Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Rafał Niewulis
Rafał Niewulis , 35 lat

Pomóżmy Rafałowi wrócić do zdrowia po tragicznym wypadku! W domu czeka na niego synek!

Rafał potrzebuje naszej pomocy! Obecnie walczy o każdy oddech, o każdy krok, o każde wypowiedziane słowo… Ta walka jest niezwykle ciężka! Ten dzień był taki sam, jak pozostałe. Rafał jechał samochodem ciężarowym, jednak tym razem nie dojechał na miejsce… W jego kabinę uderzyła naczepa samochodu ciężarowego, który jechał po przeciwnym pasie! Rafał w stanie KRYTYCZNYM trafił do szpitala, gdzie rozpoczęła sie ciężka walka o utrzymanie go przy życiu! W wyniku zderzenia doszło do urazu wielonarządowego! Gdy lekarz zaczął po kolei wymieniać wszystkie rozpoznania, nasz świat się zatrzymał. Nie mogliśmy uwierzyć, jak dużo powstało makabrycznych skutków wypadku! Rafał doznał urazu czaszkowo-mózgowego ze stłuczeniem mózgu i obrzękiem, złamania lewej kości udowej, kości śródstopia lewego, stłuczenia klatki piersiowej i płuc ze złamaniem żebra po prawej stronie oraz złamania odcinka szyjnego kręgosłupa.  Lekarze nie ukrywali, że jego stan jest ciężki. Rafał jednak walczył, a my dodawaliśmy mu siły i wytrwałości. To jeszcze nie był jego czas! Od tamtej pory minęły już prawie 4 miesiące, a walka o życie przerodziła się w walkę o sprawność. Dziś każdy dzień kosztuje Rafała wiele wysiłku. Jedyną szansą na powrót do sprawności sprzed wypadku, jest specjalistyczne leczenie i rehabilitacja.  Największą motywacją dla Rafała jest jego ukochany synek oraz narzeczona. Dla rodziny jest skłonny do wielu poświęceń i nawet najgorszego bólu podczas rehabilitacji! Każda otrzymana złotówka pomoże mu wrócić do pełnej sprawności. Połączmy siły i pomóżmy Rafałowi, a jego synkowi przywróćmy zdrowego tatę! Bliscy i przyjaciele Rafała

98 042,00 zł ( 46,07% )
Brakuje: 114 724,00 zł
Ala Golic
Ala Golic , 11 lat

By cierpienie i choroba nie były na zawsze... Pomocy!

Alicja ma dopiero kilka lat, a jej dokumentacja medyczna to kilka grubych tomów. Za każdym z nich stoi walka - lekarzy i naszej małej bohaterki. Dziś ruszamy do kolejnej, która jest dla nas jedyną nadzieją na to, że choroba nie będzie miała ostatniego słowa. To nie było spokojne, pełne radości oczekiwanie na przyjście maluszka na świat. Każdy dzień wiązał się ze strachem, a tak często powtarzane “proszę się nie stresować”, przynosiło zawsze efekt odwrotny do oczekiwanego. Niemalże na początku ciąży, po badaniach usłyszałam od lekarzy, że podejrzewają chorobę. Początkowo miał być to Zespół Downa, który po kolejnej konsultacji wykluczono. Niestety, ta diagnoza została zastąpiona inną - lekarze dostrzegli problemy z rączką, ale nie byli w stanie określić, co właściwie jest nie tak. Pozostawało czekać na pierwsze spotkanie, które miało odkryć, z czym się mierzymy.  Jej przyjściu na świat towarzyszyło mnóstwo skrajnych emocji - radość mieszała się z lękiem, ekscytacja z pełnym napięcia oczekiwaniem na informacje od lekarzy. Niestety, przekazane fakty niewiele miały wspólnego z dobrymi. Nasza córeczka została zdiagnozowana, a badania pokazały szereg wad, z którymi musieliśmy się zmierzyć. Pierwsza myśl to strach i niepewność. Plan leczenia był potwornie długi. Lekarze niczego nie byli pewni, a my musieliśmy im zaufać, bo wszystko, co związane z procedurami medycznymi było dla nas zupełną nowością…  Minęło mnóstwo czasu, niestety, strach o naszą córeczkę wcale nie jest mniejszy. Marzymy tylko o tym, by w przyszłości już jako większa dziewczynka czy dorosła kobieta mogła radzić sobie samodzielnie nie trafiając co rusz na bariery.  Wiedzieliśmy, że wada Alicji będzie budziła ciekawość, będzie tematem pytań, szczególnie w środowisku dzieci - właśnie dlatego od początku przygotowywaliśmy córeczkę na to, że zostanie poddana operacji, która sprawi, że rączka będzie sprawna, a wtedy już nic nie stanie na przeszkodzie do spełnienia marzeń, które na ten moment zakładają, że zostanie weterynarzem. Przygotowanie Alicji to tylko jeden krok, bo zdajemy sobie sprawę, że najpierw to my rodzice, musimy pokonać kolejną trudną drogę. Wszystko przez to, że leczenie Alicji będzie kosztować prawie pół miliona złotych! Ogromna kwota za sprawność i samodzielność naszej córeczki. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że ta suma brzmi przerażająco. Niestety, świadomość, że Alicja już zawsze będzie się musiała borykać z wadą jest dla nas znacznie gorsza. Musimy prosić o wsparcie, ratunek i pomoc dla naszej córeczki! Od tego zależy jej przyszłość…  Nie możemy pozwolić, by obietnica operacji była zapewnieniem bez pokrycia. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której zawiedziemy nasze dziecko! Ona wierzy w to, że jej los nie jest przesądzony. Przeszła tak długą drogę, starała się być dzielna w sytuacjach, w których my zdawaliśmy się poddawać. Los nie był dla niej łaskawy, ale my za wszelką cenę chcemy wynagrodzić jej trudności. Najlepszy prezent, jaki możemy jej dać to… sprawność. Dla nas to walka o wszystko.  Strach o zdrowie Ali będzie nam towarzyszył już zawsze, ale wierzymy, że każdy mały krok ma ogromne znaczenie dla jej przyszłości. Teraz potrzebujemy jednego z najważniejszych – milowego, który będzie dla naszej córki całkiem nowym startem. Alicja nigdy nie zmarnuje szansy, którą otrzyma. Nasza córeczka, jak nikt inny, potrafi docenić zdrowie albo chociaż jego namiastkę. ➡️ Licytuj, wystawiaj przedmioty i pomagaj Ali!

92 756,00 zł ( 31,18% )
Brakuje: 204 714,00 zł
Róża Zaręba
Róża Zaręba , 16 lat

Życie, którego miało nie być... Rózia znów potrzebuje Twojej pomocy!

Róża to jedyne takie dziecko na świecie. Cierpi na zespół Dande Walkera i trisomię chromosomu – wadę genetyczną, która zadziwia nawet lekarzy. Chociaż miała nie dożyć roku, niedługo będzie świętowała już swoje 14 urodziny. Co będzie dalej? Tego nikt nam nie powie. Ja wiem jednak, że moja córeczka pokona śmierć, która zaglądała do jej łóżeczka od pierwszego oddechu… Rózia przeszła w swoim życiu już tak wiele... Mimo opieki najlepszych lekarzy i specjalistów wciąż nie chodzi i nie mówi. W poprzedniej zbiórce udało nam się zebrać środki na leczenie komórkami macierzystymi. Jesteśmy Wam za to ogromnie wdzięczni! Dzięki Waszej pomocy stan i rozwój Rózi znacznie się polepszyły! Niestety nie możemy na tym etapie zakończyć leczenia... W ostatnim czasie bardzo pogorszył się stan jej kręgosłupa. Dlatego potrzebujemy Waszego wsparcia, żeby zabezpieczyć środki na około 2 lata rehabilitacji, leczenia, wizyt lekarskich, zakup sprzętów medycznych i rehabilitacyjnych. Jedynie dzięki Tobie może to nam się udać! Jesteś wielką nadzieją na lepsze życie mojego dziecka. Proszę, nie bądź obojętny.  Anna, mama Róży ➡️ Licytacje na Facebooku – #SuperbohaterzyLeosia Dla Róży ➡️ Strona na Facebooku – Pomoc dla Róży

76 464,00 zł ( 11,97% )
Brakuje: 561 834,00 zł
Hania Domańska
Hania Domańska , 5 lat

Kosztowna operacja jest jedyną szansą na zdrowie i sprawność Hani! POMÓŻ!

Nasza Hania przyszła na świat w 36. tygodniu ciąży jako wcześniak. Była taka malutka i niezwykle krucha. Niestety to, że urodziła się za wcześnie nie było jedynym problemem. U córeczki lekarze wykryli potworniaka okolicy krzyżowo-guzicznej oraz poważną wadę serca. Jej stan był krytyczny – byliśmy przerażeni! Już w  pierwszym tygodniu swojego życia, Hania przeszła dwie operację ratujące życie. Nasza dzielna dziewczynka wygrała walkę o to, co najważniejsze. Mieliśmy nadzieję, że teraz wszystko będzie już dobrze, że zabierzemy naszą kruszynkę do domu i będziemy mogli się cieszyć spokojnym życiem. Nie mogliśmy się bardziej mylić… Konieczne były kolejne badania, po których zaczęła na nas spadać lawina złych wieści. U naszej córki wykryto przykurcz ścięgna Achillesa w lewej stopie oraz lewostronne zwichnięcie stawu biodrowego. Było naprawdę źle. Biodro naszej Haneczki było oporne na wszelkie metody leczenia, w grę wchodziła tylko operacja!  W kwietniu 2020 roku Hania przeszła operację wydłużenia ścięgna Achillesa. Następnie w październiku 2022 roku osteotomię zwichniętego biodra. Niestety po 10. tygodniach spędzonych w gipsie, okazało się, że biodro jest ponownie zwichnięte i potrzebna jest kolejna operacja.  Świat znowu nam się zawalił, ale nie mogliśmy się poddać. Zaczęliśmy szukać pomocy wszędzie, nawet za granicą. Wtedy trafiliśmy na klinikę Paley European Institute w Warszawie, która dała nam nadzieję na uratowanie biodra naszego dziecka. Córka została zakwalifikowana do potrójnej osteotomii miednicy. Lekarze z kliniki, jako jedyni w Polsce, wykonują taką operację. Niestety jej cena jest ogromna. Wstępny kosztorys zwalił nas z nóg – operacja została wyceniona na kwotę około 75 tysięcy  złotych! Do tego dojdzie jeszcze długa i niesamowicie kosztowna rehabilitacja… W naszej obecnej sytuacji finansowej, w żaden sposób, nie jesteśmy w stanie zgromadzić tak ogromnej sumy pieniędzy. Dlatego z całego serca prosimy Was o pomoc dla Hani. Operacja w Paley European Institute jest dla niej jedyną szansą na zdrowie i sprawność w przyszłości. Hania jest pełną energii i uśmiechu dziewczynką. Ma w sobie ogromne pokłady determinacji i chęci do walki. Prosimy – otwórzcie swoje wielkie serca dla naszej córeczki i pomóżcie! Rodzice Hani

58 767,00 zł ( 73,98% )
Brakuje: 20 664,00 zł
Andrzej Śmieja
Andrzej Śmieja , 62 lata

Udar nie zdołał złamać Andrzeja! Nie pozwól, by zrobił to brak środków na leczenie...

Nie tak miało być… Nasze plany i marzenia stały się nieistotne. Wszystko zmieniło się jednego dnia. 15 sierpnia 2020 mój maż przeszedł rozległy niedokrwienny udar mózgu, wtórnie ukrwotoczniony, wywołany przez zator tętnicy środkowej mózgu. Wdrożono u niego leczenie trombolityczne, a następnie zabieg trombektomii mechanicznej – dzięki czemu udrożniono tętnice. W drugiej dobie po zabiegu pojawił się rozległy obrzęk prawej półkuli mózgowej. Wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej dwa tygodnie walczył o życie. Walkę wygrał. Długi czas niedotlenienia mózgu poczynił jednak ogromne szkody w organizmie męża. Głęboki niedowład lewostronny, zaburzone funkcje poznawcze, zaburzone lewostronne widzenie. Rokowania lekarzy niemal pozbawiły nas nadziei na to, że mąż będzie kiedyś chodził, ale nie zamierzaliśmy się poddać. Po opuszczeniu oddziału neurologii mąż został przewieziony na oddział rehabilitacyjny, i od tego momentu rozpoczęła się walka o zdrowie i powrót do sprawności. Możliwe to było również dzięki pomocy rodziny, znajomych i ludzi dobrej woli, za co dziękujemy z całego serca. Trzymiesięczna rehabilitacja i silna wola męża do tego, aby chodzić, poczęły przynosić rezultaty - Andrzej zaczął stawiać pierwsze kroki i pokonywać (choć krótkie) odległości. Spełniło się pierwsze jego marzenie. Proces odzyskiwania zdrowia i sprawności wymaga czasu, cierpliwości i ciężkiej pracy, dlatego też, po powrocie do domu kontynuowaliśmy żmudną, długotrwałą i kosztowną rehabilitację. 17 marca 2021 r. zdiagnozowano u męża padaczkę, która jest następstwem zmian w prawej półkuli po udarze. Spowodowała ona pogorszenie się ogólnego funkcjonowania męża, zniszczyła po części to, co zdołał wypracować i przerwała proces rehabilitacji. Okazało się, że to nie był koniec problemów zdrowotnych. Zapalenie rwy kulszowej i zatrucie organizmu lekami przeciwbólowymi było długim okresem bólu i cierpienia męża. „Nigdy nie wiesz, jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie stanie się jedynym wyjściem, jakie masz” Bob Marley. Słowa te odzwierciedlają to, co wydarzyło się po czasie bardzo dla nas trudnym, a szczególnie dla mojego męża. Za nami dwa turnusy w specjalistycznych ośrodkach. Na początku września wróciliśmy z centrum intensywnej rehabilitacji, do którego to chcielibyśmy wrócić. Tam mąż może liczyć na intensywną i wielokierunkową rehabilitację. Między turnusami ćwiczy w domu z rehabilitantem i neurologopedą. Od udaru minął rok, i mimo wielu trudności mąż zrobił ogromne postępy, choć nadal jest osobą niezdolną do samodzielnej egzystencji. Przed chorobą mąż starał się pomagać innym. Posiada brązową odznakę „Zasłużony Honorowy Dawca Krwi” z pięknym podziękowaniem cyt. „W dowód uznania za najpiękniejszy dar humanitarny – bezinteresowne oddawania krwi”. Jest mi niezmiernie trudno prosić Was o pomoc. Dziękujemy każdemu, kto zechce nas wesprzeć. Dziękujemy za to, że dzięki Wam mamy nadzieję na lepsze jutro. Iwona, żona Andrzeja Artykuł o Andrzeju na portalu Medonet Grupa wsparcia dla Andrzeja na Facebooku

55 297,00 zł ( 66,64% )
Brakuje: 27 681,00 zł
Blanka Szaferska-Grabowska
Pilne!
4 dni do końca
Blanka Szaferska-Grabowska , 5 lat

Wznowa nowotworu u malutkiej Blanki❗️Pomocy❗️

Historia problemów zdrowotnych Blanki zaczęła się od zwykłych wymiotów. W najczarniejszych scenariuszach nie mogłabym przypuszczać, że walka o jej zdrowie i życie będzie trwać latami… Ten koszmar się jednak ziścił... 25 grudnia 2021 roku zdiagnozowano u córki guza mózga. Po długiej walce, kiedy wydawało się, że będzie już lepiej – ostatnie wyniki wykazały wznowę! Pomocy! Gdy jesienią 2021 moja córeczka zaczęła wymiotować, udałam się z nią do pediatry. Dostała podstawowe leki i elektrolity, ale torsje nie przechodziły. Gdy w końcu Blania trafiła do szpitala, była tam zaledwie 4 dni, ponieważ wszystkie wyniki były dobre. Początkowo nikt nie widział nic niepokojącego w wielodniowych wymiotach. Ta męczarnia trwała przez 6 tygodni! Nikt nie umiał jej pomóc. Wymioty, senność, brak apetytu, niechęć do zabawy, do rozmów, utrata wagi, uciekanie oczu do środka, utrata równowagi. To straszne obciążenie dla tak małego organizmu! Bardzo się o nią bałam!  Dopiero gdy w dzień Bożego Narodzenia 2021 Blanka ponownie trafiła do szpitala, lekarz skierował ją na badanie tomografem komputerowym. U mojej malutkiej córeczki znaleziono 7-centymetrowgo guza mózgu. Po biopsji okazało się, że to rozległy guz okolicy szyszynki, komory III i komór bocznych (pineoblastoma). Do tego doszło wodogłowie nadnamiotowe.  Zdecydowano o przetransportowaniu Blanki do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, gdzie rozpoczęła leczenie. Początkowo potrzebne było odetkanie komór mózgowych, które zatkał guz. Wdrożono chemioterapię. Niestety, okazało się, że nowotwór dalej rośnie i konieczna jest operacja! Odbyła się ona w lutym 2022. Moja kochana córeczka spędziła na stole operacyjnym prawie 8 godzin! Po operacji była w śpiączce, a po wybudzeniu miała problemy z oddychaniem. Konieczne było wywołanie tracheotomii. Miała też niedowład prawostronny. Po biopsji okazało się, że to jednak inny rodzaj raka, niż stwierdzono w pierwotnej diagnozie, a mianowicie guz AT/RT. Sytuacja była niezwykle ciężka... Po operacji wróciła do przyjmowania chemii. Zastosowano również radioterapię. Sytuacja się poprawiła i w sierpniu 2022 można było wyciągnąć tracheotomię. Niestety, chemioterapia mocno obciążyła organizm córeczki. Jesienią pojawiły się problemy z wątrobą. Blanka musiała przerwać leczenie i poczekać na poprawę wyników. Od grudnia 2022 zaczęła przyjmować chemię podtrzymującą, doustnie. W styczniu 2023 wyniki były okej, liczyliśmy, że najgorsze za nami. Po kilkunastu miesiącach walki, 19 lipca 2023 skoczyliśmy chemię podtrzymującą. Blanka czuła się już dobrze, nie było po niej widać, aby działo się coś niepojącego.  Dlatego 27 sierpnia przeżyliśmy szok... Blanka przeszła kontrolny rezonans magnetyczny. Niestety wyniki zwaliły nas z nóg! Wznowa!!! Guz w główce o wielkości 8 na 9 mm...  Pilnie potrzebuję środków na dalszą walkę o córkę! Leczenie, dojazdy do Warszawy, rehabilitacja, leki, opatrunki to wszystko kosztuje tak dużo! Być może konieczne będzie poszukanie pomocy za granicą. Wierzę, że będziecie z moim ukochanym dzieckiem! Nie mogę jej stracić! Ratunku! Julia, mama ➡️ Licytacje dla Blanki ➡️ Facebook

51 701 zł
Karina Konka
Pilne!
Karina Konka , 14 lat

Dramatyczna sytuacja❗️Wzrosły koszty leczenia Karinki! Pomóż...

Ile jeszcze cierpień przed Karinką? Jak długa jeszcze będzie jej droga do sprawności i zdrowia? Jak wiele razy jej mama będzie musiała prosić o pomoc dla córeczki, bez której wszystko przepadnie…? Karinka niczym sobie na to wszystko nie zasłużyła. Operacja za operacją, kolejne tygodnie w gipsach i ortezach. Nie miała i nie ma normalnego dzieciństwa. Jednak ma szansę! Pomóż, ten jeszcze jeden raz. Przegońmy razem ból i cierpienie, dajmy Karince i jej mamie nadzieję na przyszłość!  Katarzyna, mama Kariny: Moja córka ma już za sobą 5 zabiegów, a z każdym z nich coraz mniej wiary w pozytywne zakończenie… Przed nią miały być jeszcze tylko dwa zabiegi w Niemczech, gdzie dzięki pomocy Darczyńców Karinka może być leczona. Niestety, okazało się, że jej stan jest znacznie poważniejszy, a na domiar złego dostaliśmy wyższe, zaktualizowane kosztorysy operacji – ma być ich jeszcze 4… Dla 11-letniej dziewczynki to niesamowity stres… W Niemczech dostaliśmy zalecenia pracy nad miednicą, kręgosłupem, bo niestety deformacja nóg pociąga za sobą określoną postawę ciała. A o następnej operacji na kręgosłupie nie chcę nawet myśleć… Kolejny zabieg planowany jest na 24 maja (przyjęcie 23 maja), wtedy będzie pobierany odlew na ortezy. Cykl zabiegów miał się skończyć do sierpnia, ale może przeciągnąć się do końca września. Nie wiem, czy to w ogóle realne, by zebrać tyle pieniędzy do tego czasu…  Poprzednia zbiórka trwała dwa lata, fundusze na rehabilitację, bez której operacje nie mają sensu, wykorzystywaliśmy na bieżąco. Nie spodziewałam się aż takich podwyżek… Nie będę ukrywać – jestem załamana. Co mam jednak powiedzieć córce? Że niestety, w trakcie leczenia, po którym tak wiele się spodziewamy, zabrakło nam środków i musimy wracać do domu? Że tyle wycierpiała na marne? Że nie będzie żadnej poprawy, mało tego – będzie coraz gorzej? Proszę, poznaj naszą historię i jeśli tylko los mojej córeczki nie jest Ci obojętny, wesprzyj ją choć przysłowiową złotówką… Grudzień 2009 roku — to wtedy na świecie pojawiła się moja ukochana córeczka. Nasze szczęście nie trwało jednak długo… W drugim miesiącu życia lekarze stwierdzili opóźnienie psychoruchowe. Zaczęła się rehabilitacja. Wierzyłam, że Karinka z tego wyjdzie i dzięki ciężkiej pracy szybko nadgoni rówieśników. Niestety, najgorsze dopiero miało nadejść… Ostateczna, prawidłowa diagnoza zapadła o wiele za późno. Oznaczało to stracone najważniejsze miesiące, podczas których mogłybyśmy tak dużo osiągnąć… Nie wiedziałam, że moja córka ma porażenie mózgowe. Lekarze stwierdzili to dopiero w 20 miesiącu jej życia. Niedowład czterokończynowy z przewagą kończyn dolnych i lewej kończyny górnej — tak brzmiał nasz wyrok. Wtedy też przyszło orzeczenie o niepełnosprawności. Moja córka jest niepełnosprawna — ta myśl tłukła się po mojej głowie, raniła serce. Dlaczego właśnie my, dlaczego Karinkę to spotkało? Nie było jednak czasu, żeby się użalać. I tak za dużo go straciliśmy. Wiedziałam, że zrobię wszystko, by moja córka była szczęśliwa, mimo swojej choroby. Dzisiaj Karinka jest pod opieką sztabu specjalistów: neurologa, neurochirurga, ortopedy, lekarza rehabilitanta oraz przychodni rehabilitacyjnej. Z powodu licznych chorób towarzyszących znajduje się także pod opieką: poradni onkologiczno-hematologicznej w Szczecinie (w związku z zaburzeniami krzepnięcia – choroba von Willebranda); kardiologa (niewielka wada serca); urologa (pęcherz neurogenny); alergologa (uczulenie pokarmowe i wziewne). Dużo jak na tak małą dziewczynkę… Na chorobę Karinki nie ma leku, ona nigdy nie wyzdrowieje. Jedynym ratunkiem jest rehabilitacja — systematyczna, nieprzerwana, uciążliwa, ale niosąca nadzieję na poprawę. I operacje…  Karinka ma tylko jedno marzenie – znów chodzić. Walczymy o to, ale los nam rzuca kolejne kłody pod nogi… Ciągle złe wiadomości, ciągle ból i strach. To trudne, jednak  nie mam innego wyjścia - znów proszę o pomoc dla mojej córeczki. Obiecałam jej, że zrobię wszystko, ale moje wszystko to za mało…  

46 327,00 zł ( 11,42% )
Brakuje: 359 300,00 zł
Janusz Sobala
Janusz Sobala , 47 lat

Choroba odbiera mu niezależność... Nie pozwól, by pozostał sam w swojej walce!

Kiedy zakładasz rodzinę, nie myślisz, że twoje życie będzie naznaczone cierpieniem i niepewnością o przyszłość. A tak stało się w naszym przypadku. Byliśmy rodziną, jak każda inna. Nasza codzienność była zwykła. Praca, synek w przedszkolu, córka w szkole. Nasze życie zniszczyła diagnoza. Ta, która doświadczyła nas mocno i sprawiła, że nasze dotychczasowe życie zmieniło się o 180 stopni. A nasza rodzina sprzed choroby miała wiele planów. Wzięliśmy kredyt na mieszkanie, oboje pracowaliśmy, więc przez myśl nam nie przeszło, że kiedykolwiek będziemy mieć problemy w spłacie. Jednak w 2019 roku pojawiły się symptomy, które były pierwszym zwiastunem, że nasze życie już nigdy nie będzie takie, jak wcześniej. Tuż za rogiem czyhała choroba, która każdego dnia odbiera mojemu mężowi sprawność. Choroba Huntingtona to podstępne i straszne schorzenie, które dopadło mojego męża. To choroba śmiertelna, nieuleczalna. Diagnoza, od której nie ma odwrotu. Jest chorobą układu nerwowego o podłożu genetycznym, w której głównymi objawami są tak zwane ruchy pląsawicę, otępienie i zaburzenia osobowości. Mówiąc prościej – niszczy mózg. W Europie choroba dotyka sześć osób na sto tysięcy mieszkańców. Wśród nich znalazł się niestety mój mąż. Rozpoczęła się nasza dramatyczna walka o każdy skrawek normalności. Mój mąż Janusz z każdym dniem słabnie. Niestety nie mógł już dalej pracować, bo stało się to zbyt niebezpieczne. I dla niego, i dla pracodawcy. Zaczęły się tiki nerwowe, które uniemożliwiają mu normalne funkcjonowanie. Ja sama musiałam również zrezygnować z aktywności zawodowej, obecnie zajmuję się mężem. Wychowujemy dwójkę dzieci – 5-letniego Michała i 12-letnią Maję. Wszyscy bardzo chcielibyśmy, by mógł jak najdłużej być sprawny. By mógł chodzić z naszym najmłodszym synem Michałem na spacery. Wiemy, że jednak ta sprawność już nie wróci. A ta, która pozostała wymaga olbrzymiego wysiłku. Dziś mój mąż potrzebuje również niewyobrażalnie kosztownej pomocy. Korzystamy z porad neurologopedy, neurologa, psychiatry i neuropsychologa. Przed nami jednak wizja intensywnej rehabilitacji, która kosztuje ogrom pieniędzy. Tych, których nie mamy. Po stracie pracy przez nas oboje brakuje pieniędzy na codzienne funkcjonowanie, nawet na najniższym poziomie. Wizja dodatkowych wydatków nas przeraża. Już dziś zrezygnowaliśmy niemal ze wszystkiego. Obyśmy tylko mieli co jeść i za co zapłacić za leczenie, będziemy spokojniejsi. Teraz każdy dzień przynosi nową trudność. Taką, z którą sami sobie nie poradzimy. Wierzę, że mój mąż ma szansę na to, by jego życie było łatwiejsze. By mógł jak najdłużej być samodzielny, bo zawsze taki był. Zawsze staraliśmy się być samodzielni. Dziś widzimy, że życie nas przerosło. Nie damy rady sami, tym bardziej że przed nami perspektywa długotrwałej, żmudnej rehabilitacji. Bez Was nie damy rady. Bardzo Was potrzebujemy! Każda wpłata ma dla nas ogromne znaczenie. Lidia, żona

43 576 zł
Anna Hadryś
Anna Hadryś , 25 lat

Nieleczona choroba może prowadzić do kalectwa! Jedyny ratunek to kosztowna operacja... Pomocy!

Cześć, mam na imię Ania i mam 25 lat. Od wielu lat zmagam się z kompleksem nóg, ale rok temu mimo utraty kilogramów zaczęłam dostrzegać, że ich wygląd się nie zmienia, a one same w sobie zaczęły mnie boleć. Całe życie od wielu lekarzy i wśród innych słyszałam, że zapewne zbyt dużo jem i za mało się ruszam. Z czasem gdy zwiększyłam aktywność fizyczną, słyszałam, że za dużo ćwiczę i dlatego nie chudnę. Korzystanie z usług dietetyków, trenerów personalnych na nic się zdało, problem większych nóg pozostał ze mną do dzisiaj. Żadne zalecenia nie przynosiły efektów... W wieku dojrzewania przez bezsilność oraz niemiłe komentarze zachorowałam na zaburzenia odżywiania, ponieważ za wszelką cenę starałam się schudnąć. Od wielu lat terapia oraz leczenie pochłania większość mojej wypłaty. W międzyczasie, kiedy moje zdrowie psychiczne zaczęło się stabilizować, zauważyłam, że mimo utraty kilogramów, moje nogi nadal pozostają większe i zaczynają się robić bolesne.  Po kliku latach poszukiwania przyczyn problemu, niekończących się konsultacjach i badaniach w końcu usłyszałam diagnozę – lipodemia. Niestety, od razu usłyszałam także, że na tę chorobę nie ma lekarstwa – jest nieuleczalna. Lekami i drenażami można zapobiegać pogłębianiu się choroby, ale niestety jej nie cofniemy. Wtedy też pierwszy raz usłyszałam o liposukcji lipodemii. Próbowałam na własną rękę zwalczyć chorobę. Chodziłam na siłownię, uprawiałam dużo sportu, wprowadziłam dietę, uczęszczałam prywatnie na drenaże limfatyczne, ale niestety – to wszystko zdało się na nic. Konsultacje ze specjalistami potwierdziły to, czego tak bardzo się bałam... W moim przypadku pozostaje tylko operacja. Niestety, z czasem padł kolejny cios – nie tylko moje nogi są chore. Ręce również potrzebują zabiegu liposukcji, co dodatkowo komplikuje sprawę.  Tkanka tłuszczowa w lipodemii nie jest możliwa do redukcji, nawet najlepsze dieta czy trening nie pozwolą mi się jej pozbyć. Największym problemem nie jest jednak mój wygląd, a ból, który ta tkanka mi sprawia.  Każda z planowanych operacji jest bardzo kosztowna, ponieważ żadna pomoc w kierunku leczenia lipodemii nie jest w Polsce refundowana. Kobiety takie jak ja, są skazane same na siebie. Niestety, ale sama muszę opłacić operację, rajstopy uciskowe, które pomogą w rekonwalescencji, drenaże, które po operacji są niezbędne. Dlatego zwracam się z prośbą do każdej osoby, która chciałaby mnie wesprzeć w walce z chorobą. Na ten moment choroba jest w stadium drugim, trzecie prowadzi już do kalectwa. Nogi mnie codziennie bolą, boleśnie obcierają się do krwi, puchną i tworzą się bolesne siniaki.  Chcę żyć jak kiedyś. Chcę biegać, spacerować z przyjemnością, zakładać ubrania, które lubię, a przede wszystkim – żyć bez bólu. Sama zawsze chętnie wspieram takie inicjatywy, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek samej mi przyjdzie z niej skorzystać, co nadal jest dla mnie trudne… Będę dozgonnie wdzięczna za pomoc. Każda wpłata czy udostępnienie to dla mnie krok w stronę zdrowia i lepszego jutra. Ania

41 334,00 zł ( 32,37% )
Brakuje: 86 326,00 zł