Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dawid Osmólski
Dawid Osmólski , 14 lat

Jeśli jest szansa, aby pomóc Dawidkowi - chcemy to zrobić!

Z Dawidkiem było wszystko w porządku do jego drugich urodzin. Zaczęliśmy obserwować, że praktycznie wcale nie bawi się z innymi dziećmi, może sam siedzieć godzinami i nie przeszkadza mu obecność innych osób. Mało się uśmiechał, nie był tak żywy, jak inne dzieci. U Dawidka po serii spotkań zdiagnozowano autyzm. Od tego momentu syn został objęty wielospecjalistyczną opieką o charakterze stymulującym jego rozwój we wszystkich aspektach. Autyzmu nie da się tak naprawdę opisać. Bo skąd mamy wiedzieć, co się dzieje w główce synka, skoro on sam nie potrafi nam tego przekazać. Wszystko wygląda inaczej niż przy zdrowych dzieciach. Tutaj każdy przypadkowy dźwięk może być przyczyną problemów. Każdy przedmiot, każda osoba może wywołać reakcję u synka, która będzie w zupełności niezrozumiała dla całego otoczenia. Na autyzm nie ma lekarstwa. Staramy się ze wszystkich sił zapewniać mu spotkania i zajęcia ze specjalistami z najwyższej półki, bo tylko w ten sposób może nam się uda odnaleźć zaginiony klucz do tajemniczego świata naszego ukochanego autysty… Czy to się uda? Kiedy to się uda? Tak wiele pytań pojawia się wokół nas i wciąż tak mało otrzymujemy odpowiedzi... Dawid dzięki terapii radzi sobie coraz lepiej z otaczającym go światem. Aby pomóc mu jeszcze bardziej, chcemy poddać synka przeszczepowi komórek macierzystych. Wiemy, że takie leczenie może wpłynąć dobroczynnie na jego stan i pomóc w dalszym rozwoju. 5 iniekcji kosztuje ponad 60 tysięcy złotych, dlatego jesteśmy zmuszeni prosić o pomoc.  Rodzice Dawidka

4 365,00 zł ( 6,78% )
Brakuje: 59 997,00 zł
Józefinka Chomicz
Józefinka Chomicz , 5 lat

Mogę Cię zobaczyć, ale nie mogę Cię usłyszeć. Pomożesz mi?

Świadomość, że Józefinka nie słyszy naszych czułych szeptów, że może nigdy nie wypowiedzieć pierwszego słowa nas paraliżuje. Kiedy pojawiła się szansa wiedzieliśmy jedno: musimy zrobić wszystko, by jej pomóc. Niestety, jedno jest pewne bez pomocnej dłoni, nasza kruszynka nie ma szans. Na naszą córeczkę czekaliśmy z ogromną niecierpliwością. Byliśmy ciekawi, jakie będzie nasze dziecko. To pytanie zadaje sobie chyba każdy, kiedy wraz z każdym dniem zbliża się życiowy cud. Jeszcze w ciąży dużo do niej mówiliśmy, włączaliśmy ulubioną muzykę przekonani, że ta nicć porozumienia pozostanie z nami na zawsze.  Kiedy Józefinka przyszła na świat nie mogliśmy wyjść z szoku. Nic, żadne badanie nie wskazywało na tę przedziwną, niezwykle rzadką chorobę. Nasza córeczka urodziła się bez uszek. Na pierwszy rzut oka można było tego zupełnie nie zauważyć. Od początku uwagę przyciągały jej wielkie oczy, którymi z ufnością spoglądała na nas, kiedy tylko pojawiła się na świecie… Niestety, konsekwencje tej choroby okazały się znacznie trudniejsze do zniesienia niż początkowo nam się wydawało. Okazało się, że nasza córeczka cierpi na znacznie więcej dolegliwości niż początkowo zakładaliśmy: obustronny rozszczep podniebienia, cofnięta żuchwa, zbyt mały, zapadający język, a do tego niewykształcone uszy, zrośnięte przewody słuchowe. To było dla nas zbyt wiele dna początek… Nie takiego początku się spodziewaliśmy.  Teraz naszym jedynym marzeniem jest to, by Józefinka usłyszała nasze głosy, gdy codziennie powtarzamy jej jak bardzo ją kochamy. By kiedyś w przyszłości samodzielnie mogła komunikować swoje potrzeby przy użyciu słów. Niestety, nasze marzenia mają swoją cenę. Ogromną cenę. Józefinka może zostać poddana operacji rekonstrukcji uszu i otwarcia kanałów słuchowych pod kontrolą specjalistów z USA, ale cena leczenia to ponad 700 tysięcy złotych. Środki, których nie uzbieramy w takim czasie. Pieniądze, których prawdopodobnie nie będziemy mieli nigdy… To jeden z tych momentów, kiedy rodzice stają przed potworną wizją tego, że ich dziecku już nigdy nie da się pomóc. Nie możemy uwierzyć w to, że nie ma szans, dlatego prosimy Was o pomoc. Dla naszej kruszynki to jedyna szansa na zdrowie lub chociażby jego namiastkę. Walka o dziecko, o jego zdrowie to najtrudniejsze wyzwanie, z jakim przyszło nam się zmierzyć. Nie mam słów, by opisać tysiące myśli, które pojawiają się w głowie rodzica, który od lekarzy słyszy “przykro nam, dziecko jest chore…”. Czasem jednak nie to jest najbardziej przerażające, a to, że nikt nie mówi, jakie kroki należy podjąć, by zapewnić dziecku właściwą opiekę, jakie leczenie jest najlepsze i gdzie szukać pomocy. Pierwsze dni zdominowane intensywnym poszukiwaniem podobnych przypadków, odpowiednich specjalistów i rodziców dzieci zmagających się z podobnymi problemami. To jak się okazało dopiero początek, bo kiedy dostaliśmy kosztorys z USA dosłownie zabrakło nam tchu, a świat zdawał się na chwilę zatrzymać. Wierzymy jednak, że dzięki dobrym ludziom cel jest w zasięgu ręki. To jedyna nadzieja, jaką mamy…  Bardzo chcielibyśmy, by nasza córka usłyszała te wszystkie słowa, które mówimy do niej każdego dnia. By czuła się bezpieczna, kochana, by poznała otaczające ją głosy. Chcielibyśmy, by dzieciństwo było dla niej czasem beztroski, zabaw i przygód w gronie rówieśników. Świadomość, że sami sobie nie damy rady bywa przytłaczająca, ale jeśli jest choć cień szansy na zwycięstwo musimy stanąć do walki. Potrzebujemy do tego armii dobrych ludzi i serc, którzy chcą dać Józefince szansę na przyszłość. Możesz do nas dołączyć ze świadomością, że dobro, które podarowałeś z pewnością wróci, czasem ze zdwojoną siłą. ––––––––– LICYTACJE –> KLIK

408 034,00 zł ( 56,4% )
Brakuje: 315 370,00 zł
Grzegorz Zaucha
Grzegorz Zaucha , 46 lat

Tragedia rodziny❗️Pomóż tacie i mężowi wrócić do zdrowia!

Nic nie zapowiadało, że moje życie tak bardzo się zmieni... W ciągu jednej chwili z w pełni sprawnego, pracującego człowieka, męża i taty stałem się osobą całkowicie zależną od innych... Przestałem się ruszać, chodzić, siadać, jeść, zostałem całkowicie zdany na łaskę innych. Wymagam opieki jak mój mały synek, który chwilę po mojej tragedii przyszedł na świat... Mam na imię Grzegorz, mieszkam w małej miejscowości wraz ze swoją ukochaną rodziną - żoną, moimi córkami i malutkim synkiem. Interesuję się samochodami i mechaniką. Kiedyś byłem zdrowym i sprawnym człowiekiem, takim samym jak Ty... Chodziłem do pracy, a wolnym czasie lubiłem reperować i majsterkować w swoim małym przydomowym warsztacie. Codzienność wypełniały mi obowiązki i zabawy z moimi dziećmi. Ulubionym naszym zajęciem były spacery na plac zabaw. Snułem plany, marzenia… I wtedy rozpoczął się tragiczny dla mnie rok 2019. Styczeń powitałem z uśmiechem na ustach. Nic nie zapowiadało dramatu, jaki miał nastąpić - feralny rok zapowiadał się fantastycznie. Znalazłem i zacząłem nową wspaniałą pracę. Okazało się, że moja żona jest w ciąży i spodziewamy się synka. Wszystko układało się bardzo pomyślnie. Do czasu... Tamten marcowy wieczór nie wyróżniał się niczym od innych. To była niedziela. Nic mi nie dolegało, czułem się bardzo dobrze. Jak co dzień wykąpaliśmy i położyliśmy do łóżka nasze dzieci. Przygotowałem ubrania do pracy na następny dzień. Położyłem się spać, nie wiedząc, że za chwilę życie, jakie znałem, się skończy... W środku nocy obudził mnie straszliwy ból kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Czułem się, jakby ktoś łamał mi kości... Żadne maści ani tabletki przeciwbólowe nie pomagały. Ból w szybkim tempie się nasilił i objął pozostałe partie ciała. Żona wezwała karetkę, a kiedy przyjechał lekarz, nie byłem już w stanie poruszać się o własnych siłach. Zostałem przewieziony do szpitala i natychmiast poddany operacji. Kiedy się obudziłem, nie poruszałem ani rękoma, ani nogami... Wtedy jeszcze nie rozumiałem, co się stało. Dopiero później przyszedł do mnie lekarz. Diagnoza była wstrząsająca. Miałem w sobie krwiaka, który nagle pękł, przez co zostałem sparaliżowany. Nie byłem w stanie poruszyć ręką, nogą, czy nawet usiąść. Nie mogłem samodzielnie jeść, musiałem być karmiony.  Byłem dorosłym mężczyzną, ojcem, głową rodziny, a w jednej chwili wymagałem opieki jak malutkie dziecko... Moje życie legło w gruzach. Zawsze byłem sprawny, zdrowy i nigdy nie przypuszczałem, że może mnie coś takiego spotkać. Straciłem dopiero co pozyskaną pracę, a o spacerach z moimi dziećmi mogłem tylko pomarzyć. Stanąłem w obliczu strasznej prawdy - takiej, że nie jestem w stanie sam egzystować, nie mogę się ubrać, umyć i jestem zdany na łaskę bliskich. Przebyłem 16-tygodniową rehabilitację w szpitalu w Tarnowie, potem spędziłem 6 tygodni w ośrodku w Limanowej. Rehabilitacja jest jedyną moją nadzieją, której kurczowo się trzymałem. Dzięki niej odzyskałem czucie w rękach, mogę w jakimś stopniu z nich korzystać, a także jestem w stanie siedzieć. Z trudem poruszam się na wózku inwalidzkim. Tylko kontynuacja rehabilitacji może sprawić, że z powrotem stanę się samodzielnym człowiekiem i odzyskam sprawność rąk i nóg. To jedyna moja szansa, innej nie mam. Niestety, rehabilitacja jest finansowana przez NFZ tylko przez 16 tygodni. Cztery miesiące to nic - aby marzyć o powrocie do zdrowia, potrzebuję ciągłych ćwiczeń przez lata. Nie jestem w stanie pokryć takich kosztów leczenia. Ceny rehabilitacji są bardzo duże, ale nie mogę zawieść moich dzieci, mojej żony. Oni muszą mieć we mnie wsparcie! Proszę, pomóż mi...

29 187,00 zł ( 21,96% )
Brakuje: 103 685,00 zł
Oliwierek Ołownia
Oliwierek Ołownia , 8 lat

Historia chłopca, który urodził się bez ręki! Potrzebna pilna pomoc!

Ta historia choć trudna, jest prawdziwa... Przed porodem wyobrażaliśmy sobie niejednokrotnie, jak będzie wyglądał nasz synek. W tych wyobrażeniach był zdrowy, miał dwie ręce i dwie nogi. Ciążę prowadziliśmy pod stałą opieką ginekologa, kilkanaście badań USG zdawałoby się, właściwa opieka prenatalna. Radosne oczekiwanie na upragnionego, zdrowego synka i wreszcie jest ten dzień. Oliwier przyszedł na świat, najpierw niedowierzanie personelu położniczego i zaraz potem trudne chwile dla wszystkich obecnych. Dziecko nie ma ręki! Padło suche stwierdzenie: poród prawidłowy, dziecko bez kości ramiennej, przedramienia i dłoni. Pojawiły się ogromne niedowierzanie, szok i ból. Jaka była przyczyna wady? Tego do dziś nikt nie potrafi wytłumaczyć.   Już się wypłakaliśmy. Teraz rozpoczęliśmy walkę o to, by nasz synek mógł sobie radzić w codziennych czynnościach, by mógł się rozwijać, poznawać świat i nim się cieszyć. Szukamy permanentnie pomocy w gabinetach specjalistycznych i ośrodkach rehabilitacyjnych. Rodzice przecież nie mogą bezczynnie patrzeć, jak ich dziecko traci szansę na normalne życie. Musimy podejmować tę walkę! Pragniemy pomóc Oliwierowi, by mógł bawić się, podobnie jak dzieci z dwoma sprawnymi rękoma, próbować wielu rzeczy, pomóc poznawać świat, tak by był szczęśliwy, by jego życie mogło być piękne. Jedyną szansą na to jest wyspecjalizowana proteza i systematyczna długotrwała rehabilitacja.  Oliwier dzielnie próbuje sobie radzić, przedmioty chwyta lewą ręką, pomaga sobie główką, obojczykiem, często nóżkami. Jest pomysłowy, jednak to nie to samo. Potrzebuje protez prawego ramienia, przedramienia i dłoni, aby mógł wykonywać sprawniej  codzienne czynności, ale też spełniać swoje marzenia, gdyż tak jak inne dzieci ma ich wiele.   Przy braku całej prawej kończyny pojawia się też drugie znaczące zagrożenie, którym jest skrzywienie postawy. Brak całej kończyny powoduje problemy z symetrią ciała, wskutek czego kręgosłup Oliwiera się krzywi. Obciążenie w postaci protezy i rehabilitacja zapobiegnie wykrzywianiu się i pozwoli na utrzymanie prostej postawy ciała. Oliwier potrzebuje protez ramienia, przedramienia i dłoni oraz specjalistycznego leja, który utrzyma te  części ciała. To wymaga wysoko specjalistycznych rozwiązań. Konieczna jest długa nauka i rehabilitacja, aby tę rękę móc utrzymać. Na nowo będzie uczył się biegać, schylać, obracać z lejem i protezą. Duża część pracy przed nim, przed nami z pomocą specjalistów fizjoterapeutów, protetyków i lekarzy.  Z Waszą pomocą chcielibyśmy zapewnić mu taką możliwość.  Proteza, która zostanie wykonana dla Oliwiera, będzie sterowana przy pomocy łopatki i kręgosłupa. Odpowiednie ruchy łopatką pozwolą ruszać palcami, w które zaopatrzona będzie proteza. Oliwier będzie mógł nią chwytać, pozwoli mu to prowadzić normalne życie, umożliwi codzienne czynności! Wszystko stanie się dla niego możliwe… Będzie mógł umyć zęby, podobnie jak inne dzieci w przedszkolu,  jedną rączką myjąc, a w protezie dłoni trzymając kubeczek z wodą.  Z Waszą pomocą jesteśmy w stanie stworzyć mu możliwość pięknej prawdziwej przygody w pełnosprawności, tak aby pozwolić mu marzyć i spełniać te marzenia!    Niektóre rzeczy wciąż będą dla niego trudne, ale staną się możliwe! Cena za normalne życie Oliwierka to 800 tysięcy złotych – tyle kosztuje nowoczesna proteza, jej utrzymanie i nauka. Jedynym sposobem, by mu to umożliwić, jesteśmy my – setki pomocnych rąk wyciągniętych w stronę jednego małego chłopca, któremu los odebrał pełnosprawne życie. Pomóżmy Oliwierkowi! Nasze marzenie jest bardzo proste. Chcielibyśmy móc kiedyś chwycić Oliwierka za rączki i pójść z nim na spacer. Chcielibyśmy dać mu przyszłość, na którą zasługuje. Jego jedyną szansą jest proteza. Ufamy, że z pomocą dobrych ludzi będziemy mogli ją zdobyć. Pomożecie nam?

69 626,00 zł ( 29,21% )
Brakuje: 168 672,00 zł
Zuzanna Bryndal-Rost
Zuzanna Bryndal-Rost , 9 lat

Zuzia ma szansę na sprawną przyszłość. Pomożesz?

Zuzia zbyt szybko przyszła na świat. Nagły poród spowodował, że moja córeczka urodziła się w zamartwicy, z niską wagą urodzeniową i leukomalacją okołokomorową. Oznaczało to, że jej mózg nie będzie rozwijał się tak jak u innych dzieci. Od początku swojego życia musiała zacząć mierzyć się ze skutkami nieznanej wtedy choroby... Dostała tylko 3 punkty w skali Apgar. Musiała walczyć od pierwszych minut życia. Każdego dnia marzyłam, by ten koszmar się skończył. Tak bardzo chciałam zamienić chłodne szpitalne sale na pokój z łóżeczkiem, pachnącymi ubrankami i kolorowymi zabawkami. Na miejsce, w którym obie poczujemy się bezpieczne i szczęśliwe. Dopiero po miesiącu mogłyśmy wyjść do domu.  Zuzia była cały czas pod opieką specjalistów, którzy po kilku tygodniach postawili diagnozę. Mózgowe porażenie dziecięce – tak brzmiał wyrok, z którego konsekwencjami Zuzia będzie się mierzyć do końca życia.  To nie był koniec problemów, to tak naprawdę początek bardzo trudnej drogi. Córeczka przeszła transfuzję krwi i operację oczu. Do tej pory, każdego dnia musi być też rehabilitowana, ponieważ MPD powoduje u niej spastykę. Ból, jaki codziennie towarzyszy jej życiu, jest nie do opisania. Jednak mój dzielny promyczek się nie poddaje i na każdym kroku pokazuje, że warto mieć nadzieję!  Niedawno Zuzia uczestniczyła w turnusie rehabilitacyjnym, gdzie miała okazję samodzielnie się poruszać dzięki NF Walkerowi. Widok córeczki, która podąża do mnie na własnych nogach to jeden z najbardziej wzruszających momentów w życiu, a jej szczęście po samodzielnym pokonaniu tego dystansu było nie do opisania słowami. Dla takich chwil warto żyć! Zuzia rośnie, a wraz z tym sprzęty potrzebne do codziennego funkcjonowania robią się po prostu za małe. By miała szansę na sprawną przyszłość, te najważniejsze musimy wymienić. Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc. Razem na pewno się uda! Kasia, mama Zuzi

6 771,00 zł ( 20,53% )
Brakuje: 26 207,00 zł
Milenka Hołubiec
Milenka Hołubiec , 15 lat

Wcześniactwo przekreśliło szansę na przyszłość! Pomóż Milence w walce...

Nie zliczę godzin, które spędziłam czekając pod salą operacyjną na wiadomości od lekarzy, kiedy Milenka po raz kolejny była operowana. Nie zliczę łez wylanych na OIOMie i oczekiwania na każdy oddech… Trauma zostanie ze mną na zawsze. Dziękuję losowi, że moja córeczka tego nie pamięta. Patrzę na jej uśmiechniętą twarz i jedyne o czym marzę to namiastka zdrowia i normalnego życia… Rok 2009 to dla mnie wciąż przerażające wspomnienia. Radosne oczekiwanie na córeczkę zostało brutalnie przerwane komplikacjami, które pojawiły się już w połowie ciąży. Ich konsekwencje ponosimy i będziemy ponosić do końca życia… Milenka przyszła na świat w 25 tygodniu ciąży jako skrajny wcześniak. Ważyła mniej niż torebka cukru, zaledwie 820 gramów. Lekarze o szansach mówili niewiele. Kazali uzbroić się w cierpliwość… Tak mijały dni, moja kruszynka na OIOMie spędziła 7 miesięcy. Ponad pół roku walki o wszystko.   Myślałam, że ciężki start przygotował nas na wszystko. Wtedy nawet nie przypuszczałam jak bardzo się myliłam… To był dopiero początek, od tego czasu żyliśmy na tykającej bombie. Najmniejsze komplikacje, przeoczone objawy mogły w ciągu kilku sekund doprowadzić do tragedii. Co kilka miesięcy wizyta u neurochirurga kończyła się zabiegiem ratującym życie. W sumie Milenka przeszła 21 operacji. Tę liczbę spokojnie można byłoby podzielić pomiędzy kilku dorosłych ludzi… Rodzice: W momentach, kiedy akurat nie byliśmy w szpitalach, staraliśmy się zapewnić Milence wszystko, co najlepsze. Z czasem zaczęliśmy odkrywać w niej ogromne pokłady miłości, radości i chęci poznawania świata. Czasem zdawało się, że ona te okresy szpitalne zwyczajnie wyrzucała z pamięci, że nie przejmowała się tym, co nieistotne. Wiele nas to nauczyło i tak naprawdę czasem mamy wrażenie, że to ona przekazuje nam cenną wiedzę…  Niedawno Milena stała się nastolatką. To dla nas duża radość, że na co dzień możemy obserwować jak się rozwija, ale ogromny problem związany ze wzrostem w okresie dojrzewania. Córka nie siedzi, nie stoi, potrafi jedynie pełzać samodzielnie, a sprzęt ortopedyczny, z którego korzystaliśmy dotychczas jest zwyczajnie za mały. Nie pionuzujemy jej, bo nie mieści się w pionizatorze, nie może korzystać z ortez, bo nie pasują, a wózek, który służył jej przez 7 długich lat jest już tak wyeksploatowany i mały, że musimy się z nim pożegnać jak najszybciej. W tej sytuacji mamy wielki kłopot, bo zakup wszystkich sprzętów to wydatek rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych. A najgorsza jest świadomość, że za kilka lat będziemy potrzebowali takiej samej kwoty, jeśli nie większej…  Bez wózka nasza codzienność jest niezwykle trudna. Przenoszenie córki do wanny, łóżka, pomiędzy pokojami to ogromne wyzwanie. To tylko warunki domowe, a co z wychodzeniem z domu? Nie chcemy skazać Milenki na wykluczenie i domowe więzienie… Jesteśmy jej to winni, bardzo chcemy pokazać jej świat. Bardzo chcemy zapewnić jej możliwość stałej rehabilitacji i życie bez bólu. Niestety, sami nie możemy jej tego zapewnić, brakuje nam na to środków. Proszę o pomoc! To Wy możecie dać szansę na nowy start w rozwoju córeczki, pomóc zapewnić jej komfort mimo wad i poważnych chorób.  Nie możemy ochronić naszego dziecka przed wszystkim, ale jeśli możemy zapewnić jej lepszą przyszłość, musimy zrobić wszystko! Proszę, wyciągnij do nas pomocną dłoń…   

11 042,00 zł ( 24,06% )
Brakuje: 34 842,00 zł
Alicja Magdańska
Alicja Magdańska , 21 lat

Kiedy ból nie daje o sobie zapomnieć... Pomocy!

Myśleliśmy, że choroba to wystarczające obciążenie. Wydawało nam się, że to doświadczenie to najgorsze, co wydarzyło się w naszym życiu, ale to, co przeszliśmy przez ostatnie lata, pokazało, że w naszej sytuacji niczego nie można być pewnym.  Alicja chorowała od urodzenia, na zespół wad wrodzonych, kiedy miała 4 latka zachorowała na skoliozę. Najgorsze jest to, że minęło kilkanaście lat, a nasze zmagania z chorobą wciąż trwają. Niestety, w tym przypadku czas nie leczy ran, a jedynie sprawia, że cierpienie jest coraz większe… To nie tak miało wyglądać. Alicja zamiast cieszyć się życiem, została naznaczona skoliozą mięśniowo-nerwową. Początkowo nie wyglądało to na poważnie, mieliśmy nadzieję, że lekarze pomogą nam szybko zapanować nad sytuacją.  Niestety, z biegiem czasu, przekonaliśmy się, że wada postępuje, a sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna. Głównie ze względu na to, że kąt nachylenia jest coraz większy, co utrudnia poruszanie czy chociażby siedzenie na wózku. W obliczu poważnego pogłębiającego się skrzywienia każda pozycja zdaje się być niewygodna… W 2016 roku miała zostać przeprowadzona operacja, wtedy kąt nachylenia kręgosłupa wynosił zaledwie 63 stopni. Splot nieszczęśliwych wypadków, komplikacji zdrowotnych doprowadził do tego, że operacja była odraczana co najmniej 5 razy. Wiodła nas nadzieja na poprawę, ale tak naprawdę sytuacja stawała się coraz gorsza. Skolioza postępowała tak szybko, że kąt nachylenia kręgosłupa wyniósł 124 stopnie. To niemalże dwa razy więcej niż początkowo! Niestety, kolejne ośrodki odmawiały operacji, a my mieliśmy uzbroić się w cierpliwość.  I właśnie to słowo: cierpliwość, już z nami zostało. Operacja, na którą tak czekaliśmy, skomplikowała naszą sytuację jeszcze bardziej. Liczyliśmy, że to koniec cierpienia Ali, że od tego momentu rozpocznie się całkiem nowy etap. Mieliśmy rację, ale ten etap nie należy do lepszych i szczęśliwszych… Po operacji stan Alicji był poważny, lekarze szybko podjęli decyzję o reoperacji. Niestety, ta również nie przyniosła oczekiwanych efektów. Nasze szanse malały w zastraszającym tempie… Komplikacje po operacji doprowadziły do tego, że Alicja straciła czucie w nogach, jej ciało jest jeszcze słabsze, odruchy neurologiczne nieprawidłowe…  Ciężko wyobrazić sobie skalę cierpienia, której doświadczyła nasza córeczka. Lata bólu, nawarstwiających się dolegliwości. Czujemy się jakbyśmy ją oszukali, bo zapewnialiśmy, że ta operacja wiele zmieni. Alicja doświadczona chorobą nauczyła się radzić sobie w najcięższych sytuacjach - nie załamuje rąk, mimo niepowodzeń bardzo intensywnie pracuje z rehabilitantami. Większość zabiegów, które musimy zapewnić naszej córce jest nierefundowana, a koszty rosną w zastraszającym tempie. By zadbać o nasze dziecko i walczyć z chorobą potrzebujemy wsparcia. Bez niego nie mamy szans zapewnić naszemu dziecku tego, co potrzebuje najbardziej. Bez niego nasze nadzieje na poprawę przepadną… Jedyne marzenie o tym, by Alicja w końcu przestała cierpieć, byśmy wreszcie odzyskali nadzieję na umiejętności, które w wyniku komplikacji po operacji wciąż pozostają poza zasięgiem naszej córki. Jeśli możesz, pomóż naszej córeczce w tej walce!  Życie nauczyło nas przygotowywać się na każdą sytuację, ale z ogromnym wyzwaniem wynikającym ze zdrowotnych problemów Alicji nie jesteśmy w stanie poradzić sobie sami. Od tego, czy zdecydujesz się nam pomóc, zależy nasza przyszłość. Możemy tylko prosić. W imieniu własnym i naszej córki, która pokonała drogę pełną przeszkód. 

17 151,00 zł ( 46,64% )
Brakuje: 19 615,00 zł
Maja Sobczak
Maja Sobczak , 7 lat

By trudne dzieciństwo nie przekreśliło szansy na dobrą przyszłość

Kiedy Maja przyszła na świat, nie myślałam, że pierwsze lata jej życia będą aż tak trudne... Córeczka, mimo że urodziła się z przepukliną oponowo-rdzeniową oraz wodogłowiem, otrzymała 10 punktów w skali Apgar. Chwilę po porodzie przeszła z tego powodu operację, kolejną, założenie zastawki komorowo-otrzewną gdy miała 2,5 miesiąca. Od początku życia trwa nierówna walka o odzyskanie choć części utraconej sprawności. Bez intensywnej rehabilitacji nam się nie uda...  Każda mama będąc w ciąży wyobraża sobie, jak będą wyglądały pierwsze i kolejne miesiące życia jej dziecka. O ile wszelkie poradniki podpowiadają, jak przygotować się na wychowywanie maleństwa, to żaden nie uwzględnia sytuacji nadzwyczajnych. Co zrobić, kiedy córeczka rodzi się z poważnymi wadami i trzeba właściwie codziennie stawać na głowie, żeby zapewnić jej jak najlepszy rozwój. Córka musi być cewnikowania co 4 godziny z powodu zalegania moczu w pęcherzu moczowym. Co 4 godziny! Nie ma znaczenia, czy jest dzień, czy noc. Nie ma znaczenia, czy jesteśmy w domu, czy w podróży. W naszym przypadku fizjologia rozdziela karty i ustawia zwyczajną codzienność.  Jakby tego było mało, Maja ma również zwichnięte bioderka, ale pierwsza operacja jest przewidywana, gdy Maja skończy trzy latka. Niedowład nóżek wymusza na nas intensywną i kosztowną rehabilitację, a na noc trzeba zakładać ortezy. Nie mogę pracować, ponieważ córka stale potrzebuje mojej pomocy. Nie tylko jest malutkim dzieckiem, jest chorym dzieckiem, które nie może być bez mamy. Zwyczajne życie wymaga przecież pieniędzy, a co dopiero w naszym przypadku, kiedy tych środków brakuje, a ja nie mam jak ich zarobić...  Proszę, pomóż mi walczyć o dobrą przyszłość córeczki! Ona tak bardzo potrzebuje Twojego wsparcia! Agata - mama

15 101,00 zł ( 82,14% )
Brakuje: 3 282,00 zł
Stanisław Bereza
Pilne!
Stanisław Bereza , 29 lat

Staś został zaatakowany na rynku w Poznaniu. Pilnie potrzebna pomoc!

W listopadzie zeszłego roku świat Staśka nagle się zatrzymał. Właściwie nie zatrzymał się sam… Zniszczył go napastnik, który zaatakował Staśka. Nie miał powodu, ale miał szklaną butelkę w ręce. Rozbijając ją na głowie młodego mężczyzny, skreślił wszystko: przyszłość, życie, szansę na szczęście i zdrowie. Choć cały czas wobec napastnika toczy się postępowanie, Staśkowi nie zwróci to zdrowia. Dlatego prosimy o pomoc… Nie wiemy do dzisiaj, dlaczego ten człowiek wybrał sobie na ofiarę akurat Staśka. Dlaczego na niego padło - młodego chłopaka, pełnego marzeń i planów na przyszłość. Czasu jednak nikt nie jest w stanie cofnąć. Tamtego listopadowego dnia 2019 roku Stasiek omal nie stracił życia. Trafił do szpitala z ciężkim urazem czaszkowo-mózgowym, krwiakiem śródmózgowym i wieloogniskowym stłuczeniem mózgu.  Przeżył, jednak nic już nie będzie takie, jak kiedyś… Stasiek niedługo skończy 25 lat i choć mówi się, że to początek życia, to życie prawie się skończyło. Nie samo. Ktoś chciał je odebrać… Jeszcze trzy miesiące temu Stanisław układał sobie plany na przyszłość i marzył o lepszym życiu. Jak wiele młodych osób w Ukrainie, zdecydował się wyjechać do Polski. 24 listopada,  zaledwie po tygodniu od przyjazdu do Poznania, rodzina chłopaka dostała szokującą wiadomość: Stasiek w ciężkim stanie trafił do szpitala. W tym momencie ziemia usunęła im się spod stóp… Rodzice przyjechali do Polski, pierwszy był szok. Nie mogli uwierzyć w to, że wszystko wydarzyło się naprawdę… Rodzicom Staśka powiedziano, że wieczorem 24 listopada 2019 roku na poznańskim starym rynku doszło do bójki. Stanisław stanął w obronie zaatakowanej osoby, za co dostał w głowę butelką. Napastnikiem był Polak. Stasiek trafił do szpitala, założono mu szwy i wysłano do domu. Na drugi dzień poczuł się bardzo źle, trafił do tego samego szpitala. Wtedy zapadła diagnoza: krwiak śródczaszkowy z efektem masy. Złamanie czaszki. Chwilę później Stasiek zapadł w śpiączkę. Do dziś się z niej nie wybudził… Dwie operacje, wycięta jedna czwarta kości czaszki a do tego okazało się, że Stanisław ma wrodzoną chorobę von Willebranda (forma hemofilii). To jeszcze bardziej utrudnia sytuację. Rodzice Staśka są załamani. Nadal nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Mama nie odstępuje jego łóżka na krok… Terapeuci i rehabilitanci robią co w ich mocy, by Stanisław wrócił do swoich bliskich, by się obudził. To jednak długi i niestety bardzo kosztowny proces… Obecnie u Staśka zaczynają być widoczne niewielkie postępy i reakcje na otoczenie. Z dnia na dzień może być coraz lepiej, o ile chłopak będzie rehabilitowany. Jego rodziny niestety na to nie stać… Skutki zwlekania z terapią będą katastrofalne…  Na ten moment myślimy o najbliższych 6 miesiącach, bo tyle minimum potrzeba, by ratować Staśka. On chciał wyjechać, iść do pracy, zarobić, żeby pomóc schorowanym rodzicom - oboje byli na rencie, bez pracy… Teraz rodzice są przy Staśku, w Polsce, daleko od domu i ludzi, których znają. Będą jednak przy synu tak długo, jak to będzie konieczne… Bardzo prosimy o pomoc dla Staśka. Jego ciągle można uratować! Potrzebne są jednak ogromne pieniądze… Przeciwko sprawcy cały czas toczy się postępowanie. Nie wiadomo, czy Stasiek uzyska kiedykolwiek odszkodowanie, a nie można czekać latami - pomoc potrzebna jest teraz, natychmiast… Wierzymy, że mu się uda, że jeszcze wróci do swoich rodziców, którzy teraz toną we łzach rozpaczy... ******* Czytaj także: plus.gloswielkopolski.pl - Stanisław, którego zaatakowano butelką na Starym Rynku potrzebuje pomocy. Wybudził się ze śpiączki i walczy o życie

82 007,00 zł ( 52,59% )
Brakuje: 73 908,00 zł