadzieję!

4 542,00 zł ( 3,79% )
Brakuje: 115 139,00 zł
Janusz Holi
Janusz Holi , 47 lat

By wstać z wózka i znów zawalczyć o marzenia!

Mam na imię Janusz. Jestem facetem około 40-tki. Około - cóż za rozmach... Mam nadzieję i głęboko w to wierzę, że dzięki Twojej pomocy dolecę do 70-tki. Dlaczego dolecę? Bo przed wypadkiem odkryłem, że mam pasję. Nie pamiętam żadnego szczególnego wydarzenia, które zainicjowałoby miłość do paralotni. Zwyczajnie marzyłem o lataniu. Jak ptak. Swoje marzenie przekształciłem w rzeczywistość. Chwilę przed wypadkiem kupiłem sobie sprzęt do paralotniarstwa. Wspólnie z kolegami odkrywałem podniebne przygody. Zdałem sobie sprawę, że latanie na paralotni i motolotni to moja pasja. Może nawet szansa na nowy styl życia? Nowy styl życia? Nie wiem, bo całe dorosłe życie ciężko pracowałem. Fizycznie. Z zawodu jestem budowlańcem. Blisko 15 lat pracowałem w Szwecji na budowie. Byłem również zatrudniony w odlewni żeliwa jako szlifierz. A w wolnych chwilach? Też pracowałem. Znany byłem jako "złota rączka". Znajomi śmiali się, że mój numer telefonu jest od wszystkiego. Wykręcasz jeden numer i zgłasza się Janusz - fachowiec od wszystkiego. Wszechstronny człowiek od mniejszych i większych napraw. Nigdy nie potrafiłem nikomu odmówić pomocy. A teraz proszę o pomoc Ciebie... W dniu 17.05 uległem wypadkowi. Nie będzie tu żadnego spektakularnego opisu i tragizmu sytuacji z udziałem osób trzecich. Zwyczajnie. Przebudziłem się w nocy. Chciałem skorzystać z toalety. Nie zapaliłem światła. Bo po co? Tak dobrze znam swój dom...sam go przecież budowałem. Poślizgnąłem się i upadłem, uderzając kręgosłupem o schody. Straciłem przytomność. Karetka. Szpital. Operacja. Wózek. Rehabilitacja. Mam realną szansę na to, by chodzić, ale tylko intensywna, indywidualna rehabilitacja daje taką szansę. Niestety jej koszt jest dla mnie abstrakcją. Nie dysponuję takimi pieniędzmi. Jedno co mam to wiarę w to, że uda mi się stanąć na nogi w dosłownym tego słowa znaczeniu. Mam przede wszystkim córkę. Wiktorię. To moje szesnastoletnie zwycięstwo. I to dla niej chciałbym być sprawnym tatą, który zarazi ją swoją niedawno odkrytą pasją, miłością do paralotniarstwa... Pochylisz swoje serce? Tylko dzięki Tobie mam szansę na rehabilitację. Janusz - miłośnik podniebnych przygód. Na wózku.

2 757,00 zł ( 2,57% )
Brakuje: 104 435,00 zł